Ruda - nowe wyzwanie- aktywność w ciąży

Moderator: infernal

Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Biegam od 2005r- zachęcił mnie mój pacjent. Wcześniej zawodowo tańczyłam taniec współczesny, do tego praca fizjoterapeuty. To wszystko uczyniło ze mnie osobę bardzo aktywną. Po 2 miesiącach przypadkowego biegania był Półmaraton Warszawski-2.05. Potem jak spotkałam swoją połówkę- Andrzeja , który jest teraz moim mężem, biegaliśmy bardziej regularnie.
Moje życiówki:
10km- 2006r 46.21
15km- 2008r 74.01
Półmaraton 2006-1.42.26
Maraton- 2006r 3.50.55
Ultra-2008r Rzeźnik- 13.50
Od 2008r od lata biegałam sporadycznie ze względu na głupią diagnozę mojego lekarza- nie może Pani zajść w ciążę, bo bieganie powoduje niedokrwienie macicy ( to oczywiście bzdura, ale kobieta zrobi wszystko, żeby mieć dziecko). Ostatni półmaraton przebiegłam latem 2008r.
W maju 2009 zaszłam w ciążę podczas której nie biegałam w ogóle (na początku odklejanie kosmówki, potem decyzja lekarza, do tego strach, potem to było myślenie tylko o dziecku i nawet nie pomyślałabym o bieganiu). Pierwszy trymestr- nie miałam na nic siły- nawet spacer nie wchodziły w grę. Potem maszerowie z kijami- w bardzo dużej ilości i ćwiczenia ogólnorozwojowe wg mojego pomysłu. Ciążę przeszłam super , z wielką radością i oczekiwaniem na upragnione dziecko.
Lusię urodziłam przez cesarskie cięcie 9.02.2010r
Pierwszy trening- 9 dni po porodzie- narty biegowe 40 min,2 potem to samo 1,5godz. Za kolejne dwa dni wielki powrót do biegania- 5km dookoła ZOO- marszobieg 40min- śnieg po kolana, ale radość ogromna. Buty NIKE Vomero- rewelacyjne dla troszkę rozklapciałej stopy i trzymające doskonale piętę.
Potem jak tylko mogłam zostawić moją córeczkę na 35min, wybiegałam tą samą trasą. Przez kolejne dwa tyg wychodziło średnio co 2 dni- 5km w 35min. Od pierwszych dni po porodzie bolał mnie kręgosłup, więc już 10 dni po robiłam ćwiczenia na piłkach i poszłam do koleżanki na Pilates.Wtedy postanowiłam, że przebiegnę Półmaraton Warszawski- wychodziło 6 tyg po cesarce, dzień wcześniej rozgrzewkowo sztafeta 5x5 z moim teamem fizjoterapeutów z mojej kliniki.Piątkę w sztafecie przebiegłam w 25.20. Półmaraton biegłam ze swoją pacjentką- było ciężko- do 12 km biegłyśmy 5.0 min/km, potem ja zwolniłam- bolało mnie wszystko- stopy, mięśnie i brakowało pary. Dobiegłam w 2.02- jak dla mnie super wyczyn.
Cały czas mój trening wyglądał w ten sam sposób- 5-7km tylko wolne bieganie, około 5x tyg.
Sporo startów- Kabaty na 10km- 53min
Choszczówka 10km-53min
Potem mąż wziął się na mój trening- zaczęliśmy robić tempa, interwały i w ciągu tyg poprawa na 10km- bieg ZOO- 49.45, dwa dni później bieg Konstytucji 24.55. W tyg po tych biegach zmęczenie na maxa, nie chciało mi się nic robić.
przedostatni tydz.
Znowu mocny trening-
środa- miało byc wolne wybieganie, ale z powodu ulewy było szybko i krótko
czwartek- technika- bieganie na śródstopiu- ból łydek straszny, do tego dała o sobie znać stara kontuzja m. dwugłowego
piątek- 2 km rozbiegu, potem tempa 5x200m (niesety Garmin zepsuty, więc 200m biegu na maxa, przeplatanego 200m truchtem) i 2 km truchtu.
w sobotę bieg Szczęścia- ledwo chodziłam nie mówić już o bieganiu. Wynik straszny 26.20. W niedzielę już właściwie nie chodziłam- ból łydek i dwugłowego. Wolne
-poniedziałek- wolne , tylko rozciąganie
wt- 10 km bardzo wolne (60 min)
środa tempa- 2km rozgrzewko-wo i 8x200m przeplatane 200m truchtu. W środę dostałam nowy stanik sportowy shock absorber i musiałam od razu go wypróbować- rewelacja, więc zrobiłam jeszcze 6,5 km wolnego biegu

