MatiR - Pudrowanie trupa

Moderator: infernal

MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Z blogiem (i może nowym wyglądem bloga, bo ten mi się jednak nie podoba) wrócę pod koniec przyszłego weekendu. Póki co jutro biegnę 5km w Lesznie, we wtorek w sylwestra wybieram się do Jelcza Laskowic również na 5km, a na koniec (dzień później) w nowy rok wejdę z biegiem charytatywnym na +/- kilometr (może z 1,3km).
Forma prawdopodobnie w jakiej się znajduję to się nadaje pewnie do ciasta, wyczuwam trupienie i brak głowy do walki o każdą sekundę, ale mimo wszystko będę chciał się dobrze pobawić i coś tam popróbować. Jakieś pozytywy się zawsze znajdą.
Moje docelowe starty na pierwsze półrocze 2020 roku wypadają dopiero w...


czerwcu... :bum:
New Balance but biegowy
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Miałem wrzucić wpisy pod koniec tego tygodnia, ale za dużo treści na raz źle się czyta :)

SOBOTA 28.12.19
35. Bieg Sylwestrowy [Leszno – 5km]
4,97km ~ 3’24” [16:51] 16/737

Jeden z trzech biegów w odstępie paru dni. Na ten bieg typowałem sobie wynik 17:14, czyli o 30-31sekund szybciej niż w zeszłym roku na tej samej trasie (nie będę przywoływać i wracać do tamtego okresu i moich „treningów”) i się pozytywnie zaskoczyłem, bo wynik poprawiony o prawię minutę :bleble:. Relację piszę w dzień biegu, czyli w sobotę – tak by wszystko na świeżo pamiętać. Posiłkuję się pomiarem z GPS, bo trasa bez atestu, ale podobno bardzo dokładnie wymierzona. Niektórym wyszło 5km, niektórym tak jak mi czyli te 4,97-4,98km (ale są miejsca gdzie można pościnać – ja raz ścinałem, raz obiegałem także mniej więcej na zero) tak więc tutaj GPS.
Ma to tak naprawdę znaczenie drugorzędne, bo choć nieoficjalnie wyrównałem swoją życiówkę z parkruna (ten wynik z parkruna 16:50 to tak naprawdę odpowiednik nawet i 16:20 na dobrej trasie) to chodziło głównie o punkt zaczepienia względem zeszłego roku…

Na miejscu byłem jakieś 1,5h przed biegiem. Pogoda spoko, wiatr nie jakiś fest przesadny, ale pogoda delikatnie gorsza niż rok temu gdyż trochę pizgało złem, a to nie pogoda dla mnie na bieganie temp, bo jestem ciepłolubny, choć w dniu dzisiejszym organizm wynagrodził mi męki tegorocznego biegania i ból stopy znikł kompletnie więc było na zero z pogodą a zdrowiem – brak bólu w stopie to pierwszy cud leszczyński.
Rozgrzewka przed biegiem wpadła solidna. Nie kombinowałem ze zmianą obuwia, więc poleciałem od razu w startówkach – w tym roku mogłem truchtać bez problemu… Ile może zmienić jeden rok (odpukać)…
Przebrałem się i byłem gotowy do biegu.

Podział tempa biegu wg GPS (w zaokrągleniu)
3.23 – 3.24 – 3.24– 3.27 – 3.15 [3’21”]

Niby ustawiłem się dobrze z przodu, ale kazali nam podejść i nagle wylądowałem gdzieś w trzecim lub czwartym rzędzie i pierwsze 300m to byłem gdzieś chyba i na 40-50 miejscu. Właściwie to mi to nie przeszkadzało, a i nawet sporo pomogło. Przed biegiem postanowiłem sobie w głębi duszy, że otworzę po 3’24”, a potem niech się dzieje co chce…

Tak mija drugi i trzeci kilometr. Szczegółów nie pamiętam. Praktycznie cały bieg biegnę sam, bo nie ma z kim łączyć w oddali widzę, że chłopaki biegną grupą, ale to aktualnie nie mój poziom…
Mija drugi, mija trzeci kilometr, a ja się trzymam na granicy 3’24”… No jakaś beka :bum:
W biegu na 5km to ja zawsze przerabiam jeden scenariusz jeśli biegnę w miarę możliwości na wynik (jak nie przestrzelę). Pierwsze 3km biegnie się w miarę spoko, potem najgorsze 1,5-1,6km bo trzeba trzymać tempo, końcówka to już przyspieszasz tak by nie zwolnić. Ja to znam na pamięć, ale po tych 3km byłem dosyć optymistycznie nastawiony. W nogach trochę siły było, oddechowo też nie dojechałem do maksymalnych obrotów. Wszystko w okolicy granicy i tak powinno być.
Czwarty kilometr nie wiem czemu siadło tempo, myślałem że trzymam intensywność. Nie wiem też czy tutaj czy nieco wcześniej przebiegliśmy koło domków i w pewnym momencie jak waliło smrodem z kominów to szok :D Taka ciekawostka… W tych też okolicach chyba trochę zaczęła się sypać grupka złożona z kilku biegaczy i tak zaczęły się wężyki. Ja lubię gonić ludzi także to było fajnym bodźcem do walki o wynik, a wiedziałem że balansuję na krawędzi 17’, więc czemu by nie – głowa pracuje, w plecach jeszcze się trzymałem, choć spinało ale tak tylko tyci tyci…
Końcówka w sumie bez żadnych przebojów. Do tyłu nie rozglądnąłem się przez cały bieg ani razu – no bo po co. Na końcówkę by przygazować też ochoty nie miałem. Ani nie zdobyłem miejsca, ani nie straciłem. Wbiegam na metę i było 16:51/16:52. Netto przyszło mi 16:50 – drugi cud leszczyński…

Nie chciało mi się robić roztruchtania – zrobiłem rozmaszerowanie po biegu czyli także nieco przeprostowałem gnatki. W kategorii wiekowej byłem drugi, także wpadła statuetka na pamiątkę. Nice.

Bieg Sylwestrowy w Lesznie to taka trochę Maniacka tylko że na 5km.
Padają wyniki z dupy, bo patrząc po nazwiskach to w życiu bym nie powiedział że chłopaki są w stanie takie rzeczy nabiegać chyba, że zimą latają ostre treningi, walą w żyły i biegają w butkach Nike tych z płytką :D

Tak całkiem serio to wynik mnie cieszy, ale tylko i wyłącznie przez pryzmat zeszłego roku.
Wynik wygląda spoko (nabiegałem powyżej to co chciałem, ale i tak jestem głupi, bo mam ból dupy, bo wygrywałem na biegach nawet i z 3. zawodnikiem [wynik 16:08] - fakt że tylko raz i to w upale i na dychę i to na finiszu, a o reszcie z którymi wygrywałem wspominać nie będę).
Chcę szukać pozytywów i dzisiejszy bieg to w kontekście moich metod przygotowawczych (a w końcu chcę po raz pierwszy przepracować normalnie okres jesienno/zimowy) takim pozytywem jest - Kolej na Jelcz Laskowice i charytatywny bieg w pałę na średnim dystansie u siebie w Głogowie.
Chcę znaleźć kolejne dwa pozytywy. Jestem ogórkiem, ale może nie aż takim jak myślałem…


NIEDZIELA 29.12.19

11,01km ~ 4’35” [50:30] , przedpołudniowe bieganie.
Bez historii poza tym, że w końcu pierwsze… domsy (tak – głupia piątka i są domsy) :D

oraz sędziowana halówka i

5,72km ~ 4’56” [28:14]
Bez historii. Ostatnie rozbieganie w tym roku także należało się nim trochę podelektować :uuusmiech: Ostatnie 400m to szpaler na wsi – uczucie jakbym wygrał jakieś zawody i miał swoją honorową rundkę :D
Zobaczymy jak z regeneracją na wtorek…


PONIEDZIAŁEK 30.12.19

WOLNE

Standardowy zestaw ćwiczeń uzupełniających. Regeneracja przez duże „R” tak żeby jutro cokolwiek nabiegać na zakończenie roku. Nie podejmę się typowania wyniku – informację zwrotną już dostałem, a nie chce sobie psuć humoru przez nagłe zbyt duże oczekiwania w stosunku do biegu.
Jutro to co nabiegam i czy to będzie tyle, czy tyle to mi odda w kolejnych dniach i to jest budujące.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Wykorzystuje swoje „pięć minut” na blogu i wrzucam kolejną relację – 2/3.
Kolejne „pięć minut” najszybciej w marcu dlatego też trzeba korzystać, bo do marca powieje nudą i nikogo niczym nie zachęcę ani niczym nie zaskoczę…


WTOREK 31.12.19

V Toyota Bieg Sylwestrowy [Jelcz Laskowice – 5km]
5,04km ~ 3’25” [17:11] 5*/380

*Jednocześnie biegł bieg na 10km i 5km. 5 biegaczy z biegu na 10km było przede mną, choć te wyniki na 17:12 (a było ich kilka) to chętnie bym zobaczył na kamerce jak wbiegaliśmy, bo tak trochę mi nie pasują miejscami, ale to tak poza tematem.

