sebbor - od kontuzji po Berlin Marathon 2024
Moderator: infernal
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 22.09.2019
START
XXII Półmaraton Zbąskich
2km + GR7' + 2x100 + 21,22km 1:23:40 ~3:57/km ~HR178
Zawody w Zbąszyniu startowały dopiero o 12:00, pogoda zapowiadała się ciepła. Zjadłem późne śniadanie, przed 9, i ruszyliśmy w drogę. Po drodze wleciał jeszcze batonik, banan, tak żebym nie był głodny. Jednak już idąc na rozgrzewkę czułem pustkę w żołądku. Not good. Było jednak już za późno na jedzenie, wiedziałem, że po starcie to minie. Fakt jednak taki, że zjadłem za mało, źle. Czułem się jednak dobrze, nawet lekko. Planowałem zacząć tempem ~3:40 i obserwować z kim będzie można biegać. Początek po mieście - tempo akuratne, nawet momentami ~3:35. Kiedy pod górkę siadło do 3:50 to ruszyłem ciut mocniej mijając kilka osób. I tak, na wybiegu z początkowej pętli, po 2km zostałem sam. Lider poszedł mocno, za nim zwarta grupa 6 osób. 50m przerwy i ja. Moja strata do nich nie rosła za bardzo, więc liczyłem, że w końcu ktoś tam odpadnie i będę doganiał. Trasa płaska, jednak początkowy kierunek trasy był pod wiatr. Niestety już po 4-5km czułem, że coś jest nie tak. Byłem za mocno zmęczony. na tym etapie jeszcze powinien być wględny luz. Nie było. Zaczęło robić się ciężko. Dlaczego!? Przemknęła mi nawet myśl żeby tam zejść z trasy i sobie wrócić na start. Odepchnąłem ją zakładając, że rozbiegam się i będzie lepiej. Że złapię kogoś z grupy przede mną i jakoś to będzie. Nie było. Na 7-8km pojawiły się kolki i nadal ciężko mi się biegło. Tempo 3:4x i walka. Już wtedy wiedziałem, że tego nie ubiegnę. Nie ten dzień, nie ta forma. Co prawda ostatnie treningi nie prognozowały aż tak złej dyspozycji, ale shit happens. Tętno rosło, zmęczenie też. Grupa cały czas mocno razem, jakieś 60-80m przede mną. Podjąłem decyzję, że nie ma co się zarzynać jak nie idzie: dobiegam w tempie do punktu na 11km i odpuszczam ściganie, Po drodze dycha w 37:20 (3:44/km) a ja się czułem prawie jakbym na dychę leciał, masakra... Jeszcze we wtorek robiłem trening gdzie dycha w 37:30 weszła easy. A tu taki klops. Dziwnie. Zarżnąłem się biegnąć pod ten wiatr. Totalnie. Po 11km zwolniłem znacząco, żeby wejść w komfortowe tempo. A zegarek pokazywał cały czas 3:45-50/km! Pomyślałem, że pewnie przez to, że mam teraz wiatr w plecy. Truchtałem dalej, niby dobrym tempem, a tu jednak ludzie mnie doganiają. Co jest? Dopiero na punkcie 15km zorientowałem się, że mam ustawione na widoku tempo średnie odcinka, którego nie lapowałem od samego początku... Warto wiedzieć co ma się ustawione na zawody. Kolejny fuck up, kolejny błąd. Mój mózg tego nie ogarnął na zmęczeniu. Realnie tam już było biegane po 4 z groszem. Ciepło mi się zrobiło i wcale nie było lekko. Na 18km miałem już dość i czekałem tylko na metę. Spadłem na 17 miejsce open i kończyłem z czasem 1:23:40. Trudno, cenna lekcja. Byłem bardzo zmęczony po tym biegu mimo, że odpuściłem w drugiej części. Odwodniony (sikałem dopiero 6h po ukończeniu). Było ciepło, bo 24 stopnie i słońce. Na tak słaba dyspozycję składają się pewnie wszystkie wymienione błędy, czynników było sporo, nie było dnia na mocne bieganie. Kupa wyszła i nie ma co rozpamiętywać. Pewnie gdybym się zawziął i zarżnął doszczętnie to te 1:20 było do nabiegania, ale po co. Odpoczywałbym długo a za tydzień przecież maraton w górach. Zresztą na drugi dzień rano czułem się i tak ciężko. Teraz trzeba się zregenerować. To i tak będzie eksperyment. Maraton górski 6 dni po połówce. Zobaczymy jak organizm zareaguje, jak się będę czuł. Ślężą czeka
START
XXII Półmaraton Zbąskich
2km + GR7' + 2x100 + 21,22km 1:23:40 ~3:57/km ~HR178
Zawody w Zbąszyniu startowały dopiero o 12:00, pogoda zapowiadała się ciepła. Zjadłem późne śniadanie, przed 9, i ruszyliśmy w drogę. Po drodze wleciał jeszcze batonik, banan, tak żebym nie był głodny. Jednak już idąc na rozgrzewkę czułem pustkę w żołądku. Not good. Było jednak już za późno na jedzenie, wiedziałem, że po starcie to minie. Fakt jednak taki, że zjadłem za mało, źle. Czułem się jednak dobrze, nawet lekko. Planowałem zacząć tempem ~3:40 i obserwować z kim będzie można biegać. Początek po mieście - tempo akuratne, nawet momentami ~3:35. Kiedy pod górkę siadło do 3:50 to ruszyłem ciut mocniej mijając kilka osób. I tak, na wybiegu z początkowej pętli, po 2km zostałem sam. Lider poszedł mocno, za nim zwarta grupa 6 osób. 50m przerwy i ja. Moja strata do nich nie rosła za bardzo, więc liczyłem, że w końcu ktoś tam odpadnie i będę doganiał. Trasa płaska, jednak początkowy kierunek trasy był pod wiatr. Niestety już po 4-5km czułem, że coś jest nie tak. Byłem za mocno zmęczony. na tym etapie jeszcze powinien być wględny luz. Nie było. Zaczęło robić się ciężko. Dlaczego!? Przemknęła mi nawet myśl żeby tam zejść z trasy i sobie wrócić na start. Odepchnąłem ją zakładając, że rozbiegam się i będzie lepiej. Że złapię kogoś z grupy przede mną i jakoś to będzie. Nie było. Na 7-8km pojawiły się kolki i nadal ciężko mi się biegło. Tempo 3:4x i walka. Już wtedy wiedziałem, że tego nie ubiegnę. Nie ten dzień, nie ta forma. Co prawda ostatnie treningi nie prognozowały aż tak złej dyspozycji, ale shit happens. Tętno rosło, zmęczenie też. Grupa cały czas mocno razem, jakieś 60-80m przede mną. Podjąłem decyzję, że nie ma co się zarzynać jak nie idzie: dobiegam w tempie do punktu na 11km i odpuszczam ściganie, Po drodze dycha w 37:20 (3:44/km) a ja się czułem prawie jakbym na dychę leciał, masakra... Jeszcze we wtorek robiłem trening gdzie dycha w 37:30 weszła easy. A tu taki klops. Dziwnie. Zarżnąłem się biegnąć pod ten wiatr. Totalnie. Po 11km zwolniłem znacząco, żeby wejść w komfortowe tempo. A zegarek pokazywał cały czas 3:45-50/km! Pomyślałem, że pewnie przez to, że mam teraz wiatr w plecy. Truchtałem dalej, niby dobrym tempem, a tu jednak ludzie mnie doganiają. Co jest? Dopiero na punkcie 15km zorientowałem się, że mam ustawione na widoku tempo średnie odcinka, którego nie