Dream big: (20+40+90+180), cel: Łódź Maraton 2023 (3:30-3:45)

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

79/2019 niedziela - dyszka w krosie

Piątek i sobota to lizanie ran po połówce, zarówno fizycznych jak i psychicznych. Przez spieprzoną technikę człapu w drugiej części, uklepałem sobie strasznie czwórki, dopiero w niedzielę puściły.

Miałem wyjść o 5 rano, młoda o 4:30 przydreptała po mleko, stwierdziłem, że jeszcze pośpię i tak do 5:50, ogarnięcie się i 6:05 wyszedłem. Po powrocie do domu myślałem, że mnie żona zabije, bo młoda wstała o 6:06 jak tylko drzwi się zamknęły :bum:

Enyłej, wyszedłem i postanowiłem pobiec coś innego niż zawsze, dawno (a ze 3-4 lata) nie biegłem dookoła lotniska, któe mam 1 km od domu. Więc start. Wszystko w BSie, na początek górny zakres owego. 1 km chodnik i asfalt, a potem wzdłuż lotniska, szuter, piasek, trochę betonowych płyt, znów szuter, lekko nierówno, trochę podbiegów, z czego dwa może nienajwyższe, ale te kilka metrów, dość spore nachylenie i piach zrobiły swoje i puls podskoczył a tempo spadło, ale oprócz jednego kaema, gdzie musiałem kombinować jak przejść / obejść kilkumetrowy połać błota i nie uyebać się po kostki, nie spadało poniżej 6:00, a mnie się biegło bardzo ciekawie, sporo cienia, wciąż nierówno. Trochę wysiłku mnie to kosztowało, tym bardziej że rozbolało mnie lewe kolano, ale to 100% od nieprzyzwyczajenia do terenu. Część dziewiątego po asfalcie, potem znów szuter/piach i chodnik na koniec. Ostatnie 300m postanowiłem zrobić żwawiej i poszło <5:00.

Ostatecznie 11,3 w godzinę pięć. Miły trening, będę to co jakiś czas biegał, bo tego mi brakowało, takiego krosu właśnie.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

80/2019 wtorek - dyszka w BSie

Budzik przyszedł po mleko o godzinie właściwej, to poszedłem pobiegać. Dziś BS, jakoś tak chyba potrzebuję chwili refleksji nad planem na "po urlopie".

Dziś przymierzałem się, żeby zrobić ze 3km rozgrzewki a potem do końca zrobić 1 progowo/1 BS, ale jak zacząłem biec, stwierdziłem, że nie chce mi się rzeźbić i zrobię to jutro. Szło to jakoś tak ciężko, nienaturalnie, nie chciałem cisnąć. Odhaczone.

W przerwie wylądowałem na kozetce u fizjoterapeuty. Generalnie jak stwierdził, widać, że pracuję przy kompie, tylne taśmy pospinane to raz, do wzmocnienia to dwa, analogicznie łydki i "mocno leniwy tyłek" :bum: a potem rozluźnił mi to co miałem spięte (jak stwierdził, rolowanie i rozciąganie są spoko, ale u mnie siłówka to podstawa do usunięcia przyczyn). Faaaaak, ja już zapomniałem jak wizyta u fizjo boli, przy łydce to myślałem, że będę gryźć leżankę, a jak mi zaczął majstrować przy Achillesie (którego faktycznie mam początek zapalenia), to stwierdziłem, że od poniedziałku rozważę szach zamiast biegania :szok:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

81/2019 wtorek (2 tyg. później) - BS + 8x15s. przebieżki

Kolejne 2 tygodnie "regeneracji". Po BSie i planach na coś szybszego, przyszło pakowanie, szykowanie i tak oto od soboty 21 sierpnia byliśmy w Jastarni (bardzo lubię tę miejscówkę, to nasza druga wizyta i naprawdę fajnie, niedużo ludzi, w miarę spoko ceny, tylko ten dojazd...). Tam terenów do biegania mnóstwo - w lewo i w prawo :bum: chcesz po płaskim, proszę, chcesz w krosie i to nawet wymagającym - jest gdzie. Nie doszacowałem jednego - wpływu dzieciarni, a konkretnie młodszej. W niedzielę rano poszliśmy na plażę nad Bałtyk (celowo nie używam słowa "morze", nie ta temperatura), fajnie, cacy, słoneczko, dzieciaki polazły pływać na delfinie i na materacu w takim oczku pozostałym po przypływie, 10m długie, 3m szerokie, pół metra głębokie i CIEPŁE.

No i fajnie, tylko akurat moja młoda postanowiła wprowadzić więcej realizmu do zabawy z samą sobą w kuchnię i uparcie mimo zakazów, z partyzanta spijała wodę z tego bajorka. No, więc o 15 obiad, o 15.15 początek wymiotów, koniec o 20, dalej czuwanie. Noc spoko, poranek też, śniadanie, plaża, po powrocie replay. Środa lekarz (podrażnienie błony śluzowej żołądka), dziecko dętka, do wieczora, noc przepłakana (boji bziusiek), następne dni mniej więcej kalka z wtorku (dętka i późniejsze rzyganko i zgon wieczorem), albo 3-4 godziny spoko, potem zgon i dętka. Kolejność dowolna. Plus marudność 150%. Więc tak mi zleciał urlop. Wolne miałem tylko wieczory po 21, więc rozsądnie wybierałem Browar Amber zamiast biegania. Wróciliśmy w poniedziałek (przedłużyliśmy, żeby ominąć korki weekendowe) i wieczorem relaksacyjnie szisza, a co.

