rubin - SOG-U 2019 < 24h
Moderator: infernal
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 9 kwietnia
ok. 11 km; w tym spokojne 8 /śr. 6:00/, na rozruszanie rytmy 5x60m z przerwami w bardzo wolniutkim truchcie i do domu;
tak aby-aby się nie zmęczyć, całość śr. po 5:58;
...
milion pytań rodzi się w głowie: co się robi z chipem? czy trzeba go jakoś uaktywniać, czy sam się uaktywnia po przekroczeniu lini startu? jak się ubrać, bo w sobotę ma być ciepło ale i burza? co zaraz po mecie? pod prysznic i do szatni? jak będę biegła w krótkim rękawie - kto mi poda bluzę zaraz po zakończeniu biegu i czy mnie znajdzie i wiele wiele innych
ok. 11 km; w tym spokojne 8 /śr. 6:00/, na rozruszanie rytmy 5x60m z przerwami w bardzo wolniutkim truchcie i do domu;
tak aby-aby się nie zmęczyć, całość śr. po 5:58;
...
milion pytań rodzi się w głowie: co się robi z chipem? czy trzeba go jakoś uaktywniać, czy sam się uaktywnia po przekroczeniu lini startu? jak się ubrać, bo w sobotę ma być ciepło ale i burza? co zaraz po mecie? pod prysznic i do szatni? jak będę biegła w krótkim rękawie - kto mi poda bluzę zaraz po zakończeniu biegu i czy mnie znajdzie i wiele wiele innych
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 13 kwietnia
moje pierwsze zawody - V Bieg Częstochowski - trasa atestowana 10 km; śr. tempo 5:28, czas netto 54:40
plan minimum zakładał ok. 55 minut, tak więc wyszło nienajgorzej, ale mogło byc lepiej: startowało ok. 1000 osób, ustawiłam się prawie na końcu, żeby się nie przepychac z innymi w tym tłumie; trochę czasu zeszło zanim się poluzowało na tyle by móc biec w zakładanym tempie; miałam wrażenie, że bardzo dużo straciłam na tych pierwszych 800 metrach i niestety próbowałam to nadrobic - co jak nietrudno sobie wyobrazic - zemściło się na drugiej pętli - hr skoczyło mi do 201, średnio miałam 194 i musiałam ze trzy razy zwolnic tak bardzo - prawie jakbym szła; zawsze to jakaś nauka na przyszłośc : )))
było bardzo ciepło i parno; tuż przed startem zlał nas solidny deszcz, niemal natychmiast wszystko zaczęło parowac, potem, mniej więcej w połowie mojej drogi (niektórzy wtedy już finiszowali) druga porcja deszczu i znowu sauna : )))))
atmosfera fantastyczna, pewnie na wszystkich biegach tak jest, więc już rozumiem dlaczego tak wielu biegaczy co rusz zapisuje się na kolejne i kolejne zawody;
oczywiście dostałam piękny medal - jak trochę ochłonę to zgram fotki i zamieszczę
zawody wygrał u nas znowu kenijczyk, z czasem 30:13 - tak więc rekordu trasy nie było; z kobiet też kenijka 35:12; Mariola Sojda była w open 5 z czasem 39:28 /mistrzyni polski w biegach górskich/ ; ja byłam 61 na 152 kobiety a 12 w swojej kategorii na 27 czterdziestek ;
spotkałam sporo znajomych - w tym pewnego starszego pana - który to poznany podczas truchtania po lasku aniołowskim jesienią ubiegłego roku zaszczepił mi w głowie myśl o tym biegu; wtedy to dla mnie było jakieś kosmiczne wyobrażenie - dziś mu się przypomniałam i serdecznie wyściskałam ; okazało się, że biegliśmy prawie obok siebie - raptem o dziesięc miejsc różnicy ...
