Skoor - masochizm Rolli-fikowany

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

12.05.16 - 10km 4:40/km

Mialo byc luzno i w zasadzie bylo. Do okolo 8km kiedy walnelo troche wiatrem w paszcze. Bieglo sie nadzwyczaj luzno wiec sie nie chamowalem. Tempo 4:23/km, tetno dosc wysokie jak na "luzno" (152) ale wreszcie zaczyna robic sie cieplo i bylo okolo 20 stopni.

Troche bola dwuglowe i posladki po wczorajszych 200tkach.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

TWL 5x1000/1000 3:45/4:15

Daaaaawno tego nie biegalem. Jakies 6miesiecy temu lekko bym sie denerwowal przed takim treningiem, teraz... jestem spokojny jak kamien :hahaha: Rwno tetno 38, wegle podladowane po dniu wysokim git-malina jednym slowem. Wstalem o 5 zeby na spokojnie zrobic trening przed komunia mlodej. Wyprowadzilem psa, wzialem samochod i polazlem. Podjazd autem na moja petle daje mi pewien komfort psychiczny, ze gdybym dojechal sie treningiem to nie bede musial 4km czlapac do domu, a jak bede mial ochote poczlapac to sobie i twk poczlapie ;)

Samo TWL poszlo bdb. Bez kryzysow, dosc spokojnie i rowno. Zaczalem od wolnego tysiaczka i na takim tez skonczylem czyli parzyste byly szybkie:

1. 4:14,6
2. 3:48,0
3. 4:13,5
4. 4:43,0
5. 4:11,6
6. 3:43,9
7. 4:12,7
8. 3:43,8
9. 4:15,7
10. 3:43,6
11. 4:15,7

Pierwszy szybki standardowo lekko wolniej, tak jakos wychodzi zanim zlapie rytm. Nie walcze z tym bo po co. Po 3 szybkim tysiaku szybkie kilka lykow coli, czyli okolo 10s w marszu. Miedzy szybkim a wolnym bylo jeszcze 84m w tempie wolnego bo okrazenie niewymiarowe. Generalnie fajny mocny trening bez zajezdni.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

14.05.17 - 12km 5:10/km

Takie tam truchtanko po komunijne z 2kg dodatkowego balastu :bum: Balast jednak był planowany więc wszystko jest ok ;) Biegło się lekko miło i przyjemnie. Przez obżarstwo tętno było lekko podbite ale bez tragedii. Po 12km zrobiłem kilka sprintów dla rozruszania, a później jeszcze 5km TMŻ-ta z żonką w słoneczku. Generalnie dzień zaczął się dobrze.

Dla ciekawych, efekty ostatniej pracy nad techniką:

23s/100m
20s,17s,15s/100m
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

16.05.17 - 6km 3:45/km

Ciągły w tempie na dychę. W sumie znowu jakoś mnie ten trening nie stresował. Byłem po weekendowym podbiciu kalorii (komunia jednak do czegoś się przydaje), byłem wyspany, tętno spoczynkowe 37. Nic tylko iść na akcent. W przyszłym sukcesie treningowym ;) utwierdziła mnie rozgrzewka. 4km weszły luźno w 4:29/km i tętnie średnim 136bpm. CZAD. Wiedziałem też, że nie będę na siłę trzymał tempa 3:45, ale też nie miałem zamiaru gonić. Chciałem pobiec "na luzie" bez walki o tempo ale nie wolniej niż... I generalnie wyszło. Pierwsze 2km spokojnie, kolejne też, ale już na lekkim zmęczeniu, ostatnie 2 już ciężkie, bez zerkania na zegarek i kontroli tempa, jedynie na wyczucie starałem się nie zwolnić. Ostatnie 1200m to już było przekonywanie głowy, że już niedaleko i że zaraz odpoczynek. W sumie udało się jak planowałem. 6,25km zrobiłem w czasie 23:08, tempo 3:43/km, tętno średnie 163, max. 172. Po ciągłym zrobiłem jeszcze 2km schłodzenia które również wyszło w okolicy 4:30/km.

