ioannahh wymysły
Moderator: infernal
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
KOMENTARZE
Jesli dobrze pamietam, to jeszcze przez pare dni moge powiedziec, ze rok temu nie mialam nic wspolnego z bieganiem.
Moje pojedyncze starcia z ta aktywnoscia byly obiecujace, acz sporadyczne. Kiedys w liceum na WFie mialam zaliczenie w postaci dwudziestominutowego ciaglego biegu. To byl stres - tydzien przed w/w sprawdzianem nie moglam przestac o tym myslec, bo bylam pewna, ze nastapi sromotna porazka. Bylam przekonana, ze bede jedyna osoba, ktora sie podda przed wyznaczonym czasem, zejdzie 'z trasy' i nie zaliczy tej lekcji Zaskoczenie bylo wielkie, bo nie dosc, ze dobieglam i specjalnie sie nawet nie zmeczylam, to udalo mi sie wyprzedzic wszystkie pozostale dziewczyny o dwa okrazenia boiska i wpasc pierwsza na 'mete'. Nie sadzilam, ze dostane szostke z biegowego testu - no bo gdziez, ja i bieganie?
Potem bodajze dwa razy wybralam sie niepewnie na krotkie przebiezki. Nie byly one dluzsze niz 10 czy 15 minut i zdarzyly mi sie moze w sumie trzy razy w zyciu. Za kazdym razem, rzecz jasna, czulam sie po nich jak pani swiata i sportowiec tysiaclecia
Bo tak generalnie to nienawidzilam biegac. Uwazalam, ze to sport dla masochistow. Oczywiscie wszystkich przebiegajacych obok mnie biegaczy mijalam z nutka zazdrosci. Ale bylam pewna, ze nigdy nie znajde sie po drugiej stronie.
Wszystko zmienilo sie zeszlej zimy. To znaczy tej przedzeszlej Gdzies w okolicach stycznia 2010 obiecalam sobie, ze jak tylko sie ociepli, to jeszcze raz zmierze sie z pomyslem biegania. Tak dlugo sie na to nastawialam, ze nie moglam sie z tego wycofac!
I w koncu na poczatku kwietnia ruszylam do boju. Najpierw niesmiale 10 minut truchtu. A potem uczucie - fizyczne i psychiczne, jakbym zdobyla szczyt swiata. Potem 15 minut.. 20.. I tak po troszeczku, po troszeczku.. W lipcu dobiegalam do swoich pierwszych 60 minut ciągłego biegu. Ach, jaka bylam dumna Przez caly ten czas staralam sie biegac mniej wiecej co drugi dzien, zawsze w podobny sposob - dosc spokojnie i bez 'udziwnien'. I z wielka niesmialoscia - nikomu sie nie przyznawalam, ze podjelam sie 'czegos takiego'.
Potem nastal biegowy przelom. W wakacje przyjechal do mnie Moj Ukochany (jak sie okazalo, juz na stale - wczesniej mieszkal w Katowicach, ~300 km ode mnie). Wojtek wowczas biegal juz od jakiegos czasu. Z wielka niechecia dalam Mu sie wyciagnac na wspolne bieganie. Przetruchtalismy razem pol godziny, a nastepne kilka godzin Wojtek namawial mnie na to, zebym pomyslala o tym 'powazniej' - podjela jakis plan treningowy, urozmaicila swoje treningi. Wmawial mi usilnie, ze to jest to, co powinnam robic.
Podchodzilam do tego wszystkiego bardzo, ale to bardzo niepewnie. Juz wtedy pokochalam te aktywnosc, ale niebardzo wierzylam w to, ze 'cos' z tego moze byc. Niemniej jednak cale wakacje radosnie przebiegalam razem ze swoim Wojtkiem. Podczas pobytu na wsi budzilam Go co drugi dzien okolo szostej rano i wyciagalam z lozka na bieganie po lesie Po powrocie do Warszawy, na wakacjach w Gdansku rowniez nie zaniechalam treningow i z wielka systematycznoscia biegalam, biegalam, biegalam...
Wojtek dluuuugo namawial mnie na to, zebym rozpoczela jakis plan treningowy. Wzbranialam sie rekami i nogami, bo bylam pewna, ze jestem na to za slaba, ze nie dam sobie rady i strace kompletnie motywacje do biegania. Ale W KONCU, po potwornie dlugich przekonywaniach, udalo Mu sie namowic mnie na trenowanie wg planu pana Bartoszaka - 10 km w 45 minut. Uznalam, ze ok, sprobuje, a jesli okaze sie, ze nie daje rady, to po prostu sobie ten plan zmodyfikuje tak, zeby byl lzejszy.
Na poczatku stycznia ruszylam wiec na bieznie mechaniczna. I tu otwiera sie kolejny rozdzial mojej biegowej przygody...
ciąg dalszy nastąpi niedługo, ale teraz muszę opuszczać lokal. Wysyłam to co napisałam już teraz, żeby nie przyszło mi do głowy skasowanie tego. Zbierałam sie do założenia wątku tutaj już chyba z kilka miesięcy...
Jesli dobrze pamietam, to jeszcze przez pare dni moge powiedziec, ze rok temu nie mialam nic wspolnego z bieganiem.
Moje pojedyncze starcia z ta aktywnoscia byly obiecujace, acz sporadyczne. Kiedys w liceum na WFie mialam zaliczenie w postaci dwudziestominutowego ciaglego biegu. To byl stres - tydzien przed w/w sprawdzianem nie moglam przestac o tym myslec, bo bylam pewna, ze nastapi sromotna porazka. Bylam przekonana, ze bede jedyna osoba, ktora sie podda przed wyznaczonym czasem, zejdzie 'z trasy' i nie zaliczy tej lekcji Zaskoczenie bylo wielkie, bo nie dosc, ze dobieglam i specjalnie sie nawet nie zmeczylam, to udalo mi sie wyprzedzic wszystkie pozostale dziewczyny o dwa okrazenia boiska i wpasc pierwsza na 'mete'. Nie sadzilam, ze dostane szostke z biegowego testu - no bo gdziez, ja i bieganie?
Potem bodajze dwa razy wybralam sie niepewnie na krotkie przebiezki. Nie byly one dluzsze niz 10 czy 15 minut i zdarzyly mi sie moze w sumie trzy razy w zyciu. Za kazdym razem, rzecz jasna, czulam sie po nich jak pani swiata i sportowiec tysiaclecia
Bo tak generalnie to nienawidzilam biegac. Uwazalam, ze to sport dla masochistow. Oczywiscie wszystkich przebiegajacych obok mnie biegaczy mijalam z nutka zazdrosci. Ale bylam pewna, ze nigdy nie znajde sie po drugiej stronie.
Wszystko zmienilo sie zeszlej zimy. To znaczy tej przedzeszlej Gdzies w okolicach stycznia 2010 obiecalam sobie, ze jak tylko sie ociepli, to jeszcze raz zmierze sie z pomyslem biegania. Tak dlugo sie na to nastawialam, ze nie moglam sie z tego wycofac!
I w koncu na poczatku kwietnia ruszylam do boju. Najpierw niesmiale 10 minut truchtu. A potem uczucie - fizyczne i psychiczne, jakbym zdobyla szczyt swiata. Potem 15 minut.. 20.. I tak po troszeczku, po troszeczku.. W lipcu dobiegalam do swoich pierwszych 60 minut ciągłego biegu. Ach, jaka bylam dumna Przez caly ten czas staralam sie biegac mniej wiecej co drugi dzien, zawsze w podobny sposob - dosc spokojnie i bez 'udziwnien'. I z wielka niesmialoscia - nikomu sie nie przyznawalam, ze podjelam sie 'czegos takiego'.
Potem nastal biegowy przelom. W wakacje przyjechal do mnie Moj Ukochany (jak sie okazalo, juz na stale - wczesniej mieszkal w Katowicach, ~300 km ode mnie). Wojtek wowczas biegal juz od jakiegos czasu. Z wielka niechecia dalam Mu sie wyciagnac na wspolne bieganie. Przetruchtalismy razem pol godziny, a nastepne kilka godzin Wojtek namawial mnie na to, zebym pomyslala o tym 'powazniej' - podjela jakis plan treningowy, urozmaicila swoje treningi. Wmawial mi usilnie, ze to jest to, co powinnam robic.
Podchodzilam do tego wszystkiego bardzo, ale to bardzo niepewnie. Juz wtedy pokochalam te aktywnosc, ale niebardzo wierzylam w to, ze 'cos' z tego moze byc. Niemniej jednak cale wakacje radosnie przebiegalam razem ze swoim Wojtkiem. Podczas pobytu na wsi budzilam Go co drugi dzien okolo szostej rano i wyciagalam z lozka na bieganie po lesie Po powrocie do Warszawy, na wakacjach w Gdansku rowniez nie zaniechalam treningow i z wielka systematycznoscia biegalam, biegalam, biegalam...
Wojtek dluuuugo namawial mnie na to, zebym rozpoczela jakis plan treningowy. Wzbranialam sie rekami i nogami, bo bylam pewna, ze jestem na to za slaba, ze nie dam sobie rady i strace kompletnie motywacje do biegania. Ale W KONCU, po potwornie dlugich przekonywaniach, udalo Mu sie namowic mnie na trenowanie wg planu pana Bartoszaka - 10 km w 45 minut. Uznalam, ze ok, sprobuje, a jesli okaze sie, ze nie daje rady, to po prostu sobie ten plan zmodyfikuje tak, zeby byl lzejszy.
Na poczatku stycznia ruszylam wiec na bieznie mechaniczna. I tu otwiera sie kolejny rozdzial mojej biegowej przygody...
ciąg dalszy nastąpi niedługo, ale teraz muszę opuszczać lokal. Wysyłam to co napisałam już teraz, żeby nie przyszło mi do głowy skasowanie tego. Zbierałam sie do założenia wątku tutaj już chyba z kilka miesięcy...
Ostatnio zmieniony 28 lip 2012, 16:38 przez ioannahh, łącznie zmieniany 10 razy.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Bardzo dziekuje za pierwsze komentarze!
Przyszla pora na ciag dalszy
A wiec.. 3 stycznia rozpoczelam plan treningowy. Nie bylo warunkow na bieganie interwalow na biezni tartanowej (MRÓZ), wiec treningi z przyspieszeniami realizowalam na silowni na biezni mechanicznej. Wojtek (po konsultacji z doswiadczonym biegaczem) polecil mi, zebym troche zmodyfikowala tempa tego typu treningow - bo na biezni latwiej, bo nie ma wiatru itp. Idac wiec za ta rada realizowalam przyspieszenia w tempie 4'/km, a nie tak jak zakladal plan 4'20-4'30. Nachylenie biezni zawsze 1%.
Wybiegania - i generalnie wszystko to, co dalo sie realizowac nie na biezni - biegalam w terenie. Czasami nie bylo to proste, bo niestety dostalam w spadku po prababci zespol Raynauda czyli, mowiac najprosciej, cierpie okrutnie kiedy jest duzy mroz, bo zamarzaja mi dlonie i stopy Niemniej jednak jakos to wszystko przetrwalam
Coz sie jednak okazalo w kwestii wybiegan. Wlasciwie kazdy trening rejestrowalam SportTrackerem - moj profil to http://www.sports-tracker.com/#/view_profile/ioannahh (zapraszam ). Na drugim forum biegowym (zapewne wiekszosc wie, ktore forum mam na mysli ) udalo mi sie uzyskac dosc duzy odzew w moim temacie treningowym. Otrzymywalam (i otrzymuje nadal, za co jestem bardzo wdzieczna ) najwieksze wsparcie ze strony dwoch bardziej doswiadczonych biegaczy - Iskandiara i Deckarda. Do czego jednak zmierzam - Panowie zwrocili mi uwage, ze z cala pewnoscia treningi okreslone w planie jako wybiegania z intensywnoscia 70-75% biegam za szybko. Sama bym na to nie wpadla, bo biegalo mi sie bardzo komfortowo i lekko, a wiec dziwilam sie nieco, gdy po zakonczeniu treningu Tracker pokazywal mi tempo ~4'50. Niemniej jednak wydawalo mi sie - ba, wrecz bylam pewna - ze wszystko jest OK, bo biegnac takim tempem moglam w miare swobodnie rozmawiac, myslec i nie robilo mi sie slabo na mysl o ewentualnym przyspieszeniu.
Ale! w koncu nadeszla chwila prawdy - Wojtek kupil pulsometr I tu nastapil kolejny przelom. Moi Doradcy mieli racje - wyszlo na to, ze dotychczasowe rozbiegania 'cisnelam' z intensywnoscia ~80-85%. Postanowilam sie przelamac i zwolnic Pierwsze wolniejsze treningi to byla walka. W glebi duszy przeklinalam pulsometr, bo po prostu mi sie nudzilo. Ilekroc spojrzalam na wyswietlacz pulsometra, okazywalo sie, ze biegne jeszcze za szybko. A juz wolniej nie moglam!!
Po kilku frustrujacych biegach nauczylam sie w koncu rozbiegiwac wolniej. Teraz naprawde staram sie nie przekraczac 75% i zaczynam odkrywac uroki takich luznych wybiegan. To ma swoje niewatpliwe zalety - czuje, ze moglabym biec, i biec, i bieeec...
Na biezni mechanicznej biegalam dlugo. Na przelomie stycznia i lutego zdarzyla mi sie tygodniowa przerwa - urlop chorobowy z powodu grypy (generalnie, odpukac, nie choruje, ale raz w roku zimą łapie mnie - chyba od zawsze - tego typu kataklizm). Powrot do formy zbiegl sie akurat ze zmiana silowni, a wiec i biezni. Tutaj odkrylam, ze bieznia biezni nierowna; ba - poszczegolne modele roznia sie miedzy soba wprost niesamowicie. Na pierwszej silowni bieganie przyspieszen z predkoscia 15 km/h bylo mile i przyjemne, na drugiej - w zaleznosci od modelu biezni - albo potwornie ohydne, albo calkiem OK, choc nieco ciezsze niz na poprzedniej silce.
Na model 'potwornie ohydny' trafilam dwa razy. Raz - na pierwszy trening po chorobie, co zdemotywowalo mnie okrutnie, bo pomyslalam, ze stracilam forme przez te przerwe, ze wszystko poszlo sie walic i tak dalej. Drugi raz - po kilku treningach na fajniejszych biezniach, kiedy juz odkrylam, ze jednak nie jest ze mna tak zle i dalej mozna biegac szybkie interwaly. Niestety ten drugi raz okazal sie nieco fatalny w skutkach, bo zalatwilam sobie niefajna kontuzje. To bylo pod koniec lutego i wlasciwie ciagnie sie do teraz - paskudnie niewygodna i zdecydowanie szybsza niz inne bieznia spowodowala, ze naciagnelam (?) sobie miesien w okolicy biodra. Dzien po tym zdarzeniu rozbiegiwalam sie na dystansie 14 km i pod koniec juz myslalam, ze odpadnie mi noga Po jakims czasie, gdy nie przestawalo bolec, zrobilam kilkudniowa przerwe w bieganiu, a trening interwalowy z planu zrealizowalam na rowerze stacjonarnym na silowni. Potem wrocilam do biegania - a bol razem ze mna :/ Nie tak intensywny jak wczesniej, ale nieco mnie to biodro pobolewalo - przy chodzeniu i przy wolnym bieganiu, natomiast przy szybkim biegu znikalo zupelnie. Niemniej jednak sprawa sie nie pogarsza, jeden ortopeda stwierdzil, ze to naciagniety miesien, drugi - ze byc moze cos mi sie przykurczylo i dal mi tabletki rozluzniajace miesnie. Odpukac, wypluc itp itd, ale wyglada na to, ze ten lek faktycznie pomogl
19 marca wybralam sie z Wojtkiem na test na 5 km. Skorzystalismy z okazji, ze akurat w ten dzien odbywal sie sprawdzian na Skrze z ekipa przedsiewziecia Biegam Bo Lubie Postanowilam wiec wziac w tym udzial. I wzielam Do mety dobieglam w czasie 21'23. Nie bylam zbyt zadowolona, gdyz z powodu kompletnego braku strategii (i wiary w swoje sily) zaczelam za wolno i choc skonczylam szybko, to niedosyt pozostal. Zmeczylam sie na cale dwie minuty wrocilam do domu, poszlam z psem na dluuugi i zwawy spacer, po czym wybralam sie na silownie.. no wiec tak srednio ogolnie
Nie mialam zamiaru startowac nigdzie zaledwie tydzien po tym tescie (zwlaszcza, ze biodro nie dawalo za wygrana). Dostalam jednak propozycje nie do odrzucenia - start w firmowej Sztafecie 5x5 - za Szefa, ktorego polozylo chorobsko. Troszke sie wahalam ale propozycja byla tak okropnie kuszaca, ze postanowilam jej ulec Nie zaluje, bo impreza byla swietna. Sam moj bieg - do tej pory mam ambiwalentne uczucia Spoznilam sie na przekazanie paleczki (troche nie ogarnelismy bazy i dostalam sygnal, ze moj poprzednik dopiero konczy pierwsze okrazenie - a konczyl drugie ), a bieglam jako ostatnia w sztafecie - w efekcie moj sprint zaczal sie juz przed linia startu Pierwsze okrazenie bylo relatywnie OK (choc strasznie pod wiatr), na drugim zlapala mnie POTWORNA kolka. Dobiegajac do mety pragnelam juz umrzec Notabene, kolka ta trzymala mi sie jeszcze przez kolejny tydzien...
Niemniej jednak chyba moge byc zadowolona. Na krossowej trasie o dlugosci ~5.3 km udalo mi sie nieco poprawic 'zyciowke', bo osiagnelam czas 22'09. Bylam strasznie ciekawa, jak wypadlam w porownaniu do innych kobiet. Po doglebnym, czasochlonnym dochodzeniu na podstawie numerow startowych i zdjec z imprezy udalo sie znalezc odpowiedz - pierwsza Pani miala czas 18:03, druga 22:03, a trzecia bylam o dziwo ja. Smiesznie
W chwili obecnej zostaly mi trzy tygodnie planu treningowego, ale realizuje go juz dosyc swobodnie, poniewaz i tak okazalo sie, ze wiecej w nim bylo modyfikacji niz faktycznego trzymania sie go (modyfikacja predkosci na biezni, przerwa chorobowa, zbyt szybkie rozbiegania, trening interwalowy na rowerze.. i tak dalej i tak dalej). Za te 3 tygodnie i tak nigdzie nie wystartuje, zreszta szczerze mowiac nie takie bylo moje zalozenie. Zlapalam sie tego planu, aby poznac swoje mozliwosci, slabe strony, zobaczyc czy w ogole podolam czemus takiemu i troche usystematyzowac swoje treningi. Jestem wiec bardzo zadowolona, ze dalam sie namowic na to przedsiewziecie.
W ostatnim tygodniu biegalam dosc pozaplanowo. W poniedzialek rozbieganie 15 km (kross), w srode bardziej aktywny kross w postaci wbiegania na Kopiec Powstania Warszawskiego, przedzierania sie przez krzaczory i zadylania po skoczniach dla rowerzystow W piatek niestety nie zdazylam pobiegac, bo od rana do wieczora bylam poza domem. W sobote zrealizowalam interwaly z planu treningowego - chyba najciezsze zakladane przez ow plan, bo 2 km + 6x1.2km (4'20) p 3'30 + 2 km. Rozgrzewka i schlodzenie byly dluzsze, bo z domu do Agrykoli mam po 3 km Przyspieszenia - pierwsze poza bieznia mechaniczna :D - udalo sie zrealizowac tak, jak zakladal plan. A nawet odrobinke szybciej. Fajnie tym bardziej, ze warunki atmosferyczne byly przepotworne i czulam sie chwilami tak, jakbym biegla na Mount Everest. Poza tym wyjatkowo sympatycznie - bylam pewna, ze bede miala wielki problem z ustawieniem pozadanego tempa (bieznia mechaniczna zupelnie biegacza w tej kwestii wyrecza), a tu niespodzianka - od samego poczatku bieglam niemal idealna predkoscia Bardzo mnie ten trening zmotywowal, bo balam sie tego przejscia z biezni mechanicznej na tartan.
Coz jeszcze - chyba czas na zakonczenie tej przydlugiej opowiesci i zapodanie paru konkretniejszych informacji.
A wiec - 20 lat, prawie od zawsze jakis sport, ale nigdy nic powazniejszego (przez jakis czas jazda konna, basen, potem agility). Od 9 lat wegetarianka. Wysoka i bardzo lekka, co ponoc nieco ulatwia sprawe
Na razie chyba wystarczy...
Przyszla pora na ciag dalszy
A wiec.. 3 stycznia rozpoczelam plan treningowy. Nie bylo warunkow na bieganie interwalow na biezni tartanowej (MRÓZ), wiec treningi z przyspieszeniami realizowalam na silowni na biezni mechanicznej. Wojtek (po konsultacji z doswiadczonym biegaczem) polecil mi, zebym troche zmodyfikowala tempa tego typu treningow - bo na biezni latwiej, bo nie ma wiatru itp. Idac wiec za ta rada realizowalam przyspieszenia w tempie 4'/km, a nie tak jak zakladal plan 4'20-4'30. Nachylenie biezni zawsze 1%.
Wybiegania - i generalnie wszystko to, co dalo sie realizowac nie na biezni - biegalam w terenie. Czasami nie bylo to proste, bo niestety dostalam w spadku po prababci zespol Raynauda czyli, mowiac najprosciej, cierpie okrutnie kiedy jest duzy mroz, bo zamarzaja mi dlonie i stopy Niemniej jednak jakos to wszystko przetrwalam
Coz sie jednak okazalo w kwestii wybiegan. Wlasciwie kazdy trening rejestrowalam SportTrackerem - moj profil to http://www.sports-tracker.com/#/view_profile/ioannahh (zapraszam ). Na drugim forum biegowym (zapewne wiekszosc wie, ktore forum mam na mysli ) udalo mi sie uzyskac dosc duzy odzew w moim temacie treningowym. Otrzymywalam (i otrzymuje nadal, za co jestem bardzo wdzieczna ) najwieksze wsparcie ze strony dwoch bardziej doswiadczonych biegaczy - Iskandiara i Deckarda. Do czego jednak zmierzam - Panowie zwrocili mi uwage, ze z cala pewnoscia treningi okreslone w planie jako wybiegania z intensywnoscia 70-75% biegam za szybko. Sama bym na to nie wpadla, bo biegalo mi sie bardzo komfortowo i lekko, a wiec dziwilam sie nieco, gdy po zakonczeniu treningu Tracker pokazywal mi tempo ~4'50. Niemniej jednak wydawalo mi sie - ba, wrecz bylam pewna - ze wszystko jest OK, bo biegnac takim tempem moglam w miare swobodnie rozmawiac, myslec i nie robilo mi sie slabo na mysl o ewentualnym przyspieszeniu.
Ale! w koncu nadeszla chwila prawdy - Wojtek kupil pulsometr I tu nastapil kolejny przelom. Moi Doradcy mieli racje - wyszlo na to, ze dotychczasowe rozbiegania 'cisnelam' z intensywnoscia ~80-85%. Postanowilam sie przelamac i zwolnic Pierwsze wolniejsze treningi to byla walka. W glebi duszy przeklinalam pulsometr, bo po prostu mi sie nudzilo. Ilekroc spojrzalam na wyswietlacz pulsometra, okazywalo sie, ze biegne jeszcze za szybko. A juz wolniej nie moglam!!
Po kilku frustrujacych biegach nauczylam sie w koncu rozbiegiwac wolniej. Teraz naprawde staram sie nie przekraczac 75% i zaczynam odkrywac uroki takich luznych wybiegan. To ma swoje niewatpliwe zalety - czuje, ze moglabym biec, i biec, i bieeec...
Na biezni mechanicznej biegalam dlugo. Na przelomie stycznia i lutego zdarzyla mi sie tygodniowa przerwa - urlop chorobowy z powodu grypy (generalnie, odpukac, nie choruje, ale raz w roku zimą łapie mnie - chyba od zawsze - tego typu kataklizm). Powrot do formy zbiegl sie akurat ze zmiana silowni, a wiec i biezni. Tutaj odkrylam, ze bieznia biezni nierowna; ba - poszczegolne modele roznia sie miedzy soba wprost niesamowicie. Na pierwszej silowni bieganie przyspieszen z predkoscia 15 km/h bylo mile i przyjemne, na drugiej - w zaleznosci od modelu biezni - albo potwornie ohydne, albo calkiem OK, choc nieco ciezsze niz na poprzedniej silce.
Na model 'potwornie ohydny' trafilam dwa razy. Raz - na pierwszy trening po chorobie, co zdemotywowalo mnie okrutnie, bo pomyslalam, ze stracilam forme przez te przerwe, ze wszystko poszlo sie walic i tak dalej. Drugi raz - po kilku treningach na fajniejszych biezniach, kiedy juz odkrylam, ze jednak nie jest ze mna tak zle i dalej mozna biegac szybkie interwaly. Niestety ten drugi raz okazal sie nieco fatalny w skutkach, bo zalatwilam sobie niefajna kontuzje. To bylo pod koniec lutego i wlasciwie ciagnie sie do teraz - paskudnie niewygodna i zdecydowanie szybsza niz inne bieznia spowodowala, ze naciagnelam (?) sobie miesien w okolicy biodra. Dzien po tym zdarzeniu rozbiegiwalam sie na dystansie 14 km i pod koniec juz myslalam, ze odpadnie mi noga Po jakims czasie, gdy nie przestawalo bolec, zrobilam kilkudniowa przerwe w bieganiu, a trening interwalowy z planu zrealizowalam na rowerze stacjonarnym na silowni. Potem wrocilam do biegania - a bol razem ze mna :/ Nie tak intensywny jak wczesniej, ale nieco mnie to biodro pobolewalo - przy chodzeniu i przy wolnym bieganiu, natomiast przy szybkim biegu znikalo zupelnie. Niemniej jednak sprawa sie nie pogarsza, jeden ortopeda stwierdzil, ze to naciagniety miesien, drugi - ze byc moze cos mi sie przykurczylo i dal mi tabletki rozluzniajace miesnie. Odpukac, wypluc itp itd, ale wyglada na to, ze ten lek faktycznie pomogl
19 marca wybralam sie z Wojtkiem na test na 5 km. Skorzystalismy z okazji, ze akurat w ten dzien odbywal sie sprawdzian na Skrze z ekipa przedsiewziecia Biegam Bo Lubie Postanowilam wiec wziac w tym udzial. I wzielam Do mety dobieglam w czasie 21'23. Nie bylam zbyt zadowolona, gdyz z powodu kompletnego braku strategii (i wiary w swoje sily) zaczelam za wolno i choc skonczylam szybko, to niedosyt pozostal. Zmeczylam sie na cale dwie minuty wrocilam do domu, poszlam z psem na dluuugi i zwawy spacer, po czym wybralam sie na silownie.. no wiec tak srednio ogolnie
Nie mialam zamiaru startowac nigdzie zaledwie tydzien po tym tescie (zwlaszcza, ze biodro nie dawalo za wygrana). Dostalam jednak propozycje nie do odrzucenia - start w firmowej Sztafecie 5x5 - za Szefa, ktorego polozylo chorobsko. Troszke sie wahalam ale propozycja byla tak okropnie kuszaca, ze postanowilam jej ulec Nie zaluje, bo impreza byla swietna. Sam moj bieg - do tej pory mam ambiwalentne uczucia Spoznilam sie na przekazanie paleczki (troche nie ogarnelismy bazy i dostalam sygnal, ze moj poprzednik dopiero konczy pierwsze okrazenie - a konczyl drugie ), a bieglam jako ostatnia w sztafecie - w efekcie moj sprint zaczal sie juz przed linia startu Pierwsze okrazenie bylo relatywnie OK (choc strasznie pod wiatr), na drugim zlapala mnie POTWORNA kolka. Dobiegajac do mety pragnelam juz umrzec Notabene, kolka ta trzymala mi sie jeszcze przez kolejny tydzien...
Niemniej jednak chyba moge byc zadowolona. Na krossowej trasie o dlugosci ~5.3 km udalo mi sie nieco poprawic 'zyciowke', bo osiagnelam czas 22'09. Bylam strasznie ciekawa, jak wypadlam w porownaniu do innych kobiet. Po doglebnym, czasochlonnym dochodzeniu na podstawie numerow startowych i zdjec z imprezy udalo sie znalezc odpowiedz - pierwsza Pani miala czas 18:03, druga 22:03, a trzecia bylam o dziwo ja. Smiesznie
W chwili obecnej zostaly mi trzy tygodnie planu treningowego, ale realizuje go juz dosyc swobodnie, poniewaz i tak okazalo sie, ze wiecej w nim bylo modyfikacji niz faktycznego trzymania sie go (modyfikacja predkosci na biezni, przerwa chorobowa, zbyt szybkie rozbiegania, trening interwalowy na rowerze.. i tak dalej i tak dalej). Za te 3 tygodnie i tak nigdzie nie wystartuje, zreszta szczerze mowiac nie takie bylo moje zalozenie. Zlapalam sie tego planu, aby poznac swoje mozliwosci, slabe strony, zobaczyc czy w ogole podolam czemus takiemu i troche usystematyzowac swoje treningi. Jestem wiec bardzo zadowolona, ze dalam sie namowic na to przedsiewziecie.