waga- przed ciążą- 62kg, przed urodzeniem Lusi- 74km, 6 tyg po porodzie 64km, dziś - 61kg

sprzęt-
Po ciąży zaczynałam w butach NIKE vOMERO, teraz kilka szybkich treningów w NIKE Lunaracer. Vomero- super treningowo, Lunaracer- szybkie
Ciuchy- NIKE- rewelacja, szczególnie kurtka
Z powodu zepsucia zegarka biegam teraz tylko z NIKE+ sportband

Dieta- przez pierwsze 6 tyg po narodzinach Lusi- mocno ograniczona dieta- kurczak i indyk pieczony, marchewka, pieczone jabłka, herbatniki, kanapki z indykiem
O 3 miesiąca jem już wszystko tzn nasza domowa restauracja jest i była zawsze zdrowa- dużo warzyw, pieczone mięso bez tłuszczu i sosów, dużo soku z marchwi i wody
Ostatnio zmieniony 15 gru 2010, 20:07 przez Ruda, łącznie zmieniany 1 raz.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
New Balance but biegowy
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Co chciałabym osiągnąć w tym roku?
Biegać jak najwięcej!!! a tak na serio, chciałabym zrobić życiówkę w Maratonie w Poznaniu. Do Maratonu Warszawskiego przygotowuje się mój maż, więc ja może pobiegnę z wózkiem a Poznań mogłabym pobiec na serio.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ten tydzień generalnie jest słaby- wtorkowa dycha była tak wolna, ponieważ zrobiłam straszną głupotę. Lusia dwa dni nie robiła kupy(przepraszam za fizjologię, ale u dziecka takie rzeczy są ważne). Przeczytałam, ze dobrze zjeść kilka suszonych śliwek. Lusię nie ruszyło, ale w moim brzuchy były rewolucje :usmiech:
Wczorajszy pierwszy trening był bardzo słaby i to nie ze względu, ze problem był z wydolnością, siłą mięśni- zwyczajnie szybciej się nie dało.

Dziś wolne. Rano byliśmy z Lusią na basenie- jest fantastyczna a woda i dzieci ją pasjonują. Potem 3 godz pracy z pacjentami- 3 kontuzjowanych biegaczy i dziewczyna, która się naprawia, żeby zacząć biegać.
Mieszkamy na Pradze, więc wracaliśmy przez Most Świętokszyski- zadziwiają mnie Ci wszyscy ludzie, którzy przyszli się pogapić. Wygląda to tak jakby wszyscy szli na jakiś piknik, albo festyn. Wszyscy stoją i patrzą, zamiast wziąć się i pomóc układać worki.

