16 października 2011
12. Maraton im. M. Frankiewicza w Poznaniu
Hurrra!!! Życiówka 
4:11:27 netto
4:13:36 brutto
Nie mam słów, żeby określić, jak świetny to był dzień

Ale od początku...
Wstałam po 5 rano i jak zwykle wyjechałam później niż planowałam
Na szczęście byłam spakowana, w ostatniej chwili zapakowałam kopertę z chipem i numerem startowym...
W końcu wyjechałam, droga do Poznania pusta, więc zajęło mi to 30min, a nie 60min, jak przewidywał mój młodszy brat ("Bo Ty zwalniasz na wszystkich ograniczeniach"

). Tak więc do Pozka przybyłam planowo. W drodze mega nieSpodzianka – kibicujący sms od Lejka
Początkowo miałam zaparkować przy Termach, ale wczoraj wieczorem Ziomalka zaproponowała, żebym przyjechała do niej i zostawiła auto przy ich domu, stamtąd do Malty 15min spacerkiem. W sam raz na rozgrzewkę
Tak więc zrobiłam i ok 8.30 zameldowałam się na Ratajach. Z Ziomalką i jej rodzinką zawsze jest mnóstwo śmiechu i dobrego nastroju, tak było i tym razem. Umówiłyśmy się, że zaczynamy razem, a potem każda biegnie jak uważa.
Koncepcja biegu była na 6:10 początkowo, POTEM 6/KM, a potem się obaczy. Dorota śmignęła do grupy na 4:15 w mgnieniu oka, a ja stwierdziłam, że zobaczę

I tak sobie biegłam, pilnując, coby się nie napalic na zbyt szybkie tempo

Zaczynając bieg, zauważyłam dziewczynę, która na plecach miała „Biegnę dla Ciebie Tato, jeśli ja przebiegnę maraton, Ty pokonasz raka” I nie wiem czemu, ale pomyślałam, że pobiegnę w tej samej intencji co ona. Bo mój Tata nie wygrał z tą chorobą i kibicuje mi z góry. Nie powiem, trochę sięod razu przestraszyłam, bo oczywiście jak jest intencja, to jest trudno. Zawsze. Po małej dyskusji samej ze sobą decyzja została utrzymana

Na 8km czekał Ziomal z synkiem, a potem po Hetmańskiej, gdzieś pod koniec Rolnej, niespodziewanie słyszę: „Brawo Ania!” od znajomego biegacza Tomka. Takie to było miłe, że nagle znajoma twarz się pojawia, że już wiedziałam, że jest git.
Później na 20-ym którymś km nagle Grzegorz i Ewa – znajomi z mojego Klubu. Przyjechali z innymi znajomymi, ale sam fakt, że dodali mi otuchy wiele znaczył.
Doganiam też dziewczynę, która biegnie dla swojego taty i mówię jej, że dołączam do niej, wskazując na kartkę na plecach. Słyszę "dziękuję!"
Na 28km znów Ziomal z Patrykiem, a za nimi niespodziewanie żona kolegi, która jemu kibicowała, ale przy okazji ja też się załapałam
Później jeszcze Aga, a na samym końcu Asior! To już była total niespodzianka, która dodała mi mocy na ostatni kilometr

No właśnie, wracając do kilometrów...
Jak ja się cieszę, że tak ten mój wiadukt przebiegałam! Hetmańska w ogóle mnie nie zmęczyła, a tak się jej bałam! Straszyli nią jak nie wiem. A mi się tak przyjemnie na nią wbiegało, pomimo zmęczenia! W ogóle ten bieg to ewenement! Międzyczasy miałam prawie identyczne jak w zeszłym roku! Ale biegnę, mijam 30km, myślę sobie jest dobrze! Piłam na każdym punkcie, mniej izotoników, bo mi potem mdło. Jadłam chyba na 3 punktach – 10km, 20km i 30km. Tam, gdzie jadłam przechodziłam w marsz. Jak piłam, to truchtałam, bo trudniej mi później było wrócić do biegu.
No więc mijam ten 30km i myślę sobie: „o, jeszcze tylko 12km”. I biegnę tempem ok. 6/km, bo wyliczyłam sobie, że jak je utrzymam, to wyjdzie mi ok 4:12 netto, a w zeszłym roku miałam netto niecałe 4:18. No i zbliżam się do 35km i myślę: „uch, teraz to pewnie ta ściana uderzy!” Ale nic takiego się nie dzieje, więc biegnę dalej. Mijam mnóstwo osób, maszerują, coraz więcej osób maszeruje. No i mijam jakiegoś pana, a on mówi: „oj nieładnie” Myślałam, że coś mu się dzieje z kolanem i tak sam do siebie gada

a on znów: „oj nieładnie tak mnie wymijać”. Ale po chwili dodał: „no, ale pięknej kobiecie wolno...” No jak mi to jeszcze bardziej poprawiło humor, to chyba nie muszę tłumaczyć

Za chwilę stwierdziłam, że odmulę sobie nogi i porobię parę skipów, jak radził trener Grzegorz. I słyszę pana za plecami: "Jakie ona ma jeszcze rezerwy!”

Biegnę dalej, słyszę jak jakiś DJ gra „Małgośkę”. Mam ochotę się powygłupiać, co też i robię, sama się dziwiąc, że mam na to siły! Mijam DJa, dobiegam do skrzyżowania, po prawej sznur samochodów a przed nimi policjant, który uśmiecha się, bo widział moje wygłupy. Niewiele myśląc posyłam mu buziaka mówiąc: „To dla pana!” Pan się uśmiecha, ja biegnę dalej ze szczęściem na twarzy. Patrzę na zegarek, a tam 5/km. Wow, mówię: zwalniamy! Dobiegam do Kościoła Franciszkanów przy placu Bernardyńskim, za chwilę doganiam pacemakerów na 4:15, których straciłam z oczu na długi czas. Mam takiego powera, że muszę się hamowac, coby ich nie wyprzedzić. Ziomalki nie widzę, martwię się czy coś jej się stało? A ona po prostu pobiegła z grupą na 4:00, jak się później okazało

Po jakimś czasie pacemaker mówi, że od tej chwili, jeśli ktoś się czuje na siłach, może pobiec szybciej, a jeśli nie to z nimi na 4:15. Biegnę szybciej i wbiegam na most Rocha. Mówię sobie” Nie podpalaj się kobieto, bo jeszcze masz ze 3km!"
Po chwili skręt w lewo i już za jakiś czas ukazuje się Galeria Malta. Ostatni łyk wody ...i podbieg....i wiatr w twarz...Kurde, jak mnie to wymęczyło! Nawet ta słynna Hetmańska tak mnie nie sponiewierała :D no ale nic, biegnę dalej. Mijam kolejne osoby. Niektórzy mijają mnie, żeby nie było

Wbiegam na Maltę, wyprzedzam, wciąż wyprzedzam i w końcu...jest....zbieg....i ile fabryka dała....z uśmiechem na twarzy wbiegam na metę z czasem 4:13:36/ 4:11:27...Euforia, szczęście i radość

Dostaję różę, folię, medal. Idę po banana i wodę. Ziomalka kiwa do mnie, spotykamy się, gratulacje. Na chwilę siadamy. Potem masaż, ale jest taka kolejka, że rezygnujemy i idziemy do domu. Idziemy...chyba ze 20min, albo i dłużej, bo musimy ominąć trasę maratonu. Ale to nic. Pomimo zmęczenia cieszę się, że jesteśmy razem. Po powrocie odbieram smsy z gratulacjami, piszę do znajomych itd. Potem wspólny obiad, kawa i powrót do domu. Po drodze, w Swarzędzu do Maca, na moje ulubione lody z polewą czekoladową. A teraz piszę...
Podsumowanie:
Bieg dla mnie niezwykły...Tyle pozytywnych emocji, jakich dawno nie doświadczyłam. Oczywiście, chciałam poprawić wynik, ewentualnie utrzymać zeszłoroczny. Ale najważniejsze było jednak dobrze się bawić. I tak też było. Trasa moim zdaniem lepsza niż w roku ubiegłym. Nie tak monotonna...Bez długich prostych. Te 42km zleciały mi szybciej niż niejedna połówka. A właśnie, wg informacji Lejkowych od 21km wyprzedziłam 1000 osób. Nie wiem, jak on to sprawdził, ale mu wierzę :D
Bardzo udany dzień, bardzo....Tyle pozytywnej energii, ten wynik, znajomi po drodze, pamięć innych o moim biegu...To wszystko mnie jakoś odblokowało, otworzyło...? jadąc do domu uśmiechałam się cały czas do siebie...
Bo przecież tak w ogóle JEST DOBRZE - dzięki CI
