Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
Wigilia
Jaka Wigilia, taki cały rok- niektórzy twierdzą. Ja trzymałam się wersji o sylwestrze i nadal się będę trzymać, bo zaspałam na ranne bieganie ale mimo tego 10km pobiegałam. Teraz będzie bieganina domowa i chaos, czyli standard
Dziś dostałam już prezent - dzięki zaspaniu wyszłam z domu wtedy, kiedy słońce zaczęło się pokazywać na niebie - cała paleta barw: niebieski, pomarańcz, czerwony, różowy... Cudny widok
Jako, że czasu nie mam za bardzo, żeby się rozpisywać - życzę Wam wszystkim (i sobie też) dobrego czasu świątecznego. Ciepła, spokoju, radości z bycia razem i dla siebie, czerpania z przygotowanych z sercem potraw. Bierzmy i dawajmy, doceniając to, jak wiele mamy a w Nowym Roku szczęścia, radości i uśmiechu w oczach i sercu
Pięknego świętowania
Jaka Wigilia, taki cały rok- niektórzy twierdzą. Ja trzymałam się wersji o sylwestrze i nadal się będę trzymać, bo zaspałam na ranne bieganie ale mimo tego 10km pobiegałam. Teraz będzie bieganina domowa i chaos, czyli standard
Dziś dostałam już prezent - dzięki zaspaniu wyszłam z domu wtedy, kiedy słońce zaczęło się pokazywać na niebie - cała paleta barw: niebieski, pomarańcz, czerwony, różowy... Cudny widok
Jako, że czasu nie mam za bardzo, żeby się rozpisywać - życzę Wam wszystkim (i sobie też) dobrego czasu świątecznego. Ciepła, spokoju, radości z bycia razem i dla siebie, czerpania z przygotowanych z sercem potraw. Bierzmy i dawajmy, doceniając to, jak wiele mamy a w Nowym Roku szczęścia, radości i uśmiechu w oczach i sercu
Pięknego świętowania
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
25 grudnia
Wczorajszy wieczór ciepły, rodzinny, wspomnieniowy.
No i debiut w roli wigilijnej pani domu mówili, że udany - mała rzecz a cieszy
Świętowanie w pełni, czyli dzisiaj trzeba było spróbować spalić choć ułamek tego, co wczoraj wchłonęłam.
Próbowałam przez niecałe 59min, czyli 11km.
Jutro powtórka z biegowej rozrywki, z nadzieją na więcej. Bo mam więcej do spalenia
Wczorajszy wieczór ciepły, rodzinny, wspomnieniowy.
No i debiut w roli wigilijnej pani domu mówili, że udany - mała rzecz a cieszy
Świętowanie w pełni, czyli dzisiaj trzeba było spróbować spalić choć ułamek tego, co wczoraj wchłonęłam.
Próbowałam przez niecałe 59min, czyli 11km.
Jutro powtórka z biegowej rozrywki, z nadzieją na więcej. Bo mam więcej do spalenia
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
Drugi dzień świąt
Rano wstałam, o dziwo - ssanie w żołądku, chociaż wczoraj było w nim tyle, że powinnam tę zawartość odessać. Nicto, postanowienie było lecieć na głodniaka. W brzuchu nawoływanie o paliwo, ale udałam, żem głucha jak pień. Przez pierwszy kilometr zastanawiałam się, jak dam radę te paręnaście przebiec, skoro wołanie nie milknie. Ale w końcu organizm uznał, że jest bezcelowe i było ok.
Coby spalić to, co się poprzedniego dnia przyjęło, plan był żeby jednak trochę pobiegać.
Wyszło 14.3km wte. Potem 7 setek z marszem w przerwie (4:04/ 3:31/ 3:29/ 3:27/ 3:39/ 3:19/ 3:22). No i wewte 3km. Razem 18km.
Po powrocie śniadanie, po śniadaniu 1.5h spacer.
Święta są fajne, ale tęsknię za normalnym trybem jedzeniowym
Rano wstałam, o dziwo - ssanie w żołądku, chociaż wczoraj było w nim tyle, że powinnam tę zawartość odessać. Nicto, postanowienie było lecieć na głodniaka. W brzuchu nawoływanie o paliwo, ale udałam, żem głucha jak pień. Przez pierwszy kilometr zastanawiałam się, jak dam radę te paręnaście przebiec, skoro wołanie nie milknie. Ale w końcu organizm uznał, że jest bezcelowe i było ok.
Coby spalić to, co się poprzedniego dnia przyjęło, plan był żeby jednak trochę pobiegać.
Wyszło 14.3km wte. Potem 7 setek z marszem w przerwie (4:04/ 3:31/ 3:29/ 3:27/ 3:39/ 3:19/ 3:22). No i wewte 3km. Razem 18km.
Po powrocie śniadanie, po śniadaniu 1.5h spacer.
Święta są fajne, ale tęsknię za normalnym trybem jedzeniowym
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
27 grudnia 2013
Spalania nabytych kalorii - ciąg dalszy. Choć powiało optymizmem - dzisiaj waga pokazała odrobinę mniej niż wczoraj Jak znam siebie, to pewnie jednak nie na długo...
Wte 6.7km i wewte 3.3km.
Między jednym a drugim 10 setek: 3:26/ 3:35/ 3:40/ 3:27/ 3:12/ 3:34/ 3:25/ 3:11/ 3:15/ 3:06.
Jak na razie w tym tygodniu 50km. Czyli ok.
Nic więcej nie napiszę, bo nic ciekawego do głowy mi nie przychodzi. Czyli co my o tym, jak nic po tym
Spalania nabytych kalorii - ciąg dalszy. Choć powiało optymizmem - dzisiaj waga pokazała odrobinę mniej niż wczoraj Jak znam siebie, to pewnie jednak nie na długo...
Wte 6.7km i wewte 3.3km.
Między jednym a drugim 10 setek: 3:26/ 3:35/ 3:40/ 3:27/ 3:12/ 3:34/ 3:25/ 3:11/ 3:15/ 3:06.
Jak na razie w tym tygodniu 50km. Czyli ok.
Nic więcej nie napiszę, bo nic ciekawego do głowy mi nie przychodzi. Czyli co my o tym, jak nic po tym
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
28 grudnia
11km po 5:40.
Przyjemnie bardzo, swobodnie. Ostatnie 500m szybciej na rozruszanie nóg, więc 11-ty po 5:17.
Trzeba by pomyśleć o jakichś interwałach, żeby jednostajnie nie było.
11km po 5:40.
Przyjemnie bardzo, swobodnie. Ostatnie 500m szybciej na rozruszanie nóg, więc 11-ty po 5:17.
Trzeba by pomyśleć o jakichś interwałach, żeby jednostajnie nie było.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
29 grudnia Tegoż Roku
500-tny wpis. Tadaaam!
A wydawało mi się, że dopiero niedawno zaczęłam pisać
Wczoraj w Pozku Bieg Sylwestrowy.
Bieg, na którym nie byłam, bo wcale o nim nie wiedziałam. A nawet gdybym wiedziała, to i tak przecież nie miałam zamiaru startować.
No ale jest jedna rzecz, która mnie połączyła z biegaczami - też byłam w Pozku
Spotkanie rodzinne, a później szukałyśmy z mamą kijków do nordica dla niej. I przy okazji jeszcze parę innych sklepów odwiedziłyśmy Po raz kolejny sprawdziła się Michowa zasada - najlepsze zakupy wychodzą od niechcenia... Ładne są te 8-centymetrowe szpilki
Dzisiaj wspólny Sylwestrowy Bieg z Kosynierami. Nie wiedziałam do końca, ile będziemy biegać, więc zrobiłam sobie rozgrzewkę. Planowałam 10km tej rozgrzewki, ale zaspałam i wyszłam parę minut później niż zamierzałam, a wiadomo że parę minut w przeliczeniu na kilometry wygląda różnie. Tak więc wpadło najpierw 8.72km. Na miejscu zbiórki czekała już grupka znajomych. Po kilku minutach dołączyli następni. Mieliśmy dwie trasy do wyboru, jedna 7km, druga 10km. Każdy biegł tyle, ile chciał. No to skoro dostępna była dłuższa trasa, a ja czułam się na siłach, to czemu miałam wybrać krótszą?
Tak wogle, to mijałam kilku biegaczy, w miejscu zbiórki dwóch mijało nas - z plecakami na wodę, fajnie wyglądali, nie powiem pełna profeska.
Po powrocie chwila rozciągania (oj, muszę sobie masaż zafundować, całe ciało mam pospinane - mimo, że po bieganiu rozciągam się regularnie) i pobiegłam do domu. Reszta udała się na carboloading do knajpy, ale ja jeszcze nie jestem dobrym zabawowym towarzyszem.
Tak więc wpadło dzisiaj 20km. Dobrze, że rano zjadłam pół banana ostatnio biegam na głodniaka, ale dzisiaj stwierdziłam, że skoro może być różnie, to jednak coś tam zjem.
Tydzień 81km.
Jako, że to czas spotkań, na których częstuję albo jestem częstowana, to dopóki się nie skończy - biegam codziennie. Czyli jeszcze 3 dni i przerwa - przynajmniej taki jest plan
500-tny wpis. Tadaaam!
A wydawało mi się, że dopiero niedawno zaczęłam pisać
Wczoraj w Pozku Bieg Sylwestrowy.
Bieg, na którym nie byłam, bo wcale o nim nie wiedziałam. A nawet gdybym wiedziała, to i tak przecież nie miałam zamiaru startować.
No ale jest jedna rzecz, która mnie połączyła z biegaczami - też byłam w Pozku
Spotkanie rodzinne, a później szukałyśmy z mamą kijków do nordica dla niej. I przy okazji jeszcze parę innych sklepów odwiedziłyśmy Po raz kolejny sprawdziła się Michowa zasada - najlepsze zakupy wychodzą od niechcenia... Ładne są te 8-centymetrowe szpilki
Dzisiaj wspólny Sylwestrowy Bieg z Kosynierami. Nie wiedziałam do końca, ile będziemy biegać, więc zrobiłam sobie rozgrzewkę. Planowałam 10km tej rozgrzewki, ale zaspałam i wyszłam parę minut później niż zamierzałam, a wiadomo że parę minut w przeliczeniu na kilometry wygląda różnie. Tak więc wpadło najpierw 8.72km. Na miejscu zbiórki czekała już grupka znajomych. Po kilku minutach dołączyli następni. Mieliśmy dwie trasy do wyboru, jedna 7km, druga 10km. Każdy biegł tyle, ile chciał. No to skoro dostępna była dłuższa trasa, a ja czułam się na siłach, to czemu miałam wybrać krótszą?
Tak wogle, to mijałam kilku biegaczy, w miejscu zbiórki dwóch mijało nas - z plecakami na wodę, fajnie wyglądali, nie powiem pełna profeska.
Po powrocie chwila rozciągania (oj, muszę sobie masaż zafundować, całe ciało mam pospinane - mimo, że po bieganiu rozciągam się regularnie) i pobiegłam do domu. Reszta udała się na carboloading do knajpy, ale ja jeszcze nie jestem dobrym zabawowym towarzyszem.
Tak więc wpadło dzisiaj 20km. Dobrze, że rano zjadłam pół banana ostatnio biegam na głodniaka, ale dzisiaj stwierdziłam, że skoro może być różnie, to jednak coś tam zjem.
Tydzień 81km.
Jako, że to czas spotkań, na których częstuję albo jestem częstowana, to dopóki się nie skończy - biegam codziennie. Czyli jeszcze 3 dni i przerwa - przynajmniej taki jest plan
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 grudnia
Waga nie dostałaby ode mnie bukietu róż...
10.2km.
Średnio wyszło po 5:29. Ostatnie 600m szybciej, w ramach przebieżki. Dwa wiadukty zaliczone.
Wczoraj spotkanie ze znajomymi, dzisiaj odwiedzam kumpelę. Bardzo mnie cieszą te spotkania, ale już tęsknię za tym, żeby pobyć sama ze sobą. Bo swoje towarzystwo też lubię
Waga nie dostałaby ode mnie bukietu róż...
10.2km.
Średnio wyszło po 5:29. Ostatnie 600m szybciej, w ramach przebieżki. Dwa wiadukty zaliczone.
Wczoraj spotkanie ze znajomymi, dzisiaj odwiedzam kumpelę. Bardzo mnie cieszą te spotkania, ale już tęsknię za tym, żeby pobyć sama ze sobą. Bo swoje towarzystwo też lubię
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
31 grudnia
Miały być podbiegi, ale zaspałam
Trzeba było zmienić plany na 10km, żeby zmieścić się w czasie. Ale chciałam też odmulić nogi, więc zaczęłam się zastanawiać nad przebieżkami. Ale, że dzisiaj mam kłopoty z podejmowaniem decyzji i gupi nastrój, co można podsumować jednym stwierdzeniem: "Żyje ciele, a nie beczy", to stwierdziłam że jednak nie przebieżkuję, tylko trochę przyspieszę. Tak więc po 6-ciu kaemach kulania się w okolicach 5:45, kolejny był po 5:18. No i tak jakoś z rozpędu kolejne 3km wpadły po 4:47/ 4:57/ 4:43.
Miłe zaskoczenie, że jednak nie jest ze mną tak źle
Ostatnie 0.5km miało być schłodzeniem, a wyszło 5:11.
Tak więc plan na dzisiaj wykonany - 10.5km.
