The day after czyli zrelaksowany i trochę obolały mogę na spokojnie opisać jak to z tymi Mikołajami było.

Do Torunia dotarliśmy na 9.00, żeby bez zbędnego biegania odebrać pakiety i spokojnie spacerkiem dojść na start.
Pogoda taka jak lubię. Nie za zimno ale nie tak ciepło żeby się zbytnio zgrzać, momentami lekki deszczyk, bez wiatru - miód malina normalnie.Techniczna koszulka z długim rękawem, która była w pakiecie też fajna chociaż co poniektórzy narzekali, że farbowała. Mi się udało tego uniknąć. Oprócz tego w pakiecie czerwona czapka z nieirytującymi frędzlami, jakiś baton, jakaś krówka. Ogólnie OK.
Dotarliśmy na starta i zamurowała mnie atmosfera. Zero jakiegoś napięcia, wszyscy się śmieją, jakieś renifery latają dookoła, dziewczyny w strojach pomocnic świętego M. Piknik i sielanka i w związku z tym moje zdenerwowanie trochę uleciało no bo jak wszyscy tacy zadowoleni to musi być dobrze. Przed startem była jeszcze próba łamania rekordu w grupowych pajacykach ale jeśli to przejdzie to będzie wałek bo był taki tłok, że nie było miejsca na machanie łapami a co dopiero skakanie
Ruszyliśmy. Jak to na początku tłok jak na Krupówkach w sylwestra. Do tego starówkowe kocie łby i dosyć kręta trasa. Momentami bywało niebezpiecznie bo dochodziły jeszcze zaparkowane samochody, które trzeba było mijać slalomem. Na szczęście po pierwszych 3km zrobiło się prościej, szerzej i gładziej więc można było biec z większym luzem.
Tutaj do gry wszedł mój prywatny zając, który odpowiednio mnie hamował, bo rwało mnie do przodu jak szaleńca. Dzięki niemu pierwsza piątka poszła planowo na 29:40 a druga jeszcze bardziej planowo na 1:00:05. W momencie uniesienia zając stwierdził, że lecimy na 2:10 a ja zrobiłem tylko tak=>
Niestety później zaczął się las i zaczęły się schody. Od 10km zaczęły się jakieś knieje, wąskie dróżki, konary i najgorsze z nich wszystkich PIACHY

. Wykończyły mnie one niemiłosiernie. Do połowy 14km biegłem jeszcze rozpędem. Później był punkt herbaciano-bananowy, na którym na chwilkę przeszedłem do marszu i straaaaasznie ciężko mi było z niego ruszyć do biegu. Z pomocą przyszedł niezastąpiony zając, który huknął, fuknął i nastraszył mnie, że przy wszystkich da mi kopa w dupsko i ruszyłem. Największy kryzys przyszedł na 17tym km bo znowu był moment jakichś nierówności, ale na szczęście był króciutki i po minięciu go myślałem tylko , że nie zatrzymałem się przez 18km to przez trzy ostatnie tak głupio by było

Po ostatnim zakręcie i 100metrowym finiszu(szkoda, że organizatorzy nie przesunęli startu o chociaż 200m, żeby choć trochę wydłużyć ostatnią prostą), z wywieszonym jęzorem i jednocześnie wyszczerzonymi zębami wpadłem na metę z czasem
2:11:36 co oznacza, że zakładany plan pożarłem i wyplułem

Ceramicznym dzwonkiem, który dostaliśmy na mecie zajął się już mój syn półtoraroczny więc pewnie już leży gdzieś potłuczony (dzwonek, nie syn

)
Dostałem jakiś termiczny worek, wypiłem ciepłą herbatkę i zrobiłem wielkie oczy na tłum w Hali Sportowej po czym stwierdziliśmy z zającem, że nie będziemy godzinę czekać w kolejce po grochówę i zarządziliśmy ewakuację z miejsca zdarzenia.

Faktem jest, że nigdy wcześniej nie zrobiłem takiego dystansu. Jestem jednak przekonany, że gdyby bieg był tylko i wyłącznie po asfalcie to spokojnie złamałbym 2:10(może nawet ciut więcej). Czyli wniosek jest chyba taki, że brak jest siły biegowej. Muszę poszukać w pobliżu jakiejś górki i naparzać w tę i nazad. Do tego trzeba się porządnie wziąć na zmniejszanie balastu i wyznaczyć sobie jakieś realne zadania na przyszły rok.
Niniejszym chciałbym podziękować Jakubowi Jabłońskiemu z WKB Maratończyk Włocławek, że nie pozwolił najpierw pędzić a później się zatrzymać ale jeszcze bardziej chciałbym podziękować mojej małżonce, która dzielnie wytrzymywała samotne usypianie młodego terrorysty i cierpliwie wysłuchiwała mojego jęczenia. LOVE.
Pozdrawiam.
PS. Ciekawostka dla zainteresowanych. We wrześniu kiedy zaczynałem trenowanie do półmaratonu Endomondo wyczarowało mi plan według którego półmaraton miałem skończyć z czasem 2:11:06. Dużo się nie pomylili:)