
MacDonald czyli samo zło
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Coś mi tu nie gra. Wartości odżywcze powinny być podane dla suchej masy pokarmowej, więc powinny w sumie dawać 100% 
Ja znalazłem coś takiego:
Big Mac
Wartość energetyczna w 100 g: 495,00 kcal
Białko w 100 g: 27,00 g
Węglowodany w 100 g: 40,00 g
Tłuszcz w 100 g: 25,00 g
40% węgli, 27% białka, 25% tłuszczu. I tak brakuje 8%, ale już lepiej. I bliżej piramidy, może trochę za dużo białka. Pewnie dlatego taki niezdrów
.

Ja znalazłem coś takiego:
Big Mac
Wartość energetyczna w 100 g: 495,00 kcal
Białko w 100 g: 27,00 g
Węglowodany w 100 g: 40,00 g
Tłuszcz w 100 g: 25,00 g
40% węgli, 27% białka, 25% tłuszczu. I tak brakuje 8%, ale już lepiej. I bliżej piramidy, może trochę za dużo białka. Pewnie dlatego taki niezdrów

The faster you are, the slower life goes by.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1984
- Rejestracja: 14 cze 2011, 12:13
- Życiówka na 10k: 42:21
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Łódź
kulawy pies pisze:Artur, już chyba ze dwa lata temu wrzucałem tu gdzieś na forum linka (zapomniałeś? prowokacja?), swego czasu rozbawił mnie setnie:
cały na mcshicie w 2:36
- było nie było, szybciej niż wszyscy obecni tu na forum wyznawcy magicznego podejścia 'dieta jest ważniejsza od treningu'
zdrówko
No faktycznie pare lat biegania (no bo przy takim czasie to chyba oczywiste) i zapewne znacznie lepszego odzywiania ma sie bardzo mocno do miesiaca jedzenia w Macu. Kogo jak kogo ale ciebie o demagogie nie podejrzewalem...a personal best time after eating nothing but McDonald’s fast food for a month.
-
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 14 mar 2014, 15:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ja mam natomiast http://nutrition.mcdonalds.com/getnutri ... nfacts.pdf
Big Mac 7.6 oz (215 g)
calories: 550
calories from fat: 260
total fat (g): 29
carbohydrates (g): 46
protein (g): 25
Big Mac 7.6 oz (215 g)
calories: 550
calories from fat: 260
total fat (g): 29
carbohydrates (g): 46
protein (g): 25
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
No, trzecia wersja zbliża się do rzeczywistości
. Faktycznie low carb
48% kcal z tłuszczu, 34% z węgli i 18% z białka. Nie dziwota więc, że jak się wywali dodatkowe cukry, to spokojnie można chudnąć na fastfoodzie, jak bohater "Fat head".
Bo trzeba pamiętać, że nie samym big makiem człowiek żyje w makdonaldzie. Duża cola to 50g cukru, frytki drugie tyle, jakieś szejki czy sosy to dodatkowa dawka. A to już zmienia makrosy na znacznie bliższe standardowej zachodniej diecie.


