Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 15/03/2011

45' zajęć w grupie - ćwiczenia na uda, brzuch, pośladki

Skoro tydzień odpoczynkowy, to odpoczynkowy, biegania nie było. Ale za to wyspałam się fantastycznie.

Czwartek 17/03/2011

2km rozgrzewki + 2*10*30"/30" P=3' + 1.14 km schłodzenia; razem 7km

Samopoczucie dużo lepsze niż na poprzednich trzydziestkach. Chyba nawet mogłam bardziej docisnąć, ale obawiałam się, czy starczy sił na wszystkie powtórzenia. Tętno maksymalnie podkręciłam do 184bpm tylko, trochę w zapasie jeszcze było. Odczyt tempa wskazuje na to samo. Biegałam tam i z powrotem po około 800m alejce wzdłuż kanału, miła nawierzchnia i dobre oświetlenie. Bałam się tylko, że bardzo nudno będzie, a tu niespodzianka - przeleciało jak z bicza strzelił.

I seria: 3:42/4:20/4:05/4:14/4:15/4:08/4:26/4:08/4:30/4:16 min/km
II seria: 3:58/4:44*/4:16/4:15/4:17/4:22/4:22/4:22/4:28/4:12 min/km

*tu miałam kłopoty z wiminięciem nocnych spacerowiczów na węższym fragmencie ścieżki

Przy okazji podczas rozgrzewki sprawdziłam to, o co pytałam kapan parditę - że może jednak da się truchtać na tętnie 140. Okazuje się, że na siłę by się dało, okolice 7:50 min/km. Tylko czy mi to potrzebne? :oczko:
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 19/03/2011

5.09 km (śr.6:52 min/km, śr. 157 bpm = 74% HRR

Luźny poranny BNP (= bieg z narastającym padaniem [deszczu]). Mimo to przyjemnie było, pokręciłam się po dawno nie odwiedzanym parku. Dziś dzień z cyklu: "śniadanie w Strasbourgu, obiad w Paryżu", więc nie rozpisuję się dużo, tylko zaraz na pociąg lecę. Cieszy mnie ten weekend odpoczynku od pracy. Odpoczynku od biegania na szczęście nie będzie, biegający znajomi są wszędzie :hej: , a do tego w Paryżu ponoć słonecznie i sucho. :hejhej:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 21/03/2011

10.17 km 57:31 (śr. 5:39 min/km)...
...czyli życiówka na 10km (56:29) :hej:


Że będzie energicznie to wiedziałam, przewodnika po podparyskim lasku miałam żwawego. I przewodnik wiedział również, że mam ochotę sobie trochę poszaleć. :spoko: Niemniej, że nam wyjdą z tego "zawody", to się nie spodziewałam. Byłam raczej niedospana oraz bez śniadania, co dawało się we znaki. Poza tym nie za bardzo mogłam sobie pozwolić na całkowite wyjechanie się w trupa. Dlatego po 8 km zwolniliśmy o około 30" na kilometr. Długo się tych zamierzeń nie utrzymaliśmy i 10ty kilometr był najszybszym ze wszystkich, no siła wyższa :sss: . Gdyby to były zawody, to poleciałabym bez odpuszczania na 8ym kilometrze, 56 minut było w zasięgu.

5:49/5:45/5:38/5:29/5:40/5:38/5:36/5:29/6:00/5:18

Bieg bez pulsometru, run by feel :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 23/03/2011

Easy 7.02 km w 47:03 (śr.6:42 min/km)

Mięśnie po niedzielnym brykaniu troszkę nieświeże były, może i lepiej że południowe zajęcia fitness odwołano. Wieczorem spokojny, swobodny bieg - "Strasbourg by nigth". Nadajnika pulsometru znów nie miałam, tempo ze środka zakresu "easy", jaki przysługuje mi u McMillana z nowym PB na dychę.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 24/03/2011

