Porównanie jak najbardziej uprawnione. Koszty zdobycia narkotyku są trochę inne.PiotrMac pisze:Jak dla mnie porównanie do alkoholizmu czy narkotyków jest bardzo błędne, bieganie wymaga wysiłku, braku kontuzji itd. Natomiast picie i ćpanie już nie, po prostu ładujesz i się cieszysz .
Komentarz do artykułu Bieganizm autodestrukcyjny
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
- miroszach
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1219
- Rejestracja: 20 sty 2002, 13:08
- Życiówka na 10k: 38:06
- Życiówka w maratonie: 3:07:51
- Lokalizacja: Jasło
Cytuję, bo myślę bardzo podobnie.beata pisze: Z tym to się nie zgodzę. Myślę, że większość uważa, że jak ten ktoś ma ochotę na tę niefrasobliwość, to jego sprawa.
Dla mnie większą niefrasobliwością jest pracowanie po 12h czy więcej na dobę w korporacjach w dużym stresie, a takich ludzi jest sporo, i oni są odbierani jako poważni obywatele, bo przecież pracują, a nie bezproduktywnie ganiają po pustyni albo po górach. A ciekawe, kto ma większą szansę wylądować w wieku 35lat z zawałem na pogotowiu.
A co do autorki, to bardzo nieśmiało i niewyraźnie, ale napomknęła w artykule o tym właśnie, że również bardzo dużo pracowała. A niestety, albo jedno, albo drugie.
Można intensywnie uprawiać sport, bo przecież masa ludzi to robi i nic im się z tego powodu nie dzieje, ale higiena życia to wówczas podstawa: sen w nocy, czasem sen w dzień, racjonalne i wartościowe odżywanie, życie bez wielkiego stresu i ciągłego pośpiechu itp. Ale jak ktoś chce mieć dwie - i pewnie wymagające - prace, a w przerwie między jedną a drugą realizować trening do wyzwań typu ultra i spać maks 5h, no to tak na dłuższą metę się nie da.
Porównując osoby w wieku przykładowych 35 lat, ta z 20 letnim stażem biegowym będzie miała zdecydowanie większe szanse posiadać sprawniejsze serce, od tej bez żadnego stażu aktywności fizycznej. Mało tego, z racji na to że dba o organizm ma większe szanse zdobyć atrakcyjniejszą pracę. Oczywiście możliwe to jest tylko wtedy gdy uprawianie biegania jest zrównoważone z pracą, rodziną, odpoczynkiem.
Mnie się wydaje, że autorka tekstu nie potrafiła właśnie zrównoważyć biegania z całą resztą, która jest do życia potrzebna. Pojawia się pytanie, czy ją było stać na bieganie? Wiadomo najpierw musimy zaspokoić podstawowe potrzeby życiowe, potem odpocząć, a dopiero potem pobiegać. Jeśli brakuje czasu, to nie stać nas na bieganie. Nie każdy ma dostęp do takiego luksusu jak życie bez wielkiego stresu i ciągłego pośpiechu i to właśnie dlatego większość ludzi nie stać na bieganie. Jak tak tłumaczę fakt, że większość ludzi nie uprawia żadnej aktywności fizycznej.
Teraz pojawia się coraz większa liczba ludzi, którzy swoje niepowodzenia odreagowują sportem. Mają sytuację taką, że nie stać ich na bieganie (o przyczynach nie chcę rozmawiać aby nie odejść od tematu) i mimo to podejmują się biegania na poziomie zaawansowanym. Ja takich ludzi rozpoznaję po tym, że biegają sezon, dwa i koniec. Podejrzewam, że na wspomnianym przez Ryszarda N. sympozjum pod tytułem "sportowiec amator" takie przypadki będą wymieszane w jednym kotle z biegaczkami i biegaczami, którzy "zapracowali" sobie na to aby zrównoważyć życie z bieganiem. Życie z bieganiem przez duże B, czyli dużo, szybko, zdrowo, czasem często. Nie lubię takich wykładów, bo na nich zazwyczaj wszystko jest zbytnio uogólnione i do jednego worka są wrzucane zupełnie inne przypadki, którym próbuje się wmówić te same lekarstwa.
Według mnie każdy przy zetknięciu się z bieganiem powinien zadać sobie pytanie, czy mnie na nie stać. Nie mam tu na myśli pieniędzy, ale czas. Jeśli odpowiedź brzmi tak, to super, ale nie ma takich ludzi. Dlatego trzeba podjąć decyzje, co trzeba zmienić, aby nas było stać na to bieganie. Z czego trzeba zrezygnować???
Podobnie sprawa ma się gdy pytamy siebie czy chcemy mieć dziecko (ew. kolejne dziecko). Każdy jakoś wtedy zadaje sobie pytanie czy go stać na nie, czy będzie miał dla niego czas.
Jeśli podejmujemy decyzję o rozwodzie też powinniśmy zadać sobie pytanie, czy nas na to stać. Większość na to nie stać i stąd te problemy z alimentami, ale to już temat do zupełnie innego forum.