W ostatnim tygodniu biegalam dosc pozaplanowo. W poniedzialek rozbieganie 15 km (kross), w srode bardziej aktywny kross w postaci wbiegania na Kopiec Powstania Warszawskiego, przedzierania sie przez krzaczory i zadylania po skoczniach dla rowerzystow W piatek niestety nie zdazylam pobiegac, bo od rana do wieczora bylam poza domem. W sobote zrealizowalam interwaly z planu treningowego - chyba najciezsze zakladane przez ow plan, bo 2 km + 6x1.2km (4'20) p 3'30 + 2 km. Rozgrzewka i schlodzenie byly dluzsze, bo z domu do Agrykoli mam po 3 km Przyspieszenia - pierwsze poza bieznia mechaniczna :D - udalo sie zrealizowac tak, jak zakladal plan. A nawet odrobinke szybciej. Fajnie tym bardziej, ze warunki atmosferyczne byly przepotworne i czulam sie chwilami tak, jakbym biegla na Mount Everest. Poza tym wyjatkowo sympatycznie - bylam pewna, ze bede miala wielki problem z ustawieniem pozadanego tempa (bieznia mechaniczna zupelnie biegacza w tej kwestii wyrecza), a tu niespodzianka - od samego poczatku bieglam niemal idealna predkoscia Bardzo mnie ten trening zmotywowal, bo balam sie tego przejscia z biezni mechanicznej na tartan.
Coz jeszcze - chyba czas na zakonczenie tej przydlugiej opowiesci i zapodanie paru konkretniejszych informacji.
A wiec - 20 lat, prawie od zawsze jakis sport, ale nigdy nic powazniejszego (przez jakis czas jazda konna, basen, potem agility). Od 9 lat wegetarianka. Wysoka i bardzo lekka, co ponoc nieco ulatwia sprawe
Na razie chyba wystarczy...
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Poniedzialek, 11 kwietnia
Dzis wg planu powinno byc 11 km na 70%. Postanowilam zrealizowac luzne, dlugie wybieganie i zalozylam, ze pewnie bedzie troche dluzsze.
Bylo - 12 km na.. chyba ponizej 70%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... jnm89kujuh
Chyba pobilam 'rekord predkosci' :roll:
Bieglo mi sie bardzo luzno, choc nie az tak lekko, jak tydzien temu. Ale tetno bylo nizsze Zastanawiam sie, czy to nie byl przypadkiem blad pulsometru, bo baaaardzo czesto pokazywal mi ponizej 70%. Najczesciej jak na niego spogladalam bylo 68%. Skad ta zmiana? 'Kopniecie' urzadzenia podejrzewam dlatego, ze kilka razy ewidentnie mial jakis problem i pokazywal np. 73% a za dwie sekundy 67%..
Z bardzo pozytywnych wiesci - ODPUKAC!!!!!!!!! - biodro chyba odpuscilo
Wieczorem doszla jeszcze wspinaczka na biezni (10x1' na max nachyleniu / przerwa 1' marszem bez nachylenia) + trening silowy na łapy.
Sroda, 13 kwietnia
Dzisiaj w planie: 2 km + 2x2km (4'30) p5' + 2 km
Było: 3 km + 2x2km (~4'20) p5' + 3 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... r00usho463
Coraz bardziej mi sie podoba to bieganie na Agrykoli bardzo przyjazne biegaczowi miejsce, tak mi sie przynajmniej aktualnie wydaje
Biegalo mi sie wysmienicie. Naprawde przemily trening, tym bardziej, ze mialam co do tego obawy. Odkad biore antybiotyki (dwa naraz :? od niedzieli do przyszlej niedzieli wlacznie :/ ) czuje lekka masakre, bo moj zoladek (?) zamienil sie w głaz. Widocznie ~0,5 kg jogurtow i ampulka Lakcidu dziennie to za malo, zeby moja flora bakteryjna byla ukontentowana
Wiem, jestem mistrzynia przesmacznych opowiesci... 8)
W kwestii biodra.. nie chce zapeszac, ale wyglada na to, ze ortopedka trafila w dziesiatke z tym przykurczem miesnia. Biore ten Mydocalm ('rozluzniacz miesni bez uposledzania sprawnosci' ) i po kontuzji ani sladu :D :D Odpukac, wypluc i co sie tam jeszcze robi...
No dobrze, pora przejsc do sedna, czyli do dzisiejszego biegania.
Jak juz pisalam wczesniej, z domu do Agrykoli mam okolo 3 km, a wiec taka rozgrzewke i schlodzenie sobie zafundowalam.
Na rozgrzewce staralam sie trzymac tetno ok. 72%, ze schlodzeniem bylo troche gorzej Prawie cala droge do domu mialam raczej wyzsze tetno. Mysle, ze to wynika z dwoch powodow - prosze o rozwianie watpliwosci - po pierwsze, serducho ma jeszcze impreze po dopiero co zakonczonych interwalach, a po drugie.. hmm. Jak juz wracam do chaty, to wydaje mi sie, ze biegne straaaaszliwie wolno, natomiast jak spogladam w sklepowe witryny to widze, ze biegne raczej nie wolniej, niz podczas rozgrzewki. Ponadto po interwalach, gdy biegne bardzo wolno, to chyba sie jakos dziwnie usztywniam, bo zaczynam czuc cale to szybsze bieganie w postaci np. lekkiego zmeczenia lydek czy miesni czworoglowych. Jak biegne szybko, to uczucie znika dlatego pewnie 'instynktownie' przyspieszam - bo biegnie mi sie wtedy po prostu bardziej komfortowo.
Same interwaly byly bardzo, ale to bardzo sympatyczne
Mialam problem z ustawieniem tempa. W sobote, kiedy mialam biegac w tempie 4'20, bylo wprost idealnie - od pierwszych metrow wyczulam to tempo i trzymalam sie go niemalze stuprocentowo precyzyjnie (choc zdarzalo mi sie odrobine przyspieszac). Tempo 4'30 juz mi sie nie chcialo tak samo ustawic. Nie bylo chyba okrazenia, ktore zrobilabym w zalozonym czasie, tj. 1'48. Na polowce okrazen (200m) miewalam zazwyczaj 50-52 sekundy zamiast planowanych 54, na calosci okolo 1'45. Ostatnie z okrazen troche mi sie pocisnelo - na poczatku piatego okrazenia drugich przyspieszen (czyli dziesiate kolko) minelam grupke truchtajacych panow, ktorzy akurat mowili o 'lasce, ktora poprawila na zawodach swoja zyciowke o 4 minuty' - chyba wlaczyl mi sie moj podswiadomy zając i w polowie okrazenia mialam na stoperze niecale 50 sekund, a pod koniec tegoz - 1'41. Ups
Tetno na przyspieszeniach 89-91%, na ostatnim kolko wzroslo do 93%. W ciagu przerwy (5 minut truchtania miedzy piatkami okrazen) spadlo mi jakos do 69%.
Takie treningi to ja moge miec ciagle - bardzo pozytywnie mnie nastrajaja. Ten sobotni byl juz w ogole totalnie motywujacy, choc - zwlaszcza na poczatku - ten plan biegania 6 razy po 3 okrazenia wydawal mi sie niekonczaca sie historia. Dwukrotne przyspieszenia istnieja w moim umysle jako nieporownywalnie lzejsze, wiec poszlo latwo, szybko i bezstresowo To chyba ten sam mechanizm, ktory mowi mi, ze start na piec kilometrow nie jest juz bardzo straszny, ale na dyche to masakra.
I tak jak w sobote, druga piatke biegalam jakos tak bardziej automatycznie, z wieksza latwoscia - po prostu mi sie bieglo. Choc w dalszym ciagu mam wrazenie, ze to moje nowe spodnie za mnie biegna - cos jak stroj Spidermana...
Moze bezposrednio przed startem na 5 km powinnam sobie zapodac np. trzy kilosy w tempie przedzawalowym?! :lol:
Dzis wg planu powinno byc 11 km na 70%. Postanowilam zrealizowac luzne, dlugie wybieganie i zalozylam, ze pewnie bedzie troche dluzsze.
Bylo - 12 km na.. chyba ponizej 70%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... jnm89kujuh
Chyba pobilam 'rekord predkosci' :roll:
Bieglo mi sie bardzo luzno, choc nie az tak lekko, jak tydzien temu. Ale tetno bylo nizsze Zastanawiam sie, czy to nie byl przypadkiem blad pulsometru, bo baaaardzo czesto pokazywal mi ponizej 70%. Najczesciej jak na niego spogladalam bylo 68%. Skad ta zmiana? 'Kopniecie' urzadzenia podejrzewam dlatego, ze kilka razy ewidentnie mial jakis problem i pokazywal np. 73% a za dwie sekundy 67%..
Z bardzo pozytywnych wiesci - ODPUKAC!!!!!!!!! - biodro chyba odpuscilo
Wieczorem doszla jeszcze wspinaczka na biezni (10x1' na max nachyleniu / przerwa 1' marszem bez nachylenia) + trening silowy na łapy.
Sroda, 13 kwietnia
Dzisiaj w planie: 2 km + 2x2km (4'30) p5' + 2 km
Było: 3 km + 2x2km (~4'20) p5' + 3 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... r00usho463
Coraz bardziej mi sie podoba to bieganie na Agrykoli bardzo przyjazne biegaczowi miejsce, tak mi sie przynajmniej aktualnie wydaje
Biegalo mi sie wysmienicie. Naprawde przemily trening, tym bardziej, ze mialam co do tego obawy. Odkad biore antybiotyki (dwa naraz :? od niedzieli do przyszlej niedzieli wlacznie :/ ) czuje lekka masakre, bo moj zoladek (?) zamienil sie w głaz. Widocznie ~0,5 kg jogurtow i ampulka Lakcidu dziennie to za malo, zeby moja flora bakteryjna byla ukontentowana
Wiem, jestem mistrzynia przesmacznych opowiesci... 8)
W kwestii biodra.. nie chce zapeszac, ale wyglada na to, ze ortopedka trafila w dziesiatke z tym przykurczem miesnia. Biore ten Mydocalm ('rozluzniacz miesni bez uposledzania sprawnosci' ) i po kontuzji ani sladu :D :D Odpukac, wypluc i co sie tam jeszcze robi...
No dobrze, pora przejsc do sedna, czyli do dzisiejszego biegania.
Jak juz pisalam wczesniej, z domu do Agrykoli mam okolo 3 km, a wiec taka rozgrzewke i schlodzenie sobie zafundowalam.
Na rozgrzewce staralam sie trzymac tetno ok. 72%, ze schlodzeniem bylo troche gorzej Prawie cala droge do domu mialam raczej wyzsze tetno. Mysle, ze to wynika z dwoch powodow - prosze o rozwianie watpliwosci - po pierwsze, serducho ma jeszcze impreze po dopiero co zakonczonych interwalach, a po drugie.. hmm. Jak juz wracam do chaty, to wydaje mi sie, ze biegne straaaaszliwie wolno, natomiast jak spogladam w sklepowe witryny to widze, ze biegne raczej nie wolniej, niz podczas rozgrzewki. Ponadto po interwalach, gdy biegne bardzo wolno, to chyba sie jakos dziwnie usztywniam, bo zaczynam czuc cale to szybsze bieganie w postaci np. lekkiego zmeczenia lydek czy miesni czworoglowych. Jak biegne szybko, to uczucie znika dlatego pewnie 'instynktownie' przyspieszam - bo biegnie mi sie wtedy po prostu bardziej komfortowo.
Same interwaly byly bardzo, ale to bardzo sympatyczne
Mialam problem z ustawieniem tempa. W sobote, kiedy mialam biegac w tempie 4'20, bylo wprost idealnie - od pierwszych metrow wyczulam to tempo i trzymalam sie go niemalze stuprocentowo precyzyjnie (choc zdarzalo mi sie odrobine przyspieszac). Tempo 4'30 juz mi sie nie chcialo tak samo ustawic. Nie bylo chyba okrazenia, ktore zrobilabym w zalozonym czasie, tj. 1'48. Na polowce okrazen (200m) miewalam zazwyczaj 50-52 sekundy zamiast planowanych 54, na calosci okolo 1'45. Ostatnie z okrazen troche mi sie pocisnelo - na poczatku piatego okrazenia drugich przyspieszen (czyli dziesiate kolko) minelam grupke truchtajacych panow, ktorzy akurat mowili o 'lasce, ktora poprawila na zawodach swoja zyciowke o 4 minuty' - chyba wlaczyl mi sie moj podswiadomy zając i w polowie okrazenia mialam na stoperze niecale 50 sekund, a pod koniec tegoz - 1'41. Ups
Tetno na przyspieszeniach 89-91%, na ostatnim kolko wzroslo do 93%. W ciagu przerwy (5 minut truchtania miedzy piatkami okrazen) spadlo mi jakos do 69%.
Takie treningi to ja moge miec ciagle - bardzo pozytywnie mnie nastrajaja. Ten sobotni byl juz w ogole totalnie motywujacy, choc - zwlaszcza na poczatku - ten plan biegania 6 razy po 3 okrazenia wydawal mi sie niekonczaca sie historia. Dwukrotne przyspieszenia istnieja w moim umysle jako nieporownywalnie lzejsze, wiec poszlo latwo, szybko i bezstresowo To chyba ten sam mechanizm, ktory mowi mi, ze start na piec kilometrow nie jest juz bardzo straszny, ale na dyche to masakra.
I tak jak w sobote, druga piatke biegalam jakos tak bardziej automatycznie, z wieksza latwoscia - po prostu mi sie bieglo. Choc w dalszym ciagu mam wrazenie, ze to moje nowe spodnie za mnie biegna - cos jak stroj Spidermana...
Moze bezposrednio przed startem na 5 km powinnam sobie zapodac np. trzy kilosy w tempie przedzawalowym?! :lol:
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Piatek, 15 kwietnia
W planie: 12 km na 75%
Realizacja: troche wiecej niz 12 km na troche mniejszej intensywnosci
A konkretniej - kross po Rezerwacie razem ze psem
Tracker zarejestrowal to:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... u029ats79l
Zawsze mam zalamke, jak patrze na tempo wybiegan krossowych. Przez to, ze kilkanascie razy w ciagu tego treningu jestem zmuszona sie prawie zatrzymac, ew. przeskakiwac wielkie kaluze albo przedzierac sie przez krzaczory, predkosc zawsze wychodzi jakas porazkowa. Niemniej jednak staram sie zwalic to na krossowosc krossu
Co do tetna - mialam wrazenie, ze pulsometr zwariowal Jeszcze w sobote czy nawet w poniedzialek, gdy bieglam na Agrykole i z powrotem, mialam tetno w okolicach 75-78%. Podczas treningu krossowego (tak dzisiejszego, jak i poniedzialkowego chociazby) utrzymuje znacznie nizsze tetno i to od samego poczatku. Najczesciej gdy patrzylam na pulsometr, widzialam wartosc.. 71, ewentualnie 72% Zdarzaly sie jakies podbiegi pod gore i tym podobne, wiec summa summarum srednie tetno tego treningu wyszlo 74%. Tako rzecze pulsometr.
Waham sie bardzo co do tych niedzielnych zawodow. Ale przychylam sie raczej do niestartowania.. Kondycyjnie czuje sie jak najbardziej na silach to pobiec (no i nie ukrywam, ze mam ochote na zawody chyba ), ale antybiotyk dalej masakruje moj biedny zoladek i nie czuje sie zbyt komfortowo. Poza tym jesli mi nie pojdzie na zawodach (albo znowu nastapi jakis error ) bede sie na siebie wkurzac, ze pobieglam mimo oczywistej awarii
Sobota, 16 kwietnia
Dzisiaj rano bylismy na zawodach canicrossowych (startowaly moje chopaki - Wojtek debiutowal z Esem i wybiegali ~14 minut na lesnej trasie ~4 km ), a po powrocie rzecz jasna nie wytrzymalam i poszlam biegac
nie planowalam na dzisiaj zadnego konkretnego biegania, ba - zakladalam, ze raczej dzisiaj biegac nie bede. wedlug planu mialam w ubieglym tygodniu biegac w poniedzialek i piatek interwaly, w srode i w sobote dluzsze wybiegania. interwaly biegalam w sobote i srode, a dluzszy bieg mialam w srode i wczoraj, wiec uznalam, ze chyba mijaloby sie z celem bieganie dzisiaj interwalow zaplanowanych na nastepny trening, czyli na poniedzialek. a moze inaczej - jesli bysmy nie jechali na te zawody cani, to niemalze z pewnoscia biegalabym je dzisiaj :roll: ale ze poranek mi 'wypadł', to bylo mi latwiej z tego zrezygnowac
w kazdym razie pobiegalam sobie luzniutko po Rezerwacie, tak zupelnie pozaplanowo, dla uświetnienia sobie dnia
Tracker pokazuje, ze:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... l1g9jscvmb
Nie ukrywam, ze milo zobaczyc wartosc tempa powyzej 6min/km przy luznym krossie
Mysle, ze tempo 'faktyczne' bylo jeszcze troche wyzsze, poniewaz dopiero zauwazylam, ze GPS traci zasieg w krociutkim tunelu pod ulica i wedlug niego gine w czasoprzestrzeni na te kilkanascie sekund. Ponadto musialam kilka razy sie zatrzymac - raz pies chcial mi wpasc pod samochod :? , raz musialam ominac czlowieka z psem, cos tam jeszcze innego sie zdarzylo. No i po raz pierwszy w historii swoich wybiegan zrobilam sobie mala przerwe w srodku - w 25 minucie biegania spotkalam znajomych, z ktorymi sie dawno nie widzialam i z ktorymi mialam na szybko do obgadania kilka spraw. takze bylo jakies 5-7 minut stania, a potem znowu bieżek. na ten czas zatrzymalam Trackera, ale zanim sie do niego dokopalam tez minelo troszke czasu. dokopanie sie do telefonu w kieszeni nie bylo proste, gdyz te byly zapchane rekawiczkami i czapka, ktore asekuracyjnie wzielam ze soba (rano bylo zimno) ogolnie rzecz biorac usmazylam sie, ale biegalo mi sie swietnie. gdyby nie to, ze bylam z psem i nie moglam za bardzo zbaczac ze sciezek Rezerwatu, to ten trening na sto procent bylby dluzszy. Ale to w sumie pozytywne - czuje wielki niedosyt i najchetniej poszlabym jeszcze pobiegac
Nie wiem, czy pod wzgledem treningowym mialo to jakikolwiek sens, ale mialam niepohamowana ochote na male przebiezki. Urozmaicilam wiec bieganie z intensywnoscia 70-73% trzydziestosekundowymi przyspieszeniami (takimi nie na maksa, raczej jak bieg do autobusu ktory dopiero podjezdza na przystanek ). Ostatnie przyspieszonko trwalo minute i podnioslo mi tetno do 93%.
Srednie tetno treningu - 74%
Po poludniu doszla wspinaczka na biezni (predkosc 6.5 km/h, 10x1' na max nachyleniu, p 1' bez nachylenia), trening silowy + sauna. :D
Niedziela, 17 kwietnia
no dobra,
specjalnie wczoraj jednak skusilam sie na bieganie, a po poludniu dorzucilam jeszcze silke (bieznia+silowy) i saune, zeby dzisiaj nie przyszlo mi do glowy, zeby jednak startowac w zawodach.
wystartowac nie wystartuje, ale 'piątka' i tak się zdarzyla
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... mlenta6vae
nie dalo sie inaczej, pobudka przed szosta w niedziele nie mogla zostac niewykorzystana - puste ulice i pusty Rezerwat to cos pieknego. w ogole poranki sa piekne. ulice tez puste, dlatego lubie tez bardzo pobiegac sobie chodnikami po miescie, ale tym razem jeszcze zachowalam resztki oglady i po prostu poszlam na biegowy spacer z psem. zupelnie luzniutko, bez pulsometru (co niestety pewnie poskutkowalo trybem 'nas nie dogoniat' 8) ), bez cisnienia. maly krossowy biezek - zalozylam, ze zrobie sobie rozgrzeweczke do 30 minut lub 5 km, ale wyszlo jak zwykle nieco wiecej. 35 minut i troche ponad 5,5 km - to i tak niezle, bo chcialam pobiec 'troche' dluzsza trasa, ale przed skreceniem w nia na szczescie spojrzalam na Trackera, a ten powiedzial mi, ze zrobilam juz 4 km :shock: no wiec z ciezkim sercem zawrocilam na domostwo.
morał z dzisiejszego biegu - w kwietniu nie biega sie w swetrze!!!, nawet jesli jedna bluza uzywana zazwyczaj do biegania jest w praniu, druga gdzies zaginela w akcji, nogi wolaja 'nooo wychodz juz!!' a pogoda wyglada na niemrawa. co prawda sie nie spocilam, bo to u mnie graniczy z niemozliwoscia, ale zaliczylam niezle sauna solution. cieeeeeplo, goraco.
wczoraj o tej porze jeszcze bylo naprawde chlodno, dzisiaj jest dwa razy cieplej (stacja meteo Wydzialu Fizyki PW tez tak twierdzi ), co zapowiada piekny i sloneczny (oby) dzien :D pies musi sie szybko wyspac, bo jesli bedzie odpowiednia temperatura, to za pare godzin zaliczy jeszcze rowerowanie i plywanie w jeziorku. a jesli nie bedzie odpowiednio cieplo, to samo rowerowanie
drugi moral z dzisiejszego biegu jest taki, ze nadal da sie biegac na czczo, od razu po wstaniu z lozka i ubraniu sie (no, i wychyleniu prawie calej butli wody 8) ). dobrze wiedziec, bo tak jak kiedys biegalam tylko w takim trybie, tak od dlugieeeego juz czasu nie wychodzilam na zaden trening bez sniadania. tak sobie po prostu zalozylam dzisiaj nie bylo czasu na szamanie, dopiero po wpadnieciu do domu wpadl na szybko banan. a wlasciwie dwa, bo jeden pozarty, a drugi na twarzy, jako objaw naladowania sie pozytywna energia :D
run is fun :D
pozdrawiam i z gory dziekuje za wszystkie KOMENTARZE (mam nadzieje, ze jakies sie zdarza )
W planie: 12 km na 75%
Realizacja: troche wiecej niz 12 km na troche mniejszej intensywnosci
A konkretniej - kross po Rezerwacie razem ze psem
Tracker zarejestrowal to:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... u029ats79l
Zawsze mam zalamke, jak patrze na tempo wybiegan krossowych. Przez to, ze kilkanascie razy w ciagu tego treningu jestem zmuszona sie prawie zatrzymac, ew. przeskakiwac wielkie kaluze albo przedzierac sie przez krzaczory, predkosc zawsze wychodzi jakas porazkowa. Niemniej jednak staram sie zwalic to na krossowosc krossu
Co do tetna - mialam wrazenie, ze pulsometr zwariowal Jeszcze w sobote czy nawet w poniedzialek, gdy bieglam na Agrykole i z powrotem, mialam tetno w okolicach 75-78%. Podczas treningu krossowego (tak dzisiejszego, jak i poniedzialkowego chociazby) utrzymuje znacznie nizsze tetno i to od samego poczatku. Najczesciej gdy patrzylam na pulsometr, widzialam wartosc.. 71, ewentualnie 72% Zdarzaly sie jakies podbiegi pod gore i tym podobne, wiec summa summarum srednie tetno tego treningu wyszlo 74%. Tako rzecze pulsometr.
Waham sie bardzo co do tych niedzielnych zawodow. Ale przychylam sie raczej do niestartowania.. Kondycyjnie czuje sie jak najbardziej na silach to pobiec (no i nie ukrywam, ze mam ochote na zawody chyba ), ale antybiotyk dalej masakruje moj biedny zoladek i nie czuje sie zbyt komfortowo. Poza tym jesli mi nie pojdzie na zawodach (albo znowu nastapi jakis error ) bede sie na siebie wkurzac, ze pobieglam mimo oczywistej awarii
Sobota, 16 kwietnia
Dzisiaj rano bylismy na zawodach canicrossowych (startowaly moje chopaki - Wojtek debiutowal z Esem i wybiegali ~14 minut na lesnej trasie ~4 km ), a po powrocie rzecz jasna nie wytrzymalam i poszlam biegac
nie planowalam na dzisiaj zadnego konkretnego biegania, ba - zakladalam, ze raczej dzisiaj biegac nie bede. wedlug planu mialam w ubieglym tygodniu biegac w poniedzialek i piatek interwaly, w srode i w sobote dluzsze wybiegania. interwaly biegalam w sobote i srode, a dluzszy bieg mialam w srode i wczoraj, wiec uznalam, ze chyba mijaloby sie z celem bieganie dzisiaj interwalow zaplanowanych na nastepny trening, czyli na poniedzialek. a moze inaczej - jesli bysmy nie jechali na te zawody cani, to niemalze z pewnoscia biegalabym je dzisiaj :roll: ale ze poranek mi 'wypadł', to bylo mi latwiej z tego zrezygnowac
w kazdym razie pobiegalam sobie luzniutko po Rezerwacie, tak zupelnie pozaplanowo, dla uświetnienia sobie dnia
Tracker pokazuje, ze:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... l1g9jscvmb
Nie ukrywam, ze milo zobaczyc wartosc tempa powyzej 6min/km przy luznym krossie
Mysle, ze tempo 'faktyczne' bylo jeszcze troche wyzsze, poniewaz dopiero zauwazylam, ze GPS traci zasieg w krociutkim tunelu pod ulica i wedlug niego gine w czasoprzestrzeni na te kilkanascie sekund. Ponadto musialam kilka razy sie zatrzymac - raz pies chcial mi wpasc pod samochod :? , raz musialam ominac czlowieka z psem, cos tam jeszcze innego sie zdarzylo. No i po raz pierwszy w historii swoich wybiegan zrobilam sobie mala przerwe w srodku - w 25 minucie biegania spotkalam znajomych, z ktorymi sie dawno nie widzialam i z ktorymi mialam na szybko do obgadania kilka spraw. takze bylo jakies 5-7 minut stania, a potem znowu bieżek. na ten czas zatrzymalam Trackera, ale zanim sie do niego dokopalam tez minelo troszke czasu. dokopanie sie do telefonu w kieszeni nie bylo proste, gdyz te byly zapchane rekawiczkami i czapka, ktore asekuracyjnie wzielam ze soba (rano bylo zimno) ogolnie rzecz biorac usmazylam sie, ale biegalo mi sie swietnie. gdyby nie to, ze bylam z psem i nie moglam za bardzo zbaczac ze sciezek Rezerwatu, to ten trening na sto procent bylby dluzszy. Ale to w sumie pozytywne - czuje wielki niedosyt i najchetniej poszlabym jeszcze pobiegac
Nie wiem, czy pod wzgledem treningowym mialo to jakikolwiek sens, ale mialam niepohamowana ochote na male przebiezki. Urozmaicilam wiec bieganie z intensywnoscia 70-73% trzydziestosekundowymi przyspieszeniami (takimi nie na maksa, raczej jak bieg do autobusu ktory dopiero podjezdza na przystanek ). Ostatnie przyspieszonko trwalo minute i podnioslo mi tetno do 93%.
Srednie tetno treningu - 74%
Po poludniu doszla wspinaczka na biezni (predkosc 6.5 km/h, 10x1' na max nachyleniu, p 1' bez nachylenia), trening silowy + sauna. :D
Niedziela, 17 kwietnia
no dobra,
specjalnie wczoraj jednak skusilam sie na bieganie, a po poludniu dorzucilam jeszcze silke (bieznia+silowy) i saune, zeby dzisiaj nie przyszlo mi do glowy, zeby jednak startowac w zawodach.
wystartowac nie wystartuje, ale 'piątka' i tak się zdarzyla
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... mlenta6vae
nie dalo sie inaczej, pobudka przed szosta w niedziele nie mogla zostac niewykorzystana - puste ulice i pusty Rezerwat to cos pieknego. w ogole poranki sa piekne. ulice tez puste, dlatego lubie tez bardzo pobiegac sobie chodnikami po miescie, ale tym razem jeszcze zachowalam resztki oglady i po prostu poszlam na biegowy spacer z psem. zupelnie luzniutko, bez pulsometru (co niestety pewnie poskutkowalo trybem 'nas nie dogoniat' 8) ), bez cisnienia. maly krossowy biezek - zalozylam, ze zrobie sobie rozgrzeweczke do 30 minut lub 5 km, ale wyszlo jak zwykle nieco wiecej. 35 minut i troche ponad 5,5 km - to i tak niezle, bo chcialam pobiec 'troche' dluzsza trasa, ale przed skreceniem w nia na szczescie spojrzalam na Trackera, a ten powiedzial mi, ze zrobilam juz 4 km :shock: no wiec z ciezkim sercem zawrocilam na domostwo.
morał z dzisiejszego biegu - w kwietniu nie biega sie w swetrze!!!, nawet jesli jedna bluza uzywana zazwyczaj do biegania jest w praniu, druga gdzies zaginela w akcji, nogi wolaja 'nooo wychodz juz!!' a pogoda wyglada na niemrawa. co prawda sie nie spocilam, bo to u mnie graniczy z niemozliwoscia, ale zaliczylam niezle sauna solution. cieeeeeplo, goraco.
wczoraj o tej porze jeszcze bylo naprawde chlodno, dzisiaj jest dwa razy cieplej (stacja meteo Wydzialu Fizyki PW tez tak twierdzi ), co zapowiada piekny i sloneczny (oby) dzien :D pies musi sie szybko wyspac, bo jesli bedzie odpowiednia temperatura, to za pare godzin zaliczy jeszcze rowerowanie i plywanie w jeziorku. a jesli nie bedzie odpowiednio cieplo, to samo rowerowanie
drugi moral z dzisiejszego biegu jest taki, ze nadal da sie biegac na czczo, od razu po wstaniu z lozka i ubraniu sie (no, i wychyleniu prawie calej butli wody 8) ). dobrze wiedziec, bo tak jak kiedys biegalam tylko w takim trybie, tak od dlugieeeego juz czasu nie wychodzilam na zaden trening bez sniadania. tak sobie po prostu zalozylam dzisiaj nie bylo czasu na szamanie, dopiero po wpadnieciu do domu wpadl na szybko banan. a wlasciwie dwa, bo jeden pozarty, a drugi na twarzy, jako objaw naladowania sie pozytywna energia :D
run is fun :D
pozdrawiam i z gory dziekuje za wszystkie KOMENTARZE (mam nadzieje, ze jakies sie zdarza )
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Powoli trace nadzieje, ze ktos to w ogole czyta... Ale sprobuje jeszcze raz..
