50latek napisał(a):
Patrząc na twoje 4 treningi, to chyba powinieneś zmienić nazwę bloga, bo Gallowayem nic na razie nie biegłeś. Gość jedynie kojarzy się z metodą marszobiegów, którą sprytnie wykorzystał marketingowo. Jak już na początku przebiegłeś ciągiem ponad godzinę, to później tym bardziej nie będzie raczej sensu przechodzenia w marszobieg.
Tytuł bloga może to troszkę wprowadzać w błąd czytelników. Ja z ciekawości wszedłem na twój blog, bo akurat w niedzielę spontanicznie na zakończenie sezonu pobiegłem sobie 21.1 km właśnie klasycznym Gallowayem, a na tym forum chyba nie ma nikogo kto trenuje tą metodą.
Ale ogólnie to życzę powodzenia, przede wszystkim wytrwałości w postanowieniach sportowo-kuchennych.

Już się poprawiłem - wszystkie wybiegania będą Gallowayem, na początek 2 minuty biegu na 30 sekund marszu, potem będę edytował
RMC napisał(a):
Wbrew pozorom taki prawdziwy Galloway to trudna sprawa Trzeba mieć silną psychikę

Mi zawsze lepiej wychodził "oszukany". Na początku zawodów było mi wstyd tak szybko przechodzić do marszów więc leciałem póki mogłem. Później zaś w czasie rzeczywistym był przeliczany stosunek długości biegu do marszu. Myślę, że nie trzeba opowiadać, że im dalej tym tym czas marszu był duuużo dłuższy niż biegu

A poważnie. Fajnie, że masz wybrany plan (nawet jak robisz w nim jakieś zmiany). Jest to jakaś rama, która może wzmacniać wytrwałość w dłuższym czasie.
Skoro treningów będzie więcej, dłużej to może uda się osiągnąć sukces.
Dzięki za dobre słowo, moje postanowienie o robieniu biegów ciągłych wynika z kilku kwestii:
1. Galloway stawia tutaj na dowolność (tak było w książce)
2. Moja aktualna zapuszczona forma pozwala na to, nawet kosztem tempa biegu na które często byłem zafiksowany a potem siadałem fizycznie i psychicznie
3. Jest to jakieś urozmaicenie
Nawet trudno nazwać to modyfikacją planu (no może na dalszym etapie, Galloway zakłada 2 biegi po 30 minut, ja raczej będę starał się to wydłużyć do powiedzmy 40 minut)