lapowałem od samego początku... Warto wiedzieć co ma się ustawione na zawody. Kolejny fuck up, kolejny błąd. Mój mózg tego nie ogarnął na zmęczeniu. Realnie tam już było biegane po 4 z groszem. Ciepło mi się zrobiło i wcale nie było lekko. Na 18km miałem już dość i czekałem tylko na metę. Spadłem na 17 miejsce open i kończyłem z czasem 1:23:40. Trudno, cenna lekcja. Byłem bardzo zmęczony po tym biegu mimo, że odpuściłem w drugiej części. Odwodniony (sikałem dopiero 6h po ukończeniu). Było ciepło, bo 24 stopnie i słońce. Na tak słaba dyspozycję składają się pewnie wszystkie wymienione błędy, czynników było sporo, nie było dnia na mocne bieganie. Kupa wyszła i nie ma co rozpamiętywać. Pewnie gdybym się zawziął i zarżnął doszczętnie to te 1:20 było do nabiegania, ale po co. Odpoczywałbym długo a za tydzień przecież maraton w górach. Zresztą na drugi dzień rano czułem się i tak ciężko. Teraz trzeba się zregenerować. To i tak będzie eksperyment. Maraton górski 6 dni po połówce. Zobaczymy jak organizm zareaguje, jak się będę czuł. Ślężą czeka
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 23.09.2019
EASY
8km ~3:57
od rana zajazd jak po maratonie, ale o dziwo wieczorem lekie bieganko weszło całkiem dobrze.
Wtorek - Piątek 24-27.09.2019
nic
W planie był full odpoczynek na sobotni Maraton Ślężański. Chciałem pobiegać jeszcze dyszkę easy środa/czwartek, ale niestety dopadło mnie lekkie przeziębienie. Bardzo lekkie, bo brak większych objawów: kataru, kaszlu, temperatury. Tylko lekkie giglanie w gardle i ogólnie słabo się czułem, ciężka głowa. OD razu wjechały tabsy i wygrzewanie w chacie. Bieganie odpuściłem, trudno. Dziś już czuję się całkiem dobrze, liczę że do jutra wszystko ze mnie wyjdzie i będzie można śmigać na full. Tzn na tyle ile obecna forma pozwoli. Po klęsce w Zbąszyniu liczę na mała rehabilitację, bo chyba nie jest aż tak źle jak tam wyszło Byle było zdrowie. Nie spinam się na ten start, ma być fun. Zacznę spokojnie, kontrolnie i zobaczymy na ile będzie mnie stać. Z mocnych nazwisk, które znam, na liście głównie Jacek Sobas (ITRA 745). Był jeszcze Pavel Brydl(786) ale przepisał się ostatecznie na półmaraton. Reszta w zasięgu, więc będę chciał powalczyć o podium. See ya.
EASY
8km ~3:57
od rana zajazd jak po maratonie, ale o dziwo wieczorem lekie bieganko weszło całkiem dobrze.
Wtorek - Piątek 24-27.09.2019
nic
W planie był full odpoczynek na sobotni Maraton Ślężański. Chciałem pobiegać jeszcze dyszkę easy środa/czwartek, ale niestety dopadło mnie lekkie przeziębienie. Bardzo lekkie, bo brak większych objawów: kataru, kaszlu, temperatury. Tylko lekkie giglanie w gardle i ogólnie słabo się czułem, ciężka głowa. OD razu wjechały tabsy i wygrzewanie w chacie. Bieganie odpuściłem, trudno. Dziś już czuję się całkiem dobrze, liczę że do jutra wszystko ze mnie wyjdzie i będzie można śmigać na full. Tzn na tyle ile obecna forma pozwoli. Po klęsce w Zbąszyniu liczę na mała rehabilitację, bo chyba nie jest aż tak źle jak tam wyszło Byle było zdrowie. Nie spinam się na ten start, ma być fun. Zacznę spokojnie, kontrolnie i zobaczymy na ile będzie mnie stać. Z mocnych nazwisk, które znam, na liście głównie Jacek Sobas (ITRA 745). Był jeszcze Pavel Brydl(786) ale przepisał się ostatecznie na półmaraton. Reszta w zasięgu, więc będę chciał powalczyć o podium. See ya.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 28.09.2019
START
Górski Maraton Ślężański
9' trucht + GR6' + 2x100m + 42,9km 3:42:48 ~HR170 +/-1350m 2. miejsce
Wstałem rano i zdrowie było. Czułem się OK. Może podróż z Poznania dzień wcześniej trwająca 4:10 zamiast 2:45 nie była super regeneracją przed biegiem, ale nie mogłem narzekać. W kontekście lekkiego zaziębienia 2 dni wcześniej było super. W sobotę pogoda dobra, bez opadów, ciepło. Można było biec na krótko. Postanowiłem też biec na lekko, bez plecaka czy pasa. Punktów na trasie było sporo, wydawało się, że wystarczająco. Biorąc jednak pod uwagę pełne słońce i ryzyko dużego odwodnienia jak zrobi się naprawdę ciepło, zabrałem w tylną kieszonkę leginsów mały bukłak 250ml z wodą. W przednią 3 żele. Tyle.
Początek, czyli pierwsze zdobycie Ślęży, planowałem zrobić na spokojnie. Bardzo spokojnie, więc od razu pilnowałem się, żeby biec wolniej niż mi się wydaje, że jest wolno Najgorsze co mogłem zrobić to zarżnąć się na początku. Trzy dystanse, czyli 10km, półmaraton i maraton startowały razem. Wyszedł z tego spory tłum, który w bardziej stromych fragmentach nawet nieco mnie stopował, ale to dobrze, dzięki temu nie przeszarżowałem. Wydawało mi się, że Jacka Sobasa, o którym wiem, że jest bardzo mocny, zostawiłem za sobą - pewnie też chciał oszczędzać siły na początku. Na szczycie Ślęży od razu pierwszy punkt, kubek wody i można zbiegać. Czułem się luźno. Gdzieś pomiędzy kamieniami w lesie, na małym rozdrożu, zwątpiłem co do tego gdzie biec. Szarfa wskazywała niby w prawo... Pobiegłem ze 100m i zawróciło mnie kilka innych osób wskazując, że mam wracać, bo to w drugą stronę. Udało się wtedy sprawnie wrócić na trasę, z akceptowalną stratą czasową. Niestety z tymi oznaczeniami były jaja, bo jakaś nieżyczliwa ekipa specjalnie przewieszała taśmy wprowadzając biegaczy w błąd. Później jeszcze kilkukrotnie widziałem takie miejsca. Przykre. Dobrze, że miałem tracka w zegarku i od tego momentu już bacznie go pilnowałem. Po wejściu na szerszą szutrową drogę zaczęło się mocne zbieganie, można było puścić nogi. Zegarek wskazywał mi wtedy chwilowe tempo w okolicach ~3:30. Mijając ponownie start po 10km przeoczyłem punkt wodopoju, błędnie wydawało mi się, że miał być kawałek dalej... A kolejny miał być na 18km. Na szczęście miałem swój bukłak co mnie wtedy uratowało. Przed sobą widziałem innego zawodnika maratonu, Mariusza Kupczaka (3. open w 2018) którego szybko udało się wyminąć, nie wiedziałem jednak który jestem. Wydawało mi się, że może nawet pierwszy, skoro Sobas został za mną. Nie zastanawiałem się tym wtedy za bardzo. Czułem się dobrze i leciałem dalej swoje.