1. 3:40.9
2. 3:43.6

3. 0:17.7
4. 3:45.5
5. 3:42.1

6. 0:18.1
7. 3:42.1
8. 3:40.7

9. 0:17.0

Bardzo fajny mocny trening. Szczerze mówiąc nie mogę doczekać zawodów na 10km, aż mnie skręca, żeby się sprawdzić :tonieja:
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

18.05.17 - TWL 6x1000/1000 3:45/4:15

Niby praktycznie ten sam trening co w zeszłą sobotę, a dojechał mnie dziś kompletnie. We wtorek po ciągłym zrobiłem jeszcze trochę siły na pracę ekscentryczną i jak się okazało chyba trochę przegiąłem, wczoraj jeszcze tego nie czułem, ale dziś obudziłem się ze sporymi zakwasami na pośladkach łydkach i trochę na dwugłowych. Dodatkowo wczoraj miałem serię chodzenia po polach i szukania psa przez 3godziny. Fidżąg zgubił się na spacerze w lesie we wtorek... :wrrwrr: Obudziłem się dziś z tętnem 40 i obolałymi nogami, załatwiłem poranne obowiązki i udałem się na trening zapominając mojej coli do zapicia w trakcie. Było już około 20 stopni i pełne słońce. Bardzo przyjemna pogoda. Rozpocząłem rozgrzewkę i generalnie wchodziła luźno, tempo 4:39/km na dość niskim tętnie średnim 129bpm, ale czułem, że nogi to nie to samo co we wtorek. Po rozgrzewce przeszedłem do części właściwej i tu zaskoczenie bo wolne biegnie się baaaardzo dobrze, pierwszy szybki również chociaż nieco za wolno, druga seria wolno/szybko też ok, szybka szybciej ale dalej nie w czasie. Następne 2 serie wyszły już tak jak trzeba chociaż na wolnych czułem już pośladkowe. Piąta seria wolny ok i na szybkim zgon. Ledwo powłóczę nogami, jest mi ciężko i biegnę byle jak, nie mam siły przyśpieszyć. Ostatnia seria - wolny o 20s za wolno (w jego trakcie stwierdziłem, że ostatni szybki pobiegnę po 4/km) i szybki po pierwszych 200m zgon całkowity, nie mam siły, zatrzymuję się. Przez 30s oglądam buty i zastanawiam się co robić. Stwierdzam, że odpauzowuję zegarek i biegnę dalej. Jakoś się ogarniam i kończę trochę poniżej założeń. Chwilę oglądam buty i robię jeszcze kilometr wolnego (oczywiście za wolno) i jakieś 1,4km schłodzenia w okolicy 5/km i tętna 150. Do auta wracam na miękkich nóżkach. Miałem jeszcze dziś siłę robić ale odpuszczam bo dojadę się całkowicie na sobotę i będę przez te 30km cierpiał zamiast jeść snickersy :bum:

1. 4:13.0
2. 3:47.2
3. 4:09.5
4. 3:46.7
5. 4:11.1
6. 3:44.5
7. 4:12.5
8. 3:44.8
9. 4:12.2
10. 3:55.5
11. 4:34.7
12. 3:47.7
13. 4:24.4

A teraz jadę jeszcze szukać burka :chlip:
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Gratulujemy ukonczenia ULTRAROZTOCZE 30 km. Twoj czas 2:55:51, miejsce K/M M-7., Kat.wiek. Senior M-2.. www.chronotex.pl
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

20.05.17 - UltraRoztocze 30

Na szybko napisze cos o samym biegu. Jechalem na Roztocze troche z ciekawosci i troche z pedu jaki dalo mi bieganie w kopalni. Mialem pobiec spokojnie bez napalania sie na cokolwiek i bez jakiejkolwiek spiny. To byly chyba moje pierwsze zawody bez stresu, zawsze jade z jakimis zalozeniami co do biegu, a tu nie mialem ich wcale. Ot przebiec sie 30km z kolega, pojesc slodyczy na punkcie zywieniowym, poogladac widoczki i odwiedzic rodzinke. No i prawie ze wszystkim sie udalo, ale po kolei.

