Qba - misja 3:59/km

Moderator: infernal

Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

piątek, 22 marca

11,5km w dwóch ratach. Skora Base.

sobota, 23 marca

10km na lajcie. Skora Base.

niedziela, 24 marca

sprawdzian przed poznańską połówką. najpierw Ania była pobiegać, po raz pierwszy w stuningowanych butach. wróciła bardzo zadowolona, i stwierdziła, że nie chce wracać do "żelazek". co więcej, zapragnęła sprawić sobie nowe butki; hm... jak by jej tu pomóc? :ble:

zmotywowany treningiem Ani, która pobiegła średnio o minutę (!!!!!!!!!!!!) szybciej na kilometr niż zazwyczaj, postanowiłem zrobić maly sprawdzian przed połówką. wykombinowałem, że może by tak zrobić z dychę w tempie docelowym... po 2km rozgrzewki zacząłem akcent ale biegło się tak dobrze, że postanowiłem lekko przyspieszyć, żeby razem wyszło 15km w tempie docelowym i... udało się :)

15km po 4:30/km. Brooks Pure Drift.

Świetne buty na szybsze akcenty. Choć mocno oberwały łydki, jestem bardzo zadowolony. przede wszystkim te buty są bardzo lekkie i dynamiczne, trochę takie minimalistyczne startówki. jestem prawie zdecydowany by założyć je połmaraton za tydzień.

Wielki Tydzień

w tym roku to prawdziwa kulminacja Wielkiego Postu, tak prawdziwie dla mnie. mój chór nagrywa wokale do kilku utworów na płytę mojej przyjaciółki - płyta będzie wspaniała i ogromnie się cieszę, że mogliśmy w tym wziąć udział. w poniedziałek, wtorek i środę po pracy miałem próby i nagrania w studio - wracałem do domu w nocy, przez cały dzień jadłem bardzo mało. kosztowało mnie to wszystko mnóstwo sił i energii. poniedziałek i wtorek niebiegowy, środa - owszem, udało się na raty zrobić 28km, wszystko raczej spokojnie. Skora Base.

w czwartek jeszcze 11km w dwóch ratach, Skora Base.

wieczorem zaczęło mnie coś atakować... w piątek już bylem chory, do tego stopnia, że na wieczornym czuwaniu zużyłem wszystkie siły a i tak w końcówce po prostu nie mogłem śpiewać... masakra totalna, nie przydarzyło mi się to dobre 5 lat...

w każdym razie święta mam z przeziębieniem - dziś bylo w planach długie wybieganie ale sił nie starcza nawt by iść z rodzinką do kościoła na święcenie pokarmów i wizytę przy Grobie Pańskim a co dopiero na bieganie. siedzę, smarkam i kaszlę, pocieszam się tylko tym, że lepiej teraz niż za tydzień - być może jeszcze zdążę wyzdrowieć a i nogi odpoczną...

na święta życzę Wam (i sobie) zdrowia. i tyle.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
New Balance but biegowy
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

krótko:

wtorek, 2 kwietnia

10,5 km w dwóch ratach, SKORA Core.

czwartek, 4 kwietnia

8km po 4:45/km, SKORA Core.

piątek, 5 kwietnia

9km w dwóch ratach, SKORA Core. powolutku.



co się działo: powoli przeziębienie odpuszcza, właściwie jestem w pełni sił tylko zostało trochę kaszlu i kataru. da się żyć.
niestety podczas ostatniego truchtania (sic!) zaczął boleć achilles. ja tej. co za absurd... jeszcze w czwartek bardzo milutko 8km po 4:45/km, na luziku, a w piątek taki zonk. no nic, smarujem, chłodzim i się modlim. oby było dobrze.

dostałem nowe modele SKORA: Core i Phase. Szerzej opiszę je w następnym tygodniu, teraz napiszę tylko tyle, że są REWELACYJNE. Po prostu rewelacyjne.

jutro poznańska połówka, o ile achilles pozwoli, trzymam się Łukasza i walczę o złamanie 1:35.

ania też biegnie.