Bieg na zakończenie roku i w sumie tyle. Z historii to też tyle, że w nocy spałem z 2-3h i od rana bolał mnie łeb, a gdy wyszedłem z domu i zobaczyłem jak wieje to zacząłem się śmiać i w głowie ustawiałem scenariusze jak tu pobiec. Gdy dotarłem do Jelcza-Laskowic to chwilę nie wiało, co mnie ucieszyło tak by po iluś metrach w drodze do biura odkryć, że jednak cholera wieje i to czasem w ryj. Fajnie byłoby skończyć rok z przyzwoitym (jak na aktualną formę wynikiem), ale bieganie pod wiatr to też dobry trening i w jakiś sposób przygotowuje do kolejnych zawodów gdyby nie daj trafiła się podoba pogoda także ...
Odebrałem pakiet, weszła spoko rozgrzeweczka na dworze i w miejscu na sali (bardzo fajna sala tak przy okazji, świetny obiekt).

Podział tempa biegu wg GPS (w zaokrągleniu)
3.21 – 3.26 – 3.28– 3.27 – 3.25 – 0.06

Tak do 2km holowałem się za grupą prowadzącą na 5 i 10km. Nic innego nie wpadło mi do głowy, bo do nawrotki (w okolicach 2km z lekkim hakiem) wiało w ryj. Tak więc otworzyłem w sumie planowo, bo powiedzmy w okolicach 3’19”-3’21”. Jednak im dalej, tym bieg w moim wykonaniu robił się już pomału łabędzim śpiewem . Oddechowo nie byłem jakoś fest pozamiatany, nie był to oczywiście lekki i przyjemny bieg pod kątem oddechu, ale nogi… Niby coś tam tuptałem, ale czułem że się zataczam, że krok jest słaby i krótki, że nie ma odbicia. Niby po nawrotce biegło się teraz lepiej w odniesieniu do kierunku wiatru (niby kierunek wiatru dość korzystny), ale matko…
Człapałem równo, a co najlepsze to nie pamiętam kiedy mi ten bieg nawet minął – to jest paradoks. Nie było pary w nogach, ale jakoś biegłem i tak w sumie trzymałem, trzymałem, jakaś skrętka w prawo i w oddali widzę metę. Normalnie cieszę się gdy do mety jest długa prosta, ale nie gdy wieje ci w pysk. Chciałem przydusić i chyba nawet delikatnie przyspieszyłem, ale nie miałem z czego wydusić więcej i nie miałem nawet ochoty szukać rezerw (chyba, że ktoś naprawdę by mnie zmusił). Dobiegłem i ani razu nie popatrzyłem na czas łączny w trakcie biegu – tylko tempo średnie dla danego kilometra.

Organizacyjnie fajny bieg i polecam – podobał mi się, mimo że przeszedłem obok niego trochę bokiem.
Na przyszły rok warto rozważyć start, ale także pod kątem biegu może i na 10km. Trasa jest szybka, ale gdy wieje wmordewindem, to jednak tak cacy i super hiper fajnie nie jest.
Sobotnie i dzisiejsze – wtorkowe zawody mnie satysfakcjonują. Nie pod kątem wyników (mimo że po raz kolejny to napiszę – myślałem że będzie gorzej), ale satysfakcjonują mnie w tym kontekście, że na ten moment posiadam nie najgorsze fundamenty po to by kontynuować budowanie bazy biegowej na rok 2020 :hejhej: Potrafię wejść na nie najgorsze tempo i potrafię jakoś je uchować. Nie mam się czego wstydzić.

Podsumowanie biegowego roku 2019

Największy progres odnotowałem w gabinecie fizjo. Z tego się cieszę i z tego jestem dumny, ale to nie koniec mojej pracy i zanim dojdę do pełnej sprawności (oczekiwanej przeze mnie) to jeszcze sporo wizyt i roboty .
W związku z tym, że nie osiągnąłem jeszcze pełnego zakresu ruchów jaki bym chciał i do jakiego dążymy to mój trening pomija elementy siłowe (jedyna siła to ta gdy biegam w terenie). Nie ma co wykorzystywać nagle niewiadomej ilości bodźców. Na dzień dzisiejszy uważam, że najlepsze jest dla mnie po prostu bieganie i ćwiczenia uzupełniające. Na bodźce siłowe, zabawa w diety, żyłowanie masy ciała przyjdzie czas. To tyle z mojego podsumowania.

Plany startów do marca 2020

Kontynuacja robienia fundamentów pod resztę sezonu. Na celowniku:

8.02.20 – Grand Prix Zagłębia Miedziowego – Legnica 6km [kros]
22.02.20 – Bieg Górski Leszno Grzybowo – Leszno 10km [kros]
07.03.20 – 10.tka Wroactiv – Wrocław 10km
21-22.03.20 – Ostrowski ICE Mat Półmaraton lub Półmaraton Ślężański – Ostrów Wlkp./Sobótka 21km

Jakbym z kimś miał się zobaczyć to piszcie :taktak:

do tego chciałbym dołączyć dwa Parkruny biegane na konkretny czas (nie na maks. ). 10tka Wroactiv i któryś z półmaratonów mam zamiar pobiec bez przygotowania pod dany dystans (bez treningów wytrzymałości specyficznej). Chciałbym żeby to były biegi, które sprawdzą jak wypadły moje przygotowania i dadzą punkt zaczepienia na późniejsze starty.

O planach wynikowych nie chcę pisać (zachowam je dla siebie). Będą się one z czasem jednak „ujawniać”. Wiem, że pisanie „Biegnę na tyle i tyle” może zachęcić do czytania bloga, ale w moim wypadku pisanie, że chcę biegnę na XX:YY mija się NA RAZIE z celem, bo tak już z moim bieganiem właściwie od marca jest, że większą robotę robię poza bieganiem niż samym bieganiem (o tym na blogu nie piszę).
Wiem, że część z was (a staram się w miarę regularnie śledzić wiele blogów mimo iż ich nie komentuję) ma większe problemy/bądź zmagała się z większymi problemami zdrowotnymi ode mnie, ale wiem też ile pracy mnie kosztowało by dojść od marca do momentu w którym teraz jestem (mimo że czasem dolegliwości ze stopą w mniejszym stopniu wracają i na ten moment muszę ogarnąć plecy) i nie chcę tego zaprzepaszczać przez zbytnie napinanie się na wynik teraz i już. Jeśli będę zdrowy i będę w stanie zrealizować swoje treningi i swój pomysł to będę się rozwijać. Wszystko stopniowo i nie na hurra jak to miało u mnie miejsce.

Powodzenia w nowym roku.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
30.12.19 - 05.01.19

Podsumowanie tygodnia mógłbym właściwie zakończyć, bo wrzuciłem relację z dwóch zawodów i jednej zabawy w zawody, które wypadły całkiem fajnie jak na ten okres. Cieszy mnie to w kontekście kolejnych treningów, bo wydaje mi się że jak dotąd to wcelowałem idealnie w moje potrzeby.
Chcę kontynuować to co robię i liczę, że to odda.

W kontekście przygotowań w przyszłych latach to aktualnie czuję, że mógłbym już pomału wchodzić w treningi jakościowe. Zawody i ogólnie samopoczucie nastroiło mi głowę i ciało tak, że byłbym w stanie już biegać tempa. W odniesieniu do tych przygotowań to o regularnych biegach tempowych jednak nie ma mowy. Plan jest taki by jak najlepiej obudować się kilometrami w tlenie, a treningi wytrzymałości specyficznej wdrażam możliwie jak najpóźniej.


ROK 2020

ŚRODA 01.01.20

Noworoczny Marszobieg [Głogów – +/-700m]
0,68km ~ 2’45” [1:52] 3/???

Ponadto przed biegiem 3,03km ~ 4’57” [15:00] oraz po już delikatnie więcej:
9,1km ~ 4’42” [42:45]… Bez historii.

Co do samego biegu to co roku w Głogowie odbywa się Noworoczny Marszobieg. Impreza charytatywna organizowana przez Jurka Górskiego. Sam bieg jako bieg nie jest ważny, bardziej liczy się tu sama idea pomagania stąd w imprezie uczestniczy naprawdę wiele ludzi. W zeszłych latach zbierano żywność, w tym roku padł nowy pomysł by wspierać gotówką budowę hospicjum. W nowy rok wszedłem biegiem – pomogłem, ale napiszę krótko o starcie, bo jednak przyszedłem też by się przedmuchać na fajnym tempie.