W grudniu 207km, a w 2013 - 3137km, no ale część z tych tysiaków to marsz - przy przebieżkach, interwałach itd. Ale ile tego marszu, to mi się już nie chce liczyć.
W 2014 życzę Wam (i sobie) trzech rzeczy - zdrowia, dużo Dobrego i mało złego - życiowego i biegowego
Miały być podbiegi, ale zaspałam
Trzeba było zmienić plany na 10km, żeby zmieścić się w czasie. Ale chciałam też odmulić nogi, więc zaczęłam się zastanawiać nad przebieżkami. Ale, że dzisiaj mam kłopoty z podejmowaniem decyzji i gupi nastrój, co można podsumować jednym stwierdzeniem: "Żyje ciele, a nie beczy", to stwierdziłam że jednak nie przebieżkuję, tylko trochę przyspieszę. Tak więc po 6-ciu kaemach kulania się w okolicach 5:45, kolejny był po 5:18. No i tak jakoś z rozpędu kolejne 3km wpadły po 4:47/ 4:57/ 4:43.
Miłe zaskoczenie, że jednak nie jest ze mną tak źle
Ostatnie 0.5km miało być schłodzeniem, a wyszło 5:11.
Tak więc plan na dzisiaj wykonany - 10.5km.
W grudniu 207km, a w 2013 - 3137km, no ale część z tych tysiaków to marsz - przy przebieżkach, interwałach itd. Ale ile tego marszu, to mi się już nie chce liczyć.
W 2014 życzę Wam (i sobie) trzech rzeczy - zdrowia, dużo Dobrego i mało złego - życiowego i biegowego
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 stycznia 2014
Nowy Rok przywitany biegowo.
15.35km po 5:43.
Pobiegaliśmy z Robertem, pogadaliśmy - jak zwykle o tym, co akurat trzeba było przegadać. Ale jak umawiamy się czasem na bieganie, tak tematów rozmów nie planujemy. Same nas odnajdują i potem jest już lepiej
edycyjnie: jutro miała być przerwa, ale jakoś mi tak dziwnie, jak sobie o tym pomyślę przez te 9 dni się przyzwyczaiłam do codziennego biegania.
Nowy Rok przywitany biegowo.
15.35km po 5:43.
Pobiegaliśmy z Robertem, pogadaliśmy - jak zwykle o tym, co akurat trzeba było przegadać. Ale jak umawiamy się czasem na bieganie, tak tematów rozmów nie planujemy. Same nas odnajdują i potem jest już lepiej
edycyjnie: jutro miała być przerwa, ale jakoś mi tak dziwnie, jak sobie o tym pomyślę przez te 9 dni się przyzwyczaiłam do codziennego biegania.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
2 stycznia 2014
No i na zamiarach się skończyło. Jakoś mi to codzienne bieganie smakuje.
Wstałam, z opóźnieniem, ale jednak. Ogarnęłam się i pobiegałam.
7.28km po 5:15.
Z ulgą żegnam świętowanie i nadwyżkę cukru w jedzeniu, wracam do warzyw
Węgle też przydałoby się ograniczyć. Tylko, że kocham chleb wybieram razowy, bezkarmelowy, ale i tak go dużo
No i na zamiarach się skończyło. Jakoś mi to codzienne bieganie smakuje.
Wstałam, z opóźnieniem, ale jednak. Ogarnęłam się i pobiegałam.
7.28km po 5:15.
Z ulgą żegnam świętowanie i nadwyżkę cukru w jedzeniu, wracam do warzyw
Węgle też przydałoby się ograniczyć. Tylko, że kocham chleb wybieram razowy, bezkarmelowy, ale i tak go dużo
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
3 stycznia 2014
Budzik zadzwonił, wyłączyłam i...wyszłam biegać dopiero o 6:15. Nie lubię, za późno.
No ale nicto, niechęć minęła, bo cóż to za powód, żeby się nerwować?
Poleciałam dzisiaj kawałek starej trasy z moich początków biegowych. Trasa jeszcze z czasów, kiedy to wydawało mi się, że każdy trening powinnam lecieć szybciej łomatko-nierudo
Nic tu więcej nie napiszę, bo jakoś nie myślałam o niczym specjalnym, poza tym kędy lecieć, żeby trasa nie była jak codzień.
10.6km.
Zasłyszane dzisiaj. Sprawdzane biegowo będzie jutro. Już teraz się cieszę, bo to jedna z tych piosenek, której rytmu słucham pod kątem biegowym i doczekać się nie mogę, aż usłyszę w trakcie biegu.
