POZnań - moje POZegnanie???
Moderator: infernal
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
I jeszcze trzy zdjęcia. Chciałem zwrócić uwagę na czarny strój - świetnie się sprawdził i łatwo dał się wyprać.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
26.05.2013 Cracovia Interrun
Start falami, ja z powodu niskiego numeru ruszyłem w pierwszej (nie licząc elity) fali. Ustawiłem się na końcu stawki żeby uniknąć tłoku. Przed startem 10 minutowe rozbieganie. Przed startem gubię rodzinkę, która z powodu identycznych koszulek nie była w stanie wypatrzyć mnie na trasie (może powinienem był pomyśleć o różowych spodenkach?). Pierwszy kilometr przebiegam w tempie 4:45, po kolejnych 500 metrach nadchodzi znajome uczucie - chwyta mnie częstoskurcz, tracę oddech. Chwilę próbuję walczyć, jednak widząc że nie przechodzi robię jedyną rzezc która jest mi w stanie pomóc = przechodzę w marsz. Po kilkudziesięciu metrach kołatanie mija, zaczynam znowu biec. Do końca biegu jest już dobrze, chociaż biegnę na wysokich obrotach. Nie korzystam z wodopojów na trasie coby nie spowalniać. Na ostatnich 2-3 kilometrach spotykam coraz więcej szkrabów z rodzicami z biegu na 5km (oj nie daruję moim za rok!). Ostatni kilometr, od połowy trasy wiem dobrze, że z 45 minut nici, a na Floriańskiej straciłem wiarę w <46 minut (jak się na mecie okazało chyba poddałem się za wcześnie). Kończę z czasem 46:06 netto, nowa życiówka i koniec sprintów w tym roku.
Start falami, ja z powodu niskiego numeru ruszyłem w pierwszej (nie licząc elity) fali. Ustawiłem się na końcu stawki żeby uniknąć tłoku. Przed startem 10 minutowe rozbieganie. Przed startem gubię rodzinkę, która z powodu identycznych koszulek nie była w stanie wypatrzyć mnie na trasie (może powinienem był pomyśleć o różowych spodenkach?). Pierwszy kilometr przebiegam w tempie 4:45, po kolejnych 500 metrach nadchodzi znajome uczucie - chwyta mnie częstoskurcz, tracę oddech. Chwilę próbuję walczyć, jednak widząc że nie przechodzi robię jedyną rzezc która jest mi w stanie pomóc = przechodzę w marsz. Po kilkudziesięciu metrach kołatanie mija, zaczynam znowu biec. Do końca biegu jest już dobrze, chociaż biegnę na wysokich obrotach. Nie korzystam z wodopojów na trasie coby nie spowalniać. Na ostatnich 2-3 kilometrach spotykam coraz więcej szkrabów z rodzicami z biegu na 5km (oj nie daruję moim za rok!). Ostatni kilometr, od połowy trasy wiem dobrze, że z 45 minut nici, a na Floriańskiej straciłem wiarę w <46 minut (jak się na mecie okazało chyba poddałem się za wcześnie). Kończę z czasem 46:06 netto, nowa życiówka i koniec sprintów w tym roku.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
Odliczanie do Chudego - 71 dni.
Dzień przerwy po Interrunie i od razu zaczynam na ostro:
Wtorek - 22km (w deszczu!)
Środa - 23km
Czwartek - przerwa
Piątek - w planach 30 km. Po dwóch godzinach i 22km opadam z sił, zaczynam rozumieć znajomego, który odpadł na Kieracie na 70km. Jestem w szczerym polu, żywego człowieka ani widu ani słychu, przypadkiem w słuchawkach leci mi akurat TSA z "51". "Odszedłeś, bo byłeś słaby..." - to o mnie??? Dobra, zbieram siły, kończę marszobiegiem. W sumie mam te 30km, chociaż w inny sposób niż planowałem. Przyszły tydzień będzie luźniejszy z powodu startu w Rudawie.
PS Uda bola niemilosiernie, ale chyba o to chodzi?
Dzień przerwy po Interrunie i od razu zaczynam na ostro:
Wtorek - 22km (w deszczu!)
Środa - 23km
Czwartek - przerwa
Piątek - w planach 30 km. Po dwóch godzinach i 22km opadam z sił, zaczynam rozumieć znajomego, który odpadł na Kieracie na 70km. Jestem w szczerym polu, żywego człowieka ani widu ani słychu, przypadkiem w słuchawkach leci mi akurat TSA z "51". "Odszedłeś, bo byłeś słaby..." - to o mnie??? Dobra, zbieram siły, kończę marszobiegiem. W sumie mam te 30km, chociaż w inny sposób niż planowałem. Przyszły tydzień będzie luźniejszy z powodu startu w Rudawie.
PS Uda bola niemilosiernie, ale chyba o to chodzi?
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
69 dni do startu
Znów niedziela i znów mi sie tak nie chcialo wstac. Po 56 dzwonku budzika stwierdzilem, ze nie moge popsuc takiego tygodnia wiec zwloklem sie z lozka.
15 km, w tym 4x200m + 4x 400m. Srednie tempo 5:10. Swiezosc wrócila po dniu przerwy. Tydzien zamykam z 90km na liczniku.