48% kcal z tłuszczu, 34% z węgli i 18% z białka. Nie dziwota więc, że jak się wywali dodatkowe cukry, to spokojnie można chudnąć na fastfoodzie, jak bohater "Fat head".
Bo trzeba pamiętać, że nie samym big makiem człowiek żyje w makdonaldzie. Duża cola to 50g cukru, frytki drugie tyle, jakieś szejki czy sosy to dodatkowa dawka. A to już zmienia makrosy na znacznie bliższe standardowej zachodniej diecie.
The faster you are, the slower life goes by.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Po kolei:
1. Amerykanie jako durnie i głupki, prymitywne grubasy, prości kowboje - i nie wiadomo co jeszcze. Wiecie, to w sumie dziwne, biorąc pod uwagę, że większość nowoczesnej techniki pochodzi głównie stamtąd, że nowe idee (i te które oceniamy in plus i te które oceniamy in minus) w większości również tam się rodzą, że administracja USA ma znacznie większe jaja w polityce zagranicznej od naszych europejskich bossów a jej ocena sytuacji jest znacznie bardziej zdroworozsądkowa ... i można tak dalej wymieniać. Dla jednych negliżowanie Stanów to opis rzeczywistości; co do mnie, to przyznam się, że ja podejrzewam, że źródło tkwi w kompleksach Europejczyków wobec naszych sąsiadów zza oceanu.
Zawsze podaję w tej sytuacji przykład Roberta Howarda Lorda, Amerykanina, który był doradcą Wilsona podczas paryskiej konferencji pokojowej, i który napisał sto lat temu fenomenalną i fundamentalną pracę "II Rozbiór Polski", wydane u nas w latach siedemdziesiątych. Ameryka ma wieloletnią tradycję i niezłe opracowania i rozumienie Europy i świata, w tym również Polski. My nie wychodzimy - jeśli chodzi o znajomość USA - poza ogólniki, spece są, tak naprawdę, nadal na poziomie gawędziarza Broniarka. A i tak o USA wiemy przecież relatywnie najwięcej, o Ameryce Południowej i Środkowej nieporównywalnie mniej. Nawet językowo - znajomość języka (ok, języków, zawsze miałem słabość do francuskiego) używanego w Ameryce Północnej jest znacznie większa niż hiszpańskiego czy portugalskiego, więc i dostęp do kultury znacznie utrudniony. Nie wiem skąd to nasze polskie poczucie wyższości - może bazuje głównie na naszej ignorancji? Nie wiem.
2. Morgan Spurlock i Super Size Me. To kant. Padł tu tytuł Fat Head (po polsku Grubsi nie głupsi), proponuję obejrzeć pierwszą część. Tom Naughton popisowo zajął się tym co zrobił Spurlock, nie widzę sensu powtarzać tego, co zostało już raz, naprawdę dobrze zrobione. Nawiasem mówiąc podejście prezentowane w drugiej części Fat Head niektórym kolegom (koleżanek w tej grupie nie zauważyłem, może się nie udzielają) powinno się podobać.
3. John Cisna - fajne, ale jego eksperyment jest analogiczny do tego, co pokazał Naughton.
4. McRunner D'Amico - dzięki, nie znałem (lub nie pamiętałem, na jedno wychodzi). Częściowo zgadzam się z zastrzeżeniem fantoma. Miesiąc przed startem - to właściwie BPS. Czyli gość nie pokazał, że McSzit umożliwia normalne trenowanie. Natomiast pokazał, że wsuwanie tego żarcia nie prowadzi do rozwalenia formy u biegacza. Czyli czarna opinia dotycząca hamburgerów z dużego M jest - w najlepszym wypadku - zdecydowanie przesadzona.
5. Rozważania o wartościach odżywczych - no fajne to jest Panowie, serio
McDonald to ciekawe zagadnienie. Mamy tutaj pewien automatyzm myślenia, stereotyp, nieco ideologii "walka z korporacją", przekonanie bazujące na irracjonalności nie poddające się często zmianie w wyniku eksperymentu. Przecież każdy może wejść do McDonalda i się rozejrzeć. Co tam widzicie - tłuścioch na tłuściochu? Czy jest tam statystycznie więcej grubych ludzi niż w Greenwayu czy Biowayu, chińskiej czy wietnamskiej knajpie, Sphinxie czy też na najzwyklejszej polskiej ulicy? Ja się trochę przyglądałem - nie widzę tam więcej otyłości niż gdzie indziej. Zgoda, nie liczyłem ludzi, nie mierzyłem ich. To byłby również bardzo ciekawy eksperyment.
To co mnie ciekawi to McDonald w kontekście biegowym. Czy da się na nim wykonać klasyczny kilkunastotygodniowy plan treningowy i czy wyniki na zawodach potwierdzą, że wysiłek przyniósł efekty. Nie zakładam z góry że tak bądź nie. Jestem jedynie ciekaw efektów, wobec powszechnej opinii - hasła: "śmieciowe żarcie" podchodzę raczej sceptycznie, choć nie zakładam z góry, że ta opinia jest błędna. Dopuszczam różne możliwości, mam podejrzenia własne (że dieta z fastfooda organizm ani ziębi ani grzeje), ale staram się, żeby moja opinia nie wpływała na ocenę faktów.
No a ponieważ uwielbiam karkówkę, schabowego, kaszę gryczaną z twarogiem, tatara, babkę gotowaną (w specjalnej formie) i brzdąca (takie poznańskie ciasto), sałatkę grecką, koftę z Greenwaya i Sharmę ze Sphinxa to nie mam specjalnej ochoty robić czegoś, co ktoś już zrobił.