A na dobry piątek, oprócz audio-audire, dorzucam video-videre
Budzik zadzwonił, wyłączyłam i...wyszłam biegać dopiero o 6:15. Nie lubię, za późno.
No ale nicto, niechęć minęła, bo cóż to za powód, żeby się nerwować?
Poleciałam dzisiaj kawałek starej trasy z moich początków biegowych. Trasa jeszcze z czasów, kiedy to wydawało mi się, że każdy trening powinnam lecieć szybciej łomatko-nierudo
Nic tu więcej nie napiszę, bo jakoś nie myślałam o niczym specjalnym, poza tym kędy lecieć, żeby trasa nie była jak codzień.
10.6km.
Zasłyszane dzisiaj. Sprawdzane biegowo będzie jutro. Już teraz się cieszę, bo to jedna z tych piosenek, której rytmu słucham pod kątem biegowym i doczekać się nie mogę, aż usłyszę w trakcie biegu.
A na dobry piątek, oprócz audio-audire, dorzucam video-videre
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
4 stycznia 2014
Wczoraj wieczorem mieliśmy spotkanie klubowe w sprawie Sztafety. Jako, że ostatnio raczej byłam od-ludzi, niż do-ludzi, postanowiłam zostać po spotkaniu i posiedzieć trochę. Tym bardziej, że czułam potrzebę oderwania się od niefajności ostatnich. Oczywiście, cały wieczór zszedł na gadaniu, a o czym może rozmawiać 4 biegaczy, to sami się domyślajcie
Rano wstałam później, niż zakładałam, no ale przynajmniej trochę dłużej pospałam.
Chciałam dzisiaj poprzebieżkować. Tzn. tak naprawdę wolałabym podbiegi, ale telepać mi się na wioskę nie chciało.
Stała trasa. Przypomniało mi się, jak zimą, która nie była koleżanką Panuuciego, trzaskałam pewnego popołudnia interwały po śniegu przy Bublu. I chyba wtedy nawet koło 5/km mi wychodziły, dumna byłam bo łatwo po śniegu się nie biegło wtedy.
Przy okazji wypróbowywania tego, co wczoraj zasłyszane, posłuchałam sobie różnych kawałków dawno nie słuchanych. Mój biegowy numer 1...niezależnie od dnia, chwili, zawsze z radością do niego wracam Niewiele jest utworów, przy których się mogę się wyłączyć, jestem tylko ja, muzyka i bieg.
Tak sobie myślałam ostatnio, że czasem bywa źle. Ogólnie jest dobrze, nie ma powodów do zmartwień, jest się wdzięcznym, dostaje się wiele, ale gdzieś tam w środku jest jakiś brak i niepokój. I nie ma to nic wspólnego z użalaniem się i narzekaniem. Z reguły biorę taki stan na przeczekanie, jest - minie - będzie ok.
Nie wiem, czy o tym pisałam, jakby co, to skleroza-siostra moja rodzona ale kiedyś rozmawiałam o takim właśnie stanie. I usłyszałam pytanie: "Co byłoby Ci potrzebne, żebyś była szczęśliwa?" I zastygłam. Bo zdałam sobie sprawę, że nic. Ze mam wszystko, żeby mieć dobre życie. Ustawiło mnie to pytanie, kiedy znów czuję że jest nie-halo, przypominam je sobie.
A piszę o tym, bo kiedy tak przez ostatnich parę dni było mi jakoś źle, to zobaczyłam wypowiedź kogoś z rodziny, komu ten 'rozrywkowy kierowca' z Kamienia Pomorskiego zabrał rodzinę. I pomyślałam: "Opanuj się. Jesteś szczęściarą"
Bo przecież czasem wystarczy chwila. To chyba gorsze, niż przygotowywać się do tej myśli przez ileś tygodni.
Nicto.
Wte 7km, wewte 3.46km. W międzyczasie 8 setek z marszem - 3:42/ 3:37/ 3:39/ 3:36/ 3:31/ 3:44/ 3:40/ 3:31.
Wagowo i jedzeniowo zaczynam wracać do normy. Od czwartku nie jem słodyczy. Trochę się bałam, jak to będzie po świętach, bo jednak cukier potrafi mnie uzależnić, ale jest ok. Nie czuję potrzeby, nie muszę walczyć, czyli tak jak było. Mała rzecz a cieszy
Wczoraj wieczorem mieliśmy spotkanie klubowe w sprawie Sztafety. Jako, że ostatnio raczej byłam od-ludzi, niż do-ludzi, postanowiłam zostać po spotkaniu i posiedzieć trochę. Tym bardziej, że czułam potrzebę oderwania się od niefajności ostatnich. Oczywiście, cały wieczór zszedł na gadaniu, a o czym może rozmawiać 4 biegaczy, to sami się domyślajcie
Rano wstałam później, niż zakładałam, no ale przynajmniej trochę dłużej pospałam.