PS Mam partnera do Chudego -okazuje sie ze Raul tez startuje!
Znów niedziela i znów mi sie tak nie chcialo wstac. Po 56 dzwonku budzika stwierdzilem, ze nie moge popsuc takiego tygodnia wiec zwloklem sie z lozka.
15 km, w tym 4x200m + 4x 400m. Srednie tempo 5:10. Swiezosc wrócila po dniu przerwy. Tydzien zamykam z 90km na liczniku.
PS Mam partnera do Chudego -okazuje sie ze Raul tez startuje!
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
65 dni do Chudego
Wczoraj wymuszona burzą przerwa, więc pofolgowałem sobie dzisiaj. Poszedłem w tango w czasie deszczu, ale ubrałem się na krótko bo było raczej ciepło. Zafundowałem sobie podbiegi góra-dół - w sumie trwały 1,5 godziny, łącznie 390 metrów w pionie-ciekawe co powiedzą jutro na to moje uda. Jak kończyłem akurat przestało padać, a po wyjściu na płaskie nawet chwilami miałem TM więc jest nieźle. 22km odhaczone.
Wczoraj wymuszona burzą przerwa, więc pofolgowałem sobie dzisiaj. Poszedłem w tango w czasie deszczu, ale ubrałem się na krótko bo było raczej ciepło. Zafundowałem sobie podbiegi góra-dół - w sumie trwały 1,5 godziny, łącznie 390 metrów w pionie-ciekawe co powiedzą jutro na to moje uda. Jak kończyłem akurat przestało padać, a po wyjściu na płaskie nawet chwilami miałem TM więc jest nieźle. 22km odhaczone.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
9 czerwca 2013, Półmaraton Jurajski w Rudawie.
Zacznę od tego, że nie udało mi się zrealizować żadnego z wiosennych planów. Dziś zawaliłem ostatni z nich - ukończenie Półmaratonu Jurajskiego w Rudawie poniżej 1:45. O tym że mi się nie uda wiedziałem już od czterech dni, a konkretnie od tego jak w czwartek chciałem pobiec sobie 800m odcinki. Już na pierwszym z nich skosiło mnie po 400 metrach, potem nie byłem w stanie zrobić nawet 200 metrów w tempie 4:40, do domu wróciłem nieziemsko zmęczony. Z tego powodu świadomie odpuściłem piątek i sobotę zbierając siły na niedzielny start, z planowanych na ten tydzień 90km udało się tylko 70km.
Startowałam w Rudawie już po raz trzeci, więc trasę zdążyłem poznać. Pierwsze kilometry pobiegłem w tempie 5:00, więc było nieźle. Na czwartym km pojawił się częstoskurcz, który na podbiegu zmusił mnie do przejścia w marsz, stratę nadrabiałem na zbiegu. Powtarzało się to kilka razy. Uznałem, że zamiast wypluwać z siebie bez sensu płuca na podejściach lepiej zachować siły na płaskie. Mimo wszystko jeszcze do 14km leciałem w tempie 5:00, potem zacząłem tracić, aż do 2 minut straty do planu, które nieco udało mi się poprawić w końcówce.
Korzystałem ze wszystkich kurtyn wodnych na trasie - zapewniały wspaniałe chłodzenie!
Na ostatnich km wyprzedziłem baloniki na 1:50 - ukończyli gdzieś w 1:48 -trochę dali czadu, ale na tej trasie nie da się trzymać jednego tempa. Ostatecznie mój czas netto 1:46:23, (wobec 1:45:51 sprzed roku), co oznaczało czas gorszy o 32 sekundy i popsuty nastrój na całe popołudnie. Najlepszy komentarz wypaliła moja mama ("starzejesz się synu") - ona zawsze potrafi pocieszyć.
Kiedy jednak w domu porównałem miejsca w klasyfikacji -341 w tym roku vs 527 rok temu, czas zwycięzcy -1:11 vs 1:08 rok temu, oraz czas AW, który przed 2 tygodniami na 10km był ode mnie lepszy o 3 minuty a dziś na połówce gorszy o 36 minut, to humor mi się trochę poprawił.
Na mecie spotkałem Pulchniaka (1:39), chwilę się jeszcze pokręciłem po placu, po czym nie mogąc się doczekać autobusu postanowiłem ruszyć na parking na własnych nogach (prawie 10km) przy okazji robiąc sobie trening wytrzymałościowy. Pierwotnie myślałem o przebiegnięciu całego odcinka, jednak z powodu zmęczenia trasę pokonałem marszobiegiem. Musiałem wyglądać nieziemsko zasuwając po drodze 79 w kierunku Krakowa z numerem startowym na koszulce, plecakiem na laptopa i medalem na szyj.
W drodze do domu zaliczyłem Factory Outlet gdzie poczyniłem długo planowane zakupy na lato. U Asicsa kupiłem plecak, buty (Fujii Racer), rękawiczki lekkie i białą czapeczkę - za wszystko zapłaciłem prawie 500 zeta. Żona przyjęła moje wydatki ze zrozumieniem ("Masz tyle plecaków" -na co ja odparłem, że żaden z nich nie jest biegowy, poza tym mogłem przecież kupić plecak za 6 stów).