Poniedzialek, 18 kwietnia
Juz prawie wychodzilam na bieganie z mysla, ze jednak pobiegne na Agrykole, ale Wojtek mnie przekonal, zebym te przyspieszenia jednak zrobila w srode, a dzis pokicala na Kopcu. Tak tez zrobilam
Chyba wolalabym odbyc ten trening bez towarzystwa SportTrackera .... - umordowałam się na tych schodach jak dzika, a prędkość, jaką ów GPS pokazał jest gorzej niż żałosna..
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 6134nnogje
Rozgrzewka (do Kopca) - tetno okolo 72% - znowu mialam wrazenie, ze mam dziwnie niskie tetno w stosunku do tego, jak sie poruszam to znaczy, ze moj ruch calkiem przypomina bieg (na pierwszych treningach z pulsometrem przypominal raczej walke o zycie, bo zwalnialam, zwalnialam, zwalniaaaalaaam...), a tetno sie trzyma ponizej 75%. Mam jednak wrazenie, ze to 'zasluga' krossowosci krossu. Na ulicy chyba dalej automatycznie zaczynam 'cisnac' i intensywnosc rosnie.
Na Kopcu - dokladnie nie pamietam, ale na pewno byly takie wbiegniecia: 2x prawie pionowo na hardkorze lasem krociutki podbieg, ale masakrujący
3x w miare znosny podbieg, polowa lasem a polowa obok schodow - dluzszy
3x podbieg schodami (co drugi schodek) :shock: :shock: O MASAKRA!!!!!!!!!, jakbym wiedziala, ze one sa takie dlugie, to nie wiem, czy bym sie tak ochoczo na nie skusila... 8) :lol: :lol: w polowie juz bylam martwa, bieglam, bieglam i caly czas mi sie wydawalo, ze przede mna jeszcze miliard schodow... :lol: na ostatnim podbiegu (trwaly okolo 1'20) tetno wzroslo mi do 93%.
Po minucie truchtania spadlo do 73%, po kolejnej minucie truchtania do 65%.
Potem sie dowiedzialam, ze schody na Kopiec sa najdluzszymi schodami w Warszawie, lol - maja 400 stopni.
Zbiegałam lasem albo schodami.
Tetno podczas schlodzenia ok 77%- co potwierdza moja obserwacje, ze jak biegne ulica, to od razu jakos szybciej mi sie biegnie...
Podczas rozgrzewki patrzylam na pulsometr i widzialam, ze wskazuje wartosci 71-73%. Tracker pokazuje predkosc 5'30/km.
Wbieganie schodami na dziesiate pietro u mnie w bloku stalo sie w mojej swiadomosci czyms milutkim...
Zainwestowalam tez w suple a mianowicie w BCAA o miazdzacej nazwie XPLODE POWER 8) 8) 8) z dodatkiem glutaminy. Co to bedzie, co to bedzie..
Nie bylo potwornie drogie (znalazlam chyba najtanszy sklep w miescie :lol: ), a wydaje sie calkiem wydajne - podpytalam pana w sklepie i poczytalam o tym suplu i wychodzi na to, ze ta pucha starczy mi na ~2 miesiace. Skusilam sie na taki rarytas glownie dlatego, ze namawial mnie na to moj Wojtek a stwierdzilam, ze przy moim trybie zycia maly suplemencik raczej krzywdy nie zrobi, a moze jeszcze wspomoze. Chociaz nie wiem, co bedzie, jesli zaiste wspomoze, bo np. dzis nie zmiescilabym juz ani jednego treningu wiecej To tak pol-zartem, a mowiac troszke powazniej, to trenuje co prawda caly rok dziarsko i bez wymowek, ale im wiecej wiosny, tym automatycznie tego wszystkiego jest jeszcze wiecej. Juz ktorys tydzien z rzedu moj poniedzialkowy plan dnia wyglada mniej wiecej tak: trening biegowy -> z psem na dlugi spacer -> rowerem do centrum na zajecia, do domu -> z psem na dlugi spacer (dzisiaj bylo 'z psem na dlugi rower' ) -> na silke i w porownaniu z zima jest tego wiecej przynajmniej o ten rower (wiosną wyrzekam się autobusów - szczerze ich nienawidzę)
Bezustannie mam turbodoladowanie, ale dzisiaj podczas biegania w lesie (te schody....) czulam, ze w weekend nie tylko biegalam, ale jeszcze sporo rowerowalam i silkowalam. Czemu, jak sadze, trudno sie dziwic No, ale zeby byla jasnosc - rzecz jasna zdaje sobie sprawe, ze porcja supla nie zastapi dobrego snu czy dnia odpoczynku od biegania
KOMENTARZE
Poniedzialek, 18 kwietnia
Juz prawie wychodzilam na bieganie z mysla, ze jednak pobiegne na Agrykole, ale Wojtek mnie przekonal, zebym te przyspieszenia jednak zrobila w srode, a dzis pokicala na Kopcu. Tak tez zrobilam
Chyba wolalabym odbyc ten trening bez towarzystwa SportTrackera .... - umordowałam się na tych schodach jak dzika, a prędkość, jaką ów GPS pokazał jest gorzej niż żałosna..
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 6134nnogje
Rozgrzewka (do Kopca) - tetno okolo 72% - znowu mialam wrazenie, ze mam dziwnie niskie tetno w stosunku do tego, jak sie poruszam to znaczy, ze moj ruch calkiem przypomina bieg (na pierwszych treningach z pulsometrem przypominal raczej walke o zycie, bo zwalnialam, zwalnialam, zwalniaaaalaaam...), a tetno sie trzyma ponizej 75%. Mam jednak wrazenie, ze to 'zasluga' krossowosci krossu. Na ulicy chyba dalej automatycznie zaczynam 'cisnac' i intensywnosc rosnie.
Na Kopcu - dokladnie nie pamietam, ale na pewno byly takie wbiegniecia: 2x prawie pionowo na hardkorze lasem krociutki podbieg, ale masakrujący
3x w miare znosny podbieg, polowa lasem a polowa obok schodow - dluzszy
3x podbieg schodami (co drugi schodek) :shock: :shock: O MASAKRA!!!!!!!!!, jakbym wiedziala, ze one sa takie dlugie, to nie wiem, czy bym sie tak ochoczo na nie skusila... 8) :lol: :lol: w polowie juz bylam martwa, bieglam, bieglam i caly czas mi sie wydawalo, ze przede mna jeszcze miliard schodow... :lol: na ostatnim podbiegu (trwaly okolo 1'20) tetno wzroslo mi do 93%.
Po minucie truchtania spadlo do 73%, po kolejnej minucie truchtania do 65%.
Potem sie dowiedzialam, ze schody na Kopiec sa najdluzszymi schodami w Warszawie, lol - maja 400 stopni.
Zbiegałam lasem albo schodami.
Tetno podczas schlodzenia ok 77%- co potwierdza moja obserwacje, ze jak biegne ulica, to od razu jakos szybciej mi sie biegnie...
Podczas rozgrzewki patrzylam na pulsometr i widzialam, ze wskazuje wartosci 71-73%. Tracker pokazuje predkosc 5'30/km.
Wbieganie schodami na dziesiate pietro u mnie w bloku stalo sie w mojej swiadomosci czyms milutkim...
Zainwestowalam tez w suple a mianowicie w BCAA o miazdzacej nazwie XPLODE POWER 8) 8) 8) z dodatkiem glutaminy. Co to bedzie, co to bedzie..
Nie bylo potwornie drogie (znalazlam chyba najtanszy sklep w miescie :lol: ), a wydaje sie calkiem wydajne - podpytalam pana w sklepie i poczytalam o tym suplu i wychodzi na to, ze ta pucha starczy mi na ~2 miesiace. Skusilam sie na taki rarytas glownie dlatego, ze namawial mnie na to moj Wojtek a stwierdzilam, ze przy moim trybie zycia maly suplemencik raczej krzywdy nie zrobi, a moze jeszcze wspomoze. Chociaz nie wiem, co bedzie, jesli zaiste wspomoze, bo np. dzis nie zmiescilabym juz ani jednego treningu wiecej To tak pol-zartem, a mowiac troszke powazniej, to trenuje co prawda caly rok dziarsko i bez wymowek, ale im wiecej wiosny, tym automatycznie tego wszystkiego jest jeszcze wiecej. Juz ktorys tydzien z rzedu moj poniedzialkowy plan dnia wyglada mniej wiecej tak: trening biegowy -> z psem na dlugi spacer -> rowerem do centrum na zajecia, do domu -> z psem na dlugi spacer (dzisiaj bylo 'z psem na dlugi rower' ) -> na silke i w porownaniu z zima jest tego wiecej przynajmniej o ten rower (wiosną wyrzekam się autobusów - szczerze ich nienawidzę)
Bezustannie mam turbodoladowanie, ale dzisiaj podczas biegania w lesie (te schody....) czulam, ze w weekend nie tylko biegalam, ale jeszcze sporo rowerowalam i silkowalam. Czemu, jak sadze, trudno sie dziwic No, ale zeby byla jasnosc - rzecz jasna zdaje sobie sprawe, ze porcja supla nie zastapi dobrego snu czy dnia odpoczynku od biegania
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Sprobuje jeszcze raz i niesmialo licze na komentarze, bo wydaje mi sie, ze pisze sama do siebie...
20 kwietnia 2011
Az do dzisiejszego poranka obiecywalam sobie, ze dzis nie bede biegac interwalow z planu. Ten zakladal na dzis 2 km + 4x1.2km (4'20) p3'30 + 2 km. Uznalam, ze skoro poniedzialkowy 'lekki' trening wyszedl mi jako.. no, mocno nielekki to dzisiaj sie raczej rozbiegam. Nogi mnie bowiem bolaly okrutnie, tak po poniedzialkowym biegu, jak i wczoraj przez caly dzien. Nie to ze zakwasy, ale taki ogolny 'zmecz'.
Rano, zbierajac sie na trening, narysowalam sobie trase - 15 km, w tym po drugiej stronie Wisly. Zjadlam, ubralam sie i.. pobieglam na Agrykole 8) 8)
Nastepne moje bieganie bedzie w piatek po poludniu lub w sobote (nastawiam sie raczej na sobote), a kolejne tego typu interwaly zdarza mi sie raczej dopiero w przyszly piatek. W ten piatek o tej porze bede siedziec w pociagu do Gdanska
Przy pierwszym okrazeniu szybszego biegu pomyslalam sobie, ze nie jestem bynajmniej chodzacym rozsadkiem, ze tak zdecydowalam. Nie biegalo mi sie tak milo i lekko jak poprzednio - czulam ten 'maraton' rowerowo-biegowo-silkowy.
Ale to bylo chwilowe wrazenie Im wiecej biegalam szybkich okrazen, tym bylo mi przyjemniej. I znowu - kazde kolejne przyspieszanie bylo milsze niz poprzednie.
Niestety nie moglam ogarnac, gdzie jest linia polowy boiska (bo sie byla zmyla ) i dopoki inny biegacz nie polozyl tam czapki jako oznaczenia na polowe okrazenia, nie wiedzialam, gdzie ten punkt tak naprawde jest :lol:
Wszystkie okrazenia pocisnely mi sie szybciej niz zakladane 4'20. Srednio na okrazenie wychodzilo 1'41 zamiast planowych 1'44. Polowka w ~50 sekund, a wiec calkiem rowne tempo
A wiec realizacja: 3 km + 4x1.2 km (~4'10) p3'30 + 3 km
Zapis Sport Trackera:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... jepd3dj9lv
Tetno:
rozgrzewka - 71% !!!!! :D sukces! a bieglam po chodniku! :D
schlodzenie - troche wiecej - w pierwszej polowie mniej (~70%), w drugiej wiecej (ok 77% :oops: ), bo juz bieglam sama. Ale srednia intensywnosc schlodzenia to 72%
Na Agrykoli biegal oprocz mnie jeszcze pan biegacz - maratonczyk ktory przybijal mi piatke podczas rozgrzewki :D Kiedy zatrzymalam sie po zakonczeniu interwalow na chwilke, aby zalozyc bluze, wlozyc klucze do kieszeni i ruszyc truchtem do domu, On tez skonczyl swoj trening, wiec troche postalismy i porozmawialismy, a potem ruszylismy truchtem do domow, bo okazalo sie, ze Jurek tez mieszka przy Czerniakowskiej. Milo
Jesli chodzi o tetno przy interwalach,
to albo pulsometr ma problem, albo hjuston, mamy problem 8)
Mierzylam trzeci interwal i pulsometr pokazal tetno srednie 84% (167), maksymalne 92% (183). To chyba dosyc wiarygodny wynik, bo jak zerkalam na pulsometr podczas biegania, to pokazywal wlasnie cos w tych granicach. Pierwsze przyspieszenia na pewno byly intensywniejsze (o dziwo?), bo zobaczylam nawet 94% :shock: Problem natomiast w tym, ze wedlug Polarka w ktoryms momencie treningu osiagnelam 101% HRmax, czyli 202 8) 8) 8) czyli, ze moje hrmax jest zapewne jeszcze wyzsze....
Nie wiem co o tym sadzic, bo przy pierwszym bieganiu z pulsometrem tez pokazywal takie dziwne wartosci, a wtedy z cala pewnoscia nie doszlam do takiego szalonego tetna. Wtedy jednak problem lezal w bluzce, ktora sie elektryzowala i zaklocala pomiar. Dzisiaj mialam jednak 'dobra' koszulke, ktora takich errorow nigdy nie powodowala. Ale zeby 202? No kiedy?
23 kwietnia 2011
No to Gdansk
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... gbp69p7lj6
Bardzo podobna trasa do tej, ktora przebieglam w listopadzie, a wczesniej z Wojtkiem w sierpniu - raz i drugi
Planowalam pobiegac troche dluzej, ale dzisiaj nie bylo to mozliwe, bo umowilam sie juz na spacer z dawno nie widziana kolezanka, a potem na rowery z kolega jw Wstalam, jak na siebie, strasznie pozno, bo prawie o 8. Obudzilam sie co prawda przed szosta, ale jako ze zeszlym tygodniu nie wstawalam pozniej niz 5:50, a w ostatnich dniach o 5 (czw) i 4:30 (wczoraj), wiec dzisiaj, korzystajac z mozliwosci wyspania sie przy otwartym oknie bez dzwiekow z warszawskiej ulicy, poszlam sie jeszcze przekimac.
Gorzej, ze jak wstalam o tej 8, zwarta i gotowa na wyjscie, spedzilam jeszcze prawie godzine na gubieniu, szukaniu i dokrecaniu kulki do kolczyka 8) 8) 8) jak sie z tym w koncu uporalam, to sfrustrowana pozna godzina szybko wszamalam sniadanko, wyszlam na chwilke z psem i poszlam biegac.
WIOSNA jest i jest cudownie.
Biegalo sie fajnie, ale mam wielki problem z pulsometrem i nie ukrywam, ze licze na Wasze sugestie
To mile urzadzonko najwyrazniej ma jakas awarie. Juz jak wyszlam z psem, majac uruchomiony pulsometr, pokazywal mi on jakies dziwne wartosci, na przyklad chwilowe 00% pulsu 8) 8) potem, podczas biegu, bylo fatalnie - przez chwile myslalam, ze moze faktycznie biegne za szybko i stad te ~86%, ale rozwial moje watpliwosci, kiedy przez dluzszy czas pokazywal mi.. 100% :roll: dodam, ze bieglam caly czas w zblizonym tempie...
potem, gdy zrobilam sobie pierwsze z 30 sekundowych przyspieszen, twierdzil, ze intensywnosc mi w ogole nie wzrosla. po chwili jednak cos chyba w nim zaskoczylo, bo od tej pory juz nie mial tak wielkich wahan i mowil mi, ze biegne na ~77%, w co jestem sklonna uwierzyc, bo bieglam po asfalcie, nioslo mnie.. i tak dalej niemniej jednak to juz nie pierwszy raz, kiedy pulsometr mi swiruje. w domu znowu mialam 00%, lol
nie wiem, z czego to wynika, bo ani mi nie spadl, ani nic mu sie zlego nie stalo - oprocz tego, ze ciagle go uzywam, co moze byc dla niego o tyle fatalne, ze - niestety nie zartuje! - urzadzenia tego typu mnie nie lubia. przy kazdej okazji wspolpracy mojej z telefonem, komputerem tudziez innym ustrojstwem zdarzaja sie jakies przedziwne, niewytlumaczalne wprost awarie. wystarczy, ze w/w urzadzenie zacznie obslugiwac ktos inny i wszystko wraca do normy. moze powinnam odwiedzic bioenergoterapeute :lol:
Moze macie jakies pomysly, skad to sie wzielo?
EDIT: Wlasnie spojrzalam, ze jak biegalam te trase z Wojtkiem, mielismy tempo 5:11 min/km i naprawde czulam wtedy, ze biegne. To byl wowczac dosc intensywny trening. W listopadzie mialam 5:22 i bieglam bardziej na luzie. Dzisiaj 5:12 i bieglo mi sie zdecydowanie lzej, niz wtedy w sierpniu i mam wrazenie, ze rowniez lzej niz w listopadzie. Tylko co z tego, skoro pulsometr twierdzi, ze strasznie cisnelam Pozostaje miec nadzieje, ze faktycznie nie mial racji.
24 kwietnia 2011
Dzis - 15 km w tym prawie 4 km brzegiem morza i ze 2-3 km lasem/łąką
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... mitc17ppie
Zdecydowanie nie ma nic lepszego niz bieg w niedzielny, sloneczny, wiosenny poranek
Dobieglam do plazy 'normalnie' kawaleczek przed wejsciem na plaze zatrzymalam sie, aby zdjac buty i skarpetki i ruszylam dalej :D
Morze jest fajne i chlodne, swietnie sie bieglo kiedy przyplyw oblewal mi stopy - choc, rzecz jasna, po piasku nieco ciezej sie poruszac, niz po czymkolwiek innym Po wyjsciu z plazy znowu krotki postoj na zalozenie butow i - kurcze, jaka zmiana
Wychodzenie na trening wiosna o godzinie przelomu bardzo rano i rano ma te wade, ze trudno sie wstrzelic w dobry ubior Zalozenie bluzy bylo bledem, jesli spojrzec na to od strony termicznej, zwlaszcza pod koniec treningu, ale mimo wszystko nie zaluje, ze sie w nia ubralam, bo...
Pulsometr odwariowal :shock:
Mysle, ze to znowu kwestia ubioru wlasnie. Wczoraj przeciez wariowal mi okropnie, a jedyna roznica miedzy biegami wczorajszym i dzisiejszym jest taka, ze wczoraj mialam na sobie koszulke i kurtke-wiatrowke, a dzisiaj miedzy tymi warstwami jeszcze bluze. No i puls byl normalny, bez zadnych dziwnych, niewyjasnionych skokow w gore czy w dol. Smieszna rzecz - rozumiem, ze termoaktywna bluzka Brubecka moze zaklocac pulsometr, bo jest bardzo obcisla i bardzo sie elektryzuje, ale zeby leciutka luzna kurtalka? i to jeszcze na koszulce, ktora zadnych awarii nie wywoluje?!
W ogole tetno mi sie bardzo przyzwoite udalo. Az jestem zaskoczona
Srednie tetno treningu - 73% (146), maksymalne 83% (165). GPS pokazuje, ze bieglam tempem 5:42 min/km i pewnie tak bylo. Fragment trasy, ktory bieglam plaza byl w tempie ~6 min/km (ach ten piaseczek 8) ), natomiast odcinki pozaplazowe byly szybsze.
26 kwietnia 2011
Wczoraj udalo mi sie zrobic przerwe od biegania (zrobilam sobie za to ciekawy trening uzupelniajacy w postaci dlugiego spaceru po plazy - coz za masaz dla stop ), dzis natomiast:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ee01j39d0l
Tak o, luzniutko, bez zadnego planu - po prostu poszlam sobie pobiegac w strone Gdanska Glownego.
Chyba musze zainwestowac w jakas porzadna odziez, ktora nie bedzie mi zaklocac pulsometru bo czuje, ze jeszcze raz wyjde na trening w bluzie i kurtce-wiatrowce i UMRE :lol: porazka - bluze musze miec, bo w samej kurtałce nie złapie mi pulsometr, kurtkę muszę miec, bo mam w niej kieszenie na klucze, mp3jke i telefon :roll:
Jesli chodzi o tetno, to nie wiem, czy pulsometrek mi teraz nie fiksuje w druga strone. Sa trzy opcje - albo rzeczywiscie sfiksowal i pokazuje mi nizsze tetno, niz mam faktycznie, albo nauczylam sie przebierac nogami wolniej i juz sie do tego przyzwyczailam, albo.. obnizylo mi sie tetno? Autentycznie mam wrazenie, ze jak realizowalam pierwsze treningi z pulsometrem, to zeby utrzymac tetno ~75% musialam biec potwornie, ale to poootwoooornie wolno. A teraz wydaje mi sie, ze moje poruszanie sie przypomina bieg, kiedy na pulsometrze widac podobne wartosci. A moze to tylko zludzenie?
W kazdym razie, przez dluzsza czesc treningu mialam tetno okolo 72-74%. Dopiero po pierwszym przyspieszeniu zatrzymalo mi sie na ~76% i raczej juz nie schodzilo ponizej 75%. Zrobilam sobie kilka przyspieszen, po 30-60 sekund, nie jakos strasznie szybko, ale tak, zeby poprzebierac odnozami. Tetno mi roslo do okolo 88% i po takiej minutowej przebiezce wracalo mi do wartosci wyjsciowej (77%) w ciagu dwoch minut.
I jeszcze na koniec male westchnienie, przed ktorym absolutnie nie moge sie powstrzymac:
Ach, wiosna!
27 kwietnia 2011
Gdyby wczoraj odpadly mi nogi, to nie moglabym miec do nich zadnych pretensji. Wieczorem moje plany na poranne bieganie staly sie watpliwe :lol: 8) ale szybko wrocilam do zywych. Wprost nie moglam dzis nie biegac jako ze czeka mnie 6 godzin w pociagu (masakra, MASAKRA, kiedys pociagi na trasie Wawa-Gdansk jezdzily ~3.5 godziny, pamietam to doskonale.. katorga po prostu, ale co zrobic - trza sie jakos dotelepac. Jedynym plusem tego uziemienia jest to, ze mam dzieki temu wyjatkowa szanse nauczenia sie na jutrzejsze kolokwium i dokonczeniu pracy na zamowienie ). A wiec - maly, rozgrzewajacy biezek z okazji ladnego poranku
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 3amruc7t5a
Bardzo, bardzo fajny bieg. Bieglo mi sie nawet jakos lzej i lepiej niz wczoraj
Tetno - przez dluuuuugi czas bieglam, bieglam, a tetno nie wzbijalo sie powyzej 72%. Dopiero po rozpoczeciu przyspieszania poszlo troche do gory. Na przyspieszeniach (trwajacych minute) roslo mi do 82, a potem do ~86%. Pomiedzy przyspieszeniami i pozniej, gdy juz truchtalam, mialam tetno ~77% z tendencja raczej w dol niz w gore
Srednie tetno treningu wyszlo rowniutko 75% :D
I znowu mam rozkmine - pulsometr sie popsul, czy to ja?
Kurcze no, nikt mi nie wmowi, ze zanim zaczelam biegac z pulsometrem, to bieglam duzo szybciej. I ze jak zaczelam biegac z tym urzadzonkiem i uczyc sie zwalniac, to tempo po zwolnieniu bylo takim tempem, jakim biegam teraz. No nie ma opcji - wtedy sie wloklam, a teraz poruszam sie czyms, co z cala pewnoscia przypomina bieg. A moze naprawde sie przyzwyczailam i teraz sie wloke i mysle ze biegne??? :? :?
29 kwietnia 2011
Zrobilam sobie bieg po trasie na wtorek.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... icbt995jcm
Mniej wiecej tam, gdzie bedzie Bieg Konstytucji, troche sobie przyspieszylam. Tak, ze czulam, ze biegne, ale moglabym jeszcze szybciej.
Z pulsometrem kiszka, musialam zalozyc kurtke-wiatrowke, zeby miec w co wlozyc gpsa i klucze (fataliza po prostu, MUSZE dokonac jakiegos zakupu w sklepie sportowym, bo jeszcze raz wyjde tak ubrana w taki gorac i umre ), wiec Polar mial zaklocenia. Wydaje mi sie, ze chwilami sie ogarnial i wtedy staralam sie kontrolowac tempo (np. gdy wracalam do domu prawie caly czas mialam 75%, potem przyspieszylam na ostatni kawaleczek i bylo 82%).
Treningowo - byloby swietnie, gdyby nie ta stopa...
Wczoraj bolala mnie zwlaszcza rano, a pozniej, im wiecej chodzenia, tym mniejszy bol. Dzis rano znow kiepsko, a podczas biegu.. gorzej niz myslalam :? :?
Najgorsze jest to, ze najbardziej mnie boli podczas zbiegania. A wtorkowa trasa to glownie zbieganie.
Do tego mam wrazenie, ze wygladalam jak najgorsza sierota. Bol jest, niestety, dosc uciazliwy Ech, bylam niemalze pewna, ze ta plaza mnie uszkodzi, bo czulam, ze wykrecam nienaturalnie stope - no i mam.
Poza tym, jesli chodzi o samopoczucie, biegalo mi sie swietnie. I pobieglabym dluzsza trasa, gdyby nie ta obrzydliwa kostka
A tak zupelnie na marginesie - wczoraj w koncu poszlam na silke, po tygodniu przerwy. Dzisiaj odczuwam lekki bol miesni, ktore popracowaly (czyli łapy, brzuch i grzbiet), ale jestem tym zachwycona, bo spodziewalam sie wielkich zakwasow. Zwlaszcza, ze na zdecydowanej wiekszosci maszyn pozwiekszalam troche obciazenia, mimo ze nie mialam zamiaru tego robic po tej tygodniowej przerwie. Ale była moc, wiec ja wykorzystalam
pare godzin pozniej....
Ale sie zalatwilam. Nie moge chodzic, lol. Przejdzie do wtorku czy nie przejdzie, oto jest pytanie. Dzisiaj staram sie poruszac raczej na rowerze, bo wtedy nie boli. Jutrzejszy dylemat - czy biegac i co biegac - zostal zwyciezony przez propozycje Wojtka, zeby isc rano na basen. Po poludniu zapewne silka i sauna, wiec jest szansa, ze nie bede miala czasu na myslenie o bieganiu. Ale w niedziele to bym sobie cos pobiegala... To straszne nie moc biegac w takich warunkach, zwlaszcza, ze wiosna daje mi tyle dobrej energii. Mam nadzieje, ze do wtorku przestanie mnie bolec, bo naprawde mam ochote na ten Bieg Konstytucji. Zyciowki w nim nie pobije, nie ludze sie, bo podbieg na Agrykoli zapewne mnie troche zadziwi, jak bedzie w warunkach zawodow A zbieg.. coz.. dzisiaj sobie kompletnie nie umialam poradzic na tym zbiegu - bol byl okropny - wiec moze byc kiepsko.
30 kwietnia 2011......
Zaczynam miec coraz powazniejsze obawy w kwestii mojego wtorkowego startu :? Do zawodow raczej nie pobiegam, wiec jesli rusze we wtorek, to z wielkim głodem biegania Im wieksza niepewnosc, czy bede mogla biec, tym wieksza ochota aby startowac...
Dzisiaj przez pol dnia była kulawizna stajla, po południu kupiłam sobie przeciwból, łyknęłam i.. ach, czemu nie uczynilam tego wczesniej? Aktualnie jest zaskakujaco dobrze, ale to pewnie przejsciowe, niestety - wzielam 2 tabletki, a na mnie w ogole wszystkie lekarstwa dzialaja bardzo, bardzo szybko i skutecznie. Unikam brania jakichkolwiek medykamentow, a srodki przeciwbolowe zdarza mi sie pozerac naprawde sporadycznie. Dzis jednak uznalam, ze przyszedl czas , bo nienaturalny ruch, wymuszony przez ból około kostki, powodowal przy okazji to, ze bolala mnie lydka :roll:
Juz dzisiaj odczuwam wielki zal z powodu braku treningu biegowego, na szczescie poranek (czyli najlepsza pore na biezek ) udalo sie przezyc bez frustracji z tego powodu. Poszlismy na basen (!!! ostatnio na basenie bylam w czerwcu zeszlego roku. aaaale bylo fajnie :D ciekawe, czy bede miala zakwasy po tym plywaniu po takiej przerwie ), potem zakupy (mam krotkie spodenki biegowe z Kalenji i, co najwazniejsze!!! - pas z kieszonka na telefon/klucze i malymi bidonikami :D :D :D :D :D ), poza tym sporo rowerowania (w tym męczenie psa, który - stwierdzam z dumą - schudł już 400 gramów od rozpoczecia treningu fat burning :lol: :lol: ) i niedawno siłownia. Dzisiaj 'pakowalam' na nogi (+brzuch ), odpuscilam sobie dwie maszyny, ktore moglyby wplynac niekorzystnie na moja miła kontuzje ( :? ), czyli wyciskanie i cwiczenie na miesnie lydek. Wszystko poza tym 'po staremu', czyli 4 serie po 8 powtorzen. Troszke pozwiekszalam obciazenia - maszyna na miesnie posladkowe, na czworoglowe, na dwuglowe o 2,5 kg na dwie serie, na przywodziciele i odwodziciele po 10 kg na dwie serie (przyw. 55 kg, odw. 60 kg).
