To mój debiut tutaj. Uprzejmie proszę o krótką poradę.
Ostatnio zacząłem biegać metodą Gallowaya programem do maratonu (3x w tygodniu). Wcześniej troszkę biegałem (przez 2 lata 150km) oraz jeżdżę na rowerze uprawiam jogę ale mam sporą nadwagę (do niedawna 118kg/190cm) i siedzący tryb życia, Więc ten program znacznie zwiększył mój "przebieg". Do tego zacząłem trochę za ambitnie starając się kilka razy pobić stare rekordy czasowe. W końcu się zaczęło....
Bieg zaczynam spokojnie od marszu później marszobiegi ale po kilkunasty minutach wysiadają mi mięśnie z przodu piszczeli. Zupełna blokada/zdrętwieć/twardość. Musze się zatrzymać. Przechodzę do marszu i pomalutku po kilkunastu minutach zaczynam marszobieg i to zdrętwienie zupełnie przechodzi. Mogę spokojnie biec.
Wcześniej biegałem głownie na bieżni gdzie tego nie było. Ale zdarzało mi się to kilka razy w normalnym życiu podczas intensywnych spacerów po mieście. Mogłem tylko powlec nogami

Zmieniłem buty na lepsze ale to nic nie dało. Gdy pilnuje tempa i robię bardzo lekki trening nogi wytrzymują bez tych objawów, choć minimalnie czuję że te piszczelowe mięśnie się napinają. Wydaje mi się że biegam śródstopiem ale mam dość luźne buty (te nowe też) i czasami mam odczucie że je trzymam podciągające stopę do góry. To oczywiście luźne odczucie. Nie jestem tego pewny. Luz w bucie nie jest jakiś wielki. Ale wystarczy że lekko zwiększam tempo i objawy wracają. Biegam od 4 tygodni.
Jeszcze dodam że po treningu nic mi nie jest poza lekkim zmęczeniem proporcjonalnym do wysiłku.
Wyczytałem że to może być anterior exertional compartment syndrome ale niektórzy sugerują zapalenie okostnej, zwykłe przetrenowanie itd. Ja sądzę że to jednak ECS
Dziś nogi wytrzymały ale jednak mocno te mięsne twarde były, na granicy ich blokady. Ale kończyłem jak zwykle trening bez tych objawów
Co radzicie? Naprawdę chciałbym uniknąć noża i nie rezygnować z biegania lub programu treningowego