Chciałam dzisiaj poprzebieżkować. Tzn. tak naprawdę wolałabym podbiegi, ale telepać mi się na wioskę nie chciało.
Stała trasa. Przypomniało mi się, jak zimą, która nie była koleżanką Panuuciego, trzaskałam pewnego popołudnia interwały po śniegu przy Bublu. I chyba wtedy nawet koło 5/km mi wychodziły, dumna byłam bo łatwo po śniegu się nie biegło wtedy.
Przy okazji wypróbowywania tego, co wczoraj zasłyszane, posłuchałam sobie różnych kawałków dawno nie słuchanych. Mój biegowy numer 1...niezależnie od dnia, chwili, zawsze z radością do niego wracam Niewiele jest utworów, przy których się mogę się wyłączyć, jestem tylko ja, muzyka i bieg.
Tak sobie myślałam ostatnio, że czasem bywa źle. Ogólnie jest dobrze, nie ma powodów do zmartwień, jest się wdzięcznym, dostaje się wiele, ale gdzieś tam w środku jest jakiś brak i niepokój. I nie ma to nic wspólnego z użalaniem się i narzekaniem. Z reguły biorę taki stan na przeczekanie, jest - minie - będzie ok.
Nie wiem, czy o tym pisałam, jakby co, to skleroza-siostra moja rodzona ale kiedyś rozmawiałam o takim właśnie stanie. I usłyszałam pytanie: "Co byłoby Ci potrzebne, żebyś była szczęśliwa?" I zastygłam. Bo zdałam sobie sprawę, że nic. Ze mam wszystko, żeby mieć dobre życie. Ustawiło mnie to pytanie, kiedy znów czuję że jest nie-halo, przypominam je sobie.
A piszę o tym, bo kiedy tak przez ostatnich parę dni było mi jakoś źle, to zobaczyłam wypowiedź kogoś z rodziny, komu ten 'rozrywkowy kierowca' z Kamienia Pomorskiego zabrał rodzinę. I pomyślałam: "Opanuj się. Jesteś szczęściarą"
Bo przecież czasem wystarczy chwila. To chyba gorsze, niż przygotowywać się do tej myśli przez ileś tygodni.
Nicto.
Wte 7km, wewte 3.46km. W międzyczasie 8 setek z marszem - 3:42/ 3:37/ 3:39/ 3:36/ 3:31/ 3:44/ 3:40/ 3:31.
Wagowo i jedzeniowo zaczynam wracać do normy. Od czwartku nie jem słodyczy. Trochę się bałam, jak to będzie po świętach, bo jednak cukier potrafi mnie uzależnić, ale jest ok. Nie czuję potrzeby, nie muszę walczyć, czyli tak jak było. Mała rzecz a cieszy
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
5 stycznia
Ale noc dzisiaj miałam
Tak wogle zaczęła się dla mnie ok 21, kiedy to zaczęłam zasypiać nad książką. Niestety, za wiele nie poczytałam tego wieczoru
Później przyśniło mi się, że byłam na jakichś zawodach skoków narciarskich i obserwowałam jak skacze jakiś Niemiec. Słaby był. No i jak już zeskoczył na ziemię, to jego ekipa trenerska zaczęła go ope-erować i dała mu jakieś pastylki. I ja to niestety widziałam, w związku z czym wiecie...chcieli mnie wy-e-li-mi-no-wać ale miałam stresa!
W międzyczasie obudził mnie dialog gdzieś obok mojego bloku. Dialogowało chyba jakieś małżeństwo, ale chyba niezbyt kochające się.
Pani: Już! Do domu! Mówię - do domu!
Pan: Odwal się.
Pani: Ała, ała, do domu! dalej!
Pan: Daj mi spokój!
Pani: Dzwonię po mamę! Do domu!
Pan: Mam cię w d... .
Do tego umilali sobie rozmowę wyrazami na i nie chodzi o kochanie gdyż kochanie przy drodze nie stoi.
Krótka rozmowa, acz intensywna. Już się zaczęłam zastanawiać, czy jako porządna obywatelka jednak nie będę musiała zgłoszeniowo przeciwdziałać przemocy w rodzinie, kiedy nagle wszystko ucichło. Pan pewnie poszedł, ale gdzie
Jak już usnęłam znowu,to śniło mi się, że kończyłam 40-stkę.
