Licencja na zabieganie

Moderator: infernal

Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Pobudka po 6 rano, małe ogarnięcie się i ruszyłem na dwóch kawkach z mlekiem.
Ostatni raz trzydziestkę biegłem w maju wiec postanowiłem, że zacznę wolno.
Pierwszą piątkę poturlałem w okolicach 5'15"/km. Wymyśliłem sobie taką trasę: trochę kaemów u siebie ma Żurawińcu, potem na Cytadelę, wzdłuż Warty w okolicę mostu Lecha. Potem SERBSKA-RZEŹNIA (najtrudniejszy odcinek poznańskiego zmoratonu...), z powrotem na Żurawiniec, no i na deser, 3 kilometrowa szybka końcówka na osiedlowej pętelce.

27 km - 5'10"/km

3 km - 4'15"/km

2 km wleczonego

Na 18 km dostałem 0,5 litra wody gazowanej, którą wcześniej zamówiłem.

Kilka słów dotyczących ulicy Serbskiej. Napisałem, że RZEŹNIA, bo mam wyobraźnię...Ktoś kto sobie w ramach treningu przebiegnie te 3 km, może nawet napisać - luzik.
Na treningu, potwierdzam...

Parę bolesnych faktów:
- odcinek ma dokładnie 2850m, przewyższenie ok.33m,
- najgorsza jest pierwsza część, do Castoramy ok.1700m, potem jest chwila oddechu i trochę pod górkę,
- i to co najważniejsze - to będzie 34-37 km maratonu, nie znam nikogo kto na 35 kaemie wita z uśmiechem na twarzy taki garb jak ten na Serbskiej.

Plus jest taki, że jak już się dobiegnie "na szczyt", do Galerii Pestka, to potem jest już pestka - jakieś 2,5 km z górki.
Ale, żeby nie było tak słodko to mamy znowu lekko pod górkę na Niepodległości. Deser to mini podbieg tuż przed metą na most Dworcowy.
Gdyby to wszystko było 10 km wcześniej...ok, jest tam gdzie jest, więc trzeba zapierredalać na treningach. Tyle.

Dziś ciugewa 32 km.
Całość elegancko czuję w członkach.

Zdrovaś!
Q.
New Balance but biegowy
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ostatnio biję rekordy we wczesnym wstawaniu, taka karma.
Chciałem dziś zrobić tempo z runa, ale wiatr się zerwał jak burek z łańcucha.

Sprawdziłem wcześniej w necie - małe miasteczko z własnym stadionem, żeby nie napisać z całym kompleksem sportowym.
Myknąłem sprawdzić jak to wygląda w realu, a jeśli nie domknęli bramy to może i moje ZENki cmokną tutejszy tartan. Nie domknęli.

Dobiegam, a tam nowa hala sportowa, obok aquapark, stadion główny, dwa boczne boiska piłkarskie, do tego hotelik, sala do squasha, bilard...ja pierredziu! Koparka mi opadła wprost na bieżnię tartanową.
Naprawdę miódmalina.

Zrobiłem takie cuś:

2,5 km - 4'58"/km

6 km - 4'03"/km

4 x 100m po 17"

2,5 km wleczonego

Chciałem pobiec w granicach 3'58"/km, ale nie zażarło dzisiaj. Nie wiem czy chodziło o mnie, czy też o mocny wiater. No i to samotne kręcenie kółek na stadionie też zrobiło swoje.

Generalnie jestem jednak zadowolony, bo naprawdę nie jest łatwo co 200m wpadać na małą ścianę halną.

Wracałem pod wielkim wrażeniem fajnego kompleksu sportowego. Stadion Narodowy to nie jest, ale główna różnica polega na tym, że na Narodowym nie ma bieżni.

I tym optymistycznym akcentem.

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Biegam teraz reglamentacyjnie, czyli co drugi dzień. Dziśday był czas na Procenty.

1,5 km ok. 5'/km

30% czyli 54 minuty po 4'14"/km

1,5 km wleczonego

Jestem gdzieś tak pośrodku, pomiędzy wspaniale a tragicznie. Ujdzie, a nawet ubiegnie.