2.16km rozgrzewki + 2*4*500m p=1'10" P=3' + 0.88km schłodzenie; razem 8.58km

Już na rozgrzewce mnie roznosiło, czułam, że jest moooc. :sss: Wiosna u nas pełną gębą, postanowiłam postraszyć w księżycowym blasku moimi bladymi nogami w spodenkach do pół uda. Kilka dziwnych spojrzeń zarobiłam :oczko: , nie każdy jeszcze mentalnie przestawiony na "ciepło", sama jeszcze wczoraj w pracy w zimowym płaszczu byłam (no takim na francuską zimę :oczko: ). Interwały biegło się przyjemnie, nie miałam na większości powtórzeń kłopotów z utrzymaniem tempa. Przy pierwszych dwóch pikanie na koniec mnie zaskoczyło - "ooo, to już", przy ostatnich dwóch pikania zdecydowanie wyczekiwałam. Na początku ostatniego powtórzenia żołądek nieco postraszył kontratakiem, ale go spławiłam w myślach - "i tak już nie masz czym" :hahaha: i pobiegłam dalej . McMillan nie podaje po ile biegać pięćsetki, ale skoro 400m nie wolniej niż 4:56 min/km, a 600m nie wolniej niż 5:02 min/km, to żeby nie kombinować za dużo, przyjęłam założenie - oby poniżej 5:00 min/km. A wyszło:

I seria: 4:56/4:51/4:51/4:47 min/km
II seria: 4:58/4:47/4:49/4:42 min/km

Przerwy w większości w truchcie, a nie jak ostatnio szurane, to też uznaję za progres. :oczko: Średnie tętno na pięćsetkach pomiędzy 170-179 (oprócz pierwszej 167 bpm), na ostatniej dojechałam maksymalnie do 191 bpm (przy HR max 195) więc nieźle się rozbujałam. Schłodzenie mogłoby być nieco dłuższe, ale bałam się, że mi się ciasto spali. Poczułam je już na klatce schodowej, ale wciąż można je zakwalifikować jako "ładnie wypieczone". :bum: Marchewkowe z dużą ilością przypraw korzennych, mniam! :bleble:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 27/03/2011

16.02 km 1:46:18 (śr.6:38 min/km 155bpm = 73% HRR)

Niedzielna wycieczka brzegiem kanałów z mężem i kolegą z pracy. Luźno, z pogaduszkami. Dosyć ciepło i wilgotno, co na ostatnich kilometrach trochę dało się odczuć. Ale ogólnie bardzo przyjemnie. Kontynuuję urabianie Vincenta jako mojego prywatnego zająca na półmaraton. :bum:

W sobotę nie biegałam, za długo siedziałam w pracy, wieczorem mąż nie miał ochoty wyjść na bieganie, więc zostaliśmy razem w domu. Nie samym bieganiem żyjemy. :oczko: W poniedziałek nie ma rano seminarium, więc może potruchtam przed pracą w zamian.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 28/03/2011

9.57 km w 1:02:40 (śr. 6:33 min/km 155 bpm = 73% HRR)

Nie do końca świeżo, ale na luzie i z radością. :taktak: Żeby nie było nudno jeden taki podbieg co się napatoczył tak +/- do dechy. :oczko: Po nawrotce nogi same rwały się do rytmu, który jak oświeciła mnie McMillanowa tabelka, mam teoretycznie prawo nazywać tempem maratońskim.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 29/03/2011

W południe 45 minut ćwiczeń "uda, brzuch, pośladki"
Wieczorem 2.15 km rozgrzewki + 2*3 km w tempie półmaratonu p=2' + 0.85 km schłodzenia (razem 9.3 km)


Jakoś późno wczoraj do łóżka dotarłam, więc ideę porannego biegania odrzuciłam z marszu, choć w planie były dziś powtórzenia 200-300m i nie byłam pewna jak one wyjda na nogach przeczołganych już przez południową gimnastykę. Drugim pomysłem było więc przełożenie biegania na środę, ale w końcu najbardziej optymalnym zdało mi się przesunięcie na dziś czwartkowego dnia szczęśliwej piątki i pociągniecie paru kilometrów w tempie 5:55 min/km. Tak też zrobiłam, zmulenie spowodowane niedospaniem zniknęło w momencie przebierania się w biegowe ciuszki. Zakręciłam zwykłe rozgrzewkowe kółko wokół niby-wyspy na naszym kanale, po czym ruszyłam...z kopyta jak do interwału po 4 coś tam by zaraz się opamiętać i przypomnieć sobie, że tempo na półmaraton to jeszcze przyjemna itensywność, a nie ciężka orka. W rozluźnieniu dość dobrze trzymałam tempo przez pierwsze 1.5km, potem zaczęło się szarpanie. Ale w sumie cały czas luz, harmonia i uśmiech na twarzy. Poczułam, że naprawdę mam szansę utrzymać to tempo przez 21 km z ogonkiem! :hej: W "Run by feel" sporo miejsca jest poświęcone temu, że trening powinien nie tylko powinien poprawiać nasze parametry fizjologiczne, ale również budować naszą pewność siebie. Jak tu się nie zgodzić.

Rozgrzewka śr. 6:43 min/km 149 bpm
Pierwsze 3km śr. 5:48 min/km 166 bpm
Przerwa śr. 6:52 min'km 160 bpm
Drugie 3km śr. 5:50 min/km 168 bpm
Schłodzenie 6:48 min/km 160 bpm
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 31/03/2011

2.26km rozgrzewki + 2*8*250m p=45" P=3' + 1km schłodzenia, razem 9.01 km

Prawie przez cały dzień lało...na zmianę z padaniem. :hahaha: Wczesnym wieczorem padać przestało, stwierdziłam dobrze jest, ale z wyjściem z pracy się nie spieszyłam. Gdy w końcu wyszłam - wciąż nie padało, do domu doszłam suchą nogą, przebrałam się biegowo - nie za ciepło, bo interwały w planie i wyszłam - prosto w deszcz. No nic to, tyle dobrze, że w soczewkach, a nie okularach, przynajmniej widoczność zachowana. :oczko: W planie było na dziś takie cudo: 2*300m/200m/300m/200m/300m/200m/300m/200m z przerwą 45 sekund między odcinkami i 3 minuty między seriami. Łudziłam się, że uda się to załatwić ustawiając pikanie auto-lapu co 100m i licząc ile tych setek (100m powinno byc dobrym zamiennikiem 45 sekund odpoczynku). Niestety okazało się, że możliwość ustawienia lapu co 100mto czysta teoria, zegarek pikał co dwa kroki. szybko zrobiłam przeliczenie, że dla względnego zachowanie objętości seansu mogę zrobić 2*8*250m właśnie. Przerwę zachowałam taką samą jak w oryginale. No i wystrzeliłam przez błoto i kałuże, najpierw zdecydowanie za szybko, co się zemściło w drugiej serii. Zbiegając po nieźle już mokrej drewnianej pochylni miałam niezłego stracha, ale w zasadzie ani razu w czasie treningu problemów z przyczepnością nie było. Gdzieś w końcówce pierwszej serii przestało padać, ale zauważyłam dopiero podczas tej 3 minutowej przerwy. Już przy drugim powtórzeniu drugiej serii czułam, że przesadziłam przy pierwszych powtórzeniach i gonię teraz na oparach (w deszcze zawsze biegam szybciej niż powinnam :bum: ), dla poratowanie sytuacji odpuściłam trucht w przerwach na rzech szybkiego marszu i tak dobrnęłam do końca. Na schłodzeniu czułam niezłe zmęczenie ogólne, ale nogi kręciły się same z siebie dużo szybciej niż sie zdawało. W domu zobaczyłam, że jestem równo schlastana w błotne cętki tak do połowy pleców. Miało być jak gepard, nie? :hahaha:

I seria: 4:15/4:24/4:28/4:16/4:18/4:30/4:20/4:27 min/km (śr.tętno 170-180 bpm)
II seria: 4:43/4:34/4:31/4:40/4:29/4:38/4:28/4:24 min/km (śr.tętno 175-180 bpm)
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 02/04/2011-Środa 06/04/2011

Zamknięte z powodu choroby :oczko:

W sumie i tak szykowały się zmiany w bieganiu a następny tydzień w moim planie jest rozpisany jako tydzień odpoczynkowy (tylko easy, 3 treningi). Napominała mnie ostatnio taka jedna dobra dusza, że troszkę za bardzo podkręciłam ostatnio biegową maszynę i mogę mieć znów brzydką niespodziankę przed półmaratonem. I ogólnie przy moim trybie życia, mnie lub bardziej bieżących przygodach zdrowotnych powinnam dać sobie więcej czasu na odpoczynek. Pierwszą reakcję był bunt, ale potem zrobiłam szczery rachunek sumienia i musiałam przyznać rację, co do niektórych spraw. Od kilku tygodni pobolewała mnie prawa stopa, nie w miejscu niedawnego złamania/niezłamania, tylko bliżej kostki. To samo miałam początkach biegania, na RTG i USG nic, kazali biegać dalej, przeszło wraz z pierwszymi wkładkami ortopedycznymi. W ostatnich dniach zdawało się, że odpuściło, ale w piątek rano pierwsze kroki z łóżka znów były bolesne. Chwyciłam zaraz za telefon i umówiłam się na to samo jeszcze popołudnie do mojej lekarki sportowej i osteopatki. Przy okazji chciałam jej pokazać lewą kostkę, coś tam trochę "ciągnęło", miałam jakby przyblokowany pełny zakres ruchu wybicia z palców. Diagnoza: prawa stopa to znów uciśniety nerw (ten sam, który wg tej lekarki dawał objawy "złamiania zmęczeniowego"), po wstawieniu kręgów na swoje miejsce problem rozwiązany (i dzięki noszeniu wkładek nie powinien tak szybko wrócić). To przez tę "okazyjną" lewą stopę mam przymusowy urlop, jest zapalenie ścięgna, przez pięć nocy mam przyklejać plastry przeciwzapalne i przez pięć dni nie biegać, nie chodzić dużo. Brzmi niemal zbyt optymistycznie te 5 dni, ale przyznam, że po pierwszej nocy z plasterkiem ból już w zasadzie zniknął. :orany: Jednak ta moja pani doktor to prawdziwy skarb!

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w czwartek będzie lekkie truchtanie, a do tego czasu pozostaję wiernym kibicem wszystkich tutwjszych szybkich i zwinnych kocic. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 05/04/2011

Wiem, że niby oficjalnie wciąż zamknięte, ale przemycam tylnymi drzwiami wczorajsze 45 minut zajęć na mięśnie ud, brzucha, pośladków. Przy najdzikszych wygibasach rozgrzewkowych ścięgno czułam, ale poza tym miodzio. :usmiech:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 07/04/2011

Bieg w stylu dowolnym 46' (śr.6:11 min/km)

Cieplutki wieczór, przyjemnie, ruszyłam przed siebie bez większego planu i nie kontrolując (za bardzo) prędkości itp. Pasek od pulsometru został w domu. Lewa noga niemal bez zarzutu, pilnuję tylko by buta sznurować bardzo luźno, żeby przypadkiem tego ścięgna nie uciskał. Prawa noga...no niestety albo już zdążyłam popsuć robotę pani osteopatki, albo tym razem ona nie zdołała ostatecznie wyeliminować problemu. W każdym razie czuję, że ma rację, że ten wędrujący ból nie jest wynikiem żadnego uszkodzenia w stopie, tylko to sprawa podrażnienia nerwu. Zresztą przy poprzednim epizodzie z tym bólem po USG i RTG reumatolog też mi powiedział, że w środku nic się nie dzieje i jeśli mam ochotę, to mogę z tym bólem biegać. Różnica polega na tym, że on na ten ból to mi zaproponował jedynie receptę na paracetamol. :sss:
Biegnąc rozmyślałam o zbliżającym się półmaratonie i czy ewentualnie jest szansa biec z grupą na 2:00. Postanowiłam więc spróbować na jednym z ostatnich kilometrów co to dla mnie aktualnie oznacza tempo 5:40 min/km. Cóż, dośc luźno, jak odczucia z całego tego biegu, ale czy starczyłoby tej pary na 20 następnych kilometrów? Ale - co najważniejsze - przy tej prędkości ból stopy znika, wraca momentalnie przy zwolnieniu. Coś zmieniam w ułożeniu ciała, gdy przyspieszam i problem znika! Niestety bieganie szybciej całej sprawy nie rozwiąże, bo ból chwyta mnie również na co dzień przy chodzeniu. W przyszłym tygodniu spróbuję znów się zameldować u pani osteo, następny krok to ewentualnie odwiedziny o mojego podologa (po polsku chyba raczej podiatrą zwanego), może on po sfilmowaniu wyłapie co zmieniam po przyspieszeniu, co przy okazji znosi ból.
Następne bieganie w niedzielę, wybieramy się z Vincentem na 1h15' w bliżej jeszcze nie ustalonym kierunku. Jutro wolne, szczególnie że gdy dziś wieczorem wracałam do domu, ledwie żywa ze zmęczenia, ześlizgnęła mi się lewa noga ze stopnia schodów i prawie wyleczone ścięgno zawyło. :grr: We wtorek będzie tempo, myślę że 2x10', w czwartek luuuuz, a w niedzielę lecimy z Vincentem dyszkę w Schiltigheim, czyli w zasadzie w Strasbourgu. Impreza pod nazwą "Bieg browarników", będziemy kręcić dwie 5km pętelki w okolicach lokalnego browaru w szczytnym celu (całe wpisowe z imprezy idzie na powitalne paczki dla nowonarodzonych dzieci w lokalnych szpitalu, których mamy są w trudnej sytuacji życiowej). Vincent będzie biegł według swoich możliwości, więc sama będę musiała pilnować dobrego tempa, oby tylko za gorąco nie było (w ostatnie dwa dni w południe regularnie pod 30 stopni).
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 10/04/2011