Do ścigania powiedzmy, że były cztery osoby włącznie ze mną. Wśród nas jeden biegacz średniodystansowy (Michał), który jeszcze „na stare lata” (określenie „stare lata” może być lekko mylące, bo wcale taki aż stary jednak też nie jest) biega sobie zimą w hali i ogólnie skupia się na biegach średnich. Organizacyjnie sama trasa pod kątem nawierzchni i zabezpieczenia pozostawiała wiele do życzenia (ale bieg nie był celem imprezy tylko zbiórka funduszy, więc wsio ryba  ).

Ruszyliśmy o 14:00 i to z delikatnym falstartem (sekundę przed odliczaniem się podpaliliśmy i ruszyliśmy).
Pierwsze +/- 150m prowadziliśmy z Mateuszem i biegło się luźniutko za quadem, który jak myśleliśmy będzie wspomagać prowadzenie biegu, a tu k… taki ch… - quad skręca w ulicę w lewo, policja wychodzi przed nas i ch wie o co im chodzi skoro mamy biec prosto, a nie skręcać w lewo (minka)…
Trwało to dosłownie chwilkę, ale wybiło nas to z rytmu, a najsprytniejszy w tym okazał się Michał, który wyprzedził nas na parę metrów (a te raptem parę metrów na takim dystansie to jednak coś), a za nim zaraz Emil. Ja wylądowałem na 4. miejscu. Dwójka poleciała sobie chwilę po tym incydencie tak z 200m chodniczkiem po skrajnie lewej stronie, a my jak bozia przykazała z Mateuszem ładnie po kostce (po drodze). Na dwóch zakrętach (jeden po drugim w lewo) wylądowałem już właściwie na 3. Miejscu. Emila jakieś 250m przed metą chyba poskładało i został chyba z tyłu, a ja goniłem Mateusza, a Mateusz gonił Michała. Żyłowałem praktycznie na maksa do końca, ale najlepsze w tym, że jakby trasa miała jeszcze trochę to byłbym w stanie tak i z 300-400m wyżyłować także jest naprawdę nieźle – nie biegam prędkości, a prędkość jako taka jest.

Na pomiar dystansu i tempo biorę lekką poprawkę. Zegarek nie jest w stanie dokładnie ocenić przy takiej intensywności i tak „długiej” trasie co było grane także…
Mimo wszystko fajna zabawa  Taka „liga biegowa” na bieżni lub w parku na 800m/1000m/1500m/2000m byłaby wspaniałą sprawą.

CZWARTEK 02.01.20

12,36km ~ 4’34” [56:30].
Na dwie tury. Po 11 km chwilę przerwy podczas której wykonałem 7 krótkich stromych podbiegów, a po nich dokrętka do końca.

8,16km ~ 4’48” [39:10].
Wieczorkiem na dobicie kilometrów i odbycie drugiej jednostki biegowej. Ostatnie 30-40sekund na przedmuchanie dość mocne.


PIĄTEK 03.01.20

15,01km ~ 4’31” [1:07:53]

Około 12km w krosie. Pod górkę z 3 razy trafił się fajny wmordewind :)


SOBOTA 04.01.20

WOLNE

NIEDZIELA 05.01.20

18,2km ~ 4’19” [1:18:30]

Z tymże pierwsze dwa kilometry w 5’21” i 4’41” także raczej było to 16km w +/- 4’15”.
Świetna pogoda i luźny bieg na zakończenie fajnego tygodnia :)
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
06.01.20 - 12.01.20

Fajny tydzień. Bardzo fajny. Nie ma co się więcej rozwodzić. Trenuję, pilnuję stóp, pilnuję łydek i dalej będzie się to kulać. III etap bazy wita.

PONIEDZIAŁEK 06.01.20

14,02km ~ 4’34” [1:04:00]
W tym 12km po wale, po błotku, także na pewno trochę ciężej niż po płaskim…

10,04km ~ 4’42” [47:15]
Asfalt + ścieżka leśna… Na dobicie. Nogi już trochę czułem, ale weszło spokojnie… Prawie na spokojnie – dobrze że się nie oddalałem w końcówce od domu, bo by było….

WTOREK 07.01.20

14,44km ~ 4’22” [1:03:15]

Głównie po lesie. Na dwie tury, bo po 13km wykonałem 8 podbiegów.
Niby weszło spoko, ale po podbiegach to mi nogi właziły już w dupę…

ŚRODA 08.01.20

14,47km ~ 4’31” [1:05:14]

Kros. Pod wiatr na podbiegach to już momentami rzeźba (kiedy na ostatnim długim podbiegu chciałem trzymać w miarę tempo, a nie poddać się warunkom). Końcówka z lekkim przyspieszeniem.

Ciężko pisać o automatyzmach na moim poziomie i przy kilometrażu rzędu 90-100km, ale zaczynam coś pomału takiego czuć. Może i mi się nie chce wyjść na dwór i znowu klepać BSa, ale jak już wyjdę i zrobię te parę metrów to załącza się banan na ryju i włącza automat, którym mogę dowolnie sterować w zależności od „chcicy” na tempo.

CZWARTEK 09.01.20

WOLNE

Czyli standardowo ćwiczenia uzupełniające…

PIĄTEK 10.01.20

14,57km ~ 4’39” [1:07:50] + 8 podbiegów

SOBOTA 11.01.20

17,71km ~ 4’08” [1:13:20]
50:50 nawierzchnia szuter/asfalt. Maksymalnie mogę to nazwać półakcentem, bo nogi zaczynałem odczuwać lekko dopiero za 12km i to raczej w wyniku wcześniejszych dni. Tak to spoko. Traktuję to jako prolog do docelowych treningów, ale do nich jeszcze mam czasu, a czasu…
Póki co chcę zatrzymać się na takiej intensywności przy tym rodzaju treningu.

By nie było, przed biegiem zrobiłem z 2-3min rozgrzewki żeby nie było szpuli od razu bez ruchu… To informacja dla mnie jakby mi się zachciało patrzeć za jakiś czas w treningi.

10,31km ~ 4’33” [46:59]
Tu typowo asfalt i tempo raczej w okolicach 4’38”- 4’40”, ale zachciało mi się zrobić przedmuchanie tak na ostatnią +/- minutę i podobno ostatnie 300m wyszło w 2’55” i to w Energy Boostach czyli człapakach bez 100% napinki…
Ogarniam podstawy fizjologii, czytałem i stale czytam o różnych metodach treningowych, ale to co tu się odwala ze mną i to co czuję co się dzieje to tego się nie spodziewałem… Nie chodzi mi tu o skok kilometrów, tylko ogólne samopoczucie i automatyzm.


NIEDZIELA 12.01.20

2h tenis + NIC

W planie poza tenisem było +/- 10km na rozbieganie, ale po 50min dość intensywnej gry w tenisa nogi się zbuntowały i zacząłem mieć najzwyczajniej bombę w nogach. Po powrocie uczucie trochę zeszło, ale starczy na dzisiaj tenis i gwizdanie halówki… Więcej da odpoczynek niż nawet lekkie rozbieganko.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
13.01.20 - 19.01.20

Bez wliczania tenisa ziemnego to wyjdzie z 91km. Spoko tydzień i nauczyłem się o sobie czegoś nowego, co też w kontekście tego, że sam sobie układam treningi na pewno cieszy.
Wybroniłem tydzień i to bez większego szwanku, a umyślnie czy nie, udało się odpowiednio porotować treningami także jest naprawdę cacy.

PONIEDZIAŁEK 13.01.20

14,39km ~ 4’28” [1:04:20]

Wieczorny standardowy krosik. Fajnie weszło, pogoda spoko, nie zawiewało jak w środę, ale co pod górki nogi już dzisiaj wymęczyłem to coś pięknego. Piękna zamieć nóg, aż miło bolało.

WTOREK 14.01.20

12,01km ~ 4’51” [58:10]

Nie zebrałem się rano na pierwszy trening (10km + 8 podbiegów) i w sumie dobrze, bo te 12km to był spacer zombie, a nie bieganie. Nogi potrzebowały resetu, w końcu skumulowały się obciążenia co mnie mega cieszy. Mimo umierania i tego, że wyszedłem typowo odwalić pańszczyznę śmiejąc się podczas biegu jak ja dzisiaj kaleczę to było bardzo fajnie.

ŚRODA 15.01.20

WOLNE

Zbierałem się, miałem wychodzić, ale trzymał mnie jeszcze lekki kryzys i brak chęci. Wygrało łóżko i spanie. Leń 1:0 bieganie.

