Mar_jas to z takim poziomem empatii lepiej nie zaglądaj do wątku: "bieganie a miesiączka"
No dobra moje robaczki, po tym co mi się stało podczas ostatniej próby biegu nie mogę w ogóle ruszać nie tylko tą stopą, ale cała noga od połowy łydki w dół jest
cholernie bolesna i sztywna. Nie wiem czy nie ziściły się najczarniejsze przestrogi Kanaskowe i czy sobie tego gówna finalnie nie zerwałam.
Najpierw poszłam i sobie poryczałam w biurowym kiblu, później zwalczyłam w sobie chęć wzięcia urlopu i udania się do domu celem nauczenia latania z 7-ego piętra wszystkich moich biegowych ciuchów i butów, później znowu sobie połkałam w rolkę papieru toaletowego, aż w końcu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Ortorechu.
Idę do ortopedy we wtorek wieczorem. Pani powiedziała, że na początek lepiej do lekarza niż fizjo. Nie wiem skąd wezmę na to pieniądze ale z nogą w takim stanie nie będę już więcej ryzykować zabaw w udawanie leczenia przez kolejnych niekompetentnych konowałów.
Jestem zła i rozczarowana, ale doprowadziłam się sama do takiego stanu biegając pół roku z ostrym, narastającym bólem.
Chciałabym już być w domu. Mam ochotę wziąć wielką poduchę i nawalać w nią z całej siły. Może wzorem Gryzzeldy przejdę się na boxing?
Co za beznadzieja