Lisciasty pisze:
Owszem, ale jakby to sprowadzić do czystej biochemii i faktycznie liczyć te węgle z niezdrowego żarcia i je dawkować,
to efekt końcowy byłby pewnie podobny do żywienia się czymś zdrowym. Węgiel to węgiel i kończy tak samo,
nieważne czy pobrany z ziemniaka czy z cukierka. Sęk w tym, że tzw. "zdrowe" węgle są w postaci wolno
uwalniającej się i zwykle nie da się ich zjeść w skoncentrowanej dawce.
No znowu nie mogę się z tobą zgodzić. Węgle z prawdziwego jedzenia, a węgle z opakowania z cukierkami NIE są tym samym dla organizmu, a efekty tej różnicy można zobaczyć dość łatwo na ulicach; dodatkowo trzeba pamiętać, że słodycze nie składają się wyłącznie z węglowodanów/cukrów.
Zrób prosty test: zjedz cukierka. batonik cokolwiek co określiłbyś jako "węgle", a potem zjedz odpowiednik wagowy czystego cukru, albo jeszcze lepiej fruktozy. Raczej nie będziesz miał ochotę na powtórkę tej części eksperymentu, i jeżeli to sięgniesz po kolejny kawałek batona. Bo słodycze składają się z cukrów i tłuszczy, i soli dla wydobycia głębi smaku, a ta mieszanka miesza nam w ciele dość konkretnie.
Trzymająć się normalnego jedzenia pochodzenia roślinnego (ideał to całkowita eliminaja pokarmów pochodzenia zwierzęcego), nieprzetworzonego (pomijając gotowanie), naprawdę jest niezwykle trudno zrobić sobie kuku, które zakończy się u dietetyka, czy wpisami na forum typu "105kg, jakie buty kupić). Nosz naprawdę jest to bardzo trudne (wiem to po sobie), a uprawiając sport, częściej trzeba myśleć zbyt małej wadze niż za dużej.
Przy czym, co ciekawe, jedząc wysokowęglowodanowo ale odpowiednio długo (podobny okres adaptacyjny wymagany przy diecie tłuszczowej) i czysto, czyli tak jak pisałem powyżej, z jakimś sensownym reżimem (3-4 posiłki dziennie, bez podjadania co 5 min), organizm zupełnie dobrze radzi sobie z długtrwałym wysiłkiem biegowym czy rowerowym bez konieczności posiłkowania się jedzeniem w trakcie trwania aktywności fizycznej (nawet bez wody i jedzenia zupełnie dobrze sobie radzi przez 3h-4h).
---
A propos Klosia, to dla mnie właśnie jest on przykładem, że LCHF i odpowiedniki, nie nadają się jako sposób odżywiania długoterminowego. Bo skoro ktoś wyskakuje z takiego reżimu jedzeniowego przez byle kontuzję, to to jest właśnie reżim, a nie dieta, w sensie trybu życia (jedzeniowego).
Gęstość kaloryczna jedzenia LCHF jest tak duża, że zanim się połąpiesz, że robisz sobie kuku mieszając za duże ilości "złych węgli" (np. piwa, słodyczy - tłuszcze i węgle razem podane) z kawą z kostką masła, to już jest nieco za późno.
Przy czym jeśli jesz zdrowe węgle roślinnego pochodzenia, to ich gęstość kaloryczna jest tak niska (nawet osławionych ziemniaków), że naprawdę jest czas na zastanowienie się, i reflekcję nad tym co, i w jakich ilościach się je zamim trzeba zmieniać ustawienie paska w spodniach. A dbając o to by jeść odpowiednio dużo kalorii (bez deficytu dobowego), zabezpiecza się przed obżarstwem śmieciowym jedzeniem, bo po prostu cię do niego nie ciągie, w tym również do słodkiego, bo napchany jesteś po uszy węglami ze słodkich owoców.
----
Do poczytania - wpływ spożywania nabiału, jak rownież wysokiego poziomu cholesterolu na płodność, u mężczyzn.