Startowalismy z Szczebrzeszyna o 14 w najwiekszy upal, ja niemalze jak chodzaca reklama kalenji, wszystko (z wyposazenia pod ultra) funkel nowka nie smigane. Buty kiprace trail z przebiegiem 0km (tak wiem, ze to bardzo madre, ale nie bylo kiedy obiegac), plecak jakis niby do ultra (fajny taki, przyda sie) normalnie widac, ze dziewica orleanska co to pierwszy raz na takim biegu jest, ale nic to. Ustawiamy sie na starcie, a tu zdziwko... nikt nie pcha sie na pierwsza linie jak na ulicy... Przy macie pomiarowej stoi grupka zawodnikow, pozniej pusto i cala reszta peletonu. O co chodzi, respekt jakis czuja czy zgubic sie nie chca? Mowie do Lukasza, ze idziemy na przod. Utawiamy sie, chwile czekamy i startujemy. Poczatkowo biegniemy po asfalcie, moze ze 2km, pod gore. Biegnie sie lekko bo tempo ok 5/km to spacer, nawet pod gore. Pozniej wbiegamy na pola i lecimy dalej - zaczyna sie zbieg. Puszczam noge luzno i lece. Szybko, zastanawiam sie czy nie zwolnic, ale mysle sobie, ze po co katowac nogi hamowaniem na zbiegu zwlaszcza, ze podloze bylo przyzwoite. Po zbiegu dluzszy odcinek po plaskim. Tu noga podaje, biegnie sie lekko, fajnie. "Eeeee... fajne to ultra, takie rozbieganie na luzie. Super!". Zegarek pika pierwsze 5km w czasie 24:06. Troche szybko. Pytam Lukasza czy tempo ok bo dluzszy czas biegnie za mna, a to on mial dyktowac tempo. Odpowiada, ze spoko. No jak spoko to spoko. Lecimy dalej. Trasa zaczyna robic sie trudniejsza. Biegniemy w dosc waskim wawozie wylozonym kamieniami. Jest nierowno, trace rytm i zwalniam. Intensywnosc skacze w gore. Do momentu gdy jest plasko to jakos sie biegnie, ale gdy zaczyna sie podbieg to juz powoli robi sie ciezko. Stwierdzam, ze nie ma co sie katowac i zamiast podbiegac, podchodze. W miedzyczasie wyciagam zela co to go mialem zjesc na 7,5km. Ciezko go zjadac wspinajac sie pod gore ale jakos idzie. Udalo sie na podejsciu zjesc polowe, reszte koncze juz w biegu truchtajac po polnej drodze. Co do zywienia to mialem plan jesc na 7,5km, na pk zywieniowym kolo 15km (kurde snickercy, a jak) i na 22,5 drugiego zela, a w miedzyczasie popijac sobie izo z rozpuszczonymi elektrolitami i wode. Po podejsciu trasa sie usookoila i jak pisalem dluzszy czas bieglo sie po rownej polnej drodze. Wiem, ze na 9km bieglem jeszcze z Lukaszem, bo zartowalem z nim, ze jeszcze polmaraton do przebiegniecia zostal, ale zaczalem zdawac sobie sprawe, ze zamiast biec jego tempem to biegniemy moim. Tak dreptajac zegarek wypikal kolejne 5km w czasie 27:46. Nastepne 3km to byla seria zbiegow i podbiegow gdzie zgubilem Lukasza i doszedlem kilku zawodnikow. Ich rowniez dosc szybko zostawilem z tylu dosc szybko wlasnie dzieki zbiegom. Teraz juz wiem o czym pisal Krzysztof Dolevowski w "Szczesliwi biegaja ultra" gdy opisywal, ze najwazniejsze w ultra sa zbiegi i najwiecej sie na nich traci/zyskuje. Widac umiem zbiegac bo sprawialo mi to spora frajde takie lecenie na zlamanie karku w dol. Przyhamowac musialem jedynie w wawozie gdzie bloto bylo przykryte suchymi liscmi. Po tych zbiegach pobieglem sobie juz sam jakimis polnymi sciezkami