Dziś pierwszy trening od tygodnia - złapało mnie jakieś przeziębienie i nie miałem siły ruszyć dupska. Aż dziwne, że mimo tego waga spadłą o kolejny kilogram, widocznie lekka dieta, jaką sobie narzuciłem przynosi skutek.
Planowałem zrobić spokojne 45' +5x20"P, ale niestety po 15 minutach zaczął mi dokuczać ból zlokalizowany w środkowej części piszczeli. Co ciekawe bolały mnie obie nogi, a ból przemieszczał się z zewnętrznej części, do środka, momentami bolało jakbym miał bardzo ciasną opaskę jakieś 10 cm nad kostką. Zatrzymałem się i parę minut porozciągałem, ale na niewiele się to zdało. Powoli potruchtałem dalej, jednak ból nie ustawał.
Tak sobie myślę, że chyba w ubiegły wtorek przesadziłem z intensywnością przebieżek, bo nawet dziś rano czułem, że nogi nieco bolą. Za szybko chciałem wrócić do stanu sprzed kilku miesięcy.
Teraz jest ok, rozmasowałem, porozciągałem - oby do czwartku przeszło.
Pora dnia: 17:38 Temperatura: 4 °C
Całkowity dystans: 5,30 km Całkowity czas: 00:38:34 godz
Średnie tempo (min/km): 07:16 Średnia prędkość (km/h): 8,25
Dziś było o wiele lepiej niż dwa dni temu. Wczoraj solidnie, zgodnie z forumowymi wskazówkami, się porozciągałem i wymasowałem nogi lodem czego efekty odczułem od samego rana - ból niemal zupełnie minął.
Podczas biegu zaczęła dokuczać prawa noga, z przodu piszczela, ale wykonałem kilka wspomnianych ćwiczeń i przeszło. Spokojnym tempem pobiegałem prawie godzinkę. W domu znów solidnie się porozciągałem.
Pora dnia: 17:59 Temperatura: 2 °C
Całkowity dystans: 8,36 km Całkowity czas: 00:57:44 godz
Średnie tempo (min/km): 06:54 Średnia prędkość (km/h): 8,69
powrót do dłuższych dystansów Wczoraj odpuściłem bieganie, bo miałem wystarczająco zabiegany dzień cały i wieczorem nawet piwa mi się otworzyć nie chciało. Jednak dziś, mimo padającego śniegu wstałem wcześnie i wybrałem się na dłuższe (najdłuższe od 25 kwietnia) wybieganie. Spokojnym tempem pokonałem nieco ponad 12 km, ale pod koniec czułem, że na dziś wystarczy. Fajnie tak wrócić do dłuższych dystansów.
Pora dnia: 7:48 Warunki pogodowe: śnieg i wiatr Temperatura: 1 °C
Całkowity dystans: 12,17 km Całkowity czas: 01:30:39 godz
Średnie tempo (min/km): 07:26 Średnia prędkość (km/h): 8,06
Za co lubię mój organizm? Bo jest szczery ze mną do cna i tego samego oczekuje ode mnie. Nie można go oszukać, o czym przekonałem się wczoraj, podczas biegu.
Po powrocie z pracy, pomyślałem sobie „czuję się świetnie, pogoda jest świetna, świetnie sobie więc pobiegam, ze świetnym tempem”. Czym prędzej przebrałem się i pobiegłem, niesiony jak na skrzydłach. Tempo jak na moje ostatnie osiągnięcia rewelacyjne – 6 min/km (Ej! Nie śmiać się – wszak ja słaboszczak). I to było oszustwo, bo chciałem ściemnić swój mechanizm, że niby jestem tak dobrze wytrenowany. Jednak ów mechanizm się zorientował, że coś jest nie tak, o czym dał mi znać silnym bólem piszczeli już po 2 km. Zatrzymałem się, by nieco porozciągać, ale bolało tak, że nie mogłem nawet pomachać stopą „góra-dół” – musiałem nieco odczekać, by ten skurcz czy cuś odpuściło.
