Renata pisze:
A tak w ogóle to uważajcie na siebie, myjcie często ręce, klamki drzwi publicznych otwierajcie łokciem, w windzie stawajcie na 1,5 m od współpasażerów. (...) No i czas chyba przyszedł na przedmaratoński tapering, więc więcej leżenia niż biegania, ale to tylko niecałe 2 tygodnie.
Rene, wszystko fajnie i dzięki za cenne przypomnienie, ale czy do listy życiowych utrudnień nie dołączy kolejne - mycie łokci?
Rzeczywiście, od dziś, jak Pan Plan przykazał, zaczynam się taperować. Moje wizyty na bieżni będą miały charakter kurtuazyjny, z lekkim zabarwieniem wysiłkowym.
Yogi ruszać się musi, żeby mu koreczek podtrzymujący obrotowy czwórnóg się nie zapiekł.
PiotrekMarysin pisze:
Absolutnie się nie zgadzam z tym zdaniem - co do mojego profi(lu) osobowościowego. Dwa lata temu nie biegałem wcale szybciej od Ciebie.
Stanowcza niezgoda spod palcy Ironmana jest oznaką skromności, ale na potrzebę chwili potraktuję ją jako nobilitację mojej osoby. Będzie bardzo cennym czynnikiem motywującym przed godziną "M".
Czuję w lędźwiach, że wspinanie się na kolejny poziom sportowy związane jest z coraz większym przykładaniem się, że tak ujmę temat. Kiedy kwiatka z pszczółką czy meczyka sobie obejrzę w przerwie, zamiast jednego interwału, i tak zachodzi u mnie progres. Bez spinania, bez aptekarskiej dokładności.
darek284 pisze:Yogi musi bruk polubić. Może właśnie tam staniemy i ten bruk postaramy się Wam osłodzić dojrzałym bananem, albo arbuzem.
Yogi dziękuję za troskę. Yogi bruk pokocha i rzuci. Wydaje mi się tylko, że ten banan na ostatnim kilometrze czy dwóch już niewiele wskóra. Chyba, że skórkami właśnie postanowicie wyściełać kostkę brukową. Koniecznie weźcie wtedy aparat.
Skoro na bananach stanęło. Organizator nie podaje informacji, czy w tym roku będą banany. Żeli i batonów (prócz Crunchy) nie testowałem, za to na długich wybieganiach przebadałem właściwości oprzytamniające tych śmiesznie zakrzywionych owoców. Oprócz kwartetu na mecie oraz stada oklaskiwaczy udało mi się zorganizować również sekundanta. Mój alter ego będzie podążał za mną i walił bananem w łeb, gdy przyjdzie mi pomysł przewrócić się i symulować niedyspozycję. Na szyi będzie niósł pęto kiełbasy, żebym nie zgłodniał, bo to całkiem prawdopodobne. Te biegi maratońskie są ponoć dość długotrwałe i nużące. Ogólnie człowiek czuję się po nich zmęczony, więc przynajmniej pojeść dobrze można by sobie w trakcie.
Darku, na czym polegał Wasz "błąd taktyczny" przed MW w zeszłym roku, jeżeli nie chcesz go wstydliwie ukrywać?