Półmaraton Górski Jedlina Zdrój
21,5 km, +856/-873 02:52:30 443/742
W końcu pierwszy bieg w 2021. Nie powiem, żebym się nie cieszył. Co prawda jeszcze start w formule indywidualnej, ale w górach przy moim poziomie czyli braku walki o dobre lokaty nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie. Tutaj można by napisać, po co płacić wpisowe jak można pobiec samodzielnie, ale w sumie znam parę głupszych sposobów na wydawania kasy.
Ruszyliśmy do Jedliny za późno, ale jakieś spiny też nie było. Startować można było od 9 do 12, meta zamykana była o 14. Jakoś tak wydawało mi się, że w 2,5 godziny to ogarnę. Na miejscu okazało się, że wszędzie w całym miasteczku pełno aut biegaczy. Finalnie w biegu wzięło udział około 750 osób. Szok
Zanim dostaliśmy się na start to zrobiła się prawie 11, ale jakoś nie miałem refleksji, że robi się mało czasu. W sumie wystartowałem jako jeden z ostatnich. Po drodze minęło mnie kilka osób. Ja wyprzedziłem dwie. Niebo miało być zachmurzone według prognozy, ale jednak było dość słonecznie i lekko wietrznie. No ale wiatr to ja mam już ogarnięty

. Założyłem bluzkę techniczną z Run Czech z długim rękawem i na to cieniutką z krótkim z Decathlonu z kieszenią na numer. Przed startem zjadłem żel, drugi wziąłem na drogę plus dwa softlaski po 500 ml. Prawdziwy góral.
No to 3,2,1 start. Od razu pod górkę, ale jeszcze bez szaleństw. Jednak ten lekki podbieg po około 1,5 km sprawił, że mój ubiór został brutalnie zweryfikowany. Zdjąłem kamizelkę z piciem, pozbyłem się koszulki z długim rękawem, założyłem krótką i rywale bójcie się

. Ruszyłem z animuszem, ale po jakiś 20 metrach zorientowałem się, że nie ma okularów słonecznych, które zdjąłem podczas zmiany garderoby. Wróciłem się te parę metrów i zacząłem ich szukać. Kurcze nie było to proste, już miałem zrezygnować, ale jednak je zauważyłem. Podczas tych poszukiwań wyprzedziło mnie te kilka osób. Zegarek cały czas odliczał czas, nie wyłączałem go ani na sekundę. Na wyświetlaczu miałem mapę, dystans i aktualne tempo.
Od tego momentu zaczął się właściwy bieg, a raczej podejście. W sumie od startu do pierwszego szczytu 3,5 km w kategorii 1 Climb Score wg Runalyze. Nie powiem zmachałem się. Potem w dół i lekkie pagórki dobiegam do stacji kolejowej. Pełna lampa, podłoże z kamieni, a ja jestem już mocno zmęczony. WTF to przecież jakiś 5 km

. O Panie będzie rzeźnia pomyślałem. Jakoś dotruchtałem do tunelu kolejowego pod Małym Wołowcem, który zaczynał się w okolicy 7 km. Tu mała dygresja. Mój Fenix nie wiedział, że będziemy cisnęli tunelem więc na profilu pokazywał kolejne jebitne podejście i łączną sumę podbiegów na trasie 1200 m. Zanim się zorientowałem o co chodzi to przez chwilę miałem niezłego pietra.
Wracają do tunelu, ciemno (trzeba było użyć czołówki, więc znowu chwila na wypakowanie z kamizelki) i na końcu biały punkcik czyli tzw. światełko na końcu tunelu (długość tego ustrojstwa to 1,6 km). Ale za to naturalna klimatyzacja. Tego było mi trzeba. Od pewnego momentu słyszę fajny bit, przy końcu było światło i głośnik z muzą. Nie powiem fajne wrażenie

. Wybiegam z tunelu, chowam czołówkę i jakby lekko odżywam. Za chwilę pierwszy punkt z wodą, wypijam kubeczek, nie uzupełniam jeszcze softlasków i truchtam dalej.
A dalej najpierw podejście pod Zamkową Górę, gdzie są fajne ruiny, stromy krótki bieg i podejście na Borową. Całość wg Runalyza 3,7 km i znowu kategoria 1. Tak sobie podchodzę i w ogóle nie kontroluję czasu, bo w sumie i po co? Przecież mety mi nie zamkną. Ależ mnie wykończyła ta Borowa, a tu jeszcze 8 km biegu, ale już głównie w dół. Najpierw stromo więc coś tam kroczę jak paralityk, ale tempo szkoda gadać. Od pewnego momentu trasa prowadzi ścieżką rowerową i tam biegnie się super. Co jakiś czas robię pit stop na picie (około 14 km był jeszcze punkt żywieniowy gdzie napełniłem kanistry do pełna, tak na wszelki wypadek

). Odliczam kilometry do końca 5, 4, 3. Jestem zmęczony, nogi (szczególnie czwórki) bolą, ale biegnę dalej. W pewnym momencie wyprzedzam dziewczynę. Spokojnie, pomyliła trasę

. Na jakieś 2 kilometry do końca myślę sobie już o browarku, bo baza imprezy jest przy hotelu i browarze Jedlinka. Tak sobie zbiegam, a tu łup zakręt i trasa skręca na jakąś łąkę solidnie pod górę. O nie, nie tak się nie będziemy bawić

. Na szczęście to jakieś 100 metrów i potem zbieg do mety. Widzę moją znudzoną rodzinkę leżącą na łące, macham im. A jakiś koleś do mnie i jeszcze jednego zawodnika, którego prawie doszedłem, krzyczy dalej bo zaraz 14. Wolne żarty koleś, nie będziesz nas w tak banalny sposób motywował myślę

. Wbiegam na metę, stopuję zegarek sprawdzam wynik a tam 2:52. O fuck, 10 minut do 14.
Potem w wynikach sprawdziłem, że jestem na początku drugiej połowy stawki, więc nie tak źle. Odbieram ogromny medal i sadzonkę drzewka. Potem kasza z warzywami i browarek plus sześciopak degustacyjny na wynos i pierwsze zawody w 2021 zaliczone. 5 czerwca poprzeczka pójdzie znacznie wyżej 31 km i zdaje się 1600 metrów przewyższenia SOKO Rebeliada w Sokołowsku.
https://www.relive.cc/view/v36AjNY1pGq