matko browser... on nie pytał jak się zakatować... tylko jak zrzucić kilka kg.
To ja ci powiem tak:
mój przypadek - w maju zeszłego roku 93,5 kg przy 180 cm wzrostu.. - ogólnie - granica otyłości... - zresztą taką wagę miałem już od ładnych kilku lat... z mniejszymi i większymi wahaniami.
W końcu wziąłem się za siebie... truchcik, 3 - 4 razy w tygodniu, a żeby nie było nudno - to postawiłem sobie cel - półmaraton 4e w katowicach.
Początek był super - waga sama leciała ...

- potem już niestety nie tak różowo (organizm się zaadaptował i wował o więcej żarcia)
- w sumie dzisiaj ważę ok. 80 kg (82 wieczorem, 80 rano) czyli pozbyłem się 10 kg.. - nie stosując żadnej diety...
może trochę ograniczyłem chipsy ;p (teraz je wcinam tylko jako super nagrodę po treningu, ale też staram się ograniczyć) no i - zrezygnowałem z coca coli na rzecz coli light

bo bez coli żyć nie mogę
jak mam wenę to frytki zastąpię kaszą gryczaną którą lubię... i tyle;-)
- wynik na pewno byłby lepszy i szybszy przy zastosowaniu jakiejś diety, ale prawda jest taka, że jak się biega to trzeba wcinać "dobre cukry" (kasze, ryż, makaron, ziemniaki nawet - byle nie smażone), więc dietę trzeba stosować mądrą.. - tj. świadomie dostarczać "pewnej" ilości energii.. jednak tak by twój dzienny "deficyt" nie był większy (w dzień treningowy) niż 500-1000kcal (to 1000 to już raczej radykalna dieta i pewnie zaraz ktoś mi tu będzie suszył głowę że to już przesada)
raz w tygodniu możesz wydłużać swój wybieg ... tak by dojść do 2h ruchu - ale takie dłuższe wybiegi tylko 1x w tygodniu - poza tym godzinka .. godzinka z minutami w zupełności wystarcza... - jak ci będzie zależało na poprawianiu kondycji biegowej a nie tylko na schudnięciu - to można potem powoli zacząć dodawać jakieś akcenty do tygodnia biegowego... ale też spokojnie 1x w tygodniu jakieś wb2.. albo jeszcze lepiej cross
no i przede wszystkim - biegać...

jak będziesz trenował 4x w tygodniu... po te 40-70 km/tydzień to waga sama będzie spadała... - organizm sam się próbuje wtedy zaadaptować do zwiększonego wysiłku... i nawet jeść się tak nie chce jak dawniej... (a nawet i inne rzeczy zaczynają smakować)