Zacząłem zabawę w bieganie z początkiem stycznia (co ciekawe nie było to postanowienie noworoczne).
Gdy zobaczyłem że nie potrafię przebiec 500 metrów bez zadyszki i umierania, odstawiłem papierosy w ciągu 24h i zacząłem regularnie biegać.
W tej chwili ważę 76kg przy 175cm wzrostu (29 lat)... czuję się jakbym pisał ogłoszenie matrymonialne, ale do rzeczy...

Zacząłem sobie truchtać żeby odwrócić uwagę od głodu nikotynowego i nie dość że zadziałało, to się spodobało :]
Stwierdziłem że będę obserwował puls i postaram się utrzymywać jakieś niskie tętno podczas biegu żeby móc biegać dłużej i dalej

Zrobiłem 2 razy biegi/truchty po ok. godzinie bez przerwy (bez zwracania uwagi na wskazania pulsometru w czasie biegu w celach obserwacyjnych):
Czas trwania | Śr. tempo | Śr tętno | Max tętno
60 min | 6:18 | 171 | 199
56 min | 7:05 | 155 | 173
Przy pierwszym biegu nie biegałem sam, więc trochę za wysokie było dla mnie to tempo przy tym dystansie, ale do 55 minuty rozmawialiśmy. Max tętno wbiłem pewnie przy sprintach przerywanych marszami do samochodu w ostatnie 5 minut.
W drugim biegu byłem sam, ale starałem się sprawdzać w miarę często czy jestem w stanie mówić bez problemu w biegu.
Gdzie problem? Żeby utrzymać fat burning zone musiałbym chyba tylko spacerować z przebieżkami co jakiś czas.
Jak podnieść formę?
a) Człapać sobie jak dotychczas i na razie nie przejmować się wskazaniami pulsometru - kondycja sama przyjdzie i tętno spadnie
b) Robić marszobiegi (wolniej truchtać nie umiem) żeby trzymać tętno w okolicach 130-150
c) Nie robić takich dystansów póki co, ale biegać częściej
d) Przebadać się bo coś jest nie tak
e) ?