Wuj Phyll- 34:30-34:00 w 2010 roku
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Wuj Phyll- 4:20-4:30 na 1500m w 2010 roku.
Na początek małe statystyki dotyczące moich parametrów i pomniejsze cele
Wzrost - 180cm
Waga- 68kg
Na początek małe statystyki dotyczące moich parametrów i pomniejsze cele
Wzrost - 180cm
Waga - 68kg
Cele główne:
I
Zejść poniżej 4:30 na dystansie 1500m, jeżeli się uda, nabiec 4:20
II:
Złamać 9:30 na 3km
Cele pośrednie:
Pozostać przy wadze 66-67kg, poprawiając umięśnienie i redukując tkankę tłuszczową do koniecznego minimum (w połowie zrobione). Chciałbym w ciągu zimy wykonać potężną pracę tlenową, będącą podstawą pod przyszłe wyniki na bieżni.
Metody treningowe:
Dużo tempa Easy, bieganego u mnie na prędkościach 5:40-4:55 (w naprawdę dobrej formie) przy tętnie 65%-75-77% hrmax. Raz w tygodniu coś na kształt medium, biegane na 81-82% hrmax, godzina biegu ciąglego, tempo w granicach 4:50 do 4:35/km. Dlugie wybiegania zwykle po 5:30-5:20
Przeważa duży kilometraż, model następujący:
2 tyg wyższego kilometrażu, 1 tydzień odpoczynku
Tygodniowy rozkład jazdy, przeciętnie (wysoki kilometraż)
Pon- odpoczynek lub 1h easy (w zależności od kilometrażu niedzielnego)
Wt- rano 35-45 minut easy, po południu 40-50 minut easy
śr- godzina Medium Pace (u nas OWBII chyba)
Czw- 40-60 minut easy
Pt- rano 30 minut easy, po południu 45-60 minut easy
Sobota- 40 minut easy z końcówką w medium pace
Niedziela- 1:45-3h wybiegania, co odpowiada 20km do 33km
Niski kilometraż- regeneracja:
Pon- wolne
Wt- 1h bardzo spokojnie, ok 5:40/km
środa- 1h spokojnie
Czw- 45 minut medium pace
Pt- 40-60 min spokojnie
So- wolne
Nd- wybieganko 1,5-2h maks, bardzo spokojnie
Dodatkowe środki treningowe, inne dyscypliny:
Siłownia 1-3 razy w tyg
Basen- 2 razy w tyg
Dieta:
Dieta ketonowa, CKD. Wybrałem ją ze względu na dość dobrą tolerancję diety wysokotluczowej i dość niski poziom tkanki tłuszczowej, trudny do zbicia tradycyjnymi metodami (ok 12%, może 11% w tym momencie)
Bilans ujemny- 500kcal
Energia czerpana w 60-70% z tłuszczów i 40-30 z białek. Dużo zdrowych tłuszczów, niskowęglowodanowe warzywa, sporadycznie jeden owoc. Duuuużo kiszonej kapusty, czosnku, pomidorów, szczypioru, cebuli, czasem marchew, seler.
Podstawa to mięso, oleje roślinne, smalec, biały twaróg, sery żółte w kompozycji z warzywami.
Zalety diety:
Dobre spalanie tłuszczu, stałe dostawy energii (nie cierpię na ssanie w żołądku, czyli głód węglowodanów, nie ciągnie mnie do słodyczy, z czym mam dość spory problem)
świeży umysł, brak spowolnienia w momencie głodu
Wady- przestawienie się na cykl trawienia i pobierania energii z WKT wymaga trochę czasu i jest nieco pracochłonny, potrafi osłabić na 5-10 dni. Czasami przeszkadza także mniejsza ilość glikogenu w mięśniach, który warto uzupełniać co 4-5 dni ładowaniami 6 godzinnymi (ja tak robię) choćby do treningu siłowego.
Dzisiejszy trening :
Rano, 45 minut po 5:30/km, bardzo spokojnie, w granicach 66% tętna maks.
Po południu 40 minut faltreku na nieznanych przerwach i nieznanych tętnach, czysty spontan, jak to mówią :D tętna myślę w granicach 83-90% hrmax, przy czym te na wysokich obciążeniach odcinki trwały zaledwie 3-4 minuty
Obserwacje
Mięśnie nieco się zmęczyły, postanowiłem zrobić 6h ładowania węglowodanami, ze względu na czekający mnie jutro trening siłowy.
Dieta
5:40- kawa gorzka, mocna
7:20- 2 jajka, łyżka majonezu 100g kapusty kiszonej z łyżką stołową oliwy z oliwek, zielona herbata
10:30- kiełbasa podwawelska, na oko jakieś 120g, ogórek kiszony, pomidor
14:00- dwa plasterki sera żółtego gouda, znowu kiełbasa, w plasterkach, wszystko stopione w mikrofali i połączone, zagryzione sałatką z pomidorka i cebuli
16:30- początek ładowania- budyń domowej roboty z cynamonem i miodem i glukozą
18:30 (teraz)- owsianka na wodzie z jabłkiem, gęsta
jeszcze coś się zje
Na początek małe statystyki dotyczące moich parametrów i pomniejsze cele
Wzrost - 180cm
Waga- 68kg
Na początek małe statystyki dotyczące moich parametrów i pomniejsze cele
Wzrost - 180cm
Waga - 68kg
Cele główne:
I
Zejść poniżej 4:30 na dystansie 1500m, jeżeli się uda, nabiec 4:20
II:
Złamać 9:30 na 3km
Cele pośrednie:
Pozostać przy wadze 66-67kg, poprawiając umięśnienie i redukując tkankę tłuszczową do koniecznego minimum (w połowie zrobione). Chciałbym w ciągu zimy wykonać potężną pracę tlenową, będącą podstawą pod przyszłe wyniki na bieżni.