============== (gruba kreska)

We wtorek o poranku (4:50) wstało się nieźle, 5:05 ruszyłem w BSa, chciałem robić ciut szybszego i zrobic 10-11km, ale skoro miało być Easy, to trzymałem górnego zakresu tempa E (5:50), a i tak nie było tak 100% easy. No ale szło jakoś. Żeby wrócić do 6 ściąłem trochę pętlę, ale za to zrobiłem 8x ~15s. przebieżek. Do tego wieczorem wziąłem się za jogę - położyliśmy dzieci wcześniej, to zrobiłem jeden secik 24 minuty plus drugi 16, do tego dołożyłem ćwiczenia rozluźniające i siłowe od fizji. I dziś to czuję :hahaha:

W tym tygodniu planuję jeszcze 2 treningu, czwartek i piątek, a w niedzielę Łódź Business Run. Treningi albo BS (może w formie lekkiego BNP), albo jakiś 2 zakres. A od poniedziałku plan pod dyszkę, z którego na jakimś parkrunie spróbuję zaatakować PB na 5k. Połówkę odpuszczam na zawodach, bo nie chce rzeźbić w gównie, najwyżej któregoś dnia jak będzie forma zrobię jakoś w treningu 1:44:59 (tyle bez atestu da mi świadomość życiówki), chcę się skupić na dyszce i wzmocnieniu siły, żeby te kontuzje się skończyły. Plan układam sobie sam, jest kilka jednostek które chciałbym pobiegać. Zawody do wykonania planu, 13.10 Uniejów (25% szans), 20.10 Koło (74% szans), 15 na sytuacje losowe.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Ludziska, poratujcie, w delegacji w Wawie siedzę na Placu Zawiszy, trza pobiegać - gdzie najlepiej z tej miejscówki?
EDIT. I może jakaś bieżnia ogólnodostępna w okolicy?
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

82/2019 piątek - BS + 1,5 progowo

Dziś znaaaacznie lepiej, chyba organizm dostał wcześniej info, że wracamy do biegania i był na to gotów. Dziś biegłem 20s szybciej niż 3 dni temu, a jednocześnie tętno niższe o 10 uderzeń. Plus samo odczucie bardzo przyjemne - to nie było klasyczne Easy, ale pod kontrolą. Na koniec dodałem niecałe 1,5km w tempie progowym, żeby zobaczyć, czy jestem w stanie wejść na tempo poniżej 5:00. O dziwo 4:40 szło całkiem znośnie, więc może coś z tego jeszcze będzie ;)

83/2019 niedziela - Łódź Business Run 2019

Ostatnio startowałem w tych zawodach 3 lata temu, na ciut krótszej chyba trasie zrobiłem 16:09 - wtedy zajęliśmy 29/252 zespoły. Rok temu przerwa, a w tym roku zostałem wytypowany do zespołu fabrycznego ;) tzn reprezentacja, więc trzeba było szybko biegać. Opróćz tego były jeszcze 2 zespoły, jeden mniej ambitny i drugi for fun, jak sami stwierdzili.
Jak z tym szybkim bieganiem u mnie ostatnio to wiadomo, natomiast realnie i ambitnie wyznaczyłem sobie cel - tempo 4:20. W Łodzi od rana lało. Zrezygnowałem z Li-Ningów superlight 14, które uwielbiam i biegam w nich wszystkie zawody odkąd je mam, bo wiedziałem, że byłaby ślizgawka. Zarzuciłem Reeboki, które jak zjarzyłem na miejscu, bieżnika mają jeszcze mniej, i na tym centymetrze wody jaki był na asfalcie jeździły jak nowe wózki w Tesco. Chwilowo założenie 4:20 poszło w cholerę. Ale stopniowo przestało padać, została jakaś drobna mżawka, woda z asfaltu spłynęła i zrobiło się znośnie. Plan wrócił. biegłem na 4 zmianie z 5. Na pierwszej odpaliliśmy naszego kapitana, dobiegł 8/600, kolana ma do biegania max 5k, ale na krótkie dystanse daje czadu, pętlę ok. 3,8 zrobił w 13:15. Druga i trzecia zmiana odpowiednio 16:15 i 16:09, więc się chłopaki nie obijali i zrobili przyzwoite czasy. Dopchałem się do strefy zmian, uprzednio rozgrzawszy się, zwłaszcza pod kątem achillesa, który po rozgrzewce i przebieżkach puścił i można było się ścigać. W sumie formuła jest taka a nie inna, więc ścigałem się z czasem, a nie z innymi, bo wyprzedzałem ludzi raczej z 3 zmian, będąc o jedną do przodu. Na szczęście udało mi się z daleka wypatrzeć kumpla, więc zająłem dogodną pozycję do przekazania pałeczki :bum: złapałem ją mocno i ruszam.

Biegnie mi się cudnie, lekko, szybko, dynamicznie, rzut oka na zegarek i musiałem drugim okiem potwierdzić, że widzę 3:36 (zacząłem w ogóle od 3:17...) o_O więc po hamulcach, po chwili spadło do 4:20, ale wiedziałem, że lekko nie będzie, skoro wystrzeliłem o wiele za szybko. W dodatku zegarek wystartowałem po chwili, w ferworze wciskając lap, a nie start. Starałem się trzymać równe tempo, co przy konieczności lawirowania między wolniejszymi biegaczami, oraz trzymaniu się w miarę optymalnego toru wcale nie było proste. Trasa dość kręta, 2 agrafki i 12 zakrętów o +- 90 stopni, wąska, więc trzeba było co chwila zwalniać. Starałem się trzymać tempo, ale lekko nie było. Końcówka 2 kilometra to spadek tempa powyżej 4:30, ale trochę zamierzony, i tak było kręto, a wiedziałem, że jak wybiegnę na prostą to nie licząc agrafki mam prawie 800m żeby nadgonić. Po jakichś 200 metrach tempo znów przysiadło, ale podgoniłem, po czym na 500m do mety zacząłem się zbierać, dostałem doping, więc trzeba było cisnąć - podbiłem do tempa <4:10, końcówkę już lecąc <3:40. Ostatecznie czas z pałki 15:53, po mnie zamknął drugi szybkościowiec w drużynie, robiąc 14:20 i ostatecznie jako zespół 1:15:54, zajmując miejsce open 13/606. Całkiem nieźle :) pozostałe zespoły doleciały na 71 i 318 miejscu. Plan zrealizowany,

