Mieso i nabiał wyniszcza nasz organizm? - prof Campbell
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 631
- Rejestracja: 05 mar 2012, 10:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wroclaw
Nie chcialbym wywolywac jakiejs wielkiej religijnej dyskusji, ale u nie-chrzescian to chyba trudno mowic o wigilii czy swiatecznym stole. Wigilia to bowiem czesc tradycji chrzescianskiej ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Wigilia_Bo ... Narodzenia ).MEL. pisze:Wigilijny i świąteczny stół w wersji wege niezupełnie odbiega od normalnego, który też jest postny. Tylko ryb nie będzie (nie jesteśmy chrześcijanami, więc ten symbol nic dla nas nie znaczy), a makiełki z jakimś mlekiem roślinnym.
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
przecież 95% populacji tego kraju spędza święta i nawet nie wie co one oznaczają i z jakiej wogóle "okazji" je się obchodzi... no może nie to, że nie wiedzą, poprostu o tym nie myślą... takie czasy 

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 763
- Rejestracja: 05 gru 2011, 14:38
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
MEL. pisze:Wigilijny i świąteczny stół w wersji wege niezupełnie odbiega od normalnego, który też jest postny. Tylko ryb nie będzie (nie jesteśmy chrześcijanami, więc ten symbol nic dla nas nie znaczy)
LOL

Nie wiem, śmiać się - czy płakać?
- kfadam
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1270
- Rejestracja: 20 mar 2013, 15:32
- Życiówka na 10k: 1.05
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Początkowo nie, starałem się tylko by ww mieściły się w max 80 g. Jadłem tłusto (smalec, śmietanka 30% do kawy, tłuste mięsa i podstawa jajka ) to wystarczyło by wyniki z tragicznych stały się dobre a samopoczucie zdecydowanie się poprawiło. Niestety brak kontroli nad ilością i zdecydowanie mniej wysiłku ( zalecenia Kwaśniewskiego w początkach ŻO) dały 1 kg na plus choć w pasie zostało bez zmian. Przeczytałem książke i okazało się że to powszechny błąd wynikający z rozciągniętego żołądka i brak jego wypełnienia dawał poczucie niedosytu ( a zalecenie jest by jeść do syta) To było sygnałem do liczenia i okazało się że pakowałem conajmniej dwa razy za dużo białka a i tłuszczu też było deczko za dużo. Od kilku dni licze i porcje są dużo mniejsze a ja nadal jestem syty i nawet dziś rano śniadanie mocno ograniczyłem bo nie czuje potrzeby jedzenia. Sama kawa to ponad 60g. tłuszczu 5g. białka i 7g. ww (250ml mocnej kawy + 200ml śmietanki 30%)trucho pisze:Kfadam trzymasz proporcje wg Kwasniewskiego? Liczysz to w ogóle?
- kfadam
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1270
- Rejestracja: 20 mar 2013, 15:32
- Życiówka na 10k: 1.05
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
nie wiem co was śmieszy czy zmusza do płaczu ale co dziwnego że ktoś wychowany w naszej kulturze mimo zmiany wiary siada do wigilijnego stołu w rodzinnym katolickim domu czy z partnerką/em który jest katolikiem. Wiara to jedno a tradycja to drugie. Wianki dziś puszczają nawet laski z OAZY a to przecież pogański obrządek, na Wielkanoc dzielimy się jajkiem a to też z pogańskiego obrządku.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Taka kawa to faktycznie solidne śniadanie
. Na oko z pińcet kalorii
.
Ja kawę z reguły piję czarną, ale czasem dodaję solidny kawałek... masła
. Smakuje jak ze śmietanką, tylko bardziej jak kawa, bo przy 200ml śmietany tego smaku kawy za dużo chyba nie zostaje
.


