Plan 2km easy + 6km@4:00 +1km easy
Ostatni trening przed wylotem z klubem na kanałku i Agrykoli. Całość miło i przyjemnie - jeszcze nie tak dawno temu nie wyobrażałbym sobie ciągłego po 4:00min/km podczas którego sobie rozmawiam z trenerem.
Wpierw 2.6km po 5:03min/km, później od razu na bieżnię i 6km ciągiem średnio po 3:57min/km, a na koniec 2.3km po 5:18min/km
20-10-2017
Plan WOLNE
Całkowity dzień lenia nie licząc odrobiny Veturilo i przelotu do Walencji
21-10-2017
Plan WOLNE
Niby ludzie od nas poszli potruchtać ale ja jakoś nie jestem fanem rozruchu na dzień przed HM/M - leń wygrywa wtedy

22-10-2017
Plan Valencia Halfmarathon
I w końcu nadszedł pierwszy główny start tego półrocza

W filmiku na dole lekkie zobrazowanie naszego pobytu na miejscu, a teraz opis samego dnia biegu

Pobudka około 7 i obowiązkowe 2-3 wizyty w toalecie (normalnie wystarcza mi jedna ale przed zawodami chyba stres robi swoje - ew. to były chipsy zapijane Monsterem przed snem :D). Do startu mieliśmy około 5km, więc zdecydowalismy się na dojazd metrem. Około 8:15 byliśmy na starcie i mógł człowiek się zająć rozgrzewką + kolejna wizyta w toalecie. Dosłownie na 3min przed wystrzałem zaciągnęło do WC po raz 5! to moja nieoficjalna przedstartowa życiówka! Na niecałą minutę przed startem po ładnym sprincie (nazwijmy to ostateczną dynamiczną przedstartową przebieżką) zameldowałem się w mojej (1:12-1:24) strefie.
Pogoda sprzyjała, temperatura 20-21stC! (a podczas całego wyjazdu to chyba było jedyne okno pogodowe, podczas którego przez 2-3h było bardzo przyjemnie do biegania). Start poszedł sprawnie i wskoczyłem w rytm po 3:49-3:50 (jedynie niepokojący był puls bo od razu wskoczył na obszary pow. 175).
Pierwsze 5km zamknięte w czasie 19:19 i spokojnie jechałem dalej (fajnie, że na punktach z wodą była ona w butelce, można było się polewać w opór). Wszystko miał zweryfikować 10km ale już po przekroczeniu 9-tego czułem, że jest odrobinę za duża walka i jednak delikatne zwolnienie będzie wskazane.
Drugie 5km w czasie 19:17 i 10km w 38:36 (mimo straty i tak banan na twarzy, bo jeszcze rok temu człowiek walczył o taki czas na dystanie właśnie dyszki). Od tego czasu nastąpiło lekkie ale kontrolowane zwolnienie (na mój czas biegło naprawdę duuuużo ludzi - by eni być gołosłownym mój czas na mecie dał dopiero 383! miejsce). Trasa baaardzo płaska, chociaż właśnie na 14km jest chyba jedyny taki widoczny i odczuwalny (chociaż krótki) podbieg na most. Tutaj zwolniłem najmocniej i wyszedł mój najsłabszy międzyczas na 1km - 3:57.
Trzecie 5km w 19:31 - więc wolniej ale dalej bez jakiejś tragedii i totalnej porażki. Po 15km już był całkiem spory komfort psychiczny, że na 100% będzie JAKAKOLWIEK życiówka

Na szczęście niedaleko i ładnie szło.
Czwarte 5km wskoczyło w 19:30, więc nawet i o sekundę lepiej niż poprzednia piątka.
Ostatnie 1097,5m zrobiłem po 3:45min/km i wskoczyłem na metę z czasem 1:21:37 (śr. puls 177, czyli moje 91% HrMAX)! Czyli nowy rekord życiowy poprawiony o prawie 3minuty z zeszłorocznego biegu w Krakowie (poprzednio było 1:24:25). 5m za linią mety jednak po raz pierwszy w życiu przyszły wymioty

Na koniec mogę dodać, że biegło się całość jednak w bardzo dobrym stanie, zero umierania czy cierpienia - porządny kontrolowany bieg z uczuciem mocnego dyskomfortu ale bez poczucia straszliwej walki na śmierć i życie. Zapewne mogłem jeszcze trochę docisnąć ostatnie 3km ale te mdłości trochę to psuły i nie chciałem już dla parunastu sekund ryzykować pawika w trakcie biegu.
Dosłownie 30min po biegu już czułem się super, zero bólu nóg ni nic. Tak naprawdę gorsze odczucia mam po treningach ciągłych zmiennych

Teraz oczekiwanie na 11 listiopada i walka o 36:45-55, a następnie myśli wskoczą na maraton we Florencji (decyzja już podjęcia ruszam na czas 2:50-52 i zobaczymy co się stanie).
FILM Z WYJAZDU DLA ZAINTERESOWANYCH https://vimeo.com/239904931