Pomyślałem sobie „ty głupku – chciałeś wydymać Freda, to teraz Fred wydyma ciebie…” i spokojniutko, powolutku potruchtałem dalej.
To nie jest kwesta wydolności, bo biegnę na dość niskim tętnie, spokojnie oddychając, a po przebieżkach szybko wracam do stanu wyjściowego. Problem leży w nogach, które są po prostu za słabe – muszę nabiegać więcej km, zaliczyć więcej schodów (od dwóch tygodni niemal zupełnie nie korzystam z windy, tylko wchodzę na 11 piętro) i pobudzić się przebieżkami.
Jaki z tego morał – po raz kolejny sobie przypomniałem, że trzeba po prostu biegać tak jak dyktuje organizm, a prędkość przyjdzie sama. Dedykuję to tym forumowiczom, którzy niemal codziennie piszą posty w stylu „biegam już dwa tygodnie, ale nadal nie mogę zejść z 8:00 do 5:30min/km”
Vale!
Pora dnia: 18:03 Temperatura: 0 °C
Całkowity dystans: 7,15 km Całkowity czas: 00:51:42 godz
Średnie tempo (min/km): 07:14 Średnia prędkość (km/h): 8,29
Całkowity dystans: 6,75 km Całkowity czas: 00:47:26
Średnie tempo (min/km): 07:02 Średnia prędkość (km/h): 8,5
Liczba spalonych kalorii: 663 kcal
czwartek, 10 lutego 2011
Całkowity dystans: 10,31 km Całkowity czas: 01:09:43 godz
Średnie tempo (min/km): 06:46 Średnia prędkość (km/h): 8,9
Liczba spalonych kalorii: 1033 kcal
podsumowanie tygodnia 07-13.02.2011
Całkowity dystans: 17,05 km Całkowity czas: 01:57:09
Średnie tempo (min/km): 06:52 Średnia prędkość (km/h): 8,7
Liczba spalonych kalorii: 1696 kcal
Bardzo słaby tydzień. Po pierwsze byłem jakiś obolały po ubiegłoniedzielnym długim wybieganiu, co odbiło się na słabym tempie wtorkowego treningu. Po drugie już od poniedziałku czułem, że bierze mnie przeziębienie, które ostatecznie dopadło mnie w czwartek wieczorem po powrocie z biegu. Nie mam wprawdzie temperatury, ale dokucza mi duszący kaszel i upierdliwy katar. Wolałem odpuścić bieganie w sobotę i niedzielę.
Za to wczoraj wybrałem się do Decathlonu, gdzie trafiłam na początek przecen na obuwie. Kupiłem parę Asics Stratus 4, które przeceniono z 379 na 99 zł. Wiem, że to buty dedykowane dla normali, a ja mam lekką pronację lewej stopy, ale bardzo dobrze się w nich czułem i postanowiłem zaryzykować.
Całkowity dystans: 18,05 km Całkowity czas: 02:08:17
Średnie tempo (min/km): 07:06
Liczba spalonych kalorii: 1739 kcal
sobota, 19 lutego 2011
Całkowity dystans: 7,39 km Całkowity czas: 00:49:01 godz
Średnie tempo (min/km): 06:38
Liczba spalonych kalorii: 735 kcal
niedziela, 20 lutego 2011
Całkowity dystans: 18,68 km Całkowity czas: 02:13:40 godz
Średnie tempo (min/km): 07:09
Liczba spalonych kalorii: 1812 kcal
podsumowanie tygodnia 14-20.02.2011
Całkowity dystans: 44,13 km Całkowity czas: 05:10:58
Średnie tempo (min/km): 07:03
Liczba spalonych kalorii: 4286 kcal
Nietypowy tydzień. Nie biegałem we wtorek i czwartek, za to w środę i niedzielę zrobiłem długie wybiegania. Za jednym i drugim razem odkrywałem zupełnie nowe, nieznane mi obszary. Nawet nie przypuszczałem, że o rzut kamieniem mam takie niesamowite tereny. Dziś biegałem po dawnym poligonie przez zasypane śniegiem lasy.