aha !!! zostałam na losowaniu nagród - opłaciło się - wygrałam rower , a ponieważ do bagażnika się nie zmieścił - musiałam sobie na onym rowerze wracac do domu w sam raz zamiast truchtu schładzającego
moje pierwsze zawody - V Bieg Częstochowski - trasa atestowana 10 km; śr. tempo 5:28, czas netto 54:40
plan minimum zakładał ok. 55 minut, tak więc wyszło nienajgorzej, ale mogło byc lepiej: startowało ok. 1000 osób, ustawiłam się prawie na końcu, żeby się nie przepychac z innymi w tym tłumie; trochę czasu zeszło zanim się poluzowało na tyle by móc biec w zakładanym tempie; miałam wrażenie, że bardzo dużo straciłam na tych pierwszych 800 metrach i niestety próbowałam to nadrobic - co jak nietrudno sobie wyobrazic - zemściło się na drugiej pętli - hr skoczyło mi do 201, średnio miałam 194 i musiałam ze trzy razy zwolnic tak bardzo - prawie jakbym szła; zawsze to jakaś nauka na przyszłośc : )))
było bardzo ciepło i parno; tuż przed startem zlał nas solidny deszcz, niemal natychmiast wszystko zaczęło parowac, potem, mniej więcej w połowie mojej drogi (niektórzy wtedy już finiszowali) druga porcja deszczu i znowu sauna : )))))
atmosfera fantastyczna, pewnie na wszystkich biegach tak jest, więc już rozumiem dlaczego tak wielu biegaczy co rusz zapisuje się na kolejne i kolejne zawody;
oczywiście dostałam piękny medal - jak trochę ochłonę to zgram fotki i zamieszczę
zawody wygrał u nas znowu kenijczyk, z czasem 30:13 - tak więc rekordu trasy nie było; z kobiet też kenijka 35:12; Mariola Sojda była w open 5 z czasem 39:28 /mistrzyni polski w biegach górskich/ ; ja byłam 61 na 152 kobiety a 12 w swojej kategorii na 27 czterdziestek ;
spotkałam sporo znajomych - w tym pewnego starszego pana - który to poznany podczas truchtania po lasku aniołowskim jesienią ubiegłego roku zaszczepił mi w głowie myśl o tym biegu; wtedy to dla mnie było jakieś kosmiczne wyobrażenie - dziś mu się przypomniałam i serdecznie wyściskałam ; okazało się, że biegliśmy prawie obok siebie - raptem o dziesięc miejsc różnicy ...
aha !!! zostałam na losowaniu nagród - opłaciło się - wygrałam rower , a ponieważ do bagażnika się nie zmieścił - musiałam sobie na onym rowerze wracac do domu w sam raz zamiast truchtu schładzającego
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
pierwszy podbieg zaczynał się mniej więcej tu:
a kończył zaraz za tym zakrętem: tam na górze
jedyne moje zdjęcie "w całości" - inne to albo pół nogi albo pół ręki, reszta dopiero jak dobiorę się do cudzej twórczości
ale wymemłany człowiek po tym biegu trudno, tak to wyglądało
ale opłacało się
i to bardzo
z koleżanką Renią z Zabieganych
rower nie zmieścił się do bagażnika,więc do domu na dwóch kołach : ))))
jak przeglądałam zdjęcia w aparacie to znalazłam coś takiego: trening w Dolinie Chochołowskiej z 14 lutego i tak mnie nostalgicznie wzięło, że musiałam wrzucić; ehhh szkoda że zima się skończyła : (((
//nie odpowiadam za jakość zdjęć nie ja je robiłam //
a kończył zaraz za tym zakrętem: tam na górze
jedyne moje zdjęcie "w całości" - inne to albo pół nogi albo pół ręki, reszta dopiero jak dobiorę się do cudzej twórczości
ale wymemłany człowiek po tym biegu trudno, tak to wyglądało
ale opłacało się
i to bardzo
z koleżanką Renią z Zabieganych
rower nie zmieścił się do bagażnika,więc do domu na dwóch kołach : ))))
jak przeglądałam zdjęcia w aparacie to znalazłam coś takiego: trening w Dolinie Chochołowskiej z 14 lutego i tak mnie nostalgicznie wzięło, że musiałam wrzucić; ehhh szkoda że zima się skończyła : (((
//nie odpowiadam za jakość zdjęć nie ja je robiłam //
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 14 kwietnia
18,46 km śr. 5:54
w celu rozmasowania zakwasów po wczorajszych zawodach plan przewidywał kilkanaście km na spokojnie ; przy okazji zrobił się trening pod przyszło-niedzielne bieganie w Ojcowie ...