Metody treningowe:
Dużo tempa Easy, bieganego u mnie na prędkościach 5:40-4:55 (w naprawdę dobrej formie) przy tętnie 65%-75-77% hrmax. Raz w tygodniu coś na kształt medium, biegane na 81-82% hrmax, godzina biegu ciąglego, tempo w granicach 4:50 do 4:35/km. Dlugie wybiegania zwykle po 5:30-5:20
Przeważa duży kilometraż, model następujący:
2 tyg wyższego kilometrażu, 1 tydzień odpoczynku
Tygodniowy rozkład jazdy, przeciętnie (wysoki kilometraż)
Pon- odpoczynek lub 1h easy (w zależności od kilometrażu niedzielnego)
Wt- rano 35-45 minut easy, po południu 40-50 minut easy
śr- godzina Medium Pace (u nas OWBII chyba)
Czw- 40-60 minut easy
Pt- rano 30 minut easy, po południu 45-60 minut easy
Sobota- 40 minut easy z końcówką w medium pace
Niedziela- 1:45-3h wybiegania, co odpowiada 20km do 33km
Niski kilometraż- regeneracja:
Pon- wolne
Wt- 1h bardzo spokojnie, ok 5:40/km
środa- 1h spokojnie
Czw- 45 minut medium pace
Pt- 40-60 min spokojnie
So- wolne
Nd- wybieganko 1,5-2h maks, bardzo spokojnie
Dodatkowe środki treningowe, inne dyscypliny:
Siłownia 1-3 razy w tyg
Basen- 2 razy w tyg
Dieta:
Dieta ketonowa, CKD. Wybrałem ją ze względu na dość dobrą tolerancję diety wysokotluczowej i dość niski poziom tkanki tłuszczowej, trudny do zbicia tradycyjnymi metodami (ok 12%, może 11% w tym momencie)
Bilans ujemny- 500kcal
Energia czerpana w 60-70% z tłuszczów i 40-30 z białek. Dużo zdrowych tłuszczów, niskowęglowodanowe warzywa, sporadycznie jeden owoc. Duuuużo kiszonej kapusty, czosnku, pomidorów, szczypioru, cebuli, czasem marchew, seler.
Podstawa to mięso, oleje roślinne, smalec, biały twaróg, sery żółte w kompozycji z warzywami.
Zalety diety:
Dobre spalanie tłuszczu, stałe dostawy energii (nie cierpię na ssanie w żołądku, czyli głód węglowodanów, nie ciągnie mnie do słodyczy, z czym mam dość spory problem)
świeży umysł, brak spowolnienia w momencie głodu
Wady- przestawienie się na cykl trawienia i pobierania energii z WKT wymaga trochę czasu i jest nieco pracochłonny, potrafi osłabić na 5-10 dni. Czasami przeszkadza także mniejsza ilość glikogenu w mięśniach, który warto uzupełniać co 4-5 dni ładowaniami 6 godzinnymi (ja tak robię) choćby do treningu siłowego.
Dzisiejszy trening :
Rano, 45 minut po 5:30/km, bardzo spokojnie, w granicach 66% tętna maks.
Po południu 40 minut faltreku na nieznanych przerwach i nieznanych tętnach, czysty spontan, jak to mówią :D tętna myślę w granicach 83-90% hrmax, przy czym te na wysokich obciążeniach odcinki trwały zaledwie 3-4 minuty
Obserwacje
Mięśnie nieco się zmęczyły, postanowiłem zrobić 6h ładowania węglowodanami, ze względu na czekający mnie jutro trening siłowy.
Dieta
5:40- kawa gorzka, mocna
7:20- 2 jajka, łyżka majonezu 100g kapusty kiszonej z łyżką stołową oliwy z oliwek, zielona herbata
10:30- kiełbasa podwawelska, na oko jakieś 120g, ogórek kiszony, pomidor
14:00- dwa plasterki sera żółtego gouda, znowu kiełbasa, w plasterkach, wszystko stopione w mikrofali i połączone, zagryzione sałatką z pomidorka i cebuli
16:30- początek ładowania- budyń domowej roboty z cynamonem i miodem i glukozą
18:30 (teraz)- owsianka na wodzie z jabłkiem, gęsta
jeszcze coś się zje
Ostatnio zmieniony 29 kwie 2010, 21:57 przez Wuj Phyll, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
PS: Kilka rzeczy wypadało by dopisać, dzięki za przypomnienie Adam
Wiek- 18 lat
Staż treningowy: 1 rok i 3 mies
Poziom z jakiego startowalem:
3:40/1000m
54min/ 10km
Aktualny poziom
3:00-2:55- 1000m
39:30- 10km- chociaż teraz nie biegam prawie wcale tempa, więc mogło by być nawet 40:30 w niesprzyjających warunkach kondycyjnych
Wiek- 18 lat
Staż treningowy: 1 rok i 3 mies
Poziom z jakiego startowalem:
3:40/1000m
54min/ 10km
Aktualny poziom
3:00-2:55- 1000m
39:30- 10km- chociaż teraz nie biegam prawie wcale tempa, więc mogło by być nawet 40:30 w niesprzyjających warunkach kondycyjnych
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Zapisuję piątkowy trening, bo zapomniałem wczoraj
20 listopada 2009r.
TRENING
Rano, 5:45- 11km po 5:10/km
Po południu, 17:00- 8km po 5min/km
Dieta:
5:30- czarna kawa
8:30- salami, twaróg śmietankowy z pomidorem i szczypiorem (odpowiednio 20 i 150g)
11:00- 50 gramów goudy, zielona herbata, kawałek jakiejś tlustej kiełbasy- niezbyt smaczne....
14:00- kurczak siekany na drobno, z oliwą z oliwek, bazylią, oregano i czerwoną papryką- kurczak 100g, oliwa 20g, kalafior 100g
ok 16- kawałek twarogu
przed biegiem- glukoza
19- kawałek karkówki na smalcu, czosnek, cebula, brokuł
Obserwacje- glukoza przed biegiem to FATALNY pomysł, o ile nie ma się węgla we krwi przyswojonego z węglowodanów złożonych. Po 15 minutach musiałem przerwać popołudniowy bieg, bo zacząłem się zataczać i słabnąć niesamowicie. Po 10 minutach spaliłem co miałem spalić i od chodu, przez drobny truchcik wróciłem do zakładanego tempa.
Kupiłem sobie także Carbo, na miniładowanie potreningowe, to poranne, żeby mieć siłę wykonać popołudniowy trening na diecie z niskim glikogenem.
Dlaczego Carbo, a nie domowe sposoby?
Otóż IG dekstryn z Carbo jest równe 80, a żaden inny produkt nie odpowiada tej wartości (poza pomysłem Scotta Jurka na mleczko ryżowe z dodatkiem syropu). Carbo Olimpu ma także trochę glukozy, na szczęście niewiele. Myślałem o zwykłym cukrze, ale to spalony pomysł ze względu na nierówne czasowo rozkładanie się sacharozy we krwi, która składa się z Fruktozy o IG 20-30 i Glukozy o IG 100. Na początku węglowy strzał a potem tzw Sugar Spike i osłabienie, bo fruktoza nie pokryje potrzeb w 100%, tylko utrzyma się dłużej w wątrobie, co będzie przeszkadzać w ponownym wejściu w stan ketozy.
20 listopada 2009r.
TRENING
Rano, 5:45- 11km po 5:10/km
Po południu, 17:00- 8km po 5min/km
Dieta:
5:30- czarna kawa
8:30- salami, twaróg śmietankowy z pomidorem i szczypiorem (odpowiednio 20 i 150g)
11:00- 50 gramów goudy, zielona herbata, kawałek jakiejś tlustej kiełbasy- niezbyt smaczne....