CZWARTEK 16.01.20

14,74km ~ 4’28” [1:05:55] + 8x podbieg

Na dwie tury. Po +/- 13,3km podbiegi.
Tak to się mogę bawić. Pogoda wiosenna, słoneczko i z 7-8 stopni. Podbiegi rąbałem już po ciemku w lesie.
Tym razem chyba już w pełni udało się wrócić do normy, bo chyba ciało potrzebowało trochę luzu, luzu mu dałem i od razu cieszy się micha na takie bieganie. Kadencja jak we wtorek przy tempie o 23” szybszym…

PIĄTEK 17.01.20

14,37km ~ 4’33” [1:05:20]

To samo co w poniedziałek z tymże nie robiłem mocniejszych podbiegów na ostatnim powtórzeniu. Pogoda okej, samopoczucie też. Wiozłem to możliwie najmniejszym nakładem i właściwie się udało, bo jutro jak wstanę to na Parkrunie chcę zrobić sobie bieg zadaniowy, a kilka godzin później kolejne km, więc trochę tego będzie. Dziś zadanie wykonane bez szwanku – jest ok.

SOBOTA 18.01.20

Parkrun Głogów [Głogów – 5km]
4,98km ~ 3’39” [18:09] 1/29

Sumując dobieg na Parkruna i powrót to dodatkowo zrobiłem 8,02km ~ 4’41” [37:37]. Co ciekawe oba biegi biegłem na czuja i wyszło to samo tempo właściwie co do sekundy.

Co do Parkruna to wstałem i zmieniłem plany co do biegu. Pierwotnie zadanie polegało na dowiezieniu możliwie najmniejszym kosztem T10 do 4,5km, a resztę pobiec na przedmuchanie w palnik. Stwierdziłem rano, że nie chce mi się tego biec, bo nie miałbym z kim tego biec, głowy też na ten bieg specjalnie nie szykowałem, traktowałem to jako bieg na odhaczenie, a druga sprawa to, to że jednak ten pomysł pokrywa się trochę z ostatnimi biegami. Co mi da informacja, że przebiegłem sobie część trasy tym tempem skoro i tak wiem, że bym nim przebiegł ?

Podział tempa biegu – lapy co kółko (980m)
3.44 – 3.45 – 3.51 – 3.10 – 3.18 – 0.20

Bałem się, że nikomu nie będzie chciało się biec poniżej 4’00”, ale na szczęście tak się udało, że prócz mnie tuptały jeszcze dwie osoby. Ja sobie biegłem pośrodku. Pierwsze 3km pełna kontrola, oddechowy chill. Cieszy, że odczuwalnie tempo 3’50” to w tym momencie takie żwawsze rozbieganie (choć organizm na pewno dostaje, ale wyjdzie to w kolejnych dniach). Pierwszy kilometr miałem trochę straty do lidera, na drugim się zbliżyłem, do trzeciego biegłem już razem z nim, a tempo siadło bo i ówczesny lider był mocno słyszalny i nie biegł jak na początku.

Dochodzimy tutaj do nowego planu na bieg – Założyłem, że zrobię +/-1500m na tempie rzędu 3’10” – 3’15”. Spoko. Podpaliłem się nieco i z przyspieszeniem ruszyłem mając jeszcze prawie 2km do mety i to jeszcze przed zakrętem, potem po 400m lekki podbieg na mostek i mocny skręt, kolejny skręt i na tempie 3’10”-3’15” takie coś to mocno wybija z rytmu. Kółko złapałem w tempie 3’15”. Drugie koło to już czułem zmęczenie kołem wcześniejszym i tutaj tu już niestety wyszła różnica aż 7sekund. Sporo. Nie udało się dowieźć do końca tempa, ale biorę też trochę pod uwagę to, że trzeba dublować ludzi, są skrętki i warunki też nie do końca te… Mimo wszystko nawet jeśli miało to na coś wpływ to na tempo, a nie różnicę czasu między okrążeniami.

Z tego biegu jestem mimo wszystko zadowolony. Fajnie się przedmuchałem i biorąc pod uwagę to, że nie robię szybkości to 2km na nie za szybkiej trasie w śr tempie 3’17” nie jest tragiczne. Większą wartość dla mnie miałoby 1500m po 3’10” – 3’15”, ale nie wybrzydzajmy. Nie jest źle, pomału i do przodu.



Druga jednostka wieczorna to 11,84km ~ 4’48” [56:45]

Tutaj nie świrowałem i postanowiłem, że jeśli stwierdzę w pewnym momencie, że jest wolno to zwolnię jeszcze bardziej 

NIEDZIELA 19.01.20

Tenis 2h, hala i 10,08km ~ 4’52” [49:00]

Z historii biegowej tyle, że ganiałem po wiosce i wdychałem śmieci z kominów. Generalnie nie najgorzej. Tempo słabe, celowo bez napiny – mięśniowo po tygodniu całkiem ok, a tempo było wynikiem tego, że w kolejnych dniach trochę pobiegam i nie chciałem też nadwyrężać achillesów, bo jednak tenis daje w nogi.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
20.01.20 - 26.01.20

Dobry tydzień. Cały czas będę powtarzać, że sam siebie zaskakuję i to mocno pozytywnie. To jest bardzo budujące.
Momentami nie wiem co się ze mną dzieje, złapałem straszny automatyzm i jeśli nawet nie chce mi się wyjść biegać, a często to ostatnio mam (czyli potrzebuję znowu zawodów by mi głowa się przestawiła na chcicę) to biegnę i biegnie się cholernie lekko.
Oby tak to dalej się kulało. Świadczy to o tym, że miałem spore braki w obieganiu mimo nie najgorszych wyników.

Następne podsumowania wrzucę za 2-3 może i cztery tygodnie. Będzie więcej do czytania.
Aktualnie nie ma co się rozpisywać. Biegam dalej a najbliższe dwa tygodnie to będzie zabawa - boli od czytania planu.
Jak dotąd trening wychodzi mi ciut lepiej niż zakładałem.
Najbliższe 2-3 tygodnie nie ciupię w tenisa, a terminy meczy mam właściwie rozpisane do końca lutego.
Takie budowanie fundamentów to rozumiem.

PONIEDZIAŁEK 20.01.20

10,91km ~ 4’36” [50:15]

W krosie. Nie świrowałem, bo wiem co mnie czeka w kolejnych dniach…

WTOREK 21.01.20

18,01km ~ 4’03” [1:13:05]

Miało być między 4’05” – 4’10”, ale wyszło ciut szybciej nawet mimo wolniejszego początku.
Super się biegło, lekko, fajnie, lajtowo (choć pewnie to poczuję w kolejnych dniach…) naprawdę pełen komfort mimo tego, że czasem zawiewało w ryj. Pozytywny półakcent, ale boli mnie na myśl jak mi to odbije na kolejne dni i jak będę kasztanić.

12,33km ~ 4’22” [53:45]

Kolejny chill. Jak mi te „chillowe” (ale naprawdę gładko mi się to biega) pójdzie w nogi i utrudni mi wykonanie krosów to będzie zabawa…
4’20” to już tym razem rozbieganie, ale dzisiaj to mnie na dwóch treningach nosiła fantazja – niezła jaja.

ŚRODA 22.01.20

16,61km ~ 4’22” [1:12:39] w krosie.

Byłem pod presją, bo do zrobienia +/- 16km rozbiegania w krosie, a na wykonanie treningu miałem dokładnie 1h 10min, bo inaczej młody musiałby czekać na mnie po treningu, ale swoim.
Pogoda nie najgorsza – tak 0/1 stopni, choć było dość wilgotnawo i miejscami dosyć mgliście (mgła najbardziej przeszkadzała, bo jednak po ciemku i w krosie to nawet znając ścieżki na pamięć trzeba uważać by się gdzieś nie wypieprzyć i podkręcić kostki).
„Rozbieganie” mi wyszło po ch… fest. Pierwszy kilometr 4’34” i już wiedziałem, że dzisiaj będzie dosyć szybko i generalnie trzymałem się tempa na taki dość żwawy BSik (choć naprawdę jest co robić na podbiegach…), ale końcówka…
Kombinowałem z trasą żeby nie wyszło z 15,5-15,6km i tak wykombinowałem, że wyszło 16,6km i młody czekał 2 minuty. W sumie czasowo wykalkulowałem (no gdyby było 16km to bym się zmieścił), ale rąbanie ostatnich dwóch kilometrów po 3’52” i szczególnie 600m po 3’34” raczej na moim poziomie rozbieganiem nie jest :bum:

Według Hudsona i Fitzgeralda końcówkę można byłoby nazwać biegiem trudnym :hahaha:

Mimo wszystko zluzuję nieco majty, bo mimo że przychodzi mi to wszystko w miarę lekko (poza tymi k… wa podbiegami gdzie 5’00” pod górkę mocniej odczuwam niż 4’00” po płaskim) to na dłuższą metę mogę się zap… lić a to dopiero końcówka stycznia.