Za trzy tygodnie buty i plecak, (może także czapeczkę) wypróbuję na połówce w Tatrach.
PS Mój kardiolog usłyszał że jestem bez formy i chce mnie wziąć na badania -na przyszłość muszę uważać co mówię do żony!!
Zacznę od tego, że nie udało mi się zrealizować żadnego z wiosennych planów. Dziś zawaliłem ostatni z nich - ukończenie Półmaratonu Jurajskiego w Rudawie poniżej 1:45. O tym że mi się nie uda wiedziałem już od czterech dni, a konkretnie od tego jak w czwartek chciałem pobiec sobie 800m odcinki. Już na pierwszym z nich skosiło mnie po 400 metrach, potem nie byłem w stanie zrobić nawet 200 metrów w tempie 4:40, do domu wróciłem nieziemsko zmęczony. Z tego powodu świadomie odpuściłem piątek i sobotę zbierając siły na niedzielny start, z planowanych na ten tydzień 90km udało się tylko 70km.
Startowałam w Rudawie już po raz trzeci, więc trasę zdążyłem poznać. Pierwsze kilometry pobiegłem w tempie 5:00, więc było nieźle. Na czwartym km pojawił się częstoskurcz, który na podbiegu zmusił mnie do przejścia w marsz, stratę nadrabiałem na zbiegu. Powtarzało się to kilka razy. Uznałem, że zamiast wypluwać z siebie bez sensu płuca na podejściach lepiej zachować siły na płaskie. Mimo wszystko jeszcze do 14km leciałem w tempie 5:00, potem zacząłem tracić, aż do 2 minut straty do planu, które nieco udało mi się poprawić w końcówce.
Korzystałem ze wszystkich kurtyn wodnych na trasie - zapewniały wspaniałe chłodzenie!
Na ostatnich km wyprzedziłem baloniki na 1:50 - ukończyli gdzieś w 1:48 -trochę dali czadu, ale na tej trasie nie da się trzymać jednego tempa. Ostatecznie mój czas netto 1:46:23, (wobec 1:45:51 sprzed roku), co oznaczało czas gorszy o 32 sekundy i popsuty nastrój na całe popołudnie. Najlepszy komentarz wypaliła moja mama ("starzejesz się synu") - ona zawsze potrafi pocieszyć.
Kiedy jednak w domu porównałem miejsca w klasyfikacji -341 w tym roku vs 527 rok temu, czas zwycięzcy -1:11 vs 1:08 rok temu, oraz czas AW, który przed 2 tygodniami na 10km był ode mnie lepszy o 3 minuty a dziś na połówce gorszy o 36 minut, to humor mi się trochę poprawił.
Na mecie spotkałem Pulchniaka (1:39), chwilę się jeszcze pokręciłem po placu, po czym nie mogąc się doczekać autobusu postanowiłem ruszyć na parking na własnych nogach (prawie 10km) przy okazji robiąc sobie trening wytrzymałościowy. Pierwotnie myślałem o przebiegnięciu całego odcinka, jednak z powodu zmęczenia trasę pokonałem marszobiegiem. Musiałem wyglądać nieziemsko zasuwając po drodze 79 w kierunku Krakowa z numerem startowym na koszulce, plecakiem na laptopa i medalem na szyj.
W drodze do domu zaliczyłem Factory Outlet gdzie poczyniłem długo planowane zakupy na lato. U Asicsa kupiłem plecak, buty (Fujii Racer), rękawiczki lekkie i białą czapeczkę - za wszystko zapłaciłem prawie 500 zeta. Żona przyjęła moje wydatki ze zrozumieniem ("Masz tyle plecaków" -na co ja odparłem, że żaden z nich nie jest biegowy, poza tym mogłem przecież kupić plecak za 6 stów).
Za trzy tygodnie buty i plecak, (może także czapeczkę) wypróbuję na połówce w Tatrach.
PS Mój kardiolog usłyszał że jestem bez formy i chce mnie wziąć na badania -na przyszłość muszę uważać co mówię do żony!!