84/2019 poniedziałek - witamy w Warszawie
Jestem 3 dni w delegacji, więc trza pobiegać. Różne opcje chodziły po głowie, ale na rzucone rano pytanie dostałem komplet bardzo przydatnych odpowiedzi, więc poleciałem na Agrykolę, na trening Royal Runners Club, który prowadził m.in. Paweł Olszewski, brat Bartka. Z uwagi na korki i to, że szkolenie skończyło mi się 17:30, do 18 miałem mało czasu. Zostawiłem telefon w domu i ruszyłem. Biegiem. Dobiegając na Agrykolę miałem już 4km na liczniku. I dostaję info, że dziś interwały. W sumie spoko, nie biegałem dawno klasycznych interwałów. Podpiąłem się pod grupę, która robiła rozgrzewkę, polecieliśmy do Łazienek, zrobić 3km, w tempie tak 5:30. Czyli miałem już na liczniku 7. Nieźle. Skipy, krążenia w truchcie, itp. i przed startem odcinków garmin piknął 8km. A ja będę biegał interwały. A tu niespodzianka - będą broken miles. Nawet się ucieszyłem, bo i tak miałem ten trening w planie, ale nie wiedziałem czego się spodziewać, bo to była premiera. A ja dzień po zawodach i po 8km rozgrzewki :bum: Postanowiłem nie szaleć, i lecieć tempem na życiówkę na 10k, a te szybsze, poniżej życiówki na 5k. 3 koła na bieżni, po 3 torze, wyszły po 1:48, 1:49 i 1:50, raczej pod kontrolą, bo nie chciałem cisnąć mając w pamięci ciąg dalszy. 200m truchtu, i 400 szybko (1:42). Co ciekawe Stryd pokazuje 420/430 metrów na koło, może dlatego że biegłem po zewnętrznej części bieżni. Nic to, tempo chwilowe trzymałem swoje. Pierwsze zaliczone. 400m truchtu i drugie, 1:51, 1:50 i 1:51, a potem 1:44. Ciężej (ciekawe dlaczego, co?), ale wykonalnie. Przerwa 400m i ostatnie - tu już musiałem trochę popracować, żeby tempo nie zjeżdżało, starałem się te 4:42-4:26 trzymać. po 200m truchtu ostatnie 400 w 1:44 i 200m truchtu. Czwartego wolałbym nie robić, bo to już by było ooooostre piłowanie. Na do widzenia jeszcze 800 m truchtu i do domu. Ja tu miałem juz 15km nabite, a do domu 4km ;) podbiegłem sobie jeszcze na Agrykolę, jezu jaki rzeźnicki podbieg, tam chyba kiedyś MW leciał pod górę,współczuję i skończyłem, bo achilles zaczął dawać o sobie znać. Do domu spacerkiem, bo nie mogłem ustalić którym środkiem komunikacji najlepiej wracać i skąd (bo telefon zostawiłem w hotelu :hahaha: ) więc wróciłem po 2,5h treningu, zrobiwszy prawie 20km po Wawie.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

85/2019 środa - szybki BS

Po poniedziałkowej wieczornej kobyłce pomysł na wtorkowe bieganie porankiem rozsądnie odpadł, wtorek wieczorem też jeszcze achillesa czułem, więc środa. A że późno poszedłem spać, to i rano nie za bardzo się zebrałem, więc skoczyłem na Pole Mokotowskie. Odbębniłem szósteczkę po jakieś 5:35 (+ czas na światłach) i do hotelu na szkolenie.

86/2019 niedziela - krosik w 2 zakresie
Do niedzieli nie biegałem, w dodatku żona dała mi się wyspać i pierwszy raz od lat wstając zobaczyłem na zegarku 9:30 :szok: :szok: :szok:
Jak położyliśmy młodą, wyskoczyłem pobiegać, nie wziąłem wody (celowo), i ruszyłem z planem zrobienia ciut większej pętelki dookoła lotniska. Wybiegłem i jakoś tak naturalnie biegnąc 5:40 oddychałem nosem 4-4 na pełnym komforcie. Po 4km przeszedłem na 3-3, przyspieszając do 5:30 i biegnąć po bardziej nierównym terenie. Tętno dobiło do 168-170, czyli >85%, czułem wysiłek, ale fajnie i się biegło, jak wybiegłem z krosu na równe podkręciłem tempo do <5:00 i tętno doszło do prawie 90%. Ogólnie bardzo fajny trening, mocny, ale zrobiony w formie dnia konia. Niepokoi ten cholerny achilles, od wczoraj cały sztywny, aż odpuściłem poranne bieganie. Zobaczymy jak będzie w wtorek rano. Coś mi się ta dyszka w tym sezonie oddalać zaczyna.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

87/2019 piątek - BS
nie wiem czy ten kros tak mnie załatwił, czy tylko był ostatnim przysłowiowym gwoździem do trumny, ale w poniedziałek obudziłem się z bolącym achillesem (co znam) i w bonusie bolącym i sztywnym odcinkiem lędźwiowym kręgosłupa (co stanowiło niemiłą nowość). Więc grzecznie przedłużyłem sen o godzinę i liczyłem że przejdzie. Tak przechodziło/nie przechodziło, więc w czwartek wieczorem zrobiłem trochę jogi. Pomogło, więc porankiem wyskoczyłem pobiegać. Zdroworozsądkowo BS, szybszy trochę, tak po 5:30, i co ciekawe i dla mnie szokujące, byłem w stanie lecieć to oddychając 4-4, tylko nosem. Średnie tętno wyszło 151. Kalibrowałem footpoda, więc mnie trochę oszukał na dystansie (~200m), więc i tempie.