Biegło mi się bardzo dobrze. Jakoś za 13km, zaczynał się płaski, biegowy odcinek. Kilka kilometrów naprawdę płasko. I tam leciałem po 4minuty z groszem. Niewielkim, momentami blisko 4:00. Samopoczucie w porządku, taki drugi zakres. I to mi dodawało siły, kilometry mijały szybko i nawet przyjemnie W okolicach 18km zacząłem wyglądać punktu żywieniowego. Zjadłem duży żel DrWitt (200kcal) i kiedy już zacząłem myśleć, że wodopoju nie będzie wcale, pojawił się on - na zakręcie na 20,5km. Wypiłem sporo, napełniłem bukłak na dalszą drogę i wsunąłem kilka ćwiartek pomarańczy. Dowiedziałem się, że jestem drugi. Hmmm... kiedy ten Sobas mnie wyprzedził - myślałem. A może jednak jest nadal za mną i to ktoś inny? Szybko uciąłem te rozważania i ruszyłem dalej, żeby kontynuować swój dobry bieg. Tu już było pod górę, ale łagodnie, nadal można było biec dobrym tempem, a ja czułem się cały czas akceptowalnie dobrze, w komforcie. Mało kręcenia, szerokie długie proste. I nagle wyrosła przede mną ściana - Skalna Perć. Tu już nie było biegania tylko wspinaczka. Bardzo ładny i ciekawy, techniczny odcinek. Po zejściu zrobił się już 28km i chwila zbiegu do punktu, który był na 29,5km. Wjechał drugi żel (100kcal) i kawałek banana. Po raz kolejny obfite tankowanie z mojej strony. Było ciepło, a ja cały mokry już od dawna. Nawet z daszka od czapki kapał mi pot. Nie czułem się jednak jakoś mocno zagotowany czy odwodniony, w tej kwestii było wszystko pod kontrolą.
Ruszyłem dalej z myślą, że dookoła Radunii nie szarżuję, lekko nawet odpuszczam, zbierając siły na końcowy odcinek. W końcu to była tylko pętelka 5km i zawinięcie z powrotem do tego samego punktu. Minęło szybko. Na górze, na odsłoniętym fragmencie solidnie powiało - miłe orzeźwienie. Wsunąłem w siebie trzeci żel. Całkiem bezproblemowo, bo żołądek współpracował tego dnia idealnie. Jeszcze banan, cola (fajnie że była!) ze stolika i niby byłem gotowy na ostatni etap. Wyciągnąłem jeszcze od obsługi info co do rywali. Okazało się, że na prowadzeniu mocno leci Miłosz Szczęśniewski (nie wiedziałem, że startuje) i tu moja strata jest już 10 minut. Za mną kilka minut Jacek Sobas. Czyli jest dobrze! Dostałem wtedy mocnego kopa motywacji i ruszyłem żwawo. Wiedziałem, że mam teraz jeszcze 2 km biegu, a potem wspinaczka na Ślężę, dlatego chciałem dobrze wykorzystać ten odcinek. Minąłem kilku zawodników z 80km, bo nasze trasy się tu schodziły. Początek podejścia jeszcze biegłem, potem coraz bardziej szedłem, starałem się cisnąć, żeby ten mój marszobieg był jak najbardziej efektywny. Jest tam stromo, nie jest łatwo. Mijane dziecko zawołało za mną: "Wooaw! Mama patrz jaki ten Pan jest spocony" Najważniejsze, że za sobą nie widziałem, żeby ktoś się zbliżał. Będąc niedaleko szczytu słyszałem dźwięki z głośnika - tak, to już blisko! Wchodzę na pole szczytowe a tam... setki ludzi. Młodzież, księża, zakonnice... Jakaś Msza św. albo coś. W tym wszystkim nie wiedziałem gdzie mam biec. Chciałem jeszcze zahaczyć o wodopój. Podbiegłem do stolika pod namiotem a tam... ksiądz ze skarbonką. To nie ten namiot! Zacząłem się panicznie rozglądać wokoło i na szczęście udało się wypatrzeć już ten właściwy stolik. Przedarłem się przez tłum i wskazano mi właściwą drogę.
Czekały mnie ostatnie 4 km zbiegu po kamieniach. Odcinek niełatwy, trzeba uważać, ale też bez jakiejś większej tragedii. Za mną ciągle pusto. Dystans już się dłużył, miałem powoli dość. Nogi cierpiały, po raz pierwszy od bardzo dawna czułem lekkie kurcze w łydkach. Nawet na setkach mi się to nie zdarza. Wizja mety i drugiego miejsca była dobrą motywacją, żeby ciągnąć mocno do końca. Na kilometr przed metą minąłem narzeczoną z bratem. Nie zdążyli zejść na metę przed moim przybyciem Później mi powiedzieli, że nie sądzili, że jak tak szybko zbiegam po tych górach Fakt, kiedy ich mijałem kamienie się skończyły, było mocno w dół a ja już pod adrenaliną. Chwilowe mogło tam być i po 3:20 Meta w czasie 3:42:48. Drugie miejsce zdobyte czyli cel stanięcia na podium osiągnięty. I to wśród mocnych nazwisk! Okazało się, że Jacek Sobas biegł od razu przede mną, pomyliłem go z kimś innym i myślałem błędnie, że mam go za plecami. Niestety pomylił trasę i nadrobił ponad 1,5km. Wtedy go minąłem, a on stracił sporo z motywacji na ściganie Moje zmęczenie duże, a jakże by inaczej. Nogi mocno skasowane. Czyli wszystko w porządku i ogólnie zadowolenie
To był mój dzień na bieganie. Pobiegłem tak jak zaplanowałem czyli lekko pierwsza Ślęża a potem dociskam na płaskich odcinkach. Nie było bomby ani umierania. Wytrzymałem do końca. Wszystko zagrało. Fajnie, o to chodziło. Mój wynik 4 minuty gorszy od zeszłorocznego rekordu trasy (pobitego teraz mocno przez Miłosza). Wycena RMT dała mi 723pkt. czyli solidnie. Jak na formę obecnej jesieni to akurat. Mam nadzieję że w pełnej formie będę w stanie robić wyniki na 750 i więcej. Chciałbym...
