szatanek, nie porównuj się, nie szukaj, kto miał gorzej, kto lepiej, i nie myśl, jak Ci źle. po co?
studiujesz? wykorzystaj ten czas na przeczytanie wszystkich książek ze swojej dziedziny. obejrzyj dawno zapomniane filmy. zadbaj o zdrowe odżywianie, pisz listy dla Amnesty International, ucz się chińskiego, jak sugeruje kfadam. cokolwiek, ale niech Twoje życie zacznie się kręcić wokół czegoś innego, niż kręgosłup. idzie zwariować, naprawdę to wiem, i byłam w tym samym dole psychicznym, w którym jesteś.
ale znalazłam sobie coś, wokół czego się zakręciłam, moje życie o 180 stopni się przekręciło. u mnie to było 3D (pracuję w filmie), najpierw książki, parę miesięcy po operacji warsztaty, jak już mogłam się na nie wybrać. filmów nie miałam jak oglądać, bo 3D na leżąco oglądać się nie da - wiesz, jak mnie to cholernie frustrowało? dzisiaj jestem odpowiedzialna za dzień 3D na festiwalu w Pekinie. chyba się warto było na czymś skoncentrować...
a miałam myśli z serii po co żyć, jak do kibla ledwo umiem wstać i 5 minut, zanim dojdę od kanapy do łazienki, o każdą herbatę muszę prosić domownika, a jak domownik w pracy, to albo o suchym pysku, albo się jakoś doczłapię te dwa metry do kuchenki, z bólem wielkim, łapiąc się ścian, szaf i stołków po drodze. dwa psy pod nogami, a ja z nimi na spacer nie mogę wyjść, po wielomiesięcznych wspólnych wybieganiach i szalonej jeździe na rowerze, co obie moje panienki uwielbiały. a teraz dupa, nawet na siku nie mam jak ich wyprowadzić.
plus ból, ból, ból każdego dnia. od plerów przez cały tyłek, udo, kolano, łydkę, do stopy. bez ustanku. i jeden rehabilitant "mądrzejszy" od drugiego, rezonansu zero, jakoś to będzie, biegać chcesz? ok, jak dasz radę. to jeszcze w lepszych czasach słyszałam również, i również z pewnością bieganie mnie dobiło w momencie, w którym dawno powinnam go zaprzestać.
wiem, że wydaje się, że to koniec świata. naprawdę wiem, bo dla mnie na wiele miesięcy świat się kompletnie skończył. ale gdybym została z głową w tamtym miejscu, to albo bym wciąż na tej kanapie leżała w bezruchu fizycznym i psychicznym, albo bym sobie w końcu strzeliła w łeb, i po sprawie.
a jestem tak daleko... i tyle życia, fajnego życia przede mną, ha! tylko biegać już będę ostrożniej, brzuch wzmacniać będę na linach 3x w tygodniu, rozciągać się będę nie 5 minut, a 35 minimum, itp. itd. i już.
skoncentruj się na tym, co robić, żeby swoją sytuację polepszyć, odwiedź 15 lekarzy, jak będzie trzeba, ale nie oczekując na wyrok, a starając się z nimi współpracować i wypracowując rozwiązania, które pozwolą Ci dalej względnie normalnie żyć. ok, nie tak, jak sobie kiedyś zaplanowałeś, ale skoro się zdarzyło, to trzeba parę rzeczy zmienić w życiowych oczekiwaniach, w planie dnia uwzględnić w przyszłości (jak już lekarz ustali, czy jedziesz dalej bez skalpela, czy tez na operację trza - ale wątpię) ćwiczenia odpowiednie, pamiętać, żeby nie imać się pracy na budowie, a jak praca przy biurku, to basen koniecznie, itede itepe. myśl nad rozwiązaniami, a nie, że pierdol...ęło, to teraz wszystko będzie do dupy już forever.
stało się, trudno, czas ruszyć dalej, z dodatkowym życiowym balastem. i już. serio. i serio miałam niedowład. ale skup się na sobie, a nie na kręgosłupie - moim w dodatku :P