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
59 dni do Chudego
Zgodnie z sugestiami mądrzejszych ode mnie na wczoraj - dzień po połówce w Rudawie- zaplanowałem sobie 10km regeneracyjnego. Już-już miałem wychodzić - de facto wyszedłem, kiedy zauważyłem chmury burzowe. Potulnie wróciłem do domku, pozostając w stroju biegowym, i wtedy rozszalała się nawałnica. wiatr ciskał gałęziami, przyginał drzewa, zalało okoliczne pola i drogi (o czym dzisiaj piszą w gazetach). Wobec powyższego zasiadłem do wieczerzy i namierzyłem w lodówce swojską kiełbasę. Pomyślałem, że z biegu i tak nici to sobie pofolguję. Uspokoiło się jak skończyłem i wtedy odezwało się moje niezawodne sumienie ("no co ty chcesz znowu zawalić PLAN? - wypadnie Ci jeden dzień, potem tego nie nadrobisz!) No więc ruszyłem tyłek z domu, mimo że na horyzoncie nadal błyskało. W efekcie miałem tego wieczora nowe doświadczenie "bieg z zalegającą w żołądku kiełbasą". Zrobiłem 11,2km w tempie 5:36, a nagrodą za bieg było to:
Zgodnie z sugestiami mądrzejszych ode mnie na wczoraj - dzień po połówce w Rudawie- zaplanowałem sobie 10km regeneracyjnego. Już-już miałem wychodzić - de facto wyszedłem, kiedy zauważyłem chmury burzowe. Potulnie wróciłem do domku, pozostając w stroju biegowym, i wtedy rozszalała się nawałnica. wiatr ciskał gałęziami, przyginał drzewa, zalało okoliczne pola i drogi (o czym dzisiaj piszą w gazetach). Wobec powyższego zasiadłem do wieczerzy i namierzyłem w lodówce swojską kiełbasę. Pomyślałem, że z biegu i tak nici to sobie pofolguję. Uspokoiło się jak skończyłem i wtedy odezwało się moje niezawodne sumienie ("no co ty chcesz znowu zawalić PLAN? - wypadnie Ci jeden dzień, potem tego nie nadrobisz!) No więc ruszyłem tyłek z domu, mimo że na horyzoncie nadal błyskało. W efekcie miałem tego wieczora nowe doświadczenie "bieg z zalegającą w żołądku kiełbasą". Zrobiłem 11,2km w tempie 5:36, a nagrodą za bieg było to:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
52 dni do Chudego
Wczoraj padła pierwsza z planowanych 30-tek! Klocki powoli zaczynają się układać.
A oto raport z ostatnich dni:
poniedziałek 11,2km (tempo 5:36) - regeneracja dzień po Półmaratonie Jurajskim
środa 14km (tempo 5:46)
czwartek 17km (tempo 5:33)
piątek 0 (koncert Dead Can Dance w Zabrzu - było odlotowo!)
sobota 20,4km (tempo 5:19) + spotkanie ze znajomymi z klasy z liceum. Na imprezce zauważyłem ze zdziwieniem że jestem najszczuplejszy z całego męskiego towarzystwa. Moja aktualna waga (73kg) jest bliska tej z liceum (70kg) podczas gdy reszta jest gdzieś w okolicach setki. Aż jedna z koleżanek troskliwie zapytała czy na coś choruję, bo tak źle wyglądam! Jeden z panów zabrał się swego czasu za bieganie, ale przerwał, bo "co ludzie powiedzą - pewnie biega bo ma kochankę". To już nie można pobiegać dla żony???
niedziela 0 (regeneracja po imprezie + przejazd z Częstochowy)
Poniedziałek jak już wspomniałem zaległe 30,3km w 2h 50min, (tempo 5:36), bieg ciągły bez przechodzenia w marsz. Nawodnienie: 0,5l przed + 1l w trakcie + 2l po, wszamka na trasie - żadna, pomimo zabrania dwóch batoników.
Wtorek 18 czerwca - przez większą część dnia nie chciało mi się nic, czułem jeszcze w kościach wczorajsze wybieganie. Po południu poprawiło się na tyle, że nabrałem ochoty na mała dyszkę, więc ruszyłem cztery litery. Zacząłem w tempie około 6:00, po dwóch kilometrach zacząłem odzyskiwać siły, więc wplotłem dzisiaj 10x rytmy po 100m. W sumie wyszło 13km w tempie 5:28.
Wczoraj padła pierwsza z planowanych 30-tek! Klocki powoli zaczynają się układać.
A oto raport z ostatnich dni:
poniedziałek 11,2km (tempo 5:36) - regeneracja dzień po Półmaratonie Jurajskim
środa 14km (tempo 5:46)
czwartek 17km (tempo 5:33)
piątek 0 (koncert Dead Can Dance w Zabrzu - było odlotowo!)
sobota 20,4km (tempo 5:19) + spotkanie ze znajomymi z klasy z liceum. Na imprezce zauważyłem ze zdziwieniem że jestem najszczuplejszy z całego męskiego towarzystwa. Moja aktualna waga (73kg) jest bliska tej z liceum (70kg) podczas gdy reszta jest gdzieś w okolicach setki. Aż jedna z koleżanek troskliwie zapytała czy na coś choruję, bo tak źle wyglądam! Jeden z panów zabrał się swego czasu za bieganie, ale przerwał, bo "co ludzie powiedzą - pewnie biega bo ma kochankę". To już nie można pobiegać dla żony???
niedziela 0 (regeneracja po imprezie + przejazd z Częstochowy)
Poniedziałek jak już wspomniałem zaległe 30,3km w 2h 50min, (tempo 5:36), bieg ciągły bez przechodzenia w marsz. Nawodnienie: 0,5l przed + 1l w trakcie + 2l po, wszamka na trasie - żadna, pomimo zabrania dwóch batoników.
Wtorek 18 czerwca - przez większą część dnia nie chciało mi się nic, czułem jeszcze w kościach wczorajsze wybieganie. Po południu poprawiło się na tyle, że nabrałem ochoty na mała dyszkę, więc ruszyłem cztery litery. Zacząłem w tempie około 6:00, po dwóch kilometrach zacząłem odzyskiwać siły, więc wplotłem dzisiaj 10x rytmy po 100m. W sumie wyszło 13km w tempie 5:28.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
47 dni do Chudego
Dzis o tym jak nie poszedlem pobiegac.
