beata pisze:
Kto by biegał z chusteczkami, zwłaszcza zimą na mrozie? I co potem z nimi robić?
Jest inny sposób, może mało kulturalny dla przeciętnego obywatela, ale w sporcie powszechnie stosowany ...
Myślałem, że tylko ja tak robię
Ale wcześniej się rozglądam, czy nikt nie widzi. Ale rzeczywiście biegaczowi jakoś to uchodzi a panu z teczką jakoś nie bardzo (tak to sobie tłumaczę).
A tak w ogóle, to Skarzyński napisał w swojej książce coś w stylu "smarkaj biegając a się w końcu wysmarkasz jak trzeba i nie będziesz miał kataru w życiu codziennym" (on to napisał bardziej elegancko)
hehe, ja to nazywam "na górnika"
Pierwsze kilometry z reguły muszę swoje wysmarkać, a później jest już względny spokój - zależy jeszcze od temperatury Chusteczek ze sobą nie biorę. Kiedyś brałem, ale były mokre choćby od potu, więc nie nadawały się już do niczego
Ja mam taki katar na zmienną temperaturę i ruch cały rok, więc nie wychodzę z domu bez zapasu chusteczek.To się chyba jakoś nazywa katar naczynio-ruchowy.
Katar na zmianę temp. to normalna sprawa, wychodzimy pobiegać z domu chcąc nie chcąc będzie katar, katar to też normalna sprawa kiedy śluzówka w tym przypadku jest przekrwiona i wystawiona na większą pracę, zatem i więcej wydzieliny musi produkować, bo zawarte w niej substancje są bakteriobójcze i bakteriostatyczne.
Ostatnio oparłem się przypadkiem na takim badaniu na lisach, chodziło głównie o to że jeżeli lis pozbawiony jest posiłku, bo musi dziennie zapotrzebować hm.... chyba 1.5-2.5g wit.C zaczynają po czasie chwytać go choroby, pleśniawki, schnie mu nos czy coś takiego i wypada mu sierść, dłuższy taki stan grozi w tym wypadku śmiercią lisa. Czytając trochę o wit C natknąłem się na opis że wit ta jest bardzo deficytowym materiałem w organizmie, więc zacząłem kopać w tym temacie i dokopałem się że dzienne zapotrzebowanie to 50-100 mg. co było całkowitą brednią przeczytawszy inne badania już ze strony medlab-a bo oni twierdzą że 500 mg, w innych natomiast opisach natknąłem się że człowiek aby sprawnie funkcjonował i cieszył się bardzo dobrym zdrowiem potrzebuje aż 1g/dzień, przy większym stresie człowiek traci do 150 mg wit C więc gdzie reszta na normalne funkcjonowanie. Odniosłem się do człowieka z tą teorią w tym przypadku do siebie, gdy kilka miesięcy temu i kilka tygodni temu zaczynała mnie chwytać choroba zjadałem przez 4 dni dziennie po 12 pomarańcz i 3 jabłka w czasie powiedzmy 18h bo resztę spałem :D Wnioski były takie że tak jak źle się zaczynałem czuć, wszyscy to znają jak choroba nadchodzi i pierwsze godziny wejścia są masakryczne, tak szybko mi minęło było czuć jak normalnie puszcza, nie wiem czy to było placebo ale po 24h byłem całkiem zdrowy a kontynuowanie przez następne dni to tylko było z powodów operacyjo-taktyczno-zapobiegawczych :D Dowaliłem do tego jeszcze kilka kromek z chrzanem tartym(blendowanym) z cytryną i majonezem na grubej szynce, chleb oczywiście sam piekę :D
pozdrówka
"Wizja bez działania jest marzeniem, działanie bez wizji jest koszmarem"
F@E pisze:
Ostatnio oparłem się przypadkiem na takim badaniu na lisach, chodziło głównie o to że jeżeli lis pozbawiony jest posiłku, bo musi dziennie zapotrzebować hm.... chyba 1.5-2.5g wit.C zaczynają po czasie chwytać go choroby, pleśniawki, schnie mu nos czy coś takiego i wypada mu sierść, dłuższy taki stan grozi w tym wypadku śmiercią lisa. Czytając trochę o wit C natknąłem się na opis że wit ta jest bardzo deficytowym materiałem w organizmie, więc zacząłem kopać w tym temacie i dokopałem się że dzienne zapotrzebowanie to 50-100 mg. co było całkowitą brednią przeczytawszy inne badania już ze strony medlab-a bo oni twierdzą że 500 mg, w innych natomiast opisach natknąłem się że człowiek aby sprawnie funkcjonował i cieszył się bardzo dobrym zdrowiem potrzebuje aż 1g/dzień, przy większym stresie człowiek traci do 150 mg wit C więc gdzie reszta na normalne funkcjonowanie. Odniosłem się do człowieka z tą teorią w tym przypadku do siebie, gdy kilka miesięcy temu i kilka tygodni temu zaczynała mnie chwytać choroba zjadałem przez 4 dni dziennie po 12 pomarańcz i 3 jabłka w czasie powiedzmy 18h bo resztę spałem :D Wnioski były takie że tak jak źle się zaczynałem czuć, wszyscy to znają jak choroba nadchodzi i pierwsze godziny wejścia są masakryczne, tak szybko mi minęło było czuć jak normalnie puszcza, nie wiem czy to było placebo ale po 24h byłem całkiem zdrowy a kontynuowanie przez następne dni to tylko było z powodów operacyjo-taktyczno-zapobiegawczych :D Dowaliłem do tego jeszcze kilka kromek z chrzanem tartym(blendowanym) z cytryną i majonezem na grubej szynce, chleb oczywiście sam piekę :D
pozdrówka
Fatal, jarasz coś, czy normalnie tak sobie to na luzaku wymyślasz?