Z prawidłową kadencją jestem na bakier więc nie przywiązuję wagi, dokładnie tak samo jak do tętna. Bliżej mi do tej amatorskiej, rzędu 160 na minutę.
Dziś sobie jednak kilka razy policzyłem na trasie. Przy tempie 4'15"/km wychodziło ok. 170.

Dłudzy długasi mają pod górkę nawet na zbiegu.

Zdrovaś!

Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Zrobiłem sobie dwa dni przerwy w bieganiu. Pierwszy ustawowy, drugi osłonowy, dla achillesa.
No i taki drobiazg - czasu nie było.

Dzisiaj już usiadłem do biegania.

PRZERWAŁY - 18 x 200m/100m

2 km - 4'58"/km

18 x 200m/100m - odcinki 40" - brejki 40" w truchcie

1 km wleczonego

Pierwszy raz pobiegłem takie cuś. Do tej pory było to 12-14 x 200m po 35-36" na 85-90" przerwy w marszu.

Jest różnica. Wolniejsze odcinki, ale przerwy 2 razy krótsze powodują niezłą zadyszkę, zapiątkę, a nawet zatrójkę.

Następnom razom zrobię to w układzie 45/45".

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Niedzielny poranek, bardzo mały i krótki myk.

3 km - 4'56"/km

8 Zayobów - 18/12".

1 km wleczone

Czy to się w ogóle opłaca zakładać biegowe gatki na takie nic...
Zdecydowanie tak. Bez gaci byłoby ubogo.

Jutro wcześnie rano, prawdopodobnie dziabnę Tałzeny. Pierwszy raz na bieżni.

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Poniedziałkowe Tałzeny. Do biegania trzeba mieć wolną, czystą głowę.
W tej chwili mam zapchaną, pełną jazd i zayobów.
Dziś odczułem to dość boleśnie. Głowa nie podawała.

2,5 km 4'57"/km

6 x 1000m - pierwsze 4 po 3'42"/km. Przedostatni - 3'37"/km. Ostatni last - 3'29"/km.
Brejki - 3'40".


2,5km wleczonego

Początek był naprawdę trudny, a potem się pogorszyło...
Spiąłem pośladki tylko na ostatnie dwa tałzeny.
Fizyka OK, psychika OK...a

Strach startować w Pile. Liczę na to, że "ta zima kiedyś musi minąć".

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wczoraj niebiegowo, a dziś jeszcze gorzej - od rana dentysta.

Kilka przemyśleń przed połówką w Pile:

Na bezrybiu i ryba Piła - http://quentino.pl/niecodziennik.html

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dziwne. Nie jest najgorzej. Dziśday zrobiłem ostatni szlif przed Piłą.

4 km - 4'26"/km

6 x 350 m: 5 po 68". Ostatni last - 57".

2 km wleczonego

Chciałem zrobić dokładnie takie samo cuś jak przed poznańskim halfem 1 kwietnia.
Ale wtedy pierwsze 5 odcinków depnąłem po 73" czyli o 5 sekund wolniej niż dzisiaj. Ostatnie 350 m wybiegło dokładnie tak samo - 57".
I to był max. Więcej bym nie udźwignął.

Jestem szczerze zaskoczony, że tak dobrze mi pobiegło. Zwłaszcza, że 5 miesięcy temu to tempo ostatniego lasta - 2'43"/km, wydawało mi się wtedy kosmiczne i nie do powtórzenia. A tu proszę, trochę mocy w kopytkach jest. Na 21,1 km to oczywiście nie wystarczy, ale jest lepiej niż się spodziewałem.

No i od początku na pierwszych rozgrzewkowych kaemach już miałem niezłe noszenie - 4'26"/km.
To mały efekt pracy nad ustawieniem moich trefnych bioder, ale o tym potem, czyli jak sprawa okrzepnie.

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dziś i jutro robię wolne przed Piłą.

Czas na uzupełnienie brakujących letnich tygodni w dzienniczku treningowym. Wcześniej nie miałem ani czasu, ani głowy do tego. Na początek wrzucam 5 ostatnich tygodni, czyli praktycznie cały sierpień i początek września.
Potem przyjdzie czas na czerwiec i lipiec.

http://www.quentino.pl/trening.html

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Piła, Piła i po Pile. Mało brakowało, a było by po achillesie.
Całe szczęście, że udało się go uratować, choć łatwo nie było.