START
Górski Maraton Ślężański
9' trucht + GR6' + 2x100m + 42,9km 3:42:48 ~HR170 +/-1350m 2. miejsce
Wstałem rano i zdrowie było. Czułem się OK. Może podróż z Poznania dzień wcześniej trwająca 4:10 zamiast 2:45 nie była super regeneracją przed biegiem, ale nie mogłem narzekać. W kontekście lekkiego zaziębienia 2 dni wcześniej było super. W sobotę pogoda dobra, bez opadów, ciepło. Można było biec na krótko. Postanowiłem też biec na lekko, bez plecaka czy pasa. Punktów na trasie było sporo, wydawało się, że wystarczająco. Biorąc jednak pod uwagę pełne słońce i ryzyko dużego odwodnienia jak zrobi się naprawdę ciepło, zabrałem w tylną kieszonkę leginsów mały bukłak 250ml z wodą. W przednią 3 żele. Tyle.
Początek, czyli pierwsze zdobycie Ślęży, planowałem zrobić na spokojnie. Bardzo spokojnie, więc od razu pilnowałem się, żeby biec wolniej niż mi się wydaje, że jest wolno Najgorsze co mogłem zrobić to zarżnąć się na początku. Trzy dystanse, czyli 10km, półmaraton i maraton startowały razem. Wyszedł z tego spory tłum, który w bardziej stromych fragmentach nawet nieco mnie stopował, ale to dobrze, dzięki temu nie przeszarżowałem. Wydawało mi się, że Jacka Sobasa, o którym wiem, że jest bardzo mocny, zostawiłem za sobą - pewnie też chciał oszczędzać siły na początku. Na szczycie Ślęży od razu pierwszy punkt, kubek wody i można zbiegać. Czułem się luźno. Gdzieś pomiędzy kamieniami w lesie, na małym rozdrożu, zwątpiłem co do tego gdzie biec. Szarfa wskazywała niby w prawo... Pobiegłem ze 100m i zawróciło mnie kilka innych osób wskazując, że mam wracać, bo to w drugą stronę. Udało się wtedy sprawnie wrócić na trasę, z akceptowalną stratą czasową. Niestety z tymi oznaczeniami były jaja, bo jakaś nieżyczliwa ekipa specjalnie przewieszała taśmy wprowadzając biegaczy w błąd. Później jeszcze kilkukrotnie widziałem takie miejsca. Przykre. Dobrze, że miałem tracka w zegarku i od tego momentu już bacznie go pilnowałem. Po wejściu na szerszą szutrową drogę zaczęło się mocne zbieganie, można było puścić nogi. Zegarek wskazywał mi wtedy chwilowe tempo w okolicach ~3:30. Mijając ponownie start po 10km przeoczyłem punkt wodopoju, błędnie wydawało mi się, że miał być kawałek dalej... A kolejny miał być na 18km. Na szczęście miałem swój bukłak co mnie wtedy uratowało. Przed sobą widziałem innego zawodnika maratonu, Mariusza Kupczaka (3. open w 2018) którego szybko udało się wyminąć, nie wiedziałem jednak który jestem. Wydawało mi się, że może nawet pierwszy, skoro Sobas został za mną. Nie zastanawiałem się tym wtedy za bardzo. Czułem się dobrze i leciałem dalej swoje.
Biegło mi się bardzo dobrze. Jakoś za 13km, zaczynał się płaski, biegowy odcinek. Kilka kilometrów naprawdę płasko. I tam leciałem po 4minuty z groszem. Niewielkim, momentami blisko 4:00. Samopoczucie w porządku, taki drugi zakres. I to mi dodawało siły, kilometry mijały szybko i nawet przyjemnie W okolicach 18km zacząłem wyglądać punktu żywieniowego. Zjadłem duży żel DrWitt (200kcal) i kiedy już zacząłem myśleć, że wodopoju nie będzie wcale, pojawił się on - na zakręcie na 20,5km. Wypiłem sporo, napełniłem bukłak na dalszą drogę i wsunąłem kilka ćwiartek pomarańczy. Dowiedziałem się, że jestem drugi. Hmmm... kiedy ten Sobas mnie wyprzedził - myślałem. A może jednak jest nadal za mną i to ktoś inny? Szybko uciąłem te rozważania i ruszyłem dalej, żeby kontynuować swój dobry bieg. Tu już było pod górę, ale łagodnie, nadal można było biec dobrym tempem, a ja czułem się cały czas akceptowalnie dobrze, w komforcie. Mało kręcenia, szerokie długie proste. I nagle wyrosła przede mną ściana - Skalna Perć. Tu już nie było biegania tylko wspinaczka. Bardzo ładny i ciekawy, techniczny odcinek. Po zejściu zrobił się już 28km i chwila zbiegu do punktu, który był na 29,5km. Wjechał drugi żel (100kcal) i kawałek banana. Po raz kolejny obfite tankowanie z mojej strony. Było ciepło, a ja cały mokry już od dawna. Nawet z daszka od czapki kapał mi pot. Nie czułem się jednak jakoś mocno zagotowany czy odwodniony, w tej kwestii było wszystko pod kontrolą.
Ruszyłem dalej z myślą, że dookoła Radunii nie szarżuję, lekko nawet odpuszczam, zbierając siły na końcowy odcinek. W końcu to była tylko pętelka 5km i zawinięcie z powrotem do tego samego punktu. Minęło szybko. Na górze, na odsłoniętym fragmencie solidnie powiało - miłe orzeźwienie. Wsunąłem w siebie trzeci żel. Całkiem bezproblemowo, bo żołądek współpracował tego dnia idealnie. Jeszcze banan, cola (fajnie że była!) ze stolika i niby byłem gotowy na ostatni etap. Wyciągnąłem jeszcze od obsługi info co do rywali. Okazało się, że na prowadzeniu mocno leci Miłosz Szczęśniewski (nie wiedziałem, że startuje) i tu moja strata jest już 10 minut. Za mną kilka minut Jacek Sobas. Czyli jest dobrze! Dostałem wtedy mocnego kopa motywacji i ruszyłem żwawo. Wiedziałem, że mam teraz jeszcze 2 km biegu, a potem wspinaczka na Ślężę, dlatego chciałem dobrze wykorzystać ten odcinek. Minąłem kilku zawodników z 80km, bo nasze trasy się tu schodziły. Początek podejścia jeszcze biegłem, potem coraz bardziej szedłem, starałem się cisnąć, żeby ten mój marszobieg był jak najbardziej efektywny. Jest tam stromo, nie jest łatwo. Mijane dziecko zawołało za mną: "Wooaw! Mama patrz jaki ten Pan jest spocony" Najważniejsze, że za sobą nie widziałem, żeby ktoś się zbliżał. Będąc niedaleko szczytu słyszałem dźwięki z głośnika - tak, to już blisko! Wchodzę na pole szczytowe a tam... setki ludzi. Młodzież, księża, zakonnice... Jakaś Msza św. albo coś. W tym wszystkim nie wiedziałem gdzie mam biec. Chciałem jeszcze zahaczyć o wodopój. Podbiegłem do stolika pod namiotem a tam... ksiądz ze skarbonką. To nie ten namiot! Zacząłem się panicznie rozglądać wokoło i na szczęście udało się wypatrzeć już ten właściwy stolik. Przedarłem się przez tłum i wskazano mi właściwą drogę.