14:00- kurczak siekany na drobno, z oliwą z oliwek, bazylią, oregano i czerwoną papryką- kurczak 100g, oliwa 20g, kalafior 100g
ok 16- kawałek twarogu
przed biegiem- glukoza
19- kawałek karkówki na smalcu, czosnek, cebula, brokuł
Obserwacje- glukoza przed biegiem to FATALNY pomysł, o ile nie ma się węgla we krwi przyswojonego z węglowodanów złożonych. Po 15 minutach musiałem przerwać popołudniowy bieg, bo zacząłem się zataczać i słabnąć niesamowicie. Po 10 minutach spaliłem co miałem spalić i od chodu, przez drobny truchcik wróciłem do zakładanego tempa.
Kupiłem sobie także Carbo, na miniładowanie potreningowe, to poranne, żeby mieć siłę wykonać popołudniowy trening na diecie z niskim glikogenem.
Dlaczego Carbo, a nie domowe sposoby?
Otóż IG dekstryn z Carbo jest równe 80, a żaden inny produkt nie odpowiada tej wartości (poza pomysłem Scotta Jurka na mleczko ryżowe z dodatkiem syropu). Carbo Olimpu ma także trochę glukozy, na szczęście niewiele. Myślałem o zwykłym cukrze, ale to spalony pomysł ze względu na nierówne czasowo rozkładanie się sacharozy we krwi, która składa się z Fruktozy o IG 20-30 i Glukozy o IG 100. Na początku węglowy strzał a potem tzw Sugar Spike i osłabienie, bo fruktoza nie pokryje potrzeb w 100%, tylko utrzyma się dłużej w wątrobie, co będzie przeszkadzać w ponownym wejściu w stan ketozy.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
21 listopada, sobota
Waga- 64,5kg!!!! W trzy tygodnie zeszło z 68, przy jednoczesnym sporym zapasie sił i niewielkim, półtysięcznym bilansie kalorycznym per minus!
Oczywiście, 1kg to woda i glikogen których pewnie troszkę mi brakuje (chociaż problem nawodnienia rozwiązuję na bieżąco, piję po 5-6litrów wody dziennie i badam napięcie skórne, oraz poranne/wieczorne wachania nawodnienia za pomocą suwmiarki)
TRENING:
7 rano: bieg lekki, na tętnach około 65-67%, bardzo lekko, tempa zupełnie nie znam, ale znając życie było to ok 5:30/km, czas ok 45 minut
18:00- domowe ćwiczenia
4x6 podciągnięć na drążku, 3x25 pompek, 3x60 brzuszków, spięcia mięśni brzucha w kołysce odpowiednio po 7-8-9s, unoszenie nóg w leżeniu z podparciem pośladków dłońmi, rozciąganie
Dieta: nie zapisywałem nigdzie jej dokładnie wyleciało mi z głowy, ale mniej więcej:
9:00- jajecznica z 3 jaj i łyżką smalcu (15g), plus kapusta kiszona z oliwą z oliwek, kawałek sera feta
13:00- jakieś 250g kiełbasy białej, sos chrzanowy z majonezem.
17:00- indyk wędzony, jakieś 100g, łyżeczka majonezu, pomidor, seler, pietruszka zagryzane osobno
19:00- kawałek twarogu, także wędzonego, zielona herbata, kilka oliwek zielonych, kilka kurek z octu.
20:30- bbboczek! ze 2 plasterki :D
Suplementy:
Vigor+, tran z wątroby dorsza, magnez 2 tabletki po 60mg z wit B6, witamina C a także mój miks jako suplement 15g kakao z 50g maślanki, zagnieść i zjeść (dużo magnezu, wspomaga odnowę organizmu przed ciężkawym wysiłkiem, czyli jutrzejszym wybieganiem 2h na nieco wyższych tętnach niż zwykle- ok 75-77%, zwykle jest to 71-72%)
Waga- 64,5kg!!!! W trzy tygodnie zeszło z 68, przy jednoczesnym sporym zapasie sił i niewielkim, półtysięcznym bilansie kalorycznym per minus!
Oczywiście, 1kg to woda i glikogen których pewnie troszkę mi brakuje (chociaż problem nawodnienia rozwiązuję na bieżąco, piję po 5-6litrów wody dziennie i badam napięcie skórne, oraz poranne/wieczorne wachania nawodnienia za pomocą suwmiarki)
TRENING:
7 rano: bieg lekki, na tętnach około 65-67%, bardzo lekko, tempa zupełnie nie znam, ale znając życie było to ok 5:30/km, czas ok 45 minut
18:00- domowe ćwiczenia
4x6 podciągnięć na drążku, 3x25 pompek, 3x60 brzuszków, spięcia mięśni brzucha w kołysce odpowiednio po 7-8-9s, unoszenie nóg w leżeniu z podparciem pośladków dłońmi, rozciąganie
Dieta: nie zapisywałem nigdzie jej dokładnie wyleciało mi z głowy, ale mniej więcej:
9:00- jajecznica z 3 jaj i łyżką smalcu (15g), plus kapusta kiszona z oliwą z oliwek, kawałek sera feta
13:00- jakieś 250g kiełbasy białej, sos chrzanowy z majonezem.
17:00- indyk wędzony, jakieś 100g, łyżeczka majonezu, pomidor, seler, pietruszka zagryzane osobno
19:00- kawałek twarogu, także wędzonego, zielona herbata, kilka oliwek zielonych, kilka kurek z octu.
20:30- bbboczek! ze 2 plasterki :D
Suplementy:
Vigor+, tran z wątroby dorsza, magnez 2 tabletki po 60mg z wit B6, witamina C a także mój miks jako suplement 15g kakao z 50g maślanki, zagnieść i zjeść (dużo magnezu, wspomaga odnowę organizmu przed ciężkawym wysiłkiem, czyli jutrzejszym wybieganiem 2h na nieco wyższych tętnach niż zwykle- ok 75-77%, zwykle jest to 71-72%)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
22 listopada, niedziela
Rozłożyło mnie jakieś podłe choróbsko... idealnie.
Rano miało być oczywiście wybieganie, zamierzałem wyklepać ok 28-30km w przyzwoitej granicy easy, na 5min/km. Od pierwszych kroków zauważyłem, że to mnie bardziej zmęczy niż zbuduje i zrezygnowałem.
Zrobiłem sobie za to szybką przebieżkę paradnym krokiem po mieście :D
Trening:
11 minut po 92% hrmax, czyli około 3:50/km
Dieta:
postanowiłem wspomóc organizm ten tego.... no, cukrem. Dużą ilością cukru. Potencjalnie wymiotogenną.
śniadanie- paczka kółeczek miodowych z mlekiem (250g płatków i 800ml mleka)
drugie śniadanie- jakieś sobie ciacho piernikowe, z 6 kawałków
obiad- pierś i dwa uda kurczaka pieczone.
teraz- budyń, gar budyniu
Rozłożyło mnie jakieś podłe choróbsko... idealnie.