1. Amerykanie jako durnie i głupki, prymitywne grubasy, prości kowboje - i nie wiadomo co jeszcze. Wiecie, to w sumie dziwne, biorąc pod uwagę, że większość nowoczesnej techniki pochodzi głównie stamtąd, że nowe idee (i te które oceniamy in plus i te które oceniamy in minus) w większości również tam się rodzą, że administracja USA ma znacznie większe jaja w polityce zagranicznej od naszych europejskich bossów a jej ocena sytuacji jest znacznie bardziej zdroworozsądkowa ... i można tak dalej wymieniać. Dla jednych negliżowanie Stanów to opis rzeczywistości; co do mnie, to przyznam się, że ja podejrzewam, że źródło tkwi w kompleksach Europejczyków wobec naszych sąsiadów zza oceanu.
Zawsze podaję w tej sytuacji przykład Roberta Howarda Lorda, Amerykanina, który był doradcą Wilsona podczas paryskiej konferencji pokojowej, i który napisał sto lat temu fenomenalną i fundamentalną pracę "II Rozbiór Polski", wydane u nas w latach siedemdziesiątych. Ameryka ma wieloletnią tradycję i niezłe opracowania i rozumienie Europy i świata, w tym również Polski. My nie wychodzimy - jeśli chodzi o znajomość USA - poza ogólniki, spece są, tak naprawdę, nadal na poziomie gawędziarza Broniarka. A i tak o USA wiemy przecież relatywnie najwięcej, o Ameryce Południowej i Środkowej nieporównywalnie mniej. Nawet językowo - znajomość języka (ok, języków, zawsze miałem słabość do francuskiego) używanego w Ameryce Północnej jest znacznie większa niż hiszpańskiego czy portugalskiego, więc i dostęp do kultury znacznie utrudniony. Nie wiem skąd to nasze polskie poczucie wyższości - może bazuje głównie na naszej ignorancji? Nie wiem.

2. Morgan Spurlock i Super Size Me. To kant. Padł tu tytuł Fat Head (po polsku Grubsi nie głupsi), proponuję obejrzeć pierwszą część. Tom Naughton popisowo zajął się tym co zrobił Spurlock, nie widzę sensu powtarzać tego, co zostało już raz, naprawdę dobrze zrobione. Nawiasem mówiąc podejście prezentowane w drugiej części Fat Head niektórym kolegom (koleżanek w tej grupie nie zauważyłem, może się nie udzielają) powinno się podobać.

3. John Cisna - fajne, ale jego eksperyment jest analogiczny do tego, co pokazał Naughton.

4. McRunner D'Amico - dzięki, nie znałem (lub nie pamiętałem, na jedno wychodzi). Częściowo zgadzam się z zastrzeżeniem fantoma. Miesiąc przed startem - to właściwie BPS. Czyli gość nie pokazał, że McSzit umożliwia normalne trenowanie. Natomiast pokazał, że wsuwanie tego żarcia nie prowadzi do rozwalenia formy u biegacza. Czyli czarna opinia dotycząca hamburgerów z dużego M jest - w najlepszym wypadku - zdecydowanie przesadzona.