Jestem sobie na Wyspach, pierwszy dzien lata. Rozmawiam z zona która prawi mi jak to goraco w kraju i nikomu nic sie nie chce i ze na pewno bym tez siedzial w domu. Ja mówie na to ze mnie nie znasz i upal nie upal ale biegac trzeba. Wiec poszedlem grzecznie zawczasu spac, co by rano latwo sie zwlec z lozka. 5:30 wszystkie trzy budziki roztrabily sie na calego a za oknem listopad - wieje, leje i zimno. Mysle sobie o nie, nie bede sie katowal w taka pogode (na ktora nie bylem mentalnie przygotowany) . Pogasilem dzwonce i wrocilem do lozka. Jak na zlosc przejasnilo sie kiedy juz nie mialem czasu na bieg, wiec tydzien ostatecznie zamykam z dystansem 93km, (w tym 2x30km). Przede mna tydzien uwienczony ostatnim sprawdzianem na polowce w Tatrach.
Dzis o tym jak nie poszedlem pobiegac.
Jestem sobie na Wyspach, pierwszy dzien lata. Rozmawiam z zona która prawi mi jak to goraco w kraju i nikomu nic sie nie chce i ze na pewno bym tez siedzial w domu. Ja mówie na to ze mnie nie znasz i upal nie upal ale biegac trzeba. Wiec poszedlem grzecznie zawczasu spac, co by rano latwo sie zwlec z lozka. 5:30 wszystkie trzy budziki roztrabily sie na calego a za oknem listopad - wieje, leje i zimno. Mysle sobie o nie, nie bede sie katowal w taka pogode (na ktora nie bylem mentalnie przygotowany) . Pogasilem dzwonce i wrocilem do lozka. Jak na zlosc przejasnilo sie kiedy juz nie mialem czasu na bieg, wiec tydzien ostatecznie zamykam z dystansem 93km, (w tym 2x30km). Przede mna tydzien uwienczony ostatnim sprawdzianem na polowce w Tatrach.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
Niedziela 30 czerwca, 40 dni do Chudego.
Start kontrolny 21km w Poroninie.
Przed biegiem odnajduję Rubin, która dziwi się jak ją znalazłem. No ale że widzę jak stoi dziewczyna z charakterystyczną opaską na głowie obok gościa w koszulce "Zabiegani Częstochowa" to zadanie miałem ułatwione.
Pierwotne założenie było żeby pohybać 30km po górach, ale ponieważ w zeszłym tygodniu zrobiłem aż dwie trzydziestki, to odpuściłem. Drugim celem było testowanie sprzętu, więc nie nastawiałem się na wynik. Linię startu opuściłem jako jeden z ostatnich z zamiarem "biegu w tempie ultra" ale zaraz porwała mnie atmosfera zawodów i zacząłem przyśpieszać, jak się później okazało zbyt pochopnie. Na początku podejście asfaltem, potem trawa i górskie ścieżki. Stromo, coraz stromiej. Co chwilę jestem wyprzedzany przez Nordic-Walkerów, kulę się, żeby nie dostać kijkiem po głowie. Wreszcie wychodzimy na górę, bieg po asfalcie. Widzę zawodników biegnących z naprzeciwka po nawrotce na agrafce. Po chwili wśród nich dostrzegam i Rubin, więc nabieram ochoty na mała pogawędkę. Zaczynam ją ścigać i ostatecznie doganiam gdzieś na 10km. Przez jakiś czas idziemy/biegniemy razem, zaczyna się druga pętla i tu pojawiły się schody. Na podejściu tętno zaczyna mi szaleć, dostaję zadyszki i nie jestem w stanie biec nawet po płaskim. Co przyśpieszam to klops. Rubin bezpowrotnie znika mi z oczu. Znowu wychodzimy na szczyt, bieg po asfalcie i wtedy rozpadało się na dobre. Próbuję biec, żeby utrzymać temperaturę, czemu ostro sprzeciwia się moje tętno. Po kasku stukają wraz z kroplami deszczu drobinki gradu. Już widzę te nagłówki jutrzejszych gazet "Wychłodzony zawodnik znaleziony nad ranem w Tatrach". Wreszcie ulewa mija, buty doszczętnie przemoczone, ale dzięki siateczkom w podeszwie szybko odprowadzają wodę. Tempo siadło mi zupełnie, nie jestem w stanie nawet zbiegać, wszyscy mnie wyprzedzają. W końcu gdzieś na 16km mówię dość i decyduję się zatrzymać. Po jakichś 5 minutach ruszam z powrotem, czuję się lepiej i jestem w stanie ukończyć zawody.
Wnioski co do sprzętu przed Chudym:
1. Biała czapka - zdecydowanie na tak, chroni przed deszczem i słońcem
2. Kurtka, może być bez kaptura jeśli jest czapka, ale musi być ubrana przy pierwszych opadach
3. Buty -przetestowane, wody się nie boją
4. Żarcie na trasie - gorzka czekolada, chyba ze dwie tabliczki
5. Picie- najlepiej pije mi się z butelki, ale bukłak ma tą zaletę, że się nie telepie po plecach. Biorę i jedno i drugie.