88/2019 niedziela - 6x1 P na 90s przerwy
Wreszcie solidne bieganie.Wstałem 5:30, wyszedłem 5:45, ruszam. Oddechowo 4-4 i lecę rozgrzewkowego BSa. Co ciekawe, Stryd pokazuje tempo 5:30-5:35, a Garmin odpikuje kaemy po 5:45-5:50. Więc z tyłka, i tak do końca treningu szło. Nie wiem, czy to kwestia tego, ze przesiadłem się tym razem z footpoda, ale nie było tak jak być powinno.

Niemniej progi. Tempo chwilowe 4:35-4:40, poszczególne kilometry pikały w 4:49, 4:47, 4:49, 4:51, 4:41, 4:37, gdzie ostatni trochę pod górkę i mam wrażenie, że każdy leciałem szybciej niż pokazywał, właśnie bliżej tempa chwilowego. Ogólnie fajny trening, 1,5 minuty przerwy w truchcie (niby Daniels mówi 1', ale 30s mnie nie zbawiło a dla głowy było buforem). Wszystkie weszły przyzwoicie, bez szarpania tempa, w jednym miejscu musiałem trochę przypilnować (nie przypiłować), żeby tempo nie siadło, ale nie biegłem po utwardzonym, tylko po szutrowej ścieżce. Bardzo mnie podbudował ten trening, tym bardziej że od miesiąca ponad, czyli od nieszczęsnej połówki biegam mocno w kratkę, i nawet bardziej w kratkę niż mocno.

Wieczorem znów bolały plecy, to stwierdziliśmy z żoną, że joga. I do pewnego momentu pomagała, aż z jednej figury nie mogłem się wyprostować, ogólnie przez 2-3 minuty byłem mocno zblokowany. Więc ratunkowa wizyta u fizjo w Medicoverze w poniedziałek (fart, że była dostępna). Posprawdzał mobilność stawów, okazało się, że mam przyblokowane stawy biodrowo-kryżowe, poustawiał, przekręcił, chrupnęło tu i tam i przeszło. 1-2 dni przerwy od obciążeń i jutro wracam do biegania. Może jakiś ciągły progowy sobie zapodam, albo podbiegi, a progowy w piątek. Pomyślę, cały czas układam w głowie i na papierze plan na 10k. Wrzucę jak dokończę.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

89/2019 czwartek - 10 KM BSa
Znów mniej biegania, zmęczenie ostatnimi tygodniami, bardziej psychiczne niż fizyczne, więc żona mnie wygoniła biegaż wieczorem w czwartek, żebym w piątek rano nie biegał. Obżarstwo na obiad, po całym, długim dniu, więc nie do końca komfortowo mi się biegło, ale do przeżycia, dyszka zrobiona poniżej 6:00, na średnim tętnie 149. Ogólnie nie takie easy Easy.

90/2019 niedziela - 20' progowo po lesie W niedzielę planowałem jakiegoś longa z szybszą końcówką, ale w sobotę bieganie mi wypadło (tu oryginalnie miał być progowy), to postanowiłem się przewentylować. Wykopany z domu w trakcie drzemki młodej, jak młody po godzinie budowania z klocków i wygłupów postanowił poprosic o bajkę, ruszyłem. Jako że jasno (a teraz biegając o 5 rano światło słoneczne to brakujący zasób), postanowiłem polecieć do lasu i tam zrobić progi po ścieżkach. Tempo miało być 4:40-4:45, bez napinania się.

3km rozgrzewki, po 5:30-5:35 (szło, to nie hamowałem, skoro i tak zaraz miałem odpalić), i ruszam. Akurat inteligentnie wybiegłem na początek progowego na płytówkę obok lotniska, dostałem taki wmordęwind na 300-350 pierwszych metrów, że ledwo szło mi trzymanie ~4:50... A jak wreszcie skręciłem w las, to przy niezmienionej intensywności tempo skoczyło na 4:30, więc grubo. Na szczęście ustabilizowałem i biegłem dalej swoje, mając świadomość, że mam 20 minut dość trudnego treningu. Brak regularnego obiegania też, więc nie chojrakowałem. Jak było można, schodziłem do 4:40, jak nie, to 4:50 nie sprawiało, że się stresowałem. Poszczególne kaemy weszły 4:49, 4:43, 4:46 i 4:44, plus minuta z ósmego. Trochę truchtu i siku na uspokojenie :hejhej: i już spokojnie do domu. Weszło ciężkawo->ciężko, HR wyszło ponad 90% na końcówce, ale bez zajezdni.

To tyle jeśli o zeszły tydzień. Bieżący zaczynam jutro.