nie chciało mi się deptać chodników, więc obrałam znany już kierunek na wieś Lubojenkę czyli miedzą, przez pola, trochę w górę trochę w dół, jak to w terenie
tym razem po zimowej aurze śladu nie było, ale sarny i zające nie zawiodły; okazuje się, że w tym miejscu, gdzie jeszcze niedawno przedzierałam się przez śniegi - miejscami były głębokie piachy kijowo biega się po piachach, ale za to błota prawie już nie ma; gorąco, mimo, że krótkie spodnie i cieniutka koszulka - myślałam, że się ugotuję ... jak ja tęsknię za mrozikiem ... ciężko żałowałam, że nie zabrałam ze sobą nic do picia, już łakomie patrzałam na polne kałuże, ale wyszło, że jednak dobiegnę do Lubojenki i tam poszukam jakiegoś wodopoju /przystanek-knajpka /, no i te owady wpadające do oczu nosa i ust, bleee
http://www.endomondo.com/workouts/176768442/7291043
18,46 km śr. 5:54
w celu rozmasowania zakwasów po wczorajszych zawodach plan przewidywał kilkanaście km na spokojnie ; przy okazji zrobił się trening pod przyszło-niedzielne bieganie w Ojcowie ...
nie chciało mi się deptać chodników, więc obrałam znany już kierunek na wieś Lubojenkę czyli miedzą, przez pola, trochę w górę trochę w dół, jak to w terenie
tym razem po zimowej aurze śladu nie było, ale sarny i zające nie zawiodły; okazuje się, że w tym miejscu, gdzie jeszcze niedawno przedzierałam się przez śniegi - miejscami były głębokie piachy kijowo biega się po piachach, ale za to błota prawie już nie ma; gorąco, mimo, że krótkie spodnie i cieniutka koszulka - myślałam, że się ugotuję ... jak ja tęsknię za mrozikiem ... ciężko żałowałam, że nie zabrałam ze sobą nic do picia, już łakomie patrzałam na polne kałuże, ale wyszło, że jednak dobiegnę do Lubojenki i tam poszukam jakiegoś wodopoju /przystanek-knajpka /, no i te owady wpadające do oczu nosa i ust, bleee
http://www.endomondo.com/workouts/176768442/7291043
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 16 kwietnia
9,93 km, śr. 6:02; niby spokojny bieg po Lesie Aniołowskim; dzisiaj trochę bokami, czyli oprócz ścieżek - na skróty - okopami i lejami /pozostałości po dawnym poligonie wojskowym/; fajne to było i nie byłam jedyna, na skróty biegająca ; tyle tylko, że z zakładanego spokojnego biegu zrobił się prawie spokojny; ciepło, nawet gorąco, choć na sobie miałam absolutne minimum; sucho w gardle ... chyba nie należy przed biegiem jeść pikantnej suszonej kiełbasy
na koniec parę rytmów, ale to już na chodniku
9,93 km, śr. 6:02; niby spokojny bieg po Lesie Aniołowskim; dzisiaj trochę bokami, czyli oprócz ścieżek - na skróty - okopami i lejami /pozostałości po dawnym poligonie wojskowym/; fajne to było i nie byłam jedyna, na skróty biegająca ; tyle tylko, że z zakładanego spokojnego biegu zrobił się prawie spokojny; ciepło, nawet gorąco, choć na sobie miałam absolutne minimum; sucho w gardle ... chyba nie należy przed biegiem jeść pikantnej suszonej kiełbasy
na koniec parę rytmów, ale to już na chodniku
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 18 kwietnia
chyba stęskniłam się za trasą BC, ale też była specjalna przyczyna dla której zamiast do pobliskiego lasku pobiegłam do centrum miasta na spotkanie z Zabieganymi; dzisiaj, jak w całym kraju - nasz bieg był dedykowany ofiarom wybuchu, maratończykom, kibicom, organizatorom i mieszkańcom miasta Boston; więc wiadomo, nie mogłam nie przybiec