CZWARTEK 23.01.20

10,91km ~ 4’35” [50:10] + 10x podbiegi

Trening extra, bo trochę modyfikuję plan treningowy (przynajmniej mam zamiar), bo planowo powinien być dzień wolny (czyli ćwiczenia uzupełniające).
Biegane po lesie, po płaskim, na dwie tury. Nie chciało mi się fest, ale wyszedłem z zamiarem odwalenia pańszczyzny, a wyszło całkiem sympatyczne rozbiegano na którym czułem się fajnie i biegło się na pełnym luzie. Nie wiem co jest ze mną grane i co tu się odwala…

PIĄTEK 24.01.20

11,18km ~ 4’42” [52:39] w krosie

Bez jakiejkolwiek historii. Odklepane i odczucia jakbym w ogóle nie biegł. Chill.


SOBOTA 25.01.20

Sezon sparingowy otwarty – 8,1km – całkiem spoko meczyk, myślałem że po tej przerwie będzie mi ciężko przestawić się na ustawianie się na dużym boisku, bo aktualnie gwiżdżę więcej hali, ale było ok.

Potem 9,51km ~ 4’27” [42:20]
Lekko się biegło i właściwie bieg do zapomnienia.


NIEDZIELA 26.01.20

Tenis 2h…
Sparing 8,02km
i wieczorne mroźne 6,37km ~ 4’32” [28:50]

Brakło do kompletu jeszcze bym oglądnął skoki. To byłoby całkiem już multisportowo i tego sportu byłoby do porzygu.
W kontekście kręgosłupa to dostaje fajną informację, że po raz kolejny plecy bolą od tenisa, także to informacja zawsze jakaś jest.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
Styczeń 2020

Kilometraż: 438km [nie wliczając tenisa ziemnego]

Teoretycznie za tydzień miałem kończyć III etap biegania bazowego.
W IV etapie miałem zejść lekko z kilometrami (ale tylko nieznacznie), ale miały dojść za to elementy szybkościowe. Obserwując swoje przygotowania, które są dla mnie nowością (testuje pewien wymyślony model przygotowań), uznałem że w etapie IV będę kontynuować jednak pracę z etapu III, a bieganie szybkości jest aktualnie bez sensu.

Biegi takie jak wykonywałem latem, czyli 200setki, 300setki, 500setki zostawię sobie na później. Lubię żwawsze bieganie, ale najzwyczajniej nie widzę sensu by wykonywać takie biegi. To co aktualnie robię wydaje mi się że na ten moment jest strzałem w "10tkę", a bieganie takich cudów, które choć uwielbiam to wraz z wytrzymałością specyficzną pod konkretny dystans mogłyby mi fajnie podbić formę, ale równie dobrze po pewnym czasie mogłaby ta forma ulecieć. Mi zależy na bazie - na obudowie kilometrami, bo czułem że mam deficyt w obieganiu - i chyba diagnoza była trafna.

By mieć pogląd na to co robię to w skrócie:
- Sporo kilometrów (jak na siebie).
- Sporo biegania w krosie i w terenie
- "Siła" tylko i wyłącznie w postaci podbiegów i krosów
- Brak treningów wytrzymałości specyficznej i brak szybkości (poza sporadycznymi przypadkami o których czasem piszę).
- Ćwiczenia uzupełniające, które ratują mi dupę. Szczególnie zbawienne jest te 5-10minut macania achillesów przed spaniem. Polecam każdemu, kto ma pospinane i czuje bóle :taktak:

Nie wykonuję żadnych ćwiczeń siłowych. Żadnych skipów, żadnych wyskoków, żadnej siłowni, pompek, planków, brzuszków nic, zero mimo że wiem i jestem przekonany, że to by świetnie zatrybiło w moim przypadku tak jak lekki zrzut wagi do kategorii kościotrup.
Aktualnie nowym bodźcem jest dowalenie kilometrów, z którym pewnie znalazłyby się osoby, które by na ten temat miały odmienne zdanie. Zeszły rok trochę mnie nauczył i miejmy nadzieję, że nauka nie poszła w las


Najbliższe zawody
08.02 - Grand Prix Zagłębia Miedziowego - Legnica 6km (przełaj)
22.02 - Bieg Górski Leszno Grzybowo - Leszno 10km (przełaj)

Starty są mi potrzebne na "odświeżenie" głowy. Biega mi się fajnie, choć często się nie chce. Jak już wyjdę to włącza się tryb automat i lecę, ale przyda się przedmuchanie, które da informację zwrotną właściwie tylko mi. Nie będzie to bieganie 5km po asfalcie punkt, w punkt z tempem, ale na pewno wrzucę relację z biegu. Z biegami w terenie może być tak, że taka dycha w 40minut jest dużo więcej warta niż dycha w 34-35minut po płaskim, a niestety - w obu biegach jeszcze nie startowałem, więc nie mam punktu odniesienia, co jest małym minusem.

Cele wynikowe na okres marzec-kwiecień

Mogę pisać dyrdymały jak jakiś czas temu co ja tu nie nabiegam, co nie osiągnę tak jak miało to miejsce jakiś czas temu, gdzie pisałem pod wpływem jednego czy dwóch biegów, które mi się trafiły, gdy dowaliłem sobie obciążenia (sporo jednak ponad moje siły) po których cierpiałem aż do kwietnia.

Im bliżej będzie startów, tym będę więcej wiedział i więcej będę mógł napisać. Nie napinam się (przynajmniej oficjalnie) na nic. Jeśli zejdę z "nóg", a czasami czuję w nogach kilometry to będzie fajnie. Podstawą jest stopniowy rozwój. Nie wiem jak moje treningi wyglądają z boku, ale nie czuję by to była specjalna orka, a jednak dyspozycja idzie fajnie w górę.

Kontuzje/Urazy

Zwrócić uwagę na prawe kolano. Delikatne uczucie usztywnienia (pisałem o tym w sierpniu). Informacja zwrotna, ale bez załączania tryb serwis bo to zwykła pierdółka. Niedługo wracamy do tematu z plecami. Plecy najbardziej czuję po grze w tenisa, ale fizjo mi mówiły, że górę mam słabą... Zobaczymy jak będzie po kontrolnych startach...

Zresztą dobrze, bo pompa ma być w nogach. Na co komu góra :bum: :hahaha:

Z wpisami wracam po biegu w Lesznie, bo teraz nie mam o czym pisać. Mogę pisać, że po raz kolejny wyszedłem odbębnić rozbieganie i była fajna pogoda i fajnie pooddychałem powietrzem, ale nic poza tym :bleble:

Po biegu w Lesznie wrócę z wpisami ,wtedy też będę mógł określić co chce nabiegać na Wroactiv i w ICE Mat Półmaratonie w Ostrowie Wlkp. a w związku z tym będę wiedzieć też na co mogę liczyć w czerwcu, do którego docelowo trenuję w pierwszym półroczu 2020 roku


Pozdrawiam, do za 3 tygodnie :)
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Wracam po dwóch tygodniach, ale zaległości będę uzupełniać stopniowo – najważniejsze, że wpisy mam na Wordzie i czekają na publikację :)

Obrazek
27.01.20 - 02.02.20

Po tym tygodniu to już pompa w nogach zdrowa, więc należy się chociażby lekkie zluzowanie nóg tak bym mógł być w stanie podziałać trochę na tych moich kontrolnych startach. To co robię aktualnie jest dość fajne, ale trzeba też dać trochę nogom spokoju tak by mogły dać wkrótce jeszcze więcej.

PONIEDZIAŁEK 27.01.20

14,45km ~ 4’35” [1:06:10].

Świetna pogoda, kros, wieczór, pełny komfort biegu i ja.
Nic więcej. Tryb oszczędzenia na kolejne dni.

WTOREK 28.01.20

9,43km ~ 4’38” [43:40]

W planie +/- 13km rozbiegania po płaskim i 10 podbiegów. Wyszło tyle ile wyszło i bez podbiegów, bo nie było sensu walczyć z wiatrem w mordę i padającym gradem. Tyle z historii biegu.

ŚRODA 29.01.20

14,36km ~ 4’30” [1:04:51] + 10x podbieg
oraz
10,87km ~ 4’36” [49:55] w krosie

Trzeba było skorzystać z „okienek” pogodowych. Pal licho wiatr, ważne że nie pizga zimnem i nie pada. Tak da radę tuptać. Z historii obu biegów tyle co nic.


CZWARTEK 30.01.20

12,42km ~ 4’22” [54:15]

Fajna pogoda na rozbieganko – niekoniecznie super byłoby gdybym miał walić akcent, bo trochę wiało.
Biegło się fajnie, a z historii to tyle, że ostatnie 200-250m postanowiłem się nieco przedmuchać. To tyle.


PIĄTEK 31.01.20

12,48km ~ 4’42” [58:37] w krosie

8-9 stopni, lekki wiaterek, wieczorek, krótkie spodenki, cienka wiatrówka, fajne powietrze…
Nawet gdybym nie czuł nóg (a w dniu dzisiejszym trochę czułem) to wyżej wymienione „powody” są wystarczające dla których można było zejść z tempa i delektować się ruchem na powietrzu :oczko:


SOBOTA 01.02.20

Mecz – około 7,8km. Dużo klepania w poprzek, generalnie dziwny mecz. Niby słaby mecz pod kątem sędziowania (w sensie nic się nie działo) aż tu w drugiej połowie się namnożyło gwizdków.