Trochę mnie irytuje to, że mimo regularnego biegania waga nie spada jakoś imponująco. W tym tygodniu straciłem jedynie 100 g, co mieści się w granicy błędu wagi. Na śniadania jadam płatki musli (głównie owsiane z rodzynkami i orzechami) z jogurtem, w pracy drożdżówka, kilka (4-5 kromek) pieczywa pełnoziarnistego typu wasa, w domu jakiś lekki obiad (często zupy, kasze, niezbyt duże porcje ziemniaków, czy makaronu), na kolację często owoc, kefir. Piwo piję jedno lub dwa na tydzień (małe 0,33). Sam nie wiem dlaczego tak słabo idzie w dół Ale jestem cierpliwy i wiem, że jak nabiegam się to w końcu osiągnę cel.
Całkowity dystans: 98,26 km Całkowity czas: 11:20:13 Średnie tempo (min/km): 06:55
Liczba spalonych kalorii: 9595 kcal
Niestety znowu jestem chory, tym razem poważniej, bo i kaszel i temperatura. Leżę więc w łóżku i wkurzam się na tę zimę, co mnie tak dobija. Ale jest już lepiej niż w zeszłym tygodniu i chyba od soboty znowu zacznę biegać.
Zdecydowałem się wystartować w pierwszej w życiu połówce, tym bardziej, że ZHP organizuje bieg o rzut kamieniem ode mnie, bo w Pabianicach. Właściwie, to mógłbym na start dobiec z domu, ale to byłaby chyba za duża rozgrzewka
W związku z planowanym startem, muszę się zebrać w sobie i nie odpuścić więcej treningów. Jeśli się uda, to mam przed sobą (od soboty 5.03) 30 dni do przygotowania się. Planuję 3 razy w tygodniu biegać po 45-60 minut z przebieżkami na koniec treningu + raz w tygodniu zaliczyć dłuższy bieg co najmniej 120 minut. Oczywiście ostatni tydzień lżejszy. Liczę, że dzięki temu uda mi się dobiec do mety i nie będę ostatni.
Całkowity dystans: 4,00 km Całkowity czas: 00:25:09 Średnie tempo (min/km): 06:17 Liczba spalonych kalorii: 401 kcal
niedziela, 6 marca 2011
Całkowity dystans: 17,43 km Całkowity czas: 01:53:41 Średnie tempo (min/km): 06:31 Liczba spalonych kalorii: 1669 kcal
Podsumowanie tygodnia
Całkowity dystans: 21,43 km Całkowity czas: 02:18:50 Średnie tempo (min/km): 06:29 Liczba spalonych kalorii: 2070 kcal
Znowu byłem chory – i to aż dwa tygodnie siedziałem na L4. Teraz jest już w zasadzie ok, ale nadal mam kaszel i „mamy troszeczkę kataru, jeśli wiesz o czy ja mówię” (mam nadzieję, że Kazik nie wytoczy mi sprawy o wykorzystanie fragmentu utworu).
Wczoraj jedynie dla rozruszania wyszedłem na trochę pobiegać, przy okazji przetestowałem nowe Asics Stratuss 4. Buty są bardzo lekkie i mimowolnie zacząłem dość mocno jak na moje możliwości i fakt, że dwa tygodnie leżałem w łóżku. Wieczorem bolało mnie lewe kolano, ale po nasmarowaniu Voltarenem już się nie odezwało.
Dziś wyszedłem na dłuższe wybieganie. Oceniając swe możliwości po wczorajszej kondycji planowałem 10-12 km, ale ostatecznie wyszło nieco ponad 17 w niezłym nawet jak na mnie tempie.
Podjąłem decyzję o starcie w półmaratonie w Pabianicach w związku z czym planuję robić tygodniowo mniej więcej 3x7-10 km + 1x15km – mam nadzieję, że już żadne choróbsko nie stanie mi na drodze.