grzecznie chodnikami a nie jak zwykle po ulicach - bo w cz-wie akcja "pieszy" ;
generalnie dośc ciężkawo, upały jednak mi nie służą - nie tylko ja zresztą miałam podobne odczucia; trzeba będzie się przestawić na jeszcze późniejsze wieczory, bo ranki raczej nie wyjdą
rozgrzewkowy dobieg na miejsce startu to 2,72 km po 5:27 a potem dostojnie, ze zniczami, postojami na światłach /akcja pieszy/ minutą ciszy pod obeliskiem; czas samego biegu: 7,39 km śr. 6:00
chyba stęskniłam się za trasą BC, ale też była specjalna przyczyna dla której zamiast do pobliskiego lasku pobiegłam do centrum miasta na spotkanie z Zabieganymi; dzisiaj, jak w całym kraju - nasz bieg był dedykowany ofiarom wybuchu, maratończykom, kibicom, organizatorom i mieszkańcom miasta Boston; więc wiadomo, nie mogłam nie przybiec
grzecznie chodnikami a nie jak zwykle po ulicach - bo w cz-wie akcja "pieszy" ;
generalnie dośc ciężkawo, upały jednak mi nie służą - nie tylko ja zresztą miałam podobne odczucia; trzeba będzie się przestawić na jeszcze późniejsze wieczory, bo ranki raczej nie wyjdą
rozgrzewkowy dobieg na miejsce startu to 2,72 km po 5:27 a potem dostojnie, ze zniczami, postojami na światłach /akcja pieszy/ minutą ciszy pod obeliskiem; czas samego biegu: 7,39 km śr. 6:00
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 20 kwietnia
jutro męczę się w Ojcowie na Perłach Małopolski, więc tak tylko dla przypomnienia jak się macha kończynami: 5,9 km śr. 6:06, ale to też ściema, bo w polowie drogi zrobiłam 3 min. przerwy; niby na rozciąganie - a po prostu strasznie nie chciało mi się dzisiaj biegać i nogi takie nie moje ...
edit: po lesie oczywiście, okopach i dołach wszelakich
jutro męczę się w Ojcowie na Perłach Małopolski, więc tak tylko dla przypomnienia jak się macha kończynami: 5,9 km śr. 6:06, ale to też ściema, bo w polowie drogi zrobiłam 3 min. przerwy; niby na rozciąganie - a po prostu strasznie nie chciało mi się dzisiaj biegać i nogi takie nie moje ...
edit: po lesie oczywiście, okopach i dołach wszelakich
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 21 kwietnia
zawody z cyklu Perły Małopolski trasa nieatestowana 19,89 km, ukończyłam z czasem 1:58:28, śr. 5:57
trasa prowadziła przez Ojcowski Park Narodowy; z tego, co podaje organizator: suma podbiegów 365m, suma zbiegów 367m, z czego 2 podbiegi solidne, w tym jeden baaaardzo /ale tu już kawałek szłam, zresztą tak jak wszyscy inni przede mną i za mną/; ale najlepsza perełka to jeden taki zbieg, prawie pionowo w dół po kamolach korzeniach i błocie ;
gorąco, piękna pogoda, przepiękne widoki i wspaniali ludzie troszkę gorzej z organizacją, ale nie mam doświadczenia /to dopiero moje drugie zawody, tydzień temu zaliczyłam pierwsze na 10km/ więc nie będę krytykować bo mogłabym być niesprawiedliwa ... krótko tylko napiszę, że dwa razy startowaliśmy już na tym ostrym starcie i głupoty wychodziły z zegarka
smsem dostałam powiadomienie, żem trzecia w swojej kategorii wiekowej - tylko, że nie wiem na ile innych 40stek, w przeddzień zawodów opłaconych było 7, na miejscu jeszcze się dopisywali - ale mógł ktoś nie dojechać, w open jestem 149 na chyba 303 /sytuacja podobna jw/
...