Czekały mnie ostatnie 4 km zbiegu po kamieniach. Odcinek niełatwy, trzeba uważać, ale też bez jakiejś większej tragedii. Za mną ciągle pusto. Dystans już się dłużył, miałem powoli dość. Nogi cierpiały, po raz pierwszy od bardzo dawna czułem lekkie kurcze w łydkach. Nawet na setkach mi się to nie zdarza. Wizja mety i drugiego miejsca była dobrą motywacją, żeby ciągnąć mocno do końca. Na kilometr przed metą minąłem narzeczoną z bratem. Nie zdążyli zejść na metę przed moim przybyciem Później mi powiedzieli, że nie sądzili, że jak tak szybko zbiegam po tych górach Fakt, kiedy ich mijałem kamienie się skończyły, było mocno w dół a ja już pod adrenaliną. Chwilowe mogło tam być i po 3:20 Meta w czasie 3:42:48. Drugie miejsce zdobyte czyli cel stanięcia na podium osiągnięty. I to wśród mocnych nazwisk! Okazało się, że Jacek Sobas biegł od razu przede mną, pomyliłem go z kimś innym i myślałem błędnie, że mam go za plecami. Niestety pomylił trasę i nadrobił ponad 1,5km. Wtedy go minąłem, a on stracił sporo z motywacji na ściganie Moje zmęczenie duże, a jakże by inaczej. Nogi mocno skasowane. Czyli wszystko w porządku i ogólnie zadowolenie
To był mój dzień na bieganie. Pobiegłem tak jak zaplanowałem czyli lekko pierwsza Ślęża a potem dociskam na płaskich odcinkach. Nie było bomby ani umierania. Wytrzymałem do końca. Wszystko zagrało. Fajnie, o to chodziło. Mój wynik 4 minuty gorszy od zeszłorocznego rekordu trasy (pobitego teraz mocno przez Miłosza). Wycena RMT dała mi 723pkt. czyli solidnie. Jak na formę obecnej jesieni to akurat. Mam nadzieję że w pełnej formie będę w stanie robić wyniki na 750 i więcej. Chciałbym...
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 29.09.2019 - Środa 02.10.2019
NIC
Po maratonie trzeba wypocząć. Co prawda nie czułem się totalnie zniszczony po tym biegu, bywało dużo gorzej, ale jednak siedzi we mnie to jeszcze do dzisiaj. Nogi nadal czuję. I jakoś nie bardzo mam wenę, żeby się ruszyć do treningu, coś pobiegać czy wystartować. Bardziej myślę już o przyszłym sezonie i nowych przygotowaniach. To chyba ewidentny znak, że czas na pauzę. Tak więc Październik to będzie roztrenowanie. Najpierw 2 tygodnie odpuszczę sobie zupełnie, może tylko jakaś siłownia albo rower jak pogoda pozwoli, później coś się zacznę ruszać, ale powrót do trenowania z planem będzie od listopada. A tutaj jeszcze fotka i profil z Ślężańskiego:
NIC
Po maratonie trzeba wypocząć. Co prawda nie czułem się totalnie zniszczony po tym biegu, bywało dużo gorzej, ale jednak siedzi we mnie to jeszcze do dzisiaj. Nogi nadal czuję. I jakoś nie bardzo mam wenę, żeby się ruszyć do treningu, coś pobiegać czy wystartować. Bardziej myślę już o przyszłym sezonie i nowych przygotowaniach. To chyba ewidentny znak, że czas na pauzę. Tak więc Październik to będzie roztrenowanie. Najpierw 2 tygodnie odpuszczę sobie zupełnie, może tylko jakaś siłownia albo rower jak pogoda pozwoli, później coś się zacznę ruszać, ale powrót do trenowania z planem będzie od listopada. A tutaj jeszcze fotka i profil z Ślężańskiego:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Przez 23 dnie nie biegałem. Sporo, ale mogłem sobie w tym roku pozwolić na solidne, totalne roztrenowanie. Wpadła kilka razy siłownia, rower, ale generalnie regeneracja. Teraz już coś zacznę się ruszać, ale prawdziwe przygotowania rozpoczynam dopiero w listopadzie.
Wtorek 22.10.2019
EASY
7,6km
Wtorek 22.10.2019
EASY
7,6km
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Po 5 tygodniach przerwy wracam. Najpierw były 3 tygodnie laby całkowitej bez biegania. Później 2 tygodnie gdzie robiłem już 3 wyjścia po 8-10km spokojnego easy. Tętno wysokie. Kolejne tygodnie to będzie pierwsza faza przygotowań. Treningowo same easy i siła. Powinienem się na nowo przyzwyczaić do biegania, obniżyć tętno rozbiegań i stopniowo zwiększać kilometraż. Do wiosennego maratonu sporo czasu, więc nie muszę się spieszyć i mogę na spokojnie wprowadzić się w trening.
Tworzą się plany startowe na przyszły rok. Zarys na wiosnę już mam, więcej napiszę niebawem. Jutro przystępuję do losowania na ZUKa. Może w końcu się uda w losowaniu
Poniedziałek 04.11.2019
EASY
10km ~4:44 ~HR147
Tempo nawet niezłe, odczuciowo aż tak lekko nie było. Tętno akceptowalne, ale na końcu już wyraźnie over 150.