Potem 10,1km ~ 4’45” [47:59]

Bieg na „odpoczynek”. Nie będę zajeżdżać nóg, bo uda to już czują kilometry, a najbliższe dwa dni to będą no… Mocno pójdą w nogi. Co fajne to, to że nawet jak czuję nogi to biegnie się lekko i mógłbym tak sobie biec, biec, biec…

NIEDZIELA 02.02.20

20,58km ~ 4’05” [1:24:00]

Półakcent. Ciekaw byłem jak wyjdzie, bo szacowałem, że tempo może być w widełkach od 3’58” do powiedzmy 4’08”. Różnicy to nie robi, bo oddechowo to właściwie ten sam trening, kilometrażowo też to samo, kwestia jak pójdzie w nogi i co nogi zechcą biec.
Wprowadzenie wolniejsze po 4’27”, potem leciałem normalnie (po wcześniejszym wymacaniu achillesów w domu jako rozgrzewki).

Do 12km nogi współpracowały. Pogoda spoko, taka że można śmiało biec w krótkich spodenkach i w cienkiej wiatrówce (bo mogło popadać). Czasem zawiewało wiatrem, czasem trafiło się spore błotko (w lesie), ale generalnie okej. Od okolic 12-13km czyli po wyjściu z odcinka 5km typowo po lesie odezwały się kilometry w nogach. Góra biegła swoje mocniejsze rozbieganie, bo ani głowa, ani tym bardziej oddech traktowały bieg luźno, ale nogi to mi zmiotło co było dość zabawne – zabawne w tym sensie, że wyłączyło mi nogi, czułem że nogi są całkowicie obce, ale przez co paradoksalnie zaczęło się lepiej biec… Przez jakieś 2km, bo potem nogi znów grały swój koncert żałobny … :D
Generalnie nogi czułem do końca, ale to wynik po prostu liczby kilometrów w nogach. Odcinki gdzie nie przeszkadzał wiatr i był fajny asfalt leciało się gładziutko. Nawet kończyłem ostatnie dwa kilometry w średnim tempie +/- 3’53” i to całkiem luźno.

12,4km ~ 4’21” [54:00]

Z każdą godziną po pierwszym biegu nogi odczuwałem coraz mocniej. Momentami ból podchodził już pod mały masochizm – nie jestem przyzwyczajony do tylu kilometrów, choć taki ból w porównaniu do chociażby napadów kolki spowodowanej kamienicą nerkową (3lata temu męczyłem się dość dłuższy czas z tym dziadostwem) to pikuś – rok temu marzyłem o bólu spowodowanym zmęczeniem treningowym i w końcu go mam… Cieszy mnie to niesamowicie.
Sam trening to … lajt – aż byłem w szoku. Zmęczenie w nogach poczułem dopiero jakieś 400-500m przed końcem biegu.
Wieczorek, dookoła mokro, lekki deszczyk i temperatura pozwalająca biec na krótkie spodenki i znowuż wiatróweczkę. Takie bieganie bazy lubię i tak się rzeźbi formę…
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
03.02.20 - 09.02.20

Kilometrażowo znacznie mniejszy tydzień. Gdybym wrzucił tenisa i rozgrzewkę przed biegiem
to pewnie zamknąłbym tydzień w 75km, ale to nie problem.
Głowa odpoczęła – wpadły zawody, które dały mi sporo informacji zwrotnych – teraz tylko z nich korzystać.

W związku ze zmianą terminu Wroactiv jestem zmuszony zrezygnować z biegu.
Mam inny pomysł, a w związku z nim delikatnie musiałem zmienić plan.
Będzie dobrze. Plan zastępczy chyba nawet mi się bardziej podoba
.

PONIEDZIAŁEK 03.02.20

10,59km ~ 5’02” [53:25] w krosie

No to byłoby na tyle. Tak mnie zmiotło, że nie byłem w stanie czegokolwiek zrobić.
Włóczyłem nogami i nawet jakbym chciał to ni chu chu…
Był pomysł nawet po 3-4km by przerwać bieganie, ale wygrała rekreacja i próba regeneracji w biegu
nawet jeśli był to teren miejscami mocno pofałdowany.

W kontekście „zluzowania” jest to świetna informacja.
Gdy się zataczam i ledwo szuram to w najbliższych dniach, po zluzowaniu forma zawsze mi fajnie pikowała w górę –
a co jest istotne tym razem to, że formę buduję bez korzystania z środków wytrzymałości specyficznej
.

Lekko mógł niepokoić stan w którym się znalazłem przez 15minut po wykonaniu biegu.
Takiego zjazdu, a był to zjazd w dosłownym znaczeniu dawno nie odczuwałem i to jest dość ciekawe


WTOREK 04.02.20

WOLNE

Po 20dniach rąbania ciągłego bieganka – pora na same ćwiczonka 
Planowe wolne miało być w czwartek, ale po wczorajszej „akcji” trzeba reagować.


ŚRODA 05.02.20

10,87km ~ 4’31” [49:10] w krosie

Najgorsze w tym wyjściu było samo wyjście na trening – a bo może zrobię sobie drugi dzień wolny.
Nie ma… Biegło się całkiem fajnie, całkiem inne odczucia niż przy poniedziałkowej padlinie.
Było luźno, mogłem dowolnie sterować tempem, choć to nie jest jeszcze ta świeżość…
Informacja zwrotna – trochę dowaliłem mięśniowo m.piszczelowy przedni prawej nogi.
Podbiegi, zbiegi i czasem czuć… Pytanie czy lekkie drętwienie stopy (dawno mi nie drętwiały) ma z tym związek… Hmmm…

Wroactiv przeniesione na niedziele… W niedzielę mam egzaminy sędziowskie.. hmmm


CZWARTEK 06.02.20

11,34km ~ 4’35” [52:00]

Po raz kolejny mam trudności z wyjściem na trening. Bieg jak bieg.
Nudy bez historii. Biegło się dosyć lekko, ale zaczynam czuć stagnację…
Brakuje mi nowych bodźców… Chce zawody…


PIĄTEK 07.02.20

Na linii 5,5km.
Potem 6,82km ~ 4’41” [32:00]

Potrzebuję resetu… Głowy…

SOBOTA 08.02.20

Relację z Grand Prix w Legnicy wrzucę niebawem.

Po przyjeździe do domu, chciałem skoczyć na 10-10,5km.
Zrobiłem 6,64km ~ 4’42” [31:15], bo w okolicach 5km czułem, że za parę minut przegram walkę z grawitacją i wyląduję w krzakach. To była rozsądna decyzja, bo nie chciałem w domu ryzykować nawet ściąganiem butów. Grunt to czuć własny organizm…


NIEDZIELA 09.02.20

2h tenis + 11,25km ~ 4’49” [54:10]

+/- 10 stopni, słoneczko i fajne powietrze.
Jeśli ostatnimi dniami nie chciało mi się wychodzić biegać tak dzisiaj biegłem z radością mimo iż w nogach czułem wcześniejszą grę w tenisa…
Głowa nastrojona. Jest lepiej, a będzie jeszcze lepiej.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
10.02.20 - 16.02.20

W tym i w przyszłym tygodniu raczej niestety uniknę biegania w krosie co prowadzi do tego, że w niedzielę wieczór (godzina 22:00) nie czuję żadnego zmęczenia, a kilometraż +/- 96km i to nie licząc tenisa ziemnego. Sympatyczny tydzień, który określę jako swego rodzaju ciszę przed burzą, bo za niedługo wchodzę w okres kolejnych 20dni biegania pod rząd i to pewnie też na kilometrażu rzędu i 120-130km.

PONIEDZIAŁEK 10.02.20

WOLNE

Orkan Sabina skutecznie zachęcił mnie do odbycia ćwiczeń w domu. Spoko. Poćwiczyłem.

WTOREK 11.02.20

12,54km ~ 4’29” [56:16] + 12x podbiegów.

Na dwie tury. Po około 11,2km wykonałem 12 podbiegów.
Nie polubię Sabiny. O ile Sabina brana od tyłu jest jeszcze okej, tak brana od przodu no niezbyt. Wolę gdy wcale nie wieje. Pomijając warunki atmosferyczne to na początku biegło mi się tak średniawo. Z czasem było lepiej.

10,76km ~ 4’35” [49:15]

Sabina nie odpuszcza, ale drugi bieg wszedł znacznie lżej.

ŚRODA 12.02.20

5,77km linia. Wiało złem, a w drugiej połowie na tej linii to już trochę wymarzłem, nie powiem.

10,11km ~ 4’37” [46:37]
Raczej było to po 4’40”, ale zachciało mi się na końcu trochę przewietrzyć.


