dieta dla mnie

Wszystko o bieganiu i zdrowiu
Awatar użytkownika
cava
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1701
Rejestracja: 10 gru 2012, 12:13
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

blackfish pisze:
krass pisze:Tzn. nie chudnę tak, jak bym chciał mimo ponownego przestawienia się na taki sposób odżywiania się (bo to nie dieta - w sensie, nie głodzę się). Jest jednak pewna różnica - wcześniej paliłem, a jak przestałem (co jest oczywiście dobre) coś się poprzestawiało w metabolizmie i zacząłem tyć. Stąd powrót do takiego sposobu odżywiania się. Ale idzie ciężko :(
Myślę, że od pewnego momentu idzie ciężko, zwłaszcza jeśli Twoje zapasy tłuszczu nie są baaardzo duże. Organizm się broni dopóki nie przestawi się na inny sposób odżywiania. Jak pisała Cava, teraz jest zima i tym bardziej organizm gromadzić zapasy, i nie chce się ich pozbywać. Wiosną powinno się ruszyć, więc nie przestawaj. :taktak:

To jest jedna kwestia, ale druga to jednak rzucenie palenia ma duży wpływ na odczuwanie łaknienia (poprawia apetyt bo w końcu organizm nie jest zmulony i zatruwany).

Krass, Nic Ci się nie poprzestawiało w metabolizmie, tylko papierochy nie głuszą łaknienia.
Czujesz większy głód i nie masz zajętych ciągle rąk ;), więc być może nieświadomie więcej zjałeś niż Ci sie wydawało.
Musisz się nauczyć od nowa szacować ilość zjadanego jedzenia, może część zastąpić czymś mniej kalorycznym: surowe i kiszone warzywa, owoce: jabłka.
Znaleźć zajęcie dla rąk, żeby "nie pchały do gęby" ;)
I pij wodę, nie każdy głód to głód, czasami wystarczy się nawodnić. Ale powinno być to coś bez kofeiny/teiny/cukru (czyli kawy, herbaty,soki odpadają) zostają zioła i woda.
New Balance but biegowy
krass
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 47
Rejestracja: 05 sie 2010, 10:02
Życiówka na 10k: 51:21
Życiówka w maratonie: 4:26:17
Lokalizacja: Grodzisk Mazowiecki

Nieprzeczytany post

cava pisze: To jest jedna kwestia, ale druga to jednak rzucenie palenia ma duży wpływ na odczuwanie łaknienia (poprawia apetyt bo w końcu organizm nie jest zmulony i zatruwany).

Krass, Nic Ci się nie poprzestawiało w metabolizmie, tylko papierochy nie głuszą łaknienia.
Czujesz większy głód i nie masz zajętych ciągle rąk ;), więc być może nieświadomie więcej zjałeś niż Ci sie wydawało.
Musisz się nauczyć od nowa szacować ilość zjadanego jedzenia, może część zastąpić czymś mniej kalorycznym: surowe i kiszone warzywa, owoce: jabłka.
Znaleźć zajęcie dla rąk, żeby "nie pchały do gęby" ;)
I pij wodę, nie każdy głód to głód, czasami wystarczy się nawodnić. Ale powinno być to coś bez kofeiny/teiny/cukru (czyli kawy, herbaty,soki odpadają) zostają zioła i woda.
Nienienienienie, Cava :nienie: To nie jest kwestia łaknienia. Ja jem mniej, niż kiedy paliłem. Tak naprawdę, to jest już drugie moje rzucenie palenia w życiu. Było tak:

Za pierwszym razem palenie rzuciłem w roku... 1996, w wieku 27 lat. Nie wiem, ile wtedy ważyłem, ale na pewno byłem dużo grubszy niż na studniach (na których byłem wręcz chudy, w ocenie innych). Rzuciłem palenie, zacząłem trochę biegać (bez żadnego planu), ćwiczyć na siłowni (plany z gazet dla pakerów) i dosyć szybko wyraźnie zeszczuplałem (choć nie wiem ile, bo nadal się nie ważyłem). Potem (w 2001 roku) trochę mi się różne sprawy pokomplikowały, zacząłem znowu palić, więcej pić (wiadomo czego) i... szybciutko wszystko wzięło w łeb. To znaczy i kondycja i wysportowana sylwetka poszły się... ekhm... Po kolejnych prawie 10 latach (w międzyczasie zaliczyłem nawet 115 kg na liczniku) wziąłem się za bieganie. Już usystematyzowane, w oparciu o plan (chyba z biegania.pl) do półmaratonu. Dalej paliłem (liczyłem na to, że jak będę więcej biegał, to przestanie mi się chcieć - tak to niestety nie działa), ale w miarę wkręcania się w trening gubiłem kilogramy (chociaż bez przesady). W końcu, jak już definitywnie przestałem biegać, żeby "chuść", a zapragnąłem "chuść", żeby szybciej biegać (i nie tylko - wkręciłem się w triathlon), przestawiłem się na sposób odżywiania a'la paleodieta. I zacząłem tracić kilogramy systematycznie i szybko - cały czas paliłem papierosy, ale przebiegłem (no mniej więcej) dwa maratony i pokonałem (m.in.) dystans 1/2 IronMana. Całą garderobę najpierw przerabiałem u krawcowej, a potem musiałem w ogóle wywalić albo odłożyć na "lepsze" czasy. Ale później... jak stopniowo zacząłem wracać do "normalnej" diety, zacząłem też zbierać tłuszczyk. Tylko tłumaczyłem sobie, że przecież zaraz będę robił większe objętości itd. itp. W końcu znowu rzuciłem palenie - bo cholernie źle się pływa, jak się jest palaczem. No i proces przybierania na wadze przyspieszył. Trochę. Ale później, jak mi się "życiowo" pokomplikowało i zluzowałem z treningami (bo spadła motywacja), to gromadzenie tłuszczyku przyspieszyło. No i znowu stanąłem przed wyzwaniem "chuścia" z ok. 100+ kg do (daj Boże!) ok. 85 kg. Wajchę żywieniową przestawiłem natychmiast i zdecydowanie. Ok. 2 kg zgubiłem po tygodniu. I to by było na tyle... A minęło już z 5 tygodni. I chyba nawet znowu przybieram na wadze :) Nic do gęby nie pcham (o.k. - trochę pcham migdałów i orzechów) wsuwam warzywa, mięcho i jaja. I - cholera - nie chce zaskoczyć (spalanie tłuszczu). Zacznę chyba eksperymentować, założę specjalny wątek na blogu... Czy coś... Bo już sam nie wiem.
ant6
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 22
Rejestracja: 07 gru 2014, 11:05
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

krass pisze:
cava pisze: To jest jedna kwestia, ale druga to jednak rzucenie palenia ma duży wpływ na odczuwanie łaknienia (poprawia apetyt bo w końcu organizm nie jest zmulony i zatruwany).

Krass, Nic Ci się nie poprzestawiało w metabolizmie, tylko papierochy nie głuszą łaknienia.
Czujesz większy głód i nie masz zajętych ciągle rąk ;), więc być może nieświadomie więcej zjałeś niż Ci sie wydawało.
Musisz się nauczyć od nowa szacować ilość zjadanego jedzenia, może część zastąpić czymś mniej kalorycznym: surowe i kiszone warzywa, owoce: jabłka.
Znaleźć zajęcie dla rąk, żeby "nie pchały do gęby" ;)
I pij wodę, nie każdy głód to głód, czasami wystarczy się nawodnić. Ale powinno być to coś bez kofeiny/teiny/cukru (czyli kawy, herbaty,soki odpadają) zostają zioła i woda.
Nienienienienie, Cava :nienie: To nie jest kwestia łaknienia. Ja jem mniej, niż kiedy paliłem. Tak naprawdę, to jest już drugie moje rzucenie palenia w życiu. Było tak:

Za pierwszym razem palenie rzuciłem w roku... 1996, w wieku 27 lat. Nie wiem, ile wtedy ważyłem, ale na pewno byłem dużo grubszy niż na studniach (na których byłem wręcz chudy, w ocenie innych). Rzuciłem palenie, zacząłem trochę biegać (bez żadnego planu), ćwiczyć na siłowni (plany z gazet dla pakerów) i dosyć szybko wyraźnie zeszczuplałem (choć nie wiem ile, bo nadal się nie ważyłem). Potem (w 2001 roku) trochę mi się różne sprawy pokomplikowały, zacząłem znowu palić, więcej pić (wiadomo czego) i... szybciutko wszystko wzięło w łeb. To znaczy i kondycja i wysportowana sylwetka poszły się... ekhm... Po kolejnych prawie 10 latach (w międzyczasie zaliczyłem nawet 115 kg na liczniku) wziąłem się za bieganie. Już usystematyzowane, w oparciu o plan (chyba z biegania.pl) do półmaratonu. Dalej paliłem (liczyłem na to, że jak będę więcej biegał, to przestanie mi się chcieć - tak to niestety nie działa), ale w miarę wkręcania się w trening gubiłem kilogramy (chociaż bez przesady). W końcu, jak już definitywnie przestałem biegać, żeby "chuść", a zapragnąłem "chuść", żeby szybciej biegać (i nie tylko - wkręciłem się w triathlon), przestawiłem się na sposób odżywiania a'la paleodieta. I zacząłem tracić kilogramy systematycznie i szybko - cały czas paliłem papierosy, ale przebiegłem (no mniej więcej) dwa maratony i pokonałem (m.in.) dystans 1/2 IronMana. Całą garderobę najpierw przerabiałem u krawcowej, a potem musiałem w ogóle wywalić albo odłożyć na "lepsze" czasy. Ale później... jak stopniowo zacząłem wracać do "normalnej" diety, zacząłem też zbierać tłuszczyk. Tylko tłumaczyłem sobie, że przecież zaraz będę robił większe objętości itd. itp. W końcu znowu rzuciłem palenie - bo cholernie źle się pływa, jak się jest palaczem. No i proces przybierania na wadze przyspieszył. Trochę. Ale później, jak mi się "życiowo" pokomplikowało i zluzowałem z treningami (bo spadła motywacja), to gromadzenie tłuszczyku przyspieszyło. No i znowu stanąłem przed wyzwaniem "chuścia" z ok. 100+ kg do (daj Boże!) ok. 85 kg. Wajchę żywieniową przestawiłem natychmiast i zdecydowanie. Ok. 2 kg zgubiłem po tygodniu. I to by było na tyle... A minęło już z 5 tygodni. I chyba nawet znowu przybieram na wadze :) Nic do gęby nie pcham (o.k. - trochę pcham migdałów i orzechów) wsuwam warzywa, mięcho i jaja. I - cholera - nie chce zaskoczyć (spalanie tłuszczu). Zacznę chyba eksperymentować, założę specjalny wątek na blogu... Czy coś... Bo już sam nie wiem.
wygląda mi to na efekt jojo
Awatar użytkownika
cava
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1701
Rejestracja: 10 gru 2012, 12:13
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Krass, po takich przebojach "chudnę grubnę, dużo biegam/ćwiczę" możesz mieć zupełnie zniszczone wyczucie i ogląd tego, ile właściwie powinieneś jeść.
Tak tylko napomknę- garść orzechów to 300 kalorii. Ja je jem żeby NIE chudnąć, lub jak chcę przytyć.
Podjadanie ich na diecie redukcyjnej, ... jakoś mi się mija z celem :lalala:

Policz dokładnie ile kalorii dziennie zjadasz (przelicz kilka typowych dni , nie jeden i wyciągnij średnią).
Ustal na podstawie tego (tego a nie tabelek) ile potrzebujesz żeby utrzymywać masę na danym poziomie.
Porównaj to z tabelkami, które Ci policzą ile osobnik o Twojej masie i aktywności fizyczje powinien jeść.
Jak Ci wyjdzie mniej więcej że własnie tyle- to znaczy ze z Twoim metabolizmem jest wszytko OK i możesz uciąć jakieś 300 kalorii żeby chudnąć, natomiast Twój oglad tego ile powinieneś jeśc jest wadliwy.
Musisz się nauczyć od nowa szacować porcje.