---------------------------

Teraz będzie trochę refleksyjnie, jak to się człowiekowi zmienia optyka i jak słowa "o @#$%^, przejebane..." potrafią być względne po wielokroć.
8 sierpnia mój tata trafił do szpitala z udarem, klasycznie, lewa ręka, niedowład, część twarzy tak samo, umysłowo na szczęście spoko. No właśnie, "o @#$%^, przejebane, rehabilitacja, praca, tym samym przepda rodzicom wyjazd wakacyjny, sanatorium :hahaha: , czyli pierwszy wyjazd od 3 dekad, gdzie mieli mieć wszystko podane, czysty chill i relaks, szkoda że przepadnie, ale następnym razem się pojedzie".

No właśnie, tylko oprócz tego udaru, znaleźni poważne zapalenie (CRP pod sufitem). Zaczęli szukać. Znaleźni zatorowość płucną obwodową, na poziomie bezpośrednio zagrażającym życiu. "O @#$%^, przejebane... ". Więc zaczęli leczyć udar i zatorowość, i szukać jej przyczyny. Po kilku dniach znaleźli. Nowotwór trzustki z przerzutami na wątrobę i węzły chłonne, taki sam, na który 30 lat temu zmarła babcia, mama taty. Diagnoza sama w sobie załamująca, więc pozwolę sobie przytoczyć wcześniej już wspomniane "o @#$%^, przejebane...". Biopsja zmian wątroby na potwierdzenie, zapis na chemię paliatywną na 15.09, i świadomość tego, że nie zostało wiele czasu. Że stwierdzenie "a takie mieliśmy dobre życie" właśnie się zdezaktualizowało, a zaczyna się myśleć o tym, które święta będą tymi ostatnimi, skoro mediana przeżywalności dla tego guza to 3-6 miesięcy po diagnozie. Zegar w głowie wystartował, ale optymizm budził fakt, że tata był w doskonałej formie, może chemii (zakwalifikowano go do mocniejszej, choć bardziej toksycznej) uda się wyrwać jak najwięcej czasu.

Nadchodzi 11 września. Wracam z Wawki ze szkolenia, telefon - tata miał udar, sparaliżowało mu mowę i lewą połowę ciała. W tym momencie zegar przyspieszył, i szansa na chemię zrobiła się iluzoryczna. Więc "O @#$%^, przejebane..." weszło w kolejną fazę. Udarówka w łódzkich Łagiewnikach to nie jest miejsce, gdzie się chce trafić, albo odwiedzać kogokolwiek. Odwiedziny po jednej osobie, 12-14 i 16-18, z zegarkiem w reku wywalają i nie ma że boli. Ale spoko, zaczął wracać do siebie, powoli sprawnośći komunikacja się poprawiały, pojawiła się szansa na chemię. Już nie tę mocniejszą, ale JAKĄŚ. Ale pojawia się 17 września. Telefon. Kolejny udar, wyłączyło go prawie całkowicie. I każdego kolejnego dnia wyłączało coraz bardziej.

W piątek, 27 września poznaliśmy odpowiedź na pytanie, które święta będą ostatnie. Poprzednie... To nie był rok, nie pół, nawet nie 3 miesiące. To było 7 tygodni. Jak bardzo zmienia to optykę, wiedzą Ci którzy to przeszli. Kiedy początkowy "tylko rok" urasta w pewnej chwili to nie wiadomo jakiego przywileju, przywileju który człowiekowi nie jest dany.

Nic nie jest dane na wieczność, dlatego jeśli to czytacie, weźcie telefon, zadzwońcie do kogoś, na kim Wam zależy. Do kogoś z kim dawno się nie widzieliście. Nidy nie wiadomo, ile jeszcze zostało. I komu.

Pozdrowienia dla wszystkich,
Marcin
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

91/2019 środa - 10 KM BSa z szybszą końcówką.

Wtorek wieczorem odpuściłem, bo psychika potrzebowała wyciszenia innego typu. Środa rano o 5:15 wyszedłem pobiegać. Plan prosty - po niedzielnych progach, coś spokojnego z jakimś pazurkiem jak będzie szło.

Początek z tempem z tyłka (piknęło 6:30), ale biegłem swoje i drug kilometr znacznie bardziej miarodajne 5:50. Całość spokojnie, oddech nosem szedł 4-4, starałem się oddychać spokojnie, nie głęboko, a jednocześnie trzymać dolnego zakresu tempa BSa z kalkulatora Danielsa (5:57 dla wyników z Piotrkowskiej czy ostatniego Business Run). 7 km po ~5:50 weszło na pulsie około 150 (148-154), następnie 3 km tempa okołomaratońskiego, 5:15 - 5:20, oddychając już 3-3 (ale z zapasem). Bardzo przyjemny trening. W tym tygodniu upchnę 3 wyjścia, w przyszłym jest cel na cztery.

Przymierzam się do zrobienia badań wydolnościowych z pomiarem mleczanu, zobaczymy czy/jak to wpłynie na moją świadomość i na treningi. Ale to
później. Najważniejsze, że achilles zaczyna puszczać.

=====================================

W międzyczasie skrystalizowałem sobie trochę planów na zawody. Jeśli się coś nie zadzieje niespodziewanego, 20.10 widzimy się w Kole. Naliczyłem na razie 4 osoby z forum, Jacek, Michał (infernal), Leszek (Leon_w). Całkiem zacna obsada :) czyli 2x sub40, 1x sub42 i 1x sub4X :bum: Tu ch... wie, pewnie na 44:XX będę leciał, czy z papierami, czy bez, fajnie byłoby SB ogarnąć, żeby ten sezon nie poszedł w piach.