Tworzą się plany startowe na przyszły rok. Zarys na wiosnę już mam, więcej napiszę niebawem. Jutro przystępuję do losowania na ZUKa. Może w końcu się uda w losowaniu
Poniedziałek 04.11.2019
EASY
10km ~4:44 ~HR147
Tempo nawet niezłe, odczuciowo aż tak lekko nie było. Tętno akceptowalne, ale na końcu już wyraźnie over 150.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 05.11.2019
Siłownia
1km + 40' obwód + 1km + 20' core&streching
Nogi dostały solidny ciężar, będą zakwasy Ogólnie moje roztrenowanie było na tyle długie, że aż już rwie mnie do treningu. A tu trzeba spokojnie zaczynać i tłuc powolne easy Na szczęście ja jestem cierpliwy Dziś ruszają zapisy do losowania na ZUKa. Może za 3 razem mnie wylosują
Siłownia
1km + 40' obwód + 1km + 20' core&streching
Nogi dostały solidny ciężar, będą zakwasy Ogólnie moje roztrenowanie było na tyle długie, że aż już rwie mnie do treningu. A tu trzeba spokojnie zaczynać i tłuc powolne easy Na szczęście ja jestem cierpliwy Dziś ruszają zapisy do losowania na ZUKa. Może za 3 razem mnie wylosują
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 06.11.2019
EASY
11,3km ~4:53/km
wracając do domu z pracy tramwajem (gdzie było nahajcowane do granic możliwości!) zrobiło mi się jakoś niedobrze i trzymało mnie do samego wieczora. Trening zrobiony, ale jakoś tak dziwnie mi było na żołądku Zapisałem się do losowania na ZUKa, jednak okazuje się że nie mogę liczyć na dodatkowe losy, bo kategoria "brałem dwukrotnie z niepowodzeniem udział w losowaniu w latach ubiegłych" ma jeszcze klauzulę "i nie brałem udziału w biegu". Ja w 2018 pobiegłem z listy organizatora, więc żaden bonus mi się nie należy. Szkoda. Moje szanse w losowaniu są bardzo małe. Liczę na łut szczęścia, ale nie będę płakał
EASY
11,3km ~4:53/km
wracając do domu z pracy tramwajem (gdzie było nahajcowane do granic możliwości!) zrobiło mi się jakoś niedobrze i trzymało mnie do samego wieczora. Trening zrobiony, ale jakoś tak dziwnie mi było na żołądku Zapisałem się do losowania na ZUKa, jednak okazuje się że nie mogę liczyć na dodatkowe losy, bo kategoria "brałem dwukrotnie z niepowodzeniem udział w losowaniu w latach ubiegłych" ma jeszcze klauzulę "i nie brałem udziału w biegu". Ja w 2018 pobiegłem z listy organizatora, więc żaden bonus mi się nie należy. Szkoda. Moje szanse w losowaniu są bardzo małe. Liczę na łut szczęścia, ale nie będę płakał
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
opornie to idzie póki co, ale biegam.
Czwartek 07.11.2019
EASY
6,6km ~4:58/km
Piątek 08.11.2019
Siłownia
1km + 40' obwód + 1km + 15' core&streching
Sobota 09.11.2019
wolne, donacja krwi
Niedziela 10.11.2019
EASY
7km ~4:53/km
Tydzień #1 był rozkręcający, ale wpadły 2 siłownie, więc jest ok.
Poniedziałek 11.11.2019
EASY
12km ~4:53/km ~HR157!!!
Tętno bardzo wysokie tutaj mimo, że biegło się całkiem dobrze. Dzień wolny to można było się wybrać do lasu a nie tłuc asfalt, jak to ma miejsce w tygodniu wieczorami.
Wtorek 12.11.2019
Siłownia
1km + 40' obwód + 15' core&streching
Środa 13.11.2019
wolne
Czwartek 14.11.2019
EASY
10,1km ~4:48/km ~HR151
Czwartek 07.11.2019
EASY
6,6km ~4:58/km
Piątek 08.11.2019
Siłownia
1km + 40' obwód + 1km + 15' core&streching
Sobota 09.11.2019
wolne, donacja krwi
Niedziela 10.11.2019
EASY
7km ~4:53/km
Tydzień #1 był rozkręcający, ale wpadły 2 siłownie, więc jest ok.
Poniedziałek 11.11.2019
EASY
12km ~4:53/km ~HR157!!!
Tętno bardzo wysokie tutaj mimo, że biegło się całkiem dobrze. Dzień wolny to można było się wybrać do lasu a nie tłuc asfalt, jak to ma miejsce w tygodniu wieczorami.
Wtorek 12.11.2019
Siłownia
1km + 40' obwód + 15' core&streching
Środa 13.11.2019
wolne
Czwartek 14.11.2019
EASY
10,1km ~4:48/km ~HR151
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 15.11.2019
wolne
Sobota 16.11.2019
START
2,2km + GR8' + 2x150 + 0,7km + 10,37km 44:46 ~4:18/km 5.miejsce ~HR184 + 1,7km
Dziewicza Góra, bieg 2. Długo wahałem się czy tutaj wystartować. Forma bardzo słaba, męczę się na rozbieganiach, więc po co się katować. Zdecydowałem się jednak, bo to jedyna opcja, żeby być może zaliczyć cały cykl. Z sześciu biegów trzeba mieć 4. Ja odpuściłem już pierwszy podczas roztrenowania, a w lutym prawdopodobnie też mnie nie będzie. Oczywiście ten cykl nie jest dla mnie jakoś bardzo ważny, ale lubię się na niego mobilizować. To jedna z najlepszych okazji do mocnego pobiegania po górkach w okolicy Poznania.
Start był mocno na luzie, dopiero jadąc na miejsce zastanawiałem się czy wszystko wziąłem Nie wiedziałem na co mnie stać, ostatnie easy szły opornie, ale liczyłem, że w atmosferze zawodów wycisnę z siebie więcej. Celowałem w treningowy bieg na sporym zmęczeniu i jakieś 46 minut. Zdecydowanie nie miałem pobiec na maksa. Od początku się pilnuję, żeby nie przesadzić z tempem. Pierwsze kółko na lekkiej rezerwie w 22:23. Złapałem fajną grupkę za którą się ciągnę. Zakładałem, że zwolnimy i tak też się stało. Po chwili to ja byłem na czele, bo tempo siadło. Biegłem swoje nie patrząc na rywali, dość już było tego wożenia na plecach. Otworzyła się furtka do dobrego miejsca, bo założyłem, że z tej naszej 5-6 osobowej grupy będę w czubie. Finalnie dwóch rywali trzymało się do końca całkiem nieźle. Jeden zafiniszował bardzo mocno i odpuściłem, z drugim udało się wygrać. 5 miejsce jak na obecną dyspozycję jest bardzo dobre. Cały bieg na dużym wysiłku (tętno 184), ale we względnym komforcie, tzn nie było rzeźbienia i dociskania na maksa. Na końcówce, ostatni kilometr, powalczyłem i trochę rzecz jasna mnie pod górkę zmogło, ale to było wszystko na akceptowalnym poziomie. Co ciekawe pobiegłem dwa identyczne pod względem czau okrążenia Te zawody pokazały, że jednak nie jest ze mną tak źle i organizm pamięta jak mocniej biegać.
Niedziela 17.11.2019
EASY
12km ~5:15/km ~HR147
Mięśniowo po sobocie byłem zniszczony na dupie Ciężko strasznie było biegać, ale odbębniłem swoje na koszmarnie wolnym tempie. Bywa. Tydzień #2 planowo na około 50km.
wolne
Sobota 16.11.2019
START
2,2km + GR8' + 2x150 + 0,7km + 10,37km 44:46 ~4:18/km 5.miejsce ~HR184 + 1,7km
Dziewicza Góra, bieg 2. Długo wahałem się czy tutaj wystartować. Forma bardzo słaba, męczę się na rozbieganiach, więc po co się katować. Zdecydowałem się jednak, bo to jedyna opcja, żeby być może zaliczyć cały cykl. Z sześciu biegów trzeba mieć 4. Ja odpuściłem już pierwszy podczas roztrenowania, a w lutym prawdopodobnie też mnie nie będzie. Oczywiście ten cykl nie jest dla mnie jakoś bardzo ważny, ale lubię się na niego mobilizować. To jedna z najlepszych okazji do mocnego pobiegania po górkach w okolicy Poznania.