Wróciliśmy o 9, nakarmiłam brzdąca i już dziś nie chciało mi się biegać. Porobię brzuszki :usmiech:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dziś aktywny dzień.
Najpierw szkolenie o tym jak rozpoczynać aktywność fizyczną i co robić, żeby być zdrowym- dla korporacji, potem kilku pacjentów.
Po powrocie do domu poszliśmy z mężem, Lusią w wózku i psem do PKOLu, odebrać pakiety startowe na niedzielne zawody MTB w Piasecznie. Od nas do PKOLu i z powrotem to 10km. Pies był wykończony, niestety starość i jego dosięga. Kiedyś biegaliśmy z nim po Górach Świętokszyskich, robiąc po 25km, a teraz taki spacer go wykańcza.
Trudno było przejść przez most Gdański- ludzie stali, siedzieli na moście. Rzeczywiście wygląda to nieciekawie i przerażająco.
Jak wracaliśmy wiedziałam już, że z biegania nici- biegam dookoła ZOO, a tam nie mogliśmy nawet przejść.
Jutro trzeba to nadrobić
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Zawody odwołane już w piątek, postanowiliśmy więc zrobić wybieganie. Andrzej miał biegać ze swoim partnerem na Rzeźnika, ale rozchorowało im się dziecko. Postanowiliśmy więc, że razem pobiegamy. Zostawiliśmy Lusię mojej mamie i pojechaliśmy jednak na Kabaty, żeby zaoszczędzić czas. Zrobiliśmy 10km po pętli Kabackiej po 5.30min/km. Ja miałam ochotę na szybciej, bo miałam strasznie dużo energii. Ale... Andrzej mnie stopował. Po 10km zrobiło się burzowo, Andrzeja bolała stopa i wróciliśmy po córeczkę. Ja miałam niedosyt, więc po obiedzie zrobiłam jeszcze 5km dookoła ZOO.
Jutro zawody MTB
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dziś nowe doświadczenie- maraton MTB w Piasecznie. Dodam, że na rowerze nie jechałam ponad 1,5roku. Mąż przygotował wszystko poprzedniego dnia, nawet numery startowe przypiął. Rano więc wstaliśmy- mała kanapeczka i herbata, karmienie Lusi, ja ściągnęłam też dla niej mleczko i razem z mężem i teściową ruszyliśmy do Piaseczna. Tłum ogromny. Start o 11.Stanęliśmy w 10 sektorze, bo taki tylko przysługuje pierwszakom.Start opóźniony 15min, dodatkowo "wypuszczanie" sektorów spowodowało, że wyruszyliśmy 40min później. Musiałam przypomnieć sobie ustawianie przerzutek, ale poszło całkiem sprawnie. Na początku tłum- niektóre miejsca korkowały się strasznie. Ostatnie opady spowodowały, ze niektóre miejsce zamieniły się w bagna, albo małe jeziorka. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zjechać na trasę Fit, czyli 14 km, zamiast wybranego przez mnie Mega-64km. Jednak ambicja wzięła górę. Niestety po miłych odcinkach zaczęło robić się coraz ciężej- miejsca na przenoskę rowerów były coraz częstsze. Pewnie zawodnicy z pierwszego sektora przejeżdżali to bez trudu, ale... moja technika i zawodników obok mnie nie pozwalała na to. Zaliczyłam nawet zgubienie trasy- jechałam za wszystkimi, aż nagle ktoś na polu zaczął krzyczeć, że to nie w tą stronę. Okazało się, że ktoś przestawił strzałkę i przerwała taśmy- trzeba było więc zawracać. Mięśnie czworogłowe zaczęły piec niemiłosiernie. W pewnym momencie przestałam schodzić na bok, żeby przeprowadzić rower, tylko szłam środkiem- woda ponad kolana. Komary obsiadały wszystkie gołe części. Wtedy pomyślałam, że Rzeźnik to pikuś, bo przynajmniej nie trzeba pchać roweru.
To wszystko pewnie bym zniosła, ale co godzinkę dzwoniłam do babci z pytaniem jak moja kochana córeczka- spała. Babcia obudziła ja raz i nakarmiła. Nie wiedziałam, ze instynkt macierzyński jest tak silny, ze cały czas myśli się o dziecku.
Zostało 20km a ja naprawdę miałam już dość. Przejechałam jeszcze 5km i na skrzyżowaniu zapytałam policjanta, czy jest jakiś skrót do mety- zdecydowałam się, że rezygnuję. Mąż przyjechał po mnie. Przejechałam 50km w czasie 3.30. Byłam skonana. Mój mąż zaś wyglądał jakby się w ogóle nie zmęczył- przejechał w 3.10 cały dystans mega.
wieczorkiem poszliśmy na obiad
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Na noc wzięłam apap- tak bolały mnie nogi. Nocka średnio przespana z tego powodu. Rano też bolało bardzo- uda i kolana, szczególnie to operowane 7 lat temu.
Dziś dużo załatwiania na mieście. Mąż zabrał mnie na obiad do knajpy chińskiej w Powsinie. Straszna porażka- nasza ulubioa zupa ostro-kwaśna tym razem była tłusta, gęsta i niezbyt smaczna a kurczak w sosie cytrynowym, chyba wcale nie zawierał kurczaka tylko farfocle z panierki i był strasznie słodki.
Po wykąpaniu Lusi, zostawiliśmy ja z babcią a sami pobiegliśmy z mężem 5k dookoła ZOO- tak, zeby troszkę się rozbiegać. Tempo bardzo wolne 6min/km. Jak biegłam to troszkę mniej bolało, ale jak tylko stawałam ból nie do wytrzymania. CHyba nie obędzie sie bez środków przeciwbólowych na noc
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