Rano miało być oczywiście wybieganie, zamierzałem wyklepać ok 28-30km w przyzwoitej granicy easy, na 5min/km. Od pierwszych kroków zauważyłem, że to mnie bardziej zmęczy niż zbuduje i zrezygnowałem.
Zrobiłem sobie za to szybką przebieżkę paradnym krokiem po mieście :D
Trening:
11 minut po 92% hrmax, czyli około 3:50/km
Dieta:
postanowiłem wspomóc organizm ten tego.... no, cukrem. Dużą ilością cukru. Potencjalnie wymiotogenną.
śniadanie- paczka kółeczek miodowych z mlekiem (250g płatków i 800ml mleka)
drugie śniadanie- jakieś sobie ciacho piernikowe, z 6 kawałków
obiad- pierś i dwa uda kurczaka pieczone.
teraz- budyń, gar budyniu
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
23 listopada, poniedziałek
Waga- 63,8kg
Mały komentarz- wczoraj czułem się fatalnie, więc dorzuciłem do diety jakieś 4,5tys kcal w czystych węglowodanach. Chyba wyszło mi to na dobre, bo dzisiaj po mimo słabości związanej z uciekającą powoli chorobą, odwaliłem kawał dobrej treningowej roboty.
TRENING
7:00: 35 minut spokojnego easy, po 65%hrmax, jakieś 5:40/km, biegane na stadionie na żużlowej bieżni, bo zachciało mi się miekkiego podłoża
14:00:
Ciekawszy bo nieco szybszy trening na rozruszanie
4km po 5min/km a dodatkowo piramidka z przyspieszeniami:
1200m po 4 min/km
800m po 3:45min/km
400m po 3:10/km
i powrót truchtem do domu, 2,5km
Oprócz tego:
16:00- rozciąganie, oddzielna sesja, jakieś 25-30 minut
DIETA
6:30- standardowa gorzka czarna, wcale nie mała
8:00- trzy plasterki sera wędzonego z pomidorem i pieprzem, jedno jajko
10:30- salatka z drobno siekanego kurczaka, kawałka brokuła, kilku oliwek i dwóch łyżek oleju słonecznikowego
14:00- kawałek (50g) wędzonej kiełbasy, mała łyżeczka majonezu, kilka kurek z octu, ogórek kiszony, pół szklanki maślanki
17:00- dwa pomidory i kilka plasterków domowego pasztetu, mniam
teraz: kawałek tłustego twarogu, liść sałaty
Sprawa supli:
Nie jestem wielkim ich fanem, ale przy dużych obciążeniach związanych z porządnym jak na mnie kilometrażem i dietą tluszczową (swoją drogą diablo skuteczną, pod wieloma względami, jeśli ktoś jest zainteresowany, odzywajcie się tutaj/na PW/na gg) postanowiłem je mimo wszystko brać. Magnez, tran i witaminowy kompleks to moim zdaniem wystarczający zestaw przy dużej aktywności, także tej na siłowni i basenie.
Gdy skończę cykl dietetyczny, suple pójdą w odstawkę najprawdopodobniej.
Muzyka:
Porządne nordyckie granie, Ensiferum i Korpiklaani.
Waga- 63,8kg
Mały komentarz- wczoraj czułem się fatalnie, więc dorzuciłem do diety jakieś 4,5tys kcal w czystych węglowodanach. Chyba wyszło mi to na dobre, bo dzisiaj po mimo słabości związanej z uciekającą powoli chorobą, odwaliłem kawał dobrej treningowej roboty.
TRENING
7:00: 35 minut spokojnego easy, po 65%hrmax, jakieś 5:40/km, biegane na stadionie na żużlowej bieżni, bo zachciało mi się miekkiego podłoża
14:00:
Ciekawszy bo nieco szybszy trening na rozruszanie
4km po 5min/km a dodatkowo piramidka z przyspieszeniami:
1200m po 4 min/km
800m po 3:45min/km
400m po 3:10/km
i powrót truchtem do domu, 2,5km
Oprócz tego:
16:00- rozciąganie, oddzielna sesja, jakieś 25-30 minut
DIETA
6:30- standardowa gorzka czarna, wcale nie mała
8:00- trzy plasterki sera wędzonego z pomidorem i pieprzem, jedno jajko
10:30- salatka z drobno siekanego kurczaka, kawałka brokuła, kilku oliwek i dwóch łyżek oleju słonecznikowego
14:00- kawałek (50g) wędzonej kiełbasy, mała łyżeczka majonezu, kilka kurek z octu, ogórek kiszony, pół szklanki maślanki
17:00- dwa pomidory i kilka plasterków domowego pasztetu, mniam
teraz: kawałek tłustego twarogu, liść sałaty
Sprawa supli:
Nie jestem wielkim ich fanem, ale przy dużych obciążeniach związanych z porządnym jak na mnie kilometrażem i dietą tluszczową (swoją drogą diablo skuteczną, pod wieloma względami, jeśli ktoś jest zainteresowany, odzywajcie się tutaj/na PW/na gg) postanowiłem je mimo wszystko brać. Magnez, tran i witaminowy kompleks to moim zdaniem wystarczający zestaw przy dużej aktywności, także tej na siłowni i basenie.
Gdy skończę cykl dietetyczny, suple pójdą w odstawkę najprawdopodobniej.
Muzyka:
Porządne nordyckie granie, Ensiferum i Korpiklaani.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Wtorek 24 listopada
Biegowo wolne, coś mnie męczy, ledwo się ruszam, ale domówkę odwalić (ćwiczenia, nie imprezę! ) było trzeba
Dieta- tym razem rano bez kawy
rano- jajeczko z majonezem
ranoII- jajeczko z pomidorem
południe- kawałek polędwicy pieczonej, salatka z kapusty pekińskiej, pomidorków koktailowych, oregano, bazylii, pokrojonych w połówki oliwek i łyżki oleju słonecznikowego
popołudnie- serek wiejski, łyżka oliwy z oliwek, szczypiorek, cebula
podwieczorek- serdelek
kolacja w planach- kurczak z grzybami i smalcem, zasmażany
TRENING
5x40 brzuszków
4x25 pompek
5x6 podciągnięć podchwytem na drążku
5x20 wzniosów nóg w leżeniu
5x12 pompek tyłem
Biegowo wolne, coś mnie męczy, ledwo się ruszam, ale domówkę odwalić (ćwiczenia, nie imprezę! ) było trzeba
Dieta- tym razem rano bez kawy
rano- jajeczko z majonezem
ranoII- jajeczko z pomidorem
południe- kawałek polędwicy pieczonej, salatka z kapusty pekińskiej, pomidorków koktailowych, oregano, bazylii, pokrojonych w połówki oliwek i łyżki oleju słonecznikowego
popołudnie- serek wiejski, łyżka oliwy z oliwek, szczypiorek, cebula
podwieczorek- serdelek
kolacja w planach- kurczak z grzybami i smalcem, zasmażany
TRENING
5x40 brzuszków
4x25 pompek
5x6 podciągnięć podchwytem na drążku
5x20 wzniosów nóg w leżeniu
5x12 pompek tyłem
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Czwartek 26 listopada
Jadę na antybiotykach jeszcze przez 3 dni...
