Gwynbleidd, pomyślałem o tym samym

Przeciez jest to taki sam belkot marketingowy jak inne. Ma on dac tylko zludzenie, ze but jest "wszystkomajacy" i "wszystkorobiacy" poprzez przekonanie odbiorcy, ze jego "tworca" byl/jest "wszystkomogacy" i niczym nieograniczony i, ze dal calego siebie by ten but mogl powstac. TOTALNY BLEF!!!Gwynbleidd pisze:Praca marzeń. Nie wiem czemu żółtek uwinął się w dwa lata, ja bym tworzył do osiągnięcia wieku emerytalnego.W 2013 roku Dr. Tsuyoshi Nishiwaki podjął rzuconą mu przez markę rękawicę i zajął się tworzeniem najlepszego w historii buta biegowego na długie dystanse. Bez znaczenia było to, ile miało mu to zająć czasu albo jak dużo pieniędzy miałoby kosztować.
Co do polityki marketingu to nie wiem, poniewaz mnie to nie interesuje.Jurek z Lasu pisze: Musisz wiedzieć że na rynku obuwia biegowego istnieją poza twoją ulubioną firmą także inne. Nie stosują tak nachalnej i głupiej polityki marketingowej, ich produkty są o wiele lepsze i tańsze.
A 6 min/km powinno dyskwalifikować z góry i odbierać prawo dalszego biegania? Bo nie rozumiem przesłania.gasper pisze:wystarczy spojrzeć na wyniki maratonu w Poznaniu - na 6200 osób na mecie tylko około połowy z nich pobiegło poniżej 4 h - tu na formu jest garstka ludzi dość zaawansowanych biegowo, niepotrzebująca amortyzacji, systemów itd. a są jeszcze ludzie dla których 6 min/km to tempo wyścigu
Trudno, czy trudniej, to zależy od punktu odniesienia, a trudno o bardziej trudne odniesienie niż do kreatywnego marketingu w segmencie paliatywnym. Obszerny fragment z Hartmana o marketingu w praktyce, czyli stary konsument i stary marketer:zoltar7 pisze:btw. ostatnio trochę pływam, pomyślcie jak w tym segmencie rynku jest ciężko marketingowcom, tu dopiero trudno coś klientowi wcisnąć
To czego brakuje mi, bo pojawia się niezwykle rzadko w przekazie marketingowym, to inteligentny żart. Niestety jest to sztuka tak unikatowa, że jej wartość przekracza wartość reklamowanego produktu. Stąd mnie, jako staremu konsumentowi, większość marketingowej papki przecieka przez śliniak, a potem pampersa. Lecz godzę się z tym, wypierając alergię na głupotę, żeby tylko nie wyjść na zrzędliwego starca. Łykam więc z wdziękiem te higienicznie zapakowane suchary, bo nic lepszego już przecież mnie w życiu nie spotka.Podkłady dla obłożnie chorych i pieluchy dla dorosłych należą do najczęściej kupowanych środków medycznych. Na niebieskich opakowaniach tych utensyliów nie widzimy uśmiechniętej zalotnie, zadbanej starszej pani ani zażywnego i wciąż do rzeczy jeszcze starszego pana. Nie widzimy nic. Po prostu pusta powierzchnia. Marketing i reklama wysiadają. Biała plama bezradności marketingu, a może plama hipokryzji? Jakiż tu może być bowiem „pozytywny przekaz”? Owszem, są trudne tematy – podpaski nasiąknięte niebieskim płynem, papier toaletowy miękki jak aksamit, pigułki na męskość. W każdym z takich przypadków mamy jednak do czynienia z produktem, który poprawia coś w życiu, a więc przygotowuje na dalsze, lepsze życie. Ona ma komfort, on ma erekcję, oni mają seks. Życie się toczy. Cóż jednak począć z produktem, który towarzyszy człowiekowi w degradacji, cierpieniu, beznadziei i śmierci? „Z nami moczysz się do woli!”, „Nasze kule wyprowadzą cię z domu!”, „W naszym domu spokojnej starości babcia odejdzie cichutko!”. Potworność wszelkiego nekromarketingu (także tego dosłownego: „usługi pogrzebowe 24x7”” – czyż może być dosadniejsze memento mori?) wynika nie tylko z łamania tabu śmierci, lecz z szokującego dysonansu, jaki zachodzi pomiędzy optymistyczną istotą komunikatu marketingowego a pesymistyczną naturą myśli o starości i umieraniu. Uwięziony w gorsecie „pozytywnego myślenia” marketing staje się plastikowy, niewiarygodny, daleki od prawdziwego życia. Tymczasem całą swą siłę marketing czerpie z wierności prawdzie życia, z owych „insajtów”, których autentyzm zjednuje zaufanie konsumenta do produktu i marki. W jaki więc sposób nie popadając w zakłamanie lub infantylizm mówić o rzeczach najtrudniejszych, optymizmem bynajmniej nie tchnących? Otóż skoro nie wypada udawać, że jest miło, to zawsze jest jeszcze miejsce na dowcip. Gdy umiera nadzieja, żyje jeszcze poczucie humoru. W nim jest właśnie klucz do komunikacji w sprawach drażliwych, ze starością na czele.
Jesli nawet jest to tlumaczenie, to nieudolne, badz bez zahamowan "idące na rympał".Qba Krause pisze:Janek to jest na pewno tłumaczenie materiału anglojęzyczne bo na to wskazują kalki językowe