Ja kawę z reguły piję czarną, ale czasem dodaję solidny kawałek... masła


The faster you are, the slower life goes by.
- kfadam
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1270
- Rejestracja: 20 mar 2013, 15:32
- Życiówka na 10k: 1.05
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Klosiu ta moja kawa jest na tyle mocna że te 200ml. śmietanki sprawia że ten wywar da się wypić
. A szczerze przyznam że łaziło mi po głowie sprawdzić jak smakuje kawa z masłem. Do dziś kawa była przed śniadaniem a na śniadanie jajecznica z boczkiem ale dziś sama myśl o zjedzeniu czegokolwiek zapalała taką lampeczke " po co??" zjadłem kurczaka z jajkiem w galarecie ( masa białka mało tłuszczu) Teraz po 6km dopiero tłusty rosołek z dwoma żółtkami wciągam.

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1241
- Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Pływanie wokół tematu wątku tutaj osiąga standardy wątku o butach minimalistycznych :-D
Żeby jednak trzymać się nieco tematu związanego z mięsem i nabiałem, ja w podobnym okresie co Klosiu (może nieco wcześniej) z czystej ciekawości zmieniłem dietę z "normalniej" wegetariańskiej, czyli w sumie dość mocno tłuszczowej, tyle że tłuszcze były w zdecydowanej większości pochodzenia roślinnego (z wyjątkiem sporadycznych ilości masła, z czasem zamienionego na masło orzechowe, minimalnych ilości ż. sera na pizzy i jajek, które dla mnie nie są nabiałem - typowa kwestia nazewnictwa) na wysokowęglowodanową, o małej ilości tłuszczy i bałka (poniżej 10 procent każdego z powyższych w dziennej proporcji kal lub powiedzmy przykładowo 60g białka, 520g węgli i kilkanaście g tłuszczy.
Zero żółtego sera, mleka, jaja bardzo sporadycznie, masło również bardzo rzadko i w bardzo małych ilościach.
Przez kilkanaście dni (okres końca wakacji) eksperymentowałem z frutarianizmem, czyli jeszcze bardziej ekstremalną wersją HCLF, dodatkowo w 100% wersją surową (jeśli nie liczyć suszonych owoców). Poźniej stopniowo wraz ze zmniejszającą się ilością owoców wracałem do częściowo gotowanych potraw, pozostawiając najpierw jeszcze śniadania i "obiady" surowe i owocowe, i wprowadzając gotowane kolacje z dużą ilością warzyw świeżych itd. Ostatecznie kończąc na diecie HCLF typu. 801010 (proporcje węgli, do tłuszczy do białka) z dużą ilością warzyw surowych i owoców, i bardzo małą ilością smażonych potraw (mało tłuszczu).
Super mało słodyczy (w domu zero, bardzo sporadycznie jedynie u "rodziny" jak coś było upieczone, kilka razy zjadłem tam też trochę czekolady). Kawy zero. Mało soli. Duża ilość wody.
Czyli dieta mocno oparta na węglach i surowych produktach roślinnych - potrawy bardzo mało przetworzone, bo w więkoszości gotowane w domu na świeżo (jeżeli nie jedzone na surowo), z surowych produktów roślinnych, ew. z użyciem mąki.
Wnioski:
Jeżeli jadłem odpowiednią ilość kalorii dziennie, zapewniającą zapotrzebowanie organizmu na to co mu potrzeba to nie miałem ciągot do słodkiego. Jeżeli miałem, to jadłem daktyle lub inne owoce - takie sytuacje miały miejsce czasami na diecie surowej, bo w takiej sytuacji ilości jedzenia są ogromne by zaspokoić potrzeby ciała na kal., szczególnie przy dość intensywnym treningu i można po prostu łatwiej zjeść za mało
Przy odpowiednio dużych porcjach (nawet na surowej diecie) zjadanych na poszczególne posiłki w zasadzie nie ma problemu z podjadaniem pomiędzy posiłkami. Najpierw jadałem 4-5 posiłków, później 3 większe i nie było kłopotu, oczywiście po jakimś czasie adaptacyjnym.
Częste silkanie mnie wkurzało, bo podczas 20 km biegu, kilka razy musiałem stanąć i się odlać.
W pierwszym okresie eksperymentu namieszałem z elektrolitami, prawdopodobnie zbyt gwałtownie odstawiłem sól, kawę i herbatę, mając jednocześnie za dużo potasu w diecie i doświadczyłem takich skurczy, że myślałem że pourywałem siebie wszystkie przyczepy w łydkach
) jednak po małej modyfikacji diety problem ustąpił (w sumie pojawił się tylko raz) i sytuacja nie powtórzyła się więcej.
Wytrzymałość - mam wrażenie, że im bardziej surowo wysokowęglowodanowo tym częściej zastanawiałem się nad koniecznością brania jakiegoś banana ze sobą w trasę (np. na zakładki rower-bieg-rower w układzie 10k-20k-10k lub 20k-10k-20k czy trasy biegowe powyżej 20k) czego nigdy nie robiłem i nie robię pijąc tylko wodę lub smoothie z buraka czerwonego po drodze.