Na razie tylko kilka suchych faktów. Zacząłem mało grzecznie, bo pierwszy kaem w 3:58, ale od razu zluzowałem.
Pierwsze ukłucie achillesa zanotowałem gdzieś na 4 km, ale było tak minimalne, że zlekceważyłem. Drugie, za to konkretne na 6-7 km i tu już musiałem zwolnić do jakiś 4:10/km. Następny km ok, ale potem znowu ból. Zwolniłem jeszcze bardziej. I tak do usr..ej śmierci.

Miałem do wyboru dwie racjonalne opcje:
- schodzę z trasy i ratuję prawą nogę,
- zwalniam i przechodzę w trucht licząc na łaskawość losu.

Trucht moja miłość. Prawie 10 km biegłem na zaciągniętym hamulcu.
Jeszcze nigdy tak nie odpocząłem jak na ostatnich 8 kaemach. Pozdrawiałem mieszkańców gościnnej Piły, dziękowałem za doping.

W międzyczasie wyprzedzały mnie furmanki z węglem, z bańkami mleka mocno sfermentowanego, słonice w przenoszonej ciąży...a ja...ja musiałem to wziąć na swoją chudą klatę i przyjąć z uśmiechem.

Pierwszy raz od swojego debiutu w 2009 r. biegłem na ukończenie biegu.
Udało się.

Kilka miesięcy kłopotów z biodrem i achillesem, to nie było marudzenie i wymyślanie. Bałem się, że podczas startu może to wypłynąć i tak się stało.
Czyli prawidłowo...

Zawsze staram się wyciągnąć jakieś plusy nawet podkładając głowę pod gilotynę. Jak perfekcyjnie naostrzona, na przykład.
Czeka mnie mały reset biegowy.

Teraz przerwa na dogadanie się z prawą nogą. A potem praca u podstaw i od podstaw.

Fajny medal. Taki jakby ze Skarżyńska-Kamiennej.

Z myślą o przerwie zdążyłem się oswoić podczas truchtu.

Z kronikarskiego obowiązku - czas truchtu netto - 1:32:30. Mało brakowało, a było by jak w debiucie na połówce sprzed 2,5 roku.
Taka karma. Hau hau.

Zdrovaś!
Q
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Nie przewidywałem, że od 10 września zacznie się u mnie roztrenowanie, ale to właśnie staje się faktem.
Może to i lepiej.

Płenta achillesowa - http://quentino.pl/niecodziennik.html

Zdrovaś!
Q.
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Taka ładna jesień, aż się mięśnie zrywają z łańcucha własnych ścięgien. Las wzywa nas, czy jak to tam Wały Jagiellońskie zapodawały.

Mało biegam, więcej "latam". Codzienność, matka wszystkich nauk.
Na sensowne bieganie jeszcze przyjdzie czas.

Sporo się u mnie/nas dzieje...

Wielka Sobota, mały poniedziałek... http://quentino.pl/niecodziennik.html

Zima zapowiada się absorbująco.

Zdrovaś!
Quentino
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Się człowiek w życiu zawieruszy czasami.

Intelektem nie byłem w stanie wyżywić rodziny i spłacać zaległości finansowych, więc zostałem fizolem. Taka karma, a nawet żarcie dla psów.

Biegam mało, czyli w sam raz. Ostatnie pół roku to łącznie nieco ponad 700 km, co daje 29 km na tydzień. Ten typ pracy nie pozwala na dużo więcej. Robota ciężka fizycznie, a do tego na nocnej zmianie. 11 godzin. 6 dni/nocek w tygodniu, rzadziej 5. Cały czas w temperaturze blisko 0 stopni. Największy kłopot to regeneracja po robocie, bo to robota jest, pracy w niej niewiele, więcej zapierredolu.

Widocznie tak miało być. Ale ma to swoje plusy - jestem teraz jak dromader, który nie musi udowadniać, że nie jest wielbłądem. Garb, jaki jest każdy widzi.

