Mój problem ma krótką historię. Z 5 na 6 września br. na 40 którymś kilometrze (marszobieg na 50 km z kawałkiem) poczułem silne zniewalające ukłucie w lewym kolanie (lewa część tak jakby w dołku). Pomimo chwilowej ,,blokady„ kolana, po odpoczynku czując się na siłach ruszyłem dalej przed siebie mając na uwadze iż zostało mi naprawdę niewiele do przejścia, a najgorsze już było za mną (góra Szczebel w Beskidzie Wyspowym). Kolejne kilometry upływały wolno (używałem kijków do asekuracji) w ciągłej obawie o kolano, ponieważ miałem na uwadze, że kontuzje kolana mogą zniszczyć każdego nawet najlepszego sportowca (zwłaszcza bez zaplecza fizjoterapeutów, lekarzy i dużych pieniędzy).
Kilka dni później…
Ból kolana zapadł się pod ziemię, na następny dzień czułem się znacznie lepiej (kondycyjnie) niż po ubiegłorocznym marszu na 34km co odnotowałem jako swój prywatny duży sukces. Po tygodniu rekonwalescencji postanowiłem udać się na 4km przebieżkę żeby sprawdzić jak zachowuje się kolano…70% trasy przespacerowałem, dziwne napięcie w lewej części kolana zbliżało się do momentu krytycznego przy dłuższym obciążeniu (zwłaszcza przy biegu pod górę, a jest sporo stromych górek u mnie na wsi).
Niecierpliwi grzeją ławę
Kolejny tydzień odpoczynku nie przyniósł całkowitej ulgi, chociaż było znacznie lepiej pod koniec biegu, to ,,napięcie” nie zniknęło (bo bólem tego nazwać nie można). Pod 48 godzinach pobiegłem i było znacznie gorzej – werdykt, trzeb odpocząć dłużej. Tak zrobiłem, tydzień odpoczynku, dosłownie roznosiła mnie energia, przyśpieszyłem, ostatni km jednak rozczarował mnie….i jest dzień dzisiejszy.
Dysonans
Już od tygodni wybieram się do lekarza o skierowanie do ortopedy, ale wiadomo, czas to duży pieniądz, no ale fakt faktem, zdrowie – jeszcze większa mamonka. Wybieram się prywatnie. Byłem w górach wczoraj po 2 tygodniach odpoczynku. Pochytrzyłem się strasznie na te kilometry, dosłownie o 2-3 km za dużo, i znowu to dziwne nieprzyjemne uczucie w kolanie. Jasna cholera.
Okiem laika
Śmiem twierdzić, że to łąkotka boczna. Objawy na to wskazują chociaż wiadomo, bez badań na 100% stwierdzić nie można. Moja partnerka ma podobny problem, czekała 2 miesiące na swoją kolej, ortopeda, rtg i dostała werdykt… pożal się boże diagnoza na podstawie 1 zdjęcia kolana (do właściwej oceny potrzebne są zdjęcia obu kolan, a wie to, bo studiuje fizjoterapię). Czyli bez pieniędzy ciężko będzie poskładać kolano jak należy. Kontuzja na co dzień mi nie doskwiera, po tym wypadzie tylko delikatnie odczuwam efekty owego przeciążenia co objawia się właśnie tym protestem zewnętrznej części lewego kolana, ale bez niemiłego bólu. Nazwać to można najprościej – odczuwaniem dyskomfortu. Tak się zastanawiam, jak pamięcią sięgam, zdarzały mi się bóle kolana, zwłaszcza przy długim chodzeniu po górach z dużym plecakiem, ale gdzie dokładnie w tym kolanie mnie bolało to już nie pomnę.
Kurczę pióro!
Kurczę pióro moi drodzy, co robić, co robić? Czy w tym wypadku healthing suplami cokolwiek przyniesie? Myślałem o suplementach diety z kolagenem, glutaminie i innych bajerach podobno na regenearcję. Czy borykaliście się, borykacie się z podobnym problemem?
Pozdrawiam z Pogórza Wielickiego