[b][i]Dzień bez biegania
To dzień regenerownia
[/i][/b]
To dzień regenerownia
[/i][/b]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2264
- Rejestracja: 15 maja 2010, 23:49
@miroszach, wybacz, mój przaśny umysł nie ogarnia twoich rączych myśli,...
-
- Wyga
- Posty: 142
- Rejestracja: 28 paź 2015, 20:44
jak widać uzależnienie to uzależnienie, nie warto przeginać z czymkolwiek. Fajny artykuł i gratulację za odwagę.
Zachęcam do spróbowania dodatkowo z jakimś innym hobby. Jest tyle innych zajęć, że szkoda życia na obsesyjne treningi w imię nie wiadomo czego...
Zachęcam do spróbowania dodatkowo z jakimś innym hobby. Jest tyle innych zajęć, że szkoda życia na obsesyjne treningi w imię nie wiadomo czego...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Kobiety mają o tyle ułatwione zadanie w stosunku do mężczyzn, że jak przestają miesiączkować (nie wiem czy muszę pisać, że nie chodzi tutaj o naturalne przyczyny wynikające z biologii), nie jest to jednorazowa sytuacja, a kontekst (tutaj to o czym było pisane i to o czym nie było pisane) jest wyraźny, to jest to BARDZO czytelny i wymowny sygnał wysyłany przez organizm.
Mężczyźni nie mają odpowiednika takiego czerwonego alarmu, który zaczyna się świecić kiedy sytuacja jest naprawdę poważna, ale ciągle do opanowania przy użyciu (zwykle) prostych środków.
Oczywiście można świadomie pominąć czytelne chyba dla każdego sygnały organizmu, choć nie rozumiem po co pomijać tak wspaniały mechanizm. Nasze ciało ukształtowane w toku ewolucji ma sporo mechanizmów obrony przed zniszczeniem. Przykład pierwszy z brzegu - blackout kilkaset metrów przed metą. Zwykle bez konsekwencji, to odwożenie karetką do szpitala choć zrozumiałe, to w sumie musztarda po obiedzie, człowiek poleży, dojdzie do siebie, będzie się czuł "skopany" przez parę dni i tyle - chyba, że ktoś zaingeruje sztucznie i chemicznie obniży współczynniki bezpieczeństwa (wydaje mi się że Noakes o tym wspominał, że duża część z ogólnej liczby zgonów podczas maratonów miała miejsce po zażyciu chemikaliów).
Słuchanie swojego organizmu to również kwestia oceny co jest normalnym zmęczeniem, a co już jest przegięciem. Brak miesiączki to czerwona lampka i wyjący sygnał ostrzegawczy. Powtórzę - kobiety są tutaj, z powodów chyba oczywistych, bardziej "dopieszczone" przez naturę. Może i mechanizm upierdliwy, ale z pewnych powodów godzien zazdrości.
Choć pewnie i tak będą narzekać, jak to ladies mają w zwyczaju
A dlaczego autorka nie ma nadal biegać swojego ultra? Jak potrafi się uczyć na błędach i wyciągać wnioski, nawet jeżeli dopiero za pięć dwunasta - to daj jej Boże zdrowie! Ja tam życzę szczerze: powodzenia!!!
Mężczyźni nie mają odpowiednika takiego czerwonego alarmu, który zaczyna się świecić kiedy sytuacja jest naprawdę poważna, ale ciągle do opanowania przy użyciu (zwykle) prostych środków.
Oczywiście można świadomie pominąć czytelne chyba dla każdego sygnały organizmu, choć nie rozumiem po co pomijać tak wspaniały mechanizm. Nasze ciało ukształtowane w toku ewolucji ma sporo mechanizmów obrony przed zniszczeniem. Przykład pierwszy z brzegu - blackout kilkaset metrów przed metą. Zwykle bez konsekwencji, to odwożenie karetką do szpitala choć zrozumiałe, to w sumie musztarda po obiedzie, człowiek poleży, dojdzie do siebie, będzie się czuł "skopany" przez parę dni i tyle - chyba, że ktoś zaingeruje sztucznie i chemicznie obniży współczynniki bezpieczeństwa (wydaje mi się że Noakes o tym wspominał, że duża część z ogólnej liczby zgonów podczas maratonów miała miejsce po zażyciu chemikaliów).
Słuchanie swojego organizmu to również kwestia oceny co jest normalnym zmęczeniem, a co już jest przegięciem. Brak miesiączki to czerwona lampka i wyjący sygnał ostrzegawczy. Powtórzę - kobiety są tutaj, z powodów chyba oczywistych, bardziej "dopieszczone" przez naturę. Może i mechanizm upierdliwy, ale z pewnych powodów godzien zazdrości.
Choć pewnie i tak będą narzekać, jak to ladies mają w zwyczaju
A dlaczego autorka nie ma nadal biegać swojego ultra? Jak potrafi się uczyć na błędach i wyciągać wnioski, nawet jeżeli dopiero za pięć dwunasta - to daj jej Boże zdrowie! Ja tam życzę szczerze: powodzenia!!!
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora