marcingebus napisał(a):
Czytam twojego Bloga i widzę, że chyba "szkoleniowo" podchodzisz, do realizacji przerw, to znaczy dzień biegu, dzień przerwy. Mi się to udzieliło dopiero po jakimś czasie. Na początku koniecznie, koniecznie jak najwięcej biegać (robiłem po 6km pod rząd kilka dni i nogi cały dzień czuły zmęczenie). Niewytrenowane nogi wymagają regeneracji. Podziw, że pewno cię kusiło, ale chyba nie miałeś ani jednego dnia, aby biec dzień za dniem.
Co do mierzenia progresu, to nie mierz czasu ile zajmuje ci przebiegnięcie danego odcinka. Bo będziesz miał w mózgu presję, aby czas był lepszy niż przedwczoraj. Oczywiście ja mierzę i zapisuję każdy trening, ale od jakiegoś czasu przestałem sobie stawiać zadanie: nie pobiegnij wolniej niż przed wczoraj.
Na moje oko, głowa cię hamuje, abyś mógł przebiec 30min truchtem i dlatego robisz marszobiegi. Nawet maks/śmiesznie wolnym truchtem, ale zawsze trucht, to już bieg.
Gdzieś tam napisałeś, że cię bolą nogi. Nic nie wspominasz o rozciąganiu po biegu. Skoro całe wcześniejsze życie, to sport, to pewno o tym pamiętasz.
Pozdrowienia.
Dzięki z wpis! To moje ente podejście do biegania i za każdym razem był ten sam problem - za szybko, za dużo, szybka ściana i zniechęcenie co powodowało koniec

Teraz wolę progresować wolniej, a robić to przez dłuższy czas. W tym tygodniu trochę poszalałem z objętością, ale od przyszłego tygodnia wracam do planu

Poza tym w te "wolne" dni często wpada siłownia i basen, więc też tak całkiem nie leżę choć wtey nogi oszczędzam

Być może masz rację z tą głową, że gdzieś zakodowałem sobie, że bieganie po 9-10 min/km to nie dla mnie i dlatego marszobiegi - planuję jednak pod koniec przyszłego tygodnia pobiec z pulsometrem jako takim hamulcowym i zobaczymy ile wyjdzie razem

Co do bólu nóg- od wymiany butów na nieco wyższą półkę (Brooks Aduro 3) jak ręką odjął - kiedyś nawet testowo przebiegłem w Crivitach to myślałem że nogi odpadną, a w butach czułem się jak w gipsie :D Jednak noga łatwo przyzwyczaja się do wygody