6. Strój na krótko ( no chyba, że będzie " a touch of frost")
7. Zapiąć pokrowiec na plecaku - nie zrobiłem tego wczoraj i po biegu okazało się, że wszystko w środku jest przemoknięte
8. Okulary -zbędny balast
9. Stuptupy -zbędny balast
10. Kijki -zbędny balast
11. Telefon - zbędny balast, oj przepraszam rozpędziłem się -oczywiście że zabieram
12. Czołówka -nadal do rozważenia
13. Folia - TAK
Ogólny wniosek dotyczący tempa - Nie dać się ponieść adrenalinie, szczególnie na podejściach, jest dużo czasu, można to ukończyć szybkim marszem.
Start kontrolny 21km w Poroninie.
Przed biegiem odnajduję Rubin, która dziwi się jak ją znalazłem. No ale że widzę jak stoi dziewczyna z charakterystyczną opaską na głowie obok gościa w koszulce "Zabiegani Częstochowa" to zadanie miałem ułatwione.
Pierwotne założenie było żeby pohybać 30km po górach, ale ponieważ w zeszłym tygodniu zrobiłem aż dwie trzydziestki, to odpuściłem. Drugim celem było testowanie sprzętu, więc nie nastawiałem się na wynik. Linię startu opuściłem jako jeden z ostatnich z zamiarem "biegu w tempie ultra" ale zaraz porwała mnie atmosfera zawodów i zacząłem przyśpieszać, jak się później okazało zbyt pochopnie. Na początku podejście asfaltem, potem trawa i górskie ścieżki. Stromo, coraz stromiej. Co chwilę jestem wyprzedzany przez Nordic-Walkerów, kulę się, żeby nie dostać kijkiem po głowie. Wreszcie wychodzimy na górę, bieg po asfalcie. Widzę zawodników biegnących z naprzeciwka po nawrotce na agrafce. Po chwili wśród nich dostrzegam i Rubin, więc nabieram ochoty na mała pogawędkę. Zaczynam ją ścigać i ostatecznie doganiam gdzieś na 10km. Przez jakiś czas idziemy/biegniemy razem, zaczyna się druga pętla i tu pojawiły się schody. Na podejściu tętno zaczyna mi szaleć, dostaję zadyszki i nie jestem w stanie biec nawet po płaskim. Co przyśpieszam to klops. Rubin bezpowrotnie znika mi z oczu. Znowu wychodzimy na szczyt, bieg po asfalcie i wtedy rozpadało się na dobre. Próbuję biec, żeby utrzymać temperaturę, czemu ostro sprzeciwia się moje tętno. Po kasku stukają wraz z kroplami deszczu drobinki gradu. Już widzę te nagłówki jutrzejszych gazet "Wychłodzony zawodnik znaleziony nad ranem w Tatrach". Wreszcie ulewa mija, buty doszczętnie przemoczone, ale dzięki siateczkom w podeszwie szybko odprowadzają wodę. Tempo siadło mi zupełnie, nie jestem w stanie nawet zbiegać, wszyscy mnie wyprzedzają. W końcu gdzieś na 16km mówię dość i decyduję się zatrzymać. Po jakichś 5 minutach ruszam z powrotem, czuję się lepiej i jestem w stanie ukończyć zawody.
Wnioski co do sprzętu przed Chudym:
1. Biała czapka - zdecydowanie na tak, chroni przed deszczem i słońcem
2. Kurtka, może być bez kaptura jeśli jest czapka, ale musi być ubrana przy pierwszych opadach
3. Buty -przetestowane, wody się nie boją
4. Żarcie na trasie - gorzka czekolada, chyba ze dwie tabliczki
5. Picie- najlepiej pije mi się z butelki, ale bukłak ma tą zaletę, że się nie telepie po plecach. Biorę i jedno i drugie.
6. Strój na krótko ( no chyba, że będzie " a touch of frost")
7. Zapiąć pokrowiec na plecaku - nie zrobiłem tego wczoraj i po biegu okazało się, że wszystko w środku jest przemoknięte
8. Okulary -zbędny balast
9. Stuptupy -zbędny balast
10. Kijki -zbędny balast
11. Telefon - zbędny balast, oj przepraszam rozpędziłem się -oczywiście że zabieram
12. Czołówka -nadal do rozważenia
13. Folia - TAK
Ogólny wniosek dotyczący tempa - Nie dać się ponieść adrenalinie, szczególnie na podejściach, jest dużo czasu, można to ukończyć szybkim marszem.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
38 dni do Chudego
Wtorek 2 lipca
Bieg regeneracyjny po Perlach Malopolski. Zalozenie - >20km. Po pól godzinie lapie mnie deszcz/mzawka tak wiec mam chlodzenie. Jak zwykle w takich okolicznosciach na trasie spotykam zwiekszona liczbe biegaczy - wylaza jak slimaki na deszcz. Nie mam GPS-fixa wiec biegne na pamiec, tempo okolo 5:40, ostatecznie zaliczam 25km. Bóle ud nie stanowia przeszkody -jutro sprobuje cos szybszego. Wszamka -0, picie-0.