Jak Ci wyjdzie że zjadasz mniej niz podają mniej wiecej tabelki a mimo to tyjesz- znaczy że metabolizm lezy i kwiczy i masz typowe jojo. Wtedy jest czym sie martwić.

Ale najpierw sprawdź.
krass
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 47
Rejestracja: 05 sie 2010, 10:02
Życiówka na 10k: 51:21
Życiówka w maratonie: 4:26:17
Lokalizacja: Grodzisk Mazowiecki

Nieprzeczytany post

Cava - ja wiem, że orzechy są kaloryczne. Inna sprawa ile z tych kalorii jest faktycznie przyswajanych (ludzki organizm to nie piec). Zresztą - nie jem ich garściami. Generalnie uważam, że to nie jest takie proste - mniej kalorii i już (chociaż to też jest istotne). Sądzę, że najważniejsza jest równowaga hormonalna. Ale jasne, że mogę być w błędzie. W końcu gdybym był taki najmądrzejszy, to bym tu nie marudził :)

Nigdy nie stosowałem diety redukcyjnej. Wtedy, kiedy chudłem w oczach (a w pasie jeszcze szybciej) po prostu wyciąłem węgle z ziemniaków i produktów zbożowych (napojów słodzonych zawsze piłem mało). Nie liczyłem kalorii i jadłem tyle, żeby się najeść. Wiosną tego roku, kiedy doszedłem do wniosku, że coś jest nie tak z masą, kupiłem "Wagę startową" Matta Fitzgeralda i zgodnie z jego koncepcjami oszacowałem ile potrzebuję kalorii i przez parę dni sprawdzałem, ile kalorii faktycznie przyjmuję. Wyszło, że jakieś 200 - 300 mniej, nawet wliczając np. wino, z którego kalorii i tak się nie odłoży w tłuszczu. Znowu wróciłem do niejedzenia węgli (nawet bardziej radykalnie niż wcześniej, bo nie jem także owoców - co najwyżej grapefruita), no i nie chce zadziałać. Muszę pokombinować :)
ant6
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 22
Rejestracja: 07 gru 2014, 11:05
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

proponuję na początek zrobić badania laboratoryjne m.in. wspomniane wcześniej hormony.
Awatar użytkownika
cava
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1701
Rejestracja: 10 gru 2012, 12:13
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Krass
Skoro wg tabelek wychodzi ze zjadasz 300kalorii mniej niz potrezbujesz i nie chudniesz a nawet tyjesz(?) to sa 2 wyjścia:
- przeszacowujesz swoja aktywnosc fizyczną
- jednak masz spowolniony metabolizm co jest możliwe, biorąc pod uwagę ze sporo swego czasu schudeś wiec byłeś na ujemnym bilansie. A to zawsze go spowalnia.

Nie chcę komentować Twojej diety i uciecia owoców, jestem badzo negatywnie nastawiona do diet wysokobiałkowych czy wysokotłuszczowych a juz najbardziej do tych nowomodnych teorii że ludzie tyja od hormonów a nie nadmiaru jadła w połączeniu z niezdrowym trybem życia, to sie nie będę po raz enty wyjadowicać na ten temat.
Sam jednak przemysl co napisałeś. Kiedyś schudłeś jedząc normalnie owoce, ziemniaki (swoją droganajlepsze źródła węgli), teraz siedzisz na diecie ograniczajacej źródła zdrowych węglowodanów i nie działa. CO się zmieniło - moze własnie to ten czynnk którego brakuje.
Klanger
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1241
Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Proponuję zerknąć tui tu.
krass
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 47
Rejestracja: 05 sie 2010, 10:02
Życiówka na 10k: 51:21
Życiówka w maratonie: 4:26:17
Lokalizacja: Grodzisk Mazowiecki

