Nie wiem jak Wy, ale ja jestem przerażony! Bardzo lubię Święta Bożego Narodzenia, ale te żarcie mnie rozbraja Niby człowiek nic nie je a waga leci w górę jak szalona! Cała nadzieja w bieganiu. Wczoraj powiedziałem dość i o 21-szej wyszedlem na 9600km. Eh..jak mi się humor poprawił Dziś poprawka 2h na basenie do Gryfina...właśnie się pakujemy
Najzabawniejsze jest to, że wczoraj ledwo się zwaliłem z łóżka, bolała mnie głowa przez co musiałem łyknąć ibuprom, napiłem się kawy i jakoś pobiegłem. I co? To był jeden z najszybszych treningów jakie udało mi się ostatnio zrobić! No, ale co się dziwić jak na wigilię co najmniej 10 potraw wysokowęglowodanowych to i mięśnie skorzystały
Ja po wigilii jak sie rodzinka rozjechała od razu się ubrałem i wybieg fajne uczucie wróciłem i sie mnie mama pyta gdzie byłem, jak powiedziałem że biegałem, to powiedziała ze to nie jest do końca normalne, ale skoro mnei to cieszy....
A ja dostałem jakichś problemów żołądkowych jeszcze przed wigilią i Święta spędzam poszcząc, nawet żadnego mięsa nie jadłem ani nic... Tylko chlebuś z masłem. Ale żeby nie było całkiem postnie to jem czekoladki i piję browary...
Tiaaa... Święta to masakra!
Ja się zważyłem w Wigilię rano - 71 kg, a dziś rano - 73.5!
Zaraz poleciałem do lasu i po 12 km już się wybiegał kilogram :-D
Jutro to powtórzę, pojutrze też i mam nadzieję ten nagły wzrost zniwelować do Nowego Roku.
Przyjemnie się czyta ten wątek przy czterech grubych kawałkach wędliny z borówką, musztardą, chrzanem...zobaczymy co będzie przy keksie ale co tam...10km dzisiaj było.
A ja pierwszy raz spędziłem świąteczne uczty tak, że wstając od stołu na zakończenie nie czułem się przejedzony. Fakt, że spróbowałem wszystkiego, ale po trochu, jedząc bardzo powoli. Jeszcze nie sprawdzałem efektów na wadze, jestem przekonany, że nieco wzrosła, ale przynajmniej nie umierałem z obżarstwa.
Niestety w tym tygodniu zmuszony byłem odstawić treningi ze względu na przeziębienie. I co najśmieszniejsze, to to, że o niczym innym myśleć nie mogę. Ciągle się łapię na tym, że planuję gdzie pobiegnę, kiedy wreszcie wyjdę.
Z tym świątecznym jedzeniem to jest tak, że ono zatrzymuje dość mocno wodę (dużo soli: śledzie, szynki, karkówki pieczone, bigosy, sałatki polskie itp.) i ma się wrażenie, że się nie wiadomo ile przytyło. Co do kalorii to o wiele niebezpieczniejsze są ciasta Np. "melba" - prawdziwa bomba kaloryczna, ale za to makowiec można zjeść bo mak fajnie przeczyszcza Z drugiej strony też sposób spędzania świąt przed TV. Na prawdę jesteśmy szczęściarzami z naszą pasją! Ja już drugi rok z rzędu przez takie wycieczki biegowe jakoś się uratowałem. Świat nie jest sprawiedliwy. Mój syn może zjeść z 3 kawałki takiej melby i nie przytyje ani grama a ja wystarczy, że zjem 1cm warstwę galaretki i już tyje
jumper pisze:Z tym świątecznym jedzeniem to jest tak, że ono zatrzymuje dość mocno wodę (dużo soli: śledzie, szynki, karkówki pieczone, bigosy, sałatki polskie itp.) i ma się wrażenie, że się nie wiadomo ile przytyło.
celna uwaga.
aż mnie zainspirowałeś.
dzisiaj od rana zero soli, pięć kaw, start w biegu sylwestrowym po drodze, przed chwilą się ważyłem - 80,1kg. (na tej samej wadze, też tylko w bieliźnie)
wygląda na to, że wysikałem/wypociłem 3,4kg przez te kilkanaście godzin.
zadziwiające.
co nie zmienia faktu, że trzy kilo gdzieś zostało...
we gather energies
ours and the ones of the nature,
in order to make this intolerable world
endurable
Mnie to nie dziwi. Nie wiem ile biegłeś, ale pewno przynajmniej 10km i wnioskuję z postów, że wolno nie było (?) to wody ubyło. 3,4kg to dość sporo. Ja przy takim dystansie potrafię zgubić do 2,5 kg (wody oczywiście) jednak biegam znacznie wolniej.
Po tych pięciu kawach musiałeś chyba nieźle siknąć