Aśka pisze:ja znowu z tym samym, bo się bo się boję jakiegoś uszkodzenia w niedługim czasie
Vincent pisze:Myślę, że
będę trenować najlepiej jak mogę i za 29 dni zobaczę co uda się zrobić. W najgorszym wypadku czeka mnie miły spacer po Górach Stołowych
przejrzyj jakikolwiek plan na połówkę i zobacz, ile km tygodniowo w tych panach z reguły się dodaje - po 2... w jednym, sobotnim/niedzielnym biegu. czy w ogóle przejrzałeś jakieś plany, czy jedziesz, aż się nie zajedziesz?
pzdr
Cześć Asiu,
Dziękuję Ci bardzo za rady. Dzięki Tobie udało mi się ułożyć w głowie kilka spraw
Jeżeli chodzi o plany treningowe to póki co biegam bez planu. Generalnie idę pobiegać kiedy mam na to ochotę, a własciwie to ochotę mam prawie codziennie ale jest jeszcze drugi ogranicznik czas. Siłę na bieganie mam tak do 15-ej, nie zawsze mogę wyrwać się z pracy na 2h do tego czasu, a moja trasa minimum (14 km + przygotowanie, kąpiel,...) trwają co najmniej tyle.
Przeglądałem plany treningowe w
Relentless Forward Progress: A Guide to Running Ultramarathons, mam wrażenie, że nie mają tam jakichś sztywnych reguł. Coś co mi utkwiło w pamięci to to, że odradzają start w ultramaratonie jeżeli nie biega się minimum 50, a jeszcze lepiej 70 mil tygodniowo.
Tak sobie po amatorsku wymyśliłem na swoje potrzeby, że póki co odpuszczę jakość treningów, a pójdę na ilość czyli dziesiątki kilometrów przebiegnięte wolnym tempem, a jeżeli będę widział ryzyko kontuzji to część biegu będę zastępował nordic wealking i marszobiegami. Zupełnie po amatorsku myślę sobie, że taka duża objętość treningów będzie miała dwie zalety:
- będę budował wytrzymałość i
- zrzucał wagę.
W trakcie przygotowań do ultramaratonu wyznaczyłem sobie dwa starty kontrolne - Maraton Gór Stołowych i Maraton Karkonoski. Startując w tych imprezach będę miał jakieś wyobrażenie o tym jak czuję się po 40 km w górach - jeżeli nie dotrę do mety choćby jednego z nich pewnie zrezygnuję z Biegu Siedmiu Dolin. Nie wyobrażam sobie jednak, że mógłbym się poddać przynajmniej bez spróbowania. O wiele bardziej wolę zejść pokonany z trasy Maratonu Gór Stołowych niż w kolejnym półmaratonie walczyć o urwanie kilku minut.
Próbując dowiem się przynajmniej gdzie jest moja "ściana", a w razie porażki będę walczył o to by ją do kolejnego roku przesunąć. Jeżeli chodzi o kontuzje - jakąś bazę mam. W marcu biegałem po ok. 50 km tygodniowo, w kwietniu w najlepszym tygodniu zrobiłem 84 km i nie miałem większych problemów ze zdrowiem.
Ostatnie problemy z łydką wynikają jak przypuszczam z połączenia za szybkiego powrotu do biegania po kilku tygodniach przerwy z tym, że nie służą mi jakoś Asics'y GT 2160 - od samego początku biegania w nich czułem ból z tyłu łydki, myślałem, że przejdzie i że warto się z nim pogodzić skoro przestały mnie boleć kolana ale jednak to nie był dobry pomysł. Będę obserwował co się dzieje i jeżeli będę widział początki kontuzji będę ograniczał treningi lub zamieniał część biegu na coś mniej urazowego. Może się też okazać, że dopadnie mnie jakaś kontuzja i będę musiał zrezygnować ale przynajmniej będę musiał zrezygnować dążąc do celu, który naprawdę chcę osiągnąć, nie takiego który jest tylko kompromisem.
Wracając do wyznaczania celów, nie jest łatwo znaleźć fajny cel. Nie kręci mnie walka o jakiś konkretny czas więc jako wyzwanie pozostaje mi raczej dystans/trasa. Gdybym stwierdził, że chcę przebiec na jesień "płaski" maraton miałbym niemal pewność, że się to uda (dotrzeć do mety). Wybierając Bieg Siedmiu Dolin nie mam pojęcia co będzie. Ta niepewność czy się uda jest chyba największą motywacją i dzięki niej chce mi się nad sobą pracować.
Ale się rozpisałem