Wtorek 2 lipca
Bieg regeneracyjny po Perlach Malopolski. Zalozenie - >20km. Po pól godzinie lapie mnie deszcz/mzawka tak wiec mam chlodzenie. Jak zwykle w takich okolicznosciach na trasie spotykam zwiekszona liczbe biegaczy - wylaza jak slimaki na deszcz. Nie mam GPS-fixa wiec biegne na pamiec, tempo okolo 5:40, ostatecznie zaliczam 25km. Bóle ud nie stanowia przeszkody -jutro sprobuje cos szybszego. Wszamka -0, picie-0.
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
36 dni do masakry
Nie wyszly mi wczoraj te interwaly, oj nie wyszly. Jestem w obcym terenie, wiec bieglem na czas- mialy byc 5-minutowe odcinki po 4:40, udal sie tylko pierwszy, potem ledwo bylem w stanie dociagnac do 3-4 minut. Taki los. W sumie 16km.
Dzisiaj wyszedlem bez specjalnego planu, zalozenie >20km. Bylo pare przerw nieplanowanych (rozwiazana sznurówka, zamkniety kiosk). Po 12 km wpadlem na pomysl 30 minut biegu w tempie TM czyli dla mnie 4:57. Tym razem mialem fixa od poczatku, ale co z tego, skoro telefon podawal tempo co 100m z dokladnoscia do 3 minut a wiec w przedziale od 3:20 do 7:00, wiec caly czas nie wiedzialem w jakim tempie biegne, czulem tylko ze troche za szybko. Wysiadlem po 23 minutach na dosc ostrym podbiegu. Dzisiaj 21km, z tego 23 minuty w tempie 4:45. Aha -picie-0, wszamka-0.
Ten i dwa nastepne tygodnie beda decydujace, zwlaszcza ze czeka mnie jazda nad morze i z powrotem.
PS Martwcie sie o mnie jak jutro nie dam znaku zycia
Nie wyszly mi wczoraj te interwaly, oj nie wyszly. Jestem w obcym terenie, wiec bieglem na czas- mialy byc 5-minutowe odcinki po 4:40, udal sie tylko pierwszy, potem ledwo bylem w stanie dociagnac do 3-4 minut. Taki los. W sumie 16km.
Dzisiaj wyszedlem bez specjalnego planu, zalozenie >20km. Bylo pare przerw nieplanowanych (rozwiazana sznurówka, zamkniety kiosk). Po 12 km wpadlem na pomysl 30 minut biegu w tempie TM czyli dla mnie 4:57. Tym razem mialem fixa od poczatku, ale co z tego, skoro telefon podawal tempo co 100m z dokladnoscia do 3 minut a wiec w przedziale od 3:20 do 7:00, wiec caly czas nie wiedzialem w jakim tempie biegne, czulem tylko ze troche za szybko. Wysiadlem po 23 minutach na dosc ostrym podbiegu. Dzisiaj 21km, z tego 23 minuty w tempie 4:45. Aha -picie-0, wszamka-0.
Ten i dwa nastepne tygodnie beda decydujace, zwlaszcza ze czeka mnie jazda nad morze i z powrotem.
PS Martwcie sie o mnie jak jutro nie dam znaku zycia
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
35 dni
Zalozenie taktyczne: bieg na zmeczeniu po ostatnich zawodach i treningach- próba symualacji stanu organizmu pod koniec zawodów i identyfikacja potencjalnych problemów.
Realizacja:
Wyszedlem z zamiarem przebiegniecia/przejscia 40km, z zapasem 1,5 l plynów i trzema batonami. W jakims odruchu rozsadku zabralem ze soba plastikowy pieniadz - trasa prowadzila obok supermarketu (nie Biedronki). Po pierwszych kilometrach zdecydowalem sie wydluzyc trase a wiec 23km przed siebie i jazda z powrotem. Bieg bardzo wolny, pod górke grzeczniutko podchodzilem, w sumie bardzo duzo maszerowania. Gdzies w okolicah 20km zdalem sobie sprawe, ze mam za malo picia i grozi mi odwodnienie. Zaczynam oszedzac plyny. A ze bylem w srodku lasu rozpoczal sie wyscig z czasem. Z jednej strony staram sie nie nakrecac tempa, z drugiej strony wiem, ze im dluzej to trwa tym bardziej sie odwadniam i moge nie zdazyc. Wreszcie upragniony supermarket. Biore dwa powerady i paczke lodów ( a co -zasluzylem ). Siadam na laweczce, obalam oba , zjadam lody. Przede mna jeszcze 8km a pic sie chce. Wracam do sklepu i dokupuje jeszcze dwa powerady. Ozywiony, z plynami chlupocacymi wesolo w zoladku marszobiegiem (wiecej biegiem niz marszem) wracam do domu, po drodze czuje ze wraca mi diureza a wiec jest git!
Podsumowanie:
50,01km w czasie 5:11:44 z dwoma przerwami, srednie tempo 6:14, 4238 kcal spalonych
Nawodnienie - 1,5L + 1L + 1L (i ciagle za malo!)
Odzywianie - 3 batony po 150kcal + 3 lody po 215 kcal +izotoniki = ok 1200kcal
Po powrocie jakos tak niespecjalnie chce mi sie jesc
Calosc wycieczki trwala ok. 6 godzin, temp ok 25 stopni, trening w samo poludnie, bez czapki, w czarnym stroju (dodatkowe czynniki obciazajace!)