Nieprzeczytany post

Cava,

- sprawdzenie kaloryczności posiłków zrobiłem kilka miesięcy temu, kiedy jeszcze jadłem pieczywo, makarony, ziemniaki, owoce, a nawet słodycze. Na co dzień tego nie robię, jem tyle, żeby nie być głodnym i nie przejadać się (mniej więcej - czasem zdarza się i jedno, i drugie),
- wtedy, kiedy mocno schudłem nie jadłem także ziemniaków. No chyba, że były np. w zupie, w restauracji, to nie filtrowałem. Do drugiego dania zawsze brałem więcej surówek, bez ziemniaków. Ale owoce, faktycznie jadłem - mniej więcej 2 jabłka i banana dziennie.

Ja uważam, że tyje się w wyniku działania hormonów, "dzięki" niezdrowemu jedzeniu i że jest to mechanizm złożony. W przypadku różnych ludzi jedzenie dokładnie takich samych posiłków, przy takim samym zapotrzebowaniu na kalorie może dawać różne efekty. Na pewno nie jest to takie proste, jak wrzucanie drewna do kominka - zresztą są różne kominki ;)

Klanger - obecnie można znaleźć badania naukowe na udowodnienie dowolnej tezy, zwłaszcza jeśli chodzi o tak popularny temat, jak dieta. Do mnie najbardziej przemawia idea paleo - ludzie, którzy żyją jak w paleolicie, nie znają problemu nadwagi (oczywiście, że w ramach nowoczesnej cywilizacji nie da się odżywiać dokładnie tak samo).

Ale nie jestem "paleonazi" i nie zamykam się na inne koncepcje :) Dzięki Wam za pochylenie się nad moim przypadkiem :)

W tym moim przypadku różnica w efektach odżywiania się a' la paleo teraz a 3 lata wcześniej jest taka, że wtedy paliłem, a teraz od roku nie palę. Wtedy chudłem, a teraz nie. Wnioski same się nasuwają...

Osobiście uważam, że (upraszczając) w wyniku długoletniego działania nikotyny na mój organizm zmieniła się (m. in.) gospodarka insuliną i stąd taki efekt po jej odstawieniu (nikotyny). Jeśli trochę pogooglać, znajdzie się setki postów osób, które rzuciły palenie i złapały z 10 kg w ciągu kilku miesięcy. Można też znaleźć trochę badań, ale - jak napisałem powyżej - można teraz znaleźć badania na udowodnienie każdej tezy.

Tak czy inaczej - jeśli przez ponad miesiąc nie ma efektów to znaczy, że coś muszę zrobić inaczej (a może tylko lepiej). Rozpiszę sobie jakiś plan działań (w tym także analizę kaloryczności posiłków vs. zapotrzebowanie) i będę szukał optymalnego rozwiązania. Powrót do palenia nie byłby takim rozwiązaniem ;) Acha - i z powodów zdroworozsądkowych wezmę się za to porządnie po Nowym Roku ;)

Jestem naprawdę mocno zdeterminowany, bo ten przyrost masy kompletnie spieprzył mi bieganie. Nigdy nie byłem szybki (i nigdy nie będę), ale chcę być lepszy, a przynajmniej nie gorszy i mieć z tego przyjemność, a nie męczyć się człapiąc jak słoń.
krass
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 47
Rejestracja: 05 sie 2010, 10:02
Życiówka na 10k: 51:21
Życiówka w maratonie: 4:26:17
Lokalizacja: Grodzisk Mazowiecki

Nieprzeczytany post

Napisałem dłuższy tekst na temat mojej "walki" dietetycznej:

http://adventurecapital.pl/byc-jak-jaskiniowiec/
Hoower
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 8
Rejestracja: 15 kwie 2018, 17:46
Życiówka na 10k: 48
Życiówka w maratonie: 5.10