Całkowity dystans: 7,42 km Całkowity czas: 00:46:40 Średnie tempo (min/km): 6:18 Liczba spalonych kalorii: 741 kcal
czwartek, 10 marca 2011
Całkowity dystans: 8,51 km Całkowity czas: 00:57:35 Średnie tempo (min/km): 6:46 Liczba spalonych kalorii: 851 kcal
sobota, 12 marca 2011
Całkowity dystans: 11,21 km Całkowity czas: 1:16:19 Średnie tempo (min/km): 6:48 Liczba spalonych kalorii: 1 110 kcal
niedziela, 13 marca 2011
Całkowity dystans: 14,71 km Całkowity czas: 1:40:47 Średnie tempo (min/km): 6:51 Liczba spalonych kalorii: 1 408 kcal
Podsumowanie tygodnia
Całkowity dystans: 41,84 km Całkowity czas: 4:41:21 Średnie tempo (min/km): 6:43 Liczba spalonych kalorii: 4110 kcal
Fajny tydzień - udało mi się wypełnić plan i zrobić 4 biegi, w tym dwa dłuższe. Co prawda w niedzielę chciałem zrobić coś jeszcze dłuższego, ale kilka spraw stanęło mi na drodze. Po pierwsze zaspałem, po drugie kiepsko się czułem po wczorajszych 11 km. Dalej było jeszcze gorzej, bo w trakcie biegu wyłączyłem chyba niechcący rejestrację trasy i musiałem później ręcznie liczyć przebiegnięte km. Biegłem trasą, którą pokonywałem kilka lat temu na rowerze, ale ekspansja lotniska spowodowała, że wiele starych ścieżek zostało zamkniętych - co chwila musiałem się cofać. Trafiłem też na kilka rowów z wodą, podmokłą łąkę i liczne połacie błota. Z początku się wkurzałem, ale im dalej biegłem, im bardziej miale przemoczone nogi, tym bardziej chciało mi się śmieć. Skróciłem planowaną trasę, bo byłem już zmęczony tym krosem i wróciłem do domu. Niemniej jednak było fajnie.
Całkowity dystans: 10,79 km Całkowity czas: 1:11:01 Średnie tempo (min/km): 6:35 Liczba spalonych kalorii: 1 060 kcal
piątek, 2011-03-18
Całkowity dystans: 6,86 km Całkowity czas: 45:37 Średnie tempo (min/km): 6:39 Liczba spalonych kalorii: 650 kcal
sobota, 2011-03-19
Całkowity dystans: 3,45 km Całkowity czas: 23:34 Średnie tempo (min/km): 6:50 Liczba spalonych kalorii: 314 kcal
niedziela, 2011-03-20
Całkowity dystans: 21,49 km Całkowity czas: 2:32:25 Średnie tempo (min/km): 7:06 Liczba spalonych kalorii: 2 031 kcal
Podsumowanie tygodnia 2011-03-15 - 2011-03-20
Całkowity dystans: 42,59 km Całkowity czas: 4:52:37 Średnie tempo (min/km): 6:52 Liczba spalonych kalorii: 4 055 kcal
Tydzień treningowy zacząłem we wtorek biegiem z pracy do domu. To pierwszy raz, kiedy wracałem w ten sposób, ale z pewnością nie ostatni. Fajnie, że połączyłem przyjemne z pożytecznym i zamiast marnować 40 min. zaliczyłem bieg, na który poświęciłbym wieczorny czas. Biegło się nawet nieźle, ale popełniłem błąd, który odpokutować musiałem przez cały tydzień. Zacząłem za szybko, tym bardziej, że sporą część początkowej trasy miałem z górki. W wyniku tego przeciążyłem nieprzyzwyczajone partie mięśni, które dawały znacznie znać o sobie nawet w niedzielę. Następnym razem nie dam się ponieść nogom…
Kulminacja bólu nastąpiła w sobotę – miałem zamiar lekko przytruchtać się wokół osiedla, tam by się nieco rozruszać, a efekt był taki, że ledwo doszedłem do mieszkania, tak mnie piszczele bolały. I to mimo codziennego rozciągania.