relacja jutro. trzymajcie kciuki :)
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

niedziela, 7 kwietnia

6 Poznań Halfmarathon

od rana zaczęło się dobrze - wyszło słońce. na starcie pojawiliśmy się na czas - nie dotarłem niestety na umówione miejsce spotkania z Łukaszem, z którym mieliśmy atakować 1:35 - na nogach miałem Brooks Drift, które łapią wilgoć przez podeszwę a okazało się, że żeby dotrzeć pod pomnik gdzie byliśmy umówieni musiałbym przebiec przez topniejący śnieg... z myślą, że odnajdziemy się na trasie poczłapałem na start. pożegnałem się z Anią, która razem z koleżankami przeszła bardziej do tyłu (planując biec na ok. 2:20), ja znalazłem sobie dobre miejsce za balonikami na 1:30, antycypując tłok na starcie. i tłok był, po raz kolejny zdumiało mnie jak wiele osób niefrasobliwie ustawia się z przodu mimo licznych informacji, tablic ze strefami czasowymi itd. nic to.

relacja kilometr po kilometrze:

1.
tłum, przepychanki, ostrożnie żeby się nie potknąć.
z wielką radością znajduję Łukasza - od tygodni byliśmy umówieni na wspólny atak. super, że możemy raz pobiec od początku. z nami niepodziewanie Bartek - wracający po kontuzji, oraz jeszcze jeden kolega, który musi mi wybaczyć, że zapomniałem jego imienia. fajna ekipa. serce rośnie.

2.
oddrabiamy stratę ze startu i pierwszego kilometra. biegnie się dobrze, dużo ludzi, piękna pogoda, atmosfera biegowego święta.

3.
jesteśmy już we właściwym tempie - 4:30/km, ale biegnie się naprawdę dobrze. wymieniamy kilka uwag. zastanawiam się nad achillesem, czy nie zacznie się odzywać ale póki co jest świetnie, nic nie czuć - okaże się, że do końca nie będzie z nim żadnego problemu.

4.
trochę z górki, lecimy po 4:25/km od kilku dobrych chwil. patrzymy po sobie czy nie zwolnić. ja mam spokojny oddech 3-3, czuję się świetnie, Łukasz też...

5.
znowu nieco z górki, znowu szybko. mijamy pierwszy punkt odżywczy. ja mam strategię by nie korzystać w ogóle z jedzenia i picia - nie jest gorąco, nawodniłem się poprzedniego dnia, zjadłem spokojne śniadanie, ćwiczyłem bieganie na czczo - w moim odczuciu nie potrzebuję nawet wody.

6.
żartujemy z Łukaszem, że wciąż widać baloniki na 1:30 w zasięgu wzroku. chyba troszkę ostrożnie zaczęli, będą musieli nadrabiać. wydaje się, że wystarczyłoby tylko nieco przyspieszyć by się z nimi zabrać ale zdajemy sobie sprawę, że to złudne myślenie.

7.
myślę sobie o Ani, czy dobrze jej się biegnie. ja czuję się bardzo dobrze, oddech cały czas spokojny, tempo bardzo dobre. myślę o nadchodzących podbiegach.

8.
zaczyna się mijanie pierwszych biegaczy, którzy przeliczyli się z siłami. zawsze to przykro zostawiać kogoś w tyle. ja jednak prę do przodu, zdejmuję buffa i podciągam rękawy - zrobiło się przyjemnie ciepło.

9.
podbiegi na Hetmańskiej idą spokojnie, nogi obute w ultralekkie Brooksy pracują mocno. wiem, że nie będę pił na drugim punkcie odżywczym. czuję się mocny, nadaję tempo naszej grupce, z której w międzyczasie odpadł Bartek - rzeczywiście, idziemy po 4:25/km, szybciej niż zakładaliśmy.

10.
drugi punkt, na którym Łukasz zwalnia i bierze kubeczek z napojem. decyduję się nie czekać na niego, licząc, że mnie za chwilę dogoni. po podbiegu na Rolną zaczyna się długi kawałek, na którym będzie płasko lub z górki. decyduję się przyspieszyć.