3 maja 2011...
niewyobrazalnie frustruje mnie to ze nie moge wyjsc pobiegac :roll:
ech, gdyby tylko ta stopa tak nie nachrzaniala.. mam wielka ochote na bieganie - dlugie, krotkie, intensywne, gorskie, interwalowe, rytmowe, KAZDE. zadna inna aktywnosc nie daje mi takiej satysfakcji i poczucia spelnienia. co gorsza, moge caly dzien chodzic, jezdzic, silkowac i basenowac i nadal nie mam dosyc, bo brakuje mi tego najwazniejszego elementu, jakim jest biezek swoja droga nie wiem, czy to nie przypadkiem kwestia tego milego supla, jaki zakupilam. pisalam juz wczesniej, ze zaopatrzylam sie w BCAA XPLODE POWDER. biore sobie pol miarki przed wiekszym bieganiem (tzn jesli mam w planie cos mocniejszego niz 30-50 min spokojniutkiego biegania) albo wtedy, kiedy jade rowerem na dluzsze silkowanie. nie spodziewalam sie wcale, ze efekt tej suplementacji bedzie w jakikolwiek sposob dostrzegalny, ale faktem jest, ze czuje totalna regeneracje w totalnie krotkim czasie.
trening uzupelniajacy trwa przedwczoraj rolki, wczoraj siłka, dziś basen. no i rzecz jasna codziennie sporo rowerowania i wybiegiwania sie z psem na rozne sposoby
rolki to fajna sprawa, nie jezdzilam jakies 5 lat, teraz jak bylam w gdansku to wyciagnelam je z szafy, pare razy wybralam sie na przejazdzke i znow mi sie spodobala ta opcja. przytargalam je wiec ze soba do warszawy (co nie bylo takie proste, w pociagu znowu bylam jedna z najbardziej obladowanych pasazerek - torba podreczna, torba z rolkami, torba z laptopem, walizka i pies 8) ) i tutaj tez zamierzam pojezdzic. na razie rolkowalam raz i bylo calkiem niezle. w gdansku jezdzi sie o niebo lepiej, bo jest tam swietna, nowa, dluga i szeroka droga rowerowa wzdluz morza, ale lepszy rydz niz nic
basen to tez niezle cofniecie sie w przeszlosc kiedys regularnie plywalam, od lat znowu nic. wyjatkiem byla jedna wizyta na plywalni w zeszlym roku w czerwcu. i od tej pory znowu nic. bylismy z Wojtkiem w sobote na Warszawiance, aby przypomniec sobie, jak sie plywa bez hardkoru, 13 basenow + chwila wygrzania sie w jacuzzi + 13 basenow i wsio, dzisiaj podobnie, ale po 16 dlugosci.
5 maja.....
Kolejny dzien bez biegania :shock: Nie czuje wcale, ze 'odpoczywam' od biegania, bo to odpoczywanie okropnie mnie stresuje.
Znalazlam mily zamiennik biegania - pinnacle trainer na silce. Dzisiaj 20 minut, 10x 2' na najslabszym levelu i 2' na poziomie 3. Potem silowy. I krociutka sauna.
Wczoraj tez byla silka (nogi - dzis łapy), jutro bedzie powtorka + brzuch. Pewnie wskocze tez na ten potworny trenazer bo to calkiem fajna maszyna. W sobote totalny odpoczynek, bo wyjezdzamy. I mam marzenie, zeby od poniedzialku najpozniej wrocic do biegania... :roll: No, ciekawe...
Żałoba po Holmes Place trwa ale mimo wszystko ciesze sie, ze udalo mi sie zapisac na jakakolwiek silownie. Pomijajac klimat, atmosfere, ludzi i tak dalej i tak dalej..., to przeskok w zwiazku z maszynami jest straaaaszny. Niby podobne maszyny, a obciazenia, jakie bralam w HP i jakie biore w Calypso roznia sie znacznie. Dziwna rzecz.
5 maja........
Bylam dzisiaj u ortopedy (jak dobrze miec pakiet w LuxMedzie ). Pan doktor powiedzial, ze to typowy bol przeciazeniowy stawu skokowo-jakiegostam (pietowego?). Polecil okladac na noc Altacetem (ktory niniejszym zakupilam) i smarowac Traumonem, ktorego jednakze NIE wykupilam, bo po pierwsze byl drogi, a po drugie nie wiadomo, czy o to lekarzowi chodzilo, bo mowil ze to zel Bayera, a w aptece sie okazalo, ze wcale nie.
Dzis wiec nie biegalam, ale.. po raz pierwszy (naprawde najpierwszy! az dziwne ) orbitrekowalam. Na silowni najpierw zapodalam sobie trening silowy na nogi, potem troche na brzuch, a potem pomyslalam sobie, ze wskocze na chwile na orbitrek. Spedzilam tam w koncu 20 minut na interwalach - minuta na poziomie 5, minuta na poziomie 11. Strasznie fajna maszyna!! Stopa nie dostaje tak bardzo w kosc (a raczej w staw ) jak przy probach biegania*, a musze przyznac, ze nawet chwilowo sie umęczyłam :D :D :D Zrobilam 1081 krokow :lol:
*dzisiejsza proba zrobienia kilku krokow biegiem nie byla juz tak fatalnym obrazkiem jak wczoraj czy przedwczoraj.
jutro totalny odpoczynek od silkowania, biegania, plywania i rowerowania (jedziemy do Katowic), w niedziele nie wiadomo natomiast zyje nadzieja, ze do poniedzialku wydobrzeje na tyle, zeby moc pobiegac.
9 maja..............
moja frustracja siega zenitu. proby biegania juz tak nie bola, wiec mam nadzieje, ze zmierza ku dobremu. moge juz nawet wykonywac ruchy podobne do biegania, ale jeszcze nie sa do konca normalne, jakos dziwnie stawiam przez ten bol stope - zupelnie nienaturalnie.
dzisiaj wiec silowy (ale 'na gore' ) i orbitrek, jako ze trening na orbi wydaje mi sie w miare podobny do treningu biegowego :roll: 30 minut, w tym 25 minut interwalow 1' na poziomie 5/1' na poziomie 11.
moze jutro sie uda pobiegac.......?
10 maja.........
nosi mnie potwornie. ze stopą dużo lepiej, przy chodzeniu właściwie już w ogóle nie boli, przy próbach biegania znacznie mniej, niż pare dni temu. dziś nie biegałam, pocisnęłam trochę na rowerze - w sumie jakieś 50 km. przy okazji zaliczyłam niezłe usmażenie. jutro basen i siłka, w czwartek zajęcia rano, więc być może uda się jeszcze wstrzymać z bieganiem do czwartku/piątku :roll: potem już nie ma bata, nie ma że boli, nie można tak długo nie biegać przeca. musze wreszcie przetestowac nowy pas z bidonami. a tak serio to nie musze nic testowac, po prostu chce juz bieeecccc.
11 maja.........
Dzis delikatnie probowalam biegac. Co prawda byla to delikatna proba, wiec moze nie powinnam sie przedwczesnie cieszyc, ale kurcze nie bolalo :D (i stopa tez nie bolala ). Mysle, ze jutro w koncu TO nastapi.... :D :D Ale na razie nie zapeszam.. Alez mi sie chce biegac!
Dzisiaj jeszcze trening pozabiegowy - basen (30 dlugosci w 40 minut, co pozwolilo mi sie zamknac w 1h pobytu w strefie oplat :lol: ale jestem kozak! 8) ), rower, silowy.
Plywanie coraz bardziej mi sie podoba. Mam nadzieje, ze ta tendencja chodzenia raz w tygodniu na basen sie utrzyma Zdziwilo mnie jedynie to, ze o 7 rano byl calkiem spory tłoczek :? Mialam cicha nadzieje na 'osobisty tor' a tu niemila niespodzianka. Troche niefajnie, bo bylo sporo spowalniaczy, ktorych albo musialam wyprzedzac, albo podskakiwac w wodzie i czekac, az dobija do konca
13 maja 2011, szczesliwy piatek :D
Wczorajsze trzygodzinne rowerowanie (jakies 40 km, w tym Las Kabacki i.. Agrykola ) pomoglo mi w podjeciu decyzji o zaczekaniu z bieganiem do dnia nastepnego.
Dzisiaj nastal 'dzien nastepny' :D
Tak strasznie czekalam na ten dzien. Przez przeszlo tydzien budzilam sie rano i musialam bardzo mocno sie wstrzymywac, zeby nie pojsc biegac. Dzisiaj w koncu nadeszla ta chwila I...
Rano czulam sie fatalnie, mimo, ze hardkorowo odespałam (spalam do 8, co sie rzadko zdarza ). Prawdopodobnie wczoraj czyms sie podtrulam, a do tego - jako meteopatka - czuje sie przytlumiona przez sfiksowana pogode. Rozwazalam nawet, czy wobec tego nie wstrzymac sie jeszcze do soboty, ale pomyslalam, ze dzisiejszy bieg i tak ma byc tylko proba biegu po kontuzji.
Uznalam wiec, ze jesli pobiegam sobie wolniutko 30 minut i stopa nie bedzie mnie bolala, to plan zostanie wykonany w 100%
A co z tego wyszlo? hmmm.... 8)
Pierwsze 15-20 minut byly definitywnie niefajne. Gdybym miala choc troche wiecej rozsadku, zapewne bym sie po prostu zatrzymala i wrocila marszem do domu. Stopa bolala tylko troszeczke i bol sie nie poglebial, ale byl inny problem - klulo&sciskalo mnie w brzuchu chyba wszystko, co tylko moglo mnie kluc i sciskac (odczucie bylo podobne do tego, jakie mialam na drugim okrazeniu podczas Sztafety, a wtedy juz naprawde czulam sie umierajaco ). Cieszylam sie jedynie, ze - mimo wczesniejszego zamiaru - nie ubralam sie w bluze z dlugim rekawem, bo wyszlo piekne slonce i zrobilo sie naprawde cieplo.
Im dluzej bieglam, tym czulam sie lepiej. W koncu nastapil jakis przelom i swiat stal sie absolutnie piekny
Dobrze, ze nie usiadlam do kompa od razu po powrocie z biegania, bo tresci, jakie bym tu umiescila, bylyby zdecydowanie szkodliwe dla zdrowia Teraz juz troche ochlonelam i moge to ujac w delikatniejszy i pelny ogłady sposob
Czulam sie, jakby bieganie bylo najbardziej pozadanym i najbardziej naturalnym dla mojego organizmu stanem. Nawet nie ruchem, ale wrecz stanem. Nogi mnie niosly same, troche jakby styki miedzy swiadomoscia&rozumem a ukladem ruchu sie porozlaczaly Nie spodziewalam sie tego, bo troche dowalilam nogom na silowni w srode, a do tego wczoraj ponad cztery godziny pedałowały na rowerze - myslalam, ze bede odczuwac jakies zmeczenie, ale gdziezby znowu!
Najwyrazniej strzelil mnie endorfinowy haj, bo gdyby nie to, ze co jakis czas czulam dolegliwosci ze strony zoladka (?), ktoremu nie podobal sie ruch podskakujaco-trzesacy, to moglibyscie tu przeczytac relacje z dzisiejszych warunkow nad Morzem Baltyckim. Albo ze zwiedzania Grodu Kraka. Masakra Chyba jestem nalogowcem. Ale to takie przyjemne...
Nie bylo wiec opcji, zeby po trzydziestu minutach znalezc sie w domu. Nogi mnie zaniosly w zupelnie innym kierunku i nie moglam na to nic poradzic
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ct3s9o0pm2
Srednie tetno treningu 76%. A wiec nie tak najgorzej
I czuje sie zdecydowanie lepiej, niz po wstaniu z lozka. Choc dopoki cisnienie nie przestanie wariowac, to tak zupelnie dobrze nie bedzie.
Po raz pierwszy biegalam w nowych spodenkach 3/4 Kalenji - sprawdzily sie doskonale. Rownie doskonale, co nowy pas na biodra, rowniez z Kalenji. Zakupienie go bylo strzalem w dziesiatke. Jest niesamowicie wygodny, miesci telefon i klucze, w ogole nie przeszkadza podczas biegu.
Aha, jeszcze najwazniejsze - stopa
Tak jak napisalam wyzej, przez kilkanascie minut ja czulam. Nie byl to ostry bol, ale czulam, ze cos jej nie gra. Potem to po prostu puscilo. I przez reszte biegu nie bolalo. A co najwazniejsze - nie boli rowniez teraz.
Nie chce sie jeszcze cieszyc tak obrzydliwie i bez zahamowan, zeby nie zapeszyc ... Ale nie boli tak bardzo ( ), ze nie sadze, zeby moglo tak po prostu wrocic.
HAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
14 maja :D
Cudownie jest moc biegac :D
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... rrbiuffbtd
10 km, srednie tetno 78%. Podczas wbiegania na Agrykole wzroslo do 90%, wiec gdyby nie ten mily podbiezek pewnie srednia bylaby nizsza chociaz o jedna jednostke..
Wczoraj sie usmialam, jak przypomnialam sobie, jak biegalam zima, kiedy bylo -15 albo -20 stopni. Grube skarpetki, rajstopy, leginsy, bluzka termoaktywna z dlugim rekawem, golf, kominiarka, czapka, dwie pary rekawiczek 8) 8) - wygladalam jak Biegnące Oczy. Jak ja kocham wiosne..
15 maja
Mozliwosc biegania jest tak cudowna, ze nie moge z niej nie korzystac...
Dzisiaj rano byl jednak dobry pretekst - nowe cudenka :D ktore trzeba bylo wyprobowac.
Wczoraj mialam okazje potrenowac w nich na silce i stwierdzilam, ze chodzi sie fajnie Bieganie tez bylo bardzo mile i komfortowe - ciekawe, czy lydki albo stopy faktycznie pracowaly inaczej, niz do tej pory. Dowiem sie pewnie jutro
A więc,
miła rozgrzewka na dobry początek dnia:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 1ma8pl1f4h
Niecale 5.5 km, srednie tetno 76%.
:D
16 maja
dzisiaj.. hmmm
chcialam podjac sie realizacji ostatniego tygodnia swojego planu. zakladajac start na 10 km na sobote dzisiaj powinnam pobiec sobie:
2 km + 4x0.8km (4'20) p 3'30 + 2 km
Aaaale...
Dobieglam na Agrykole, a tam psikus. Rozkladano jakies graty na zawody pilkarskie, wiec nie daloby sie pobiegac nawet po pierwszym torze. Musialam porzucic zamiar biegania okrazen na biezni, wiec wymyslilam, ze pobiegne sobie w gore Mysliwiecką, zbiegnę Belwederską, wbiegnę Agrykolą, zbiegnę Górnośląską+Myśliwiecką i wroce do domu
Trasa rzeczywiscie tak wygladala. Wszystko spoko, choc nie sadzilam, ze wyjdzie mi z tego prawie 15 km - myslalam, ze bedzie ok 10, ewentualnie do 11 :shock:
Urozmaicilam sobie ten trening jeszcze bardziej.
Od wbiegu Mysliwiecka przez 10 minut grzałam (~85%), potem przez kolejne 10 (Czerniakowska-Agrykola) bieglam wolniej - schlodzeniowo - a potem kolejne 10 minut (od Agrykoli do konca zbiegu Mysliwiecka) znowu szybciej (wbieg Agrykola do 91%, jeah ). Pozniej juz znacznie wolniej, tempem rozgrzewkowym, do domu.
Jako ze nie trafiam czasami w przyciski na telefonie 8) dzisiejszy trening mam podzielony w STrackerze na dwa.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ns8944d7t9 - tutaj do Agrykoli. wlaczylam pauze wbiegajac na boisko, na chwile przeszlam do marszu, jako ze mialam zamiar zdjac bluze, rzucic ja na ktoras z lawek i biec zalozone interwaly, ale jak ogarnelam, ze nic z tego, to potruchtalam sobie stamtad
a tutaj od stadionu do konca - http://www.sports-tracker.com/#/workout ... svn3s19g2a
lacznie prawie 15 km, lol. a myslalam, ze do startu na dyche juz nie bede biegac tak dlugich dystansow :shock:
KOMENTARZE
20 kwietnia 2011
Az do dzisiejszego poranka obiecywalam sobie, ze dzis nie bede biegac interwalow z planu. Ten zakladal na dzis 2 km + 4x1.2km (4'20) p3'30 + 2 km. Uznalam, ze skoro poniedzialkowy 'lekki' trening wyszedl mi jako.. no, mocno nielekki to dzisiaj sie raczej rozbiegam. Nogi mnie bowiem bolaly okrutnie, tak po poniedzialkowym biegu, jak i wczoraj przez caly dzien. Nie to ze zakwasy, ale taki ogolny 'zmecz'.
Rano, zbierajac sie na trening, narysowalam sobie trase - 15 km, w tym po drugiej stronie Wisly. Zjadlam, ubralam sie i.. pobieglam na Agrykole 8) 8)
Nastepne moje bieganie bedzie w piatek po poludniu lub w sobote (nastawiam sie raczej na sobote), a kolejne tego typu interwaly zdarza mi sie raczej dopiero w przyszly piatek. W ten piatek o tej porze bede siedziec w pociagu do Gdanska
Przy pierwszym okrazeniu szybszego biegu pomyslalam sobie, ze nie jestem bynajmniej chodzacym rozsadkiem, ze tak zdecydowalam. Nie biegalo mi sie tak milo i lekko jak poprzednio - czulam ten 'maraton' rowerowo-biegowo-silkowy.
Ale to bylo chwilowe wrazenie Im wiecej biegalam szybkich okrazen, tym bylo mi przyjemniej. I znowu - kazde kolejne przyspieszanie bylo milsze niz poprzednie.
Niestety nie moglam ogarnac, gdzie jest linia polowy boiska (bo sie byla zmyla ) i dopoki inny biegacz nie polozyl tam czapki jako oznaczenia na polowe okrazenia, nie wiedzialam, gdzie ten punkt tak naprawde jest :lol:
Wszystkie okrazenia pocisnely mi sie szybciej niz zakladane 4'20. Srednio na okrazenie wychodzilo 1'41 zamiast planowych 1'44. Polowka w ~50 sekund, a wiec calkiem rowne tempo
A wiec realizacja: 3 km + 4x1.2 km (~4'10) p3'30 + 3 km
Zapis Sport Trackera:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... jepd3dj9lv
Tetno:
rozgrzewka - 71% !!!!! :D sukces! a bieglam po chodniku! :D
schlodzenie - troche wiecej - w pierwszej polowie mniej (~70%), w drugiej wiecej (ok 77% :oops: ), bo juz bieglam sama. Ale srednia intensywnosc schlodzenia to 72%
Na Agrykoli biegal oprocz mnie jeszcze pan biegacz - maratonczyk ktory przybijal mi piatke podczas rozgrzewki :D Kiedy zatrzymalam sie po zakonczeniu interwalow na chwilke, aby zalozyc bluze, wlozyc klucze do kieszeni i ruszyc truchtem do domu, On tez skonczyl swoj trening, wiec troche postalismy i porozmawialismy, a potem ruszylismy truchtem do domow, bo okazalo sie, ze Jurek tez mieszka przy Czerniakowskiej. Milo
Jesli chodzi o tetno przy interwalach,
to albo pulsometr ma problem, albo hjuston, mamy problem 8)
Mierzylam trzeci interwal i pulsometr pokazal tetno srednie 84% (167), maksymalne 92% (183). To chyba dosyc wiarygodny wynik, bo jak zerkalam na pulsometr podczas biegania, to pokazywal wlasnie cos w tych granicach. Pierwsze przyspieszenia na pewno byly intensywniejsze (o dziwo?), bo zobaczylam nawet 94% :shock: Problem natomiast w tym, ze wedlug Polarka w ktoryms momencie treningu osiagnelam 101% HRmax, czyli 202 8) 8) 8) czyli, ze moje hrmax jest zapewne jeszcze wyzsze....
Nie wiem co o tym sadzic, bo przy pierwszym bieganiu z pulsometrem tez pokazywal takie dziwne wartosci, a wtedy z cala pewnoscia nie doszlam do takiego szalonego tetna. Wtedy jednak problem lezal w bluzce, ktora sie elektryzowala i zaklocala pomiar. Dzisiaj mialam jednak 'dobra' koszulke, ktora takich errorow nigdy nie powodowala. Ale zeby 202? No kiedy?
23 kwietnia 2011
No to Gdansk
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... gbp69p7lj6
Bardzo podobna trasa do tej, ktora przebieglam w listopadzie, a wczesniej z Wojtkiem w sierpniu - raz i drugi
Planowalam pobiegac troche dluzej, ale dzisiaj nie bylo to mozliwe, bo umowilam sie juz na spacer z dawno nie widziana kolezanka, a potem na rowery z kolega jw Wstalam, jak na siebie, strasznie pozno, bo prawie o 8. Obudzilam sie co prawda przed szosta, ale jako ze zeszlym tygodniu nie wstawalam pozniej niz 5:50, a w ostatnich dniach o 5 (czw) i 4:30 (wczoraj), wiec dzisiaj, korzystajac z mozliwosci wyspania sie przy otwartym oknie bez dzwiekow z warszawskiej ulicy, poszlam sie jeszcze przekimac.
Gorzej, ze jak wstalam o tej 8, zwarta i gotowa na wyjscie, spedzilam jeszcze prawie godzine na gubieniu, szukaniu i dokrecaniu kulki do kolczyka 8) 8) 8) jak sie z tym w koncu uporalam, to sfrustrowana pozna godzina szybko wszamalam sniadanko, wyszlam na chwilke z psem i poszlam biegac.
WIOSNA jest i jest cudownie.
Biegalo sie fajnie, ale mam wielki problem z pulsometrem i nie ukrywam, ze licze na Wasze sugestie
To mile urzadzonko najwyrazniej ma jakas awarie. Juz jak wyszlam z psem, majac uruchomiony pulsometr, pokazywal mi on jakies dziwne wartosci, na przyklad chwilowe 00% pulsu 8) 8) potem, podczas biegu, bylo fatalnie - przez chwile myslalam, ze moze faktycznie biegne za szybko i stad te ~86%, ale rozwial moje watpliwosci, kiedy przez dluzszy czas pokazywal mi.. 100% :roll: dodam, ze bieglam caly czas w zblizonym tempie...
potem, gdy zrobilam sobie pierwsze z 30 sekundowych przyspieszen, twierdzil, ze intensywnosc mi w ogole nie wzrosla. po chwili jednak cos chyba w nim zaskoczylo, bo od tej pory juz nie mial tak wielkich wahan i mowil mi, ze biegne na ~77%, w co jestem sklonna uwierzyc, bo bieglam po asfalcie, nioslo mnie.. i tak dalej niemniej jednak to juz nie pierwszy raz, kiedy pulsometr mi swiruje. w domu znowu mialam 00%, lol
nie wiem, z czego to wynika, bo ani mi nie spadl, ani nic mu sie zlego nie stalo - oprocz tego, ze ciagle go uzywam, co moze byc dla niego o tyle fatalne, ze - niestety nie zartuje! - urzadzenia tego typu mnie nie lubia. przy kazdej okazji wspolpracy mojej z telefonem, komputerem tudziez innym ustrojstwem zdarzaja sie jakies przedziwne, niewytlumaczalne wprost awarie. wystarczy, ze w/w urzadzenie zacznie obslugiwac ktos inny i wszystko wraca do normy. moze powinnam odwiedzic bioenergoterapeute :lol:
Moze macie jakies pomysly, skad to sie wzielo?
EDIT: Wlasnie spojrzalam, ze jak biegalam te trase z Wojtkiem, mielismy tempo 5:11 min/km i naprawde czulam wtedy, ze biegne. To byl wowczac dosc intensywny trening. W listopadzie mialam 5:22 i bieglam bardziej na luzie. Dzisiaj 5:12 i bieglo mi sie zdecydowanie lzej, niz wtedy w sierpniu i mam wrazenie, ze rowniez lzej niz w listopadzie. Tylko co z tego, skoro pulsometr twierdzi, ze strasznie cisnelam Pozostaje miec nadzieje, ze faktycznie nie mial racji.
24 kwietnia 2011
Dzis - 15 km w tym prawie 4 km brzegiem morza i ze 2-3 km lasem/łąką
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... mitc17ppie
Zdecydowanie nie ma nic lepszego niz bieg w niedzielny, sloneczny, wiosenny poranek
Dobieglam do plazy 'normalnie' kawaleczek przed wejsciem na plaze zatrzymalam sie, aby zdjac buty i skarpetki i ruszylam dalej :D
Morze jest fajne i chlodne, swietnie sie bieglo kiedy przyplyw oblewal mi stopy - choc, rzecz jasna, po piasku nieco ciezej sie poruszac, niz po czymkolwiek innym Po wyjsciu z plazy znowu krotki postoj na zalozenie butow i - kurcze, jaka zmiana
Wychodzenie na trening wiosna o godzinie przelomu bardzo rano i rano ma te wade, ze trudno sie wstrzelic w dobry ubior Zalozenie bluzy bylo bledem, jesli spojrzec na to od strony termicznej, zwlaszcza pod koniec treningu, ale mimo wszystko nie zaluje, ze sie w nia ubralam, bo...
Pulsometr odwariowal :shock:
Mysle, ze to znowu kwestia ubioru wlasnie. Wczoraj przeciez wariowal mi okropnie, a jedyna roznica miedzy biegami wczorajszym i dzisiejszym jest taka, ze wczoraj mialam na sobie koszulke i kurtke-wiatrowke, a dzisiaj miedzy tymi warstwami jeszcze bluze. No i puls byl normalny, bez zadnych dziwnych, niewyjasnionych skokow w gore czy w dol. Smieszna rzecz - rozumiem, ze termoaktywna bluzka Brubecka moze zaklocac pulsometr, bo jest bardzo obcisla i bardzo sie elektryzuje, ale zeby leciutka luzna kurtalka? i to jeszcze na koszulce, ktora zadnych awarii nie wywoluje?!
W ogole tetno mi sie bardzo przyzwoite udalo. Az jestem zaskoczona
Srednie tetno treningu - 73% (146), maksymalne 83% (165). GPS pokazuje, ze bieglam tempem 5:42 min/km i pewnie tak bylo. Fragment trasy, ktory bieglam plaza byl w tempie ~6 min/km (ach ten piaseczek 8) ), natomiast odcinki pozaplazowe byly szybsze.
26 kwietnia 2011
Wczoraj udalo mi sie zrobic przerwe od biegania (zrobilam sobie za to ciekawy trening uzupelniajacy w postaci dlugiego spaceru po plazy - coz za masaz dla stop ), dzis natomiast:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ee01j39d0l
Tak o, luzniutko, bez zadnego planu - po prostu poszlam sobie pobiegac w strone Gdanska Glownego.
Chyba musze zainwestowac w jakas porzadna odziez, ktora nie bedzie mi zaklocac pulsometru bo czuje, ze jeszcze raz wyjde na trening w bluzie i kurtce-wiatrowce i UMRE :lol: porazka - bluze musze miec, bo w samej kurtałce nie złapie mi pulsometr, kurtkę muszę miec, bo mam w niej kieszenie na klucze, mp3jke i telefon :roll:
Jesli chodzi o tetno, to nie wiem, czy pulsometrek mi teraz nie fiksuje w druga strone. Sa trzy opcje - albo rzeczywiscie sfiksowal i pokazuje mi nizsze tetno, niz mam faktycznie, albo nauczylam sie przebierac nogami wolniej i juz sie do tego przyzwyczailam, albo.. obnizylo mi sie tetno? Autentycznie mam wrazenie, ze jak realizowalam pierwsze treningi z pulsometrem, to zeby utrzymac tetno ~75% musialam biec potwornie, ale to poootwoooornie wolno. A teraz wydaje mi sie, ze moje poruszanie sie przypomina bieg, kiedy na pulsometrze widac podobne wartosci. A moze to tylko zludzenie?
W kazdym razie, przez dluzsza czesc treningu mialam tetno okolo 72-74%. Dopiero po pierwszym przyspieszeniu zatrzymalo mi sie na ~76% i raczej juz nie schodzilo ponizej 75%. Zrobilam sobie kilka przyspieszen, po 30-60 sekund, nie jakos strasznie szybko, ale tak, zeby poprzebierac odnozami. Tetno mi roslo do okolo 88% i po takiej minutowej przebiezce wracalo mi do wartosci wyjsciowej (77%) w ciagu dwoch minut.
I jeszcze na koniec male westchnienie, przed ktorym absolutnie nie moge sie powstrzymac:
Ach, wiosna!
