vonski,
Wielu poczatkujacych (w tym i ja, niestety) chcialoby za duzo w za krotkim czasie. Ja sobie wymyslilem przygotowac sie do maratonu w pol roku, Twoja mama chce zaczac biegac. Latwo sie zniechecic, gdy sie pojawia bol lub kontuzja. Ale, jak to ladnie ktos napisal, to nie sa znaki od Boga, tylko glos organizmu, ktory mowi, ze oczekujemy od niego za duzo.
Bo co zmieni w moim zyciu to, ze zamiast w tym roku, pobiegne maraton za rok? Co zmieni w zyciu Twojej mamy, ze zacznie maszerowac przez jakis czas (np. pare tygodni), a pozniej dopiero zacznie truchtac? Bedziemy troche zdrowsi, bo bardziej przygotowani na czekajace nas obciazenia.
Ja poki co nie moge biegac, ale moge maszerowac i zapewniam, ze godzinny marsz przy HRavg 127 (to jest jakies 62% mojego HRmax) tez niezle daje w kosc, a i predkosci calkiem znosne mialem (srednia 7,2 km/h, czyli 8,17 min/km). Jutro znowu gdzies pomaszeruje
No to powodzenia zycze Twojej mamie i pozdrawiam
Bart
P.S.
Kolegow i kolezanki sceptycznie ustosunkowanych do takiego bodzca treningowego w cyklu przygotowan do maratonu prosze o zrozumienie - ja nie moge biegac, dlatego pozostalo mi dreptanie, ktore uwazam za lepsze niz siedzenie przed telewizorem.