CZWARTEK 13.02.20

18,06km ~ 3’59” [1:12:00]
śr tętno: 161
maks tętno: 169

Fajnie się biegło. Sabinka ustała także można było trochę żwawiej poszurać na półakcencie.
Od 12km tak do 17km trochę dokuczał wiatr, ale trzymałem tempo bez większych problemów
(choć komfort delikatnie spadł – zmęczyłbym się mocno gdybym miał zamiar tutaj podkręcać tempo).
Co do tętna to tak jak myślałem (na tętno zerknąłem dopiero po biegu) – średnie tętno na poziomie 160 – cieszy mnie to, bo choć na tętno nie biegam (zresztą pas jest dla mnie niewygodny) to świadczy to, o tym że nie jest to jeszcze teoretycznie intensywność maratońska (kilka punktów odniesienia mam, by nie było).
Poza tym wykres wyszedł naprawdę wzorowo.

PIĄTEK 14.02.20

10,67km ~ 4’42” [50:15] + 12x podbieg.

Na spokojnie, bez szarpania, bez zrywania. Pogoda fajna, fajny bieg.


SOBOTA 15.02.20

8,1km środek. 5,34km linia.
I około 3,6km dokrętki po meczach, bo miałem wyjść na 6km, ale zrobiło się mniej, bo pobiegłem do znajomego pooglądać sparing jak sędziuje no i po meczu już mi się biegać nie chciało.

NIEDZIELA 16.02.20

Tenis 2h, halówka (i połowa spotkań się nie odbyła, bo sezon sparingowy w pełni)
i wieczorne 10,75km ~ 4’46” [51:15]

Fajna pogoda. Wieczorkiem ciut mocniejszy wiatr, ale fajnie, ciepło. 10-11 stopni. Miazga. Żałowałem w pewnym momencie, że wyleciałem w cienkiej wiatrówce, bo mogłem iść cały na krótko.
Tenis – dzisiaj całkiem nieźle grałem jak na mnie. Ot taka wzmianka.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

SOBOTA 08.02.20
Grand Prix Zagłębia Miedziowego [Legnica – 6km]
6,02km ~ 3’44” [22:27] 5/195

Nareszcie jakiś start i kolejna informacja zwrotna. Cieszyłem się startem, bo trasa mnie nie rozczarowała – były górki, natomiast trochę jestem pierdołą, ale o tym we wpisie.

Przyjechaliśmy z godzinę przed. Tak do powiedzmy 11 było dość chłodno. Koło 9 było jeszcze z -2 stopnie. Wiadome było, że z czasem będzie cieplej ale mimo wszystko.
Na rozgrzewkę wyszliśmy tak gdzieś koło 10:30. Tu już zrobiłem pierwszy błąd, bo ubieranie zajęło mi trochę czasu (za długo i telepało mną jakbym dostał drgawek), a nie chciałem już kombinować z ubieraniem długich spodni na krótkie, więc ostatnie 30minut spędziłem w krótkich spodenkach… Nogi jak nogi. Trochę wypizgało, ale stopy miałem przymarznięte, więc dodatkowa nauka. Na trucht zegarka nie odpalałem. Pewnie było koło 2km , największą frajdę w trakcie rozgrzewki sprawiało mi stanie tuż przy ognisku – tu się najchętniej rozgrzewałem…

Podział tempa biegu wg GPS (w zaokrągleniu):
3’37” – 3’41” – 3’44” – 3’57” – 3’42” – 3’45” – 3s

O 11 punkt start. Z opowieści słyszałem że są spoko górki (dlatego przyjechałem), są zbiegi, odcinki płaskie i miejscami trochę błota. Zaraz po starcie ludziom lekko odjeba*o. Mnóstwo ludzi wyleciało przede mną i wylądowałem gdzieś w okolicach 15-20. miejsca… Ani nie wyprzedzisz, nic. Raz że początek to zbieg (z delikatnym błotkiem). Dwa to dobór mojego obuwia… Warunki są równe dla każdego, ale jeśli biega się w asfaltówkach z wytartym bieżnikiem (mogę wrzucić zdjęcie mojego bieżnika w bostonach tak by się pośmiać) to przy nawet lekkim błocie można wywijać niezły balet, więc się pilnowałem i trzy – nie chciałem komuś wpaść pod nogi, bo kończyłoby się to i dla niego i dla mnie wywrotką… Także początek to byłem no… bardzo daleko.
Po iluś metrach przyszedł pierwszy podbieg (nie wiem ile metrów.. 400-500 ?), który zweryfikował dzisiejszy bieg. I tutaj wyszło moje bieganie krosów, bo automatycznie wylądowałem gdzieś na hmmm 4/5 miejscu – nie pamiętam dokładnie. Całkiem zabawnie mi się to biegło, bo biegło się lekko, a odstawiałem ludzi i to dość mocno, także – wiedziałem już gdzie szukać dzisiaj szans na fajne miejsce… No i szukałem… Po tym biegu utwierdzam się w przekonaniu, że za parę lat miałbym fajne predyspozycje do dobrego biegania w górach, ale to tylko kilka podbiegów gdzie gładko robiłem asfaltowców (żeby stracić potem na innych odcinkach…)

W kontekście moich krosów to o ile ganianie 3x w tygodniu na dość zróżnicowanym terenie daje efekty w postaci fajnej siły to są tego minusy. Mianowicie – krosy biegam zawsze po ciemku. O ile pod górkę to jeden ch, tak każdy mój zbieg to zbieg bezpieczny tak by się gdzieś po drodze nie wyj…ć o jakiś kamień czy coś a z racji tego, że w założeniu biegam same rozbiegania (żwawsze i mniej żwawe) to na płaskim też nie świruję także tu miałem małą „próbkę” moich treningów. Podbiegi biegam fajnie, ale zbiegi i odcinki płaskie aktualnie kaleczę…
Wracamy do relacji.


Nie śledziłem tempa biegu, nie bardzo mnie to interesowało, ale bieg mi minął strasznie szybko i choć niewiele z niego pamiętam to był całkiem zabawny (przynajmniej tak czułem, bo przynajmniej coś się działo i byłem tego uczestnikiem). Na podbiegach goniłem ludzi i sporo nadrabiałem, by na odcinku płaskim czy zbiegu nie potrafić wejść na jakiekolwiek obroty. Nie było to na zasadzie jakieś męki, bo uczucie lekkiego przepalenia spotkało mnie dopiero na mecie kiedy już postanowiłem bronić tego piątego miejsca, ale brak treningów tempowych + głównie obuwie na zbiegach i zakrętach dawały takie efekty, że po iluś metrach lądowałem na niższej pozycji i aż się prosiłem by mnie ktoś wyprzedził. Bieg rozgrywany był na dwóch identycznych pętlach. Po pierwszej byłem niby 4 lub 5. W sumie mogłem być, bo przed końcem pętli były dwa podbiegi. Jeden lżejszy i następny dość fajny bym powiedział, na którym mogłem dogonić rywala. Pierwsza pętla niby w 11:02 – druga podobno sporo wolniej 11:25, ale…
Lecimy do drugiej pętli…
Tutaj póki co tyle, że z pozycji nr 4 spadłem na pozycję nr 5.. W każdym razie na odcinku płaskim i zbiegu zaczynałem tracić sporo do zawodnika z czwartego miejsca, a kwestia była teraz tego czy będę piąty, szósty czy siódmy, bo lądowałem raz na piątym, raz na szóstym, a nawet i na siódmym miejscu. Szczegółów nie pamiętam. Czułem za sobą Szymona (Obiecałem częściowo wpis także brawo za dobrą nawigację na początku drugiej pętli, bo ja bym się znając życie zgubił) i Staśka, szczególnie Staśka, który biega dość… głośno, ale potrafi całkiem fajnie powalczyć, co ma też swoją gorszą stronę – niepotrzebnie blokuje miejsce, ale liczę że się tego niedługo oduczy tym bardziej że nasze bieganie to szuranie, a biegowymi autorytetami jesteśmy, ale na biegach o puchar sołtysa we wsi Wypizdowo .