11.
oddech 3-2, dobra kadencja, lekki sprężysty krok. póki co wszystko pracuje jak w zegarku. przyspieszyłem o ok. 10 sekund na km, chłopacy zostali za mną. po prawdzie, od jakiegoś czasu toczymy z Łukaszem korespondencyjną rywalizację i nie ukrywam, że marzeniem byłoby pokonać go na mecie, szczególnie, że niedawno w W-wie pobiegł 1:33 - taki wynik przed biegiem przyjąłbym w ciemno... na nawrocie Marek i jego doping - Boże, jedno słowo a ile potrafi dać siły! Dziękuję Marek!

12.
nadzieja, że Łukasz mnie dogoni zaczyna ustępować nadziei, że mnie nie dogoni. jestem już sam, sam na sam ze swoją siła i słabością. nie lubię biec w tłumie, szukam swojego miejsca. zbiegam nieco z linii obieranej przez większość biegaczy by mieć czyste pole z przodu. nie lubię słyszeć czyjegoś oddechu, czuć inny biegowy rym, lubię na trasie być sam.

13.
mam dobrą szansę pobyć sam - jestem na 4-km prostej, to sporo czasu żeby się zniechęcić, i drugi taki newralgiczny punkt - coś w sobie ma ten odcinek, że wielu tutaj przeżywa kryzys. ja nie. nie dzisiaj.

14.
wyprzedzam. obieram sobie za cel jakiegoś biegacza w odległości kilkunastu kroków, dopadam, czaję się za plecami, i wychodzę do przodu. wiem, że muszę wciąż przyspieszać, że Łukasz na pewno jest niedaleko a w W-wie miał bardzo mocną końcówkę.

15.
pamiętam, jak przed rokiem pechowy łyk wody poskutkował kolką i masakrą na ostatnich 3 km. tym razem mijam nie spojrzawszy nawet na kubki z piciem. nie czuję pragnienia ani głodu, chyba, że głód prędkości i zwycięstwa nad sobą. w myślach kalkuluję na jaki wynik mogę liczyć o ile utrzymam tempo - wychodzi mi 1:32...

16.
odczuwam lekkie kłucie z boku. staram się utrzymać wysoką kadencję, luz i moc. oddycham miarowo, 3-2. na Placu Bernardyńskim Robert zagrzewa mnie do boju - kolejny mega kop energii! Robert to brat Łukasza - aż mnie korci żeby zapytać czy brat nie czai się za moimi plecami. dzisiaj jestem jednak szybszy nawet od własnych myśli - zanim otworzę usta, jestem już daleko.

17.
nawrót. zaczyna się ten odcinek, na którym rok wcześniej rozegrała się moja tragedia. nie tym razem. znowu wyprzedzam, nie szkodzi, że pojedynczych biegaczy. wyprzedzam. mnie nie wyprzedza nikt.

18.
mocny kilometr, dzięki wysokiej kadencji. jest już duże zmęczenie, oddech 2-2 ale Drifty niosą wspaniale niczym sandały Hermesa. czuć adrenalinę. już wiem, że 1:35 pęknie, tylko o ile?

19.
szybko, szybciej, bo mnie dorwie :) tak sobie powtarzam. często na treningach wyobrażam sobie, że biorę udział w zawodach i uciekam przed kimś. teraz to dzieje się naprawdę, wykorzystuję to jako dodatkową motywację. oczywiście, z drugiej strony życzę jak najlepiej Łukaszowi, oby wykręcił jak najlepszy czas... o sekundę gorszy niż mój :P

20.
już niedaleko. ostatni punkt, nieistotny - kto zwalnia i pije na kilka kroków przed metą. podbieg na Baraniaka jest wymagający ale to już ostatni, zaraz będzie meta. boli lewa noga - chyba pęcherz pękł. już od 2-3 km czuję, że coś jest tam nie tak - chyba piasek albo skarpetka się podwinęła. nieważne.

21.
teraz już tylko z górki. włączam luz, nie dbam o technikę, pracuję nieładnie ale mocno.