Wraz z przechodzeniem na bardziej gotowane jedzenie, z większą ilością mąki, ale nadal 801010 czyli HCLF takie zachcianki i tego typu pomysły mi uleciały ponownie
Samopoczucie - bardzo dobre, co tłumaczę raczej "czystością" i "jakością" diety, a nie magicznym wpływem węgli czy tłuszczy.
Wnioski - w przypadku diety opartej o cukry proste (owoce) napędzanie tłuszczem długotrwałego wisiłku zaczyna być problematyczne (do zrealizowania, ale stanowi jakieś wyzwanie). Gdy zwiększamy udział gotwanego jedzenia a tym samym w diecie pojawiąją się bardziej złożone węglowodany sprawa zupełnie inaczej wygląda, i wysiłek ponad 3h można ciągnąć bez dorzucania do pieca, czyli pewnie znaczny udział spalania tłuszczy zachodzi, jako źródła energii.
Moim zdaniem ani HCLF odmiana surowa (wysokowęglowodanowa, frutarianizm) ani LCHF (wysokotłuszczowa) nie jest "naturalną" dietą.
Badań nie robiłem, z różnych powodów, więc mogę jedynie opierać się o odczucia. Biorąc pod uwagę, że kawy nie piję praktycznie wcale, a byłem totalnie uzależniony od porannego "strzała" muszę przyznać, że witalności mi nie brakuje, i nie brakowało również jedząc same surowe posiłki.
---
Co do paleo diety w tej wersji o której tutaj piszecie... To co wspomniał klosiu, że powyżej pewnego poziomu intensywności nie da rady biegać bez węgli pokazuje, że być może jeszcze za wcześnie na wnioski w jego przypadku i organizm jeszcze musi trochę się przyzwyczaić, albo takie jedzenie jest totalną abstrakcją podobnie jak jedzenie tylko surowych owoców z dodatkiem surowych warzyw.
Z drugiej strony, według mnie takie żywienie nie ma nic wspólnego z paleo, bo "w prawdziwym paleo" jakby nie dało się biegać szybko i ostro przez krótki czas to stanowiłoby się dla czegoś lub kogoś dobry posiłek lub trofeum :-D
Wydaje mi się, że większość poprawy samopoczucia i wyników badań wynika z uporządkowania diety, bo zarówno HCLF szczególnie w wersji surowej lub w wersji 801010, jak i LCHF wymaga jedzenia mądrego, i z dużym udziałem warzyw, również surowych.
Tak czy siak, eksperymenty ciekawe i to zarówno w stronę HF jak i HC
)
Żeby jednak trzymać się nieco tematu związanego z mięsem i nabiałem, ja w podobnym okresie co Klosiu (może nieco wcześniej) z czystej ciekawości zmieniłem dietę z "normalniej" wegetariańskiej, czyli w sumie dość mocno tłuszczowej, tyle że tłuszcze były w zdecydowanej większości pochodzenia roślinnego (z wyjątkiem sporadycznych ilości masła, z czasem zamienionego na masło orzechowe, minimalnych ilości ż. sera na pizzy i jajek, które dla mnie nie są nabiałem - typowa kwestia nazewnictwa) na wysokowęglowodanową, o małej ilości tłuszczy i bałka (poniżej 10 procent każdego z powyższych w dziennej proporcji kal lub powiedzmy przykładowo 60g białka, 520g węgli i kilkanaście g tłuszczy.
Zero żółtego sera, mleka, jaja bardzo sporadycznie, masło również bardzo rzadko i w bardzo małych ilościach.
Przez kilkanaście dni (okres końca wakacji) eksperymentowałem z frutarianizmem, czyli jeszcze bardziej ekstremalną wersją HCLF, dodatkowo w 100% wersją surową (jeśli nie liczyć suszonych owoców). Poźniej stopniowo wraz ze zmniejszającą się ilością owoców wracałem do częściowo gotowanych potraw, pozostawiając najpierw jeszcze śniadania i "obiady" surowe i owocowe, i wprowadzając gotowane kolacje z dużą ilością warzyw świeżych itd. Ostatecznie kończąc na diecie HCLF typu. 801010 (proporcje węgli, do tłuszczy do białka) z dużą ilością warzyw surowych i owoców, i bardzo małą ilością smażonych potraw (mało tłuszczu).
Super mało słodyczy (w domu zero, bardzo sporadycznie jedynie u "rodziny" jak coś było upieczone, kilka razy zjadłem tam też trochę czekolady). Kawy zero. Mało soli. Duża ilość wody.
Czyli dieta mocno oparta na węglach i surowych produktach roślinnych - potrawy bardzo mało przetworzone, bo w więkoszości gotowane w domu na świeżo (jeżeli nie jedzone na surowo), z surowych produktów roślinnych, ew. z użyciem mąki.
Wnioski:
Jeżeli jadłem odpowiednią ilość kalorii dziennie, zapewniającą zapotrzebowanie organizmu na to co mu potrzeba to nie miałem ciągot do słodkiego. Jeżeli miałem, to jadłem daktyle lub inne owoce - takie sytuacje miały miejsce czasami na diecie surowej, bo w takiej sytuacji ilości jedzenia są ogromne by zaspokoić potrzeby ciała na kal., szczególnie przy dość intensywnym treningu i można po prostu łatwiej zjeść za mało