Z tejże okazji, upiekłam torcik, jakieś ciastka i zaniosłam to wszystko do punktu dekoracji, czyli do takiego, w którym upiększali wypieki różnymi (jadalnymi) kwiatami, koralikami itd. No co, jak 40-te urodziny, to trzeba było zaszaleć No sen był miły do momentu, kiedy przyszło do wystawienia rachunku. Wykosić mnie chcieli na..uwaga! 10.860 PLN Nosz kurde... Nie zapłaciłam, bo i z czego? na szczęście ta ekipa eliminować mnie nie chciała, albo nie zdążyła, bo się obudziłam, uff
Tak więc po takiej nocy, zdecydowanie przyjemniejszym akcentem było bieganie z chłopakami po lesie. Robert i Jarek biegli sobie z przodu, bo nie miałam chęci ani siły na coś szybszego, a ja za nimi kawałek, żeby stracić ich z oczu i nie zabłądzić. I tak sobie przebiegliśmy 13km. Potem oni wsiedli do auta, a ja dotruchtałam do domu jeszcze 5km.
Na wtorek jestem umówiona do fizjo, przegląd kolan i kręgosłupa. Ten ostatni coś mi nawala, a poza tym prawa dłoń dziwnie się zachowuje - czuję mrowienie, czasem ból i lekkie drętwienie.
Ale noc dzisiaj miałam
Tak wogle zaczęła się dla mnie ok 21, kiedy to zaczęłam zasypiać nad książką. Niestety, za wiele nie poczytałam tego wieczoru
Później przyśniło mi się, że byłam na jakichś zawodach skoków narciarskich i obserwowałam jak skacze jakiś Niemiec. Słaby był. No i jak już zeskoczył na ziemię, to jego ekipa trenerska zaczęła go ope-erować i dała mu jakieś pastylki. I ja to niestety widziałam, w związku z czym wiecie...chcieli mnie wy-e-li-mi-no-wać ale miałam stresa!
W międzyczasie obudził mnie dialog gdzieś obok mojego bloku. Dialogowało chyba jakieś małżeństwo, ale chyba niezbyt kochające się.
Pani: Już! Do domu! Mówię - do domu!
Pan: Odwal się.
Pani: Ała, ała, do domu! dalej!
Pan: Daj mi spokój!
Pani: Dzwonię po mamę! Do domu!
Pan: Mam cię w d... .
Do tego umilali sobie rozmowę wyrazami na i nie chodzi o kochanie gdyż kochanie przy drodze nie stoi.
Krótka rozmowa, acz intensywna. Już się zaczęłam zastanawiać, czy jako porządna obywatelka jednak nie będę musiała zgłoszeniowo przeciwdziałać przemocy w rodzinie, kiedy nagle wszystko ucichło. Pan pewnie poszedł, ale gdzie
Jak już usnęłam znowu,to śniło mi się, że kończyłam 40-stkę.
Z tejże okazji, upiekłam torcik, jakieś ciastka i zaniosłam to wszystko do punktu dekoracji, czyli do takiego, w którym upiększali wypieki różnymi (jadalnymi) kwiatami, koralikami itd. No co, jak 40-te urodziny, to trzeba było zaszaleć No sen był miły do momentu, kiedy przyszło do wystawienia rachunku. Wykosić mnie chcieli na..uwaga! 10.860 PLN Nosz kurde... Nie zapłaciłam, bo i z czego? na szczęście ta ekipa eliminować mnie nie chciała, albo nie zdążyła, bo się obudziłam, uff
Tak więc po takiej nocy, zdecydowanie przyjemniejszym akcentem było bieganie z chłopakami po lesie. Robert i Jarek biegli sobie z przodu, bo nie miałam chęci ani siły na coś szybszego, a ja za nimi kawałek, żeby stracić ich z oczu i nie zabłądzić. I tak sobie przebiegliśmy 13km. Potem oni wsiedli do auta, a ja dotruchtałam do domu jeszcze 5km.
Na wtorek jestem umówiona do fizjo, przegląd kolan i kręgosłupa. Ten ostatni coś mi nawala, a poza tym prawa dłoń dziwnie się zachowuje - czuję mrowienie, czasem ból i lekkie drętwienie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
6 stycznia
Dużo ostatnio biegałam. Codziennie czułam chęć założenia butów i rozpoczęcia dnia od min.10km. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy wszystko ze mną "halo", bo na myśl o odpoczynku czułam się dziwnie. I tak przez 13 dni porannego dreptania uzbierało się 163km.