Trening:
Lekkie 30 minut rano, po południu osobna sesja jej wysokości rozciągliwości.
Dieta:
Przed treningiem- kawa
9:30- serek wiejski z oliwą i pomidorem
12:00- małą grahamka i kawałek kiełbasy
14:00- dwa plasterki salami z masłem
Jadę na antybiotykach jeszcze przez 3 dni...
Trening:
Lekkie 30 minut rano, po południu osobna sesja jej wysokości rozciągliwości.
Dieta:
Przed treningiem- kawa
9:30- serek wiejski z oliwą i pomidorem
12:00- małą grahamka i kawałek kiełbasy
14:00- dwa plasterki salami z masłem
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
28 listopada, Sobota
Yeeeeeaaaaaaaaah!!!!! Cudownym zrządzeniem losu praktycznie wyzdrowiałem w jeden dzień, w porównaniu z wczoraj, nawet po mimo antybiotyków. Nie wiem, czego to zasługa (może dlatego, że wczoraj oglądałem X-menów? ), ale z samego rana wstałem i wziąłem się do ostrej pracy
TRENING:
7:45-10:05
2h 20minut swobodnego biegu, raczej spokojnie, nie lubię biegać długich na granicy I zakresu, bo to dla mnie na razie niekomfortowe tempo i muszę popracować nad wytrzymałością. Tempo to jakieś 5:20-5:30/km, raczej spokojny trucht. Zrobiłem jakieś 25-26km po okolicznych terenach i delektując się muzyką sunąłem przez pola, lasy i otwarte błonia między nimi. Cud
Co ciekawe, biegłem bez śniadania. Pierwsze 30-40 minut mi o tym przypominało, ale potem coś się dzieje i organizm przyzwyczaja się do tłuszczów ze spiżarenki własnej.
13:00
Basen, 30 długości umiarkowanego tempa, bardziej na rozluźnienie niż treningowo
14:00- automasaż
W planach mam jakieś rozciąganko
Yeeeeeaaaaaaaaah!!!!! Cudownym zrządzeniem losu praktycznie wyzdrowiałem w jeden dzień, w porównaniu z wczoraj, nawet po mimo antybiotyków. Nie wiem, czego to zasługa (może dlatego, że wczoraj oglądałem X-menów? ), ale z samego rana wstałem i wziąłem się do ostrej pracy
TRENING:
7:45-10:05
2h 20minut swobodnego biegu, raczej spokojnie, nie lubię biegać długich na granicy I zakresu, bo to dla mnie na razie niekomfortowe tempo i muszę popracować nad wytrzymałością. Tempo to jakieś 5:20-5:30/km, raczej spokojny trucht. Zrobiłem jakieś 25-26km po okolicznych terenach i delektując się muzyką sunąłem przez pola, lasy i otwarte błonia między nimi. Cud
Co ciekawe, biegłem bez śniadania. Pierwsze 30-40 minut mi o tym przypominało, ale potem coś się dzieje i organizm przyzwyczaja się do tłuszczów ze spiżarenki własnej.
13:00
Basen, 30 długości umiarkowanego tempa, bardziej na rozluźnienie niż treningowo
14:00- automasaż
W planach mam jakieś rozciąganko
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Nadrabiam zaległości, trochę się tego nazbierało:
30 Listopada- 60 min easy, nic specjalnego, dieta tłuszczowa
1 Grudnia, wtorek
Rano: 9km po 5min/km (tętno ok 150-155/210)
Po południu: 10km, przy czym 3 po 5:30, 3 po 4:50 i 4 po 4:30/km
Dieta:
5:20 kawa czarna mocna
7:00- dwa jajka z majonezem
10:30- kurczak ze śmietaną i ziołami
14:00- owsianka
17:00- kasza z warzywami
w międzyczasie mały budyń z cynamomen
20:00- twarożek ze śmietaną i pomidorem
Musiałem się doładować węglowodanami, bo samopoczucie padało. Dokładnie przemyślałem strategię diety i doszedłem do wniosku, że jest mi już ona bardziej przeszkodą. Doszedłem do stabilnych 62,5kg i niskiego otłuszczenia 11%, co mi wystarczy. Powoli zaczynało robić się nieciekawie, bo dietę stosowałem od 2,5 mies, przy czym ponad miesiąc to tłuszczowa. Zszedłem z ponad 71kg w najgorszym momencie, stopniowo ograniczając węglowodany i kalorie, potem wyrzuciłem je zupełnie. Dieta ta ma swoje zalety, ale i wady. Ostatnimi czasy zacząłem gorzej sypiać, co było sygnałem, by zmienić dietę. Przeszedłem na wysokowęglową.
2 grudnia, środa
Witajcie węglowodany
Rano: mocna kawa i 40 minut w deszczu na różnych tempach, ale nie przekroczyłem 80%. Ogólne tempo to coś w granicach 4:50-4:40/km
Po południu: Siłownia, wyczerpujący trening na mięśnie pleców, tricepsy oraz brzuch.
Wyglądało to tak:
Plecy: Półsztanga 3 serie po 12-8 malejąco, wyciąg 3 serie po 15, podciąganie hantli w leżeniu 3 serie po 10
Triceps- podnoszenie hantla oburącz za plecami 3 serie po 12, maszyna do wyciskania na tricepsy, 3 serie po 15-12-8
Brzuch- unoszenie nóg na skośnej ławeczce do wyciskania, 4 serie po 20, wzniosy nóg w zwisie- 4x15, skłony z hantlami- 3x12
Dieta:
Rankiem tradycyjnie kawa
8:00- jajka
10:00 kurczak
12:00- rozpoczynam węglowodany- kawałek ciemnego chleba
15:00- owsianka na mleku
16:00- węglowodany Carbo, Olimpu, jabłko, mandarynka
18:00- twaróg tłusty, jabłko, owsianka
30 Listopada- 60 min easy, nic specjalnego, dieta tłuszczowa
1 Grudnia, wtorek
Rano: 9km po 5min/km (tętno ok 150-155/210)
Po południu: 10km, przy czym 3 po 5:30, 3 po 4:50 i 4 po 4:30/km
Dieta:
5:20 kawa czarna mocna
7:00- dwa jajka z majonezem
10:30- kurczak ze śmietaną i ziołami
14:00- owsianka
17:00- kasza z warzywami
w międzyczasie mały budyń z cynamomen
20:00- twarożek ze śmietaną i pomidorem
Musiałem się doładować węglowodanami, bo samopoczucie padało. Dokładnie przemyślałem strategię diety i doszedłem do wniosku, że jest mi już ona bardziej przeszkodą. Doszedłem do stabilnych 62,5kg i niskiego otłuszczenia 11%, co mi wystarczy. Powoli zaczynało robić się nieciekawie, bo dietę stosowałem od 2,5 mies, przy czym ponad miesiąc to tłuszczowa. Zszedłem z ponad 71kg w najgorszym momencie, stopniowo ograniczając węglowodany i kalorie, potem wyrzuciłem je zupełnie. Dieta ta ma swoje zalety, ale i wady. Ostatnimi czasy zacząłem gorzej sypiać, co było sygnałem, by zmienić dietę. Przeszedłem na wysokowęglową.