Szymon przez jakiś czas biegł przede mną, ale wcześniej. Stasiek chyba na dłuższy czas dopadł mnie gdzieś ja wiem… 1,5km - 2km przed metą ??? W każdym bądź razie nawet jeśli ja biegłem słabo zbiegi i odcinki płaskie to nawet dogonienie mnie trochę sił na pewno go kosztowało, w każdym razie było to słyszalne.
Na drugiej pętli gdy dogonił mnie Stasiek postanowiłem trochę się na nim powozić, tempo było wolne, ale dla mnie wystarczające by nie próbować rwać Staśka, choć nie ukrywam też, że sposób biegania Staśka wymusza na tobie zwolnienie, bo jak tu wyprzedzić ??? – musiałbym zbiegać częściowo z trasy, a to było niepotrzebne. Na tym etapie zerknąłem też w zegarek by oszacować ile dystansu zostało do mety, a że wiedziałem że na końcu były dwa podbiegi, na których mogę sporo zyskać to nie kombinowałem na płaskim i kontrolowałem sytuację – w ten sposób na pewno straciłem szanse by podgonić czwarte miejsce, ale też można gdybać (pomijając aspekty mojego przygotowania do zawodów - piszę teraz o samym biegu o możliwościach na jakie mnie było stać bez wnikania w moje zbiegi czy obuwie). Czy gdybym tutaj docisnął (a szczerze nie wiem ile miałem rezerwy) to czy byłaby szansa złapać się na czwarte miejsce przed podbiegami ? 9sekund to spora różnica na krótkim odcinku, a też nie wiem ile rezerwy miał zawodnik przede mną szczególnie na odcinku płaskim… Napiszę jeszcze raz, że gdybać można. Wracam do tematu - Trochę przed podbiegami mój rywal w walce o 5. miejsce odpuścił, a ja zostałem z podbiegami i zawodnikiem przede mną, którego choćbym chciał to już nie miałem szans dogonić.

Pobiegłem nieźle. Oczyściłem lekko głowę co było mi potrzebne. Widzę gdzie są braki, gdzie elementy pozytywne. Aktualnie jest okej. Za dwa tygodnie kolejny przełaj – tym razem na 10km i podobno też są fajne górki także będę w raju. Obsada też będzie dość sympatyczna także będzie za kim biec. Kwestia co zrobię ze zbiegami i odcinkami płaskimi, bo dzisiaj nie potrafiłem wejść na obroty – Leszno polecę na pewno w kolcach, taka różnica, bo odcinki płaskie wyglądały na zasadzie – pobiegnę mocno, ale dam upust nogom, po dobrze wykonanej pracy na podbiegu, a zbieg (spowodowany też obuwiem) na zasadzie – nie wyjeb się… Brakuje treningów wytrzymałości specyficznej, a to świetna informacja – póki co idzie zgodnie z planem.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
17.02.20 - 23.02.20

Mała luka w planie. Mam nadzieję, że nie wpłynie to znacząco na to co zdążyłem do tej pory wypracować. Mam ten komfort, że biegam wyłącznie bazę, ale mimo wszystko. Byłem trochę zły, ale złość przechodzi. Mam nadzieję możliwie szybko naprawić bebech i mądrze skorygować trening.

PONIEDZIAŁEK 17.02.20

14,04 ~ 4’21” [1:01:05] + 12x podbiegów.

Dwie tury. 10-11 stopni, nieodczuwalny wiaterek, krótkie spodenki.
Lekko, luźno, fajnie, super, ekstra lajtowy bieg.


WTOREK 18.02.20

WOLNE

Od jutra mam zamiar rozpocząć 20-21 dniowy cykl biegowy.

ŚRODA 19.02.20

10,1km ~ 4’43” [47:40]

Dzień 1/21… Bez historii. Prolog.
Adnotacja – historia jednak była – Siekło mnie w bebechach, że nie wiem. Jelitówka, zatrucie ?
Trochę powykręcało, ale nie tak jak latem…


CZWARTEK 20.02.20

Wymuszone wolne


PIĄTEK 21.02.20

6,77km ~ 4’35” [31:05]

Nie to miałem w planie, ale wyszedłem sprawdzić brzuch.
Oddech ok, nogi okej, ale ślady na brzuchu pozostały. Jutro za wcześnie jeszcze na jakąkolwiek próbę rywalizacji. Jeśli zdecyduję się na wyjazd to będzie to bieg w formie rozbiegania, a szkoda.
Zdrowie ważniejsze i proces treningowy w szerszej perspektywie, a nie wąskiej jak jeden start.


SOBOTA 22.02.20

Nie pojechałem na bieg i słusznie. Wyszedłem na wieczór na roztruchanie i po kilometrze nie chciałem kontynuować biegu, a że pogoda była spoko (choć potem się popsuła, bo wiało masakrycznie) to zrobiłem sobie spacer. Na spacerze zdążyłem po drodze się zhaftować…


NIEDZIELA 23.02.20

2h tenis + mecz (około 5,8km [strzelam] gwizdane na połówkach)

Trochę lepiej, choć oszczędzam się jak mogę. Jem możliwie lekko, tak bym za te 2-3 dni mógł wrócić do bezproblemowego treningu. Czuję brzuch…
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
Luty 2020

Kilometraż: 346km [nie wliczając tenisa ziemnego]

Z kilometrażem jest tak, że trochę straciłem na liczbach - Planowo miało być parę kilometrów mniej niż w styczniu,
ale pech taki, że niestety w zeszłym tygodniu dopadło mnie zatrucie, co wyłączyło mnie z kilku treningów i co najważniejsze - z ostatniego startu kontrolnego jakim miał być bieg w Lesznie (na Grzybowie).

Szkoda startu, bo poza tym, że zrobiłbym mocny akcent to miałbym możliwość chociażby podpatrzenia jak przełaj biega czołowy polski ultras - Miłosz Szcześniewski. Wątpię bym mu na ten moment podskoczył, ale starałbym się chociaż trochę mu poprzeszkadzać, bo zawsze to świetna lekcja i nauka - a kto wie ? Może zmusiłbym go choć trochę do mocniejszego biegania ?
Kilometraż kilometrażem - najważniejsze, że przerwa nie wpłynęła negatywnie na formę, a to znak, że od listopada wypracowałem dość fajne fundamenty, na których chcę wyrzeźbić coś jeszcze lepszego. Cieszy mnie to, że nie czuję się w żaden sposób wypompowany treningiem, a nawet bym napisał, że tęsknię za akcentami.

Do najbliższego startu chciałbym kontynuować moje metody treningowe aczkolwiek chciałbym zmieścić też gdzieś 4 biegi w krosie.
Ot, by jeszcze trochę podciągnąć fundamenty póki mogę, bo po Ostrowie chcę wprowadzić kolejną "wizję" treningową.

Zasadniczo moją bazę na ten sezon kończę za 1,5 tygodnia. Szybko minęło, choć cały listopad, grudzień, styczeń, luty poświęcony na bieganie właściwie samych rozbiegań to jednak szmat czasu. Mogę napisać, że podołałem i zrealizowałem większość z tego co siedziało mi w głowie już w październiku. Z tego jestem dumny. To były fajne cztery miesiące. Kolejne miesiące, które mnie dużo nauczyły.

Najbliższe zawody, w których chcę wziąć udział
15.03 Recordowa Maniacka Dziesiątka - Poznań - 10km
22.03 ICE Mat Półmaraton - Ostrów Wielkopolski - 21km

Cele wynikowe na okres marzec-kwiecień

Z konieczności zmieniłem plany startowe i wyglądają one wg mnie logiczniej, bo nie tworzy się niepotrzebna tygodniowa dziura pomiędzy startami, które i tak traktuję jako informację zwrotną pod dalsze treningi.

Co do samych celów wynikowych:

W kontekście pierwszego startu to tempo rzędu 3'24"- 3'26" nie robi na mnie jakiegokolwiek wrażenia (nawet bez biegania akcentów), dlatego jeśli 15.03 będę stać w Poznaniu na starcie to chciałbym trzymać się tego tempa. Jeśli nie zadzieją się rzeczy na które nie mam wpływu (wiatr, bóle w ledźwiach które niszczą mi starty) to wynik w okolicach 34:10 - 34:15 na bazie samych rozbiegań będzie akceptowalny, ale raczej nie będzie w tym wielkiej euforii - będzie to jedynie mały kroczek na przód.
Już dawno powinienem legitymować się "dychą" na poziomie 34:25-34:30, ale no tak wyszło...
Wynik w widełkach, o których piszę to nic nadzwyczajnego i nie jest jakimś porywaniem się na nie wiadomo co. Porywaniem na nie wiadomo co byłoby pisanie, że lecę teraz na np. 33:50, choć i tego tak już pół żartem, pół serio nie wykluczam :hahaha:

Zakładam, że półmaraton pobiegnę lepiej (choć moje plany stricte wynikowe zweryfikuje Poznań).
Wybór padł na Ostrów gdyż podobno trasa ma podobny profil jak ten z ... :uuusmiech:
Jak dwie trasy moich docelowych startów w czerwcu.

Podkreślę jednak po raz "n-ty". Starty mają charakter kontrolny. Mimo fajnego przygotowania, to marzec nie jest i nigdy nie był moim miesiącem na szuranie po wyniki. Wolę późną wiosnę i miesiące letnie.

Kontuzje/Urazy

Udało się wyjść z zatrucia dość sprawnie.
Szkoda, że nie miałem wcześniej tego Enterolu to może bym pobiegł w Lesznie :hej:
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1442
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Schemacik z "wynikami" :hej:
ODPOWIEDZ