Start był mocno na luzie, dopiero jadąc na miejsce zastanawiałem się czy wszystko wziąłem Nie wiedziałem na co mnie stać, ostatnie easy szły opornie, ale liczyłem, że w atmosferze zawodów wycisnę z siebie więcej. Celowałem w treningowy bieg na sporym zmęczeniu i jakieś 46 minut. Zdecydowanie nie miałem pobiec na maksa. Od początku się pilnuję, żeby nie przesadzić z tempem. Pierwsze kółko na lekkiej rezerwie w 22:23. Złapałem fajną grupkę za którą się ciągnę. Zakładałem, że zwolnimy i tak też się stało. Po chwili to ja byłem na czele, bo tempo siadło. Biegłem swoje nie patrząc na rywali, dość już było tego wożenia na plecach. Otworzyła się furtka do dobrego miejsca, bo założyłem, że z tej naszej 5-6 osobowej grupy będę w czubie. Finalnie dwóch rywali trzymało się do końca całkiem nieźle. Jeden zafiniszował bardzo mocno i odpuściłem, z drugim udało się wygrać. 5 miejsce jak na obecną dyspozycję jest bardzo dobre. Cały bieg na dużym wysiłku (tętno 184), ale we względnym komforcie, tzn nie było rzeźbienia i dociskania na maksa. Na końcówce, ostatni kilometr, powalczyłem i trochę rzecz jasna mnie pod górkę zmogło, ale to było wszystko na akceptowalnym poziomie. Co ciekawe pobiegłem dwa identyczne pod względem czau okrążenia Te zawody pokazały, że jednak nie jest ze mną tak źle i organizm pamięta jak mocniej biegać.
Niedziela 17.11.2019
EASY
12km ~5:15/km ~HR147
Mięśniowo po sobocie byłem zniszczony na dupie Ciężko strasznie było biegać, ale odbębniłem swoje na koszmarnie wolnym tempie. Bywa. Tydzień #2 planowo na około 50km.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 18.11.2019
EASY
10,5km ~4:54/km ~HR145
Lepiej!
Wtorek 19.11.2019
wolne
Planowanie sezonu 2020 trwa. Trzeba wybrać między tym co by się chciało a tym co możliwe Sprawy nieco komplikuje fakt, że lada moment zmieniam robotę i kwestie urlopowe nie będą na początku takie proste. ZUK już wypadł z kalendarza, nie wylosowali. W lutym duża szansa, że wpadnie mi wyjazd w Alpy na tydzień w terminie zarówno zimowego Forest Runa jak i Rudaw, więc te biegi też odpadają. Zatem ultra i trailu zimą za wiele nie będzie. Pozostaje na pewno cykl górskich dziesiątek na Dziewiczej Górze, ale to będą biegi treningowe. W takich okolicznościach stawiam na asfalt i celem nr 1 będzie ponownie PB w maratonie. Zeszłoroczne 2:38 w niełatwych warunkach pokazało mi, że moje możliwości są jeszcze dalej. Myślałem o maratonie zagranicznym, ale wyjazd hen daleko na wesele na koniec kwietnia zeżre mi trochę urlopu, a szkoda jechać na maraton np do Hamburga na szybcika tylko na weekend na 2 dni. Ja jak już jestem to wolę pozwiedzać Zostaje więc Polska i wybrałem Łódź, w której jeszcze nie biegałem. Do tego Gdynia, gdzie jestem już zapisany, zabookowany. Myślę czy do kompletu nie dorzucić dychy, terminowo pasowałby mi Wrocław. Tyle na razie zaplanowałem. Co sądzicie o takim zestawie???
07.03.2019 Dycha WroACTIV ???
29.03.2019 Półmaraton Gdynia
19.04.2019 Maraton Łódź
EASY
10,5km ~4:54/km ~HR145
Lepiej!
Wtorek 19.11.2019
wolne
Planowanie sezonu 2020 trwa. Trzeba wybrać między tym co by się chciało a tym co możliwe Sprawy nieco komplikuje fakt, że lada moment zmieniam robotę i kwestie urlopowe nie będą na początku takie proste. ZUK już wypadł z kalendarza, nie wylosowali. W lutym duża szansa, że wpadnie mi wyjazd w Alpy na tydzień w terminie zarówno zimowego Forest Runa jak i Rudaw, więc te biegi też odpadają. Zatem ultra i trailu zimą za wiele nie będzie. Pozostaje na pewno cykl górskich dziesiątek na Dziewiczej Górze, ale to będą biegi treningowe. W takich okolicznościach stawiam na asfalt i celem nr 1 będzie ponownie PB w maratonie. Zeszłoroczne 2:38 w niełatwych warunkach pokazało mi, że moje możliwości są jeszcze dalej. Myślałem o maratonie zagranicznym, ale wyjazd hen daleko na wesele na koniec kwietnia zeżre mi trochę urlopu, a szkoda jechać na maraton np do Hamburga na szybcika tylko na weekend na 2 dni. Ja jak już jestem to wolę pozwiedzać Zostaje więc Polska i wybrałem Łódź, w której jeszcze nie biegałem. Do tego Gdynia, gdzie jestem już zapisany, zabookowany. Myślę czy do kompletu nie dorzucić dychy, terminowo pasowałby mi Wrocław. Tyle na razie zaplanowałem. Co sądzicie o takim zestawie???
07.03.2019 Dycha WroACTIV ???
29.03.2019 Półmaraton Gdynia
19.04.2019 Maraton Łódź
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 20.11.2019
EASY
12,2 km ~4:49/km
Czwartek 21.11.2019
Siłownia
1km + 40' obwód + 1km + 10' core&stretching
Piątek 22.11.2019
wolne
Sobota 23.11.2019
EASY
13km po 4:51/km
Niedziela 24.11.2019
EASY
14,4km ~4:50/km plus 10x wbieg na rozmaite schody po drodze
Kolejne klepanie easy, tempo wchodzi w okolicach 4:50. Na szczęście tętno juz coraz bardziej poniżej 150. Tydzień #3 i 52km. W kolejnym w planie jest ciut więcej. Oby zdrowie było, bo na dworze robi się zło i morderczy wiatr Waga ostatnio bliżej 71kg, więc na roztrenowaniu poszły ze 2 kilo, ale luzik, wiem, że u mnie to zejdzie przy mocniejszych treningach i waga startowa na wiosnę będzie celowana w 68-69.