FINISZ

na ostatnim zbiegu puszczam mięśnie. uda mocno i boleśnie walą o asfalt. nic to, na tym luzie wpadam na ostatnią prostą. widzę zegar. kolejne sekundy upływają ale już nie liczą mojego czasu.

jestem na mecie. czas 1:31:15 brutto. 4:18/km. dziękuję Bogu, unoszę ręce w geście triumfu. to mój najlepszy bieg w życiu, mega życiówka (ubiegłoroczna poprawiona o 10 minut!), ale i mega wysiłek. dobra robota.

chwila odpoczynku, i truchtam z powrotem na trasę w poszukiwaniu Ani. dołączam do niej na ostatnie 2km. jest w świetnym humorze i dobrej formie. czuję dumę z jej osiągnięcia równie co z własnego. meta drugi raz.

w drodze do domu odczytuję sms-a.
1:31:01 netto, miejsce 345 w generalce (tylko 8 kobiet przede mną! lol) 0 136 w kategorii M-30. nieźle, kurczę.

http://www.movescount.com/moves/move123 ... WFsqPpCQV8

czyli razem 25km, Brook Pure Drift.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

podsumowanko dwóch tygodni po półmaratonowych.

kilka dni przed połówką biegalem w nowych SKORAch, niestety konstrukcja zapiętka sprawia, że jego szczyt mnie uciska co powoduje ból achillesa. także przez te dwa tygodnie trochę szarpanie się z kontuzją. co dziwne - tylko jedna noga boli - być może kontuzja powstała bez udziału zapiętka a on jedynie nie pozwala sjej się zaleczyć, w każdym razie frustracja spora - nowe buty w których nie można biegać...

poniedziałek, 8 kwietnia
6,9km wieczorem z Adamem. nie potrafilem biec szybciej niż 6'/km. SKORA Core.

środa, 10 kwietnia
10,5km w kilku krótkich ratach. SKORA Core.

sobota, 13 kwietnia
13km, SKORA Core.

niedziela, 14 kwietnia
16km, SKORA Core.

poniedziałek, 15 kwietnia
8km, SKORA Phase.

wtorek, 16 kwietnia
11km, SKORA Phase. achilles mocno bolał więc na kilka dni zmiana butów.

środa, 17 kwietnia
15,8km w kilku ratach. SKORA Base.

czwartek, 18 kwietnia
10,7km. SKORA Base.

piątek, 19 kwietnia
10,9km. SKORA Base.

sobota, 20 kwietnia
15km, Salomon S-Lab Sense.

postanowiłem założyć Salomony, ponieważ mam zamiar w nich biec górskie biegi w wakacje, a za dwa tyognie mam w planach 50km urodzinowe w ramach przygotowań. Sense mają dość sztywny zapiętek, achilles bolał. skróciłem trening i wrócilem zmartwiony do domu. popołudniu przyszedł yacool. pochwalił się biustami dla hajle, pogadalim też o SKORAch. zasugerował, zeby na początku zanim się nanie sam zapiętek, wywalić piankę-gąbkę wyścielającą ten nieszczęsny szczyt. sam zabral się z pierwszy but, rezultat był na tyle zachęcający, że pozostale 3 załatwiłem sam tego samego dnia. wydaje się, że kosmetyczny zabieg przyniósł zasadniczy efekt i wreszcie będę mógł swobodnie w nich biegać.

na potwierdzenie

niedziela, 21 kwietnia

26km po lesie z Bartkiem, super trening w super towarzystwie. na nogach COre'y, achilles bolał ale był to inny bol - samej dolegliwości, nie z powodu drażnienia przez zapiętek. cały uchachany wrócilem do domku :)

to na razie tyle.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

22 kwietnia,

10,5km, SKORA Core.

23 kwietnia,

15,5km, SKORA Phase.

24 kwietnia,

15km, SKORA Core.

25 kwietnia,

7,5km, SKORA Core.

26 kwietnia,

11km, SKORA Base.

27 kwietnia,

11km, SKORA ?

28 kwietnia,

17km, SKORA Core. po 4:50/km.

29 kwietnia,

10km, SKORA Core.

30 kwietnia,

9,5km, SKORA Core.

także tego.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

1 maja, URODZINY

wolne.