Z innych, mniej przyjemnych spraw, to spore ograniczenia w spożyciu, na pograniczu z całkowitym zanikiem. Ze względu na specyfikę pracy nie ma już opcji 3-5 piwotoników na dzień, co miało dla mnie więcej plusów niż myślników. Teraz sahara pożera kolejne połacie najbardziej urodzajnych ziem – najczęściej są to 2-3 piwa...na tydzień. To nie jest do końca dobre dla mego organizmu. Człowiek gdy jest zdrowy to powinien pić. Czysta fizjologia.

Nie piję, bo nie mam czasu.

Życie zmieniło moje życie. Najbliższe lata nie będą łatwe, ale potem już z górki, na sankach do igloo spokojnej starości.

W miarę regularnie czytam kilka blogów, m.inn.:

Cichy70 – bo tam niejedną wspólną falę wyczuwam. Może to przez ten rocznik, wyjątkowo udany dla świata...
Mimik – swego czasu ujął mnie przepięknej urody fotkami „gołych wysportowanych bab”. No i last but not liść – się coraz bardziej rozpędza.
Gife – czasy i wyniki, których nigdy nie doświadczę, chyba, że na rowerze, z ostrej górki. Mój osobisty blog gdybologii stosowanej – co by było gdybym zaczął biegać w tym samym wieku co Gife. Odpowiedź jest dość prosta – nic by nie było, bo nie zacząłem.
Mihumor – ponieważ jego bieganie jest dokładnym zaprzeczeniem mojego. Biega książkowo, przy tym bardzo skutecznie. A przy okazji, czasami poprawia mi/humor.

Plany cały czas znamionujące przerost gruczołu ambicji.
No, ale do tego musiałbym zwiększyć kilometraż do jakiś 40 km na tydzień, a może nawet do 50 kaemów. Szaleństwo. Teraz, biegając na krawędzi 30 km/perłik, stawiam na jakość. Żadnych pustych przebiegów w pierwszym czy drugim zakresie. Nie mam na to czasu. Tylko konkrety, mało ale sumiennie. Czyli tak jak zawsze lubiłem. Bardzo często „mój trening” trwa 30-40 minut, wliczając w to rozgrzewkę i schłodzenie. Da się w tym czasie zmechacić, a nawet sponiewierać.

Od blisko pół roku nie robiłem żadnej ogólnorozwojówki. Brzuszki, grzbiety i inne arie dla atlety, mam na co dzień w pracy. Że o Żelazowej woli nie wspomnę.

Jak już wspomniałem, biegam z rzadka, ale gęsto. Sam jestem ciekaw co z tego uda się odsączyć.
Buty bez zmian - za 59,90 PLN (po podwyżce) – ZENtino. Ręcznie strugane przez Yacoola pinokie, tylko bardziej wyluzowane niż drętwe. Jak na razie bez konkurencji.

Życiówki pokrył już ponadroczny kurz czasu. Blisko rok nie startowałem w żadnych zawodach. Czuję się jak totalny debiutant. Wiosną 2012 byłem w całkiem przyzwoitym gazie, (jak na 42-latka bez znamion talentu):
10km – 38:13, half – 1:25:26, zmoraton – 3:16. No, ale to było dawno i czy aby na pewno, to głowy nie dam.

Cele na koniec 2013, to zbliżyć się, a najlepiej ubliżyć personalnym bestom sprzed roku. Chciałbym to zrobić mieszcząc się w tym co mam – do 40 km na tydzień.

Postaram się skrobnąć coś na blogu raz na tydzień, lub wtedy, gdy znajdzie się powód.

Zdrovaś!

Quentino
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Krótkie podsumowanie ubiegłego tygodnia. Krótkie, bo niewiele się tego uzbierało.

Poniedziałek - Przerwały a dokładnie Prace techniczne + Zayoby

2 km – narastająco od 5'30”/km do 3'50”/km

6 x 175m - 36”.

ZAYOBY: 5 x 23/7”. Odcinki 124m. Tempo ok. 3'05”/km.


