Dzięki za poradę, jak tylko wrócę to wezmę te nowiuście asiksy i wytarmoszę je za sznurówki we wskazanym przez Ciebie miejscu, a jak nic to nie da, to zakopię gady w ciemnym lesie (tylko sznurowadła wyjmę, może jeszcze do czegoś się przydadzą).Yogi! pisze:Myślę Rene, że zrobienie małej dziury w Twoich butach jest ruchem we właściwą stronę [...] Planowaną dziurę z powodzeniem przygotować można drutem z betonowej płyty na marysiowym parkingu przy Bronisława Czecha. Nawet nie zorientujesz się kiedy przestanie Cię uwierać. Być może będziesz musiała pobiec tamtędy kilka razy, by zamierzony efekt osiągnąć w pełni.
Jakby Ci tu odpowiedzić, na basenie tak długo nie pływałam do tej pory, wiem tyle, że zaraz po wyjściu z przebieralni wyciągam z torby butelkę z wodą mineralną. Tutaj w jeziorze jest jakoś inaczej pod każdym względem, więc i z tą wymianą płynów jest jakiś inny cykl. Otóż po porannych aktywnościach tak się nawadniam, że potem w jeziorze to raczej mam ochotę na oddawanie płynów. W piance jest to bardzo efektowne i połączone z ogrzewaniem warstewki wody, jaka wytwarza się pomiędzy neoprenem, a skórą właściwą. Potem się wypłukuje i wymiana gotowa.Yogi! pisze:Tak ładnie piszecie o swoich przygodach. Sprawiacie wrażenie, że możecie pływać bez końca. Aż chce się - zupełnie bezinteresownie - zmącić ten idylliczny nastrój. Słyszcie przeto pytanie żółtodzioba: Czy jak pływacie długo, to nie chce się wam... ten tego... no... pić?
A tak w ogóle jak pada deszcz i jest chłodno, to kto by myślał o piciu. Na basenie to sauna i inne warunki wilgotnościowo-temperaturowe występują. Tutaj umiarkowana temperatura, tak do gęsiej skórki przy pierwszym kontakcie z wodą, a potem już się zapomina i skupiam się na płynięciu i obserwacji kierunku przemieszczania się. Zimno jest tylko znów po wyjściu i zdjęciu gumowego ubranka. Bo nasza skóra chroniona neoprenową skórą, w dotyku jest ciepła w porównaniu z reszta otaczajacego świata, ale czy spocona, to tego nie wiem.
Miało być o piciu w czasie pływania, a było o obiegu płynów, w tym krwi, bo pewnie od niej wiele w omawianych procesach zależy.
Biegaliśmy dziś. Tak z 18 kilometrów. Pięknie było w części rezerwatowej: Jezioro Lubygość (to z wodą jak mała czarna), drugie większe jezioro, Szczelina Lechicka (takie miejsce widokowe), potem zbieg w bukowym lesie, którego nawet bieszczadzkie trasy się nie powstydzą, znów zarastające trzcinami jeziorko i dalej drogą przez wieś. Potem skręciliśmy do lasu i od Rezerwatu Kurze Grzędy pognaliśmy kłusem, bo strasznie zaczęło padać (u czarnoksiężnika G. nazywa się to przyspieszeniem na ostatnich kilometrach). Fajnie się zmęczyliśmy na tych przyspieszonych kilometrach pod koniec.