2 maja,

URODZINOWA PĘTLA

http://www.movescount.com/moves/move13210463


55km po okolicach Poznania. dzika bomba :)
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

no dobra. urodzinowa pyntla trochę bolała ale najbardziej na końcu :P stwierdzenie pozornie oczywiste bo wydawało mi się, że najbardziej boleć będzie przez kolejne dwa, trzy dni, tymczasem nic nie było. następnego dnia nie pokusiłem się co prawda o trzydziestkę na dobicie jak rok temu, tym niemniej poszedłem na chwile potruchtać żeby sprawdzić jak się nogi mają. mialy się dobrze. kolejne bieganie w niedzielę, krótsze niżbym chciał ale za to ciekawe. kalinka chora, w sobotę była masakra, nie wychodziłem z domu. w niedzielę rano na spontanie trafiłem na trening prowadzony przez kulawego w ruinach fortu - milusio, teren jak w stołowych. a ja - słaby jak ta dupa. chłopaki co tam latali wszyscy trzej słabsi ode mnie biorąc pod uwagę niedawną połówkę i wszyscy lepsi biorac pod uwagę hasanie to tych górkach. jo sem popierdółka, co zauważylem sam a co dobitnie wytknął mi piotrek, dzięki stary, dobrze jest tak czasami dostać w ryja.

w piątek 4km, Skora Base.
w niedzielę jakieś 15km, Skora Phase.

w tygodniu biegane, napiszę później.

jutro jak nie będzie padać rano, biegnę do fortu.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

podsumowanie tygodnia:

poniedziałek - wolne

wtorek - 10,5km, SKORA Core.

środa - 10km, SKORA Core. w tym 5km po 4:07/km.

czwartek - 10km, SKORA Core.

piątek - 6km, SKORA Core.

sobota - 17km, Salomon S-Lab Sense.

najfajniejszy trening w tygodniu. w lasku marcelińskim 6 kilometrowych pętelek w górę i w dół po Mount Marcelin, dość żwawo.

niedziela - 10km, w tym 1km SKORA Phase, 9km SKORA Base.

niestety yacoolowy fine tuning zapiętka Phase'ów nie pomógł, nadal zapiętek podrażnia Achillesa. właściwie podrażniał, bo dzisiaj po prostu go maksymalnie pociąłem, na śmierć. chyba teraz wreszcie będzie można biegać :)
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

13-19 maja

poniedziałek

10km, SKORA Phase.

wtorek

10km, SKORA Phase.

środa

7,5km, SKORA Phase.

czwartek

8,5km, SKORA Phase.

piątek

10km, SKORA Phase

sobota

22km, SKORA Core.

spokojny tydzień bez szaleństw. niestety zatoki zawalone - któraś z córuń mi sprzedała. przez to gorzej trochę się biega... nic to. w sobotę fajne wybieganie w miłym towarzystwie roberta, łukasza i Klangera. miałem możliwość przetestowania skarpetobutów Sockwa - fajne uczucie dopóki nie nastąpi się na kamień lub szyszkę. zdecydowanie poza moim progiem tolerancji ;)

po wybieganiu fajny element - sesja pulsingu z yacoolem. wrażenie rozluźnienia bardzo fajne, do tego stopnia, że się pozbierać do biegu nie mogłem :D

na pewno będę chciał to powtórzyć. tymczasem oglądam prezenty urodzinowe - A Fine Line Kiliana oraz Unbreakable: Western States 100 :)

tyle
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

20-26 maja

poniedziałek 11km. SKORA Phase.
wtorek 9km. SKORA Phase.
środa 10+7=17km. SKORA Base.
czwartek 9,5km. SKORA Phase.

pt, sob, nd - off

choróbsko trwało, Kalinka chora, szmery bajery. popierdółka a nie trening.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

27 maja - 2 czerwca

drugi raz zabieram się do pisania tego postu. za pierwszym razem laptop spadł mi na nogę. super.
winda nie rusza, pewnie padł dysk a wraz z nim poleciay w kosmos dane firmowe. cudownie. do tego stopa spuchła i boli. ciekawe czy do niedzieli przestanie, w przeciwnym razie nici z biegu. ale o tym w następnym poście bo ten jest przecież z poprzedniego tygodnia.