Slaby punkt - niedostateczna sila miesniowa, która moze mnie polozyc na trasie.
A teraz podsumowanie tygodnia:
110km w ciagu 4 kolejnych dni
130km w ciagu 7 dni
Jutro dzien przerwy i wracamy do gry
Zalozenie taktyczne: bieg na zmeczeniu po ostatnich zawodach i treningach- próba symualacji stanu organizmu pod koniec zawodów i identyfikacja potencjalnych problemów.
Realizacja:
Wyszedlem z zamiarem przebiegniecia/przejscia 40km, z zapasem 1,5 l plynów i trzema batonami. W jakims odruchu rozsadku zabralem ze soba plastikowy pieniadz - trasa prowadzila obok supermarketu (nie Biedronki). Po pierwszych kilometrach zdecydowalem sie wydluzyc trase a wiec 23km przed siebie i jazda z powrotem. Bieg bardzo wolny, pod górke grzeczniutko podchodzilem, w sumie bardzo duzo maszerowania. Gdzies w okolicah 20km zdalem sobie sprawe, ze mam za malo picia i grozi mi odwodnienie. Zaczynam oszedzac plyny. A ze bylem w srodku lasu rozpoczal sie wyscig z czasem. Z jednej strony staram sie nie nakrecac tempa, z drugiej strony wiem, ze im dluzej to trwa tym bardziej sie odwadniam i moge nie zdazyc. Wreszcie upragniony supermarket. Biore dwa powerady i paczke lodów ( a co -zasluzylem ). Siadam na laweczce, obalam oba , zjadam lody. Przede mna jeszcze 8km a pic sie chce. Wracam do sklepu i dokupuje jeszcze dwa powerady. Ozywiony, z plynami chlupocacymi wesolo w zoladku marszobiegiem (wiecej biegiem niz marszem) wracam do domu, po drodze czuje ze wraca mi diureza a wiec jest git!
Podsumowanie:
50,01km w czasie 5:11:44 z dwoma przerwami, srednie tempo 6:14, 4238 kcal spalonych
Nawodnienie - 1,5L + 1L + 1L (i ciagle za malo!)
Odzywianie - 3 batony po 150kcal + 3 lody po 215 kcal +izotoniki = ok 1200kcal
Po powrocie jakos tak niespecjalnie chce mi sie jesc
Calosc wycieczki trwala ok. 6 godzin, temp ok 25 stopni, trening w samo poludnie, bez czapki, w czarnym stroju (dodatkowe czynniki obciazajace!)
Slaby punkt - niedostateczna sila miesniowa, która moze mnie polozyc na trasie.
A teraz podsumowanie tygodnia:
110km w ciagu 4 kolejnych dni
130km w ciagu 7 dni
Jutro dzien przerwy i wracamy do gry
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
-
- Stary Wyga
- Posty: 239
- Rejestracja: 06 paź 2011, 22:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:43:20
- Lokalizacja: okolice Krakowa
33 dni
Dzien odpoczynku i do pracy!
Niedziela. pobudka godz. 4:40. Ubieram sie i w droge. Pierwsze kilometry pokonuje polprzytomny, ogladam wschód slonca, mgly nad lakami i kanalem. Po drodze prawie nadeptuje na spiaca kaczke, wpadam na bociany z mlodymi, plosze czaple. Jesli chodzi o przedstawicieli homo sapiens to spotykam kolejno spóznionych imprezowiczów wracajacych do domu, wedkarza rozkladajacego sprzet, staruszke z kudlatym bydleciem na spacerze (mam watpliwosci czy to aby na pewno byl pies). Wrócial swiezosc biegania, wiec po 10km decyduje sie na TM, które udaje sie utrzymac przez 10 kilometrów. Na koniec 2 kilemetry schlodzenia. Calosc: 21,1km w tempie 5:10, czas 1:47. Wracam tuz przed 7 rano - i tu niespodzianka waga 72kg!
Dzien odpoczynku i do pracy!
Niedziela. pobudka godz. 4:40. Ubieram sie i w droge. Pierwsze kilometry pokonuje polprzytomny, ogladam wschód slonca, mgly nad lakami i kanalem. Po drodze prawie nadeptuje na spiaca kaczke, wpadam na bociany z mlodymi, plosze czaple. Jesli chodzi o przedstawicieli homo sapiens to spotykam kolejno spóznionych imprezowiczów wracajacych do domu, wedkarza rozkladajacego sprzet, staruszke z kudlatym bydleciem na spacerze (mam watpliwosci czy to aby na pewno byl pies). Wrócial swiezosc biegania, wiec po 10km decyduje sie na TM, które udaje sie utrzymac przez 10 kilometrów. Na koniec 2 kilemetry schlodzenia. Calosc: 21,1km w tempie 5:10, czas 1:47. Wracam tuz przed 7 rano - i tu niespodzianka waga 72kg!
you got to lose to know how to win
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)
Moje wypociny...
... i wasz odzew.
10 km 44:56 (Liverpool Spring 10k 2016) półmaraton 1:40:41 maraton 3:32:53 (Dębno 2013) Ultra 100+ 16:08:02 (B7D 2014)