Nieprzeczytany post

Rzeczywiści orkisz to wspaniałe zboże, które ostatnio zostało nieco zapomniane. Coraz częściej jednak zaczyna sie do niego wracać. Polecam artykuł: http://bieganie.pl/blogi/zdrowie/jakie- ... rkiszowej/ Warto przeczytać.
cava pisze:
SłabyBiegacz pisze:Wszystko oczywiste, tylko czym zastąpić chleb?
Ja np. wstaję rano ok 5,30 a do domu wracam ok 17,00.
Rano obowiązkowo śniadanie, i kawa. Do pracy biorę zazwyczaj 3 kanapki (czyli 6 kromek) + jabłko+ czasami kilka mandarynek.
Na gotowanie w pracy ma szans.

Ale potrzebujesz chudnąć?
Jak chleb Ci nie szkodzi, to nie zawracaj sobie głowy.
Jak potrzebujesz chudnąć a z kanapkami Ci zwyczajnie wygodnie a możesz sobie pozwolić na chleb lepszego rodzaju, poszukaj jakiejś tradycyjnej piekarni, która wypieka chleby na naturalnym zakwasie bez użycia spulchniaczy i drożdzy. najepiej żytniego.
Niestety taki chleb od razu się poznaje po... cenie. Niestety bochenek potrafi kosztować i 20 pare zł za 1 kg. :lalala:
I od razu mówię, nie da się go kupić w sklepie, a już na pewno nie w Lidlach, tescach, biedonkach itp.
Nie wypieka się go przemysłowo bo cena wynka z długości procesu- zakwas musi mieć czas na prace na cieście, stad okropna cena. Trzeba szukać piekarni które to robią, ale jest ich coraz wiecej.
Jest to chleb bury, kwaskawy w samku, ciężki, o małych "oczkach"
Ale i mniej go trzeba zjeść, żeby się najeść a i dłużej syci.

ALE, jest to pieczywo nieszkodliwe. Zakwas naturalny, pracujacy na mące odpowiednio długo, powoduje rozłozenie glutenu, żyto polskie jest ciągle ziarnem starego rodzaju, nie modyfikownym.
Takie pieczywo ma walory prozdrowotne, jest naturalnym prebiotykiem.
(Kaszubi mieli zwyczaj przeprowadzac "głodówki" oczyszczające, jedząc tylko swojski żytni chleb na zakwasie i .. śledzie. :) ) I o zgrozo- to mia sens.


Zasadniczo wartościowe pieczywo nie musi być wcale razowe, nie każdemu razowce posłużą. Ale powinno być z ziarna starego typu:(orkisz, żyto polskie) i bez drożdzy, spulchniaczy.
Skład prosty jak drut: mąka, sól, zakwas (woda) + do tego moze być kefir/maślanka, jakieś nasiona, przyprawy i już.


A jak potrzebujesz chudnać, zmień proporcje- mniej chleba (cieniutkie kromki) wiecej tego co tam wkłądasz. Miesa, warzyw.
Moze zamiast 1 porcji kanapek : owoce (świeże, suszone to bomba kaloryczna), orzechy, ukwaszony nabiał naturalny, jajka w jakiejś formie zabrane w pojemniczku. No nie wiem co jadasz tak ogólnie.
Wtedy też warto pomyśleć nad zamianą wędlin na mieso pieczone w domu.

Ja częstoz abieram do pracy do jedzenia rzeczy obiadowe, ale na zimno.
Lubię gołąbki, zimne miesa, sałatki itp. Ale ja to prostus jestem :lalala: , potrafię sobie śledzia przynieść i zjeść w pracy. :/

Dziś mam np marchewkę z groszkiem z wczoraj+ resztka "rizotto"(ryż z cukinią i pesto)+ 1 jajko na twardo i jabłko.

Trzeba tylko mieć plastikowe pojemniczki, ale to chyba nie kłopot.
Początki zawsze są najtrudniejsze...
ODPOWIEDZ