03.06.2018 XXXVIII Półmaraton Gochów w BytowieEmocje troszkę opadły więc pora coś skrobnąć odnośnie samego startu. Problem w tym, że nie bardzo wiem jak się do niego odnieść. Ale może po kolei. Wyjazd do Bytowa wcześnie rano, czułem się nieźle choć może trochę za mało spałem.
Zaraz po pobudce czułem jakieś dziwne uczucie w prawej łydce.Nie tyle ból co bardziej jakieś napięcie, sztywność...
Żałowałem że nie pomyślałem o rolowaniu wieczorem ale też nie sądziłem że to coś poważniejszego. Z czasem jednak dziwne uczucie zaczęło przechodzić w ból, niezbyt może mocny ale uciążliwy. Próby masowania niewiele dawały. Bałem się żeby nie odezwało mi się to w trakcie samego biegu. Na szczęście po rozgrzewce nie czułem tego praktycznie, dopiero poczułem po samym biegu. Na rozgrzewce wiedziałem, że będzie bardzo ciężko, słońce grzało jak diabli. Ustawiłem się w miarę blisko czołówki, żeby nie przepychać się od samego początku zwłaszcza, że zaraz po starcie czekał nas dosyć długi podbieg.
Pierwszy kilometr 4:32. drugi zacząłem trochę za szybko. Początek zegarek pokazywał bodaj 4:06, ale pomyślałem, że to początek i dlatego z lekka zakłamuje więc jakoś na siłę nie zwalniałem tym bardziej, że biegło mi się dosyć lekko. Drugi km - 4:14. Przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl, że może jednak... Następne kilometr skutecznie sprowadził mnie na ziemię: 4:34. Już wiedziałem, że za wiele nie zwojuję. Dalej w miarę równo ale ciężko: 4:24, 4:26, 4:27, 4:27. Potem ok 3 km po w miarę równej jak na tutejsze warunki trasie. Trochę przyspieszyłem: 4:14, 4:13, 4:24.
Druga pętla idzie coraz ciężej. 4:26, 4:23... czuję, że zaczynam słabnąć... 4:34, 4:27, 4:32... Na 16km mega kryzys. Najpierw myśl, żeby choć na chwilę przystanąć złapać oddech albo przejść do marszu. Boję się jednak, że jeśli się zatrzymam to mogę już nie ruszyć dalej. Przed ok 200 metrowym podbiegiem zaczynam jeszcze bardziej myśleć o odpuszczeniu. Pomogło chyba to, że biegłem tam rok wcześniej i znałem już trochę trasę. Wiedziałem, że potem będzie trochę z górki. Chyba tylko to mnie zmobilizowało. No i gość który trzymał się mnie (a może to ja jego) przez większość trasy. 4:43, 4:42, 4:36. W końcówce jeszcze podrywam się, próbuję szarpnąć. 19 km w 4:14, ale 20 to znowu 4:32. Kilkaset metrów przed metą zrywam się jeszcze razem z gościem z którym kilka razy mijaliśmy się na trasie. Po ok 100m odpuścił. Wbiegłem na metę, odebrałem medal, butelkę wody i zaległem gdzieś w cieniu. Dopiero po chwili zatrzymałem stoper który pokazywał 1:33:00. Po kilku minutach dopiero poszedłem sprawdzić swój wynik. 1:32:48, 52 miejsce, 9 w M40.
Niezłe miejsce trochę poprawiło mi humor, rok temu byłem 94.
Całość: 21,097km, czas: 1:32:48, śr.tempo: 4:24https://www.relive.cc/view/g21236417152