2 grudnia, środa
Witajcie węglowodany
Rano: mocna kawa i 40 minut w deszczu na różnych tempach, ale nie przekroczyłem 80%. Ogólne tempo to coś w granicach 4:50-4:40/km
Po południu: Siłownia, wyczerpujący trening na mięśnie pleców, tricepsy oraz brzuch.
Wyglądało to tak:
Plecy: Półsztanga 3 serie po 12-8 malejąco, wyciąg 3 serie po 15, podciąganie hantli w leżeniu 3 serie po 10
Triceps- podnoszenie hantla oburącz za plecami 3 serie po 12, maszyna do wyciskania na tricepsy, 3 serie po 15-12-8
Brzuch- unoszenie nóg na skośnej ławeczce do wyciskania, 4 serie po 20, wzniosy nóg w zwisie- 4x15, skłony z hantlami- 3x12
Dieta:
Rankiem tradycyjnie kawa
8:00- jajka
10:00 kurczak
12:00- rozpoczynam węglowodany- kawałek ciemnego chleba
15:00- owsianka na mleku
16:00- węglowodany Carbo, Olimpu, jabłko, mandarynka
18:00- twaróg tłusty, jabłko, owsianka
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
3 grudnia, czwartek
Dzisiaj doszedłem do wniosku, że najlepszym śniadaniem będzie.... Ugali!
Co postanowiłem, to zrobiłem. Zagotowałem drobną kaszkę kukurydzianą z mleczkiem, przyprawiłem na słono i zjadłem z zestawem warzywnym- na rano w sam raz
Treningowo ciekawie, bo mocno dzisiaj było, nawet bardzo, jak na mnie
TRENING
6 rano- 1h 5min easy z mocniejszą końcówką, łącznie nieco ponad 13km
Pierwsze 9,5km było spokojnie, na dolnej granicy spokojnego wybiegania, dwa nieco szybciej, w drugim zakresie a ostatnie półtora w granicach 86-88% tętna maks, czyli popularny threshold.
3 po południu-
15 minut pod wszelkimi zakresami, jakieś 60% hrmax na tempie 6min/km
40 minut z narastającą prędkością, od 78% do 85% a tempo z grubsza 4:50-4:20min/km
Jestem zmęczony, ale nie wyczerpany, jest dobrze
DIETA
5:45- kawa
7:30- Ugali z pomidorami
10:00- Jabłko, mandarynka, serek wiejski
13:00- banan, bułka pełnoziarnista, batonik muesli bez polewy
14:30- jabłko posmarowane miodem
16:30- znowu jabłko z miodem, kawałek ciemnego chleba, płatki żytnie
Dzisiaj doszedłem do wniosku, że najlepszym śniadaniem będzie.... Ugali!
Co postanowiłem, to zrobiłem. Zagotowałem drobną kaszkę kukurydzianą z mleczkiem, przyprawiłem na słono i zjadłem z zestawem warzywnym- na rano w sam raz
Treningowo ciekawie, bo mocno dzisiaj było, nawet bardzo, jak na mnie
TRENING
6 rano- 1h 5min easy z mocniejszą końcówką, łącznie nieco ponad 13km
Pierwsze 9,5km było spokojnie, na dolnej granicy spokojnego wybiegania, dwa nieco szybciej, w drugim zakresie a ostatnie półtora w granicach 86-88% tętna maks, czyli popularny threshold.
3 po południu-
15 minut pod wszelkimi zakresami, jakieś 60% hrmax na tempie 6min/km
40 minut z narastającą prędkością, od 78% do 85% a tempo z grubsza 4:50-4:20min/km
Jestem zmęczony, ale nie wyczerpany, jest dobrze
DIETA
5:45- kawa
7:30- Ugali z pomidorami
10:00- Jabłko, mandarynka, serek wiejski
13:00- banan, bułka pełnoziarnista, batonik muesli bez polewy
14:30- jabłko posmarowane miodem
16:30- znowu jabłko z miodem, kawałek ciemnego chleba, płatki żytnie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
4 grudnia, piątek
Kiepsko się czułem, więc postanowiłem pobiec tylko raz. Źle się spało, strasznie się pociłem, ale temperatura była w normie.
Wybiegłem wyjątkowo wcześnie, bo o 5:30, jeszcze w świetle księżyca las był wyjątkowo ciemny, w końcu biegłem praktycznie w czarnej nocy. Mając księżyć za jedyne źródło oświetlenia, urządziłem sobie spokojniutki trening, o dziwo dużo widziałem, nawet po mimo drzew i nocy.
Ścieżki były dosłownie srebrne, razem z jodłami i świerkami. Majstersztyk natury.
Oprócz tego postanowiłem piec własny chleb, a właściwie placki. Robię je z otrębów, płatków owsianych przemieszanych z jogurtem i drobnej kaszki kukurydzianej. Zaspokajają apetyt na naprawdę długo (zjem po biegu dwa, zakąszę jabłkiem i nie muszę podjadać jak koliber, czego nie lubię) a ponadto mogę tam napakować takich ziaren, jakich zapragnę, bez obaw o sklepowe dodatki. No i fajnie smakują, szczególnie z pomidorem i twarogiem, albo na słodko, posmarowane miodem i zapite solidną porcją maślanki
Dotychczas zrobiłem z orzechami włoskimi, słonecznikiem, kakao i miodem, oraz cynamonowo-miodowe.
Trening
Rano:
50 minut lekkiego rozbiegania po ok 5:20, tętno sporo poniżej 70%, być może było to nawet 65.
Po południu- trochę rozciągania, ale raczej marnie, brzuszki, wzmacnianie pleców, pompki.