12 km śr.6:14 min/km

Specjalnie umówiłam się z Vincent na późne popołudnie, ale i tak nas dopadło...upalisko jak nie wiem (ale silny dokładnie przeciwstawny wiatr na pierwszych km też nam było dane zaliczyć). To zdecydowanie było ostatnie długie wybieganie bez zabrania niczego do picia, od połowy trasy fantazjowaliśmy czego to się napijemy po skończeniu naszej pętelki. :hahaha: A pobiegać wybraliśmy się gdzie nas dawno nie było, zrobiliśmy pętle wokół instytucji europejskich i wyspy starego miasta. Tempa nie pilnowaliśmy szczególnie, tylko z pogawędką na ustach przeciskaliśmy się wśród tłumów piknikujących na każdym niemal dostępnym skrawku zieleni. No i z tego wyszło właśnie to teoretycznie maratońskie tempo. Ale to zdecydowanie nie ono dało nam w kość, tylko temperatura. Jeśli takowa się utrzyma, to będzie ostro, w najbliższą niedzielę, jak i na półmaratonie. :trup:

Aaa, właśnie - nic dotąd nie wspomniałam o stopie. Bo nie bolała! Prawa nic a nic, odpuściło (na chwilę?) paskudztwo. Lewa delikatnie odczuwalna, ale wciąż idzie ku lepszemu. Pilnuję luźnego sznurowania butów i lodowatego prysznica tuż po treningu.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 12/04/2011

15' easy + 2*10' T P=3' + 12' easy razem 8.5km

Narzekała na upał, to sobie pobiegała w deszczu. Na szczęście nie takim silnym jak podczas niegdysiejszych interwałów, ale i tak mokre buty ciążyły. I jeszcze silny wiatr, w twarz oczywiście. Położyłam się spać pełna motywacji na poranny trening, ale gdy po wyłączeniu budzika spojrzałam za okno i "widzę ciemność, ciemność widzę", to zapał nieco osłabł. Na szczęście zanim się wyszykowałam i oporządziłam kota, to się nieco przejaśniło. Rozgrzewka żwawo i z narastająca prędkością, choć zdawało się wolniej i stałe tempo - tzn. była raczej stała odległość do biegacza przede mną i od tupania kolejnego biegowego maniaka za mną. Dzisiejszy tempo run był z okazji czekającej w niedzielę dyszki i wyszedł po równo po 5:20 min/km (założenie było 5:30 min/km, tetno średnie na pierwszej dziesiątce 175bpm, na drugiej 167 przez pierwsze 5' potem chyba się nadajnik poluzował). Po pierwszym powtórzeniu próbowałam schować się przed wiatrem do parku, nie za bardzo pomogło, za to doszły elementy crossowe. Ostatnie 5 minut gazowania z lekko prostestującym żołądkiem. Po przejściu do truchtu niespecjalnie przeszło, więc powrotne easy też raczej żwawe, bo z żołądkiem to ja wolę ewentualnie dyskutować w domu niż gdzieś "na mieście". :oczko: W połowie drogi powrotnej żołądek jakoś się sam rozbiegał. W czwartek jakieś swobodne człapanko + może przebieżki, a na co się poważyć w niedzielę, to się mocno zastanawiam.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

14/04/2011

42' dla wypłukania adrenaliny, tętno - bez paska to wiedziałam, że wysokie

No niestety nie piszę w dobrym humorze. Wprost z pracy wybralismy się z wraz z moim weekendowym partnerem biegowym na wieczorne spotkanie z podologiem w sklepie Jog'R. Zaczęło się miło i nagle Vincent lecący mi przez ręce z nieprzytomnym wzrokiem w sufit, podłoga, pozycja boczna ustalona, przyjazd pompierów i karetka z nim znikająca w sinej dali bez żadnej informacji (zarezerwowanej tylko dla rodziny, a ta kilkaset km od Strasbourga). Dzięki mobilizacji reszty ekipy z labu i załodze Jog'Ra w końcu udało się z rodzicami skontaktować i zlokalizować Vincent w szpitalu na drugim krańcu miasta. Ponoć ma się już w miarę dobrze, jutro jedziemy go odwiedzić.

Nie wiem czy pobiegnę niedzielne zawody, zupełnie humoru nie mam, to miała być wspólna radość. :ojnie: No i już nigdy nie wybiorę się na wspólne bieganie bez komórki!
ODPOWIEDZ