Klanger pisze:Tak nieco z innej beczki, ale również z minimalami w tle.
Biegając boso, czy też w minimalach (moich Sockwach) po terenach leśnych zwróciłem uwagę na to, że ze względu na ciche bieganie (brak klapania, łupania, tuptania itp dźwięków powstających podczas biegania w butach - zapraszam na poznańską maltę, by posłuchać sobie jak ludzie biegają) często mam przyjemność na bliski kontakt 3 stopnia ze zwierzętami.
Zwykle to jest bardzo fajne uczucie, jak mijam zdziwione sarenki tak powiedzmy 2-3 metry od siebie, mniej mnie cieszy podobne spotkanie z czymś innym (np. jakiś czas temu minąłem dość blisko łosia, a ten już taki pokojowy nie jest jak sarenka). Po wpadnięciu na stado dzików (w Poznaniu, na Malcie!) kupiłem gwizdek, tak na wszelki wypadek, by ew. odstraszać zwierzynę.
Czytając za młodu Złoto Gór Czarnych zawsze dostawałem skrętu z fascynacji opisami, jak to ci Indianie (niektórzy oczywiście, bo fajtłapy nie) bezszelestnie się po lesie poruszali. A to się okazuje, że Szklarski pierwszym propagatorem minimala był