Tydzień później u siebie niemalże pod domem mam nibytrailowy Decathlon Run. Moje ścieżki, obiegane w każdą możliwą stronę, więc jak pokażą trasę, będę mógł z dokładnością do 10-15s powiedzieć co będę biegł i co można wykręcić. W Łodzi nie szykuje się żadna dycha na 11.11, a że ja na wyjazdy jestem tak chętny jak do przepłacania za sprzęt, to to będzie koniec raczej wyścigów. Choć nie ukrywam, że jakiś parkrun i PB na 5k bym przyatakował, żeby coś w 2019 poprawić jednak :bum:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Wczoraj wreszcie się zebrałem i wymierzyłem chodnik na lotnisko, żeby mieć możliwość biegania rytmów bliżej domu. Prostu odcinek 500 metrów odmierzony co 100, więc nie ma że boli. Analogicznie poleciałem na tartan na Zdrowiu, sprawdzić, czy te dwusetki to faktycznie dwusetki są, i okazało się, że nie licząc jednej 6-7 metrów krótszej i jednej 3m dłuższej, są dwusetkami z prawdziwego zdarzenia. A co ciekawe, Stryd mi je jako 190 prawie zawsze liczy. Całość ma 2028 metrów według załączonego sprzętu pomiarowego. Jeszcze tylko muszę jakieś 800-1000 wykminić i będzie git. ObrazekObrazek

Wysłane z mojego Mi A2 Lite .
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

92/2019 niedziela - 5km progowego

Od środy ciężko było się zebrać, więc niedziela to musiał być jakiś porządny trening. W sobotę młody na naukę pływania, pojechałem z nim, bo młoda została z żoną, więc znalazłem wolny tor na 25m basenie i postanowiłem popływać. Kraulem (bo kiedyś trochę umiałem). Ale bez okularów krytym kraulem pływa się... źle. Po pierwszych 50m stwierdziłem, że spoko mi się płynie, że z 500 zrobię. Po 100 kolejnych postanowiłem, że dobiję do 200 i przechodzę w żabkę :bum: bo jak sobie przypomniałem, ostatnio na basenie pływałem 20+ lat temu i część mięśni była w szoku, że zostały wywołane do działania.

Niedziela - młoda na drzemkę, ja na bieganie. 3km rozgrzewki, w trakcie której przebiegałem przez moje świeżo zaznaczone odcinki 100m, i stryd nie oszukał tym razem, każdy po 100, więc się ucieszyłem, a po rozgrzewce - progowy ciągły. Jak wychodziłem na termometrze były 2 stopnie, więc dół na krótko, w góra - koszulka termiczna z długim, a na to druga, z krótkim, czapka z daszkiem i buff'like komin na szyję - rękawiczki także, of korz. Przez kilometr wydawało mi się, że jak się rozgrzeję, to będę mógł zdjąć jedną warstwę. Ale jak po zakręcie pizgnęło mnie lodowatym wiatrem, to tylko wyglądałem zbiegu do lasu, a wszelkie pomysły o rozbieraniu się w trakcie spacyfikowałem od razu. Cel postawiłem sobie podobny jak tydzień temu - ostatnio było 20 minut (czyli ~4:45 x 4 + 1 minuta), to teraz postanowiłem dociągnąć do piątki. Tempo założone - 4:40 po leśnych ścieżkach. Muszę zmienić baterię w pulsometrze albo lepiej zwilżać pas, bo początek w BSie mi pod 170 puls pokazał, a potem spadł do realnych 150+.

Nic to, ruszam. Biegnie mi się mam wrażenie, że lepiej niż tydzień temu, a i tempo trzymam lepsze, pierwszy pika w 4:38. Ok, trochę zwalniam, kolejny 4:43, potem 4:42, 4:33 (jakoś się zagapiłem), i 4:43 na koniec. Na odrobinę niższym tętnie i wyższym tempie niż tydzień temu, mniejsze HR max na tym treningu niż tydzień temu. Przyjemnie, choć nie bez wysiłku. Widać, że to dobry trening i wiem, że mi go brakowało w tym sezonie.

W tym tygodniu mocno idę w 3/4 jednostki.

Wtorek - BS/TM/BNP - zależnie od samopoczucia po wizycie u fizjoterapeuty.
Czwartek - docelowe T10 (4:24), pewnie 6-7 x 1 km (żeby przypomnieć sobie to co przynajmniej w teorii mam biegać. Jak będzie źle, to tempo PB albo nawet 4:30.
Piątek - BS z przebieżkami (albo mocniejszą końcówką) - albo wolne
Sobota/Niedziela - 14-16 km wybieganie.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

93/2019 piątek - 2+2+1 T/10/P.

Początek tygodnia pod znakiem "skąd ja kuwa mam ten kaszel?!", i biegania niet. Wczoraj przeszło, wieczorem nie byłem w stanie wyjść (niechcemisizm lvl master, przestałem umieć chcieć biegać wieczorem), z treningiem wygrało home-made mojito :bum: , więc wyszedłem rano. Zmieniłem trochę trasę, żeby nie cisnąć cały czas tej samej pętli, wybrałem ciut krótszą, za to trochę bardziej wymagającą. Żeby nie cisnąć kolejnego ciągłego, postanowiłem zrobić 3x10minut progowego po ~4:40.

3km rozgrzewki i ruszam, pierwszy od razu z podbiegiem, wpada 4:36, ogólnie miałem problem z pilnowaniem tempa na bieżąco, szło sinusoidą. Drugi lekko spowolniony po tym podbiegu, wpada już 4:41, przerwa 2:15 w truchcie, w międzyczasie tłumaczę gościowi jak dotrzeć do niedalekiej ulicy, potem ruszam na kolejną dwójkę, oba wpadają po 4:37, znów przerwa 2:15 i ostatni 4:33, odpuściłem sobie szósty, chociaż bym go uciągnął, ale nic mi to nie da w kontekście Koła, a może mnie bardziej zmęczyć niż bym chciał. Więc grzecznie wróciłem do domu o 6:15, rezygnując z dokręcenia do pełnej dychy, a brakło raptem 200m.