Przy odpowiednio dużych porcjach (nawet na surowej diecie) zjadanych na poszczególne posiłki w zasadzie nie ma problemu z podjadaniem pomiędzy posiłkami. Najpierw jadałem 4-5 posiłków, później 3 większe i nie było kłopotu, oczywiście po jakimś czasie adaptacyjnym.
Częste silkanie mnie wkurzało, bo podczas 20 km biegu, kilka razy musiałem stanąć i się odlać.
W pierwszym okresie eksperymentu namieszałem z elektrolitami, prawdopodobnie zbyt gwałtownie odstawiłem sól, kawę i herbatę, mając jednocześnie za dużo potasu w diecie i doświadczyłem takich skurczy, że myślałem że pourywałem siebie wszystkie przyczepy w łydkach

Wytrzymałość - mam wrażenie, że im bardziej surowo wysokowęglowodanowo tym częściej zastanawiałem się nad koniecznością brania jakiegoś banana ze sobą w trasę (np. na zakładki rower-bieg-rower w układzie 10k-20k-10k lub 20k-10k-20k czy trasy biegowe powyżej 20k) czego nigdy nie robiłem i nie robię pijąc tylko wodę lub smoothie z buraka czerwonego po drodze.
Wraz z przechodzeniem na bardziej gotowane jedzenie, z większą ilością mąki, ale nadal 801010 czyli HCLF takie zachcianki i tego typu pomysły mi uleciały ponownie

