ND 16.02.2020
BD 90' = 15,7 km, 5:44,
Niestety sobotni wieczór upłynął pod znakiem dodawania baśniowego elementu do rzeczywistości. Pobudka jak to zwykle bywa nie była już baśniowa. Na szczęście udało się wyjść koło południa. W planie miałem jakieś 15-16 km i napawało mnie to strachem. Na początek standard: 11 stopni a ja ubrany jak na mróz. Szybko czapka i buff lądują w kieszeni kurtki. No właśnie kurtki, a nie wiatrówki. Aż dziw, że nie wziąłem rękawiczek.
Początkowo idzie ciężkawo, ale o dziwo już od drugiego kilometra tempo wyraźnie poniżej 6.00. Niestety ciągle wieje, nie są to może niderlandzkie sztormy, ale jednak. Na szczęście dzisiaj wiatr był zmienny, więc nie walił w pysk cały czas. Gdzieś tak od 8 km przyśpieszam nawet poniżej 5:40 (12 wpadł nawet po 5:24), ale mam dziwne odczucia tzn. nogi generalnie w porządku, ale wydolność co jakiś czas każe mi z radością zatrzymać się na światłach lub stwierdzić, że koniecznie muszę rozciągnąć czterogłowy.
Gdzieś w okolicach 11 km spadł mi pasek tętna. Nie wiem czy jakiś złośliwiec mi go poluzował czy może schudłem. W każdym razie wsadziłem go do kieszeni kurtki, a tam zaczął żyć własnym życiem w towarzystwie czapki i buffa. Doszedł nawet do 190 ale po tym porywie nagle spadł poniżej 100. Do momentu zdjęcia pasa tętno średnie oscylowało gdzieś 150-55 efekt kaca i kurtki.
Na końcu zaczęło wiać i zrobiło się ciężko, nogi też już nie były takie rześkie. Biorąc pod uwagę okoliczności mimo wszystko oceniam ten trening pozytywnie. Prawie 16 kilosów to zawsze coś.
WT 18.02.2020
BS 17'+8x60"pdb+19'TM = 10,2 km, 144/178, (73%/91%)
Dobieg spokojnie. Podbiegi znowu przestrzelone szczególnie pierwszy, chociaż się starałem. Wszystko biegane na intensywność dopiero po treningu sprawdziłem tempa. Generalnie ciężkie te podbiegi, głowa chciała skrócić do 6 ale się wybroniłem. Za to później noga fajnie kręciła, 3,45 km zrobiłem po 5:29, ale w tym był jeszcze trucht z górki, więc realnie ostatnia trójka poszła w TM-ie, co prawda było parę świateł po drodze, ale noga fajnie kręciła więc się jakoś specjalnie nie hamowałem. Na górce więcej ludzi niż w rynku, trafiłem na jakąś grupę biegową, a może i 2 + samotne wilki jak ja.
ŚR 19.02.2020
BS 50' = 8,1 km, 6:13, 136/149 (69%/76%)
Jako, że na czwartek miałem zaplanowany kolejny akcent (musiałem przesunąć z piątku) to mocno trzymałem lejce i wolniutko zrobiłem 8 km.
CZW 20.02.2020
BS 19' + 4x1,6 km T10/p3' + BS 19'=13,9 km, 156/180 (80%/92%)
No to dzisiaj był dzień konia. Strasznie bałem się tego treningu. Nie bardzo wiedziałem jakie przyjąć T10. Wg Runalyze to 4:46 wydawało mi się trochę wolno więc ustawiłem widełki 4:39-4:46. Na nogi założyłem moje "najszybsze buty" czyli Adizero RC i ruszyłem. 3 km rozgrzewki jakoś nie napawało optymizmem. W końcu start, oczywiście za szybko po 200 metrach na budziku 4:15 koryguję i zamykam średnio po 4:39. Jest dobrze. Przerwa 3 minuty marsz i lekki trucht i zaczynam drugie. Idzie naprawdę swobodnie średnia 4:37 więc zbliżam się do T5 wg Runalyze. Przed trzecim gdzieś z 10 sekund dłuższa przerwa bo światła były. Idzie bardzo fajnie, wymagająco ale pod pełną kontrolą, jestem poniżej założonego tempa, ale nie koryguję - średnio 4:35. Po tym powtórzeniu już banan na twarzy, bo nie taki diabeł straszny. Czwarte na tej samej praktycznie intensywności 4:33. Mega zadowolenie, coś drgnęło. Wszystko to dziwne, a najdziwniejsze, że średnie tętno w okolicach progu. Czyli co za wolno? Jeszcze słowo o przerwach. W książce była 1 minuta, natomiast wydawało mi się to irracjonalne, więc skorygowałem do 3. Pewnie na 2 bym też to uciągnął. Oby to nie był jednorazowy wyskok.
SB 22.02.2020
BS 44' +6x10"spg = 7,6 km, 144/160 (73%/82%)
Jak było do przewidzenia dzisiaj nie szło jakoś swobodnie. Sprinty bez polotu, do tego pod spory wiatr. Nie robiłem ich ze 2 tygodnie i czuję się jak na początku. Taki trening na zaliczenie.
..........................................................
Śmiem twierdzić, że to najlepszy tydzień tych przygotowań. Objętość
55 km, ale co najważniejsze dwa dobrze pobiegane akcenty, które mam nadzieję przesuną mnie do przodu. Oczywiście mam świadomość, że póki co przesuwam się dopiero do miejsca gdzie już byłem, ale jestem cierpliwy. Sezon jest długi. Oby tylko zdrowie dopisywało to będzie dobrze. Trochę waga stanęła, więc nad tym muszę popracować.