25.05
Rano basen z naszym maleństwem. Chodzimy na Balkonową- rozśmieszył mnie regulamin: nie wolno używać na basenie okularów ani soczewek kontaktowych :hahaha: Chyba nie chcieliby, żebym wyjęła soczewki- nie trafiłabym do basenu. Druga sprawa: na basenie trzeba używać czepków- dzieci też :hej: Nasza córcia ma troszkę włosów, ale nikt nie robi takich czepków. :hejhej:
po 10 min, Lusi zrobiły się sine łapki i przeszliśmy do jaccuzi, gdzie zabawiał ja 12 latek.
W pracy nasza pacjentka potwierdziła, że ludzie nierozsądnie wracają do biegania po kontuzji. Jak już nie boli, to człowieka tak ciągnie do przodu, ze nie jest w stanie się opanowań i ciągle przyspiesza. Efekt jest taki, ze albo kontuzja wraca, albo pojawia sie nowa. Pacjentka przeczytała blog Szkieleta, który to zjawisko opisał. Dzwonił w prawdzie w poniedziałek, ze po niedzielnym treningu ból dwugłowego wrócił, ale nie napisał w jakim tempie pobiegł. Teraz dzięki jego blogowi już wiem- o wiele za szybko.
Wczoraj zakończył rehabilitację pacjent z Achillesem- w niedziele startuje w połówce IM. Wierzę, ze mu sie uda.
Przyjechała też na konsultacje moja "stara" pacjentka z Hrubieszowa (4,5 godziny w jedną stronę)- ma już 10lat i super rodziców lekarzy- ćwiczą z nią codziennie. Jej tata jest biegaczem i to nawet niezłym.

Wczoraj byłam juz zmęczona, a kolano jeszcze pobolewało, więc zrobiłam tylko wolne 5 km.

