24.02:
BS 13,36km Czas: 1:02:32 4:41/km Hr: 147 (73%)
W tym tygodniu poranne bieganie, trafiłem na okno jeśli chodzi o wiatr, bo ten akurat osłabł, ale zmoknąć zmokłem. Miało być 15km jednak przez ten deszcz miałem już dość.
25.02:
bieżnia mech. BS + 6x1km Int 12,12km Czas: 54:18
Trening na zewnątrz nie wchodził w grę, więc bieżnia. Słabo przewietrzone tym razem, już na rozgrzewce czułem, że będzie ciężko. Liczyłem na mocny trening, taki na którym jednak się nie zajadę. Zacząłem od 17,5km/h, potem 17,8 i ostatnie 4 już po 18km/h. Powinno wejść dość gładko biorąc pod uwagę, że to bieżnia mechaniczna. Jeśli chodzi o nogi to biegło się dobrze, bardziej bolały mnie ramiona, nogi niespecjalnie. Przerwy po ok. 2:30. Mała kameralna siłownia, to i te bieżnie mam wrażenie, że lipne są. Po 3 powtórzeniu musiałem zmienić bieżnię, bo się zagrzała. Miałem dziwne uczucie w trakcie, ogólnie był ukrop i pot lał się solidnie, ale żeby było gorąco w stopy? Okazało się właśnie, że silnik się zagrzał i guma nabrała temperatury, nie była jakaś gorąca, no ale było to odczuwalne i dyskomfortowe. Zresztą jak pozostałe powtórzenia. Nie ma się jednak czym przejmować, bo ciężko było nie tyle przez tempo co przez warunki. Ostatnie dwa powtórzenia to starałem się wyłączyć nie myśleć ile jeszcze albo skupić się na odczuciach w nogach. Głowa to miałem wrażenie, że eksploduje z gorąca. Gdybym się spiął to czuje, że dałbym radę domknąć ten trening na stadionie na takich tempach. Kiedyś już to robiłem, ale przełożenia na wyniki to nie miało. Zaraz po powrocie wpadło rolowanie.
26.02:
Tr. siłowy 50min
Planowo wyszło wolne, w takich warunkach jakie były to ja i tak nie widzę sensu biegania. Trening robiony w domu. Nie mam żadnych hantelek, ale obciążyłem trochę plecak (ok. 10kg) i zrobiłem w nim wszystkie ćwiczenia na nogi. Taka chałtura, ale chciałem nieco bardziej zabodźcować te nogi, nie robiąc przy tym setek powtórzeń wykroków czy przysiadów.
27.02:
BS 12,87km Czas: 1:00:15 4:41/km Hr: 150 (75%)
Zmiana warunków pogodowych. Lekki przymrozek, sypnęło śniegiem. Na szczęście chodniki nie były zbyt śliskie. Na mnie takie spadki działają źle, teoretycznie dobrewarunki, może poza wiatrem, który dawał się we znaki. Na pierwszych 200-300m dosłownie mnie przytykało, nie wiedziałem co jest grane. Szybko zaczęło się poprawiać, mimo to cały bieg nie był dla mnie komfortowy oddechowo. Powietrze bardzo fajne, takie jakby odświeżone, ale mi się po prostu źle biega wtedy gdy temperatura tak spada. Albo lekki szok dla organizmu, bo poprzedni trening to sauna. Btw. wieczorem wjechała ostra śnieżyca z wiatrem do 100km/h i nazajutrz zawitała prawdziwa zima.
28.02:
Wypadło wolne. Musiałem przyjść na ranną zmianę, a wieczorem wolałem odpocząć przez sobotnim ważnym akcentem. Co do diety to zdaje się, że powinno się w dni nietreningowe robić deficyt. U mnie działa to odwrotnie, jak nie trenuję to mam więcej czasu, większe ssanie, szczególnie na słodycze. Jak wpadłem w trans to wieczorem wrzuciłem prawie 2000 kcal z samych słodyczy. Żenada.
