no, jednak podeszłam zbyt optymistycznie, ze sportem musiałam się na kilka dni pożegnać. od noszenia pudeł i skręcania szaf na klęczkach, wypakowywania 3 ton książek (tak, to najbardziej "upierdliwy" bagaż, bo mam go sporo, a waży... no, waży... :D) pleców nie czułam, kolano... oj, wolę nie pisać, co czuło moje kolano... i moje lędźwie, udo, ręce obie... raz jak się obudziłam w środku nocy, to mi się dosłownie rz...ać chciało ze zmęczenia - dzień w dzień chodziliśmy spać o 4, a rano od nowa: cały dzień noszenia, malowania, pakowania, rozpakowywania...
ale syf już niemal ogarnięty, dzisiaj idę wreszcie pobiegać.
nie mam pojęcia, co będzie z kolanem, nie mam pojęcia, jak będzie wyglądać połówka za 1,5 tyg. prawie nie miałam długich wybiegań... ile? 2? 3 może, nie pamiętam już... nic, dziś idę na 30, 40 min. jak się uda kolanowo, w pt coś dłuższego się postaram.
a potem wracam do ogarniania i do uczenia się do obrony (podyplomowa, ale zawsze

), która zapewne już w sb - zapewne, bo dziekanat ogarnięty,że hej, i ciągle zgody nie mam... ech.....