i na 13km dobieglem do punktu zywieniowego. W sumie nie wiedzialem, ze to juz tu bo spodziewalem sie go dopiero za 2km. Ktos zapytal czy ciezko "Jeszcze nie" odpowiedzialem. Ktos inny krzyknal, ze na prawo bufet. Odwrocilem glowe, bylem akurat na wysokosci wejscia do niego. Dialog wewnetrzny trwal ulamek sekundy. Machnalem reka "Nie trzeba" i pobieglem. Za 10m pomyslalem, ze snickersy no i sikac mi sie chce, no i co ja robie, jeszcze 17km (w sumie wyszlo, ze prawie 20)... "Aaaa ch...j, nie bede sie wracal" i pobieglem mowiac snickersom do widzenia. Szybko przekalkulowalem zapasy. Jeden zel, 500ml wody i tyle samo izo z elektrolitami. Czyli do 20km popijam izo, na 20km zjadam zela i od 20km lece na wodzi i izo o ile cos go zostanie. Ok, nie jest zle. Po jakis 600-700m znajduje zaciszne miejsce na siku. Zalatwiam sprawe i biegne dalej. Nikogo za mna i nikogo do scigania. Ot wybieganie po lesie robie, fajnie jest. Za chwile dowiaduje sie od chlopaka biegnacego z naprzeciwka z psem, ze mam 4min straty do prowadzacego. Kurcze... 4min na okolo polowie trasy, spoko. Dalszej czesci trasy to jakos dokladnie nie pamietam bo w zasadzie cos ciekawego dzialo ze 2-3 razy. Dlugo bieglem sam, pozniej zobaczylem, ze jakas koszulka majaczy mi w zasiegu wzroku. Zauwazylem tez ze koszulka co jakis czas maszeruje. Ja wtedy juz tez czasami maszerowalem. Glowne na podejsciach i marsze wykorzystywalem do popijania izo. Po rownym i z gorki juz napieralem. Doszedlem koszulke i uslyszalem od nie pytanie czy bedzie jeszcze jakis pk z woda. "No ladnie, gosc tez nie stanal na bufecie czy zwyczajnie go tak zeslabilo ze juz wszystko wypil?" Wodopoju juz mialo nie byc wiec dalem mu troche mojej wody i jakis czas napieralismy razem. W sumie to nawet kilka km bo pamietam, ze na 25 stwierdzil, ze juz ostatnie 5km. Ciul z tym, ze za jakies 200m byla tabliczka, ze zostalo jeszcze tych kaemow 7 :hahaha: zreszta cos mi tu nie gra bo pamietam, ze jak jadlem drugiego zela to bieglem juz sam, a to niby miwlo byc na 20km... wiec tamtego musialem zgubic wczesniej a o tych 5km to uslyszwlem chyba od kogo innego? Nie wiem... bylo nie bylo kolega koszulka co mu uzyczylem wody uratowal mnie raz przed zmyleniem trasy. Drugi raz trase pomylilem juz pod koniec biegu gdy bylo jakies 3km do koncu, ale ze bieglem sam a zawodnik za mna byl dosc daleko to jak mi krzyknal, ze zle biegne to juz musialem ze 200m nadrabiac i przez to stracilem jedna pozycje i za chwile druga. Mialem caly czas tych zawodnikow w zasiegu wzroki i bieglem rowno z nimi to juz byla koncowka i zaczynal sie zbieg na ktorym wyprzedzilem ze 3 osoby jeszcze, hmmm czyli nie jest zle, jedno oczko w generalce w stosunku do tego co mialem przed pomyleniem trasy. Zbieg zbieg zbieg i asfalt, kawalek asfaltem i znacznik 1km meta. I tak sie zastanawiam... walczyc i wyprzedzic tego jednego czy olac i stwierdzsm, ze olac. Mialem sie przeciez nie scigac i nie katowac. Rzucilem tylko okiem za siebie. Czysto, pozycja niezagrozona. I tak dotruchtalem do mety na 7miejscu open, a po DSQ mojego kolegi na 6 i 1 w kategorii.