29.02:
BS + 12km THm-Tp 16,5km, 12km 45:08 3:46/km
Dojazd rowerem 7km na stadion. Wiatr niezbyt mocny, miało być 12 stopni, ale odczuwalnie sporo mniej. Ruszyłem na rozgrzewkę, zapowiadało się nieźle, zastanawiałem się nad wariantem ubioru i pobiegłem jednak na krótko + rękawki. Założenie było pobiec przynajmniej 10km, widełki tempowe 3:45-3:47/km. Ruszyłem. Na początku zegarek nie łapał tętna, zacząłem go w trakcie przepinać, mało mi nie wypadł. Złapałem tempo i biegłem swoje. Kontrolowałem co 100-200m tempo, później starałem się wczuć i nie sprawdzać co chwilę, biegło mi się dobrze, trochę się zamyśliłem i tempo spadło do 3:49/km na 4 i 5km. Później wróciłem do 3:44, tętno (o ile dobrze mierzone) przekraczało już delikatnie próg, odczuwalnie nie było źle. Tak mijały kolejne kilometry, w nogach nie było specjalnie nic czuć. Po 8km zaczynało się robić ciężej, obrany cel się zbliżał, ale stwierdziłem, że pobiegnę 12km. 10km minąłem w czasie 37:35, co przy utrzymaniu tempa dawałoby ok. 1:19:20 w HM. Robiło się coraz ciężej, w nogach też. Mnie zaczęły nachodzić myśli, żeby cisnąć do końca (znaczy pełny HM), zobaczyć czy spuchnę, kiedy spuchnę, o ile zwolnię. Rozsądek jednak zarządził, że po 12km zakończyłem. Zatrzymałem czas na 45:08 (dwa wolniejsze km w 3:49, jeden w 3:47, pozostałe w zakresie 3:44-3:46). Po zatrzymaniu poczułem, że za mocno zawiązałem buty, w trakcie biegu mi to nie przeszkadzało, dopiero jak przeszedłem do spokojnego biegu. Bardzo małe szanse, żebym to utrzymał, pytanie właśnie kiedy i o ile zwolniłbym. Tętno już od dłuższego czasu było ponad progiem. Odpowiedzi na te pytanie powinny przyjść niedługo. W każdym razie dobry trening, powrót do domu, rolowanie i odpoczynek.
01.03:
BD 21,40km Czas: 1:34:54 4:26/km Hr: 153 (76%)
Zakładałem, że pobiegnę dzisiaj dość spokojnego BSa. Wiatr był dość mocny, a nie miałem ochoty rzeźbić długich odcinków pod wiatr, dlatego pobiegłem w las. Od początku biegło się dość luźno, spodziewałem się, że wczorajszy trening zostawi większy ślad. Pobiegłem na swoją zwyczajową, krossową trasę, musiałem ją zmodyfikować, bo powalone drzewo zablokowało zupełnie przejście i nie chciało mi się więcej omijać tego drzewa. Pod górę dość mocno, z górki też w miarę się kręciło. Tętno w wielu miejscach miałem wrażenie, że było wyższe niż pokazywał to zegarek. Whatever. Biegnąc już z powrotem w dół zacząłem przyspieszać i tak mnie naszło, aby ostatnie kilometry pobiec mocniej. Początkowo było wyraźnie w dół, więc łatwo, ale później teren się już bardziej wypłaszczał, a było cały czas pod dość silny wiatr. Dobrze się czułem, więc dalej przyspieszałem i najszybszy kilometr wpadł w 3:42, ostatnie 6km średnio w 3:49, ostatnie 2km w 3:45/km. Dokręciłem do tych ponad 21km i zakończyłem. Nie wiem czy dobre było takie dociśnięcie dzień po mocnym akcencie, ale nogi dobrze chodziły, więc w sumie czemu nie.
Podsumowanie tygodnia: 5tr biegowych + 1xsiła, kilometraż: 76,26km
Dobry treningowo tydzień, 2 mocne akcenty i dość mocny bieg długi. Trzeci tydzień z rzędu z 5 treningami biegowymi, jakoś mi lepiej z tym dodatkowym dniem wolnym w sytuacji, gdy ważniejsze jest zrobienie solidnych akcentów niż dalsze nabijanie kilometrów. Ból w łydkach nie pojawiał się tak jak w poprzednim tygodniu, raczej odczuwalne zmęczenie w łydkach niż ból. Poza tym wszystko ok. Na kolejny tydzień mam zaplanowany ostatni mocny akcent, chciałbym pobiec 4x2km w okolicach t10, może nieco mocniej, taki trening zwykle robiłem o te 5-7 sekund szybciej niż faktyczne t10. Pobiegnę może w zakresie 3:35-3:40. Dużym minusem będzie, że nie dam rady tego zrobić na stadionie, tylko gdzieś na ulicy po ciemku, bo znów zmiana godzin pracy i nie da rady zrobić przed zmierzchem. Może zrobię 3x3km, jeszcze zobaczę. Potem już głównie biegi spokojne, może jakieś lekkie bnp w weekend, ale bez szaleństw. Pozytywny tydzień.
_________________ 1000m: 2:59,0 (IX 2020), 3000m:9:57 (IX 2020), 5km: 17:25 (V 2018), 10km: 35:54 (IX 2019), HM: 1:20:31 (III 2020)
https://www.endomondo.com/profile/20382960 Blog: viewtopic.php?f=27&t=60771 Komentarze: viewtopic.php?f=28&t=60772
|