Biegam od pół roku, 4 razy w tygodniu, systematycznie zwiększając dystans jednego dłuższego wybiegania na tydzień. Zaczęłam od 5 km, aktualnie mój max jest niewielki - 15 km.
Dużo ćwiczę, wzmacniam mięśnie, rozgrzewam się, rozciągam itp. Zjadam glukozaminę (taką mam urodę stawów że „pykają”. Wszystkie – od palców po szczękę

Na początku bolało mnie po dystansie 7 km, potem po 10 a teraz boli dopiero po 15

Mam ochotę machnąć ręką i zaakceptować fakt potrzeby odpoczynku po dłuższej wycieczce. Nie ukrywam że przez ten ból ograniczam sobie dystanse. Przyjęłam że dopiero jak przestanie mnie tak boleć po jakimś konkretnym dystansie (czyli w moim rozumieniu kiedy mięśnie i staw wzmocnią się na tyle żeby wytrzymać dane obciążenie) będę robić dłuższy.
Buty mam w porządku, wydaje mi się że nie biegam od pięty. Większość moich tras to twarde powierzchnie chociaż wykorzystuję każdą bardziej miękką możliwość. Niestety miękkich kawałków jest tyle co kot napłakał. W moim przypadku albo bieganie miejskie, po chodnikach albo żadne. A ja chcę biegać. Stąd niepokój i chęć sprawdzenia czy ten ból kolana jest tylko naturalnym zmęczeniem.
Przepraszam za lakoniczność posta ale czas mnie bardzo goni

Pozdrawiam