27 kwietnia 2011
Gdyby wczoraj odpadly mi nogi, to nie moglabym miec do nich zadnych pretensji. Wieczorem moje plany na poranne bieganie staly sie watpliwe :lol: 8) ale szybko wrocilam do zywych. Wprost nie moglam dzis nie biegac jako ze czeka mnie 6 godzin w pociagu (masakra, MASAKRA, kiedys pociagi na trasie Wawa-Gdansk jezdzily ~3.5 godziny, pamietam to doskonale.. katorga po prostu, ale co zrobic - trza sie jakos dotelepac. Jedynym plusem tego uziemienia jest to, ze mam dzieki temu wyjatkowa szanse nauczenia sie na jutrzejsze kolokwium i dokonczeniu pracy na zamowienie ). A wiec - maly, rozgrzewajacy biezek z okazji ladnego poranku
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 3amruc7t5a
Bardzo, bardzo fajny bieg. Bieglo mi sie nawet jakos lzej i lepiej niz wczoraj
Tetno - przez dluuuuugi czas bieglam, bieglam, a tetno nie wzbijalo sie powyzej 72%. Dopiero po rozpoczeciu przyspieszania poszlo troche do gory. Na przyspieszeniach (trwajacych minute) roslo mi do 82, a potem do ~86%. Pomiedzy przyspieszeniami i pozniej, gdy juz truchtalam, mialam tetno ~77% z tendencja raczej w dol niz w gore
Srednie tetno treningu wyszlo rowniutko 75% :D
I znowu mam rozkmine - pulsometr sie popsul, czy to ja?
Kurcze no, nikt mi nie wmowi, ze zanim zaczelam biegac z pulsometrem, to bieglam duzo szybciej. I ze jak zaczelam biegac z tym urzadzonkiem i uczyc sie zwalniac, to tempo po zwolnieniu bylo takim tempem, jakim biegam teraz. No nie ma opcji - wtedy sie wloklam, a teraz poruszam sie czyms, co z cala pewnoscia przypomina bieg. A moze naprawde sie przyzwyczailam i teraz sie wloke i mysle ze biegne??? :? :?
29 kwietnia 2011
Zrobilam sobie bieg po trasie na wtorek.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... icbt995jcm
Mniej wiecej tam, gdzie bedzie Bieg Konstytucji, troche sobie przyspieszylam. Tak, ze czulam, ze biegne, ale moglabym jeszcze szybciej.
Z pulsometrem kiszka, musialam zalozyc kurtke-wiatrowke, zeby miec w co wlozyc gpsa i klucze (fataliza po prostu, MUSZE dokonac jakiegos zakupu w sklepie sportowym, bo jeszcze raz wyjde tak ubrana w taki gorac i umre ), wiec Polar mial zaklocenia. Wydaje mi sie, ze chwilami sie ogarnial i wtedy staralam sie kontrolowac tempo (np. gdy wracalam do domu prawie caly czas mialam 75%, potem przyspieszylam na ostatni kawaleczek i bylo 82%).
Treningowo - byloby swietnie, gdyby nie ta stopa...
Wczoraj bolala mnie zwlaszcza rano, a pozniej, im wiecej chodzenia, tym mniejszy bol. Dzis rano znow kiepsko, a podczas biegu.. gorzej niz myslalam :? :?
Najgorsze jest to, ze najbardziej mnie boli podczas zbiegania. A wtorkowa trasa to glownie zbieganie.
Do tego mam wrazenie, ze wygladalam jak najgorsza sierota. Bol jest, niestety, dosc uciazliwy Ech, bylam niemalze pewna, ze ta plaza mnie uszkodzi, bo czulam, ze wykrecam nienaturalnie stope - no i mam.
Poza tym, jesli chodzi o samopoczucie, biegalo mi sie swietnie. I pobieglabym dluzsza trasa, gdyby nie ta obrzydliwa kostka
A tak zupelnie na marginesie - wczoraj w koncu poszlam na silke, po tygodniu przerwy. Dzisiaj odczuwam lekki bol miesni, ktore popracowaly (czyli łapy, brzuch i grzbiet), ale jestem tym zachwycona, bo spodziewalam sie wielkich zakwasow. Zwlaszcza, ze na zdecydowanej wiekszosci maszyn pozwiekszalam troche obciazenia, mimo ze nie mialam zamiaru tego robic po tej tygodniowej przerwie. Ale była moc, wiec ja wykorzystalam
pare godzin pozniej....
Ale sie zalatwilam. Nie moge chodzic, lol. Przejdzie do wtorku czy nie przejdzie, oto jest pytanie. Dzisiaj staram sie poruszac raczej na rowerze, bo wtedy nie boli. Jutrzejszy dylemat - czy biegac i co biegac - zostal zwyciezony przez propozycje Wojtka, zeby isc rano na basen. Po poludniu zapewne silka i sauna, wiec jest szansa, ze nie bede miala czasu na myslenie o bieganiu. Ale w niedziele to bym sobie cos pobiegala... To straszne nie moc biegac w takich warunkach, zwlaszcza, ze wiosna daje mi tyle dobrej energii. Mam nadzieje, ze do wtorku przestanie mnie bolec, bo naprawde mam ochote na ten Bieg Konstytucji. Zyciowki w nim nie pobije, nie ludze sie, bo podbieg na Agrykoli zapewne mnie troche zadziwi, jak bedzie w warunkach zawodow A zbieg.. coz.. dzisiaj sobie kompletnie nie umialam poradzic na tym zbiegu - bol byl okropny - wiec moze byc kiepsko.
30 kwietnia 2011......
Zaczynam miec coraz powazniejsze obawy w kwestii mojego wtorkowego startu :? Do zawodow raczej nie pobiegam, wiec jesli rusze we wtorek, to z wielkim głodem biegania Im wieksza niepewnosc, czy bede mogla biec, tym wieksza ochota aby startowac...
Dzisiaj przez pol dnia była kulawizna stajla, po południu kupiłam sobie przeciwból, łyknęłam i.. ach, czemu nie uczynilam tego wczesniej? Aktualnie jest zaskakujaco dobrze, ale to pewnie przejsciowe, niestety - wzielam 2 tabletki, a na mnie w ogole wszystkie lekarstwa dzialaja bardzo, bardzo szybko i skutecznie. Unikam brania jakichkolwiek medykamentow, a srodki przeciwbolowe zdarza mi sie pozerac naprawde sporadycznie. Dzis jednak uznalam, ze przyszedl czas , bo nienaturalny ruch, wymuszony przez ból około kostki, powodowal przy okazji to, ze bolala mnie lydka :roll:
Juz dzisiaj odczuwam wielki zal z powodu braku treningu biegowego, na szczescie poranek (czyli najlepsza pore na biezek ) udalo sie przezyc bez frustracji z tego powodu. Poszlismy na basen (!!! ostatnio na basenie bylam w czerwcu zeszlego roku. aaaale bylo fajnie :D ciekawe, czy bede miala zakwasy po tym plywaniu po takiej przerwie ), potem zakupy (mam krotkie spodenki biegowe z Kalenji i, co najwazniejsze!!! - pas z kieszonka na telefon/klucze i malymi bidonikami :D :D :D :D :D ), poza tym sporo rowerowania (w tym męczenie psa, który - stwierdzam z dumą - schudł już 400 gramów od rozpoczecia treningu fat burning :lol: :lol: ) i niedawno siłownia. Dzisiaj 'pakowalam' na nogi (+brzuch ), odpuscilam sobie dwie maszyny, ktore moglyby wplynac niekorzystnie na moja miła kontuzje ( :? ), czyli wyciskanie i cwiczenie na miesnie lydek. Wszystko poza tym 'po staremu', czyli 4 serie po 8 powtorzen. Troszke pozwiekszalam obciazenia - maszyna na miesnie posladkowe, na czworoglowe, na dwuglowe o 2,5 kg na dwie serie, na przywodziciele i odwodziciele po 10 kg na dwie serie (przyw. 55 kg, odw. 60 kg).
3 maja 2011...
niewyobrazalnie frustruje mnie to ze nie moge wyjsc pobiegac :roll:
ech, gdyby tylko ta stopa tak nie nachrzaniala.. mam wielka ochote na bieganie - dlugie, krotkie, intensywne, gorskie, interwalowe, rytmowe, KAZDE. zadna inna aktywnosc nie daje mi takiej satysfakcji i poczucia spelnienia. co gorsza, moge caly dzien chodzic, jezdzic, silkowac i basenowac i nadal nie mam dosyc, bo brakuje mi tego najwazniejszego elementu, jakim jest biezek swoja droga nie wiem, czy to nie przypadkiem kwestia tego milego supla, jaki zakupilam. pisalam juz wczesniej, ze zaopatrzylam sie w BCAA XPLODE POWDER. biore sobie pol miarki przed wiekszym bieganiem (tzn jesli mam w planie cos mocniejszego niz 30-50 min spokojniutkiego biegania) albo wtedy, kiedy jade rowerem na dluzsze silkowanie. nie spodziewalam sie wcale, ze efekt tej suplementacji bedzie w jakikolwiek sposob dostrzegalny, ale faktem jest, ze czuje totalna regeneracje w totalnie krotkim czasie.
trening uzupelniajacy trwa przedwczoraj rolki, wczoraj siłka, dziś basen. no i rzecz jasna codziennie sporo rowerowania i wybiegiwania sie z psem na rozne sposoby
rolki to fajna sprawa, nie jezdzilam jakies 5 lat, teraz jak bylam w gdansku to wyciagnelam je z szafy, pare razy wybralam sie na przejazdzke i znow mi sie spodobala ta opcja. przytargalam je wiec ze soba do warszawy (co nie bylo takie proste, w pociagu znowu bylam jedna z najbardziej obladowanych pasazerek - torba podreczna, torba z rolkami, torba z laptopem, walizka i pies 8) ) i tutaj tez zamierzam pojezdzic. na razie rolkowalam raz i bylo calkiem niezle. w gdansku jezdzi sie o niebo lepiej, bo jest tam swietna, nowa, dluga i szeroka droga rowerowa wzdluz morza, ale lepszy rydz niz nic
basen to tez niezle cofniecie sie w przeszlosc kiedys regularnie plywalam, od lat znowu nic. wyjatkiem byla jedna wizyta na plywalni w zeszlym roku w czerwcu. i od tej pory znowu nic. bylismy z Wojtkiem w sobote na Warszawiance, aby przypomniec sobie, jak sie plywa bez hardkoru, 13 basenow + chwila wygrzania sie w jacuzzi + 13 basenow i wsio, dzisiaj podobnie, ale po 16 dlugosci.
5 maja.....
Kolejny dzien bez biegania :shock: Nie czuje wcale, ze 'odpoczywam' od biegania, bo to odpoczywanie okropnie mnie stresuje.
Znalazlam mily zamiennik biegania - pinnacle trainer na silce. Dzisiaj 20 minut, 10x 2' na najslabszym levelu i 2' na poziomie 3. Potem silowy. I krociutka sauna.
Wczoraj tez byla silka (nogi - dzis łapy), jutro bedzie powtorka + brzuch. Pewnie wskocze tez na ten potworny trenazer bo to calkiem fajna maszyna. W sobote totalny odpoczynek, bo wyjezdzamy. I mam marzenie, zeby od poniedzialku najpozniej wrocic do biegania... :roll: No, ciekawe...
Żałoba po Holmes Place trwa ale mimo wszystko ciesze sie, ze udalo mi sie zapisac na jakakolwiek silownie. Pomijajac klimat, atmosfere, ludzi i tak dalej i tak dalej..., to przeskok w zwiazku z maszynami jest straaaaszny. Niby podobne maszyny, a obciazenia, jakie bralam w HP i jakie biore w Calypso roznia sie znacznie. Dziwna rzecz.
5 maja........
Bylam dzisiaj u ortopedy (jak dobrze miec pakiet w LuxMedzie ). Pan doktor powiedzial, ze to typowy bol przeciazeniowy stawu skokowo-jakiegostam (pietowego?). Polecil okladac na noc Altacetem (ktory niniejszym zakupilam) i smarowac Traumonem, ktorego jednakze NIE wykupilam, bo po pierwsze byl drogi, a po drugie nie wiadomo, czy o to lekarzowi chodzilo, bo mowil ze to zel Bayera, a w aptece sie okazalo, ze wcale nie.
Dzis wiec nie biegalam, ale.. po raz pierwszy (naprawde najpierwszy! az dziwne ) orbitrekowalam. Na silowni najpierw zapodalam sobie trening silowy na nogi, potem troche na brzuch, a potem pomyslalam sobie, ze wskocze na chwile na orbitrek. Spedzilam tam w koncu 20 minut na interwalach - minuta na poziomie 5, minuta na poziomie 11. Strasznie fajna maszyna!! Stopa nie dostaje tak bardzo w kosc (a raczej w staw ) jak przy probach biegania*, a musze przyznac, ze nawet chwilowo sie umęczyłam :D :D :D Zrobilam 1081 krokow :lol:
*dzisiejsza proba zrobienia kilku krokow biegiem nie byla juz tak fatalnym obrazkiem jak wczoraj czy przedwczoraj.
jutro totalny odpoczynek od silkowania, biegania, plywania i rowerowania (jedziemy do Katowic), w niedziele nie wiadomo natomiast zyje nadzieja, ze do poniedzialku wydobrzeje na tyle, zeby moc pobiegac.
9 maja..............
moja frustracja siega zenitu. proby biegania juz tak nie bola, wiec mam nadzieje, ze zmierza ku dobremu. moge juz nawet wykonywac ruchy podobne do biegania, ale jeszcze nie sa do konca normalne, jakos dziwnie stawiam przez ten bol stope - zupelnie nienaturalnie.
dzisiaj wiec silowy (ale 'na gore' ) i orbitrek, jako ze trening na orbi wydaje mi sie w miare podobny do treningu biegowego :roll: 30 minut, w tym 25 minut interwalow 1' na poziomie 5/1' na poziomie 11.
moze jutro sie uda pobiegac.......?
10 maja.........
nosi mnie potwornie. ze stopą dużo lepiej, przy chodzeniu właściwie już w ogóle nie boli, przy próbach biegania znacznie mniej, niż pare dni temu. dziś nie biegałam, pocisnęłam trochę na rowerze - w sumie jakieś 50 km. przy okazji zaliczyłam niezłe usmażenie. jutro basen i siłka, w czwartek zajęcia rano, więc być może uda się jeszcze wstrzymać z bieganiem do czwartku/piątku :roll: potem już nie ma bata, nie ma że boli, nie można tak długo nie biegać przeca. musze wreszcie przetestowac nowy pas z bidonami. a tak serio to nie musze nic testowac, po prostu chce juz bieeecccc.
11 maja.........
Dzis delikatnie probowalam biegac. Co prawda byla to delikatna proba, wiec moze nie powinnam sie przedwczesnie cieszyc, ale kurcze nie bolalo :D (i stopa tez nie bolala ). Mysle, ze jutro w koncu TO nastapi.... :D :D Ale na razie nie zapeszam.. Alez mi sie chce biegac!
Dzisiaj jeszcze trening pozabiegowy - basen (30 dlugosci w 40 minut, co pozwolilo mi sie zamknac w 1h pobytu w strefie oplat :lol: ale jestem kozak! 8) ), rower, silowy.
Plywanie coraz bardziej mi sie podoba. Mam nadzieje, ze ta tendencja chodzenia raz w tygodniu na basen sie utrzyma Zdziwilo mnie jedynie to, ze o 7 rano byl calkiem spory tłoczek :? Mialam cicha nadzieje na 'osobisty tor' a tu niemila niespodzianka. Troche niefajnie, bo bylo sporo spowalniaczy, ktorych albo musialam wyprzedzac, albo podskakiwac w wodzie i czekac, az dobija do konca
13 maja 2011, szczesliwy piatek :D
Wczorajsze trzygodzinne rowerowanie (jakies 40 km, w tym Las Kabacki i.. Agrykola ) pomoglo mi w podjeciu decyzji o zaczekaniu z bieganiem do dnia nastepnego.
Dzisiaj nastal 'dzien nastepny' :D
Tak strasznie czekalam na ten dzien. Przez przeszlo tydzien budzilam sie rano i musialam bardzo mocno sie wstrzymywac, zeby nie pojsc biegac. Dzisiaj w koncu nadeszla ta chwila I...
Rano czulam sie fatalnie, mimo, ze hardkorowo odespałam (spalam do 8, co sie rzadko zdarza ). Prawdopodobnie wczoraj czyms sie podtrulam, a do tego - jako meteopatka - czuje sie przytlumiona przez sfiksowana pogode. Rozwazalam nawet, czy wobec tego nie wstrzymac sie jeszcze do soboty, ale pomyslalam, ze dzisiejszy bieg i tak ma byc tylko proba biegu po kontuzji.
Uznalam wiec, ze jesli pobiegam sobie wolniutko 30 minut i stopa nie bedzie mnie bolala, to plan zostanie wykonany w 100%
A co z tego wyszlo? hmmm.... 8)
Pierwsze 15-20 minut byly definitywnie niefajne. Gdybym miala choc troche wiecej rozsadku, zapewne bym sie po prostu zatrzymala i wrocila marszem do domu. Stopa bolala tylko troszeczke i bol sie nie poglebial, ale byl inny problem - klulo&sciskalo mnie w brzuchu chyba wszystko, co tylko moglo mnie kluc i sciskac (odczucie bylo podobne do tego, jakie mialam na drugim okrazeniu podczas Sztafety, a wtedy juz naprawde czulam sie umierajaco ). Cieszylam sie jedynie, ze - mimo wczesniejszego zamiaru - nie ubralam sie w bluze z dlugim rekawem, bo wyszlo piekne slonce i zrobilo sie naprawde cieplo.
Im dluzej bieglam, tym czulam sie lepiej. W koncu nastapil jakis przelom i swiat stal sie absolutnie piekny
Dobrze, ze nie usiadlam do kompa od razu po powrocie z biegania, bo tresci, jakie bym tu umiescila, bylyby zdecydowanie szkodliwe dla zdrowia Teraz juz troche ochlonelam i moge to ujac w delikatniejszy i pelny ogłady sposob
Czulam sie, jakby bieganie bylo najbardziej pozadanym i najbardziej naturalnym dla mojego organizmu stanem. Nawet nie ruchem, ale wrecz stanem. Nogi mnie niosly same, troche jakby styki miedzy swiadomoscia&rozumem a ukladem ruchu sie porozlaczaly Nie spodziewalam sie tego, bo troche dowalilam nogom na silowni w srode, a do tego wczoraj ponad cztery godziny pedałowały na rowerze - myslalam, ze bede odczuwac jakies zmeczenie, ale gdziezby znowu!
Najwyrazniej strzelil mnie endorfinowy haj, bo gdyby nie to, ze co jakis czas czulam dolegliwosci ze strony zoladka (?), ktoremu nie podobal sie ruch podskakujaco-trzesacy, to moglibyscie tu przeczytac relacje z dzisiejszych warunkow nad Morzem Baltyckim. Albo ze zwiedzania Grodu Kraka. Masakra Chyba jestem nalogowcem. Ale to takie przyjemne...
Nie bylo wiec opcji, zeby po trzydziestu minutach znalezc sie w domu. Nogi mnie zaniosly w zupelnie innym kierunku i nie moglam na to nic poradzic
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ct3s9o0pm2
Srednie tetno treningu 76%. A wiec nie tak najgorzej
I czuje sie zdecydowanie lepiej, niz po wstaniu z lozka. Choc dopoki cisnienie nie przestanie wariowac, to tak zupelnie dobrze nie bedzie.
Po raz pierwszy biegalam w nowych spodenkach 3/4 Kalenji - sprawdzily sie doskonale. Rownie doskonale, co nowy pas na biodra, rowniez z Kalenji. Zakupienie go bylo strzalem w dziesiatke. Jest niesamowicie wygodny, miesci telefon i klucze, w ogole nie przeszkadza podczas biegu.
Aha, jeszcze najwazniejsze - stopa
Tak jak napisalam wyzej, przez kilkanascie minut ja czulam. Nie byl to ostry bol, ale czulam, ze cos jej nie gra. Potem to po prostu puscilo. I przez reszte biegu nie bolalo. A co najwazniejsze - nie boli rowniez teraz.
Nie chce sie jeszcze cieszyc tak obrzydliwie i bez zahamowan, zeby nie zapeszyc ... Ale nie boli tak bardzo ( ), ze nie sadze, zeby moglo tak po prostu wrocic.
HAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
14 maja :D
Cudownie jest moc biegac :D
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... rrbiuffbtd
10 km, srednie tetno 78%. Podczas wbiegania na Agrykole wzroslo do 90%, wiec gdyby nie ten mily podbiezek pewnie srednia bylaby nizsza chociaz o jedna jednostke..
Wczoraj sie usmialam, jak przypomnialam sobie, jak biegalam zima, kiedy bylo -15 albo -20 stopni. Grube skarpetki, rajstopy, leginsy, bluzka termoaktywna z dlugim rekawem, golf, kominiarka, czapka, dwie pary rekawiczek 8) 8) - wygladalam jak Biegnące Oczy. Jak ja kocham wiosne..
15 maja
Mozliwosc biegania jest tak cudowna, ze nie moge z niej nie korzystac...
Dzisiaj rano byl jednak dobry pretekst - nowe cudenka :D ktore trzeba bylo wyprobowac.
Wczoraj mialam okazje potrenowac w nich na silce i stwierdzilam, ze chodzi sie fajnie Bieganie tez bylo bardzo mile i komfortowe - ciekawe, czy lydki albo stopy faktycznie pracowaly inaczej, niz do tej pory. Dowiem sie pewnie jutro
A więc,
miła rozgrzewka na dobry początek dnia:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 1ma8pl1f4h
Niecale 5.5 km, srednie tetno 76%.
:D
16 maja
dzisiaj.. hmmm
chcialam podjac sie realizacji ostatniego tygodnia swojego planu. zakladajac start na 10 km na sobote dzisiaj powinnam pobiec sobie:
2 km + 4x0.8km (4'20) p 3'30 + 2 km
Aaaale...
Dobieglam na Agrykole, a tam psikus. Rozkladano jakies graty na zawody pilkarskie, wiec nie daloby sie pobiegac nawet po pierwszym torze. Musialam porzucic zamiar biegania okrazen na biezni, wiec wymyslilam, ze pobiegne sobie w gore Mysliwiecką, zbiegnę Belwederską, wbiegnę Agrykolą, zbiegnę Górnośląską+Myśliwiecką i wroce do domu
Trasa rzeczywiscie tak wygladala. Wszystko spoko, choc nie sadzilam, ze wyjdzie mi z tego prawie 15 km - myslalam, ze bedzie ok 10, ewentualnie do 11 :shock:
Urozmaicilam sobie ten trening jeszcze bardziej.
Od wbiegu Mysliwiecka przez 10 minut grzałam (~85%), potem przez kolejne 10 (Czerniakowska-Agrykola) bieglam wolniej - schlodzeniowo - a potem kolejne 10 minut (od Agrykoli do konca zbiegu Mysliwiecka) znowu szybciej (wbieg Agrykola do 91%, jeah ). Pozniej juz znacznie wolniej, tempem rozgrzewkowym, do domu.
Jako ze nie trafiam czasami w przyciski na telefonie 8) dzisiejszy trening mam podzielony w STrackerze na dwa.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ns8944d7t9 - tutaj do Agrykoli. wlaczylam pauze wbiegajac na boisko, na chwile przeszlam do marszu, jako ze mialam zamiar zdjac bluze, rzucic ja na ktoras z lawek i biec zalozone interwaly, ale jak ogarnelam, ze nic z tego, to potruchtalam sobie stamtad
a tutaj od stadionu do konca - http://www.sports-tracker.com/#/workout ... svn3s19g2a
lacznie prawie 15 km, lol. a myslalam, ze do startu na dyche juz nie bede biegac tak dlugich dystansow :shock:
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
17 maja 2011
Na jutro mialam w planie 6 km na 75%. Wybiegalam je jednak dzisiaj Wszystko przez Wojtka, ktory namowil mnie na wspolne bieganie:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 7dmqbkmjc8
Kondycyjnie wszystko super. Tempo bardzo konwersacyjne, nie zdazylam sie nawet spocic.
Poza tym totalnie fatalnie Mam chyba w koncu dobra nauczke, zeby nie wychodzic na trening tak krotko po (takim) zarciu 8) Myslalam, ze te kilogramy truskawek i litry jogurtów uloza mi sie w zoladku do wyjscia, ale niestety tak sie nie stalo 8) ......
Niemniej jednak bardzo sie ciesze, ze zrobilam dzisiaj ten bieg. Wybitnie rzadko zdarza mi sie biegac po poludniu lub wieczorem, a mysle, ze warto sie do tego przyzwyczajac. Albo chociaz przestawac sie tym faktem emocjonowac
Tetno - nie wiem, bo zapomnialam, ze kurtka-wiatrowka, ktora niebacznie przywdzialam, powoduje zaklocenia w pracy Polara :? :? Do jakiegos czasu bylo ~71%, potem niestety machina sfiksowala i pokazywala mi na zmiane 85 i 69 procent.
A tak zupelnie na marginesie..
Nie wiem, czy to najmadrzejszy pomysl, zeby od powrotu po kontuzji w 5 kolejnych dni robic 5 treningow (46 km) :oops: ale tak jakos wyszlo... Po tej nieszczesnej dwutygodniowej kontuzji stopy, ktora uniemozliwila mi bieganie i przysparzala wielkiego cierpienia, gdy tylko widzialam kogos biegajacego, troche mi sie poprzestawialo w glowie w kwestii biegowej. Tak mi sie przynajmniej wydaje. W skrocie ujmujac - to, ze MOGE biegac tak potwornie mnie cieszy i raduje, ze poziom 'najarania' i motywacji wzrosl mi o kolejne 200%. Wychodzi wiec na to, ze nie ma tego zlego, co by na dobre nie wyszlo; teraz pozostaje mi sie modlic o to, zeby juz nic dziwnego mi sie nie dzialo. So don't stop me now 'cause I'm having a good time..
Na jutro mialam w planie 6 km na 75%. Wybiegalam je jednak dzisiaj Wszystko przez Wojtka, ktory namowil mnie na wspolne bieganie:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 7dmqbkmjc8
Kondycyjnie wszystko super. Tempo bardzo konwersacyjne, nie zdazylam sie nawet spocic.
Poza tym totalnie fatalnie Mam chyba w koncu dobra nauczke, zeby nie wychodzic na trening tak krotko po (takim) zarciu 8) Myslalam, ze te kilogramy truskawek i litry jogurtów uloza mi sie w zoladku do wyjscia, ale niestety tak sie nie stalo 8) ......
Niemniej jednak bardzo sie ciesze, ze zrobilam dzisiaj ten bieg. Wybitnie rzadko zdarza mi sie biegac po poludniu lub wieczorem, a mysle, ze warto sie do tego przyzwyczajac. Albo chociaz przestawac sie tym faktem emocjonowac
Tetno - nie wiem, bo zapomnialam, ze kurtka-wiatrowka, ktora niebacznie przywdzialam, powoduje zaklocenia w pracy Polara :? :? Do jakiegos czasu bylo ~71%, potem niestety machina sfiksowala i pokazywala mi na zmiane 85 i 69 procent.
A tak zupelnie na marginesie..
Nie wiem, czy to najmadrzejszy pomysl, zeby od powrotu po kontuzji w 5 kolejnych dni robic 5 treningow (46 km) :oops: ale tak jakos wyszlo... Po tej nieszczesnej dwutygodniowej kontuzji stopy, ktora uniemozliwila mi bieganie i przysparzala wielkiego cierpienia, gdy tylko widzialam kogos biegajacego, troche mi sie poprzestawialo w glowie w kwestii biegowej. Tak mi sie przynajmniej wydaje. W skrocie ujmujac - to, ze MOGE biegac tak potwornie mnie cieszy i raduje, ze poziom 'najarania' i motywacji wzrosl mi o kolejne 200%. Wychodzi wiec na to, ze nie ma tego zlego, co by na dobre nie wyszlo; teraz pozostaje mi sie modlic o to, zeby juz nic dziwnego mi sie nie dzialo. So don't stop me now 'cause I'm having a good time..
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
17 maja
Ostatni trening z planu za mna
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 5mup0nfr8f
Co prawda 75% tetna to mialam przez jakies pierwsze 5 minut, a potem to juz tylko wiecej... :roll:
Upal niesamowity, niemozebny i niespodziewany! Zeby o takiej porze bylo 25 stopni, koniec swiata! (dopiero jutro) :D Nie jestem przyzwyczajona do biegania w takiej temperaturze - zdecydowanie wole to, niz mroz i koniecznosc zakladania na bieg czterech warstw odziezy ale przezywam obecnie maly szok termiczny.
21 maja
Wlasnie wrocilam ze swoich pierwszych zawodow na 10 km - Puchar Maratonu Warszawskiego. Trasa przelajowa w lesie.
Melduje wykonanie planu
To moj debiut na tego typu biegu, wiec kompletnie nie wiedzialam, jak sie do tego zabrac. Balam sie, ze bedzie to dla mnie cos takiego, jak dwa starty na 5 km jeden po drugim
Wojtek poradzil mi, zebym po prostu trzymala sie kogos dobrego, trzymala jego tempo + kontrolowala czas kolejnych kilometrow i starala sie trafiac w 4'30.
Na pierwszym kilometrze mialam 4'40, niestety potem bylo juz raczej lepiej, choc nie zawsze, o czym za chwile.