2 Nagórki

1 km wleczonego
--------------------------------------------------------

Środa - PROCENTY (36%)

1,5 km – 5'00”/km

15,200 km – 1:03:25. Tempo – 4'10”/km. Osiedlowa pętelka 3km.

1,5 km wleczonego
--------------------------------------------------------

Piątek - PRZERWAŁY - SYZYFY – Mount Plaza

3 km – narastająco śr. 4'20”/km

Syzyfy: 8 x 130/6m – 26”
Ostatni last – 23”, tempo 2'57”/km


3 Nagórki

1 km wleczonego
--------------------------------------------------------

Reasumka:
Treningi - 3
Kilometraż - 32 km
Kilomniestrasz - 79-80 kilo
Trening wykonany siłami natury - 9 na 10 w skali APGAR

Kluczowa była środa. Jeszcze tak daleko z tą prędkością nie byłem. Bardzo trudne bieganie, także mentalnie. 3 kilometrowa pętelka fifty-fifty: 1,5 kaema z wiatrem, 1,5 na czołówkę z tirem tyrałem.
A wiatr się z każdą pętelką coraz bardziej zaciskał wokół szyi. Ciężko było, ale efekt końcowy warty cierpienia. Takie bieganie cieszy mnie najbardziej.

Waga niemalże startowa, ale to już zasługa nocnego wleczonego w pracy. Na pewno nie diety - jem wszystko w każdej postaci i niewyobrażalnej ilości. Bardzo dużo zarówno pełnych jak i pustych kalorii. Trochę fastfoodów, slowfoodów i góry owoców. Do tego sporo słodyczy, bo organizm sobie życzy.

To tyle z plusów dodatnich. Minusy ujemne to przede wszystkim ciągłe poszczekiwanie i ujadanie tego co na łańcuchu własnego ścięgna biega - prawego achillesa. Ciągle się nie dogadaliśmy.

No i last but not liść - organizm prawie cały czas na zmęczeniu jedzie. 11-sto godzinnej nocki nie da się oszukać.

Zdrovaś!
Quentino
Quentino
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1168
Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
Życiówka na 10k: 41:27
Życiówka w maratonie: 3:24:39
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ubiegły tydzień to aż cztery wyjścia na powierzchnię.

Poniedziałek - PRZERWAŁY 5 x 1km
1,5 km – narastająco śr. 4'40”/km

TAŁZENY 5 x 1000m – śr. 3'35”
Ostatni last – 3'27”/km. Brejki – 3:25


1 km wleczonego
---------------------------------------

Środa - PRZERWAŁY (Prace techniczne + Zayoby)

1,5 km – narastająco od 5'30”/km do 3'50”/km

6 x 175m - 36”.

ZAYOBY: 8 x 17/13”. Odcinki 100m. Tempo ok. 2'50”/km.


3 Nagórki

1 km wleczonego
----------------------------------------

Piątek - praktycznie powtórka treningu ze środy

----------------------------------------

Niedziela - TĘPY RUN narastająco

1,5 km – od 5'/km do 3'50”/km

27:59 – 7000m – tempo 4'/km.
3 km po 4:05 + 3 km po 4:02 + 1 km 3:39


1 x 200m - 34”

1 km wleczonego
----------------------------------------

Reasumka:
Treningi - 4
Kilometraż - 28 km
Kilomniestrasz - 80 kilo
Treningi wykonane siłami natury - 8-9 w skali APGAR

Łączny kilometraż tego tygodnia - 28 km to jest dokładnie to co średnio biegam od pół roku.
Poniedziałkowe Tałzeny niby dobrze wyszły, ale jakiś niedosyt pozostał. Chyba nieuzasadniony.

Niedzielny Tępy Run, dłuższy niż kiedyś, bo nie 5 a 7 kaemów. To już jest walka z wrogimi siłami natury i obcym, który raz po raz pojawia się w organizmie. Podszeptuje różne pierredoły w stylu - Odpuść. Na @#$%^ ten bój.
I takie tam słabizny.

Przeziębienie się czai zdradliwe. W końcu czerwiec. Kiedy się przeziębiać jak nie na początku lata.

Zdrovaś!
Quentino
ODPOWIEDZ