Dzisiaj obudziłam się po 9h snu (luksus ) i na myśl o bieganiu nie poczułam tęsknoty. Juhu, nareszcie wobec tego stwierdziłam, że skoro nie chce mi się dreptać od rana, to pewnie pójdę wieczorkiem. Nagle do okien zaczęło zaglądać cudne słońce i decyzja mogła być tylko jedna. Zakładam buty i idę na długi spacer. I tak też zrobiłam. Trasą, którą chciałam dzisiaj pobiec
Przy okazji wpadło kilka zdjęć. Tu właśnie sobie dreptam. Kiedy robi się jasno wcześnie rano, też sobie tu przybiegam, bo wschodzące słońce wygląda przepięknie
Dużo kijkowców, sporo biegaczy, nawet kilkoro znajomych spotkałam. Fajnie
Zauważyłam, że obie grupy mają jedną wspólną cechę. Moim zdaniem - po tym, jak biegają/ kijkują widać, kto jest bardziej zaawansowany sportowo i technicznie ale nie ma to większego znaczenia wobec tego, że wszystkim z obu grup chce się wstać i wyjść i to się chwali
Maszerowałam przez 2h. Dystans - 12km. Czy wyjdę jeszcze pobiegać dzisiaj? Nie wiem
Dużo ostatnio biegałam. Codziennie czułam chęć założenia butów i rozpoczęcia dnia od min.10km. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy wszystko ze mną "halo", bo na myśl o odpoczynku czułam się dziwnie. I tak przez 13 dni porannego dreptania uzbierało się 163km.
Dzisiaj obudziłam się po 9h snu (luksus ) i na myśl o bieganiu nie poczułam tęsknoty. Juhu, nareszcie wobec tego stwierdziłam, że skoro nie chce mi się dreptać od rana, to pewnie pójdę wieczorkiem. Nagle do okien zaczęło zaglądać cudne słońce i decyzja mogła być tylko jedna. Zakładam buty i idę na długi spacer. I tak też zrobiłam. Trasą, którą chciałam dzisiaj pobiec
Przy okazji wpadło kilka zdjęć. Tu właśnie sobie dreptam. Kiedy robi się jasno wcześnie rano, też sobie tu przybiegam, bo wschodzące słońce wygląda przepięknie
Dużo kijkowców, sporo biegaczy, nawet kilkoro znajomych spotkałam. Fajnie
Zauważyłam, że obie grupy mają jedną wspólną cechę. Moim zdaniem - po tym, jak biegają/ kijkują widać, kto jest bardziej zaawansowany sportowo i technicznie ale nie ma to większego znaczenia wobec tego, że wszystkim z obu grup chce się wstać i wyjść i to się chwali
Maszerowałam przez 2h. Dystans - 12km. Czy wyjdę jeszcze pobiegać dzisiaj? Nie wiem
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
8 stycznia
Opowieść po-wigilijna.
Czas: Wczoraj wieczór.
Miejsce: U mnie.
Występują: Ja/ Ono -jedzenie
I już nie ma obiadu, który miał być na dzisiaj....
Czyli jakby dramat w jednym akcie
Wcześniej byłam u Kuby. Ponaciągał, wyprostował, odblokował i postawił diagnozę - za mało się rozciągam i stąd te wszystkie kłopoty.
Nicto, trzeba będzie wcielić w życie zalecenia, a pewnie wrócić do ćwiczeń na dyskopatię.
A dzisiaj, w ramach gubienia wczorajszych kalorii w wymiarze milionowym - 15km. Ostatnie dwa szybciej - po 5:15 (a wydawało mi się, że gnam jak szalona ) i 5:07.
Ot, takie sobie spokojne bieganie. Częściowo w mżawce, momentami euforyczne.
Opowieść po-wigilijna.
Czas: Wczoraj wieczór.
Miejsce: U mnie.
Występują: Ja/ Ono -jedzenie
I już nie ma obiadu, który miał być na dzisiaj....
Czyli jakby dramat w jednym akcie
Wcześniej byłam u Kuby. Ponaciągał, wyprostował, odblokował i postawił diagnozę - za mało się rozciągam i stąd te wszystkie kłopoty.
Nicto, trzeba będzie wcielić w życie zalecenia, a pewnie wrócić do ćwiczeń na dyskopatię.
A dzisiaj, w ramach gubienia wczorajszych kalorii w wymiarze milionowym - 15km. Ostatnie dwa szybciej - po 5:15 (a wydawało mi się, że gnam jak szalona ) i 5:07.
Ot, takie sobie spokojne bieganie. Częściowo w mżawce, momentami euforyczne.