W sumie po 20km to juz troche maszerowalem, ale glownie na podbiegach. Moze gdybym sie chcial wyzylowac to te 2 miejsca w generalce moglbym byc wyzej, a jedni to juz na 100%, ale i tak nic by mi to nie dalo poza satysfakcja ktora i tak mam. Fajne takie ultra, czlowiek sobie potruchta widoczki pooglada i jeszcze cos wygra. Polecam ;)

Aha i medale fajne dali, imienne ;)

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

23.05.17 - 10x(400m 75s + 100m rol.) p.4min marsz

Nie wiem czy to przez to coś co mnie ugryzło, czy ogólnie przez zmęczenie, ale rano czułem się nie za specjalnie. Rozwiozłem wszystkich gdzie trzeba, wróciłem do domu i stwierdziłem, że chwilę poleżę. No i przysnąłem. Obudził mnie sms od żony z pytaniem czy już wróciłem z biegania... No jasne kurde... nawet nie polazłem... Spałem 1,5h i czułem że pospałbym jeszcze. Wstałem, strzeliłem 600mg kofeiny (nie dziwcie się, na mnie to nie robi wrażenia biorąc pod uwagę jaką kawę potrafię wypić) i polazłem. Standardowo podjechałem autem na moją pętlę i zabrałem się za rozgrzewkę podczas której chciałem sobie poćwiczyć trochę bardziej dynamiczne wybicie. Tak minęło mi 4km w tempie 4:44. Po rozgrzewce zabrałem się za 400tki. W głowie miałem, że lepiej za wolno jak za szybko więc ruszyłem naprawdę luźno i bez spiny. Efekt niecałe 76s. Każda kolejna lekko szybciej ale tak samo luźno, jakbym te odcinki po 4/km robił. Miesiąc temu przez Siarkowcem robiłem taki sam trening i tam był dramat, zero luzu i walka - fakt, że wtedy warunki były ch... ale nie zmiena to tego, że przeskok jakościowy jest dramatyczny i to na 3 dzień po 30tce sobotniej.

1.
1:15.9
0:25.3
2.
1:13.1
0:24.0
3.
1:14.7
0:23.7
4.
1:14.1
0:23.6
5.
1:14.1
0:25.1
6.
1:13.7
0:23.4
7.
1:14.6
0:23.0
8.
1:14.3
0:22.9
9.
1:14.3
0:23.6
10.
1:15.0
0:22.7
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

15.05.17 - 3x1km 3:45 p.3min

Byłem dziś sobie zrobić badania, taki kompleksowy przegląd po 3 miesiącach diety i zresetowało mi system :bum: Siedzę sobie siedzę i nagle otwieram oczy i nie wiem co się dzieję dookoła mnie. Leżę na ziemi ktoś mnie trzyma za nogi, kto inny się patrzy z góry i coś gada a ja nie czaję o co chodzi. Restart systemu zajął jakieś 30s, później dochodziłem do siebie jeszcze kilka minut :bum: Niezła jazda, pobierano mi krew nie raz i nigdy mi się to nie przytrafiło :trup:

Wróciłem do domu, jeszcze lekko taki nie swój i zebrałem się na trening. W planie lekkie interwały T10. Poszło gładko i bez problemów. Tętnem udało mi się dobić do maks 156bpm. Schłodzenie i rozgrzewka też lekko. Generalnie dobrze jest.

1. 3:44.4
2. 3:44.9
3. 3:42.7
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ciezka trasa i ciezki warun. Spory kilometrowy podbieg na okolo 4,5km. Podbiegu spodziewalem sie na 7km, a tu niespodzianka :bum: Ot uroki biegania w nieznanym terenie. Dodatkowo mocno cieplo. Ze 25 stopni bylo. Koniec koncow 38:52. Pozytywne jest to, ze jednak na dosc ciezkiej trasie i trudnych warunkach jestem w stanie pobiec ponizej 39min, rok temu w podobnych warunkach po plaskim ledwo pobieglem nizej 42min. Z drugiej strony kolega trenujacy na rowerze i biegajacy do tej pory za mna pobiegl dzis 37:34 wiec dalo sie tyle pobiec.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

ELWID XI Integracyjny Bieg Klimontowski (10km)

No mam chwilę więc opiszę. Do biegu byłem przygotowany dobrze, nogi podawały, był luz. Waga też ok, byłem podładowany węglami. Tu dopięte na ostatni guzik. Nic nie można było raczej zrobić lepiej. Jak zajechaliśmy na miejsce to termometr w aucie pokazywał 25 stopni w słońcu (niektórzy twierdzą, że było 40 w słońcu i 25 w cieniu. Przesadzają). Wiatru raczej nie było. O 11 wystartowaliśmy. Pierwszy kilometr lekko za szybko, ale było z górki. Wyszło po 3:38/km, kolejne 2km nie cisnąłem jakoś mając na uwadze, że lekko nadrobiłem na pierwszym kaemie. Oba wyszły równo po 3:49. Kolejne pół kilometra po płaskim i na 3,5km długi kilometrowy podbieg o przewyższeniu około 50m (wg. tego co wymierzył garmin), walczyłem na nim trochę, żeby wiele nie stracić z tempa. Później kawałek po płaskim i dość stromy 500m zbieg. Tempo 4km 4:15/km, 5km 4:08. Trochę podochodziłem do siebie i stwierdziłem, że już pozamiatane. Pobiegłem do końca tylko tak żeby utrzymać pozycję, nie chciało mi się walczyć i gonić osób których i tak bym nie dogonił a zarzynać się w upale dla samego zarzynania też nie miałem ochoty. Kolejne kilometry wpadały kolejno w 6km - 4:05, 7km - 4:07, 8km - 4:04. Ostatnie 2 trochę przyśpieszyłem i oba wyszły w 3:55. Czas 38:53. Nie jestem przekonany czy była cała dycha, bo mi na zegarku brakło 250m, koledze 200. Z drugiej strony było sporo drzew, a trasa ponoć wymierzona. Nieważne. Tak to wyglądało. Jeśli miałem się nastawiać na walkę na tej trasie to wszystko powinno się rozegrać na pierwszych 3,5km z olaniem tempowo podbiegu i dalszej walce po nim.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