Ruszalo sie dosyc ciezko, bo bylo ciasno. Przez jakis czas trzeba sie bylo troche pogniesc i poprzeciskac - pozniej juz bylo OK. Na poczatku wyprzedzily mnie trzy albo cztery dziewczyny, ale niedlugo pozniej bylam trzecia. Dziewczyna, ktora biegla przede mna, wygladala bardzo dziarsko i stwierdzilam, ze na pewno celuje w czas krotszy niz ja, wiec bedzie swietnie, jesli utrzymam jej tempo. Zalozylam, ze i tak przed meta pocisnie i zostawi mnie w tyle, wiec postanowilam sie nie wyglupiac i jej nie wyprzedzac. Perspektywa ukonczenia biegu na trzecim miejscu wydawalo mi sie niezla
Jednak okolo szostego kilometra nagle wyprzedzilam swojego 'zajaca' i zostalam sama. Bardzo mnie to zdziwilo, bo zostawilam ja dosc daleko w tyle. Wtedy jeszcze sadzilam, ze to jej tajna taktyka i przed meta, gdy ja bede juz umierac, wyprzedzi mnie rzesko ale o dziwo tak sie nie stalo.
Na siodmym kilometrze niestety przezylam spory kryzys. KOLKA :? :? :? balam sie tego tak okropnie, ze bylo to dosc oczywiste, ze mi sie to przytrafi chociazby przez sile autosugestii. Celowo zjadlam nieduze objetosciowo sniadanie wczesnie, ponad 2h przed biegiem (+ godzine przed malutki batonik ), wiec myslalam, ze bedzie dobrze. Wody jak zwykle pilam rano duzo, ale przez ostatnie poltorej godziny przed startem staralam sie nie przesadzac. Mimo to czulam, ze mam pelen brzuch :? I tak myslalam, ze bedzie gorzej, bo jak truchtalam do startu to az mi bulgotalo w zoladku. Do siodmego kilometra bylo relatywnie ok, choc przez calusienki dystans cos mi dolegalo ze strony tegoz ukladu, ale na siodmym kilometrze w koncu mnie trzasnelo. Nie bylo az tak zle jak na Sztafecie, bo tam myslalam ze sie udusze ale bolalo tak bardzo, ze musialam troche zwolnic. Nie wiem, jak duzo czasu stracilam na walke o zycie ale na pewno mnie to rozstroilo. Gdyby bolalo tak przez reszte dystansu, to byloby naprawde kiepsko... Kolka trzymala ostro przez dobry kilometr, potem zaczela odpuszczac i do konca nie bylo juz fatalnie (choc dobrze tez nie).
Coz, wyglada na to, ze przed kolejnym biegiem bede musiala jeszcze bardziej uwazac. Choc troche sie martwie, czy to nie jest niestety moj blad fabryczny. Lekarz mi powiedzial, ze mam tak zbudowany zoladek, ze moze mi sie przemieszczac i skakac, ze mam duze predyspozycje do refluksu i do przepukliny przelyku. Jednym slowem: przerabane
Poza tym 'malym' problemem (ktory zapewne dodal mi troche czasu do wyniku ) bieglo mi sie bardzo dobrze. Nawet chyba troche zbyt dobrze. Silowo bylo zaskakujaco fajnie i jestem pewna, ze gdyby nie ta fatalna kolka, moglabym biec szybciej. Pewnie niewiele szybciej, ale zawsze Pierwsza polowe tez moglabym chyba pocisnac odrobinke bardziej, ale tak jak wspomnialam wczesniej, nie chcialam sie wydurniac i udawac chojraka, zeby potem sie zalamac, gdy bede ogladac plecy wyprzedzajacych. Trzymajac sie rowno z druga dziewczyna dosc czesto mialam odczucie, ze moglabym przyspieszyc i biec przed nia, ale nie chcialam tego robic, zeby nie bylo potem wiochy.
W kazdym razie myslalam, ze ze strony powera w nogach bedzie znacznie gorzej - a bylo bardzo dobrze.
Ogolnie bylo fajnie, milo sie biegnie w warunkach zawodow! Spodobalo mi sie
No, ale przejdzmy do sedna...
Zatrzymalam stoper na 44:50. Jeszcze nie wiem, jaki mam oficjalny czas, ale Wojtek twierdzi, ze na pewno bylo ponizej 45 minut Nie powinnam wiec narzekac, ale nie powiem, zeby byl to szczyt moich marzen i mozliwosci
Wsrod kobiet jestem na drugim miejscu. Pierwsza pani (Weronika Zielińska - poprzedni bieg w PMW - 5 km - tez wygrala ) miala dosc spora przewage, okolo 1,5 minuty.
Challenge completed
23 maja
Dzisiaj realizacja pla.. znaczy sie... rozbieganie po zawodach
W sobote po biegu o dziwo w ogole nie odczuwalam zmeczenia nog. Nadeszlo jednak dnia nastepnego Chyba nie mozna tego nazwac zakwasami, ale wczoraj wyraznie czulam, ze moje konczyny sa dosc umeczone
Co zdecydowanie gorsze, mialam/mam powtorke z tego, co bylo na Sztafecie - kolka, ktora zlapala mnie podczas biegu, nie odpuscila nawet dzien po zawodach. Wczoraj meczylam sie z tym caly dzien, w koncu wieczorem zakupilam NoSpe i lyknelam sobie jedna tabletke. Juz mialam niezla spinę, bo jak sobie pomyslalam, ze znowu nie daj Boze nie bede mogla biegac, to chyba umre :? Zaplanowalam sobie niewielke, luzne rozbieganie na dzisiejszy poranek i balam sie bardzo, co to bedzie.
Bylo dobrze :D
Troche mi to niekiedy dokuczalo, ale znacznie mniej, niz sie spodziewalam. Bardziej chyba doskwieraly mi 'nieswieze' nogi, ktore staralam sie tym biegiem troche odswiezyc i rozluznic
Ogolnie rzecz biorac bardzo mile, luzniutkie i wolniutkie rozbieganko.
No wiec - niecale 10 km, tetno srednie 74%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... iu5a584mn4
25 maja
Dzis chcielismy wybrac sie rano na Agrykole i pobiegac 12x 200m szybko / 200 m wolno, ale skonczylo sie na zamiarach, bo ani ja, ani Wojtek nie nastawilismy budzika 8) 8) 8) ...
Zrobilam sobie wiec biezek 8 km - troche szybszy niz rozbieganie, ale wolniejszy niz interwaly
15 minut wolniej (74%), 15 minut szybciej (wbieg Agrykola - zbieg Górnośląską i do Czerniakowskiej - 83%) i na luzie, wolniej do domu (81%).
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... am32ae7eso
Zakwasy chyba zostaly zwyciezone
Poprawili wyniki na stronie, juz mam swoje nazwisko i swoja pozycje na liscie
http://www.maratonwarszawski.com/files/ ... cjalne.xls
26 maja
na dobry początek dnia
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 0e6cffc0eb
co prawda dłonie mi zamarzły 8) co spowolnilo pozniejsze sięzbieranie, ale i tak zalowalam, ze mam tak malo czasu, bo najwyrazniej jestem stworzona do biegania o piatej rano
srednie tetno treningu... 65% LOL :D zdziwko - wczoraj Wojtek biegal z pulsometrem i myslalam ze sa ustawione Wojtkowe parametry, ale - o dziwo - byly moje a wiec to moj absolutny rekord niskiego tetna na treningu biegowym :lol:
pod sam koniec male przyspieszenie na 30 sekund, tetno do 80%, a potem szybko spadlo do 71%.
lato + bieganie = zycie jest piekne
-------------
Dzien powitany i zakonczony biezkami
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... sv81aqa38j
Razem z Deckardem i Wojtkiem - dzieki! :D
3 km tempem rozgrzewkowym do Agrykoli,
na Agrykoli: 3 okrazenia powoli, 8 okrazen: 300 metrow woooolno + 100 metrow szyyyybko, 4 okrazenia powoli
plus 3 km do domu schlodzeniowo
srednie tetno calego treningu (lacznie z bieznia) - 76% 12 kilometrow.
Dzisiaj w sumie 18 km biegiem + jakies 25 rowerem;
wczoraj 8 km biegiem + 22.5 km rowerem,
jutro z rańca basen, a nie-z-rańca siłka
brzmi dziwnie
KOMENTARZE
Ostatni trening z planu za mna
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 5mup0nfr8f
Co prawda 75% tetna to mialam przez jakies pierwsze 5 minut, a potem to juz tylko wiecej... :roll:
Upal niesamowity, niemozebny i niespodziewany! Zeby o takiej porze bylo 25 stopni, koniec swiata! (dopiero jutro) :D Nie jestem przyzwyczajona do biegania w takiej temperaturze - zdecydowanie wole to, niz mroz i koniecznosc zakladania na bieg czterech warstw odziezy ale przezywam obecnie maly szok termiczny.
21 maja
Wlasnie wrocilam ze swoich pierwszych zawodow na 10 km - Puchar Maratonu Warszawskiego. Trasa przelajowa w lesie.
Melduje wykonanie planu
To moj debiut na tego typu biegu, wiec kompletnie nie wiedzialam, jak sie do tego zabrac. Balam sie, ze bedzie to dla mnie cos takiego, jak dwa starty na 5 km jeden po drugim
Wojtek poradzil mi, zebym po prostu trzymala sie kogos dobrego, trzymala jego tempo + kontrolowala czas kolejnych kilometrow i starala sie trafiac w 4'30.
Na pierwszym kilometrze mialam 4'40, niestety potem bylo juz raczej lepiej, choc nie zawsze, o czym za chwile.
Ruszalo sie dosyc ciezko, bo bylo ciasno. Przez jakis czas trzeba sie bylo troche pogniesc i poprzeciskac - pozniej juz bylo OK. Na poczatku wyprzedzily mnie trzy albo cztery dziewczyny, ale niedlugo pozniej bylam trzecia. Dziewczyna, ktora biegla przede mna, wygladala bardzo dziarsko i stwierdzilam, ze na pewno celuje w czas krotszy niz ja, wiec bedzie swietnie, jesli utrzymam jej tempo. Zalozylam, ze i tak przed meta pocisnie i zostawi mnie w tyle, wiec postanowilam sie nie wyglupiac i jej nie wyprzedzac. Perspektywa ukonczenia biegu na trzecim miejscu wydawalo mi sie niezla
Jednak okolo szostego kilometra nagle wyprzedzilam swojego 'zajaca' i zostalam sama. Bardzo mnie to zdziwilo, bo zostawilam ja dosc daleko w tyle. Wtedy jeszcze sadzilam, ze to jej tajna taktyka i przed meta, gdy ja bede juz umierac, wyprzedzi mnie rzesko ale o dziwo tak sie nie stalo.
Na siodmym kilometrze niestety przezylam spory kryzys. KOLKA :? :? :? balam sie tego tak okropnie, ze bylo to dosc oczywiste, ze mi sie to przytrafi chociazby przez sile autosugestii. Celowo zjadlam nieduze objetosciowo sniadanie wczesnie, ponad 2h przed biegiem (+ godzine przed malutki batonik ), wiec myslalam, ze bedzie dobrze. Wody jak zwykle pilam rano duzo, ale przez ostatnie poltorej godziny przed startem staralam sie nie przesadzac. Mimo to czulam, ze mam pelen brzuch :? I tak myslalam, ze bedzie gorzej, bo jak truchtalam do startu to az mi bulgotalo w zoladku. Do siodmego kilometra bylo relatywnie ok, choc przez calusienki dystans cos mi dolegalo ze strony tegoz ukladu, ale na siodmym kilometrze w koncu mnie trzasnelo. Nie bylo az tak zle jak na Sztafecie, bo tam myslalam ze sie udusze ale bolalo tak bardzo, ze musialam troche zwolnic. Nie wiem, jak duzo czasu stracilam na walke o zycie ale na pewno mnie to rozstroilo. Gdyby bolalo tak przez reszte dystansu, to byloby naprawde kiepsko... Kolka trzymala ostro przez dobry kilometr, potem zaczela odpuszczac i do konca nie bylo juz fatalnie (choc dobrze tez nie).
Coz, wyglada na to, ze przed kolejnym biegiem bede musiala jeszcze bardziej uwazac. Choc troche sie martwie, czy to nie jest niestety moj blad fabryczny. Lekarz mi powiedzial, ze mam tak zbudowany zoladek, ze moze mi sie przemieszczac i skakac, ze mam duze predyspozycje do refluksu i do przepukliny przelyku. Jednym slowem: przerabane
Poza tym 'malym' problemem (ktory zapewne dodal mi troche czasu do wyniku ) bieglo mi sie bardzo dobrze. Nawet chyba troche zbyt dobrze. Silowo bylo zaskakujaco fajnie i jestem pewna, ze gdyby nie ta fatalna kolka, moglabym biec szybciej. Pewnie niewiele szybciej, ale zawsze Pierwsza polowe tez moglabym chyba pocisnac odrobinke bardziej, ale tak jak wspomnialam wczesniej, nie chcialam sie wydurniac i udawac chojraka, zeby potem sie zalamac, gdy bede ogladac plecy wyprzedzajacych. Trzymajac sie rowno z druga dziewczyna dosc czesto mialam odczucie, ze moglabym przyspieszyc i biec przed nia, ale nie chcialam tego robic, zeby nie bylo potem wiochy.
W kazdym razie myslalam, ze ze strony powera w nogach bedzie znacznie gorzej - a bylo bardzo dobrze.
Ogolnie bylo fajnie, milo sie biegnie w warunkach zawodow! Spodobalo mi sie
No, ale przejdzmy do sedna...
Zatrzymalam stoper na 44:50. Jeszcze nie wiem, jaki mam oficjalny czas, ale Wojtek twierdzi, ze na pewno bylo ponizej 45 minut Nie powinnam wiec narzekac, ale nie powiem, zeby byl to szczyt moich marzen i mozliwosci
Wsrod kobiet jestem na drugim miejscu. Pierwsza pani (Weronika Zielińska - poprzedni bieg w PMW - 5 km - tez wygrala ) miala dosc spora przewage, okolo 1,5 minuty.
Challenge completed
23 maja
Dzisiaj realizacja pla.. znaczy sie... rozbieganie po zawodach
W sobote po biegu o dziwo w ogole nie odczuwalam zmeczenia nog. Nadeszlo jednak dnia nastepnego Chyba nie mozna tego nazwac zakwasami, ale wczoraj wyraznie czulam, ze moje konczyny sa dosc umeczone
Co zdecydowanie gorsze, mialam/mam powtorke z tego, co bylo na Sztafecie - kolka, ktora zlapala mnie podczas biegu, nie odpuscila nawet dzien po zawodach. Wczoraj meczylam sie z tym caly dzien, w koncu wieczorem zakupilam NoSpe i lyknelam sobie jedna tabletke. Juz mialam niezla spinę, bo jak sobie pomyslalam, ze znowu nie daj Boze nie bede mogla biegac, to chyba umre :? Zaplanowalam sobie niewielke, luzne rozbieganie na dzisiejszy poranek i balam sie bardzo, co to bedzie.
Bylo dobrze :D
Troche mi to niekiedy dokuczalo, ale znacznie mniej, niz sie spodziewalam. Bardziej chyba doskwieraly mi 'nieswieze' nogi, ktore staralam sie tym biegiem troche odswiezyc i rozluznic
Ogolnie rzecz biorac bardzo mile, luzniutkie i wolniutkie rozbieganko.
No wiec - niecale 10 km, tetno srednie 74%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... iu5a584mn4
25 maja
Dzis chcielismy wybrac sie rano na Agrykole i pobiegac 12x 200m szybko / 200 m wolno, ale skonczylo sie na zamiarach, bo ani ja, ani Wojtek nie nastawilismy budzika 8) 8) 8) ...
Zrobilam sobie wiec biezek 8 km - troche szybszy niz rozbieganie, ale wolniejszy niz interwaly
15 minut wolniej (74%), 15 minut szybciej (wbieg Agrykola - zbieg Górnośląską i do Czerniakowskiej - 83%) i na luzie, wolniej do domu (81%).
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... am32ae7eso
Zakwasy chyba zostaly zwyciezone
Poprawili wyniki na stronie, juz mam swoje nazwisko i swoja pozycje na liscie
http://www.maratonwarszawski.com/files/ ... cjalne.xls
26 maja
na dobry początek dnia
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 0e6cffc0eb
co prawda dłonie mi zamarzły 8) co spowolnilo pozniejsze sięzbieranie, ale i tak zalowalam, ze mam tak malo czasu, bo najwyrazniej jestem stworzona do biegania o piatej rano
srednie tetno treningu... 65% LOL :D zdziwko - wczoraj Wojtek biegal z pulsometrem i myslalam ze sa ustawione Wojtkowe parametry, ale - o dziwo - byly moje a wiec to moj absolutny rekord niskiego tetna na treningu biegowym :lol:
pod sam koniec male przyspieszenie na 30 sekund, tetno do 80%, a potem szybko spadlo do 71%.
lato + bieganie = zycie jest piekne
-------------
Dzien powitany i zakonczony biezkami
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... sv81aqa38j
Razem z Deckardem i Wojtkiem - dzieki! :D
3 km tempem rozgrzewkowym do Agrykoli,
na Agrykoli: 3 okrazenia powoli, 8 okrazen: 300 metrow woooolno + 100 metrow szyyyybko, 4 okrazenia powoli
plus 3 km do domu schlodzeniowo
srednie tetno calego treningu (lacznie z bieznia) - 76% 12 kilometrow.
Dzisiaj w sumie 18 km biegiem + jakies 25 rowerem;
wczoraj 8 km biegiem + 22.5 km rowerem,
jutro z rańca basen, a nie-z-rańca siłka
brzmi dziwnie
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
No to jest :D
Sztafeta EKIDEN - przebieglismy maraton! :D
Jeszcze wczoraj ostrzegalam druzyne, ze nie wiem, czy dam rade pobiec. Pare dni temu strzelilo mnie jakies przedziwne uczulenie, ktore wcale nie chcialo zejsc (i moje nogi nadal wygladaja, jakby ktos je oblal kwasem). Nigdy nie byłam na nic uczulona, więc nie wiedziałam, jak zareaguje na lekarstwa, które dostałam od dermatologa. Ale udalo sie :D
Bałam się więc tylko jednego - kolki. Zwłaszcza, że zbierało się na nią od rana. I zwłaszcza, że na ostatnich dwóch biegach - Sztafecie i ubiegłotygodniowej dyszce - bardzo pokrzyżowała mi plany...
Nie ukrywam, że wiązałam pewne nadzieje z tym biegiem. Bardzo chciałam chociaż troszeczkę poprawić zyciówkę (na bieżni 19 marca miałam 21:23, ale zakładając że trasa Sztafety z 26 marca to 5.3 km, wychodziłoby 20:48 na piątkę :D ). Albo chociaż nie mieć więcej niż 21 minut. Barrrrdzo chciałam. Co innego, jak zawody są w sobotę rano - wtedy po biegu mam jeszcze cały dzień do zagospodarowania. W przypadku startu po południu cały boży dzień musiałam ustawić pod zawody. Do tego z całych sił powstrzymywałam się, żeby wczoraj i dzisiaj nie wsiadać na rower. Wynudziłam się więc potwornie, odpoczęłam wprost obrzydliwie - myśl o tym, że dwa dni nicnierobienia miałyby pójść na marne wprawiały mnie w dość diabelski nastrój...!
Byłam na miejscu po 14, a biegłam na ostatniej zmianie, więc około 17. Potwornie dużo czekania. Atmosfera oczekiwania zaczęła mnie nudzić i męczyć.
W końcu nadeszła chwila prawdy
Ruszyłam niczym mój idol Struś Pędziwiatr. Po pierwszym kilometrze zobaczyłam na stoperze 3'40 i pomyślałam - 'o ty durna, na trzecim kilometrze się udusisz...'. Drugi kilometr zrobiłam również poniżej czterech minut. Było duszno i gorąco, ale najważniejsze, że kolka się nie pojawiała. Uznałam, że muszę napierać ile się da, bo jak w końcu się pojawi, to już sobie nie ponapieram. Napierałam więc Trzeci kilometr był chyba najwolniejszy - około 4'06 (ale nie pamiętam dokładnie). Parę wybitnie ostrych zakrętów, jedna zawrotka o 180 stopni i dobiłam do czwartego. Tu pojawili się zagrzewający do walki Weronika i Michał :D :D krzyczeli i podbiegali ze mną, dopingując mnie wprost niesamowicie - DZIĘKI!!!! :D
Ostatni zakręt i sru do mety. Przekroczyłam linię boksów startowych i zobaczyłam 19:48. A więc DZIDA, aby dopełnić przeznaczenia i pozwolić chipowi i macie na upragnione spotkanie...
Wynik wygląda ładnie.. przeładnie
19:59
5 km
:D
W ramach schłodzenia potruchtałam na bazar po truskawki i tymże truchtem wróciłam do domu
Wsród kobiet mam 2 miejsce (za Olgą Kalendarovą-Ochal), wśród wszystkich zawodników 41 miejsce (na 894 osoby).
A tak poginałam do mety
KOMENTARZE
Sztafeta EKIDEN - przebieglismy maraton! :D
Jeszcze wczoraj ostrzegalam druzyne, ze nie wiem, czy dam rade pobiec. Pare dni temu strzelilo mnie jakies przedziwne uczulenie, ktore wcale nie chcialo zejsc (i moje nogi nadal wygladaja, jakby ktos je oblal kwasem). Nigdy nie byłam na nic uczulona, więc nie wiedziałam, jak zareaguje na lekarstwa, które dostałam od dermatologa. Ale udalo sie :D
Bałam się więc tylko jednego - kolki. Zwłaszcza, że zbierało się na nią od rana. I zwłaszcza, że na ostatnich dwóch biegach - Sztafecie i ubiegłotygodniowej dyszce - bardzo pokrzyżowała mi plany...
Nie ukrywam, że wiązałam pewne nadzieje z tym biegiem. Bardzo chciałam chociaż troszeczkę poprawić zyciówkę (na bieżni 19 marca miałam 21:23, ale zakładając że trasa Sztafety z 26 marca to 5.3 km, wychodziłoby 20:48 na piątkę :D ). Albo chociaż nie mieć więcej niż 21 minut. Barrrrdzo chciałam. Co innego, jak zawody są w sobotę rano - wtedy po biegu mam jeszcze cały dzień do zagospodarowania. W przypadku startu po południu cały boży dzień musiałam ustawić pod zawody. Do tego z całych sił powstrzymywałam się, żeby wczoraj i dzisiaj nie wsiadać na rower. Wynudziłam się więc potwornie, odpoczęłam wprost obrzydliwie - myśl o tym, że dwa dni nicnierobienia miałyby pójść na marne wprawiały mnie w dość diabelski nastrój...!
Byłam na miejscu po 14, a biegłam na ostatniej zmianie, więc około 17. Potwornie dużo czekania. Atmosfera oczekiwania zaczęła mnie nudzić i męczyć.
W końcu nadeszła chwila prawdy
Ruszyłam niczym mój idol Struś Pędziwiatr. Po pierwszym kilometrze zobaczyłam na stoperze 3'40 i pomyślałam - 'o ty durna, na trzecim kilometrze się udusisz...'. Drugi kilometr zrobiłam również poniżej czterech minut. Było duszno i gorąco, ale najważniejsze, że kolka się nie pojawiała. Uznałam, że muszę napierać ile się da, bo jak w końcu się pojawi, to już sobie nie ponapieram. Napierałam więc Trzeci kilometr był chyba najwolniejszy - około 4'06 (ale nie pamiętam dokładnie). Parę wybitnie ostrych zakrętów, jedna zawrotka o 180 stopni i dobiłam do czwartego. Tu pojawili się zagrzewający do walki Weronika i Michał :D :D krzyczeli i podbiegali ze mną, dopingując mnie wprost niesamowicie - DZIĘKI!!!! :D
Ostatni zakręt i sru do mety. Przekroczyłam linię boksów startowych i zobaczyłam 19:48. A więc DZIDA, aby dopełnić przeznaczenia i pozwolić chipowi i macie na upragnione spotkanie...
Wynik wygląda ładnie.. przeładnie
19:59
5 km
:D
W ramach schłodzenia potruchtałam na bazar po truskawki i tymże truchtem wróciłam do domu
Wsród kobiet mam 2 miejsce (za Olgą Kalendarovą-Ochal), wśród wszystkich zawodników 41 miejsce (na 894 osoby).
A tak poginałam do mety
KOMENTARZE
Ostatnio zmieniony 07 cze 2011, 10:04 przez ioannahh, łącznie zmieniany 1 raz.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
31 maja
dziś godne powitanie słońca
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... omqt8qcm01
koooocham lato
2 czerwca
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... dg3al3p5t4
Wbiegi - Belwederska (do 89% hr) i Agrykola (91%). Srednie tetno treningu 79%. Fajnie, ale czuje nogozmecza i chyba wlasnie sie dobilam
***
I jeszcze na dobry wieczór
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... kbarudu8h4
:D
Musze przyzwyczajac sie do biegania o porach innych niz poranne. Albo w koncu znienawidze biegania, albo moj uklad pokarmowy w koncu do tego przywyknie...
7 czerwca
Wróciłam z Katowic.
Podczas pobytu korzystalam z dobrej pogody i zwiedzalam Śląsk biegowo i rowerowo Uwielbiam biegać w nowych miejscach, a zwłaszcza tak ładnych, jakie miałam okazję zobaczyć :D Kocham lato, muszę to napisać raz jeszcze...
A więc:
Piątek
11 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 74ohnf867b
wieczorny trening z planu Wojtka - razem z Wojtkiem
40 minut powoli, 9 minut szybciej (ok 85%), minuta sprintu + 15 minut schłodzenia.
Jeszcze nigdy nie biegało mi się wieczorową porą tak komfortowo :D Pełen sukces, więc jestem bardzo, bardzo zadowolona. Może to dlatego, że ten dzień spędziłam bardzo (jak na siebie - baaarrrdzooo) spokojnie i nie byłam głodna co dwie sekundy, jak to ma miejsce zazwyczaj, a więc mogłam sobie rozsądnie rozplanować przerwę między posiłkiem a biegiem 8) :lol:
Bardzo miły trening progresywny. Przyspieszenie po czterdziestu minutach truchtania - super sprawa! Z jednej strony fajne rozluźnienie po 'dyrdaniu', z drugiej - pobudzenie & mobilizacja sprint (który, jak się okazało, był sprintem pod górkę 8) ) - świetny sposób na odczucie umierania i odradzania się jednocześnie no a potem schłodzenie, którego nie mogłam skończyć, bo wpadłam w swój ulubiony endorfinowy haj i taaaaaak mi się doooobrze biegaaałoooo, że Wojtek stał przy samochodzie i czekał cierpliwie, aż skończę setne okrążenie wokół placu.....
Muszę częściej robić takie treningi
Sobota
8.5 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 4ggc1a9d1k
Wybrałam się o poranku na miły, relaksujący, okolicoznawczy bieżek do pobliskiego parku. Średnie tętno treningu 74%, wszystko cud miód malina, pogoda piękna, ptaszki śpiewały, kwiatki pachniały...
Później 'mała' wycieczka rowerowa Wojtek miał sprawę do załatwienia, więc ja wybrałam się na przejażdżkę rowerem po Katowicach. Zrobiłam 27 km po mieście - http://www.sports-tracker.com/#/workout ... dilq6rm1gb - po czym wróciłam do domu równocześnie z Wojtkiem, skonsumowałam drugie śniadanie i.. http://www.sports-tracker.com/#/workout ... krk1pigr78 zrobiłam dokładnie drugie tyle tym razem z Wojtkiem. Pojechaliśmy sobie do prześlicznego parku do Chorzowa. Parę godzin po powrocie doszło jeszcze 12 km na rowerze, więc tego dnia pobiłam swój rekord przejazdu rowerowego - 66 km
Niedziela
12 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... g9adr0l5uq
Umówiliśmy się z Wojtkiem, że znowu zrobimy wspólny trening z jego planu. Wyszło jednak nieco inaczej 8) W końcu każde z nas zrobiło co innego i o innej godzinie ale, jakby nie patrzeć, punkt Wojtkowego planu został wykonany :roll:
15 minut wolno + 3x 3x(2 minuty szybko + 1 minuta wolno) z przerwą 3 minuty między seriami + 15 minut wolno.
Bardzo miły trening Na przyspieszeniach tętno rosło mi do 85-88%, podczas przerw (tych dłuższych) spadało do ~74%.
Ciekawie o tyle bardziej, że podstępne wzniesienia utrudniały mi osiąganie godnych prędkości podczas interwałów 8)
Później 40 km rowerami Nie mam tego zarejestrowanego przez GPS, bo zbierało się na burzę i wolałam nie zostać zamordowana przez piorun.
Poniedziałek
8 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 777i9j9k78
Podobnie jak w sobotę - wolniutko, spokojnie i rozluźniająco. Tym razem nie po parku, ale wzdłuż ulic. Średnie tętno treningu 72%.