26.05- wczesna pobudka- szczepienie na 8 - tym razem w Państwowej przychodni. Czekamy 2 godz- najpierw ważenie- 4950 i 60cm, a potem czekamy do pani doktor. Lusia juz zasnęła przy cycku i nie jest zachwycona kolejnym budzeniem- wyciąga się na przewijaku, na co pani doktor mówi" ona ma na dole wzmożone napięcie"- do neurologa. Potem zaczyna gadać bzdury, ze ona jest przeciwna szczepieniem i nie zaszczepi nam dziecka na drugą dawkę pneumokoków. Jak zapytałam, kiedy dawać Lusi inny pokarm poza piersią, powiedziała, że można już- soki i wodę z glukozą :hahaha:
Wiedziałam, ze sobie nie pogadamy. Potem powiedziała, żeby nie dawać wit D, bo od tego robi sie chuda :hahaha: . Jakby tak było, to ludzie nie odchudzaliby się, tylko brali Vit D. W końcu, rzeczywiście nie zaszczepiła nam pneumokoków, a pielęgniarki nie wiedziały jak z tego wybrnąć. Już więcej tam nie pójdziemy.
Chcieliśmy zrobić sobie tez badania krwi- co jakiś czas sprawdzamy czy mamy prawidłowe, przy obciążeniu sportowym. ja wprawdzie dopiero zaczynam obciążenia, ale po porodzie jeszcze nie robiłam badań. Znowu kicha- laboratorium zamknięte- chora pielęgniarka.
Dziś przerwa w treningu - jutro będzie mocny
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

26.05
Dzień mamy- wreszcie mogę poczuć , że to i mój dzień- cudowne uczucie.
Dzień znowu w rozbiegu, ciągle jakieś załatwianie spraw
Tylko 6km- wolnego rozbiegania, nie dało się więcej, a szybciej mi się nie chciało.
27.05
Znowu próbujemy zrobić z mężem badania krwi ( w jednym laboratorium 30 osób)- mimo, ze badania płatne, tyle ludu!
Pojechaliśmy do przychodni przy Zofii- tam mniej ludzi.
Przed pracą poszliśmy na lunch do Samiry- grilowane warzywka i od razu chce się żyć :usmiech:
Dziś ciekawi pacjenci- chłopak po operacji zerwanego Achillesa- jest juz 10 tyg po operacji, chodzi juz bez kul, ale jeszcze w ortezie. Uczyliśmy się prawidłowego przetaczania stopy. Zerwał Achillesa typowo- poszedł zagrać z kolegami w nogę.
Był jeszcze nasz "stary" pacjent z nową kontuzją- tym razem rozcięgno podeszwowe. Wcześniej miał problem z m. piszczeowym tylnym(dwa lata temu). W zeszłym roku zrobił bardzo cięzki trening i na każdym dystansie życiówki- mało regeneracji i odnowy i niestety coś musiało się stać. Ale... wychodzi juz na prostą- może zacząć truchtać.
Wróciliśmy póżno- dziś nie dałam rady pobiegać
28.05
Umówiłam się na wizytę z pacjentką, która miała kiedyś złamanie zmęczeniowe w miejscu przyczepu mięśnia zginacza długiego palców, i teraz zbowu pobolewa ja ta sama okolicy. Po zbadaniu okazało się, ze boli ja także gęsia stopka(miejsce przyczepu miesni zginających kolona od strony wewnętrznej). Przyczyna jednak jest wyżej- ma zrotowaną miednicę i przeniesiony środek ciężkości do boku. POdczas biegania kolana i stopy uciekają jej do środka. To wszystko powoduje przeciązanie przyśrodkowych miesni w P i L nodze, ale bardziej jednej. Ustawiłyśmy miednicę, rozluźniłyśmy miesnie, założyłyśmy taping i pokazałam jak ma uczyć mięśnie prawidłowej pracy w osi kończyny. Zobaczymy jak pobiegnie bieg ENTRE- czy nie będzie jej bolało