W niedzielę jakieś spokojne wybieganie, tak do 15 km planuję zrobić, potem wtorek BS/TM, czwartek coś na przwietrzenie płuc, piątek/sobota coś na podtrzymanie i w niedzielę 10km w Kole.

Mam świadomość, że walki o 43:xx nie będzie, bo nie ma z czego. O życiówkę będzie (ekstremalnie) trudno, zostaje walka o SB (<45:44) i ustalenie tempa do kolejnych treningów. Bo wiosna idzie i fajnie byłoby się z szybkości do wiosny przygotować.

Plan na zawody jest prosty - ruszam na samopoczucie w tempie 4:33, w po 4km checkpoint czy da się zejść niżej bez ryzyka zarżnięcia się na koniec, jakby zostało 3km do końca a miałbym na koncie międzyczas na ~45:15, postaram się podciągnąć i na ostatnim 1-2 km zejść poniżej 45. No chyba że tempo 4:33 dojedzie do czwartego, a potem zajazd i obrona 46 ;) zobaczymy w niedzielę.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

94/2019 niedziela - BSo-minilong

Weekend miałem upakowany jak meble z Ikei w karton, w piątek flaszka u znajomych (no, może półtorej) i powrót o 22, a moje bąble wyglądały jakby pełby dystans IM właśnie skończyły, sobota rano basen (tym razem młoda poszła, czyli kilka powtórzeń z nią na desce i makaronie, a reszta w jacuzzi), potem wypad do parku i karmienie kaczek, i ostatecznie plac zabaw i galeria handlowa. W niedzielę rano chciałem zrobić mini longa. Nastawiłem nawet budzik na 5:20, ale o 6:45 skumałem, że to budzik który działa w dni robocze. Więc kicha. Za to po śniadaniu wypad do lasu (talerz grzybów udało się znaleźć), potem wybory, wizyta na 2 cmentarzach i wracając do domu (zgłodniał coś człowiek, ciekawe dlaczego), lampka, że przy Atlas Arenie festiwal food trucków (żarcieeeeeee!), to poświęciliśmy drzemkę młodej (postanowiliśmy zatyrać gadzinę :bum: ) i rura na szamę.

Najpierw trza nakarmić szarańczę, więc sobie wybrali "pierogi, ale jednak banany w czekoladzie i z posypką" (bleee), więc dało się zaczekać na chińskie pierożki z wołowiną i krewetkami (6-7/10), następnie poleciałem po burgera z pastrami, bekonem, żurawiną i jalapeno (9/10), potem wjechały churrosy z nutellą, a ja skoczyłem po bajgla z szarpaną wieprzowiną i bekonem (a jakże :bum: ). Po nasyceniu, do domu na relaks, jeden z ostatnich momentów do wypicia herbaty na balkonie. Młodzież "idziemy do Hani (młody dzień wcześniej ugadał się z sąsiadką)", poszli, po 5 minutach sąsiad - wpadajcie na tort. Po tym oprócz tortu (pyszny), dostałem browara (Pilsner Urquell rules), i o 20 po położeniu dzieci poszedłem na trening.

I ja się zastanawiałem, czemu mi się nie do końca lekko biegnie :bum: generalnie szło BSem, między 5:45 a 5:50, luźno, tempo równe, bez dryfu poniżej 155, do 160 dobiło 2x pod górkę, ale spadło potem więc super :) Średnie 152, uwzględniając 2x pit stop na światłach. Ogólnie super się biegło.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

95/2019 środa- TM/2 zakres?

Miałem to biegać wczoraj, ale okazało się, że miałem budzik na 4:50 w każdy dzień oprócz wtorku, i summa summarum wstałem 6:50 :bum:

Dziś się udało, więc ruszyłem, 2km BSa na rozgrzewkę, potem 7 km tempa które w założeniu powinno być maratońskim, ew. 2 zakresem (jakbym wiedział gdzie go mam :bum: ). Wchodziło około 5:10 +- 5s. Szło, trochę ciężej chyba niż powinno, ale jakiegoś piłowania nie było. Teraz w piątek jakiś set typu 4x800 albo 3x1000 progowo i w niedzielę* (tu było wcześniej piątek) do Koła na zawody.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

96/2019 39 Bieg Warciański.

Jacek, Michał, i Leszek trochę popisali, to i ja swoje perypetie dołożę :) Trening u mnie ostatnio był jaki był, liczyłem, że październikiem uda się podbić formę, żeby może w okolicy 45 się zakręcić, ale wyszło jak wyszło, ja nie biegałem, a nie kto inny.