a jak się czuję?? bardzo dobrze ; mam wrażenie, że moje nogi są w dużo lepszej kondycji niż układ krążeniowy - nad wydolnością trzeba jeszcze popracować, siła jest w miarę
mimo trudniejszej i dłuższej trasy biegłam na niższym tętnie niż w czasie poprzednich zawodów, ale też sporo wolniej (o 29sek/km)
lapy: różnie to wyglądało, nie było możliwe dla mnie utrzymanie równego tempa na całej trasie, właśnie ze względu na jej ukształtowanie:
4:51, 4:52, 4:54, 5:24, 5:04, 6:04, 7:05, 6:02, 6:03, 5:19, 6:22, 5:45, 6:05, 10:06, 5:45, 6:39, 5:53, 7:05, 5:42
jeszcze jedno - przed biegiem zasadniczym - był tzw. start honorowy - 1 km trasy wszyscy razem, bez ścigania biegliśmy na miejsce startu "ostrego"
zawody z cyklu Perły Małopolski trasa nieatestowana 19,89 km, ukończyłam z czasem 1:58:28, śr. 5:57
trasa prowadziła przez Ojcowski Park Narodowy; z tego, co podaje organizator: suma podbiegów 365m, suma zbiegów 367m, z czego 2 podbiegi solidne, w tym jeden baaaardzo /ale tu już kawałek szłam, zresztą tak jak wszyscy inni przede mną i za mną/; ale najlepsza perełka to jeden taki zbieg, prawie pionowo w dół po kamolach korzeniach i błocie ;
gorąco, piękna pogoda, przepiękne widoki i wspaniali ludzie troszkę gorzej z organizacją, ale nie mam doświadczenia /to dopiero moje drugie zawody, tydzień temu zaliczyłam pierwsze na 10km/ więc nie będę krytykować bo mogłabym być niesprawiedliwa ... krótko tylko napiszę, że dwa razy startowaliśmy już na tym ostrym starcie i głupoty wychodziły z zegarka
smsem dostałam powiadomienie, żem trzecia w swojej kategorii wiekowej - tylko, że nie wiem na ile innych 40stek, w przeddzień zawodów opłaconych było 7, na miejscu jeszcze się dopisywali - ale mógł ktoś nie dojechać, w open jestem 149 na chyba 303 /sytuacja podobna jw/
...
a jak się czuję?? bardzo dobrze ; mam wrażenie, że moje nogi są w dużo lepszej kondycji niż układ krążeniowy - nad wydolnością trzeba jeszcze popracować, siła jest w miarę
mimo trudniejszej i dłuższej trasy biegłam na niższym tętnie niż w czasie poprzednich zawodów, ale też sporo wolniej (o 29sek/km)
lapy: różnie to wyglądało, nie było możliwe dla mnie utrzymanie równego tempa na całej trasie, właśnie ze względu na jej ukształtowanie:
4:51, 4:52, 4:54, 5:24, 5:04, 6:04, 7:05, 6:02, 6:03, 5:19, 6:22, 5:45, 6:05, 10:06, 5:45, 6:39, 5:53, 7:05, 5:42
jeszcze jedno - przed biegiem zasadniczym - był tzw. start honorowy - 1 km trasy wszyscy razem, bez ścigania biegliśmy na miejsce startu "ostrego"
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 23 kwietnia
na spokojnie bardzo przyjemne, wieczorne 8,2 km śr. 6:01, lasek i łąki; z racji lekkiego półmroku zrezygnowałam z okopów, bo nie wiadomo w co albo w kogo się tam wdepnie ; przypadło mi do gustu bieganie po nierównym, jest ciekawiej, nie nuży się i - co dziwne - nie męczy tak jak płaski nawet chodnik czy asfalt;
po niedzielnych zawodach już wypoczęłam, nic nie boli a nogi tak lekko dziś się unosiły jakbym miała przedtem najmniej tydzień przerwy
...