powoli sie odglutowywałem... w końcu to już ze 3, może 4 tygodnie, pewnie gdybym na początku zrobił sobie kilka dni przerwy i zapodał jakieś mocniejsze leki albo, samnie wierzę w to co mówię, poszedł do lekarza, po kilku dniach byłoby po wszystki. a tak, wierząc w swoja zbudowana przez bieganie odporność, bujałem się z chorobą ufnie twierdząć, że przecież ZARAZ MI PRZEJDZIE. po tygodniu, w myśl zasady, że leczone przeziębienie trwa tydzień a nieleczone 7 dni, uznałem że ZARAZ MI PRZEJDZIE. po dwóch tygodniach zmieniłem nieco nastawienie na W KOŃCU MI PRZEJDZIE. no więc przechodzi. a raczej przechodziło bo przecież jesteśmy w przeszłości.

27 maja

10km, SKORA Base.

29 maja

10km, SKORA Phase

30 maja

10km, SKORA Base

31 maja

7,5km, Salomon S-Lab Sense

Razem z Anusię wybraliśmy się na Dziewiczą Górę pobiegać troche po lesie, pagórkach i zaznać natury. Było super, tereny i trasy świetne. Ja dostałem bonus w postaci zwierzęcej - jelonka, który spłoszony odkicał w dal oraz kleszcza, ktory tak się do mnie przywiązał, że musiałem go od siebie odrywac siłą. kawałek po kawałku. czyli że zwierzęta mnie lubią.

Anusi też się podobało choć dla niej to spory wysiłek... fajnie, że mimo ogólnie dośc kapryśnej pogody trafiliśmy na godzinkę bardzo przyjemnej aury :)

2 czerwca

22km, SKORA Base

niedzielne ranne wybieganie, udało się o 7 wybiec z domu co samo w sobie jest sukcesem... tradycyjnie Rusałka, Strzeszynek ale tylko do kamienia i z powrotem. Milutko, z audiobookiem (Narrenturm!)

tydzień dość udany, szczególnie ten bieg piątkowy po górkach :)

w międzyczasie obejrzeliśmy z Anią film Kiliana - A Fine Line. Wspaniałe zdjęcia i świetna historia, zapierająca dech w piersiach ale i motywująca. Wciąż jestem pod wrażeniem i na pewno będę wiele razy do tego filmu wracał. Jakże inny jest świat biegania górskiego od ulicznego...

tyle.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

3-9 czerwca

4 czerwca, wtorek

10km po lasku, chyba SKORA Base.
alergia szalala. mialem pobiec coś szybszego ale tak mnie pierduknelo po 2km, że nie bylo opcji. rzeźnia na maksa.

5 czerwca, środa.

8,8km razem z anią, powolutku, SKORA Phase.

wieczorem SKORA Base, 13km. bardzo mocny trening jak na mnie: interwaly, co prawda na dlugich przerwach ale jednak.

0,5km po 3:50
0,5km po 3:50
0,75km po 3:50
1km po 3:50
1km po 3:55
1,25km po 4:00

przerwy intuicyjne aż do jakiegoś bliżej nieokreślonego stanu wypoczynku, w domu analizując tętno okazalo się, że do granicy pierwszego zakresu/Easy - 135 bpm. fajnie, że na czuja robię to co powinienem.

czwartek, 6 czerwca

do pracy i z pracy razem 11km, Brooks Pure Drift.

w czwartek wieczorem śpuścilem sobie laptopa na stopę, spuchla od razu i bolala.

w związku z powyzszym dwa kolejne dni to przerwa od biegania i częste chlodzenie i smarowanie.

w rezultacie bylem w stanie w niedzielę pobiec polówkę w Grodzisku.

niedziela, 9 czerwca

21 km, SKORA Phase.

fajna wycieczka z rodzinką. emilka miala frajdę, w czasie niespelna godzinnej jazdy rozglądala się ciekawie, pytala o nazwy jeziorek, pól, lasów :) albo wymyślala je sama :)

impreza świetna, pogoda dopisala aż za bardzo... super atmosfera święta biegowego i jednocześnie święta calego miasteczka, mnóstwo ludzi na ulicach, więcej niż w poznaniu.