Później niecałe 40 km rowerem. Podobnie jak dzień wcześniej - z powodu burzy darowałam sobie zapis gpsowy. W każdym razie było cudownie - padał deszcz, dzięki któremu las pachniał wprost nieziemsko. Prześliczna Dolina Trzech Stawów była zupełnie pusta (?! - rozumiem, żeby bać się mrozu, ale żeby ciepłego deszczu?), rower mknął środkiem cichego parku i opluwał mnie błotem
Z treningów w Katowicach płynie jeden ważny morał : każdy zbieg obarczony jest podbiegiem. Lub w wersji optymistycznej: każdy podbieg kończy się zbiegiem Cóż - na Śląsku jest peeeeełno podstępnych wzniesień. Pełno! Biegnę sobie po płaskim, patrzę na pulsometr - 72%, biegnę sobie dalej, patrzę znowu, a tu bach - 77%. Rozglądam się, co jest grane, a tu górka.. Myślę, że teraz spojrzę na agrykolski podbieg zupełnie inaczej.. Podobnie z rowerowaniem. Wojtek uczył mnie, jak trafiać w zjazdy dla wózków/rowerów i zjeżdżać po schodkach, jak nie bać się stromych leśnych podjazdów i jak nie ewakuować się z roweru na sam widok stromych leśnych zjazdów 8) Teraz jazda rowerem po mieście nabierze innego wymiaru
Po raz pierwszy zaliczyłam pięć dni biegania pod rząd i zdecydowanie nie mam dosyć. Pierwsze, na co mam ochotę po wstaniu z łóżka, to pójść pobiegać Myślałam, że będę miała jakieś zakwasy lub straszny zmęcz dolnych kończyn, ale - o dziwo - nic takiego się nie przytrafiło. W sobotę, gdy wsiadałam na rower na drugą przejażdżkę (po 8.5 km biegu i 27 km rowerem) miałam mały kryzys, to znaczy myślałam, że jak już zsiądę z tego roweru, to odpadną mi nogi 8) 8) 8) ale po kilku kilometrach jakoś mi się to wszystko rozluźniło i dalej już było naprawdę super. Już nie po raz pierwszy odniosłam dziwne (?) wrażenie, że rowerowanie po bieganiu jakoś mi relaksuje te nogi. To chyba dość osobliwe odczucie...
Dzisiaj, już w Warszawie, odpoczywam od biegania (takie przynajmniej jest założenie, aczkolwiek w tę stronę decyzja dość łatwo się zmienia :roll: ). Jutro rano basen, więc być może wybiegnę dopiero w czwartek. No i pora odwiedzić siłkę, bo ostatnio byłam tam we czwartek, więc już pewnie się tam martwią :lol: :lol:
KOMENTARZE
dziś godne powitanie słońca
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... omqt8qcm01
koooocham lato
2 czerwca
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... dg3al3p5t4
Wbiegi - Belwederska (do 89% hr) i Agrykola (91%). Srednie tetno treningu 79%. Fajnie, ale czuje nogozmecza i chyba wlasnie sie dobilam
***
I jeszcze na dobry wieczór
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... kbarudu8h4
:D
Musze przyzwyczajac sie do biegania o porach innych niz poranne. Albo w koncu znienawidze biegania, albo moj uklad pokarmowy w koncu do tego przywyknie...
7 czerwca
Wróciłam z Katowic.
Podczas pobytu korzystalam z dobrej pogody i zwiedzalam Śląsk biegowo i rowerowo Uwielbiam biegać w nowych miejscach, a zwłaszcza tak ładnych, jakie miałam okazję zobaczyć :D Kocham lato, muszę to napisać raz jeszcze...
A więc:
Piątek
11 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 74ohnf867b
wieczorny trening z planu Wojtka - razem z Wojtkiem
40 minut powoli, 9 minut szybciej (ok 85%), minuta sprintu + 15 minut schłodzenia.
Jeszcze nigdy nie biegało mi się wieczorową porą tak komfortowo :D Pełen sukces, więc jestem bardzo, bardzo zadowolona. Może to dlatego, że ten dzień spędziłam bardzo (jak na siebie - baaarrrdzooo) spokojnie i nie byłam głodna co dwie sekundy, jak to ma miejsce zazwyczaj, a więc mogłam sobie rozsądnie rozplanować przerwę między posiłkiem a biegiem 8) :lol:
Bardzo miły trening progresywny. Przyspieszenie po czterdziestu minutach truchtania - super sprawa! Z jednej strony fajne rozluźnienie po 'dyrdaniu', z drugiej - pobudzenie & mobilizacja sprint (który, jak się okazało, był sprintem pod górkę 8) ) - świetny sposób na odczucie umierania i odradzania się jednocześnie no a potem schłodzenie, którego nie mogłam skończyć, bo wpadłam w swój ulubiony endorfinowy haj i taaaaaak mi się doooobrze biegaaałoooo, że Wojtek stał przy samochodzie i czekał cierpliwie, aż skończę setne okrążenie wokół placu.....
Muszę częściej robić takie treningi
Sobota
8.5 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 4ggc1a9d1k
Wybrałam się o poranku na miły, relaksujący, okolicoznawczy bieżek do pobliskiego parku. Średnie tętno treningu 74%, wszystko cud miód malina, pogoda piękna, ptaszki śpiewały, kwiatki pachniały...
Później 'mała' wycieczka rowerowa Wojtek miał sprawę do załatwienia, więc ja wybrałam się na przejażdżkę rowerem po Katowicach. Zrobiłam 27 km po mieście - http://www.sports-tracker.com/#/workout ... dilq6rm1gb - po czym wróciłam do domu równocześnie z Wojtkiem, skonsumowałam drugie śniadanie i.. http://www.sports-tracker.com/#/workout ... krk1pigr78 zrobiłam dokładnie drugie tyle tym razem z Wojtkiem. Pojechaliśmy sobie do prześlicznego parku do Chorzowa. Parę godzin po powrocie doszło jeszcze 12 km na rowerze, więc tego dnia pobiłam swój rekord przejazdu rowerowego - 66 km
Niedziela
12 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... g9adr0l5uq
Umówiliśmy się z Wojtkiem, że znowu zrobimy wspólny trening z jego planu. Wyszło jednak nieco inaczej 8) W końcu każde z nas zrobiło co innego i o innej godzinie ale, jakby nie patrzeć, punkt Wojtkowego planu został wykonany :roll:
15 minut wolno + 3x 3x(2 minuty szybko + 1 minuta wolno) z przerwą 3 minuty między seriami + 15 minut wolno.
Bardzo miły trening Na przyspieszeniach tętno rosło mi do 85-88%, podczas przerw (tych dłuższych) spadało do ~74%.
Ciekawie o tyle bardziej, że podstępne wzniesienia utrudniały mi osiąganie godnych prędkości podczas interwałów 8)
Później 40 km rowerami Nie mam tego zarejestrowanego przez GPS, bo zbierało się na burzę i wolałam nie zostać zamordowana przez piorun.
Poniedziałek
8 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 777i9j9k78
Podobnie jak w sobotę - wolniutko, spokojnie i rozluźniająco. Tym razem nie po parku, ale wzdłuż ulic. Średnie tętno treningu 72%.
Później niecałe 40 km rowerem. Podobnie jak dzień wcześniej - z powodu burzy darowałam sobie zapis gpsowy. W każdym razie było cudownie - padał deszcz, dzięki któremu las pachniał wprost nieziemsko. Prześliczna Dolina Trzech Stawów była zupełnie pusta (?! - rozumiem, żeby bać się mrozu, ale żeby ciepłego deszczu?), rower mknął środkiem cichego parku i opluwał mnie błotem
Z treningów w Katowicach płynie jeden ważny morał : każdy zbieg obarczony jest podbiegiem. Lub w wersji optymistycznej: każdy podbieg kończy się zbiegiem Cóż - na Śląsku jest peeeeełno podstępnych wzniesień. Pełno! Biegnę sobie po płaskim, patrzę na pulsometr - 72%, biegnę sobie dalej, patrzę znowu, a tu bach - 77%. Rozglądam się, co jest grane, a tu górka.. Myślę, że teraz spojrzę na agrykolski podbieg zupełnie inaczej.. Podobnie z rowerowaniem. Wojtek uczył mnie, jak trafiać w zjazdy dla wózków/rowerów i zjeżdżać po schodkach, jak nie bać się stromych leśnych podjazdów i jak nie ewakuować się z roweru na sam widok stromych leśnych zjazdów 8) Teraz jazda rowerem po mieście nabierze innego wymiaru
Po raz pierwszy zaliczyłam pięć dni biegania pod rząd i zdecydowanie nie mam dosyć. Pierwsze, na co mam ochotę po wstaniu z łóżka, to pójść pobiegać Myślałam, że będę miała jakieś zakwasy lub straszny zmęcz dolnych kończyn, ale - o dziwo - nic takiego się nie przytrafiło. W sobotę, gdy wsiadałam na rower na drugą przejażdżkę (po 8.5 km biegu i 27 km rowerem) miałam mały kryzys, to znaczy myślałam, że jak już zsiądę z tego roweru, to odpadną mi nogi 8) 8) 8) ale po kilku kilometrach jakoś mi się to wszystko rozluźniło i dalej już było naprawdę super. Już nie po raz pierwszy odniosłam dziwne (?) wrażenie, że rowerowanie po bieganiu jakoś mi relaksuje te nogi. To chyba dość osobliwe odczucie...
Dzisiaj, już w Warszawie, odpoczywam od biegania (takie przynajmniej jest założenie, aczkolwiek w tę stronę decyzja dość łatwo się zmienia :roll: ). Jutro rano basen, więc być może wybiegnę dopiero w czwartek. No i pora odwiedzić siłkę, bo ostatnio byłam tam we czwartek, więc już pewnie się tam martwią :lol: :lol:
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
8 czerwca
Wczoraj dosc spokojnie (roweru ze 25 km + siłownia), dzisiaj zupełnie niechcąco zaliczyłam triathlon
Rano basen (1.7 km), później rower (32 km), na koniec bieg. W sumie to miałam dzisiaj nie biegać, ale zaplanowanie sobie treningu biegowego dało szansę na wcześniejsze unieruchomienie się na dwie godziny w celu przyswojenia porcji materiału na egzaminy :roll: zdołałam jeszcze co prawda wyjść z psem na długi spacer i gruntownie wysprzątać cały dom, ale w końcu pies się wybiegał, a mieszkanie zalśniło świeżością i blaskiem, więc chcąc nie chcąc musiałam zasiąśc do nauki 8) 8) 8) ...
zbierało się na burze i było fatalnie gorąco i duszno, do tego ciśnienie strasznie mnie muliło.. niemniej jednak uznaliśmy, że pobiegniemy sobie na Agrykolę - Wojtek na połtorej godziny spokojnego biegu, ja na 'jakieś przyspieszonka'. Wojtek zaproponował mi 15x200 metrów w tempie 4'/km z przerwami na pozostałych 200 metrach bieżni. Na Agrykoli spotkaliśmy jednak Holmes Place'owiczów więc w końcu biegałam zupełnie co innego, niż zaplanowałam - zgodnie z wytycznymi Olka i pod czujnym okiem Agnieszki [ DZIĘKI wielkie raz jeszcze za ten trening ].
Rozgrzewka (3 km) 71% tętna, schłodzenie 72%; środkowa część treningu - nie mam pojęcia, bo nie zatrzymałam stopera, gdy zatrzymałam siebie
Co mnie niezmiernie cieszy - chyba zdarzyl mi sie jakis zyciowy przelom bo dobrze mi sie biega wieczorem. No dobra - nie tak dobrze, jak rano, bo rano biega mi sie euforycznie cudownie ale dyskomfort kolkowo-zoladkowy zniknal. ODPUKAC!!!
Myslalam, ze w Katowicach tylko jednorazowo zdarzyl mi sie tak dobry bieg, ale wyglada na to, ze nie jest tak zle :D Dzisiaj tez zadna kolka mnie nie meczyla - mimo ze moj zoladek ani przez chwile nie zdazyl byc dzisiaj opustoszaly (to delikatnie powiedziane, bo czuje, ze niedlugo zbankrutuje na zarciu.......)
9 czerwca
Dlaczego taka pogoda nie mogla byc wczoraj o tej porze?! Jest tak chlodno i przyjemnie, ze az chce sie pojsc pobiegac...
Dzis rano bylo okropnie - jeszcze gorzej niz wczoraj wieczorem, bo nie dosc, ze goraco i duszno, to jeszcze jakos tropikalnie wilgotno.
Zrobiłam sobie niecałe 7 km niezwykle wolnym tempem przy niezwykle niskiej intensywności - średnie tętno 70%.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... jq6o541na7
Biegało się dość okropnie, ale im dłużej, tym lepiej. Nie ukrywam, że poszłam na to roztruchtanie własnie po to, zeby sprawdzic, jak bedzie. Na początku było wręcz źle, bo czułam dyskomfort ze strony.. biodra :? Tego samego, z którym jakis czas temu męczyłam się tyle czasu (od paru dni odrobineczke je czulam, ale jesli czuje cos odrobineczke, to sie tym zupelnie nie przejmuje). Jak kończyłam trening, było już prawie dobrze. Potem lodowa kąpiel , rozluźniający spacer z psem.. i teraz muszę przyznać, że czuję to biodro tylko troszkę. A więc jestem dobrej myśli. Albo raczej - staram się nie panikować
Później była siłownia (i trochę roweru, ale dziś miejsko, a nie wyczynowo ), no a potem pokonałam ostatnie zaliczenia na uczelni i w nagrodę mogę w poniedziałek napisać sobie egzamin 8) 8) 8) .... :roll: ... a więc mam chwilę czasu, żeby szerzej opisać wczorajsze brykanie
A więc, drogi Pamiętniczku ...
Tak jak pisałam wcześniej - wczoraj miałam przyjemność uczestniczyć w treningu KB Holmes Place. Biegałam obok Olka (no, czasami trochę za Olkiem ), który na bieżąco udzielał mi wskazówek, i - jednoczesnie - pod nadzorem ( ) Agnieszki
Biegaliśmy 4x200 metrów (~42 sek), 2x400 metrów (~86 sek), raz 800 metrów, a później z powrotem - 2x400 i 4x200 odrobinę wolniej. Odpoczynek takiej samej dlugosci jak przyspieszenia, plus 3 km z domu i 3 km do domu. Łącznie więc wychodzi mi 14 km + pewnie ze dwa kółka na Agrykoli gdzieś w międzyczasie = około 15 km.
Był to dla mnie bardzo pouczający trening i to z kilku względów.
Dzięki niemu wiem, że da się biegać:
a) na zmęczu. kombos siłka&rower&bieg już nie pobrzmiewał dla mnie hardkorowo, ale basen&rower&bieg owszem - az do wczoraj ; zamierzałam zrobic duzo lzejszy trening, ale wcale nie zaluje, ze 'dalam sie wciagnac' w bieganie interwalow. przy pierwszych czterysetkach zastanawialam sie, co ja powiem Olkowi, jak poczuje, ze jeszcze jedno okrazenie i umre, wiec lepiej bedzie jesli na tym skoncze - no i sie pozastanawialam, ale nie bylo potrzeby odpuszczania zadnych przyspieszen
b) wieczorem. w dalszym ciagu każdy bieg wieczorny jest dla mnie na wagę złota. pierwsze treningi popołudniowe, które zdarzały się baaaardzo sporadycznie, były dla mnie o tyle stresujące, że dużo wcześniej musiałam niezwykle uważać na to, co i kiedy jem. a i tak zdarzało się, że czułam się źle. a to kolki, a to kłucia, a to ogólne poczucie, że jak się nie zatrzymam, to zaraz zwomituję. przełom nastąpił chyba w Katowicach i od tej pory, ODPUKAĆ, jest nieźle. :D
c) takimi dzikimi tempami Wojtek sugerował mi, żebym biegała dwusetki tempem 4'/km. Wczorajsze tempa bywały szybsze, a mimo to nie umarłam. To miłe
Gdybym wiedziala, co bede biegac na tym treningu, to albo bym umarla ze stresu, albo od razu bym z niego zrezygnowala bedac pewna, ze nie dam rady.
A ja tylko po powrocie nie moglam przez godzine wyjsc z lodowki, mimo ze wydawalo mi sie, ze nie jestem glodna 8) .....
Poza tym dostałam sporo cennych rad dotyczących techniki, a Agnieszka zrewolucjonizowała mój plan ćwiczeń na siłowni - wiem, co powinnam robić, a czego unikać Dowiedziałam się też, między innymi, że nie jestem taka koślawa, jak myślałam. To znaczy jestem, i to zapewne fatalnie wygląda, ale wynika to z czego innego, niż myslałam do tej pory. Tak czy inaczej, nie jest dobrze 8)] Co więcej, Agnieszka zasugerowała mi, że moge mieć niesymetrycznie silne miesnie i tak sobie mysle, czy to przypadkiem nie powodowalo/powoduje problemow z tym nieszczesnym biodrem.
No, na razie to chyba byloby na tyle
Wraz ze zmiana pogody przyszla zmiana cisnienia, w zwiazku z czym czuje sie gotowa do wybiegniecia. Niemniej jednak zastanawiam sie jeszcze, czy biec w sobote na zawodach. Zobaczymy, zobaczymy.
11 czerwca - rano
Wczoraj niezwykle spokojnie, bo tylko rower (miejsko) i sporo spacerowania. Zero biegania, siłkowania i basenowania. Nawet sie nie denerwowalam z tego powodu, bo cisnienie waliło mnie po głowie przez cały dzień i czułam się słabo&depresyjnie. Do tego mialam wrazenie, ze wszystko mnie boli :roll: Mam zupelnie przewalone z ta meteopatia, a najgorsze, ze pewnie nic na to nie moge poradzic.
Dzisiaj pogoda sie troche ogarnela, wiec czuje sie lepiej. Niestety nadal czuje, ze mam zmeczone nogi (i zakwasy w bicach, ale to nie po bieganiu ). Oczywiscie wszystko mnie juz kluje, ale to chyba stresowe (przed Ekidenem tez tak mialam, a na samych zawodach bylo ok). Jakby tego bylo malo (a moze to autosugestia?) czuje, ze boli mnie stopa, w podobny sposob co na poczatku maja (zaczela mnie bolec w srode przed bieganiem, na treningu nie bolala w ogole, a potem odrobinke). Niemniej jednak sprobuje. Moze uda sie chociaz troszeczke poprawic wynik z Pucharu Maratonu..
11 czerwca - już nie tak rano
No, troszeczke sie udalo
To byl plan minimum. A plan optimum, zakładany niesmialo: 43 minuty.
Zamierzalam przykleic sie do stopera i zapodawać równo po 4:18 min/km. I modlic sie, zebym dala rade to utrzymac
Siłowo biegło mi się dobrze (co mnie - znowu - troche zaskoczylo, zwazywszy na to, ze przed startem naprawde czulam zmeczenie nog..); nie wiem, jaki byl poziom trudnosci tej trasy z obiektywnego punktu widzenia, bo mam za malo doswiadczenia w tej kwestii startowania na zawodach, ale niewatpliwie 'smaku' dodawaly podbiegi i zbiegi na trasie - a troche ich bylo. Zbiegi osobiscie bardzo lubie i czuje sie na nich wysmienicie; jesli chodzi o podbiegi, nie byly to strome i wysokie góry, więc wskakiwanie na nie nie sprawialo mi wiekszego problemu.
Trasa byla mi bardzo dobrze znana, bo codziennie spaceruje po Rezerwacie z psem; raczej nie działało to na korzyść mojej psychiki, bo wiedziałam, że jeszcze straaaasznie długo do zawrotki :roll:
Oddechowo tez dobrze. Byloby wiec zupelnie fajnie, gdyby nie.. kolka. No wlasnie - o losie... Na szczescie nie bylo fatalnie (marcowej Sztafety pod tym wzgledem chyba nic na swiecie juz nie przebije ), ale milo tez nie. Balam sie przyspieszyc, bo wiedzialam, ze jesli mnie w koncu trzaśnie na hardkorze (tak jak czasami potrafi), to w efekcie wiecej strace, niz zyskam.
Tym razem mysle, ze to kwestia wody, a nie jedzenia. Nastepnym razem musze sie bardziej ogarniac i mniej pic z samego rana. Czulam sie bardzo, bardzo pelna - zarowno przed startem, jak i na trasie. Pewnie to tez troche wynikalo ze stresu. Tak czy inaczej musze zapamietac, ze nawyk wypijania prawie calej duzej butelki wody mineralnej zaraz po wstaniu z lozka moze i jest zdrowy, ale na pewno niezbyt korzystny pare godzin przed startem w zawodach
Mysle.. ba, w sumie to nawet jestem pewna ze gdyby nie ten bolesny dyskomfort, ktory towarzyszyl mi bardzo dlugo, bylabym w stanie urwac z osiagnietego wyniku dobre kilkanascie sekund.
Druga sprawa - ciasnota Droga rowerowa i chodnik nie byly zbyt szerokie i kilka razy musialam sie przeciskac, skakac pomiedzy ludzmi albo szukac 'bocznej drogi'. Na jednym ze zbiegow zdarzyla sie potrzeba ewakuacji na 'pobocze' w postaci trawnika
No i jeszcze finisz.. nie lubie tego uczucia - cala trase walczysz, zeby dobiec do ostatniej prostej, a jak juz na nia wybijasz, to niebardzo idzie przyspieszyc..... :? no i takie cos mniej wiecej mi sie zdarzylo. co prawda pocisnelam, ale to nie bylo az takie pocisniecie, jakie mi wyszlo na finiszu piątki na Ekidenie, gdy mialam goracy doping Weroniki i Michala po czesci wynikalo to z uczucia, ze jesli przyspiesze chociaz o sekunde na kilometr, to moj zoladek skreci sie wokol wlasnej osi i wyjdzie mi nosem 8) 8) 8) ... ale psychika pewnie tez tutaj miala troche do powiedzenia.
No, tak czy inaczej...
42:17
Czasy kolejnych kilometrów mam takie: 3:58, 4:05, 4:13, 4:13, 4:20*, 3:43*, 4:22, 4:21, 4:17, 4:40**.
* - tutaj nie ogarnelam oznaczenia trasy i 'zlapowalam' stoper nieco za pozno, stad ta dysproporcja tempa faktycznie bylo okolo 4:12, a wiec na szostym, analogicznie, okolo 3:51.
** - dramat powazny bo wychodzi z tego, ze finisz mialam najwolniejszy.. rzeczywiscie czulam sie juz nieco oklapnieta, no i zoladek moj protestowal goraco, ale zeby az tak?! :?
To bylo calkiem zabawne. Jak juz wspomnialam, nastawialam sie na ciskanie kolejnych kilometrów po 4:18. gdy po pierwszym kilometrze zobaczylam 3:58, a na drugim 4:05, pomyslalam sobie, ze 'spoko, to teraz na nastepnym kilometrze moge troszke odpoczac'. I zonk, bo wyszlo 4:13. A więc znowu - 'teraz moge odrobinke odpoczac...' ...i tak do dziewiatego kilometra :roll: 8) 8) 8) .....
W koncu mialam okazje zrobic porzadna rozgrzewke i schlodzenie - na miejscu startu i po zawodach do domu truchtem po 2 km
W kategorii kobiet (open) mam 3 miejsce, za Dominiką Stawczyk-Stelmach i Joanną Schab I załapałam swoj pierwszy puchar!
I jeszcze tak na marginesie.. spotkalo mnie bardzo mile zaskoczenie Myslalam, ze nikt nie czyta tych moich radosnych wypocin, a tu siurpryza. Kilka osob zwracalo sie do mnie na trasie po imieniu, co wywolywalo u mnie za kazdym razem tak samo wielkie zdziwienie :lol: Z tych osob 'ujawnila' sie tylko Beauty&Beast (pozdrawiam ), a co do reszty, to coz.. nadal nie mam pojecia, kim sa W kazdym razie bardzo Wam dziekuje za doping!
na podbiegu
i pucharozgarnianie :D
Wczoraj dosc spokojnie (roweru ze 25 km + siłownia), dzisiaj zupełnie niechcąco zaliczyłam triathlon
Rano basen (1.7 km), później rower (32 km), na koniec bieg. W sumie to miałam dzisiaj nie biegać, ale zaplanowanie sobie treningu biegowego dało szansę na wcześniejsze unieruchomienie się na dwie godziny w celu przyswojenia porcji materiału na egzaminy :roll: zdołałam jeszcze co prawda wyjść z psem na długi spacer i gruntownie wysprzątać cały dom, ale w końcu pies się wybiegał, a mieszkanie zalśniło świeżością i blaskiem, więc chcąc nie chcąc musiałam zasiąśc do nauki 8) 8) 8) ...
zbierało się na burze i było fatalnie gorąco i duszno, do tego ciśnienie strasznie mnie muliło.. niemniej jednak uznaliśmy, że pobiegniemy sobie na Agrykolę - Wojtek na połtorej godziny spokojnego biegu, ja na 'jakieś przyspieszonka'. Wojtek zaproponował mi 15x200 metrów w tempie 4'/km z przerwami na pozostałych 200 metrach bieżni. Na Agrykoli spotkaliśmy jednak Holmes Place'owiczów więc w końcu biegałam zupełnie co innego, niż zaplanowałam - zgodnie z wytycznymi Olka i pod czujnym okiem Agnieszki [ DZIĘKI wielkie raz jeszcze za ten trening ].
Rozgrzewka (3 km) 71% tętna, schłodzenie 72%; środkowa część treningu - nie mam pojęcia, bo nie zatrzymałam stopera, gdy zatrzymałam siebie
Co mnie niezmiernie cieszy - chyba zdarzyl mi sie jakis zyciowy przelom bo dobrze mi sie biega wieczorem. No dobra - nie tak dobrze, jak rano, bo rano biega mi sie euforycznie cudownie ale dyskomfort kolkowo-zoladkowy zniknal. ODPUKAC!!!
Myslalam, ze w Katowicach tylko jednorazowo zdarzyl mi sie tak dobry bieg, ale wyglada na to, ze nie jest tak zle :D Dzisiaj tez zadna kolka mnie nie meczyla - mimo ze moj zoladek ani przez chwile nie zdazyl byc dzisiaj opustoszaly (to delikatnie powiedziane, bo czuje, ze niedlugo zbankrutuje na zarciu.......)
9 czerwca
Dlaczego taka pogoda nie mogla byc wczoraj o tej porze?! Jest tak chlodno i przyjemnie, ze az chce sie pojsc pobiegac...
Dzis rano bylo okropnie - jeszcze gorzej niz wczoraj wieczorem, bo nie dosc, ze goraco i duszno, to jeszcze jakos tropikalnie wilgotno.
Zrobiłam sobie niecałe 7 km niezwykle wolnym tempem przy niezwykle niskiej intensywności - średnie tętno 70%.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... jq6o541na7
Biegało się dość okropnie, ale im dłużej, tym lepiej. Nie ukrywam, że poszłam na to roztruchtanie własnie po to, zeby sprawdzic, jak bedzie. Na początku było wręcz źle, bo czułam dyskomfort ze strony.. biodra :? Tego samego, z którym jakis czas temu męczyłam się tyle czasu (od paru dni odrobineczke je czulam, ale jesli czuje cos odrobineczke, to sie tym zupelnie nie przejmuje). Jak kończyłam trening, było już prawie dobrze. Potem lodowa kąpiel , rozluźniający spacer z psem.. i teraz muszę przyznać, że czuję to biodro tylko troszkę. A więc jestem dobrej myśli. Albo raczej - staram się nie panikować
Później była siłownia (i trochę roweru, ale dziś miejsko, a nie wyczynowo ), no a potem pokonałam ostatnie zaliczenia na uczelni i w nagrodę mogę w poniedziałek napisać sobie egzamin 8) 8) 8) .... :roll: ... a więc mam chwilę czasu, żeby szerzej opisać wczorajsze brykanie
A więc, drogi Pamiętniczku ...
Tak jak pisałam wcześniej - wczoraj miałam przyjemność uczestniczyć w treningu KB Holmes Place. Biegałam obok Olka (no, czasami trochę za Olkiem ), który na bieżąco udzielał mi wskazówek, i - jednoczesnie - pod nadzorem ( ) Agnieszki
Biegaliśmy 4x200 metrów (~42 sek), 2x400 metrów (~86 sek), raz 800 metrów, a później z powrotem - 2x400 i 4x200 odrobinę wolniej. Odpoczynek takiej samej dlugosci jak przyspieszenia, plus 3 km z domu i 3 km do domu. Łącznie więc wychodzi mi 14 km + pewnie ze dwa kółka na Agrykoli gdzieś w międzyczasie = około 15 km.
Był to dla mnie bardzo pouczający trening i to z kilku względów.
Dzięki niemu wiem, że da się biegać:
a) na zmęczu. kombos siłka&rower&bieg już nie pobrzmiewał dla mnie hardkorowo, ale basen&rower&bieg owszem - az do wczoraj ; zamierzałam zrobic duzo lzejszy trening, ale wcale nie zaluje, ze 'dalam sie wciagnac' w bieganie interwalow. przy pierwszych czterysetkach zastanawialam sie, co ja powiem Olkowi, jak poczuje, ze jeszcze jedno okrazenie i umre, wiec lepiej bedzie jesli na tym skoncze - no i sie pozastanawialam, ale nie bylo potrzeby odpuszczania zadnych przyspieszen
b) wieczorem. w dalszym ciagu każdy bieg wieczorny jest dla mnie na wagę złota. pierwsze treningi popołudniowe, które zdarzały się baaaardzo sporadycznie, były dla mnie o tyle stresujące, że dużo wcześniej musiałam niezwykle uważać na to, co i kiedy jem. a i tak zdarzało się, że czułam się źle. a to kolki, a to kłucia, a to ogólne poczucie, że jak się nie zatrzymam, to zaraz zwomituję. przełom nastąpił chyba w Katowicach i od tej pory, ODPUKAĆ, jest nieźle. :D
c) takimi dzikimi tempami Wojtek sugerował mi, żebym biegała dwusetki tempem 4'/km. Wczorajsze tempa bywały szybsze, a mimo to nie umarłam. To miłe
Gdybym wiedziala, co bede biegac na tym treningu, to albo bym umarla ze stresu, albo od razu bym z niego zrezygnowala bedac pewna, ze nie dam rady.
A ja tylko po powrocie nie moglam przez godzine wyjsc z lodowki, mimo ze wydawalo mi sie, ze nie jestem glodna 8) .....
