
Już taki jestem typ wiecznie nienasycony i niezadowolony i mam wrażenie, że jest to taki mój napęd, choć emocjonalnie kosztowny. A niezadowalenie jest nie tyle z wyniku, co z tego jak ten bieg wyglądał. Marzy mi się jakiś bieg naprawdę ładny, dobrze rozegrany, w równym, nie szarpanym tempie. Tak aby w pełni wykorzystać możliwości. W debiucie bez przygotowania połamałam 4h, sił starczyło do końca, całość równiutko przeczłapana, 9 miesięcy po urodzeniu Wisi pobiegłam poniżej 3:28 (wtedy życiówka)-druga połówka minimalnie szybciej, całość w równym tempie, od połówki tylko wyprzedzałam, na koniec minęłam męża, siły wykorzystane optymalnie. A Silesia- wynik ok, ale taktycznie beznadziejnie. Widziałam, że trasa nie była łatwa, że jestem przygotowana na 3:05, i nie lepiej, więc nie wiem dlaczego leciałam w tempie życzeniowym, chyba żeby wykazać się chartem ducha walcząc już od 30km.