Wieczorem umawiamy się z koleżanką najpierw u nas w firmie na ćwiczenia ogólnorozwojowe- nie robimy zbyt cięzkiego treningu, bo potem mamy w planach Agrykolę. Na Agrykoli dołącza do nas także jej mężczyzna i rozpoczynamy trening właściwy, który prowadzi mój mąż. Najpierw kilka kółek w ramach rozgrzewki, potem wprowadzamy ćwiczenia techiczne- 100m biegnięcie na śródstopiu z "grzebnięciem", potem 100m truchtu. Nawet nie wiem ile kółek zrobiliśmy. Potem rytmy po 100m (8 sztuk), potem skipy, wieloskoki. wymeczeni podeszliśmy jeszcze pod górkę na agrykoli i tam robiliśmy podbiegi. Lusia cały czas spała w wózeczku- jest niesamowita.
Byłam tak śpiąca, ze nie chciało mi sie jeść, Lusia też spała
29.05
Bieg ENTRE. Dziś nie biegniemy, jesteśmy sponsorami biegu. Bieg super zorganizowany- wszyscy zadowoleni.
po południu biegne 5km- delikatnego biegania, ale czuję, że mam powera.
Jutro 15 w Mińsku - biegniemy
Ostatnio zmieniony 30 maja 2010, 19:59 przez Ruda, łącznie zmieniany 1 raz.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

