Sosik, to ja jeszcze nie jestem na etapie, żeby budzić się bez budzika, ale może kiedyś do tego dojdę. Żonę budzę w 8 przypadkach na 10, ale to głównie dlatego, że ma mega lekki sen, a ja zazwyczaj śpię jak kamień, że mnie z łóżka można zrzucić i zorientuję się rano. Chociaż im wcześniejsza godzina, tym łatwiej mi jej nie obudzić (patrz wczoraj, 5:10)
A ze mnie już się nieraz żona śmiała, że jak zaplanowałem bieganie rano, ale z jakichś powodów mi się nie chciało i stwierdzałem "pobiegam wieczorem", to kończyło się tym, że 75% - padało w cholerę, 20% - były inne ważniejsze rzeczy (nie ma się juz 15 lat, trochę obowiązków doszło
), 4% - wchodził wieczorny "niechcemisizm", 1% - szedłem biegać.
Moja rutyna pobudkowa wygląda teraz tak, że jeśli nie przegnę wieczorem (czyt. zasnę przed 23.30, a najlepiej koło 23), to jak budzik zaczyna dzwonić, to się od razu budzę. Słowo klucz - odległość. Od budzika - jak mam w zasięgu ręki, "drzemka" wciska się sama. Więc kładę budzik na parapecie, żeby z jednej strony musieć wyjść z wyra, a z drugiej - żebym zdążył go wyłączyć zanim obudzi pół bloku.
Następnie na paluszkach do łazienki, gdzie mam przygotowane wszystko - od Garmina po skarpetki. I najlepiej jeśli mam w kolejności poukładane (np. pulsometr na bieliźnie termicznej), bo nieraz się zdarzało, że w pełni ubrany przypominałem sobie że pasek trzeba założyć
jak biegałem 2 lata temu latem, to miałem gotowy już pas z bidonami napełnionymi wodą. Słowem wszystko, żeby nie szukać, i się nie zastanawiać (bo 50-70% funkcji mojego mózgu jeszcze nie wystartowało).
Sosik, jeśli Ci zajmuje to 15 minut, to Ci powiem, ze się grzebiesz
ja w 15 minut wychodzę jak mam braki w przygotowaniu. 10 to standard, rekord 6-7 (ale to wyjątkowo obudziłem się w 100% przytomny i jakoś wszystko szło szybciej).
Niemniej jak wstajesz przed 4, to o której się kładziesz? Ja bym życia nie miał, młody do 20 nas absorbuje, więc musiałbym mieć 2h wieczorem na wszystko.