zacząlem mocno po 4:20 z myślą o życiówce ale upal zweryfikowal plany. jeszcze na 10km bylo tempo 4:30 ale potem zaatakowala alergia i nie bylo bata: 5:00/km i nic więcej nie dalo fizycznie się ruszyć, masakra nad masakry. cóż, taki mój urok. wyszlo 1:40, co najfajniejsze, przed metą czekala na mnie ania z dzieciakami, wziąlem emilkę i ostatnie 50m wśród wrzawy kibiców na rynku emi przebiegla z tatą, dostala swój wlasny medal i byla bardzo szczęśliwa. a ja cieszylem się z tych 50m bardziej niż z tych 21km...

na razie tyle.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

10-16 czerwca

w sumie 87 km. na zmianę drifty, phase'y i Sense. za daleko wstecz by sobie konkretnie przypominać.

17-23 czerwca

56km, w tym 14 boso po plaży. od soboty nad morzem z całą rodzinką :)
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

24-30 czerwca

35km w 3 treningach, bardzo mało. od poniedziałku do czwartku nad morzem, bieganie tylko raz.
po pworcie dwa treningi, niedzielny bardzo fajny - 8km crossu, potem 5x podbieg i 5x wieloskok na podbiegu, mocno.

Razem 20km bardzo fajnego biegania, sprawdzone Inov8 Mudclaw 265 w perspektywie MGS. NO tak...

1 -7 lipca

pon-śr w sumie jakieś 26km w kilku krótkich ratach, wszystko spokojnie. na środowym bieganku podczas zbiegu walnęło kolano... super, na 3 dni przed MGSem. musiałem kilka chwil maserować, a i tak trochę bolało... zrobiłem przerwę w bieganiu do soboty a i tak codziennie czułem.

na szczęście na samym maratonie kolano ani razu nie dało znac o sobie. co z tego, skoro po 25km alergia przywaliła mi tak, że musialem zejśc z trasy. razem pokonałem 33km, ostatnie 4 marszem, nie dało się biec. musze iśc do alergologa, to jest jakaś masakra, impreza do której się przygotowuję miesiącami, idzie mi dobrze, zapas sił jest, liczę na dobry czas, po czym wszstko w pół godziny obraca się w niwecz. smutne to trochę. oczywiście staram się szukac pozytywów i traktuję jako dobrą lekcję pokory i nie wiem jeszcze czego, tym niemniej wolałbym, żeby alergia mnie nie dopadła, wolałbym zrobić świetny czas.

w niedzielę, już w poznaniu, 12km powolutku.

na miesiąc przed wawrzyńcem brakuje mi siły oraz wolności od alergii. co z tego będzie, nie wiem.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

Kilka słów o MGS:

1. Przygotowania.

Szły dobrze, oczywiście jak zawsze miałem przekonanie, że z wytrzymałością jest b. dobrze, gorzej z siłą. Kilka treningów zrobiłem ale mogłoby być ich więcej i więcej ćwiczeń w domu. Kilka razy biegałem w upale, wiele razy biegałem na czczo, bez jedzenia i często bez wody. Na pewno poprawiło to przemiany tłuszczowe i generalnie ekonomikę zapotrzebowania na jedzenie i picie podczas biegu. Generalnie czułem się zwarty i gotowy.

2. Sprzęt

Wiedziałem, że biegnę bez plecaka, z bidonem w ręce. Kochana babcia doszyła w spodenkach dodatkową kieszonkę, czyli na trasę ruszałem z dwoma żelami i batonem z pakietu, do tego 0,5l wody. I to było ok. Co prawda na dobiegu do Pasterki doskwierał mi już brak wody ale dało radę wytrzymać, ten błąd - w końcu powinienem był się więcej napić na poprzednich punktach - nie był decydujący. Spodenki ze wszytymi getrami z Deca sprawowały się świetnie, bidon-handheld również.