Poza tym dostałam sporo cennych rad dotyczących techniki, a Agnieszka zrewolucjonizowała mój plan ćwiczeń na siłowni - wiem, co powinnam robić, a czego unikać Dowiedziałam się też, między innymi, że nie jestem taka koślawa, jak myślałam. To znaczy jestem, i to zapewne fatalnie wygląda, ale wynika to z czego innego, niż myslałam do tej pory. Tak czy inaczej, nie jest dobrze 8)] Co więcej, Agnieszka zasugerowała mi, że moge mieć niesymetrycznie silne miesnie i tak sobie mysle, czy to przypadkiem nie powodowalo/powoduje problemow z tym nieszczesnym biodrem.
No, na razie to chyba byloby na tyle
Wraz ze zmiana pogody przyszla zmiana cisnienia, w zwiazku z czym czuje sie gotowa do wybiegniecia. Niemniej jednak zastanawiam sie jeszcze, czy biec w sobote na zawodach. Zobaczymy, zobaczymy.
11 czerwca - rano
Wczoraj niezwykle spokojnie, bo tylko rower (miejsko) i sporo spacerowania. Zero biegania, siłkowania i basenowania. Nawet sie nie denerwowalam z tego powodu, bo cisnienie waliło mnie po głowie przez cały dzień i czułam się słabo&depresyjnie. Do tego mialam wrazenie, ze wszystko mnie boli :roll: Mam zupelnie przewalone z ta meteopatia, a najgorsze, ze pewnie nic na to nie moge poradzic.
Dzisiaj pogoda sie troche ogarnela, wiec czuje sie lepiej. Niestety nadal czuje, ze mam zmeczone nogi (i zakwasy w bicach, ale to nie po bieganiu ). Oczywiscie wszystko mnie juz kluje, ale to chyba stresowe (przed Ekidenem tez tak mialam, a na samych zawodach bylo ok). Jakby tego bylo malo (a moze to autosugestia?) czuje, ze boli mnie stopa, w podobny sposob co na poczatku maja (zaczela mnie bolec w srode przed bieganiem, na treningu nie bolala w ogole, a potem odrobinke). Niemniej jednak sprobuje. Moze uda sie chociaz troszeczke poprawic wynik z Pucharu Maratonu..
11 czerwca - już nie tak rano
No, troszeczke sie udalo
To byl plan minimum. A plan optimum, zakładany niesmialo: 43 minuty.
Zamierzalam przykleic sie do stopera i zapodawać równo po 4:18 min/km. I modlic sie, zebym dala rade to utrzymac
Siłowo biegło mi się dobrze (co mnie - znowu - troche zaskoczylo, zwazywszy na to, ze przed startem naprawde czulam zmeczenie nog..); nie wiem, jaki byl poziom trudnosci tej trasy z obiektywnego punktu widzenia, bo mam za malo doswiadczenia w tej kwestii startowania na zawodach, ale niewatpliwie 'smaku' dodawaly podbiegi i zbiegi na trasie - a troche ich bylo. Zbiegi osobiscie bardzo lubie i czuje sie na nich wysmienicie; jesli chodzi o podbiegi, nie byly to strome i wysokie góry, więc wskakiwanie na nie nie sprawialo mi wiekszego problemu.
Trasa byla mi bardzo dobrze znana, bo codziennie spaceruje po Rezerwacie z psem; raczej nie działało to na korzyść mojej psychiki, bo wiedziałam, że jeszcze straaaasznie długo do zawrotki :roll:
Oddechowo tez dobrze. Byloby wiec zupelnie fajnie, gdyby nie.. kolka. No wlasnie - o losie... Na szczescie nie bylo fatalnie (marcowej Sztafety pod tym wzgledem chyba nic na swiecie juz nie przebije ), ale milo tez nie. Balam sie przyspieszyc, bo wiedzialam, ze jesli mnie w koncu trzaśnie na hardkorze (tak jak czasami potrafi), to w efekcie wiecej strace, niz zyskam.
Tym razem mysle, ze to kwestia wody, a nie jedzenia. Nastepnym razem musze sie bardziej ogarniac i mniej pic z samego rana. Czulam sie bardzo, bardzo pelna - zarowno przed startem, jak i na trasie. Pewnie to tez troche wynikalo ze stresu. Tak czy inaczej musze zapamietac, ze nawyk wypijania prawie calej duzej butelki wody mineralnej zaraz po wstaniu z lozka moze i jest zdrowy, ale na pewno niezbyt korzystny pare godzin przed startem w zawodach
Mysle.. ba, w sumie to nawet jestem pewna ze gdyby nie ten bolesny dyskomfort, ktory towarzyszyl mi bardzo dlugo, bylabym w stanie urwac z osiagnietego wyniku dobre kilkanascie sekund.
Druga sprawa - ciasnota Droga rowerowa i chodnik nie byly zbyt szerokie i kilka razy musialam sie przeciskac, skakac pomiedzy ludzmi albo szukac 'bocznej drogi'. Na jednym ze zbiegow zdarzyla sie potrzeba ewakuacji na 'pobocze' w postaci trawnika
No i jeszcze finisz.. nie lubie tego uczucia - cala trase walczysz, zeby dobiec do ostatniej prostej, a jak juz na nia wybijasz, to niebardzo idzie przyspieszyc..... :? no i takie cos mniej wiecej mi sie zdarzylo. co prawda pocisnelam, ale to nie bylo az takie pocisniecie, jakie mi wyszlo na finiszu piątki na Ekidenie, gdy mialam goracy doping Weroniki i Michala po czesci wynikalo to z uczucia, ze jesli przyspiesze chociaz o sekunde na kilometr, to moj zoladek skreci sie wokol wlasnej osi i wyjdzie mi nosem 8) 8) 8) ... ale psychika pewnie tez tutaj miala troche do powiedzenia.
No, tak czy inaczej...
42:17
Czasy kolejnych kilometrów mam takie: 3:58, 4:05, 4:13, 4:13, 4:20*, 3:43*, 4:22, 4:21, 4:17, 4:40**.
* - tutaj nie ogarnelam oznaczenia trasy i 'zlapowalam' stoper nieco za pozno, stad ta dysproporcja tempa faktycznie bylo okolo 4:12, a wiec na szostym, analogicznie, okolo 3:51.
** - dramat powazny bo wychodzi z tego, ze finisz mialam najwolniejszy.. rzeczywiscie czulam sie juz nieco oklapnieta, no i zoladek moj protestowal goraco, ale zeby az tak?! :?
To bylo calkiem zabawne. Jak juz wspomnialam, nastawialam sie na ciskanie kolejnych kilometrów po 4:18. gdy po pierwszym kilometrze zobaczylam 3:58, a na drugim 4:05, pomyslalam sobie, ze 'spoko, to teraz na nastepnym kilometrze moge troszke odpoczac'. I zonk, bo wyszlo 4:13. A więc znowu - 'teraz moge odrobinke odpoczac...' ...i tak do dziewiatego kilometra :roll: 8) 8) 8) .....
W koncu mialam okazje zrobic porzadna rozgrzewke i schlodzenie - na miejscu startu i po zawodach do domu truchtem po 2 km
W kategorii kobiet (open) mam 3 miejsce, za Dominiką Stawczyk-Stelmach i Joanną Schab I załapałam swoj pierwszy puchar!
I jeszcze tak na marginesie.. spotkalo mnie bardzo mile zaskoczenie Myslalam, ze nikt nie czyta tych moich radosnych wypocin, a tu siurpryza. Kilka osob zwracalo sie do mnie na trasie po imieniu, co wywolywalo u mnie za kazdym razem tak samo wielkie zdziwienie :lol: Z tych osob 'ujawnila' sie tylko Beauty&Beast (pozdrawiam ), a co do reszty, to coz.. nadal nie mam pojecia, kim sa W kazdym razie bardzo Wam dziekuje za doping!
na podbiegu
i pucharozgarnianie :D
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
BARDZO DZIEKUJE za wszystkie gratulacje :D :D :D :D
***
12 czerwca
na dobry poczatek dnia mały biegowy spacer z psem
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... m33hg7vvet
oporowo woooooolno i milo. srednie tetno 70%, na plaskim jeszcze mniej, ale troche roslo na podbiegach (ach ten Rezerwat ).
13 czerwca
Jednak to, co mnie muliło od piątku, to nie tylko cisnienie. Ewidentnie złapał mnie jakis przezięb :? Od paru dni czuje sie jakos niemrawo. W piatek bylo kiepsko, w sobote tez nienajlepiej.. Wczoraj jeszcze poszlismy sobie z Wojtkiem na rowery - mielismy jechac na Stare Miasto, ale uznalismy, ze po drodze jeszcze obadamy, co jest po prawej stronie od Mostu Siekierkowskiego. Okazalo sie, ze jest tam duzo wiecej, niz sadzilismy i przez to trasa od domu do centrum Warszawy wydluzyla sie z 6 do 50 km. W sumie zrobilismy jakies 57 km.
Gorzej, ze myslalam, ze jest naprawde bardzo cieplo i nie dosuszylam wlosow przed wyjsciem z domu. A nie tylko nie bylo bardzo cieplo, ale bylo tez dosc wietrznie. Bardzo madrze. Mondrze.
A wczesnym wieczorem PADLAM. Umarlam, zezgonowalam, opadlam z wszelkich sil witalnych i ległam plackiem na lozku. Mialam sie wieczorem uczyc do dzisiejszego egzaminu, ale czulam tak wielka frustracje z powodu tej niemocy (godzina dwudziesta, slonce swieci, a ja leze i ledwo zyje), ze uznalam, ze i tak nic z tego nie bedzie. Dzisiaj jest troche lepiej, ale czuje sie wyraznie przeziebieniowo. Ledwo sie powstrzymalam od porannego biezku - ale sie powstrzymalam i to niewatpliwie jest sukces.. Po egzaminie sprobuje pocisnac do sauny. Musze zabic ten przezieb szybko i skutecznie, naszprycowac sie witaminami i sprobowac go wypocic.
14 czerwca
Wczoraj jeszcze mnie trzepal przezieb, ale juz bez tragedii. Dzis jeszcze nadal czuje sie lekko przymulona, ale jest coraz lepiej. Na tyle lepiej, ze nie dalo sie powstrzymac od malego biezku
a wiec
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... mq5uie5jj9
10.5 km
(niestety z psem, o czym za chwile 8) )
na poczatku rozgrzeweczka na niskiej intensywnosci (<70%), potem 'jakos tak po drodze' 10 razy przyspieszenia trzydziestosekundowe (na pierwszych tetno roslo do 80, na ostatnich do 87, bo i chyba przerwy robilam krotsze). pod koniec jeszcze jedno przyspieszenie trwajace minute (chyba do 90 albo 91%).
srednie tetno calego treningu 75%
srednie tempo, wg gpsa, to 5:24, ale zaliczylam dwa zatrzymania. jedno na przejsciu (jakies 5-7 sek), drugie.. ekh.. na kolanach 8) 8)
robilam sobie elegancko ostatnie trzydziestosekundowe przyspieszenie, skonczylam i wylecialam w powietrze 8) 8) niestety nie byl to skutek osiagniecia predkosci swiatla, lecz faktu, ze moj madry pies wpadl mi prosto pod nogi. lecialam na glebe chyba z godzine!
efekt spektakularnej jazdy po kostce brukowej jest dosc.. artystyczny 8) (klik) teraz, po opatrzeniu rany ( ) rzuca sie w oczy chyba rownie mocno, bo wygladam, jakbym miala drugie kolano pod kolanem wlasciwym. lol
KOMENTARZE
***
12 czerwca
na dobry poczatek dnia mały biegowy spacer z psem
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... m33hg7vvet
oporowo woooooolno i milo. srednie tetno 70%, na plaskim jeszcze mniej, ale troche roslo na podbiegach (ach ten Rezerwat ).
13 czerwca
Jednak to, co mnie muliło od piątku, to nie tylko cisnienie. Ewidentnie złapał mnie jakis przezięb :? Od paru dni czuje sie jakos niemrawo. W piatek bylo kiepsko, w sobote tez nienajlepiej.. Wczoraj jeszcze poszlismy sobie z Wojtkiem na rowery - mielismy jechac na Stare Miasto, ale uznalismy, ze po drodze jeszcze obadamy, co jest po prawej stronie od Mostu Siekierkowskiego. Okazalo sie, ze jest tam duzo wiecej, niz sadzilismy i przez to trasa od domu do centrum Warszawy wydluzyla sie z 6 do 50 km. W sumie zrobilismy jakies 57 km.
Gorzej, ze myslalam, ze jest naprawde bardzo cieplo i nie dosuszylam wlosow przed wyjsciem z domu. A nie tylko nie bylo bardzo cieplo, ale bylo tez dosc wietrznie. Bardzo madrze. Mondrze.
A wczesnym wieczorem PADLAM. Umarlam, zezgonowalam, opadlam z wszelkich sil witalnych i ległam plackiem na lozku. Mialam sie wieczorem uczyc do dzisiejszego egzaminu, ale czulam tak wielka frustracje z powodu tej niemocy (godzina dwudziesta, slonce swieci, a ja leze i ledwo zyje), ze uznalam, ze i tak nic z tego nie bedzie. Dzisiaj jest troche lepiej, ale czuje sie wyraznie przeziebieniowo. Ledwo sie powstrzymalam od porannego biezku - ale sie powstrzymalam i to niewatpliwie jest sukces.. Po egzaminie sprobuje pocisnac do sauny. Musze zabic ten przezieb szybko i skutecznie, naszprycowac sie witaminami i sprobowac go wypocic.
14 czerwca
Wczoraj jeszcze mnie trzepal przezieb, ale juz bez tragedii. Dzis jeszcze nadal czuje sie lekko przymulona, ale jest coraz lepiej. Na tyle lepiej, ze nie dalo sie powstrzymac od malego biezku
a wiec
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... mq5uie5jj9
10.5 km
(niestety z psem, o czym za chwile 8) )
na poczatku rozgrzeweczka na niskiej intensywnosci (<70%), potem 'jakos tak po drodze' 10 razy przyspieszenia trzydziestosekundowe (na pierwszych tetno roslo do 80, na ostatnich do 87, bo i chyba przerwy robilam krotsze). pod koniec jeszcze jedno przyspieszenie trwajace minute (chyba do 90 albo 91%).
srednie tetno calego treningu 75%
srednie tempo, wg gpsa, to 5:24, ale zaliczylam dwa zatrzymania. jedno na przejsciu (jakies 5-7 sek), drugie.. ekh.. na kolanach 8) 8)
robilam sobie elegancko ostatnie trzydziestosekundowe przyspieszenie, skonczylam i wylecialam w powietrze 8) 8) niestety nie byl to skutek osiagniecia predkosci swiatla, lecz faktu, ze moj madry pies wpadl mi prosto pod nogi. lecialam na glebe chyba z godzine!
efekt spektakularnej jazdy po kostce brukowej jest dosc.. artystyczny 8) (klik) teraz, po opatrzeniu rany ( ) rzuca sie w oczy chyba rownie mocno, bo wygladam, jakbym miala drugie kolano pod kolanem wlasciwym. lol
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
15 czerwca
Przezięb chyba poszedł precz, więc wczoraj po biegu jeszcze mała przejażdżka ( ) na rowerze (45 km, głównie po mieście, bo załatwiałam różne sprawy), a potem w końcu trening na siłce. Poćwiczyłam głównie na nogi (wreszcie), starając się uwzględniać rady Agnieszki
A dzisiaj...
Dzisiaj znowu wyszedl mi dzien triathlonowy. A nawet triathlonowy plus
Z samego rana basen (1.7 km żabą w niecałe 45 minut), potem rower, na koniec bieżek. W międzyczasie jeszcze wizyta na siłowni (grzbiet + brzuch).
I długi spacer z psem. Dni są takie dłuuuuugie..
Wcale nie planowałam dziś biegać, ale - znowu - to dało mi szansę na unieruchomienie się na dwie godziny przed wyjściem i nie kombinowanie, co by tu zrobić, żeby się nie uczyć Miałam pobiegać z Wojtkiem - 45 minut truchtu - ale w końcu pobiegłam sama.
Wyszło trochę więcej niż 45 minut. Tempo bardzo komfortowe, średnie tętno 73%.
11 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ftohd1750j
Jak zawsze podczas biegów nieporannych, nie mogę stwierdzić, żeby ze strony żołądka (albo raczej przełyku) było zupełnie dobrze. Ale nie było też źle. Mimo wszystko chyba z każdym treningiem jest coraz lepiej. Może w końcu zaskoczy, że biegnięcie to nie zamach.
Chciałabym zatrzymać tę porę roku, w której o 20 nie da się biegać w dłuższych spodenkach niż te, które dzisiaj założyłam..
KOMENTARZE
Przezięb chyba poszedł precz, więc wczoraj po biegu jeszcze mała przejażdżka ( ) na rowerze (45 km, głównie po mieście, bo załatwiałam różne sprawy), a potem w końcu trening na siłce. Poćwiczyłam głównie na nogi (wreszcie), starając się uwzględniać rady Agnieszki
A dzisiaj...
Dzisiaj znowu wyszedl mi dzien triathlonowy. A nawet triathlonowy plus
Z samego rana basen (1.7 km żabą w niecałe 45 minut), potem rower, na koniec bieżek. W międzyczasie jeszcze wizyta na siłowni (grzbiet + brzuch).
I długi spacer z psem. Dni są takie dłuuuuugie..
Wcale nie planowałam dziś biegać, ale - znowu - to dało mi szansę na unieruchomienie się na dwie godziny przed wyjściem i nie kombinowanie, co by tu zrobić, żeby się nie uczyć Miałam pobiegać z Wojtkiem - 45 minut truchtu - ale w końcu pobiegłam sama.
Wyszło trochę więcej niż 45 minut. Tempo bardzo komfortowe, średnie tętno 73%.
11 km
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ftohd1750j
Jak zawsze podczas biegów nieporannych, nie mogę stwierdzić, żeby ze strony żołądka (albo raczej przełyku) było zupełnie dobrze. Ale nie było też źle. Mimo wszystko chyba z każdym treningiem jest coraz lepiej. Może w końcu zaskoczy, że biegnięcie to nie zamach.
Chciałabym zatrzymać tę porę roku, w której o 20 nie da się biegać w dłuższych spodenkach niż te, które dzisiaj założyłam..
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
15 czerwca
Rano:
15 minut powoli (av. hr 73%), 10 minut szybko - przez Agrykole do gory, al. Ujazdowskimi, Górnośląską w dół (~86%), (niecałe) 5 minut truchtu (80%), znowu Agrykolą do góry, zakręt w lewo i w dół Belwederską - 15 minut (87%), a potem 10 minut do domu (78%).
10.2 km, srednie tempo 4:54, srednie tetno calego treningu - 80%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... so49tquj5r
Pozniej jeszcze rowerem 32 km (w sumie dzis ~38), mala silka (maszyny na klatę 8) i odwodziciele+pośladkowe. A pozniej odnowa biologiczna w saunie
Jutro bedzie baaaardzo ciezki dzien - dzien odpoczynku. Wzglednego, bo wzglednego, ale jednak. To taka tajna strategia na dzien przed zawodami.
KOMENTARZE
Rano:
15 minut powoli (av. hr 73%), 10 minut szybko - przez Agrykole do gory, al. Ujazdowskimi, Górnośląską w dół (~86%), (niecałe) 5 minut truchtu (80%), znowu Agrykolą do góry, zakręt w lewo i w dół Belwederską - 15 minut (87%), a potem 10 minut do domu (78%).
10.2 km, srednie tempo 4:54, srednie tetno calego treningu - 80%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... so49tquj5r
Pozniej jeszcze rowerem 32 km (w sumie dzis ~38), mala silka (maszyny na klatę 8) i odwodziciele+pośladkowe. A pozniej odnowa biologiczna w saunie
Jutro bedzie baaaardzo ciezki dzien - dzien odpoczynku. Wzglednego, bo wzglednego, ale jednak. To taka tajna strategia na dzien przed zawodami.
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
JEST!!!!
:D :D :D
V Bieg Ursynowa
5 km
19:41
Ufff. A bylo tak:
Przed startem ustawilam sie w strefie 18-20 minut, wiec myslalam, ze wszyscy zamierzaja ruszyc rownie zwawo, co ja. Wielkie wiec bylo moje zdziwienie, gdy padl strzal z pistoletu, a moja 'strefa' stala i stala, a potem niespiesznie ruszyla naprzod... Absolutnie sie tego nie spodziewalam, wiec przez chwile mialam czarne mysli w kwestii wyniku tego biegu. Wojtek zdazyl tylko krzyknac do mnie: 'O Jezu... LEĆ!!!!!' - no i poleciałam.
Dobrze, ze tym razem trasa byla szeroka - dalo sie jakos poruszac w przod (w przeciwienstwie do GP Mokotowa, kiedy musialam cisnac po trawie ). Niestety i tak musialam ratowac sie 'bocznym torem' i wyprzedzac ludzi biegnac po waziutkim pasku chodnika.
A pozniej bylo tylko niesmiale 'przepraszam!' i mniej niesmiale 'bach' miedzy ludzi Udoskonalam bezkolizyjne i kulturalne (mam nadzieje ) przeciskanie sie w tlumie. Mniej wiecej po kilometrze troche sie rozluznilo i juz raczej na nikogo nie wpadalam.
Widzialam wyraznie, kiedy trasa byla z gorki. I to bylo bardzo mile Natomiast najgorszy byl czwarty kilometr. Chodza sluchy ( ) ze tam bieglo sie pod gorke. Ja tej gorki co prawda nie widzialam, ale rzeczywiscie ten odcinek byl moim najwolniejszym.
Pozniej zostalam uswiadomiona, ze jestem nienajmadrzejsza bo przez caly kilometr (jesli nie wiecej) bieglam sobie praktycznie sama opustoszałym 'lewym pasem'. I zastanawialam sie, dlaczego nie mam tam towarzystwa. Ano dlatego, ze wial silny wiatr i rozsadniejsi ludzie chowali sie za swoimi poprzednikami... 8) A ja, ktorą nawet na rowerze zwiewaja z kursu silniejsze podmuchy, walczylam samotnie z wichrem... :roll: No coz, mam nauczke na przyszlosc..
Ostatnia prosta byla fatalna, bo byla strasznie dluga 8) i zastanawialam sie na niej, czy to juz jest ten czas, zeby wlaczyc turbodopalanie i lecieć w trupa. Przez jakis czas staralam sie nie patrzec na 'balon' mety, bo dystans wydawal sie zabojczo dlugi :lol: Ale w koncu nadeszla ta chwila, kiedy uznalam, ze wypadaloby juz troche pocierpiec. Najwiekszym dopingiem byla elektroniczna tablica z czasem. Zapomnialam, ze widnieje na niej czas brutto, i kiedy zobaczylam, ze do dwudziestu minut zostalo tylko kilka sekund, wkurzylam sie co niemiara i prawie pogubilam nogi. Bardzo nie chcialam, zeby wynik z Ursynowa byl gorszy niz ten z Ekidenu. A jednoczesnie bylam niemalze pewna, ze wynik z Ekidenu jest nie do przebicia...
Jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy wpadlam na mete, zastanawiajac sie, czy zdazylam przed dwudziestka i zobaczylam na stoperze 19:45...
Czasy kolejnych kilometrow: 3:46, 3:52, 3:59, 4:10, 3:54
Jesli chodzi o stope - bylo, o dziwo, calkiem niezle. To znaczy.. boli, ale spodziewalam sie, ze bedzie znacznie, znacznie gorzej. Moje buty (Nike Free 3.0) chyba rzeczywiscie wymuszaja jakis inny ruch stopy niz 'normalne' obuwie, bo w nich stopa dokucza mi znacznie mniej niz w kazdych pozostalych. W moich drugich biegowych (jakies najprostsze Adidasy) i w Pumach, w ktorych chodze na codzien, boli mnie nawet jak chodze. A w Niczorach nie! Nawet podczas biegu bylo OK - zero dolegliwosci 'stopowych' :D To wielki sukces, bo rano zastanawialam sie wrecz, czy to madry pomysl z tym biegiem, skoro miesiac temu wybieglam z takim bolem na trening, a wrocilam z niego juz prawie na jednej nodze...
Kolka mnie nie zlapala, ale przed biegiem musze przyjmowac jeszcze mniej plynow, bo czulam sie pelna. To chyba stres tak dziala, bo NAPRAWDE staralam sie nie opijać.
W klasyfikacji kobiet mam dziesiąty czas (netto) i jedenaste miejsce (brutto). Dziesiata pani wpadla na mete 3 sekundy przede mna, ale biorac pod uwage czas netto wyprzedzilam ja o 13 sekund Natomiast do dziewiatego miejsca zabrakło mi 'łohoho i jeszcze troche' - Anna Jakubczak, czas 17:00
KOMENTARZE
:D :D :D
V Bieg Ursynowa
5 km
19:41
Ufff. A bylo tak:
Przed startem ustawilam sie w strefie 18-20 minut, wiec myslalam, ze wszyscy zamierzaja ruszyc rownie zwawo, co ja. Wielkie wiec bylo moje zdziwienie, gdy padl strzal z pistoletu, a moja 'strefa' stala i stala, a potem niespiesznie ruszyla naprzod... Absolutnie sie tego nie spodziewalam, wiec przez chwile mialam czarne mysli w kwestii wyniku tego biegu. Wojtek zdazyl tylko krzyknac do mnie: 'O Jezu... LEĆ!!!!!' - no i poleciałam.
Dobrze, ze tym razem trasa byla szeroka - dalo sie jakos poruszac w przod (w przeciwienstwie do GP Mokotowa, kiedy musialam cisnac po trawie ). Niestety i tak musialam ratowac sie 'bocznym torem' i wyprzedzac ludzi biegnac po waziutkim pasku chodnika.
A pozniej bylo tylko niesmiale 'przepraszam!' i mniej niesmiale 'bach' miedzy ludzi Udoskonalam bezkolizyjne i kulturalne (mam nadzieje ) przeciskanie sie w tlumie. Mniej wiecej po kilometrze troche sie rozluznilo i juz raczej na nikogo nie wpadalam.
Widzialam wyraznie, kiedy trasa byla z gorki. I to bylo bardzo mile Natomiast najgorszy byl czwarty kilometr. Chodza sluchy ( ) ze tam bieglo sie pod gorke. Ja tej gorki co prawda nie widzialam, ale rzeczywiscie ten odcinek byl moim najwolniejszym.
Pozniej zostalam uswiadomiona, ze jestem nienajmadrzejsza bo przez caly kilometr (jesli nie wiecej) bieglam sobie praktycznie sama opustoszałym 'lewym pasem'. I zastanawialam sie, dlaczego nie mam tam towarzystwa. Ano dlatego, ze wial silny wiatr i rozsadniejsi ludzie chowali sie za swoimi poprzednikami... 8) A ja, ktorą nawet na rowerze zwiewaja z kursu silniejsze podmuchy, walczylam samotnie z wichrem... :roll: No coz, mam nauczke na przyszlosc..
Ostatnia prosta byla fatalna, bo byla strasznie dluga 8) i zastanawialam sie na niej, czy to juz jest ten czas, zeby wlaczyc turbodopalanie i lecieć w trupa. Przez jakis czas staralam sie nie patrzec na 'balon' mety, bo dystans wydawal sie zabojczo dlugi :lol: Ale w koncu nadeszla ta chwila, kiedy uznalam, ze wypadaloby juz troche pocierpiec. Najwiekszym dopingiem byla elektroniczna tablica z czasem. Zapomnialam, ze widnieje na niej czas brutto, i kiedy zobaczylam, ze do dwudziestu minut zostalo tylko kilka sekund, wkurzylam sie co niemiara i prawie pogubilam nogi. Bardzo nie chcialam, zeby wynik z Ursynowa byl gorszy niz ten z Ekidenu. A jednoczesnie bylam niemalze pewna, ze wynik z Ekidenu jest nie do przebicia...
Jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy wpadlam na mete, zastanawiajac sie, czy zdazylam przed dwudziestka i zobaczylam na stoperze 19:45...
Czasy kolejnych kilometrow: 3:46, 3:52, 3:59, 4:10, 3:54
Jesli chodzi o stope - bylo, o dziwo, calkiem niezle. To znaczy.. boli, ale spodziewalam sie, ze bedzie znacznie, znacznie gorzej. Moje buty (Nike Free 3.0) chyba rzeczywiscie wymuszaja jakis inny ruch stopy niz 'normalne' obuwie, bo w nich stopa dokucza mi znacznie mniej niz w kazdych pozostalych. W moich drugich biegowych (jakies najprostsze Adidasy) i w Pumach, w ktorych chodze na codzien, boli mnie nawet jak chodze. A w Niczorach nie! Nawet podczas biegu bylo OK - zero dolegliwosci 'stopowych' :D To wielki sukces, bo rano zastanawialam sie wrecz, czy to madry pomysl z tym biegiem, skoro miesiac temu wybieglam z takim bolem na trening, a wrocilam z niego juz prawie na jednej nodze...
Kolka mnie nie zlapala, ale przed biegiem musze przyjmowac jeszcze mniej plynow, bo czulam sie pelna. To chyba stres tak dziala, bo NAPRAWDE staralam sie nie opijać.
W klasyfikacji kobiet mam dziesiąty czas (netto) i jedenaste miejsce (brutto). Dziesiata pani wpadla na mete 3 sekundy przede mna, ale biorac pod uwage czas netto wyprzedzilam ja o 13 sekund Natomiast do dziewiatego miejsca zabrakło mi 'łohoho i jeszcze troche' - Anna Jakubczak, czas 17:00
KOMENTARZE