09.07.17 - V Stalowa Dycha

Minirelacja.

Nie nastawiałem się na nic. Miałem opłacone przez klub więc wypadało wystartować, zresztą jest to impreza która zaczynała swoją karierę razem ze mną. Byłem na każdej edycji więc tym bardziej wypadało się pokazać więc się pokazałem.

Było upalnie jak co roku. Wyszedłem z założenia, że będzie super jeśli uda się złamać 40min, ale ciśnienia nie miałem. Ustawiłem się w środku stawki co było trochę błędem bo musiałem kluczyć początkowo, ale nie chciałem stawać z moją zwyczajową grupą startową bo mogliby mnie pociągnąć na pierwszych kaemach i później byłoby baaardzo nieprzyjemnie. Generalnie biegłem swoje, tętno bardzo szybko wskoczyło na 170bpm i tak sobie było do końca. Wyprzedzałem systematycznie wolniejszych biegaczy czując się w sumie nieźle. Tak minęło pierwsze kółko. Na drugim było ciężej. Nie walczyłem o utrzymanie tempa, biegłem na stałej intensywności lekko zwalniając. Na 9km ktoś chciał mnie wyprzedzić. Nie dałem się i dzięki temu ostatni kilometr wyszedł najszybciej, a wisienką na tym kiepskim torcie był ładny finisz. Czas 41min, o 52s lepiej niż rok temu na tej trasie i warunkach identycznych, co czysto teortycznie daje jeszcze szanse na ładną życiówkę jesienią pod warunkiem, że wezmę się za robotę.

1 4:03.8
2 4:00.6
3 4:01.8
4 4:03.9
5 4:15.7
6 4:07.3
7 4:21.2
8 4:19.4
9 4:16.6
10 3:31.7
Podsumowanie 41:01

Można by pokusić się o podsumowanie sezonu wiosenno-letniego. No szału nie było. Mimo, że forma ewidentnie była, nie potrafiłem jej przełożyć na wyniki w zawodach. Jedynie 5km w Stalowej Woli napawa dumą jako dobrze taktycznie rozegrany bieg z fajnym wynikiem. Może na część jesienną uda się coś fajniejszego nabiegać.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Nieśmiało wrócę do wpisów, wątpię jednak, że będą regularne ;) Raczej będę opisywał akcenty bez wdawania się w szczegóły o wybieganiach.

11.07.17 - 6x200 32s p.3min

Dostałem ogólne ramy planu, sam sobie dopasowuję czasy na tą chwilę i zastanawiałem się jak szybko robić te 200-tki. Ostatnie biegałem po 28s i na takie bieganie to nawet nie miałem ochoty ;) Postanowiłem więc "na spokojnie" pozamykać je w 32s na 3min przerwie z możliwością wydłużenia przerwy do 4 min jeśli będzie taka potrzeba. Okazało się, że czas nie był wyśrubowany i wszystkie powtórzenia poza pierwszą "na rozpoznanie" wyszły grubo poniżej 32s na całkiem dobrym samopoczuciu.

1. 0:33.7
2. 0:31.3
3. 0:30.8
4. 0:31.2
5. 0:31.2
6. 0:31.3
Rolli
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 13294
Rejestracja: 04 sie 2007, 23:18
Życiówka na 10k: 33:40
Życiówka w maratonie: 2:39:05

Nieprzeczytany post

:spoczko:
Troche sie oszczedzales... Ale mam nadzieje, ze miales radosc z treningu.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Samopoczucie zdecydowanie na plus po takim bieganiu :)
Zablokowany