W niedzielę zaplanowałem sobie zrobić mały sprawdzian przed nadchodzącą wielkimi krokami połówką. Niestety ze względu na ból nóg musiałem odpuścić tempo i jedynie modliłem się bym zaliczył dystans. Udało się Ale ten bieg zweryfikował moje wzięte z kosmosu plany zaliczenia zawodów w 1:59. Sam nie wiem jak wpadłem na to, że pokonam 21 km ze średnim tempem 5:40 – w zeszłym roku gdy byłem mocniejszy niż dziś ledwie dałem radę 10 km zrobić w 55:47. Teraz dla mnie osiągnięciem będzie, jeśli przebiegnę ten dystans, a kwestie oczekiwanego czasu odkładam na przyszłe starty.
Całkowity dystans: 5km 125m Całkowity czas: 0:34:28 Średnie tempo (min/km): 6:44 Liczba spalonych kalorii: 489 kcal
czwartek, 2011-03-24
Całkowity dystans: 8km 559m Całkowity czas: 0:57:38 Średnie tempo (min/km): 6:44 Liczba spalonych kalorii: 849 kcal
sobota, 2011-03-26
Całkowity dystans: 7km 520m Całkowity czas: 0:48:02 Średnie tempo (min/km): 6:23 Liczba spalonych kalorii: 775 kcal
niedziela, 2011-03-27
Całkowity dystans: 13km 066m Całkowity czas: 1:32:00 Średnie tempo (min/km): 7:02 Liczba spalonych kalorii: 1259 kcal
Podsumowanie tygodnia 2011-03-22 - 2011-03-27
Całkowity dystans: 42,59 km Całkowity czas: 4:52:37 Średnie tempo (min/km): 6:52 Liczba spalonych kalorii: 4 055 kcal
Kolejny fajny tydzień. Fajny, bo udało mi się w pełni zrealizować plany, czyli zaliczyć 4 biegi. Po ubiegłoniedzielnym pokonaniu 21 km sądziłem, że będę jakoś cierpiał, ale nic takiego się nie stało.
We wtorek zrobiłem wprawdzie dość krótki, ale za to dość intensywny trening z przebieżkami. W czwartek wracałem biegiem z pracy (tym razem nie przegiąłem z tempem na początku, co znacznie poprawiło komfort w porównaniu z zeszłym tygodniem). W sobotę wybrałem się na stadion LA ASZ Łódź i wziąłem udział w zajęciach obywających się w ramach akcji Biegam Bo Lubię. Przypadła mi do gustu forma ich prowadzenia i z przyjemnością odmelduję się na kolejnych (no, chyba raczej za dwa tygodnie, bo nie chcę się przeciążać przed Pabianicami, a wczorajsze płotki pozostawiły ślad w nogach). Tydzień zamknąłem dzisiejszym długim-krótkim wybieganiem. Zgodnie z planem zrobiłem 90’ w spokojnym, luzackim tempie. Korciło mnie, żeby pobiec dłużej, ale odpuściłem
Przyszły tydzień poświęcam na odpoczynek i planuję zrobić jedynie 2 biegi z lekkimi przebieżkami – we wtorek i czwartek. W sobotę krótki trucht, a w niedzielę start w I Pabianickim Półmaratonie ZHP.
Aha - jest wreszcie jakaś dobra wiadomość z moją wagą - zszedłem poniżej 90 kg i ten stan utrzymuje się już kilka dni
Całkowity dystans: 155 km Całkowity czas: 17:29:07 Średnie tempo (min/km): 06:45
Marzec minął mi świetnie pod względem biegania. Szczęśliwie choróbska trzymały się z dala i jedynie na samym początku opuściłem dwa treningi ze względu na doleczanie lutowej grypy. Dzięki temu nabiłem rekordową ilość kilometrów, ale nie odczuwam jakiegoś przeciążenia. Staram się nie przeginać i zdaję sobie sprawę, że jestem dopiero na etapie budowania form, dlatego trzymam się niskiego tempa dodając do tego przebieżki.
