Dołączam się do gratulacji, kapitalny wynik, w dodatku zdobyty w dość trudnej pogodzie i na niełatwej trasie na pewno smakuje podwójnie.
Dwa tygodnie po maratonie wystartowałem w biegu na 10km. Nie czułem specjalnie presji, nie spodziewałem się cudów. W końcu od maratonu głównie odpoczywałem, prawie nie trenowałem i popijałem piwko.
Może też powinienem spróbować tej diety piwnej przed kolejnymi startami?

A tak na poważnie, to najwyraźniej czasem taki "kenijski" luz, brak spiny i stresu potrafi zdziałać cuda, oczywiście na bazie uprzedniego solidnego treningu maratońskiego.
