MasterBLASTERpl pisze:Nie mam nic przeciwko diecie i innych tego typu sprawach, ale mam wrażenie że sporo ludzi wychodzi z całkiem dwuznacznej roli - że sami dostawali to co najlepsze, szczepionki, diety zbilansowane. A u swoich dzieci nagle eksperymentują. Nie mówię że to jest złe, bo może nie. Tylko że jakiekolwiek działania u dzieci, to trochę jak operacje na otwartym sercu. Krzywdy się mu może nie zrobi, ale pytanie czy wykorzysta cały swój potencjał? A co jeżeli tylko 90%? Ja bym nie chciał mieć poczucia że rzucam swoim dzieciom kłody pod nogi. Całkowicie bym zrozumiał gdyby miały 16-18 i same podjęły taką decyzję.
Człowieczu, czy przeczytałeś to co napisałam? Napisałam, że dzieci miały alergię na mleko. Tzn. że nie mogły go spożywać, ponieważ pojawiały się u nich natychmiast wysypki. Za nic w świecie nie starałam się sprawdzić co dalej, czyli narażać dzieci na cierpienie, aby sprawdzić, czy może dojdzie do jeszcze jakiś głębszych objawów (np. astma czy uszkodzenie narządów wewnętrznych). Od razu dzieci przeszły na dietę eliminacyjną, czyli bezmleczną (przy okazji nie dostawały też innych produktów, które mogły alergizować, np. cytrusy, orzechy, ryby). Może dla mnie to był jakiś eksperyment na moich dzieciach, a może nie, bo innych nie miałam. Dla lekarzy prowadzących to może też był eksperyment, choć chyba nie, bo mam wrażenie, że taki lekarz, w szczególności alergolog to się na swojej robocie choć trochę zna.
Jak pisałam wcześniej w okresie szkolnym dzieci zaczęły przyjmować mleko i jego produkty i tak jest do dziś (mają małą reakcję skórną, gdy zjedzą za dużo). Córka jednak podjęła decyzję, że mięsa nie je, wówczas i ja taką decyzję podjęłam, po kolejnym pół roku dopiero przeszłam na dietę wegańską (dokładnie po przeczytaniu książki Campbella "Nowoczesne zasady odżywiania"). Syn w domu mięsa nie uświadczy (chyba, że sam sobie kupi, nie zabraniam, forsy nie ograniczam), ale "na zewnątrz" czasami zjada, nie zamierza być wegetarianinem (choć praktycznie jest).
Jednak weganizm uważam trochę za rodzaj fanaberii i wyszukiwanie sobie w życiu górek, gdyż sama dieta bez suplementacji jest niemożliwa w utrzymaniu.
Też dokładnie tak myślałam, szczególnie, gdy przeszłam na wegetarianizm, nie wyobrażałam sobie, żeby jeszcze z serów (serników!), jogurtów i jajecznicy zrezygnować. Dopóki nie poczytałam i nie spróbowałam. Teraz to mi się wydaje łatwizną.
Co więcej, ciężko zastanawiam się nad okresowym (latem) witarianizmie. Albo o "głodówkach" owocowo-warzywnych (wg dr Dąbrowskiej).
[Dla równowagi przyznam, że czytałam też książkę "4-godzinne ciało" Timothy Ferrisa, żeby nie było, że tylko o dietach bezmięsnych.]
Dziś byłam u lekarza po skierowanie na badania kontrolne. Lekarka nawet nie zareagowała, gdy powiedziałam, że jestem weganką i dlatego proszę o dodatkowe badanie na Ferrytynę i B12. Po prostu dopisała do zaleconych badań. Żadnych uwag i dodatkowych pytań w tej sprawie z jej strony nie było. Aż się zdziwiłam.
(Dla sprostowania jeszcze napiszę, że
obydwoje mają wysokie IQ, ale tylko córka aż takie, żeby dostać się do Mensy. Syn po prostu jest mózgowcem matematyczno-fizycznym i tyle. Takie dobre geny, nie uszkodzone dzięki ograniczeniu mleka.)