EASY
12,2 km ~4:49/km
Czwartek 21.11.2019
Siłownia
1km + 40' obwód + 1km + 10' core&stretching
Piątek 22.11.2019
wolne
Sobota 23.11.2019
EASY
13km po 4:51/km
Niedziela 24.11.2019
EASY
14,4km ~4:50/km plus 10x wbieg na rozmaite schody po drodze
Kolejne klepanie easy, tempo wchodzi w okolicach 4:50. Na szczęście tętno juz coraz bardziej poniżej 150. Tydzień #3 i 52km. W kolejnym w planie jest ciut więcej. Oby zdrowie było, bo na dworze robi się zło i morderczy wiatr Waga ostatnio bliżej 71kg, więc na roztrenowaniu poszły ze 2 kilo, ale luzik, wiem, że u mnie to zejdzie przy mocniejszych treningach i waga startowa na wiosnę będzie celowana w 68-69.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 25.11.2019
EASy
13,1 km 1:01:32 ~4:41/km ~HR148
Wtorek 26.11.2019
EASY
12,2km 57:54 ~4:44 ~HR144
Po raz pierwszy od dawna biegałem z muzyką w uszach i efekt od razu widoczny - tempo 4:4x/km wjechało Biega mi się coraz lepiej, ale też wiedziałem, że tak będzie. Czasu do maratonu mam dużo, całe przygotowania to 24 tygodnie, które podzieliłem na 4 fazy po 6 tygodni. Leci mi czwarty tydzień truchtania czyli pierwszej, spokojnej, wprowadzającej części. Cel jest jasny, ambitny - maraton w...
>>2:35<<
EASy
13,1 km 1:01:32 ~4:41/km ~HR148
Wtorek 26.11.2019
EASY
12,2km 57:54 ~4:44 ~HR144
Po raz pierwszy od dawna biegałem z muzyką w uszach i efekt od razu widoczny - tempo 4:4x/km wjechało Biega mi się coraz lepiej, ale też wiedziałem, że tak będzie. Czasu do maratonu mam dużo, całe przygotowania to 24 tygodnie, które podzieliłem na 4 fazy po 6 tygodni. Leci mi czwarty tydzień truchtania czyli pierwszej, spokojnej, wprowadzającej części. Cel jest jasny, ambitny - maraton w...
>>2:35<<
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Uuuu, trochę mam do nadrobienia Długo nie pisałem, ale spokojnie - nic się złego nie stało. Po prostu miałem bardzo ciężkie 2 tygodnie. Czas na bieganie jakoś udawało się znaleźć, ale na neta, forum już bardzo niewiele. Zresztą nie było za bardzo o czym pisać. Ot, truchtanie w pierwszym zakresie i siłownia. Najważniejsze, że udało się zrealizować cel na tę pierwszą fazę - po długim roztrenowaniu rozkręcić się i rozpędzić tempa na rozbieganiach do 4:4x na niskim tętnie <145. W skrócie:
Środa 27.11.2019
Siłownia
1km + 50' obwód + 1km
Czwartek 28.11.2019
wolne
Piątek 29.11.2019
LONG
22km 1:44:47 ~4:46/km ~HR151 +/-260m
Sobota 30.11.2019
wolne
Niedziela 01.12.2019
11,2km ~4:50 ~HR144
Tydzień#4 60,5km
Poniedziałek 02.12.2019
wolne
Wtorek 03.12.2019
13km ~4:38/km ~HR148
Środa 04.12.2019
13,2km ~4:42/km ~HR147
Czwartek 05.12.2019
Siłownia
1km + obwód 45' + stretching 15'
Piątek 06.12.2019
9,5km ~4:47/km ~HR147
Sobota 07.12.2019
8,5km ~5:15/km jako kibic na biegu mikołajkowym
Niedziela 08.12.2019
10,1km ~5:05/km wcześnie biegane i ciężko było
Tydzień #5 55,3km
Środa 27.11.2019
Siłownia
1km + 50' obwód + 1km
Czwartek 28.11.2019
wolne
Piątek 29.11.2019
LONG
22km 1:44:47 ~4:46/km ~HR151 +/-260m
Sobota 30.11.2019
wolne
Niedziela 01.12.2019
11,2km ~4:50 ~HR144
Tydzień#4 60,5km
Poniedziałek 02.12.2019
wolne
Wtorek 03.12.2019
13km ~4:38/km ~HR148
Środa 04.12.2019
13,2km ~4:42/km ~HR147
Czwartek 05.12.2019
Siłownia
1km + obwód 45' + stretching 15'
Piątek 06.12.2019
9,5km ~4:47/km ~HR147
Sobota 07.12.2019
8,5km ~5:15/km jako kibic na biegu mikołajkowym
Niedziela 08.12.2019
10,1km ~5:05/km wcześnie biegane i ciężko było
Tydzień #5 55,3km
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 09.12.2019
12,1km ~4:43 ~HR145
Wtorek 10.12.2019
8,1km ~4:45/km ~HR146
Środa 11.12.2019
10,3km ~4:39/km ~HR147
Czwartek 12.12.2019
Siłownia
1km + obwód 45' + 1km + stretching 10'
Piątek 13.12.2019
wolne
Sobota 14.12.2019
Dziewicza Góra Bieg 3
2,5km + 2x100 + GR 8' + 0,6km + 10,35km 43:25 +/-210m 4. miejsce + 1,5km
Pierwsze kółko pilnowałem, żeby biec spokojnie, w 21:30 (minutę szybciej niż miesiąc temu!) na bardzo dużym luzie, drugie też bez żyłowania, na sporej rezerwie. Dobry znak. Na prostych dość komfortowo wchodziło chwilami tempo 3:30. Oczywiście pod górkę było zmęczenie fest, ale bez piłowania i pod kontrolą. Dobry bieg w moim wykonaniu. Zmęczenie spore, szczególnie mięśniowo byłem zrobiony przez kolejne dwa dni.
Niedziela 15.12.2019
12,6km ~5:00/km
Tydzień #6 60,2km
12,1km ~4:43 ~HR145
Wtorek 10.12.2019
8,1km ~4:45/km ~HR146
Środa 11.12.2019
10,3km ~4:39/km ~HR147
Czwartek 12.12.2019
Siłownia
1km + obwód 45' + 1km + stretching 10'
Piątek 13.12.2019
wolne
Sobota 14.12.2019
Dziewicza Góra Bieg 3
2,5km + 2x100 + GR 8' + 0,6km + 10,35km 43:25 +/-210m 4. miejsce + 1,5km
Pierwsze kółko pilnowałem, żeby biec spokojnie, w 21:30 (minutę szybciej niż miesiąc temu!) na bardzo dużym luzie, drugie też bez żyłowania, na sporej rezerwie. Dobry znak. Na prostych dość komfortowo wchodziło chwilami tempo 3:30. Oczywiście pod górkę było zmęczenie fest, ale bez piłowania i pod kontrolą. Dobry bieg w moim wykonaniu. Zmęczenie spore, szczególnie mięśniowo byłem zrobiony przez kolejne dwa dni.
Niedziela 15.12.2019
12,6km ~5:00/km
Tydzień #6 60,2km