dziś córa pisała egzamin gimnazjalny z wos, historii i j. polskiego; jutro i pojutrze męczyć się będzie bidula dalej, ale zdolniacha z niej, więc będzie dobrze : )))
na spokojnie bardzo przyjemne, wieczorne 8,2 km śr. 6:01, lasek i łąki; z racji lekkiego półmroku zrezygnowałam z okopów, bo nie wiadomo w co albo w kogo się tam wdepnie ; przypadło mi do gustu bieganie po nierównym, jest ciekawiej, nie nuży się i - co dziwne - nie męczy tak jak płaski nawet chodnik czy asfalt;
po niedzielnych zawodach już wypoczęłam, nic nie boli a nogi tak lekko dziś się unosiły jakbym miała przedtem najmniej tydzień przerwy
...
dziś córa pisała egzamin gimnazjalny z wos, historii i j. polskiego; jutro i pojutrze męczyć się będzie bidula dalej, ale zdolniacha z niej, więc będzie dobrze : )))
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 25 kwietnia
późniejszym wieczorem, trochę lasku aniołowskiego a potem szosą, bo między drzewami zbyt ciemno i zbyt mało spacerowiczów i żuli by czuć się bezpiecznie; kilka razy przemknęły mi przed nogami jakieś zwierzaki; po białych tyłkach rozpoznałam sarny, ale było też coś innego, ciemnego i kudłatego - pies? bies? nie wiem - w każdym razie to był ten moment w którym postanowiłam kontynuować wśród cywilizacji;
wyszłabym z domu wcześniej, ale młoda znowu miała awarię - wróciła z podwórka z zakrwawioną twarzą - rozcięte usta, ryk kwik i cyrk na kółkach ...
nie wiem co mnie napędzało, bo 10,13 km wyszło śr. 5:48 i nawet całkiem równo, niezależnie czy pod czy z górki; nogi same się kręciły a i z oddechem i tętnem jakby lepiej /może to to, że jednak chłodniej było?/
późniejszym wieczorem, trochę lasku aniołowskiego a potem szosą, bo między drzewami zbyt ciemno i zbyt mało spacerowiczów i żuli by czuć się bezpiecznie; kilka razy przemknęły mi przed nogami jakieś zwierzaki; po białych tyłkach rozpoznałam sarny, ale było też coś innego, ciemnego i kudłatego - pies? bies? nie wiem - w każdym razie to był ten moment w którym postanowiłam kontynuować wśród cywilizacji;
wyszłabym z domu wcześniej, ale młoda znowu miała awarię - wróciła z podwórka z zakrwawioną twarzą - rozcięte usta, ryk kwik i cyrk na kółkach ...