5. Rozważania o wartościach odżywczych - no fajne to jest Panowie, serio

McDonald to ciekawe zagadnienie. Mamy tutaj pewien automatyzm myślenia, stereotyp, nieco ideologii "walka z korporacją", przekonanie bazujące na irracjonalności nie poddające się często zmianie w wyniku eksperymentu. Przecież każdy może wejść do McDonalda i się rozejrzeć. Co tam widzicie - tłuścioch na tłuściochu? Czy jest tam statystycznie więcej grubych ludzi niż w Greenwayu czy Biowayu, chińskiej czy wietnamskiej knajpie, Sphinxie czy też na najzwyklejszej polskiej ulicy? Ja się trochę przyglądałem - nie widzę tam więcej otyłości niż gdzie indziej. Zgoda, nie liczyłem ludzi, nie mierzyłem ich. To byłby również bardzo ciekawy eksperyment.
To co mnie ciekawi to McDonald w kontekście biegowym. Czy da się na nim wykonać klasyczny kilkunastotygodniowy plan treningowy i czy wyniki na zawodach potwierdzą, że wysiłek przyniósł efekty. Nie zakładam z góry że tak bądź nie. Jestem jedynie ciekaw efektów, wobec powszechnej opinii - hasła: "śmieciowe żarcie" podchodzę raczej sceptycznie, choć nie zakładam z góry, że ta opinia jest błędna. Dopuszczam różne możliwości, mam podejrzenia własne (że dieta z fastfooda organizm ani ziębi ani grzeje), ale staram się, żeby moja opinia nie wpływała na ocenę faktów.
No a ponieważ uwielbiam karkówkę, schabowego, kaszę gryczaną z twarogiem, tatara, babkę gotowaną (w specjalnej formie) i brzdąca (takie poznańskie ciasto), sałatkę grecką, koftę z Greenwaya i Sharmę ze Sphinxa to nie mam specjalnej ochoty robić czegoś, co ktoś już zrobił.


Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
-
- Wyga
- Posty: 127
- Rejestracja: 29 wrz 2013, 23:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Hmmm... co do McDonalda...
Ja tam nie jadam, mój mąż nie raz jadał w czasie pracy, bo szybko na drive można było podjechać. I czuł się źle od tego jedzenia. Zgaga praktycznie non stop, mdłości. Moim zdaniem to dodatki, jakich się używa, glutaminiany , inozyniany i inne badziewia. Jak dla mnie to dlatego to jest " śmieciowe żarcie". Poza tym, nikt mi nie zagwarantuje co tam za mieso jest pomielone w kotlecie. Ja wolę sobie sama mieso zmielić, doprawić, usmażyć i wtedy wiem, co jem
.
Ja tam nie jadam, mój mąż nie raz jadał w czasie pracy, bo szybko na drive można było podjechać. I czuł się źle od tego jedzenia. Zgaga praktycznie non stop, mdłości. Moim zdaniem to dodatki, jakich się używa, glutaminiany , inozyniany i inne badziewia. Jak dla mnie to dlatego to jest " śmieciowe żarcie". Poza tym, nikt mi nie zagwarantuje co tam za mieso jest pomielone w kotlecie. Ja wolę sobie sama mieso zmielić, doprawić, usmażyć i wtedy wiem, co jem