Samopoczucie - bardzo dobre, co tłumaczę raczej "czystością" i "jakością" diety, a nie magicznym wpływem węgli czy tłuszczy.
Wnioski - w przypadku diety opartej o cukry proste (owoce) napędzanie tłuszczem długotrwałego wisiłku zaczyna być problematyczne (do zrealizowania, ale stanowi jakieś wyzwanie). Gdy zwiększamy udział gotwanego jedzenia a tym samym w diecie pojawiąją się bardziej złożone węglowodany sprawa zupełnie inaczej wygląda, i wysiłek ponad 3h można ciągnąć bez dorzucania do pieca, czyli pewnie znaczny udział spalania tłuszczy zachodzi, jako źródła energii.
Moim zdaniem ani HCLF odmiana surowa (wysokowęglowodanowa, frutarianizm) ani LCHF (wysokotłuszczowa) nie jest "naturalną" dietą.
Badań nie robiłem, z różnych powodów, więc mogę jedynie opierać się o odczucia. Biorąc pod uwagę, że kawy nie piję praktycznie wcale, a byłem totalnie uzależniony od porannego "strzała" muszę przyznać, że witalności mi nie brakuje, i nie brakowało również jedząc same surowe posiłki.
---
Co do paleo diety w tej wersji o której tutaj piszecie... To co wspomniał klosiu, że powyżej pewnego poziomu intensywności nie da rady biegać bez węgli pokazuje, że być może jeszcze za wcześnie na wnioski w jego przypadku i organizm jeszcze musi trochę się przyzwyczaić, albo takie jedzenie jest totalną abstrakcją podobnie jak jedzenie tylko surowych owoców z dodatkiem surowych warzyw.
Z drugiej strony, według mnie takie żywienie nie ma nic wspólnego z paleo, bo "w prawdziwym paleo" jakby nie dało się biegać szybko i ostro przez krótki czas to stanowiłoby się dla czegoś lub kogoś dobry posiłek lub trofeum :-D
Wydaje mi się, że większość poprawy samopoczucia i wyników badań wynika z uporządkowania diety, bo zarówno HCLF szczególnie w wersji surowej lub w wersji 801010, jak i LCHF wymaga jedzenia mądrego, i z dużym udziałem warzyw, również surowych.
Tak czy siak, eksperymenty ciekawe i to zarówno w stronę HF jak i HC

- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Ciekawy post.
Też uważam że lchf nie jest paleo, paleo raczej nie ogranicza warzyw, owoców i chudszego mięsa, więc węglowodany latem mogą sięgać nawet 40% wartości kalorycznej. Z tym że to może i powinno rotować, zimą gdy treningi są spokojniejsze i dostępność naturalnych roślin mniejsza można jeść więcej tłuszczu, a latem więcej warzyw i owoców, a mniej tłuszczu.
Za to kolosalną zaletą lchf jest jak dla mnie łatwość schudnięcia i utrzymania wagi przez osobę niećwiczącą, ewentualnie ćwiczącą mało.
A do sportu trzeba węgli dołożyć, z tym że najczęściej wystarczają te czerpane z naturalnych roślinnych źródeł, nawet nie trzeba się posiłkować mąką czy ryżem.
Nie neguję że dieta wege, nawet surowa może dostarczać niezłego paliwa do sportu, organizm może się przystosować do dość szerokiego przedziału makroskładników. Pytanie tylko, jak długo można pociągnąć na tak niskiej zawartości białka i tłuszczu w diecie utrzymując dobre wyniki sportowe?
Nie ma zbyt wielu radykalnych fruitarian, którzy utrzymali tą dietę przez kilka lat, uprawiając jednocześnie sport.
Co mnie odstręcza od diet surowych, to ogromna masa pokarmu jaką trzeba przerobić, plus błonnik jedzony na kilogramy.
Co do kawy, to kawa już tak ma - u mnie po odstawieniu są trzy dni "głodu" z bólem głowy i ospałością, co wskazuje że jednak kawa uzależnia fizycznie
, ale później już budzę się rześki i nie jest mi ona potrzebna. Ale lubię i nie czuję jakiegoś dyskomfortu psychicznego jak ją piję, więc nie odstawiam
. Na lchf kawa faktycznie czasem się przydaje, bo ciśnienie krwi jest niższe niż na dietach węglowodanowych, i faktycznie czuć ten "strzał" gdy ciśnienie się trochę podnosi po kawie.
Też uważam że lchf nie jest paleo, paleo raczej nie ogranicza warzyw, owoców i chudszego mięsa, więc węglowodany latem mogą sięgać nawet 40% wartości kalorycznej. Z tym że to może i powinno rotować, zimą gdy treningi są spokojniejsze i dostępność naturalnych roślin mniejsza można jeść więcej tłuszczu, a latem więcej warzyw i owoców, a mniej tłuszczu.
Za to kolosalną zaletą lchf jest jak dla mnie łatwość schudnięcia i utrzymania wagi przez osobę niećwiczącą, ewentualnie ćwiczącą mało.
A do sportu trzeba węgli dołożyć, z tym że najczęściej wystarczają te czerpane z naturalnych roślinnych źródeł, nawet nie trzeba się posiłkować mąką czy ryżem.
Nie neguję że dieta wege, nawet surowa może dostarczać niezłego paliwa do sportu, organizm może się przystosować do dość szerokiego przedziału makroskładników. Pytanie tylko, jak długo można pociągnąć na tak niskiej zawartości białka i tłuszczu w diecie utrzymując dobre wyniki sportowe?
Nie ma zbyt wielu radykalnych fruitarian, którzy utrzymali tą dietę przez kilka lat, uprawiając jednocześnie sport.
Co mnie odstręcza od diet surowych, to ogromna masa pokarmu jaką trzeba przerobić, plus błonnik jedzony na kilogramy.
Co do kawy, to kawa już tak ma - u mnie po odstawieniu są trzy dni "głodu" z bólem głowy i ospałością, co wskazuje że jednak kawa uzależnia fizycznie


The faster you are, the slower life goes by.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1241
- Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tak, takkfadam pisze:nie wspiminając o aromacie jaki rozchodzi się po domu i ten pierwszy łyk i to miłe ciepełkoKawa to rytuał a nie tylko podniesienie ciśnienia.

Teraz dzień zaczynam 0,5-1L wody przegotowanej i też jest dobrze - nowy rytuał, choć faktycznie nie pachnie tak ładnie

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1241
- Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Co do 801010 nie wiem. Będę spradzał na sobie, gdzie poprzez "dobre" rozumiem utrzymanie średniej lub poprawę moich własnych wyników, w tym rownież wytrzymałości itd, nie tylko PR.klosiu pisze:
Nie neguję że dieta wege, nawet surowa może dostarczać niezłego paliwa do sportu, organizm może się przystosować do dość szerokiego przedziału makroskładników. Pytanie tylko, jak długo można pociągnąć na tak niskiej zawartości białka i tłuszczu w diecie utrzymując dobre wyniki sportowe?
Na wege jestem od lat i jest ok, ale nie była to dieta niskotłuszczowa i pewnie nie była też niskobiałkowa. To co wspominaliscie tutaj o szybszej regeneracji na HF mam wrażenie, że jest wynikiem jedzenia większej ilości surowych lub gotowanych warzyw, bo ja też doświadczyłem podobnych efektów, gdy więcej piłem smoothie warzywnych lub jadłem więcej różnorodnych warzyw czy owoców. Co zresztą nie jest super odkrywcze, że warzywa i owoce pomagają w regeneracji, plus jak się doda wyeliminowanie dużych ilości chemii poprzez proste i nieprzetworzone jedzenie to wszystko zaczyna być jasne

To prawda. Znanych medialnie (media elektryczne) trochę jest, ale mowa pewnie o mniej jak 10-20 w skali globuNie ma zbyt wielu radykalnych fruitarian, którzy utrzymali tą dietę przez kilka lat, uprawiając jednocześnie sport.?