Dieta:
5- niezmiennie czarna, wcale nie mała i wcale nie słaba
6:30- kasza gryczana z kurczakiem i kilka kęsów wędzonego twarogu.
ok 10- jabłko, mandarynka i serek wiejski
13- oliwki, pomidor, kawałek piernika z dżemem
16- jogurt z powidłami i kilka łyżek miodu, kawałek pumpernikla, szklanka mleka
19- placki owsiano-kukurydziane z otrębami, maślanka, miód
5 grudnia, sobota
Ostro- to dobre słowo opisujące dzień dzisiejszy. Samopoczucia dennego ciąg dalszy, ale mile się zaskoczyłem. Rano wykonałem spokojny bieg w 1 zakresie, chcąc leniuchować do końca dnia. Wyglądało to tak...
Trening
Rano- 13km w tym: 10km spokojnego, ale nie truchtowego easy, po 5min/km na średnim tętnie ok 73% (trochę wyższe było) i 3km narastającej prędkości odpowiednio po 83-85-87%
Po południu- 13km easy po 4:50-4:40/km (do 78% hrmax!!!!!! Nie wiem jakim cudem)
Uwagi:
Bardzo mnie zdziwił dzień dzisiejszy. po porannej sesji poleżałem, zatopiłem się w nauce i generalnie miałem ochotę najeść się a potem pospać. Nic z tego, po godzinie leżenia wstałem i zacząłem się kręcić, rozciągać i ćwiczyć na drążku. Robota goniła, więc nie poszedłem na basen, ale około 16:30 postanowiłem zrobić rundkę po osiedlu, maksymalnie 3-4km po 6min/km. wyszło jak wyszło a ja jestem mniej zmęczony niż rano. Forma rośnie niesamowicie, biegi po 4:30 to teraz dla mnie początek drugiego zakresu. W tym tygodniu, stuknęło spokojnie 100km a czuję się znakomicie.
Kiepsko się czułem, więc postanowiłem pobiec tylko raz. Źle się spało, strasznie się pociłem, ale temperatura była w normie.
Wybiegłem wyjątkowo wcześnie, bo o 5:30, jeszcze w świetle księżyca las był wyjątkowo ciemny, w końcu biegłem praktycznie w czarnej nocy. Mając księżyć za jedyne źródło oświetlenia, urządziłem sobie spokojniutki trening, o dziwo dużo widziałem, nawet po mimo drzew i nocy.
Ścieżki były dosłownie srebrne, razem z jodłami i świerkami. Majstersztyk natury.
Oprócz tego postanowiłem piec własny chleb, a właściwie placki. Robię je z otrębów, płatków owsianych przemieszanych z jogurtem i drobnej kaszki kukurydzianej. Zaspokajają apetyt na naprawdę długo (zjem po biegu dwa, zakąszę jabłkiem i nie muszę podjadać jak koliber, czego nie lubię) a ponadto mogę tam napakować takich ziaren, jakich zapragnę, bez obaw o sklepowe dodatki. No i fajnie smakują, szczególnie z pomidorem i twarogiem, albo na słodko, posmarowane miodem i zapite solidną porcją maślanki
Dotychczas zrobiłem z orzechami włoskimi, słonecznikiem, kakao i miodem, oraz cynamonowo-miodowe.
Trening
Rano:
50 minut lekkiego rozbiegania po ok 5:20, tętno sporo poniżej 70%, być może było to nawet 65.
Po południu- trochę rozciągania, ale raczej marnie, brzuszki, wzmacnianie pleców, pompki.
Dieta:
5- niezmiennie czarna, wcale nie mała i wcale nie słaba
6:30- kasza gryczana z kurczakiem i kilka kęsów wędzonego twarogu.
ok 10- jabłko, mandarynka i serek wiejski
13- oliwki, pomidor, kawałek piernika z dżemem
16- jogurt z powidłami i kilka łyżek miodu, kawałek pumpernikla, szklanka mleka
19- placki owsiano-kukurydziane z otrębami, maślanka, miód
5 grudnia, sobota
Ostro- to dobre słowo opisujące dzień dzisiejszy. Samopoczucia dennego ciąg dalszy, ale mile się zaskoczyłem. Rano wykonałem spokojny bieg w 1 zakresie, chcąc leniuchować do końca dnia. Wyglądało to tak...
Trening
Rano- 13km w tym: 10km spokojnego, ale nie truchtowego easy, po 5min/km na średnim tętnie ok 73% (trochę wyższe było) i 3km narastającej prędkości odpowiednio po 83-85-87%
Po południu- 13km easy po 4:50-4:40/km (do 78% hrmax!!!!!! Nie wiem jakim cudem)
Uwagi:
Bardzo mnie zdziwił dzień dzisiejszy. po porannej sesji poleżałem, zatopiłem się w nauce i generalnie miałem ochotę najeść się a potem pospać. Nic z tego, po godzinie leżenia wstałem i zacząłem się kręcić, rozciągać i ćwiczyć na drążku. Robota goniła, więc nie poszedłem na basen, ale około 16:30 postanowiłem zrobić rundkę po osiedlu, maksymalnie 3-4km po 6min/km. wyszło jak wyszło a ja jestem mniej zmęczony niż rano. Forma rośnie niesamowicie, biegi po 4:30 to teraz dla mnie początek drugiego zakresu. W tym tygodniu, stuknęło spokojnie 100km a czuję się znakomicie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Naciągnąłem sobie coś w podeszwie, rano ledwo chodziłem. Okazało się jednak, że wystarczyło to spokojnie rozbiegać
Trening
Rano- trochę się zabiegałem, obiecałem sobie, że nie będę rano biegał dłużej niż 50 minut, ale nic z tego nie wyszło.
Czas: 1h 4min
Dystans: 12km
Dodatkowo, wplecione w dystans: przebieżki 5x100m, kilka wieloskoków i skoków przez schody wystaw sklepowych.
W południe: szkolna siłownia, ćwiczone partie to biceps i triceps.
Po południu-
8 min spokojnego truchciku po 6min/km, 45 minut na wysokim easy, 76-80% hrmax, prędkość ok 4:40/km
Suma: 22,5km
Ciekawostka- dzienne zapotrzebowanie to około 4200kcal, jest co jeść ;D
Trening
Rano- trochę się zabiegałem, obiecałem sobie, że nie będę rano biegał dłużej niż 50 minut, ale nic z tego nie wyszło.
Czas: 1h 4min
Dystans: 12km
Dodatkowo, wplecione w dystans: przebieżki 5x100m, kilka wieloskoków i skoków przez schody wystaw sklepowych.
W południe: szkolna siłownia, ćwiczone partie to biceps i triceps.