-
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 14 mar 2014, 15:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
1. Każde sprowadzenie tak ogromnego terytorium, tak zróżnicowanego pod każdym względem, rozwarstwionego i zamieszkałego przez najróżniejsze grupy etniczne do wspólnego mianownika, to czy to będzie gruby i głupi amerykanin czy Robert Howard Lord, zawsze będzie błędne. Podobnie jak obarczenie winą za otyłość amerykanów piramidę WHO;) Czyli co, skoro największy odsetek ludzi otyłych to biedni i słabo wykształceni, to ci biedni i słabo wykształceni są na tyle wyedukowani, że układają sobie posiłki według zaleceń WHO, a ci wykształceni, bogaci nie? Wpływa na to wiele różnych czynników. Stawiam tezę, że piramida WHO jednak jest lepsza niż dieta wysokotyłuszczowo-wysokowęglowodanowa. No ale znowu, zależy. Bo jeśli ktoś wstaje o 5 przerzucać bele siana w stajni, a potem idzie orać pole, to może się nagle okazać, że ta kasza ze smalcem na jego możliwości i potrzeby się sprawdza.
2. Supersize me ani Fat Head nie są kantami i pokazują oba to samo. Jeśli ktoś nie będzie kontrolował tego co je i jadł ponad swój apetyt, a jednocześnie zrezygnuje z aktywności fizycznej, to przytyje i będzie czuł się gorzej, będzie mniej wydolny. Jeśli będzie pilnował posiłków, będzie jadł regularnie, dorzuci trochę aktywności fizycznej, to schudnie i będzie czuł się lepiej i będzie bardziej wydolny. To chyba jest podstawowa wiedza i ogólnie znane rzeczy. Stąd magiczne działania diety. Każdej diety :DD Niezależnie od tego jak skomplikowana teoria za nią stoi;)
4. Radykalne i skrajne opinie zazwyczaj są zdecydowanie przesadzone, niezależnie od tego, czego dotyczą
Nie chodzę raczej do MC Donalda, bo uważam, że lepsze jedzenie fast food można zrobić sobie w domu przy niewielkim nakładzie wysiłku, ale też zdarza mi się zmuszony sytuacją coś tam zjeść. Znowu Ameryka, są takie obszary, gdzie masz do wyboru MC Donalds albo stacja benzynowa. Albo sama stacja benzynowa. Hasło "śmieciowe żarcie" jest o tyle niebezpieczne, moim zdaniem, że pozwala znaleźć wroga, odpowiedzialnego za całe zło tego świata. Podobnie jak piramida WHO, która jest "odpowiedzialna za otyłość na świecie". A uniwersalnych rozwiązań po prostu nie ma.
W kwestii diety deklaruję się jako "niewierzący". wyników nie robię, więc na pytanie "czy dieta wyczynowego biegacza może opierać się na jedzeniu z MC Donalds" nie znam odpowiedzi.
2. Supersize me ani Fat Head nie są kantami i pokazują oba to samo. Jeśli ktoś nie będzie kontrolował tego co je i jadł ponad swój apetyt, a jednocześnie zrezygnuje z aktywności fizycznej, to przytyje i będzie czuł się gorzej, będzie mniej wydolny. Jeśli będzie pilnował posiłków, będzie jadł regularnie, dorzuci trochę aktywności fizycznej, to schudnie i będzie czuł się lepiej i będzie bardziej wydolny. To chyba jest podstawowa wiedza i ogólnie znane rzeczy. Stąd magiczne działania diety. Każdej diety :DD Niezależnie od tego jak skomplikowana teoria za nią stoi;)
4. Radykalne i skrajne opinie zazwyczaj są zdecydowanie przesadzone, niezależnie od tego, czego dotyczą

Nie chodzę raczej do MC Donalda, bo uważam, że lepsze jedzenie fast food można zrobić sobie w domu przy niewielkim nakładzie wysiłku, ale też zdarza mi się zmuszony sytuacją coś tam zjeść. Znowu Ameryka, są takie obszary, gdzie masz do wyboru MC Donalds albo stacja benzynowa. Albo sama stacja benzynowa. Hasło "śmieciowe żarcie" jest o tyle niebezpieczne, moim zdaniem, że pozwala znaleźć wroga, odpowiedzialnego za całe zło tego świata. Podobnie jak piramida WHO, która jest "odpowiedzialna za otyłość na świecie". A uniwersalnych rozwiązań po prostu nie ma.
W kwestii diety deklaruję się jako "niewierzący". wyników nie robię, więc na pytanie "czy dieta wyczynowego biegacza może opierać się na jedzeniu z MC Donalds" nie znam odpowiedzi.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
_dorota_ pisze:Hmmm... co do McDonalda...
Ja tam nie jadam, mój mąż nie raz jadał w czasie pracy, bo szybko na drive można było podjechać. I czuł się źle od tego jedzenia. Zgaga praktycznie non stop, mdłości.



Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1984
- Rejestracja: 14 cze 2011, 12:13
- Życiówka na 10k: 42:21
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Łódź
Zjedzenie Mac-a raz w tygodniu nikomu krzywdy nie zrobic. Podobnie nikomu krzywdy nie zrobi miesiac jedzenia non-stop w Macu a tym bardziej jesli bedzie mocno aktywny fizycznie. To sa jednak na tyle krotkie "okresy rozliczeniowe", ze nie powiedza nam niczego. Walka z Mac-iem napewno ma podloze zarowno polityczne jak i swiatopoglodowe natomiast zaden radykalizm chocby mial najlepsze intencje nie jest dobry w niczym. Najczesciej jest tak,ze ci ktorzy z czyms walcza chca zajac miejsce po tym czyms dlatego wszelkie objawy ekstremizmu trzeba brac z dystansem. Osobiscie jadam Maca glownie bedac w delegacji bo przynajmniej wiem czego sie spodziewac.
Ostatnio zmieniony 20 mar 2014, 11:18 przez fantom, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 14 mar 2014, 15:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Skoro "bo szybko", to może od tego miał mdłości i zgagę, że przez długi okres czasu nie jadł, a potem władował w siebie dużą ilość jedzenia i gazowanego płynu?_dorota_ pisze:Hmmm... co do McDonalda...
Ja tam nie jadam, mój mąż nie raz jadał w czasie pracy, bo szybko na drive można było podjechać. I czuł się źle od tego jedzenia. Zgaga praktycznie non stop, mdłości.

_dorota_ pisze:Moim zdaniem to dodatki, jakich się używa, glutaminiany , inozyniany i inne badziewia. Jak dla mnie to dlatego to jest " śmieciowe żarcie".
Kwas glutaminowy (Glu, E)[a] – organiczny związek chemiczny z grupy aminokwasów o charakterze kwasowym. Anion karboksylowy tego kwasu to glutaminian. Enancjomer L kwasu glutaminowego jest aminokwasem endogennym, obecnym w prawie wszystkich białkach.
Kwas L-glutaminowy jest ważnym neuroprzekaźnikiem (związkiem umożliwiającym przewodzenie impulsów nerwowych) pobudzającym w korze mózgowej ssaków. Uczestniczy w przemianach azotowych, poprzez przemianę w glutaminę. Jest stosowany w leczeniu schorzeń układu nerwowego.
No właśnie, wydaje Ci się że wiesz, a nie wiesz :D Ah, chyba że chodujesz własne krowy, które wypasasz na własnych łąkach, wtedy przepraszam i przyznaję rację!_dorota_ pisze:Poza tym, nikt mi nie zagwarantuje co tam za mieso jest pomielone w kotlecie. [/qoute]
Nooo, tu masz akurat wiekszą kontrolę, niż w mięsie które kupujesz
_dorota_ pisze:Ja wolę sobie sama mieso zmielić, doprawić, usmażyć i wtedy wiem, co jem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Moje podejście uwzględnia zróżnicowanie Ameryki, sądzę że unikam jednostronnego widzenia, ale nie o to mi tutaj chodziło.Chinaski pisze:1. Każde sprowadzenie tak ogromnego terytorium, tak zróżnicowanego pod każdym względem, rozwarstwionego i zamieszkałego przez najróżniejsze grupy etniczne do wspólnego mianownika, to czy to będzie gruby i głupi amerykanin czy Robert Howard Lord, zawsze będzie błędne.
Jeżeli jakiś kraj ma prawdziwą elitę intelektualną wytyczającą nowe trendy i kierunki rozwoju, to niestety nie jest to Polska, również raczej nie Europa. Według mnie jedyny kandydat na taki kraj to Ameryka, a konkretnie USA.
Super Size Me jest kantem, tak jak kantem byłoby obiecywanie, że trzy wyjścia tygodniowo po 30 - 40 minut pozwolą złamać po dwóch miesiącach na przykład czterdzieści pięć minut na dychę w debiucie. Spurlock "podrasował" swój film. Naughton słusznie zauważył, że film o facecie w średnim wieku który chodził przez miesiąc do fast fooda i przytył kilo czy dwa nie zrobiłby na nikim wrażenia. Dlatego ponaciągał fakty tak, żeby pasowały do jego wiary i przekonań.Chinaski pisze:2. Supersize me ani Fat Head nie są kantami i pokazują oba to samo. Jeśli ktoś nie będzie kontrolował tego co je i jadł ponad swój apetyt, a jednocześnie zrezygnuje z aktywności fizycznej, to przytyje i będzie czuł się gorzej, będzie mniej wydolny. Jeśli będzie pilnował posiłków, będzie jadł regularnie, dorzuci trochę aktywności fizycznej, to schudnie i będzie czuł się lepiej i będzie bardziej wydolny. To chyba jest podstawowa wiedza i ogólnie znane rzeczy. Stąd magiczne działania diety. Każdej diety :DD Niezależnie od tego jak skomplikowana teoria za nią stoi;)
Fat Head pokazuje realne wartości, dlatego nie jest kantem.
W sumie temat poboczny, nie warto strzępić języka, wystarczy porównać filmy

Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Mój kumpel pływający chwalił sobie obecność McDonalda w Azji, bo przynajmniej wiedział co do pyska wkładafantom pisze:Zjedzenie Mac-a raz w tygodniu nikomu krzywdy nie zrobic. Podobnie nikomu krzywdy nie zrobi miesiac jedzenia non-stop w Macu a tym bardziej jesli bedzie mocno aktywny fizycznie. To sa jednak na tyle krotkie "okresy rozliczeniowe", ze nie powiedza nam niczego. Walka z Mac-iem napewno ma podloze zarowno polityczne jak i swiatopoglodowe natomiast zaden radykalizm chocby mial najlepsze intencje nie jest dobry w niczym. Najczesciej jest tak,ze ci ktorzy z czyms walcza chca zajac miejsce po tym czyms dlatego wszelkie objawy ekstremizmu trzeba brac z dystansem. Osobiscie jadam Maca glownie bedac w delegacji bo przynajmniej wiem czego sie spodziewac.

Krótki okres rozliczeniowy, dokładnie.
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
-
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 14 mar 2014, 15:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ale przecież wszystko w ciągłym nadmiarze powoduje przykre konsekwencje.
Chciałem po prostu pokazać, że to znów jest polowanie na czarownice, rzucanie pustymi hasłami, znajdowanie jednego "winnego" w całym skomplikowanym systemie wzajemnie powiązanych czynników. "Winny cukier! Wyeliminujmy cukier!" "Winny tłuszcz! Wyeliminujmy tłuszcz" i tak w kółko
Nigdzie nie napisałem, że nadmiar czegokolwiek jest zdrowy ani że dieta oparta na MC Donaldsie jest zdrowa.
Chciałem po prostu pokazać, że to znów jest polowanie na czarownice, rzucanie pustymi hasłami, znajdowanie jednego "winnego" w całym skomplikowanym systemie wzajemnie powiązanych czynników. "Winny cukier! Wyeliminujmy cukier!" "Winny tłuszcz! Wyeliminujmy tłuszcz" i tak w kółko
Nigdzie nie napisałem, że nadmiar czegokolwiek jest zdrowy ani że dieta oparta na MC Donaldsie jest zdrowa.