Na nogach Inov8 Mudclaw 265 - testowane w perspektywie Chudego Wawrzyńca. Wygodne, świetna trakcja, dobra ochrona przed kamieniami. Nie było w nich zbyt gorąco. Jedyny minus na dużych kamieniach no ale to urok podeszwy z dużymi kołkami. Generalnie sprawdziły się na 5-.

3. Przed biegiem.

Do Pasterki jechałem razem z Piotrkiem - Kulawym Psem, który jak zawsze zresztą dał radę mnie podjudzić na myślenie o wyniku poza moimi możliwościami :) za co mu serdecznie dziękuję, a później również ze Slawkiem Marszałkiem i jego przemiłą rodzinką. Podróż upłynęła pod znakiem milej rozmowy i przepysznych czereśni. W pokoju ponownie miałem wspaniałe towarzystwo (podobnie jak w ubiegłym roku) - tym razem oprócz Moni za współlokatorów miałem Magdę Łączak - zwyciężczyni biegu kobiet - i Pawła Dybka - tuż za podium w biegu mężczyzn. Wspaniali ludzie, chwile rozmów to lekcje nie mniejsze niż same zawody.

4. Bieg

Wykoncypowałem sobie, że stać mnie na wynik ok. 5:30h i tego się trzymałem od początku. Od początku też wdrażałem postanowienie by pod górę nie biec, do 30km. Udawało mi się to bardzo dobrze, kilometry mijały, czułem przewyższenia w nogach ale wszystko to uroki biegu podobnie jak wspaniałe krajobrazy wkoło mnie - kocham te góry i kocham te szlaki. Na podbiegach mnie wyprzedzali - brak treningów siłowych - ja nadrabiałem trochę na płaskim ale, co ciekawe, najbardziej na zbiegach. Wydaje mi się, że biegacze na moim poziomie często bardzo boją się rozluźnić i puścić na zbiegu. Ja również się tego boję ale widocznie nieco mniej.

Długi podbieg (podejście) na trzecim etapie nie popsuł mi, mimo obaw, dobrego tempa średniego, którego utrzymanie oznaczałoby rezultat ok. 5:30. Na tym etapie biegu miałem dużo sił, dobre samopoczucie i wrażenie, że oszczędzam się na końcowe etapy. Niestety przyszło moje nieszczęście - oddech stawał się płytszy, tempo spadało, znajome objawy coraz mocniej doskwierały - atak astmy oskrzelowej. Działa to bez fajerwerków - po prostu z minuty na minutę objętość płuc się zmniejsza a wraz z nią wydolność. To co przed chwilą wydawało się komfortowym truchtem staje się biegiem na granicy możliwości tlenowych. Do Pasterki doczłapałem jakoś, nie mogąc niestety biec nawet po płaskim...

4. Koniec

W Pasterce 20minut przerwy, i strzał z wziewu przyniesionego z pokoju przed jakąś dobrą duszę - nie ci się dobrze biega! Niestety to już nic zasadniczo nie zmieniło - bujanie się przez pół godziny z atakiem generalnie nie pozwala na kontynuowanie wysiłku. Podjąłem jednak próbę i ruszyłem dalej, mając nadzieję, że przejdę trochę i poczuję się lepiej. Na punkcie dużo się napiłem i trochę najadłem. Niestety nawet w marszu czułem się fatalnie, chciało mi się wymiotować, miałem sztywny kark i barki, nie dawałem rady biec. Po kilku km zmagania się z oporną materią postanowiłem zakończyć swój udział i zejść z trasy. Niestety.

5. Wnioski.

Dopiero się kotłują w głowie. Kilka myśli jest już jednak wyraźniejszych:

1. Nigdy na trasę bez wziewu.
2. Więcej siły.
3. Zawsze brać wziew na trasę.
4. Więcej ćwiczeń siłowych, kosztem kilometrażu.
5. Pamiętać o wziewie.

Szkoda tego przerwanego biegu, sądzę, że miałem szansę utrzymać tempo i ukończyć z czasem ok. 5:30h, co dałoby mi miejsce ok. 70-80... Tego jednak nigdy się nie dowiem. Pozostaje więc wrócić do treningów i jak najlepiej przygotować się do Chudego Wawrzyńca.

tyle.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
ODPOWIEDZ