Lepiej pobiec 1-2 km o 30s/km wolniej niż chciałbyś/mógłbyś, niż o 10-15s szybciej niż powinieneś. W pierwszym przypadku lecisz negative splitem i w baku na koniec zostaje tyle, że można się czasem zdziwić, ile się urwie, także ta początkowa strata minuty to pikuś, jak jesteś w stanie ostatnie 2-3 km zrobić w tempie o jakie się na tym etapie biegu nie podejrzewałeś (wtedy dopiero niesie, jak przyspieszasz i wyprzedzasz!). W drugim wystrzelasz się na początku (gdzie trzeba było oszczędzać) i albo jedziesz po krawędzi jak masz doświadczenie (a raczej nie masz, skoro ostro przestrzeliłeś początek), albo umierasz i km w drugiej połowie są wolniejsze (nie licząc ostatniego, gdzie rzucasz sportową złość na szalę
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
)
Tu masz dwa moje stare wykresy, pierwszy zaczęty zbyt optymistycznie, bo "na początku noga dobrze kręciła"
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
, drugi z pilnowaniem założeń. Generalnie najlepiej taktycznie bieg prowadzić tak, że jak atakujesz 50 i jesteś na to gotów, to do połowy lecisz 5:00-5:05, potem 6-8 podkręcasz minimalnie na 4:55, dziewiąty jeszcze podbijasz (mo na bank masz z czego), ale nie ma maksa, a ostatni rzucasz wszystko co masz (pewnie z 4:30-4:40 jesteś w stanie wykrzesać, bo wiesz że zaraz cierpienie się kończy), i na ostatnich 200m odpalasz kenijski finisz w 4:00 i masz 48:50 na liczniku, bez umierania od początku. Generalnie uwaga taka, że jak pobiegłeś bez podpałki, i mimo tego nie masz z czego dołożyć w połowie, to raczej lecisz swoje na równo (5:00) i ostatnie 1-2km próbujesz coś urwać i wejść pod 50.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.