30.05
biegliśmy w Mińsku 15km. Troszkę za późno wyjechalismy a kolejka do zapisów była tak duża, ze właściwie biegliśmy bez rozgrzewki. Biegło mi się super. Cały czas oscylowałam wokół 4.50( niestety Suunto było skalibrowane pod Andrzeja, więc nie bardzo oddawało w moim przypadku prawdę). Podłączyłam sie pod wysokiego chłopaka, ale on po 6 km powiedział, że poprzedniego dnia pobiegł W pucharze Maratonu 10km mocno i dzis nie da rady. Pobiegłam dalej, ale brak było osób z którymi mogłam biec. Niesety nie udało mi się biec cały czas równym tempem, po 12km biegłam już 4.38, finisz dużo poniżej 4. Udało sie dobiec w 74.40, co dało mi 2 miejsce w kategorii K35. Wszystko dzięki wspaniałemu trenerowi- mojemu mężowi.
Generalnie mogłam spokojnie biec szybciej.
Sprzęt:
idealna na taką pogodę, przewiewna koszulka NIKE i rewelacyjne buty do szybkiego biegu NIE Runracery.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Strasznie długo mnie tu nie było.
Najpierw w tygodniu z Bożym Ciałem pojechaliśmy w Bieszczady. U nas w Warszawie była jeszcze ładna pogoda, ale wiedzieliśmy od naszych przyjaciół , ze w Bieszczadach nieprzerwanie leje od 28dni. Rzeczywiście jak tylko minęliśmy Rzeszów opadła kurtyna deszczu- lało..... Miejsce fajne- chociaż na ładną pogodę- Komańcza na górce domki letniskowe. Przy tak dużym błocie trudno było wjechać, potem okazało się, ze właśnie włączyli prąd, ale jeszcze jest zimno. Prąd do domków był rozdzielany z latarni- myślę, ze ciekawy pomysł :hahaha:. Właściciel chyba tylko nie przemyślał, ze woda do skrzynki leje się wprost z otwartej na górze rurki. W tym roku biegł znowu w Rzeźniku tylko mój maż. W zeszłym byłam w 6 tyg ciąży, więc też nie biegłam. Tym razem było mi bardzo przykro, tym bardziej, ze wiedziałam, ze mogłabym go przebiec. Nie miałam jednak sumienia zostawiać Lusi z kimś dokarmiać ją na przepakach. Andrzej ugadał się z naszym przyjacielem, który juz biegał w Rzeźniku, co prawda na dużo słabszym poziomie- jego najlepszy Rzeźnik był o ponad godz gorszy od wyniku mojego i męża. W tym roku Robert- partner Andrzeja też mało biegał, więc nastawiali się tylko na przebiegnięcie. Pojechaliśmy już we wtorek, żeby odpocząć w pięknych Bieszczadach. Pogoda jednak nie była łaskawa- pierwszy dzień lało, drugi dzień lało- przestało padać na godzinkę, więc zabrałam żonę Roberta na 7km powolne bieganko.
Następny dzień Rzeźnik- chłopki przygotowali sobie wszystko poprzedniego dnia i wyruszyli o 2.30 na start. Dodam oczywiście, ze dalej lało. My spakowałyśmy się rano z dzieciakami i ruszyłyśmy na przepak do Cisnej. Niesety nie udało nam sie zdążyć- chłopcy byli przed planowanym przybyciem. Dalej jednak nie szło już tak gładko- Roberta bolało wszystko- kolana mięśnie. Chciał się wycofać, ale myślę, że ambicja wzięła górę- dobiegli w 14h25min. Mój mąż robił wrażenie zupełnie nie zmęczonego. My za to byłyśmy padnięte- dzieciaki albo płakały albo spały a my jeździłyśmy autami po Bieszczadach. Nie obyło się bez przygód- na parkingu w Smereku skierowano nas w miejsce gdzie było widać spore błoto. Po kolejnych godzinach czekania i przejazdu przez to miejsce kolejnych aut, okazało się, ze nie mamy jak wyjechać- samochody zakopywały się w błocie a ludzie robili nam filmy- zabawne..... Potem zabrakło nam benzyny( a Bieszczdach wcale nie jest łatwo o stację benzynową), a potem Agacie zepsuł sie wsteczny.
Dotarliśmy wreszcie do naszego kolejnego miejsca Na Przysłupiu- do Biesiska. Bardzo fajne miejsce- kilka pokoików i super knajpa z bardzo dobrym jedzeniem. Prowadzą to znajomi Agaty i Roberta. kiedyś razem pracowali w schronisku na Jaworcu, potem pojechali do Irlandii a teraz prowadzą swoje.
Jakież było nasze zdziwienie, kiedy następnego dnia było piękne słońce. Poszliśmy więc na Tarnicę- młodą do nosidełka, a ja niosłam plecak. Super wycieczka.
W niedzielę zaś przebiegłam sobie z Berehów do Ustrzyk Górnych przez pOłoninę Caryńską w 1.25. Byłoby szybciej , ale na połoninie spotkałam naszego pacjenta i pogadaliśmy chwilę. On oznajmił mi super wiadomośc, ze jego żona właśnie zrobiła test ciążowy i jest w ciązy. Potem nieznośnie długa i gorąca droga do Warszawy- młoda rozpaczała, bo zwyczajnie się gotowała, a nasza klima nie działa i nikt nie może znaleźć przyczyny.
W kolejnym tyg skwar był tak niemiłosierny, że udało się zrobic tylko dwa treningi.
w Środę z mężem i koleżanką robiliśmy ogólnorozwojówkę na agrykoli a w czwartek był test Coopera. mi udało się zrobić- 2760m.
Weekend miałam szkoleniowy- SZkolenie na temat Aktywności kobiet w ciąży. Byłam bardzo zadowolona, bo miałam kilka wątplwości, które zostały rozwiane. Chciałabym spełniać się także w tym temacie. Wieczorem w niedzielę poszliśmy na Agrykolę- testowałam kosmiczne Reeboki z podeszwą harmonijkową :usmiech: Zapomnieliśmy Garmina, więc wszystko było na czuja.
1km rozgrzewki, potem 1km bardzo szybko, kilometr wolno, potem 6x100m z przerwą w truchcie też 100m, na koniec 1km cool down.
W poniedziałek znowu padało. Poszliśmy więc do kliniki i tam zrobiliśmy sobie trening ogólnorozwojowy.
wtorek 15.06- udało się pobiegać dopiero po pracy i kąpieli Lusi- czyli o 21.30. Miało być 2x 1000m- po 4.30 z przerwą 3x1000m po 5.15. Niestety nic nie widziałam na zegarku, a szukanie przycisku rozpraszało mnie, więc odpuściłam- wyszło około 5min.km. Testowałam tym razem Pumę- pomyłka- but wyściełany jakby gabką spowodował, że stopa była całkowicie mokra
środa- 16.06- bieganie przed południem- mąz został z Lusią. Miałam zrobić to czego wczoraj nie zrobiłam. Pobiegłam do parku
- Garmin zwariował- po prostej w zbliżonym tempie pokazywał od 2.12 do 7.40. Zrobiłam więc 3x1000 szybko z trzeba przerwami w truchcie
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Zapomniałam dodać- waga 59kg- chyba od 10 lat nie byłam tak szczupła :hahaha:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Czwartek- ogólnorozwojówka z mężem i koleżanką- rower stacjonarny, sporo ćwiczeń dynamicznych łączących piłkę lekarską z ćwiczeniami mięśni nóg, skoki, wyskoki, brzuszki, ćwiczenia zginaczy kolan, czworogłowe, pośladki, rozciąganie i dla każdego to co mu potrzeba. Dość mocno , ale przyjemnie.