Jest to jednak dość droga i czasochłonna zabawa, szczególnie jeśli zależy nam na "zdrowiu", zresztą jest to ekstremum, i trzeba to w tej kategorii traktować.
Ilości masz rację są duże, ale z drugiej strony jeśli opierasz się na owocach jako głównym źródle kal to już taaaakich ilości/objętości nie trzeba wciągać. 7-10 bananów na raz to nie jest aż tak dużo - objętościowo - a daje ok. 700-900 kcal, czyli akurat na jeden dobry posiłek, jeśli jemy 3-4 dziennie. Nie da się uprawiać czynnie sportu i być na witarianizmie, surowej diecie tylko warzywnej, bo gęstość kal warzyw jest b. mała.Co mnie odstręcza od diet surowych, to ogromna masa pokarmu jaką trzeba przerobić, plus błonnik jedzony na kilogramy.
Co do błonnika, to jest ciekawe, bo ja też myślałem, że mój dzień będę dzielił między kuchnię i toaletę, ale nie! Zaskoczeniem był dla mnie fakt, że po 2-3 pierwszych dniach gdzie faktycznie częściej odwiedzałem toaletę (ale nigdy podczas trwania treningu) wszystko się unormowało, i max 2 razy dziennie musiałem odwiedzić kibelek na dłuższe posiedzenie (częściej raz dziennie). Więc ten często w necie podnoszony argument nie ma podstaw (przynajmniej w moim przypadku).
Ostatnio zmieniony 21 gru 2013, 10:17 przez Klanger, łącznie zmieniany 1 raz.
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
poruszyłeś tutaj kolejny temat, większość ludzi pije masakrycznie mało, ja dopiero gdy w ciągu pracy wypije 6 kubków 300ml czegokolwiek czuje się dobrze, to znaczy znacznie lepiej niż wcześniejKlanger pisze:Teraz dzień zaczynam 0,5-1L wody przegotowanej
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2781
- Rejestracja: 19 cze 2015, 17:20
- Życiówka na 10k: 43:30
- Życiówka w maratonie: 3:44:25
Odgrzeje troszkę temat.
Tylko jak ktoś wypije od razu b. dużo wody to nerki zaczną intensywniej pracować i nastąpi efekt odwrotny, czyli odwodnienie, i będziemy jeszcze mocniej odwodnieni niż przed wypiciem.
A co do mięsa, to w roślinach nie znajdzie się pełny aminogram aminokwasów egzogennych.
Weganie, wegetarianie mają problem z regeneracją, a ci co jedzą mięso, tego problemu nie mają, regenerują się szybciej bo dostarczają z zewnątrz tych składników co potrzeba organizmowi.
Ciało ludzkie to nie maszyna i nie regeneruje się samoistnie, jak większość tak myśli.
Faktycznie, jak ja wodą się nawodnię to mam więcej siły i energii. Woda regeneruje ciało.mariuszbugajniak pisze:poruszyłeś tutaj kolejny temat, większość ludzi pije masakrycznie mało, ja dopiero gdy w ciągu pracy wypije 6 kubków 300ml czegokolwiek czuje się dobrze, to znaczy znacznie lepiej niż wcześniejKlanger pisze:Teraz dzień zaczynam 0,5-1L wody przegotowanej
Tylko jak ktoś wypije od razu b. dużo wody to nerki zaczną intensywniej pracować i nastąpi efekt odwrotny, czyli odwodnienie, i będziemy jeszcze mocniej odwodnieni niż przed wypiciem.
A co do mięsa, to w roślinach nie znajdzie się pełny aminogram aminokwasów egzogennych.
Weganie, wegetarianie mają problem z regeneracją, a ci co jedzą mięso, tego problemu nie mają, regenerują się szybciej bo dostarczają z zewnątrz tych składników co potrzeba organizmowi.
Ciało ludzkie to nie maszyna i nie regeneruje się samoistnie, jak większość tak myśli.
"Ból jest nieunikniony.Cierpienie jest wyborem."
Haruki Murakami, z książki: 'O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu?'
Haruki Murakami, z książki: 'O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu?'