Kwiecień zapowiada się ciekawie - planuję dwa starty – 3.04 w Pabianickim Półmaratonie i 30.04 III Dycha Justynów-Janówka (10 km). Zobaczymy co to będzie.
Całkowity dystans: 6km 678m Całkowity czas: 00:46:05 Średnie tempo (min/km): 6:54 Liczba spalonych kalorii: 628 kcal
czwartek, 2011-03-31
Całkowity dystans: 9km 018m Całkowity czas: 00:59:04 Średnie tempo (min/km): 6:33 Liczba spalonych kalorii: 878 kcal
sobota, 2011-04-02
Całkowity dystans: 4km 525m Całkowity czas: 00:29:08 Średnie tempo (min/km): 6:26 Liczba spalonych kalorii: 457 kcal
niedziela, 2011-04-03 - I Pabianicki Półmaraton ZHP
Całkowity dystans: 21km 097m Całkowity czas: 02:11:31 Średnie tempo (min/km): 6:14 Liczba spalonych kalorii: 2028 kcal
Podsumowanie tygodnia 2011-03-28 - 2011-04-03
Całkowity dystans: 42km 859m Całkowity czas: 04:41:33 Średnie tempo (min/km): 6:34 Liczba spalonych kalorii: 3991 kcal
Tydzień upłynął pod znakiem przygotowań do niedzielnych zawodów. We wtorek i czwartek zaliczyłem biegi z żywszymi akcentami, w sobotę potruchtałem tak tylko na rozruszanie.
W niedzielę wstałem 30 minut przed budzikiem, mimo, że starałem się nie brać tych zawodów zbyt na serio, to stres był i tak. Zjadłem lekkie śniadanie raz jeszcze sprawdziłem czy mam wszystko spakowane i pojechałem do Pabianic, gdzie byłem godzinę przed startem.
Numer odebrałem dzień wcześniej, jak się okazało niepotrzebnie, bo organizatorzy nieźle się przygotowali i nie było kolejek. Raz-dwa się przebrałem, oddałem plecak do depozytu i zrobiłem porządną rozgrzewkę. Przydała się, bo wiejący dość silny wiatr szybko chłodził organizm.
Zdecydowałem się wystartować pod koniec grupy, bo nie zależało mi jakoś specjalnie na miejscu w klasyfikacji. Tuż przed startem zgadałem się z Arasvolvo, który rozpoznał mnie po numerze. Razem pobiegliśmy pierwsze dwa km.
Niestety brak wyraźnie zaznaczonego miejsca ostrego startu spowodowało, że źle puściłem stoper. Jak się później okazało nie tylko ja, a rekordziści spóźnili się z tym nawet o km.
Biegłem spokojnie, bez zbytniego napinania się. Czułem, że mogę szybciej, ale pamiętałem, że za mną ledwie 3 czy 4 km, a przede mną 17 albo 18. Niestety dałem się ponieść około 10 km i to chyba sprawiło, że zabrakło mi siły na 18. Choć walczyłem , ale w końcu przeszedłem do trybu mieszanego – 30-40 kroków marszem/80-100 biegiem. Miałem nadzieję, że gdy minę znacznik 20 km uda mi się przejść do biegu stałego, ale to była mrzonka. Udało się na 500 m przed metą.
Czas oficjalny brutto – 2:12:51. Na podstawie średniego tempa pierwszego km, oszacowałem, że czas netto to 2:11:31. Jakby nie było, jest to mój rekord życiowy
Było bardzo fajnie i chętne wezmę udział w podobnych imprezach w przyszłości. Ale dziś poczułem czym jest start w zawodach na długim dystansie i widzę, że jestem jeszcze za cienki na królewski dystans. Dlatego start w tegorocznym Maratonie Łódzkim odkładam na rok przyszły – pilnujcie mnie, żeby mi znowu nie odbiło