Piątek- bieganie na Agrykoli. Przyjechaliśmy z Lusią- ona spała w wózku, Andrzej robił wolne wybieganie dookoła a ja z koleżanką najpierw wolne bieganko, potem kilka razy 100m szybko(oczywiście nie wiem ile razy, bo w przerwach gadałyśmy), potem znowu wolne bieganie i na koniec mocno 1000m- wyszło 4.02

Jutro biegnę Ursynów
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

rano spotkanie z terapeutami a naszej kliniki z naszym lekarzem i opracowywanie strategii dla problemów biegaczy z pasmem biodrowo-piszczelowym. Doktor odkrył nową etiologie problemu. Spotkanie krótkie (spieszyliśmy się na bieg), ale treściwe. Lusię po drodze zostawiłam u mamy i pojechałam pod Multikino. Wzięłąm od męża Suunto, które jednak wogóle nie chciało się mnie słuchać i nie uruchomił się nawet stoper. Biegałam więc na przysłowiową pałę. Postanowiłam, ze pobiegnę za naszymi chłopakami(terapeutami) z Ortorehu. Wiedziałam, że Maciek jest bardzo szybki a Krzysiek ostatnio na 5km zrobił 21.20, ale postanowiłam, że spróbuję. POczątek biegliśmy z Krzyśkiem za Maćkiem- 2 km po 4.15. potem Maciek zwolnił a zającem Został Krzysiek. Jednak dla mnie zrobiło się za wolno. Ostatni kilometr czuć było brak mocy, ale biegłam. Dobiegłam w czasie brutto 21.35, nie wiem jaki czas netto. Jest w szoku!!!! Nigdy tak szybko nie biegałam. Podobno był wiatr- nie czułam, podobno troszkę było pod górkę, troszkę z góry- nie czułam. Biegłam i tak jakbym była tylko w tym biegu zawieszona. Niesamowite uczucie :oczko:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Niedziela
Miało być wolne wybieganie- . Wyszłam dopiero o 22- wyszło 10km w 50min- ostatni kilometr od ZOO do Domu był bardzo szybki- jakis koleś mnie zaczepiał i wydawało mi się, ze kawałek za mną biegnie, potem brzuchy w domu i porządne rozciąganie. Mąż wrócił z Sudeckiej Setki dopiero o 23. Był zadowolony- 3 miejsce w kat wiekowej super- 15 w open na prawie 100 biegaczy.
Mój wspaniały stanik biegowy Shok absorber był w praniu i założyłam stary stanik- juz po 2 km bolały mnie piersi. Człowiek to się przyzwyczaja do dobrego :usmiech:

Poniedziałek
znowu późny trening- 22. Tym razem z mężem trenerem jadącym na rowerze- 9km- 1km rozgrzewki, potem 4x1000m po 4.30 HR 150-160, w przerwie 5 min truchtu w tempie takim , zeby HR spadło poniżej 120. Na koniec trucht. Nawet specjalnie się nie zmęczyłam.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
ODPOWIEDZ