Po południu-
8 min spokojnego truchciku po 6min/km, 45 minut na wysokim easy, 76-80% hrmax, prędkość ok 4:40/km
Suma: 22,5km
Ciekawostka- dzienne zapotrzebowanie to około 4200kcal, jest co jeść ;D
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Wtorek, 8 grudnia
Dzisiaj się wyspałem, wstałem o 5 rano wyjątkowo wypoczęty, w końcu zacząłem dobrze sypiać po dwóch tygodniach. Jednak po porannym treningu nie mogłem dojść do siebie, drugi wykonałem na pewnym zmęczeniu, po drzemce, bo jest znakiem, by kolejny dzień był wolny albo bardzo lekki, bo regeneracja zaczyna zwalniać co jest niebezpieczne przy 2 treningach dziennie. Dieta wspomagająca regenerację, wyjątkowo długa sesja automasażu, 3 domowe krioterapie, rozciąganie- to powinno wspomóc odnowę i w połączeniu z jutrzejszym wypoczynkiem dać zapas nowych sił.
Trening:
Rano- 8km easy, po asfalcie w całości, nie lubię tego
Po południu- 11km easy/medium, z narastającą prędkością, ale wciąż spokojnie. Tempo- od 5:30 do 4:20/km na ostatnim odcinku ok 1,5km
Dzisiaj się wyspałem, wstałem o 5 rano wyjątkowo wypoczęty, w końcu zacząłem dobrze sypiać po dwóch tygodniach. Jednak po porannym treningu nie mogłem dojść do siebie, drugi wykonałem na pewnym zmęczeniu, po drzemce, bo jest znakiem, by kolejny dzień był wolny albo bardzo lekki, bo regeneracja zaczyna zwalniać co jest niebezpieczne przy 2 treningach dziennie. Dieta wspomagająca regenerację, wyjątkowo długa sesja automasażu, 3 domowe krioterapie, rozciąganie- to powinno wspomóc odnowę i w połączeniu z jutrzejszym wypoczynkiem dać zapas nowych sił.
Trening:
Rano- 8km easy, po asfalcie w całości, nie lubię tego
Po południu- 11km easy/medium, z narastającą prędkością, ale wciąż spokojnie. Tempo- od 5:30 do 4:20/km na ostatnim odcinku ok 1,5km
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 347
- Rejestracja: 04 paź 2008, 15:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Huhu, dawno mnie tu nie było.
W skrócie trening ostatnich dni wyglądał tak:
8-12 Grudnia
Dwa razy dziennie easy, czasami jakiś zakresik, lub Faltrek.
13-22 Grudnia
Jeden raz dziennie, powrót to starego kilometrażu.
W czasie największych mrozów (niedziela) załatwiłem się zbyt mocnym faltrekiem i tym, że wpadłem po uda do lodowatej wody na "lodowej ścieżce" za miastem (której, jak się słusznie domyśliłem, nigdy tam nie było, zmylił mnie ścieżkowy kształt w trzcinach... zmyślna ze mnie bestia, no nie? )
Po tym wydarzeniu dorwała mnie gorączka, odkaszlałem trochę takiej metalicznej różowawej śliny, gruźlikiem chyba nie jestem, ale jeden dzień spania w łóżku po południu i kopa miodu błyskawicznie postawiły mnie na nogi. Dzisiaj zaliczyłem tylko troszkę kataru i lekuchnego kaszlu.
Przygotowania świątecznie oczywiście idą pełną parą, miasto też jest niesamowicie świąteczne, więc biega się fajnie, nawet po asfalcie
Odnośnie treningu- Pulsometr poszoł won, przynajmniej na jakiś czas. Bez tej machiny biega się zupełnie inaczej, można powiedzieć że odkrywam bieganie raz jeszcze, poważnie. To jest COŚ
Ja, las, śnieg, wschodzące słońce i żadnego pikania "Bardzo przepraszam, ale przekroczyłeś zakres, wrrrróć!"
Dzisiejszy trening:
Pierwszy po dwóch dniach przerwy na kurację, zacząłem 5:50 rano (tak, to jest dewiacja, chyba już nie potrafię się lenić).
Tętna nieznane, tempo szacunkowe to ok 5-4:40/km, więc trochę szybciej niż miało wyjść zaraz po chorobie.
Dieta moja:
Żywię się zdrowo, chociaż ostatnio nie mogę odmówić bardzo glikogenerującego ciasta, co mnie usprawiedliwia
Jadam dużo kasz, owsiankę, owoce, warzywa i mięcho, dużo mięcha, bo ćwiczę mocniej na siłowni. Dodatkowo zakupiłem kilka blistrów BCAA dla próby i przyznam, że coś jest na rzeczy z tą regeneracją. Być może to zbędny suplement, ale przekonamy się, zobaczymy.
W skrócie trening ostatnich dni wyglądał tak:
8-12 Grudnia
Dwa razy dziennie easy, czasami jakiś zakresik, lub Faltrek.
13-22 Grudnia
Jeden raz dziennie, powrót to starego kilometrażu.
W czasie największych mrozów (niedziela) załatwiłem się zbyt mocnym faltrekiem i tym, że wpadłem po uda do lodowatej wody na "lodowej ścieżce" za miastem (której, jak się słusznie domyśliłem, nigdy tam nie było, zmylił mnie ścieżkowy kształt w trzcinach... zmyślna ze mnie bestia, no nie? )
Po tym wydarzeniu dorwała mnie gorączka, odkaszlałem trochę takiej metalicznej różowawej śliny, gruźlikiem chyba nie jestem, ale jeden dzień spania w łóżku po południu i kopa miodu błyskawicznie postawiły mnie na nogi. Dzisiaj zaliczyłem tylko troszkę kataru i lekuchnego kaszlu.
Przygotowania świątecznie oczywiście idą pełną parą, miasto też jest niesamowicie świąteczne, więc biega się fajnie, nawet po asfalcie
Odnośnie treningu- Pulsometr poszoł won, przynajmniej na jakiś czas. Bez tej machiny biega się zupełnie inaczej, można powiedzieć że odkrywam bieganie raz jeszcze, poważnie. To jest COŚ
Ja, las, śnieg, wschodzące słońce i żadnego pikania "Bardzo przepraszam, ale przekroczyłeś zakres, wrrrróć!"
Dzisiejszy trening:
Pierwszy po dwóch dniach przerwy na kurację, zacząłem 5:50 rano (tak, to jest dewiacja, chyba już nie potrafię się lenić).
Tętna nieznane, tempo szacunkowe to ok 5-4:40/km, więc trochę szybciej niż miało wyjść zaraz po chorobie.
Dieta moja:
Żywię się zdrowo, chociaż ostatnio nie mogę odmówić bardzo glikogenerującego ciasta, co mnie usprawiedliwia
Jadam dużo kasz, owsiankę, owoce, warzywa i mięcho, dużo mięcha, bo ćwiczę mocniej na siłowni. Dodatkowo zakupiłem kilka blistrów BCAA dla próby i przyznam, że coś jest na rzeczy z tą regeneracją. Być może to zbędny suplement, ale przekonamy się, zobaczymy.