4 stycznia 2014
Wczoraj wieczorem mieliśmy spotkanie klubowe w sprawie
Sztafety. Jako, że ostatnio raczej byłam od-ludzi, niż do-ludzi, postanowiłam zostać po spotkaniu i posiedzieć trochę. Tym bardziej, że czułam potrzebę oderwania się od niefajności ostatnich. Oczywiście, cały wieczór zszedł na gadaniu, a o czym może rozmawiać 4 biegaczy, to sami się domyślajcie
Rano wstałam później, niż zakładałam, no ale przynajmniej trochę dłużej pospałam.
Chciałam dzisiaj poprzebieżkować. Tzn. tak naprawdę wolałabym podbiegi, ale telepać mi się na wioskę nie chciało.
Stała trasa. Przypomniało mi się, jak zimą,
która nie była koleżanką Panuuciego, trzaskałam pewnego popołudnia interwały po śniegu przy
Bublu. I chyba wtedy nawet koło 5/km mi wychodziły, dumna byłam

bo łatwo po śniegu się nie biegło wtedy.
Przy okazji wypróbowywania tego, co wczoraj zasłyszane, posłuchałam sobie różnych kawałków dawno nie słuchanych.
Mój biegowy numer 1...niezależnie od dnia, chwili, zawsze z radością do niego wracam

Niewiele jest utworów, przy których się mogę się wyłączyć, jestem tylko ja, muzyka i bieg.
Tak sobie myślałam ostatnio, że czasem bywa źle. Ogólnie jest dobrze, nie ma powodów do zmartwień, jest się wdzięcznym, dostaje się wiele, ale gdzieś tam w środku jest jakiś brak i niepokój. I nie ma to nic wspólnego z użalaniem się i narzekaniem. Z reguły biorę taki stan na przeczekanie, jest - minie - będzie ok.
Nie wiem, czy o tym pisałam, jakby co, to skleroza-siostra moja rodzona

ale kiedyś rozmawiałam o takim właśnie stanie. I usłyszałam pytanie: "Co byłoby Ci potrzebne, żebyś była szczęśliwa?" I zastygłam. Bo zdałam sobie sprawę, że nic. Ze mam wszystko, żeby mieć dobre życie. Ustawiło mnie to pytanie, kiedy znów czuję że jest nie-halo, przypominam je sobie.
A piszę o tym, bo kiedy tak przez ostatnich parę dni było mi jakoś źle, to zobaczyłam wypowiedź kogoś z rodziny, komu ten 'rozrywkowy kierowca'

z Kamienia Pomorskiego zabrał rodzinę. I pomyślałam: "Opanuj się. Jesteś szczęściarą"
Bo przecież czasem wystarczy chwila. To chyba gorsze, niż przygotowywać się do tej myśli przez ileś tygodni.
Nicto.
Wte 7km, wewte 3.46km. W międzyczasie 8 setek z marszem - 3:42/ 3:37/ 3:39/ 3:36/ 3:31/ 3:44/ 3:40/ 3:31.
Wagowo i jedzeniowo zaczynam wracać do normy. Od czwartku nie jem słodyczy. Trochę się bałam, jak to będzie po świętach, bo jednak cukier potrafi mnie uzależnić, ale jest ok. Nie czuję potrzeby, nie muszę walczyć, czyli tak jak było. Mała rzecz a cieszy
