a wracając do moich wyłuszczeń

niniejszym wyjaśniam do czego zmierzałem
Kiedy czytam fora biegowe, to też, to uderza mnie zawsze w oczy jedna rzecz. Nikt nie idzie pobiegać, wszyscy idą na trening, w ramach treningu trzeba zrobić jakiś tam zakres, albo siłę, wybieganie, jakieś WCB, OBW, NBA i inne

Potem szukają motywacji do treningu, bo na dworze zimno, ciemno, pada i zwyczajnie się nie chce w taką pogodę, ale przecież trzeba, bo w końcu Józiek w zeszłym tygodniu przebiegł 60 kaemów, a ja tylko 15. Poza tym jak sobie odpuszczę, to potem przytyję. A poza tym jeżeli chce się coś osiągnąć, to nie ma zmiłuj, trzeba zacisnąć zęby i trenować, bo tako rzecze Garmin.
No dobra, znalazłem motywację w postaci owego Jóźka i jego 60 kaemów, wyszedłem. To co ja mam w planie - ano jakiś tam zakres, ogólnie szybko trzeba zasuwać, bo tak mam napisane. Za diabła mi się nie chce, ale jak nie zrobię treningu, to wtedy z życiówki nici. Więc zasuwam. itd. itp.
Nie zrozumcie mnie źle - nie potępiam tego!
Tyle tylko, że moim zdaniem, takie podejście to droga donikąd. Owszem, na początku są efekty, trenowało się ciężko, udało się poprawić życiówkę. Więc wezmę się do pracy jeszcze bardziej, w końcu życiówkę trzeba poprawić. Zasuwam mocniej, coś tam boli, ale zasuwam, bo ta życiówka....twardym trza być nie mientkim, bez pracy nie ma kołaczy itp.
Jak się to kończy? W dużej mierze tak, że się pojawia kontuzja, jedna, druga, trzecia...a potem już tak jakoś powoli, niepostrzeżenie przestaje się biegać...
tak dobrze żarło, ale zdechło...
Bo błąd moim zdaniem tkwi w sposobie podejścia do biegania
Kiedy mówimy trening, to gdzieś tam to pobrzmiewa jako obowiązek, kiedy czytam o pracy, to też tak to brzmi trochę
a człowiek jest z natury leniwy, nawet nasz organizm jest z natury leniwy.
Nasz organizm jako maszyna dąży do tego, by jak najmniejszym wydatkiem energii zrealizować postawione przed nim zadanie (tak w dużym uproszczeniu) i bardzo szybko adaptuje się do zmian
DLatego na początku biegania chudnie się szybciej, a potem coraz wolniej, bo organizm przestawia gospodarkę swoimi zasobami naturalnymi
ale nie o tym miało być
Nasze bieganie to bieganie w wolnym czasie, czasie przeznaczonym na odpoczynek. W końcu jesteśmy amatorami, nie zawodowcami dla których bieganie jest sposobem w jaki zarabiają na życie. To ma być odpoczynek, relaks. A my traktujemy to jako kolejne zadanie do wykonania, coś co trzeba zrobić, co musi być zrobione...
i nagle coś, co było przyjemnością, staje się obowiązkiem...
eh, nie da się wszystkiego opisać w jednym poście, bo za mało miejsca, za dużo do napisania, by wszystko dokładnie wyjaśnić
dlatego kończę na tym, a jak kto chce, zachęcam do dyskusji
a na stadion jutro przyjdę, żeby z wami pobiegać, pogadać, a przy okazji pokazać, że można biegać inaczej, w sposób może nie standardowy, ale też dający efekty (chociaż może niekoniecznie w postaci życiówek) i co można robić żeby utrzymać formę w zimne listopadowe wieczory, gdy za cholerę nie chce się iść biegać