nie wiem co mnie napędzało, bo 10,13 km wyszło śr. 5:48 i nawet całkiem równo, niezależnie czy pod czy z górki; nogi same się kręciły a i z oddechem i tętnem jakby lepiej /może to to, że jednak chłodniej było?/
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 27 kwietnia
przed porannym bieganiem kawy łyk się napiłam, ale zapomniałam, że espresso słabo nawadnia, więc ciężkawo mi było dzisiaj, tym bardziej, że od rana bardzo ciepło i parno; ciężkie powietrze; inna sprawa, że ranki na bieganie to jakoś nie po mojemu
planowo miało być 2x4km śr. 5:30; ale że gęste chmury i gps tak sobie pokazywał bieżące tempo - wyszło 2X4 km śr 5:21 (z przerwą 6 min); jeśli do tego doliczyć rozgrzewkę i dotrucht do domu - razem mamy 11,5 km; tętno przyzwoite, zaledwie 185; może dlatego, że znowu w terenie
przed porannym bieganiem kawy łyk się napiłam, ale zapomniałam, że espresso słabo nawadnia, więc ciężkawo mi było dzisiaj, tym bardziej, że od rana bardzo ciepło i parno; ciężkie powietrze; inna sprawa, że ranki na bieganie to jakoś nie po mojemu
planowo miało być 2x4km śr. 5:30; ale że gęste chmury i gps tak sobie pokazywał bieżące tempo - wyszło 2X4 km śr 5:21 (z przerwą 6 min); jeśli do tego doliczyć rozgrzewkę i dotrucht do domu - razem mamy 11,5 km; tętno przyzwoite, zaledwie 185; może dlatego, że znowu w terenie
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 28 kwietnia
21,24 km śr 5:51
jak to często u mnie w niedzielę - praca od rana; na wyjazdowego longa nie było więc szans, bo zanim wpadłam do domu, zjadłam obiad, odpoczęłam chwilę - zrobiła się 18-sta z kawałkiem; nie zapowiadało się, że cokolwiek nabiegam dzisiaj, bo nastrój raczej pościelowy był, ale jak mus to mus; szczęśliwie ochłodziło się znacznie i rześkie powietrze obudziło mnie na tyle, że dzisiejszy trening okazał się wyjątkowo lekki i przyjemny ;
kierunek - Lubojenka, czyli laskiem a potem miedzą i polami; zwykle zawijam z powrotem na początku Lubojenki, ale dzisiaj tak fajnie było, że przebiegłam jeszcze przez całą wieś i kawałek dalej - za Lubojenką kolejne pola i łąki, no ale, że szarówka się robiła trza było nawracac; piękne stare chałupki, drewniane, bielone, kamienne /u nas wapienia dostatek, kiedyś powszechny materiał budowlany/ - urokliwie
na 7 km - 2 minuty przerwy na pojenie, potem już szło jak z autopilota; tętno jak u śpiącej królewny bo zaledwie 177
słowo na niedzielę: taka jest przewaga piaszczystej drogi nad gliniastą, że w parę godzin po solidnej porcji deszczu - piach pozostaje sypki i suchy a glina niekoniecznie; jedno i drugie grzązkie, chociaż na różne sposoby
21,24 km śr 5:51
jak to często u mnie w niedzielę - praca od rana; na wyjazdowego longa nie było więc szans, bo zanim wpadłam do domu, zjadłam obiad, odpoczęłam chwilę - zrobiła się 18-sta z kawałkiem; nie zapowiadało się, że cokolwiek nabiegam dzisiaj, bo nastrój raczej pościelowy był, ale jak mus to mus; szczęśliwie ochłodziło się znacznie i rześkie powietrze obudziło mnie na tyle, że dzisiejszy trening okazał się wyjątkowo lekki i przyjemny ;
kierunek - Lubojenka, czyli laskiem a potem miedzą i polami; zwykle zawijam z powrotem na początku Lubojenki, ale dzisiaj tak fajnie było, że przebiegłam jeszcze przez całą wieś i kawałek dalej - za Lubojenką kolejne pola i łąki, no ale, że szarówka się robiła trza było nawracac; piękne stare chałupki, drewniane, bielone, kamienne /u nas wapienia dostatek, kiedyś powszechny materiał budowlany/ - urokliwie
na 7 km - 2 minuty przerwy na pojenie, potem już szło jak z autopilota; tętno jak u śpiącej królewny bo zaledwie 177
słowo na niedzielę: taka jest przewaga piaszczystej drogi nad gliniastą, że w parę godzin po solidnej porcji deszczu - piach pozostaje sypki i suchy a glina niekoniecznie; jedno i drugie grzązkie, chociaż na różne sposoby