A może te pomarańcze ci sfermentowały w żołądku?
F@E pisze:
Ostatnio oparłem się przypadkiem na takim badaniu na lisach, chodziło głównie o to że jeżeli lis pozbawiony jest posiłku, bo musi dziennie zapotrzebować hm.... chyba 1.5-2.5g wit.C zaczynają po czasie chwytać go choroby, pleśniawki, schnie mu nos czy coś takiego i wypada mu sierść, dłuższy taki stan grozi w tym wypadku śmiercią lisa. Czytając trochę o wit C natknąłem się na opis że wit ta jest bardzo deficytowym materiałem w organizmie, więc zacząłem kopać w tym temacie i dokopałem się że dzienne zapotrzebowanie to 50-100 mg. co było całkowitą brednią przeczytawszy inne badania już ze strony medlab-a bo oni twierdzą że 500 mg, w innych natomiast opisach natknąłem się że człowiek aby sprawnie funkcjonował i cieszył się bardzo dobrym zdrowiem potrzebuje aż 1g/dzień, przy większym stresie człowiek traci do 150 mg wit C więc gdzie reszta na normalne funkcjonowanie. Odniosłem się do człowieka z tą teorią w tym przypadku do siebie, gdy kilka miesięcy temu i kilka tygodni temu zaczynała mnie chwytać choroba zjadałem przez 4 dni dziennie po 12 pomarańcz i 3 jabłka w czasie powiedzmy 18h bo resztę spałem :D Wnioski były takie że tak jak źle się zaczynałem czuć, wszyscy to znają jak choroba nadchodzi i pierwsze godziny wejścia są masakryczne, tak szybko mi minęło było czuć jak normalnie puszcza, nie wiem czy to było placebo ale po 24h byłem całkiem zdrowy a kontynuowanie przez następne dni to tylko było z powodów operacyjo-taktyczno-zapobiegawczych :D Dowaliłem do tego jeszcze kilka kromek z chrzanem tartym(blendowanym) z cytryną i majonezem na grubej szynce, chleb oczywiście sam piekę :D
Nic nie palę, przetestowałem sobie teorię i faktem jest iż wysoka zawartość witaminy niestety albo stety pomaga w zniesieniu choroby, wiadomo że są różne bakterie i na niektóre nie ma rady, trzeba przechorować i brać medykamenty, ale przeczytane przez przypadek badanie na lisach pomogło mi ułożyć dziwną może kontrowersyjną teorię która w moim przypadku się sprawdził. Co za problem zjeść choćby nawet 20 pomarańcz na dzień, mój pułap w przyjmowaniu wit. C był w granicach 600mg, naturalnej prawoskrętnej połączonej z fenolami, enzymami, flawonoidami, to coś co odróżnia badziewny syf z apteki w formie krystalicznej o działaniu prozapalnym.
pozdro
"Wizja bez działania jest marzeniem, działanie bez wizji jest koszmarem"
F@E pisze:wiadomo że są różne bakterie i na niektóre nie ma rady,
Zwłaszcza, że w przypadku katarów, przeziębień, grypy i temu podobnych infekcji to nie bakterie, tylko wirusy. Bakteryjna może być angina, albo zapalenie płuc czy ucha.
Widocznie to było przeziębienie tak jak mówisz, duża zawartość wit C pomogła mi wzmocnić organizm po prostu. Co do przeziębienia to masz rację ale jak już wystąpi u nas faza 3-cia to niestety trzeba brać medykamenty. Z psychiką wszystko w porządku, jak człowiek ma dość szerokie horyzonty myślowe to od razu pojmowany jest jako dziwak typowe zachowanie mas.
pozdro
"Wizja bez działania jest marzeniem, działanie bez wizji jest koszmarem"