Na wejściu porządne śniadanie, 5-6 tostów z miodem/dżemem, porządne nawadnianie od soboty od rana, wszystko zgodnie z planem. Ruszyliśmy z Jackiem około 8:50, trasa dość pusta, fajnie się jechało, czas zleciał miło i sympatycznie. Na miejscu kibelek, pakiet, depozyt, kibelek, wyłapaliśmy Michała (Leszka się nie udało, już myślałem, że zrezygnował. Polecieliśmy na rozgrzewkę, dołączył jaszcze jakiś czwarty biegacz, pogadaliśmy, luz. Słoneczko było, ale temperatura około 13 stopni, lekko chłodziło w ręce, więc stwierdziłem, że gotować nas nie będzie i powtórki z Aleksandrowa nie zaliczę. Dołożyłem ze 2 przebieżki i po obowiązkowej focie (Michał, gdzie fota, no gdzie? :bum: ) ruszyliśmy na start. Ja się ustawiłem za balonem na 45, wyłączyłem autolap i postanowiłem pace'a rozsądnie puścić przed sobą i w zależności od samopoczucia, jeśli będzie z czego, wyprzedzić na mecie :hahaha: Ale rozsądek podyktował bieg ciut wolniejszy na początku. Godzinę przed zjadłem żel, tuż przed biegiem drugi (bo bieg w porze lunchu na tostach z poranka skutkowałby zdrapywaniem mnie z ziemi)

Tasowania po starcie niewiele, miejsca dużo, można było równo biec. Trzymałem się tempa chwilowego tak 4:32/33, czułem się świetnie, balon był w zasięgu wzroku, biegłem. Zgubiłem pierwszą tabliczkę, więc zalapowałem przy drugiej, (9:12), ale wiedziałem, że jest ciut dalej (Stryd pokazał na tym odcinku 2:04 km), więc luz, pod nogą jest, trzymam tempo. Trzeci ciut szybciej (bo trzymałem około 4:30), ale piknął w 4:37 (znów rozjazd - 1,03). Gdzieś tu trochę się Ja bez ciśnień leciałem swoje, pilnując tempa. czwarty piknął 4:28, dla odmiany zrobiony tempem 4:36 (bo miał 0,97). Ani mnie to ziębiło, ani parzyło, bo tempo było względnie komfortowe (jak na zawody na dychę oczywiście), żadnej rzeźby. w okolicy wodopoju znów zgubiłem znacznik, skupiając się na tym, żeby przechwycić i wylać na siebie kubek wody, bo piłem swoją. Ten piąty to z jakimś niedużym podbiegiem, zrównoważonym przez zbieg na szóstym. Niestety w okolicach tego podbiegu, czyli ~4,5 km zacząłem czuć, że nogi lekko puszczają tempo, a ja znacznie bardziej puściłem balona. Brak porządnych ciągłych i obiegania na tym tempie zaczął wychodzić, z czego zda(wa)łem sobie świadomość. Próbowałem się wieszać na innych biegaczach, ale albo biegli za szybko i mi odchodzili, albo za wolno i musiałem wyprzedzać. W połowie szóstego tempo jeszcze spadło, co było połączone z wybiegnięciem na 3km prostą, szeroką, ładnie odsłoniętą w słoneczku. Ta dwójka wpadła 9:26, tempem 4:40. Starałem się minimalizować straty, ale siódmy i ósmy weszły tempem 4:48 i 4:51 (0,94 km) - co ciekawe, długość kroku się utrzymała, ale kadencja poleciała o parę kroków, co zaowocowało taką a nie inną różnicą w tempie.

Jak zostało 2,5 do mety, zacząłem przyspieszać, szło to zrywami, ale szło. Nie było dla mnie problemem przyspieszyć, tylko utrzymać tempo. Z piknięciem ósmego podkręciłem kadencię i piłowałem, miałem drobne zwolnienia, ale głowa pracowała, bo nogi szły ile mogły, ale wolałyby wolniej. Dziewiąty w 4:32, z planem na podkęcenie jeszcze, żeby może to 46 złamać. Na początku dziesiątego zapłaciłem trochę za dziewiąty, wiedziałem że niedługo będzie zakręt w prawo, trochę prostej i do mety, mijam jedną przecznicę, jeszcze nie, o! Druga!, kuwa, jeszcze też nie, dopier w trzecią skręciliśmy, a ja wypatruję miejsca żeby przyspieszyć. Ostatni zakręt w lewo, zostało 500 m do mety, ja gdzieś tam cisnę w okolicy 3:50, udało mi się spojrzeć na zegarek, na kilka metrów zamknąłem oczy (serio!), cisnąć ile fabryka dała, leciałem na oparach, 200 metrów do mety zauważyłem, ze mam okazję łyknąć jeszcze kilku zawodników, w tym dwie dziewczyny, rzuciłem wszystko co miałem, wpadając na metę w tempie 2:55, zalapowałem na macie (doświadczenie) i na miękkich nogach poszedłem oprzeć się o barierkę, bo bym padł (serio!). Jeszcze nigdy nie musiałem tyle odpocząć po biegu, co pokazuje, że nogi dały z siebie więcej niż zawsze, ale to głowie muszę podziękować. I trasie, bo na trudniejszej bym tak nie odrobił.

Z samego biegu jestem zadowolony, bo popracowałem. Pobiegłem tyle ile mogłem, na słońce nie za wiele mogę i chcę zrzucać, może 10-15s. bym urwał więcej, jakbym zaczął kilka sekund wolniej pierwszą czwórkę to może bym nie spadł (tak) na tempie na 6-9, ale nie wydaje mi się. Jak a to, że w sierpniu wybiegałem 75km, we wrześniu 100, a w październiku 55 (nie licząc wyścigu), wynik bardzo przyzwoity. Tętno na mecie 192 pokazuje, że organizm nie wszedł na te obroty na które umie wejść, szybkości było nadto, wydolności wystarczyło, wytrzymałości na tych prędkościach brakło.

Więc od jutra zaczynam dalszą część jesieni, i biegam dalej. :taktak:

A tu po 30 sekundzie, zielona koszulka, biała czapka to ja, ja, ja
https://www.youtube.com/watch?v=o4xNYwd7tnM

Dzięki za przeczytanie.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
ODPOWIEDZ